Kolejna noc i znowu to samo. Ale już nie wytrzymywałem tego wszystkiego. Jak zwykle nakupowałem alkoholu i całą noc płakałem. Bo mimo wszystko, chociaż mogłem to skończyć, ja zwyczajnie nie chciałem. Moja podświadomość wręcz krzyczała 'Jiyong idioto, możesz i chcesz. Dasz radę!'. Ale ją olałem. Była zdradziecką suką, bo to wszystko jej wina.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy po moim wymarzonym awansie. Miałem wtedy wszystko czego chciałem. Dom, samochód, dziewczynę. Ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Mój szef. I nie chodziło o to że był jakimś wrednym chujem, tylko o to że gdy tylko na niego spojrzałem po prostu kolana mi miękły a serce przyspieszało dwukrotnie. Na początku myślałem że to tylko strach przed nim, bo przecież był moim szefem, ale pewnego razu gdy chciał ze mną porozmawiać usiadłem naprzeciwko niego po drugiej stronie biurka i wtedy wszystko zrozumiałem. Gdy tylko spojrzałem w jego oczy. Mówiąc wprost wpierdoliłem się. I to bardzo. Byłem zakochany. I to w facecie, który na dodatek był moim szefem. Uświadamiając to sobie, nie pomyślałem nawet o mojej dziewczynie. Zwyczajnie o niej zapomniałem. Przypomniała mi ona sama dzwoniąc po kilku dniach.
- Hej kotku, co u ciebie? Ja rozumiem że nie masz czasu, ale mógłbyś chociaż napisać smsa.
- Przepraszam Eunbin, ale ja... nie wiem jak ci to powiedzieć.
- O co chodzi?
- Naprawdę przepraszam. Nie chciałem żeby tak wyszło, ale ja... ja zakochałem się.
- W tej rudej lasi z recepcji? Wiedziałam że to kurwa. Na razie. Nie chcę cie znać.
Łatwo poszło. Nawet się tym nie przejąłem. Cały czas myślałem tylko o nim. O najseksowniejszym facecie jaki chodził po tej planecie. Choi Seunghyunie. Przyćmiewał resztki mojego zdrowego rozsądku, który już dawno zatracił się w jego spojrzeniu. Pozostawała mi moja podświadomość, która nie miała za grosz rozsądku. Ona sprawiła że któregoś dnia zaprosiłem go do siebie na piwo. Od razu się zgodził. Tej pamiętnej soboty, czekałem na niego u siebie. Zjawił się pod wieczór. Wypiliśmy kilka butelek piwa. Potem jeszcze jakieś drogie wino które przyniósł. Nie kontrolując sam siebie, przysunąłem się bliżej a on objął mnie ramieniem. Popatrzył prosto w moje oczy i właśnie wtedy ta szmata się odezwała 'całuj, całuj'. No a ja oczywiście jej posłuchałem. Niespodziewanie jednak, on zaczął mnie całować bardziej namiętnie. Przesunął się tak, że po chwili leżałem na plecach a on nade mną. Zaczęło się dość niewinnie w porównaniu z tym co było potem. Cała noc dzikiego seksu z facetem moich marzeń. Wtedy czułem że żyję. Nie to co rano. Bolało mnie dosłownie wszystko. A w dodatku kac. Myślałem że umrę. Jednak on, śpiący obok w moim łóżku. Patrzenie na niego. To sprawiało że nie myślałem o tym całym bólu. Ale ból fizyczny w niczym nie dorównywał temu który on zadał mi potem. Znowu kierując się moją spaczoną podświadomością, wyznałem mu wszystko. Na początku śmiał się, a potem powiedział "chociaż wiesz co? Jak kiedyś będziesz chciał, możemy to powtórzyć. Jesteś niesamowity~ ale na prawdę, nie licz na nic więcej. Nie jestem gejem". W tamtym momencie chciałem się po prostu rozpłakać jak dziecko. Powstrzymałem się aż do momentu gdy ubrał się i wyszedł. I to była pierwsza, z wielu nocy jak ta. Gdy tylko piłem i płakałem. Ale nigdy nie powiedziałem mu jak się z tym czuję. Z wiecznym wykorzystywaniem tego, że byłem w nim zakochany, dla 'rozładowania napięcia'. Przez jakiś czas dawało mi to swego rodzaju szczęście. Ale potem zdałem sobie sprawę że nigdy nie będę miał tego, czego tak bardzo pragnąłem. Bo jego serce należało do kogoś innego. Do jego przyszłej żony. Która na dodatek była z nim teraz w ciąży. Mimo tego, nadal robiłem sobie nadzieję, że pewnego razu on też mnie pokocha. Zawsze gdy o tym myślałem po chwili zaczynałem płakać. Przez to jak głupi jestem myśląc że to się kiedyś stanie. Zwykły, naiwny idiota. Jednak gdyby nie to, już dawno bym nie żył. Zawsze ta głupia nadzieja powstrzymywała mnie od tego by skończyć z moim marnym życiem. Jeszcze był mój wspaniały przyjaciel, Youngbae. Zawsze starał się mnie wspierać. I zawsze był przy mnie gdy najbardziej go potrzebowałem. Czasami dziwiłem się że się zaprzyjaźniliśmy, zważając na to w jakich okolicznościach się poznaliśmy. Roznosił kawę w firmie w której pracowałem. Właśnie wtedy po raz pierwszy i ostatni zrobiłem to z Seunghyunem w jego biurze. Gdy ja leżałem na jego biurku a on nade mną już prawie doprowadzając mnie do orgazmu, wszedł Youngbae z ogromną ilością papierów w ręku które od razu znalazły się na podłodze. Wybełkotał przeprosiny i wyszedł. Wtedy Choi kazał mi jak najszybciej go znaleźć i mu wszystko wyjaśnić. Nie miałem wyboru. Zastanawiało mnie tylko co, i jak mu powiedzieć. Przecież gdybym go okłamał, od razu by to wyczuł. Nie umiałem kłamać. Nigdy mi to nie wychodziło. Nie pozostało mi nic innego jak powiedzieć mu prawdę. Chciałem tylko w skrócie to wszystko opowiedzieć, jednak skończyło się na tym że opowiedziałem mu każdy szczegół. Jedynie oszczędzając mu łóżkowych przeżyć. Nie spodziewałem się tego że przytuli mnie, poda chusteczki i wyzna jak bardzo denerwują go kobiety w pracy wiecznie zapraszające go na kawę czy lunch, bo sam wolał facetów. Zdziwiłem się że tak otwarcie się do tego przyznał. Ja bym w życiu tego nikomu nie powiedział. On był wyjątkiem, tak z przymusu. Zresztą i tak wszystko widział. Jakiś czas później rzucił pracę w tej firmie, twierdząc że nie ma ochoty patrzeć dłużej na tą świnię. Spełnił w końcu swoje marzenie o posiadaniu własnej pizzeri. W sumie dobrze na tym wyszedł. A ja nadal musiałem znosić pracę tutaj. Właściwie nie tyle co musiałem a chciałem. Nie tylko ze względu na to co łączyło mnie z szefem, ale też przez to ile starałem się o ten awans i przez to ile zarabiałem. Mogłem pozwolić sobie na wszystko czego chciałem. Oprócz tego jednego, czego za pieniądze nie kupię. Ostatnio mieliśmy, mówiąc wprost, ostry zapierdol w pracy. Zero odpoczynku. Praca po godzinach nagle stała się czymś naturalnym i nie oznaczała pieprzenia się z szefem. Przez cały ten czas miałem od tego spokój. Jednak nie od niego. Taki nawał pracy sprawiał że musiałem spędzać z nim jeszcze więcej czasu niż zwykle. Czasami zasypiał zmęczony w swoim fotelu. Wtedy nie mogłem oprzeć się pokusie by po prostu go przytulić i powiedzieć mu że go kocham. Chociaż wiedziałem że i tak tego nie usłyszy. Nawet gdyby nie spał i wykrzyczałbym mu to prosto w twarz, nie usłyszałby. Bo nie chciał. Nie chciał nawet zrozumieć tego co czuję. Miał mnie jedynie za tępego pomiota którego raz na jakiś czas może wyruchać. I to bolało najbardziej. Bo co z tego że miałem go w łóżku jeżeli on nie miał mnie w swoim sercu? Irytowałem sam siebie swoim zachowaniem. Tym że nie chciałem by to się skończyło. Miałem wrażenie że wtedy bym załamał się całkiem. Dlatego biegałem do niego jak posłuszny piesek gdy tylko mu się zachciało. Nie chciałem go stracić.
Seunghyun zatrudnił kilku nowych pracowników. Czterech świeżo upieczonych absolwentów studiów. Był to dobry pomysł, bo mieliśmy mnóstwo pracy a oni w jakiś sposób nas odciążyli. Kilka dni po ich zatrudnieniu szef poprosił bym został na chwilę gdy skończę pracę. Wiedziałem doskonale jak to się skończy. Pojechaliśmy jak zwykle do jakiegoś love hotelu. I ten schemat co zawsze, recepcja, pokój, seks. Po wszystkim jednak niemile mnie zaskoczył. - Jiyong. - nadal ciężko było mu złapać oddech. - bo ja... my... my musimy to skończyć.
Poczułem się dosłownie jakbym dostał w twarz. Jak niepotrzebny śmieć. Jak piesek który znudził się swojemu panu, więc ten wyjebał go na śmietnik. Już nawet nie starałem się powstrzymywać łez.
- Dlaczego? - wydusiłem z siebie po dłuższej chwili.
- Biorę ślub. W dodatku Soohee urodzi za dwa miesiące. Będę ojcem. Soohee zawsze marzyła o tym by pójść do ołtarza w ciąży. Cieszę się że pomogłem spełnić jej marzenia.
- Przynajmniej ona może być szczęśliwa. - bolało mnie to co sam powiedziałem. Schowałem twarz w poduszce i płakałem. Nigdy nie robiłem tego przy nim, chociaż często miałem ochotę. Ale tym razem nie wytrzymałem. Nikt by nie wytrzymał.
- Stary, przestań.
- Nie.
Wstałem, ubrałem się i nie myśląc o tym że jest 3 w nocy wybiegłem na ulicę a potem poszukałem pierwszego lepszego marketu. Kupiłem dwie butelki jakiegoś taniego wina i usiadłem na chodniku osuszając dwie butelki w ekspresowym tempie. Naprawdę aż tak głupi byłem myśląc że alkohol mi pomoże? Byłem tak bardzo załamany że zapomniałem nawet jak dojść do własnego domu. Prostszą i mniej odpowiedzialną decyzją było przespanie się na pierwszej lepszej ławce na dworcu. Nie wiem nawet jak i kiedy wróciłem następnego dnia do domu. Cała moja nadzieja wtedy umarła. Ja pragnąłem tego samego. Chciałem po prostu zginąć. Nie czuć się już tak okropnie. Całego tego bólu. Stałem na balkonie w samych bokserkach i koszulce. Nawet nie zauważyłem że zaczęło padać. Oceniałem wysokość gdy nagle ktoś złapał mnie w pasie i wniósł do środka.
- Jiyong, pojebało cię? Mogłeś spaść.
- Tego chciałem.
- Przecież byś się zabił.
- Właśnie tego chciałem. - miałem wrażenie że brzmiałem jak obłąkany.
- Przestań. Wiem że wcale tego nie chciałeś.
- Niby skąd?
- Nie wahałbyś się.
- Nie wahałem się.
- Dobra, nieważne. Lepiej powiedz co ci strzeliło do głowy.
Już prawie przestałem płakać i nagle znowu tępo patrzyłem w jakiś punkt a łzy same spływały po policzkach.
- Jiyong?
Załkałem cicho a po chwili schowałem twarz w dłoniach. Youngbae zrobił to, czego mi w tej chwili tak bardzo brakowało. Przytulił mnie mocno do siebie. Objąłem go trzęsącymi się rękoma.
- On się żeni.
- Mówiłem. Mogłeś to wszystko skończyć.
- Nie mogłem. Za bardzo go kocham.
- Nadal?
- Tak.
- Oh Jiyong, i co ja mam z tobą zrobić?
- Pozwól mi umrzeć.
- Nigdy. Jesteś dla mnie zbyt ważny.
- Ja?
- Tak Ji.
- Sądziłem że już nikogo nie obchodzę.
- To, że jego nie obchodzisz, nie znaczy że innych też.
- Ale chciałem być dla niego kimś więcej niż tylko sex-przyjacielem.
- Dobrze wiedziałeś że nic z tego.
- Niby tak. Ale jestem idiotą i robiłem sobie nadzieje.
- Niepotrzebnie.
- Teraz to wiem.
- Ji, - przysunął mnie bliżej siebie i posadził na kolanach. - musisz rzucić tą pracę.
- Nie.
- Tak. Nie pozwolę byś zadręczał się ciągle na niego patrząc. To będzie cię tylko niszczyć.
- Ale przecież bez pracy wyląduje na ulicy.
- Zatrudnię cię u mnie w pizzerii.
- Ta? I co niby miałbym tam robić? Nie umiem nawet zagotować wody na herbatę.
- Możesz sprzedawać albo dostarczać jedzenie.
- A myślisz że utrzymam dom z pensji z pizzerii?
- Zawsze możesz go sprzedać i kupić coś mniejszego. Lub...
- Lub?
- Zamieszkać ze mną.
- No nie wiem.
- To pomyśl nad tym. Czy nie fajnie byłoby zacząć wszystko od nowa? Wtedy szybko byś o wszystkim zapomniał.
- Fajnie by było.
- Bardzo. - przytulił mnie mocniej.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Zawsze ci pomogę.
Ucieszyło mnie to że jednak jest ktoś kto chciał mi pomóc. Ktoś dla kogo jednak coś znaczyłem. Ktoś komu jestem potrzebny.
Odprowadziłem mojego przyjaciela do drzwi bo musiał już wychodzić. Przytulił mnie na pożegnanie.
- Proszę, nie rób nic głupiego. Masz dla kogo żyć.
- Teraz już to wiem.
- I bardzo dobrze.
Jak zawsze, niezwykle mi pomógł. Rano złożyłem wypowiedzenie z pracy i poczułem się wolny od tego wszystkiego. W końcu. Do wypowiedzenia dorzuciłem jeszcze kopertę z listem dla Seunghyuna. Ironicznie dziękując mu w nim za to że złamał mi serce. Dorzuciłem też życzenia z okazji ślubu. Chociaż tak na prawdę życzyłem mu najgorszego. Ludzie mają rację że między miłością a nienawiścią jest cienka granica. Przekonałem się o tym doskonale. Po południu pojechałem do Youngbae. Bo dopiero wtedy miał czas. Nakupowałem wszelakie rodzaje alkoholu.
- Hej, patrz co mam!
- Widzę że już ci lepiej.
- No trochę.
- Trochę?
- Nieważne, chodźmy pić. Chce to uczcić.
- Z przyjemnością.
Wypiłem już na prawdę sporo. Youngbae też. Nawet nie wiem jakim sposobem znalazłem się na jego kolanach przytulając go.
- Ji.
- Hm?
- Złaź.
- Czemu? Ja nie chcę.
- Ale ja chcę żebyś zszedł.
- Nie.
- Bo cię zrzucę.
- Jas... - i leżałem na podłodze. Dobrze że miał dywan. Wyciągnąłem rękę w jego kierunku. - przewróciłeś mnie to teraz pomóż mi wstać.
Złapał mnie za rękę a ja szarpnąłem ją na tyle mocno że przewrócił się na mnie. Chwilę próbował ogarnąć co się stało. Gdy w końcu mu się udało patrzył na mnie przerażony a nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. Nie wiem dlaczego ale nagle poczułem ochotę by go pocałować. I tak zrobiłem. Od razu wstał i uciekł do łazienki. Usłyszałem dźwięk zamykania drzwi na klucz. Chwiejnym krokiem dotarłem pod drzwi łazienki.
- Youngbae! Wyłaź!
- Nie.
- Dlaczego?
- Czemu to zrobiłeś?
- Ale co?
- Pomyśl.
- A... tak chciałem.
Otworzył drzwi.
- I tylko dlatego? Nie baw się moimi uczuciami.
- O czym ty mówisz?
- Jezu Jiyong, jesteś tak głupi.
- No to wiem.
- Kocham cię idioto.
- Co... - zatkało mnie.
- To. Właśnie dlatego, proszę, nie rób tego więcej. Nie chcę by to się skończyło tak jak z Seunghyunem.
- A jak będę chciał?
- Nie.
- Proszę.
- Nie do cholery, ja też mam uczucia, wiesz? I też dużo rzeczy chciałbym zrobić ale nie mogę. - Czemu nie możesz?
- Bo właśnie leżałbyś nagi na tamtej kanapie jęcząc.
- No to śmiało.
- Nie.
- Bo?
- Nie, bo wiem że ty nie czujesz tego samego co ja.
Objąłem ramionami jego szyję i znowu pocałowałem.
- To pozwól mi cię pokochać~
- Ale my... my się przyjaźnimy. Serio chcesz to zniszczyć?
- Jeżeli będziesz szczęśliwy, to tak.
Wtulił się mocno we mnie. Poczułem jak jego łzy przenikają przez materiał mojej koszulki. Pogłaskałem go po głowie.
- Nie płacz.
- Dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz