czwartek, 25 grudnia 2014

I have died only to find I've come alive" [Sam x Teo, Lunafly]

Byłem głodny. A Teo znowu nie było w domu. Jak prawie każdej nocy. No nic, musiałem robić jedzenie sam. A nie byłem w tym najlepszy więc najbezpieczniejszą opcją były kanapki. Ciężko coś w nich popsuć, ale mi to oczywiście się udało, bo wziąłem już psujący się chleb. Jak mogłem to przeoczyć? No to zostają mi płatki. Z nimi miałem więcej szczęścia. Zasiadłem na kanapie przed telewizorem i szukałem jakichś programów. Była już prawie pierwsza w nocy a mi nadal nie chciało się spać. Myślałem że tym razem doczekam się powrotu Teo, jednak się myliłem. Znowu wrócił gdy ja smacznie spałem. Niby mieszkaliśmy razem od roku, a ja nadal nie wiedziałem gdzie znika na całe noce. Poza tym że podobno wtedy 'pracuje'. Jakoś nie miałem pomysłu co mógłby robić w nocy. Bo oczywiście chodził do tej pracy kiedy mu się chciało. Każdy by go wtedy wywalił. Może kiedyś się dowiem. Mam nadzieję. Chociaż na razie nie chce mi powiedzieć. Zawsze gdy tylko zaczynam go o to pytać jakoś się wykręca lub nie odzywa się do mnie. Raz zrobiłem mu o to taką małą awanturę to nie odzywał się z 3 dni. Ale w końcu nie wytrzymując przeprosiłem go (chociaż niezbyt wiedziałem czy to było szczere, bo nawet nie wiedziałem za co mam go przepraszać). Wiedziałem że był zbyt uparty by pierwszym się odezwać. Wszystko potem było w porządku.
- Hej Sam, co robisz?
- Właściwie to... nic takiego. - starałem się zakryć kartki leżące na stoliku przy którym siedziałem.
- Na pewno?
- N-na pewno. - powiedziałem lekko zdenerwowany.
- Ah, jasne. Masz dziś czas?
- Oczywiście.
- To świetnie! Pójdziemy na zakupy!
- Dobrze
Wyraźnie szczęśliwy wyszedł do łazienki. Odetchnąłem z ulgą, nie chciałem żeby zobaczył teksty moich piosenek. Mógłby się wtedy za dużo dowiedzieć. Przemierzając z moim przyjacielem centrum handlowe cały czas czułem i widziałem to, jak większość kobiet patrzy lub ogląda się za nami. Właściwie to za Teo. Ciągle się do niego uśmiechały, a on zwyczajnie je ignorował. Nie było to zbyt miłe, ale normalne dla niego. Zawsze to robił. Wychodząc z jednego ze sklepów zaczepiła nas jakaś starsza pani. Popatrzyła na nas spod małych okularków.
- Oh, jaka ładna z was para. Jesteś na prawdę śliczna - uśmiechnęła się w kierunku Teo.
- Przepraszam panią, ale my nie...
- Nie próbuj zaprzeczać, ja wyraźnie widzę. - no chyba niezbyt.
- Ale on jest facetem...
- Co? Jak to? Przecież on... on wygląda jak dziewczynka! Co się dzieje z tym światem... - i odeszła podpierając się laską, machając torebką i wyklinając na cały świat. A my jak zwykle w takich sytuacjach zaczęliśmy się śmiać. To nie pierwsza taka sytuacja. No ale co się dziwić skoro Teo rzeczywiście wygląda dosyć...dziewczęco. Ale to wina jedynie tego że ma dłuższe włosy i nie brak mu uroku. Wręcz pała od niego aegyo. Mimo że nawet się nie stara być przesadnie słodkim. Ale cóż ja poradzę na to, że wiecznie to co robi jest przeurocze? Nic. Mogłem jedynie podziwiać to z daleka.
Gdy w końcu wróciliśmy do mieszkania był już prawie wieczór.
- Wychodzisz dzisiaj?
- Nie, nie chcę mi się.
- To dobrze. Zrobiłbym coś do jedzenia, no ale wiesz... ja mam dwie lewe ręce do gotowania.
- Już idę.
- Uh, dzięki.
Byłem mu wdzięczny za to że on zawsze robił jedzenie. Bo mi to kompletnie nie wychodziło. Zrobił pyszną wołowinę. Kochałem jego kuchnie. Była wręcz uzależniająca. Jak i on sam. Szczerze mówiąc, wiedziałem że coś do niego czułem, ale nadal nie wiedziałem co. Nie wiedziałem czy to było zwykłe przyzwyczajenie, pożądanie.. czy może już miłość? Nie rozumiałem sam swoich uczuć. I to czasami nie dawało mi spokoju. Do tego stopnia że nie mogłem się skupić na najprostszych rzeczach jak chociażby zaśnięcie.
Kolejne kilka dni minęło mi normalnie. Ale o wiele spokojniej bo Teo ani razu nie wyszedł z domu na noc. Lecz, jak zwykle nie mogło to trwać wiecznie i znowu zaczął znikać. Ostatnio nawet coraz bardziej systematycznie. W końcu moja ciekawość mnie przerosła. Postanowiłem go śledzić. Gdy wyszedł z mieszkania szybko założyłem starą, ciemną kurtkę i wyszedłem po cichu z mieszkania. Przed blokiem starałem się odnaleźć wzrokiem to rude stworzenie. Udało mi się. Ruszyłem powoli w jego kierunku. Wsadzając rękę do kieszeni poczułem małe pudełko. Papierosy? Musiały zostać tu odkąd znudziło mi się palenie. Co właściwie nie trwało długo, bo jakiś tydzień. Ale teraz idealnie mi się przydadzą. Z papierosem moje szanse na to że mnie rozpozna, zmniejszały się. Kilka zapałek też się znalazło. Więc znowu z tym świństwem w ręku szedłem dalej. Śledząc go dotarłem do jakiejś małej, ciasnej uliczki. Teo po prostu ustał sobie przy ścianie rozglądając się. Spuściłem szybko głowę i zacząłem kopać kamyk. Nie było tam wielu ludzi. Jakby wyraźnie na kogoś czekał. I właśnie się chyba doczekał. Podjechał jakiś samochód, a z niego wysiadła kobieta w jasnym futrze. Podeszła do Teo i złapała go za rękę prowadząc wprost do swojego sportowego auta. W połowie drogi Teo zatrzymał się patrząc na mnie z opadniętą szczęką.
- Teo?
- Czekaj na mnie w domu. - z niewiadomych przyczyn powiedział to do mnie po koreańsku.
I zniknął za drzwiami samochodu tej tlenionej blondyny. Byłem lekko zdziwiony, ale nie pozostawało mi nic innego jak wrócić do domu i czekać. Całą noc czekałem, a jego nadal nie było. A jeżeli coś mu się stało? Postanowiłem do niego zadzwonić, zawsze odbierał choćby nie wiem co. No i właśnie zacząłem się martwić bardziej, wręcz panikować. 'Użytkownik znajduje się poza zasięgiem..'. Wybiegłem z domu ledwo zarzucając coś na siebie. Przez chwilę zastanawiałem się gdzie mógłby być. Southampton było spore. Mógł być wszędzie. Pierwsze co mi wpadło do głowy to miejsce gdzie wczoraj zabrała go ta dziewczyna. Przypominając sobie drogę wręcz tam pobiegłem. Nie było już nikogo. Poza Teo który leżał cały brudny, bez kurtki na jakimś kawałku kartonu. Wyglądał dosłownie jak przysłowiowe siedem nieszczęść. Szybko podbiegłem w jego kierunku szturchając go w ramie. Nie ruszał się. Przestraszyłem się. Bardzo. Już wystukiwałem numer na pogotowie, gdy nagle się ruszył. Odetchnąłem z ulgą, tylko spał.
- Teo? Halo, żyjesz?
Nie odpowiedział. Zdjąłem kurtkę, przykryłem go i wziąłem na ręce.
Na prawdę cudem dostałem się do domu. W końcu otworzenie drzwi z Teo na rękach było nie lada wyzwaniem. Usiadłem z nim na kanapie i wtedy się obudził.
- Sam? Gdzie jestem?
- W domu.
- Jak to? I czemu siedzę u ciebie na kolanach?
- Przyniosłem cię.
- Aha... J-ja chcę iść spać.
- Nie. Musisz się najpierw umyć.
- Ale ja nie chcę, z resztą nie mam na to siły. - oparł głowę o moje ramię.
- To ci pomogę.
- Nie.
- Czemu?
- Bo nie chcę.
- Nie masz wyjścia.
Wstałem nadal trzymając go w ramionach i udałem się w kierunku łazienki. Wzdrygnął się nerwowo i spojrzał na mnie lekko przerażony.
- Coś nie tak? Przecież nic ci nie zrobię. - uśmiechnąłem się do niego.
Uspokoił się. Nalałem wody do wanny, rozebrałem go i wsadziłem do wody. Umyłem dokładnie całego jego ciało i włosy, a on prawie zasypiał. Wytarłem go i znowu uniosłem.
- Nie chcę spać sam. - wymamrotał cicho gdy szedłem w stronę jego pokoju.
Ostrożnie położyłem go na moim łóżku. Od razu zasnął. A ja nie wiedziałem co zrobić. Chwilę po prostu stałem i przyglądałem się mu. Spojrzałem na zegarek. Była 13. Nie miałem nic do roboty, więc znowu tylko czekałem. Tym razem na to aż się obudzi. Chciałem dowiedzieć się co się stało.
Było już ciemno. Położyłem się naprzeciw Teo i przyglądałem się jego twarzy. Chciałem ogarnąć kosmyk włosów z jego twarzy, ale w tym samym momencie, budząc się, ospale zamrugał oczami. Poczułem się głupio i odsunąłem rękę.
- Wyspałeś się?
- Nawet.
- Um, Teo..
- Tak?
- Co się stało wczoraj?
Milczał i odsunął wzrok ode mnie.
- Wiesz, jeżeli nie chcesz, nie musisz mówić. Powiedz tylko kim była ta kobieta.
- N-nie..ja powiem ci wszystko. Spotykałem się z nią, a ona mnie utrzymywała. Po prostu dotrzymywałem jej towarzystwa. Wiem że to trochę bez sensu, ale póki płaciła było dobrze.
- A czy wy...
- Czasami. Ale jakoś... to nie było to. - oh, o czym on mówi? - Wczoraj... myślalem że po prostu będzie jak zwykle ale gdy wsiadłem do samochodu nie pamiętam czemu straciłem przytomność. Pamiętam tylko że obudziłem się w łóżku, przykuty do niego i związany. Nade mną stał jakiś facet ze batem w ręku. Wybełkotał coś o tym że w końcu się obudziłem i... zaczął się do mnie dobierać. - okei, miałem dość szczegółów.
- Dobra, wystarczy. - przysunąłem się bliżej przytulając go. - Powiedz tylko, czy on ci coś zrobił?
- Emh, nie. Nie licząc tego że to pewnie on mnie związał.
- I to w zupełności wystarczy by zagwarantować że kiedyś dostanie po ryju.
- Przecież nic się nie stało.
- Ale mogło. A wtedy nie byłoby fajnie.
- No nie. Ale przecież..
- Czy ty go bronisz?
- Nie.
- Ahm. Hej Teo, pokażesz mi gdzie ona mieszka?
- Po co? - podniósł się do siadu. Znowu zobaczyłem przerażenie w jego oczach.
- Chciałem dopaść tego faceta.
- Nie, proszę. - zakrył twarz kołdrą.
Wyciągnąłem rękę i odsunąłem ją. Płakał.
- Teo. Ja... no dobrze. Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać.
- Ale... no dobrze. Więc obiecuje że nic mu nie zrobię. No chyba że...
- Że?
- Że znowu będzie chciał ci coś zrobić.
Spuścił głowę i wyszeptał cicho 'dziękuje'. Otarł twarz dłonią.
- Sam, mogę tu dziś spać?
- Jasne. To ja prześpię się na kanapie czy coś.
- Nie. Zostań ze mną.
- No dobra.
Obudziłem się w nocy bo on znowu mi się śnił. Tyle że tym razem był to koszmar. Nim się uspokoiłem spostrzegłem że Teo śpi sobie wtulony we mnie. No i pięknie. Teraz nie zasnę na pewno. Zrobiło mi się gorąco a serce przyśpieszyło chyba z dwa razy. Nie czułem się z tym komfortowo ale gdybym coś zrobił, obudziłby się. A tego nie chciałem. Gdy spał mogłem patrzeć na jego twarz bez końca, dotykać jego włosów, czuć to jak ładnie pachnie. A do tego był tak blisko mnie.
Mijały kolejne dni. Po długich namowach Teo zaczął szukać pracy. Tym razem normalnej. Kilka rozmów kwalifikacyjnych miał już za sobą. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Tymczasem ja, idąc wieczorem do sklepu spostrzegłem kobietę. To była ta sama blondynka która 'spotykała' się z moim przyjacielem. Gdy ona również mnie dostrzegła, uśmiechnęła się do mnie perfidnie. Widocznie mnie poznała. Szedłem dalej w jej kierunku.
- Hej, znam cię. Jesteś tym gościem do którego Teo mówił wtedy w tym dziwnym języku.
- Ta, i co?
- Nic, nic. Co u niego?
- A co cię to obchodzi. Gdzie on jest?
- Kto?
- Zgadnij.
Spojrzała na zegarek i znowu się do mnie uśmiechnęła. Wyglądała wtedy przerażająco.
- Teraz pewnie u Teo.
Olewając ją, pobiegłem szybko do mieszkania. Trzęsącymi się dłońmi próbowałem otworzyć drzwi. Z wewnątrz słyszałem nieznajomy głos. Udało mi się. Wparowałem do środka i ujrzałem tego gościa. Przyciskał Teo do ściany swoim grubym cielskiem, ciągnąc jego głowę w tył za włosy. Natychmiast popędziłem w jego kierunku i odsuwając go od Teo po prostu mu przyjebałem. Aż upadł na podłogę przewracając stolik.
- Wynoś się stąd.
Nie musiałem mu dwa razy powtarzać. Zniknął zanim się obejrzałem. Odwróciłem się w stronę mojego przyjaciela. Stał nadal pod ścianą, chowając twarz w dłoniach. Podszedłem do niego i go przytuliłem. Po woli odsunął ręce od swojej twarzy i także mnie objął.
- Dziękuje Sam. Bardzo ci dziękuję. Ja nie wiem co on mógłby mi zrobić... - znowu zaczął płakać.
- Wszystko będzie dobrze. Na prawdę. On nic ci już nie zrobi.
- T-tak?
- Tak. Inaczej zdechnie. Nie pozwolę by coś ci się stało.
Myślałem że go tym jakoś uspokoję, ale on rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Coś nie tak?
- Nie. Jest dobrze. Dziękuje. Jestem szczęśliwy bo jesteś wspaniałym przyjacielem. - szczerze, zabolało mnie to. Byłem dla niego tylko przyjacielem. Tylko.
- Sam, mogę znowu dziś spać z tobą? - nie nie nie.
- Oczywiście. - jestem idiotą. Ale nie potrafiłem mu odmówić.
- Dziękuję.
Odsunął się i poszedł prosto do mojego pokoju. A ja stałem jak idiota gapiąc się w ścianę. Znowu nie wiedziałem co robić. Chwilę zajęło mi otrząśnięcie się. Gdy w końcu mi się udało poszedłem do łazienki, opłukałem twarz zimną wodą i udałem się do mojego pokoju. Teo już spał. Położyłem się obok a on leżał odwrócony plecami. Wsunąłem rękę pod głowę i starałem się zasnąć. Zamknąłem oczy i wtedy poczułem jak Teo łapie mnie za rękę przysuwając do siebie. No dzięki. Znowu nie zasnę. Nie pamiętam kiedy ostatnio się wyspałem. Wszystko przez to że ostatnio często spał ze mną. Nagle przyszła mi do głowy myśl by mu o wszystkim powiedzieć. Przecież musiał już cokolwiek zauważyć. Zresztą, ostatnio zachowywał się... no właśnie tak jak teraz. Nigdy nie był taki. Całą noc myślałem tylko o tym. A to że był tak blisko nie pomagało. Ostatecznie walkę między sercem a rozumem przegrał rozum. I zaginął razem z całą moją odwagą. Bardzo się bałem. Nawet nie wiem czemu. A w dodatku nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Kompletnie. Ciężko mi wychodziło mówienie o własnych uczuciach. Chyba że w piosenkach. Właśnie. Piosenki
Mogłem po prostu dać mu jeden z tekstów, ale za dużo by to nie dało bo bym i tak musiał się tłumaczyć. Wpadłem na genialny pomysł by napisać list. Po cichu by go nie obudzić znalazłem jakąś kartkę i zapisałem wszystko co chodziło mi po głowie. Napisać łatwiej niż powiedzieć. Gdy skończyłem położyłem kartkę na łóżku, na mojej poduszce a sam wyszedłem z pokoju. W życiu nie denerwowałem się tak bardzo. Myślałem że serce zaraz dosłownie wyrwie się z mojej piersi. Nie mogłem się uspokoić. Usiadłem na kanapie i po prostu zacząłem ryczeć jak małe dziecko. Usłyszałem kroki. Otarłem twarz, jednak nadal widać było ślady po płaczu w postaci czerwonych oczu i policzków. Teo nagle wyrósł przede mną.
- Sam? - spojrzał na mnie zdziwiony. Chyba pierwszy raz widział jak płaczę.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to wszystko. Ja nie... - nagle zamilkłem gdy usiadł mi na kolanach.
- Przecież to nie twoja wina. - uśmiechnął się do mnie, co wcale mi nie pomogło.
- Ale to ja... - znowu mnie uciszył. Tym razem całując mnie. Zatkało mnie. Siedziałem z wytrzeszczonymi oczami patrząc na jego usta.
- Dlaczego ty...
- Bo chciałem.
- Teo, proszę. Nie chcę byś się nade mną litował.
- Ja wcale nie...
- Jak chcesz mogę się wyprowadzić. Dać ci spokój.
- Sam.
- Wiem że pewnie nie znosisz takich osób jak ja. Przez tamtego gościa.
- Sam.
- Ale ja na prawdę...
- SAM!
- Tak?
- Może wysłuchasz też mnie, hm? - zamknąłem usta bo już chciałem coś powiedzieć. Pokiwałem tylko głową.
- Dziękuje. Po pierwsze nie lituję się nad tobą. - przytulił mnie. - po drugie, nawet nie próbuj się stąd ruszać. Ja... ja cię potrzebuję.
- Teo, ale...
- Cicho. - znowu odsunął się i mnie pocałował.
- Przecież przyjaźnimy się tyle lat, ja nie chcę tego zniszczyć.
- Jasne. Myślisz że gdybyś się wyprowadził i mnie unikał wszystko byłoby dobrze i tak jak zawsze? No właśnie. Nie. Więc co tak na prawdę cię powstrzymuje?
- To że nie chcę cię do niczego zmuszać.
- Nie musisz.
- O czym ty mówisz?
- O tym że gdy poznałem cię w Korei, od razu mi się spodobałeś. Że wyglądałeś całkiem inaczej niż wszyscy w koło. Że specjalnie chciałem się cię bliżej poznać. Mógłbym opowiadać dalej, ale mówiąc w skrócie ja po prostu cię lubię. Ale zawsze bałem ci się to powiedzieć. Patrząc na ciebie zawsze myślałem że wolisz kobiety. Każda przecież wtedy się za tobą oglądała. Nadal mam wrażenie że to robią. Ale nie dziwię się im.
Coś we mnie pękło i tym razem to ja go pocałowałem. Przy czym rozpłakałem się ponownie, jednak teraz przez to jaki byłem szczęśliwy.
- Sam, nie płacz.
- Wybacz. - wtuliłem się w niego.
- Nie przepraszaj mnie. Po prostu nie lubię jak płaczesz.
- Może zwyczajnie nie jesteś przyzwyczajony?
- Mhm.
- To przywyknij.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz