poniedziałek, 22 grudnia 2014

Happiness, it followed me (Jinmin)


Jak co czwartek, to znowu ja musiałem po wszystkich zmywać. A właściwie ograniczało się to do tego by włożyć naczynia do zmywarki. Mniej roboty, ale i tak nie cierpiłem tego robić. Zawsze cały się brudziłem. Jimin kupił mi kiedyś różowy fartuszek specjalnie po to.  Myślał 'że mi się spodoba'. Miał rację, ale po tym jak mnie wszyscy wyśmiali, leży sobie gdzieś na dnie szafy.
Wykończony wytarłem mokre dłonie i wróciłem do salonu siadając koło Hoseoka.
- Co oglądacie?
- Oh, nawet nie wiem, zasnąłem w połowie.
- A, super.
Po chwili oglądania zrozumiałem J-hope'a. Niech w końcu przyjmą do wiadomości że V nie może wybierać filmów. Wszyscy śpią a on siedzi i płacze. Dziwne dziecko. Chciałem już wracać do pokoju gdy nagle zaczęło się coś dziać. Jungkook wstał i wybiegł szybko do łazienki. Nastała chwila ciszy a z łazienki dało się słyszeć dość nieprzyjemne odgłosy wymiotowania. Namjoon automatycznie zerwał się z kanapy biegnąc do maknae. Niezbyt się tym przejmując, poszedłem spać. Rankiem zastałem tylko siedzącego w kuchni Jungkooka wyglądającego okropnie. Jakby go ktoś pożarł, zaczął trawić i nagle wypluł.
- Hej młody, jak tam?
- Źle. Bardzo źle.
- Aż tak?
- Tak
- No tak, nie wyglądasz za dobrze. Wręcz okropnie.
- Weź mnie nie dobijaj.
- Tylko mówię jak jest.
- To przestań.
- Jasne, jasne. Ale może tak odrobinie makijażu? - spojrzał na mnie wzrokiem 'zamknij się, albo wydłubię ci mózg łyżeczką'. Ostrożnie i z lekkim przerażeniem wstałem od stołu wędrując do najwspanialszego miejsca w dormie. Lodówki. Wygrzebałem przypadkowe rzeczy robiąc z nich... sam w sumie nie wiem co. Ale było dobre. Już chciałem usiąść na kanapie podziwiając mój piękny, świeży pedicure gdy przez drzwi wbiegli obładowani torbami Suga, V i Hoseok. Jakby okradli właśnie wszystkie sklepy dla dzieci i pobliskie przedszkola. Oby tylko nie z dzieci.
- Co wy... - już chciałem soczyście zakląć.
- Bo Kookie jest w ciąży! - wykrzyczał V z typowym dla niego uśmiechem.
- Kurwa..
- Patrz, mamy już wszystko kupione! Buciki, spodnie, koszulki, śpioszki, pluszaki, butelki smocz... - nie dokończył bo właśnie ledwo żyjący Kookie wyrósł przed nim jak jakiś bambus. Bardzo wkurwiony bambus.
- Czy was do reszty pojebało? Widać, w szkole wam nie wyszło. To tłumaczy czemu jesteście gwiazdami kpopu. - umierający, ale nadal miał dość siły by zmieszać ich z błotem.
- Ale my tylko...
- Wy tylko oddajcie to do sklepu. Nie róbcie z siebie większych idiotów niż jesteście. - Musiałem ich jakoś przywrócić do porządku.
- Ale...
- Bo zaraz zawołam Rapmona. Wiesz, zły Rapmon to po prostu bez kija nie podchodź.
- Na pewno się ucieszy! Przecież to jego dziecko
- ...co
- No bo... - spojrzał na Jungkooka, którego oczy mówiły 'jeszcze słowo a wymorduje ci pół rodziny', i się zamknął. Ja na prawdę jestem aż tak wspaniały że rozumiem ludzi bez słów? Oh, oczywiście. Przecież to ja. Kim Seokjin we własnej osobie.
- A gdzie macie Jimina? - chciałem jakoś rozluźnić atmosferę i przerwać ciszę, wypełnioną chęcią mordu Taehyunga.
- Poszedł po coś na obiad. Powinien zaraz wrócić.
- Ahm, okei. - tylkp jego powrót uratowałby mnie z tej dziwnej sytuacji. Nie musiałem długo czekać. Usłyszałem dźwięk pełnych toreb z hukiem rzucanych na podłogę.
- To ja pójdę mu pomóc... - z ulgą wszedłem do przedpokoju gdzie mój przyjaciel siedział na podłodze rozwiązując sznurówki. Spojrzał na mnie spod grzywki i czapki która osunęła mu się na oczy, uśmiechając się.
- Cześć, pomóc ci?
- Z zakupami?
- No chyba nie myślałeś że ci będę buty i kurteczkę zdejmować... - odetchnął ciężko, rzucił buty gdzieś na bok i wcisnął mi dwie torby.Chłopaki chyba już się uspokoili, bo gdzieś zniknęli. Ale syf, w postaci ich 'prezentu', nie. Na prawdę, jak z dziećmi.
- Czyli ich genialny plan nie wyszedł?
- A na czym on miał polegać?
- Wkurzenie Kooka.
- No to wyszedł. Nawet bardzo.
- A co z tym? - kiwnął głową w stronę rabunku z przedszkola.
- Gdybym miał paragony....
Jimin wrócił do rozpakowywania wszystkiego co kupił. A było tego sporo. I jak zwykle robił to z tanecznymi ruchami, podśpiewując cicho. Chciałem mu pomóc, więc zabrałem się za te dwie siatki które tu przytaszczyłem. Gdy skończyłem, nalałem sobie szklankę wody. I właśnie wtedy Jimin wpadł na mnie plecami. Poza tym że uderzyłem się szklanką w zęby to oblałem i jego i siebie. Pięknie.
- O Jezu! Przepraszam! Strasznie przepraszam, ja...
- Nic się nie stało.
- Ale jesteś cały mokry.
- Ty też.
- Tylko trochę. Wybacz.
- To tylko piżama. I tak powinienem się już ubrać.
 Cały dzień minął mi tak jak zwykle. A przynajmniej do wieczora.
- Hej Jin, patrz! - odchyliłem się od stołu przy którym siedziałem i patrząc w stronę Sugi, zobaczyłem nagłówek 'allkpop'. Ciekawe co tym razem...
- Hm, co takiego?
- No jesteś na allkpop!
- Ja? Jak to? Chociaż dobrze wyszedłem na zdjęciu?
- Wyjątkowo tak. - podszedłem bliżej.
- Wyjątkowo? Wyglądam strasznie, matko!
- Ale patrz co napisali.
Przez chwilę łączyłem wątki. Angielski nie był moją mocną stroną. Gdy już zrozumiałem zacząłem się śmiać. Chodziło o moje video na którym było widać durexy w tle. Serio robią przez to aferę? To tylko głupi prezent od fanek.
- Eh, byś się zajął czym innym. A nie, wchodzisz na angielskie strony i udajesz że coś rozumiesz...
- Rozumiem...
- Jasne
- ...nagłówki.
- Tak myślałem.
Po chwili przy nas znaleźli się J-hope, V i Jimin. No i oczywiście jak na nich przystało, zaczęli się głupio śmiać nie wiadomo z czego. A ja oczywiście się wkurzyłem i poszedłem spać.
Spało mi się wyjątkowo dobrze. Dopóki coś a raczej ktoś, mnie obudził. Poczułem zimno. Ewidentnie ktoś zabrał moją kołdrę. Mógłbym wstać i coś z tym zrobić (czyt. Wstać i sprzedać przysłowiowego gonga w kaczan), ale spało mi się tak dobrze... Do czasu. Aż nie poczułem czyichś rąk na moim brzuchu. Zerwałem się automatycznie  do siadu. Nie mogłem nic zobaczyć bo pokój oświetłało tylko słabe światło z latarni na przeciwko mojego okna. Zapaliłem lampkę i ujrzałem Jimina.
- Nie mów nikomu. - wstał i chciał uciekać, ale złapałem go za rękę i szarpiąc, rzuciłem go na łóżko.
- Jak powiesz mi po co tu przyszedłeś. Chciałeś mi ukraść nowy puder?
- Nie.
- To co takiego?
- Ja... - odetchnął ciężko
- Hm?
- No tego... chciałem coś sprawdzić...
- W środku nocy?
- Tak wyszło... To dobranoc.
- Dobranoc...
I wyszedł. A ja odnajdując moją mięciutką kołdrę, opatuliłem się nią i myślałem o co mogło mu chodzić. Po chwili doszedłem tylko do wniosku by sprawdzić stan mojej kosmetyczki, bo nic bardziej konstruktywnego nie przyszło mi do głowy. Rano Jimin unikał mnie jak ognia. Nawet się nie przywitał. No chyba że machnięcie ręką, w odpowiedzi na moje 'cześć Jimin', się liczy. A to niezbyt pomagało w tym by zrozumieć co też miał na myśli gdy dobierał się do mnie w nocy. Może chciał... nie, na pewno nie. Nie on. Przecież byliśmy tylko przyjaciółmi. Z resztą nie był taki... nie był prawda? Z mojego zamyślenia wyrwał mnie V, pytając czy wyjdę z jego psem na spacer, bo był rzekomo zajęty. No cóż, może spacer dobrze mi zrobi. Gdy tylko zimne, grudniowe powietrze buchnęło mi prosto w odsłoniętą twarz, automatycznie poczułem się lepiej. Jednak nadal nie dawało mi to spokoju. Rozważałem decyzje rozmowy. Ale co miałbym mu powiedzieć? 'Hej Jimin, co tam u ciebie? Czemu stalkujesz mnie po nocach?'. Ta, już pędzę. Jak na razie śpieszyło mi się jedynie by złapać Bwikbwika, bo właśnie gdzieś mi uciekł. Gdy cały przemoknięty wracałem z tą kupą sierści pod pachą, przysiągłem sobie że nigdy więcej nie wyjdę z jego psem na dwór. A przynajmniej w zimę. Na szczęście w dormie było ciepło, a V w ramach... przeprosin? Zrobił mi herbatę. Duuużo herbaty. Przebrałem się w mój ukochany, ciepły sweter i zacząłem wlewać w siebie te hektolitry herbaty. Była na prawdę dobra.Tak jakoś minęło mi kilka dni, w których Jimin nadal mnie unikał. Mijały mi strasznie długo, bo zazwyczaj to z nim spędzałem najwięcej czasu. A ta sprawa nadal mnie zadręczała. Postanowiłem w końcu posprzatąć pokój. Zawsze gdy sprzątałem nie myślałem o niczym innym. Włączyłem muzykę i zacząłem od ubrań porozrzucanych po podłodze. Podnosząc jedną z koszulek wypadł 'prezent' od fanki. Zacząłem oglądać opakowanie. King size. I nagle wszystko stało się jasne. Już wiem co nasz mały Jimin chciał sprawdzić. Upadłem na podłogę smiejąc się głośno. Jak jakiś psychopata. Po jakimś czasie do pokoju wpadł Jimin.
- Coś się stało? Umierasz? Powiedz że nie!
- Nie - zaśmiałem się i wytarłem łzy spływające mi z oczu. - wszystko dobrze.
- Myślałem że coś się stało.
- I tak od razu tu przybiegłeś?
- Nie no...przechodziłem obok i tak jakoś...
- Ah, okei
- Em, hyung? - spojrzał na złote, pogniecione opakowanie które leżało gdzieś koło mnie.
- Tak?
- Co robisz wieczorem?
- Właściwie nic takiego. A co?
- Bo ja... wiesz, chciałem cię przeprosić i pomyślałem że zrobię kolację czy coś...
- Za co przeprosić?
- No za to co się stało...
- Przecież nic takiego się nie stało!
- Ale mi nadal jest głupio.
- Na prawdę jest w porządku.
- Proszę. - złapał mnie za rękę i spuścił głowę w dół.
- N-no dobrze.
Wstał i wyszedł bez słowa. Ja skończyłem sprzątać pokój, umyłem się i czekałem na wieczór. A właściwie na to aż w końcu mnie zawoła czy coś. Doczekałem się. W końcu. Przyszedł do mojego pokoju w fartuszku, krzycząc wesołe 'hyung, chodź już.' Wstałem zamykając laptopa i poszedłem za nim do jadalni koło kuchni. Usiadłem przy niskim stole na poduszce i czekałem na jedzenie. No i Jimina. Wpadł z patelnią i nałożył mi trochę makaronu z sosem i mięso. Wyglądało na prawdę smacznie. Usiadł na przeciwko i czekał aż zaczne jeść, wpatrując się we mnie. Zacząłem się czuć nieswojo, więc wziąłem pałeczki do rąk i zacząłem jeść. Mimo że wyglądało i pachniało dobrze, nie było smaczne. Wręcz okropne. Ale on się tak starał, nie mogłem mu tego powiedzieć. Jakoś próbowałem to przeżyć i wziąłem kolejny kęs. Przegryzają to coś, spojrzałem na Jimina, uśmiechając się tępo i sztucznie.
- Smakuje ci?
Pokiwałem twierdząco głową. Zaczął się śmiać.Serio?
Przełknąłem to i z ciężkim sercem wydukałem 'tak'. Znowu zaczął się śmiać.
- Ale to jest okropne. - odetchnąłem z ulgą. Myślałem że nie zauważył.
- Uh, racja.
- To dlaczego mówiłeś że ci smakuje?
- Nie chciałem być niemiły, bo się starałeś.
- Wolałbym żebyś był szczery.
- Ale no... hej Jimin?
- Tak? - przechylił głowę na bok uśmiechając się. Oh, aż mnie coś zakuło w sercu. Wyglądał uroczo.
- Chodźmy coś zjeść.
- Chętnie!
Wstaliśmy od stołu i po chwili byliśmy już na dworze, idąc ścieżką przez park. Zauważyłem jakąś budkę z jedzeniem. Zawsze je lubiłem, bo jedzenie było dobre i tanie.
- Chodźmy tu! - jakby czytał mi w myślach.
- Właśnie o tym samym myślałem.
Kupiliśmy po porcji parującej zupy i usiedliśmy gdzieś na ławce. Jedyne co nas oświetlało to światło księżyca. Wpatrywałem się chwilę w niego, a potem zabrałem się za jedzenie. Jimin nadal milczał. Jedynie co chwilę popijał zupę. Magicznie szybko zniknęła ona z naszych kubków. A Jimin nadal trwał w ciszy. W końcu nie mogłem tego znieść.
- Jimin?
- Tak? - powiedział prawie szeptem.
- Co się z tobą dzieje?
- Nic.
- Jak to nic?
- No tak...
- Z tobą jest coś nie tak. O co chodzi? Zakochałeś się że taki nieobecny?
Nie odpowiedział nic. Odetchnął tylko ciężko.
- No, halo. Kim jest ta szczęściara?
- Jin, jesteś ślepy, albo po prostu nie chcesz widzieć. - no i zrobiło się poważnie.
- O czym ty mówisz?
- Serio? Niczego się nie domyślasz? - no to mnie zagiąłeś.
- Za bardzo się denerwuję by domyślać się 'co też autor miał na myśli'.
- Denerwujesz się? - wstał z ławki i ustał przede mną - czym?
- Sam nie wiem. - odsunąłem głowę w drugą stronę i spojrzałem na ziemie. Oddałbym wszystko by teraz sobie po prostu zniknąć. Znaleźć się w łóżku i więcej się tak nie czuć.
- Hyung? Źle się czujesz?
Jeżeli nie możesz czegoś zmienić, musisz to przetrwać. A więc nie mogłem uniknąć nieuniknionego. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i po prostu zrobić to, co od dawna planowałem. Zwłaszcza że domyślałem się już o co mogło mu chodzić. Nagle wstałem i przytuliłem go mocno do siebie.
- Jimin, będziesz zły? - chwilę nic nie odpowiadał. Słyszałem tylko jego ciężki oddech.
- Z-za co? - ja też mu nie odpowiedziałem. Jedynie odsuwając się od niego, spojrzałem w te śliczne, ciemne, mieniące się oczy i go pocałowałem.
- Wręcz przeciwnie. - wtulił się we mnie. - dziękuje.
- Wracajmy już.
- Dobrze.
Odsunąłem się od niego i ponownie przywracając swój zmysł orientacji w terenie, skierowałem się w stronę, w którą powinniśmy iść.
- Hyung?
- Tak?
- Zimno mi w dłonie. Nie wziąłem rękawiczek. - bez namysłu szybko złapałem go za dłoń.
- Lepiej?
- Z pewnością.
- Ale wiesz, mogłeś po prostu powiedzieć że chciałeś mnie złapać za rękę.
I nadal był cicho. Aż do samego dormu. Tylko tym razem mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz