-Hyung-obudził mnie w nocy zapłakany Taemin, czyli znowu ktoś to zrobił. Obiecali, że już go nie tknął, obiecali.-cz-czy mogę z tobą spać?
Żal mi było tego dzieciaka, więc przesunąłem się trochę i pozwoliłem mu się położyć. Nie raz widziałem jak oni mu to robili, a ja nie mogłem nic zrobić. Wtedy uciekałem do swojego pokoju i zakładałem słuchawki żeby nie słyszeć pisków maknae. Teraz leżał do mnie przytulony i płakał.
-Taemin-pogłaskałem chłopaka po głowie -od teraz przyrzekam, że będę Cię chronił.
-Dziękuję hyung-Jeszcze mocniej się we mnie wtulił i chyba zasnął. Sam poszedłem w jego ślady. Rano obudził mnie pisk maknae i krzyk Jonghyuna. Od razu tam pobieglem, bo coś mu obiecałem.
-panie zostaw pan tego dzieciaka - odepchnąłem go i zabrałem stamtąd Taemina.
-Dziękuję -powiedział cicho
-oh~ nie masz za co -usmiechnąłem się -teraz nie chodź nigdzie sam dobrze? Nawet po dormie, zawsze mi mów, to ja pójdę z tobą. Rozumiesz?
-tak Minho hyung
-grzeczny chłopiec, a teraz chodź trzeba kupić coś do jedzenia bo lodówka świeci pustkami. Zostań tu i nigdzie nie wychodz, ja idę się umyć.
-dobrze - zostawiłem Taemina w pokoju i poszedłem do łazienki. Spokojnie wziąć prysznic. Jednak nie trwało to długo. Znowu ktoś próbował zrobić coś maknae. Szybko ubralem się i pobiegłem do Taemina. Jego krzyki dochodziły z pokoju Onewa. Jednak drzwi były zamknięte na klucz. Wywarzylem je.
-zostaw go ty pieprzony zboczeńcu-krzyknąłem
-bo co mi zrobisz?- nie odpowiedziałem Tylko obiłem mu ryj
-lepiej ruchaj kurczaki niż to dziecko -zabrałem go stamtąd- Taemin powiedz mi, czy ty sam tam poszedłeś?
-nie hyung, on mnie tam zaciągnął -Taemin płakał, a ja go przytulałem
-już dobrze, nie płacz -pocałowałem go w czoło -chodźmy już do sklepu, kupię Ci coś dobrego. Poszliśmy razem do pobliskiego sklepu. Kupiłem mu dużego pluszaka i czekoladę. Był wyraźnie szczęśliwy.
- Taemin, śpisz dziś ze mną?
-jeśli mógłbym to bardzo chętnie - odpowiedział i zrobił słodką minkę. Ten dzieciak mnie rozczula. Jak oni mogli robić mu tak potworne rzeczy?!
-dziękuję hyung- przytulił mnie i postanowiliśmy wracać już do domu. Wróciliśmy do dormu i ignorowaliśmy resztę. Nie chciałem nawet na nich patrzeć. Banda pervów. Wieczorem poszliśmy z Taeminem do mojego pokoju, obejrzeliśmy jakiś film i połżyliśmy się spać. Tae leżał dość blisko mnie i cały czas patrzył mi prosto w oczy.
- Dobranoc. - powiedziałem i pocałowałem go w czoło.
-dobranoc- okrył się kołdrą i po chwili zasnął. Zasnąłem odrazu. Nie trwało to długo bo miałem koszmar, w którym Key, Jinki i Jonghyun urządzili na naszym biednym maknae istny gang bang. Obudziłem się przerażony. Ale Taemin spał spokojnie obok, uśmiechając się przez sen. Dobrze że chociaż jemu nie śnią się takie rzeczy. Lub nie przyznawał się do tego. Gdy trochę ochłonąłem objąłem ramieniem Taemina i zasnąłem.
-hyuuung wstawaj~- usłyszałem wesoły głós Taemina i powoli zacząłem otwierać oczy.
- Oh, witaj Tae, coś się stało?
-nic się nie stało po prostu wcześniej wstałem i pomyślałem, ze Cię obudzę
- Ah, dobrze. - wcale nie chciałem przyznawać się że pół nocy nie mogłem zasnąć - co chcesz dziś robić?
-nie wiem jeszcze, a ty?
- Sądziłem że ty masz jakieś plany. To może najpierw zjemy śniadanie?
-taaak- ucieszył się
- To chodź. - wstałem z łóżka i nałożyłem na siebie szlafrok.
Wchodząc do kuchni zobaczyłem Kibuma przy stole. Nagle przypomniał mi się on w moim śnie, gwałcący Tae.
- Hej! - jak zwykle przywitał się z nami uśmiechając się.
- Cześć. - rzuciłem oschle
-a co ty taki zły?
- nie jestem zły... nie wyspałem się.
-to idź spać
- Już mi się odechciało -Wiem że to kompletnie idiotyczne, ale byłem zły patrząc na niego. Wszystko przez ten sen. Co prawda nie zrobił mu do tej pory nic takiego. Lub ja o czymś nie wiem.
- Jasne, już wiem jak ty się nim zajmiesz. Już to kurwa widzę. Nawet nie próbuj.
-o co Ci chodzi? Taemin czy ja Ci kiedykolwiek coś zrobiłem?
-nie hyung
- Zawsze możesz mu coś zrobić. Albo pozwolić tym świniom na to. A może planujecie coś wspólnie?
-nie przesadzaj nie skrzywdziłbym tego ślicznego chłopca- pogłaskał maknae po policzku
- Zostaw go! - szarpnąłem za jego rękę i odsunąłem ją od Taemina.
-jesteś przewrażliwiony
- A ty jesteś pierdolonym zboczeńcem! Idź się wyżyć na Jonghyunie. - w tym momencie był wyraźnie zły i zaczerwienił się - ...czy coś.
- To wy wszyscy przesadzacie. I to grubo przesadzacie. Jak możecie mu to robić?
-ale czy ja mu coś zrobiłem?!
- Nie wiem. Ale zawsze możesz. Na pewno chcesz. Jesteś taki sam jak reszta.
-minho idź spać, bo zaczynasz pierdolić
- Wcale że nie. Ja się po prostu martwię. Bo wiesz? Onew też mówił że by go nie dotknął...
-ale onew to onew, ja Taemina nie ruszę! Sam chciałem mu pomóc, ale byłeś szybszy
- Przepraszam. Wiem że mnie poniosło... Ale to wszystko wina tego koszmaru który nie dawał mi spokoju całą noc.
-jaki koszmar? opowiedz
- No bo... w nim wy wszyscy... - nagle chciało mi się płakać. - wy wszyscy naraz go zgwałciliście.
-o kurwa....stary nie płacz
- Wcale nie płaczę. - czułem że miałem łzy w oczach, ale nie wiedziałem że zaczęły mi spływać po policzkach.
-idź spać, dobra?
- Dobra. Ale przysięgam że jeżeli coś mu się stanie to ty masz po ryju, nie oni.
-dobra- zaśmiał się pod nosem i wziął Taemina za rękę
Wróciłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Wtuliłem się w poduszkę i zasnąłem.
Obudził mnie krzyk Jonghyuna i Key'a.
- Zgwałcę to dziecko!
- Nie zgwałcisz.
- Zgwałcę!
Od razu wybiegłem z pokoju. W salonie stał Key, osłaniający swoim ciałem Taemina a przed nim Jonghyun. Wyraźnie wkurwiony.
- Co z wami do cholery?!
-on chce zgwałcić Taemina!
- Jak ci zaraz przyjebie to odechce ci się na całe życie.
-Jonghyun jak tkniesz to dziecko to celibat do 50-tki!
Od razu się uspokoił.
- O czym ty mówisz? Kochanie! Ja... przepraszam...
-tego dziecka masz nie tykać
- A ciebie mogę? - złapał go w pasie i przysunął bliżej.
-wolę żebyś brał mnie niż maknae
- Wolisz? Chyba raczej tego chcesz~
-jakoś mi się odechciało pedofilu- przytuliłem Taemina
- Jasne. - przysunął go bliżej ciągnąc za koszulkę i pocałował. Key automatycznie zrobił się cały czerwony.
-zostaw mnie!
- Bo?
-bo to- Kibum walnął go z całej siły w twarz
- Key! Co z tobą? Jeszcze wczoraj...
-wczoraj, nie dzisiaj
- I tak z dnia na dzień zmieniłeś zdanie? - kompletnie nie wiedziałem o czym mówią.
-tak!
- Dlaczego?
-bo mi się tak podoba
- Ale Key...
-nie ma ale....
- Key... ja na prawdę chciałem z tobą być!
-ja z tobą też, ale nie mam zamiaru być z pedofilem
- Nie jestem pedofilem!
-nie? dlatego zgwałciłeś maknae?
...raz mi się zdarzyło.
-raz?
- To była przenośnia...
-rozumiem. Taemin idź do Minho- pogłaskał go po głowie- potem dostaniesz niespodziankę
Maknae podszedł bliżej mnie. Jednak dalej tu stałem bo ciekawiła mnie ich kłótnia.
- Key. - Jonghyun złapał Kibuma za rękę. - proszę, zgódź się.
-ale obiecaj, że więcej mu nic nie zrobisz
- Obiecuje. - przytulił go. - teraz mam ciebie~
Spodziewałem się bitwy na noże ale chyba jednak wszystko między nimi było dobrze skoro stali na środku salonu, całując się.
Jednego pedofila miałem z głowy. Został Onew. Ale raczej ucięcie mu w nocy tej ochydnej części ciała nie byłby taktowne. Taemin złapał mnie za rękę. Odwróciłem się w jego stronę.
- Pójdziemy na spacer?
-taaaaak- uśmiechnął się- minho hyung kocham Cię
- Ugh... czekaj co?
-kocham Cię. Jesteś dla mnie jak starszy brat!
- Ch-chodzi ci o taką braterską miłość? - zacząłem się denerwować.
-tak
- Ah, dobrze. - przytulił mnie a ja pogłaskałem go po głowie. - to idziemy?
Wyszliśmy razem na długi spacer. Było już ciemno więc postanowiliśmy wrócić. Taemin od razu poszedł do mojego pokoju, który powoli stawał się naszym wspólnym. Był zmęczony. Usiadłem w salonie na kanapie i włączyłem telewizor. Po chwili przyszedł Jinki z torbami pełnymi alkoholu.
- Hej Minho, napij się ze mną.
- Z tobą? Nigdy. Nawet nie mam ochoty na ciebie patrzeć.
-oj no z liderem się nie napijesz?
- Lider z ciebie chujowy, ale masz szczęście że jedyne czego teraz chcę to coś wypić i odstresować się.
- no mam- uśmiechnął się szyderczo i podał mi butelkę
Wziąłem ją i otworzyłem. Już po pierwszych kilku łykach było mi lepiej. Po kiku butelkach jeszcze lepiej. Byłem już nieźle najebany. A Onew podawał mi kolejne butelki które posłusznie opróżniałem.
- Panowie, pijcie dalej sami. - dość mocno uderzyłem głową w stolik.
- Stary, jesteśmy tu sami.
- Kłamiesz! - wstałem i potykając się kilka razy poszedłem do mojego pokoju.
Zobaczyłem śpiącego Taemina, postanowiłem go obudzić
-Taemiś- pocałowałem go w szyje- wstawaj skarbie
-c-co chcesz? -otworzył oczy a ja zacząłem go rozbierać
-hyung, proszę nie- widziałem łzy w jego oczach
-Taemiś spokojnie- sam się rozebrałem i nie patrząc na nic wszedłem w maknae. Strasznie płakał, ale nie obchodziło mnie to w tamtej chwili. Spuściłem się w niego i położyłem się na łóżku. Taemin uciekł. Nie wiem gdzie. Po chwili zasnąłem.
Obudziłem się rano z morderczym kacem. Popatrzyłem na moją pościel. Była cała ubrudzona... I wtedy wszystko sobie przypomniałem. KURWA MAĆ, JAK MOGŁEM. Nienawidziłem tamtych idiotów za to co robili, a sam nie byłem lepszy. Miałem ochotę sam sobie przyjebać. Idiota. Szybko przeszukałem każdy kąt w dormie gdzie mógłby być. Jednak nie znalazłem go. Wybiegłem na dwór. Kompletnie nie miałem pojęcia gdzie mógłby być. Najgorsze jest to, że mógł sobie coś zrobić. Lub ktoś mógłby. A to wszystko moja wina. Nagle przyszła mi do głowy czarna myśl że mógł chcieć skończyć ze swoim życiem. *chujo, nie wiem czy to zdanie ma sens XD * I w sumie to mi trochę pomogło, bo wpadł mi do głowy pomysł. Most. Był jeden blisko naszego dormu. Jeszcze wczoraj byliśmy tam na spacerze. Szybko tam pobiegłem. Bingo *sexy, free and single~*. Był tam. Tylko w piżamie i kurtce. Siedział na barierce.
- Taemin! Złaź- odwrócił się w moją stronę i zaczął płakać
-kochałem Cię hyung- Taemin stanął na barierce żeby skoczyć.
- Zejdź, proszę. - zacząłem płakać.
Zachwiał się, już wyglądało jakby miał spaść, ale znikąd pojawił się Jonghyun i go złapał. Kibum podbiegł do nich i zaczął przytulać maknae.
- Co wy tu robicie?
-nie było was, martwiliśmy się zwłaszcza, ze rano słyszałem jego płacz- wytłumaczył Key
- Ja... dziękuje... - byłem mu wdzięczny za to że go uratował, jednak czułem się jeszcze gorze, bo wiedziałem że Taemin nigdy mi nie wybaczy.
-nie ma sprawy- uśmiechnął się Jonghyun.
- Taemin... ja chcę - płakałem coraz bardziej. - proszę, chce z tobą porozmawiać.
-do-dobrze-podszedł do mnie wystraszony.
- Ale nie tutaj. Chodźmy do dormu.
-dobrze
Gdy byliśmy już w dormie, poszliśmy do pokoju Taemina. Nie chciałem rozmawiać z nim w moim, bo pewnie przez moją głupotę źle mu się kojarzył. Usiadłem na łóżku i złapałem go za rękę. Od razu ją zabrał.
- Taemin. Naprawdę przepraszam. Nie wiem co mi strzeliło do głowy. I pewnie nigdy mi nie wybaczysz, ale chciałem przynajmniej spróbować. - i znowu się rozpłakałem.
-wybaczam, ale obiecaj, ze więcej się nie upijesz.
- Na-naprawdę? - od razu go przytuliłem. - Obiecuję. Dla ciebie zrobię wszystko.
-naprawdę. Kocham Cię hyung
- Ja ciebie też Minnie.
sobota, 27 grudnia 2014
Starring role (GTop & GTae)
Kolejna noc i znowu to samo. Ale już nie wytrzymywałem tego wszystkiego. Jak zwykle nakupowałem alkoholu i całą noc płakałem. Bo mimo wszystko, chociaż mogłem to skończyć, ja zwyczajnie nie chciałem. Moja podświadomość wręcz krzyczała 'Jiyong idioto, możesz i chcesz. Dasz radę!'. Ale ją olałem. Była zdradziecką suką, bo to wszystko jej wina.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy po moim wymarzonym awansie. Miałem wtedy wszystko czego chciałem. Dom, samochód, dziewczynę. Ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Mój szef. I nie chodziło o to że był jakimś wrednym chujem, tylko o to że gdy tylko na niego spojrzałem po prostu kolana mi miękły a serce przyspieszało dwukrotnie. Na początku myślałem że to tylko strach przed nim, bo przecież był moim szefem, ale pewnego razu gdy chciał ze mną porozmawiać usiadłem naprzeciwko niego po drugiej stronie biurka i wtedy wszystko zrozumiałem. Gdy tylko spojrzałem w jego oczy. Mówiąc wprost wpierdoliłem się. I to bardzo. Byłem zakochany. I to w facecie, który na dodatek był moim szefem. Uświadamiając to sobie, nie pomyślałem nawet o mojej dziewczynie. Zwyczajnie o niej zapomniałem. Przypomniała mi ona sama dzwoniąc po kilku dniach.
- Hej kotku, co u ciebie? Ja rozumiem że nie masz czasu, ale mógłbyś chociaż napisać smsa.
- Przepraszam Eunbin, ale ja... nie wiem jak ci to powiedzieć.
- O co chodzi?
- Naprawdę przepraszam. Nie chciałem żeby tak wyszło, ale ja... ja zakochałem się.
- W tej rudej lasi z recepcji? Wiedziałam że to kurwa. Na razie. Nie chcę cie znać.
Łatwo poszło. Nawet się tym nie przejąłem. Cały czas myślałem tylko o nim. O najseksowniejszym facecie jaki chodził po tej planecie. Choi Seunghyunie. Przyćmiewał resztki mojego zdrowego rozsądku, który już dawno zatracił się w jego spojrzeniu. Pozostawała mi moja podświadomość, która nie miała za grosz rozsądku. Ona sprawiła że któregoś dnia zaprosiłem go do siebie na piwo. Od razu się zgodził. Tej pamiętnej soboty, czekałem na niego u siebie. Zjawił się pod wieczór. Wypiliśmy kilka butelek piwa. Potem jeszcze jakieś drogie wino które przyniósł. Nie kontrolując sam siebie, przysunąłem się bliżej a on objął mnie ramieniem. Popatrzył prosto w moje oczy i właśnie wtedy ta szmata się odezwała 'całuj, całuj'. No a ja oczywiście jej posłuchałem. Niespodziewanie jednak, on zaczął mnie całować bardziej namiętnie. Przesunął się tak, że po chwili leżałem na plecach a on nade mną. Zaczęło się dość niewinnie w porównaniu z tym co było potem. Cała noc dzikiego seksu z facetem moich marzeń. Wtedy czułem że żyję. Nie to co rano. Bolało mnie dosłownie wszystko. A w dodatku kac. Myślałem że umrę. Jednak on, śpiący obok w moim łóżku. Patrzenie na niego. To sprawiało że nie myślałem o tym całym bólu. Ale ból fizyczny w niczym nie dorównywał temu który on zadał mi potem. Znowu kierując się moją spaczoną podświadomością, wyznałem mu wszystko. Na początku śmiał się, a potem powiedział "chociaż wiesz co? Jak kiedyś będziesz chciał, możemy to powtórzyć. Jesteś niesamowity~ ale na prawdę, nie licz na nic więcej. Nie jestem gejem". W tamtym momencie chciałem się po prostu rozpłakać jak dziecko. Powstrzymałem się aż do momentu gdy ubrał się i wyszedł. I to była pierwsza, z wielu nocy jak ta. Gdy tylko piłem i płakałem. Ale nigdy nie powiedziałem mu jak się z tym czuję. Z wiecznym wykorzystywaniem tego, że byłem w nim zakochany, dla 'rozładowania napięcia'. Przez jakiś czas dawało mi to swego rodzaju szczęście. Ale potem zdałem sobie sprawę że nigdy nie będę miał tego, czego tak bardzo pragnąłem. Bo jego serce należało do kogoś innego. Do jego przyszłej żony. Która na dodatek była z nim teraz w ciąży. Mimo tego, nadal robiłem sobie nadzieję, że pewnego razu on też mnie pokocha. Zawsze gdy o tym myślałem po chwili zaczynałem płakać. Przez to jak głupi jestem myśląc że to się kiedyś stanie. Zwykły, naiwny idiota. Jednak gdyby nie to, już dawno bym nie żył. Zawsze ta głupia nadzieja powstrzymywała mnie od tego by skończyć z moim marnym życiem. Jeszcze był mój wspaniały przyjaciel, Youngbae. Zawsze starał się mnie wspierać. I zawsze był przy mnie gdy najbardziej go potrzebowałem. Czasami dziwiłem się że się zaprzyjaźniliśmy, zważając na to w jakich okolicznościach się poznaliśmy. Roznosił kawę w firmie w której pracowałem. Właśnie wtedy po raz pierwszy i ostatni zrobiłem to z Seunghyunem w jego biurze. Gdy ja leżałem na jego biurku a on nade mną już prawie doprowadzając mnie do orgazmu, wszedł Youngbae z ogromną ilością papierów w ręku które od razu znalazły się na podłodze. Wybełkotał przeprosiny i wyszedł. Wtedy Choi kazał mi jak najszybciej go znaleźć i mu wszystko wyjaśnić. Nie miałem wyboru. Zastanawiało mnie tylko co, i jak mu powiedzieć. Przecież gdybym go okłamał, od razu by to wyczuł. Nie umiałem kłamać. Nigdy mi to nie wychodziło. Nie pozostało mi nic innego jak powiedzieć mu prawdę. Chciałem tylko w skrócie to wszystko opowiedzieć, jednak skończyło się na tym że opowiedziałem mu każdy szczegół. Jedynie oszczędzając mu łóżkowych przeżyć. Nie spodziewałem się tego że przytuli mnie, poda chusteczki i wyzna jak bardzo denerwują go kobiety w pracy wiecznie zapraszające go na kawę czy lunch, bo sam wolał facetów. Zdziwiłem się że tak otwarcie się do tego przyznał. Ja bym w życiu tego nikomu nie powiedział. On był wyjątkiem, tak z przymusu. Zresztą i tak wszystko widział. Jakiś czas później rzucił pracę w tej firmie, twierdząc że nie ma ochoty patrzeć dłużej na tą świnię. Spełnił w końcu swoje marzenie o posiadaniu własnej pizzeri. W sumie dobrze na tym wyszedł. A ja nadal musiałem znosić pracę tutaj. Właściwie nie tyle co musiałem a chciałem. Nie tylko ze względu na to co łączyło mnie z szefem, ale też przez to ile starałem się o ten awans i przez to ile zarabiałem. Mogłem pozwolić sobie na wszystko czego chciałem. Oprócz tego jednego, czego za pieniądze nie kupię. Ostatnio mieliśmy, mówiąc wprost, ostry zapierdol w pracy. Zero odpoczynku. Praca po godzinach nagle stała się czymś naturalnym i nie oznaczała pieprzenia się z szefem. Przez cały ten czas miałem od tego spokój. Jednak nie od niego. Taki nawał pracy sprawiał że musiałem spędzać z nim jeszcze więcej czasu niż zwykle. Czasami zasypiał zmęczony w swoim fotelu. Wtedy nie mogłem oprzeć się pokusie by po prostu go przytulić i powiedzieć mu że go kocham. Chociaż wiedziałem że i tak tego nie usłyszy. Nawet gdyby nie spał i wykrzyczałbym mu to prosto w twarz, nie usłyszałby. Bo nie chciał. Nie chciał nawet zrozumieć tego co czuję. Miał mnie jedynie za tępego pomiota którego raz na jakiś czas może wyruchać. I to bolało najbardziej. Bo co z tego że miałem go w łóżku jeżeli on nie miał mnie w swoim sercu? Irytowałem sam siebie swoim zachowaniem. Tym że nie chciałem by to się skończyło. Miałem wrażenie że wtedy bym załamał się całkiem. Dlatego biegałem do niego jak posłuszny piesek gdy tylko mu się zachciało. Nie chciałem go stracić.
Seunghyun zatrudnił kilku nowych pracowników. Czterech świeżo upieczonych absolwentów studiów. Był to dobry pomysł, bo mieliśmy mnóstwo pracy a oni w jakiś sposób nas odciążyli. Kilka dni po ich zatrudnieniu szef poprosił bym został na chwilę gdy skończę pracę. Wiedziałem doskonale jak to się skończy. Pojechaliśmy jak zwykle do jakiegoś love hotelu. I ten schemat co zawsze, recepcja, pokój, seks. Po wszystkim jednak niemile mnie zaskoczył. - Jiyong. - nadal ciężko było mu złapać oddech. - bo ja... my... my musimy to skończyć.
Poczułem się dosłownie jakbym dostał w twarz. Jak niepotrzebny śmieć. Jak piesek który znudził się swojemu panu, więc ten wyjebał go na śmietnik. Już nawet nie starałem się powstrzymywać łez.
- Dlaczego? - wydusiłem z siebie po dłuższej chwili.
- Biorę ślub. W dodatku Soohee urodzi za dwa miesiące. Będę ojcem. Soohee zawsze marzyła o tym by pójść do ołtarza w ciąży. Cieszę się że pomogłem spełnić jej marzenia.
- Przynajmniej ona może być szczęśliwa. - bolało mnie to co sam powiedziałem. Schowałem twarz w poduszce i płakałem. Nigdy nie robiłem tego przy nim, chociaż często miałem ochotę. Ale tym razem nie wytrzymałem. Nikt by nie wytrzymał.
- Stary, przestań.
- Nie.
Wstałem, ubrałem się i nie myśląc o tym że jest 3 w nocy wybiegłem na ulicę a potem poszukałem pierwszego lepszego marketu. Kupiłem dwie butelki jakiegoś taniego wina i usiadłem na chodniku osuszając dwie butelki w ekspresowym tempie. Naprawdę aż tak głupi byłem myśląc że alkohol mi pomoże? Byłem tak bardzo załamany że zapomniałem nawet jak dojść do własnego domu. Prostszą i mniej odpowiedzialną decyzją było przespanie się na pierwszej lepszej ławce na dworcu. Nie wiem nawet jak i kiedy wróciłem następnego dnia do domu. Cała moja nadzieja wtedy umarła. Ja pragnąłem tego samego. Chciałem po prostu zginąć. Nie czuć się już tak okropnie. Całego tego bólu. Stałem na balkonie w samych bokserkach i koszulce. Nawet nie zauważyłem że zaczęło padać. Oceniałem wysokość gdy nagle ktoś złapał mnie w pasie i wniósł do środka.
- Jiyong, pojebało cię? Mogłeś spaść.
- Tego chciałem.
- Przecież byś się zabił.
- Właśnie tego chciałem. - miałem wrażenie że brzmiałem jak obłąkany.
- Przestań. Wiem że wcale tego nie chciałeś.
- Niby skąd?
- Nie wahałbyś się.
- Nie wahałem się.
- Dobra, nieważne. Lepiej powiedz co ci strzeliło do głowy.
Już prawie przestałem płakać i nagle znowu tępo patrzyłem w jakiś punkt a łzy same spływały po policzkach.
- Jiyong?
Załkałem cicho a po chwili schowałem twarz w dłoniach. Youngbae zrobił to, czego mi w tej chwili tak bardzo brakowało. Przytulił mnie mocno do siebie. Objąłem go trzęsącymi się rękoma.
- On się żeni.
- Mówiłem. Mogłeś to wszystko skończyć.
- Nie mogłem. Za bardzo go kocham.
- Nadal?
- Tak.
- Oh Jiyong, i co ja mam z tobą zrobić?
- Pozwól mi umrzeć.
- Nigdy. Jesteś dla mnie zbyt ważny.
- Ja?
- Tak Ji.
- Sądziłem że już nikogo nie obchodzę.
- To, że jego nie obchodzisz, nie znaczy że innych też.
- Ale chciałem być dla niego kimś więcej niż tylko sex-przyjacielem.
- Dobrze wiedziałeś że nic z tego.
- Niby tak. Ale jestem idiotą i robiłem sobie nadzieje.
- Niepotrzebnie.
- Teraz to wiem.
- Ji, - przysunął mnie bliżej siebie i posadził na kolanach. - musisz rzucić tą pracę.
- Nie.
- Tak. Nie pozwolę byś zadręczał się ciągle na niego patrząc. To będzie cię tylko niszczyć.
- Ale przecież bez pracy wyląduje na ulicy.
- Zatrudnię cię u mnie w pizzerii.
- Ta? I co niby miałbym tam robić? Nie umiem nawet zagotować wody na herbatę.
- Możesz sprzedawać albo dostarczać jedzenie.
- A myślisz że utrzymam dom z pensji z pizzerii?
- Zawsze możesz go sprzedać i kupić coś mniejszego. Lub...
- Lub?
- Zamieszkać ze mną.
- No nie wiem.
- To pomyśl nad tym. Czy nie fajnie byłoby zacząć wszystko od nowa? Wtedy szybko byś o wszystkim zapomniał.
- Fajnie by było.
- Bardzo. - przytulił mnie mocniej.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Zawsze ci pomogę.
Ucieszyło mnie to że jednak jest ktoś kto chciał mi pomóc. Ktoś dla kogo jednak coś znaczyłem. Ktoś komu jestem potrzebny.
Odprowadziłem mojego przyjaciela do drzwi bo musiał już wychodzić. Przytulił mnie na pożegnanie.
- Proszę, nie rób nic głupiego. Masz dla kogo żyć.
- Teraz już to wiem.
- I bardzo dobrze.
Jak zawsze, niezwykle mi pomógł. Rano złożyłem wypowiedzenie z pracy i poczułem się wolny od tego wszystkiego. W końcu. Do wypowiedzenia dorzuciłem jeszcze kopertę z listem dla Seunghyuna. Ironicznie dziękując mu w nim za to że złamał mi serce. Dorzuciłem też życzenia z okazji ślubu. Chociaż tak na prawdę życzyłem mu najgorszego. Ludzie mają rację że między miłością a nienawiścią jest cienka granica. Przekonałem się o tym doskonale. Po południu pojechałem do Youngbae. Bo dopiero wtedy miał czas. Nakupowałem wszelakie rodzaje alkoholu.
- Hej, patrz co mam!
- Widzę że już ci lepiej.
- No trochę.
- Trochę?
- Nieważne, chodźmy pić. Chce to uczcić.
- Z przyjemnością.
Wypiłem już na prawdę sporo. Youngbae też. Nawet nie wiem jakim sposobem znalazłem się na jego kolanach przytulając go.
- Ji.
- Hm?
- Złaź.
- Czemu? Ja nie chcę.
- Ale ja chcę żebyś zszedł.
- Nie.
- Bo cię zrzucę.
- Jas... - i leżałem na podłodze. Dobrze że miał dywan. Wyciągnąłem rękę w jego kierunku. - przewróciłeś mnie to teraz pomóż mi wstać.
Złapał mnie za rękę a ja szarpnąłem ją na tyle mocno że przewrócił się na mnie. Chwilę próbował ogarnąć co się stało. Gdy w końcu mu się udało patrzył na mnie przerażony a nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. Nie wiem dlaczego ale nagle poczułem ochotę by go pocałować. I tak zrobiłem. Od razu wstał i uciekł do łazienki. Usłyszałem dźwięk zamykania drzwi na klucz. Chwiejnym krokiem dotarłem pod drzwi łazienki.
- Youngbae! Wyłaź!
- Nie.
- Dlaczego?
- Czemu to zrobiłeś?
- Ale co?
- Pomyśl.
- A... tak chciałem.
Otworzył drzwi.
- I tylko dlatego? Nie baw się moimi uczuciami.
- O czym ty mówisz?
- Jezu Jiyong, jesteś tak głupi.
- No to wiem.
- Kocham cię idioto.
- Co... - zatkało mnie.
- To. Właśnie dlatego, proszę, nie rób tego więcej. Nie chcę by to się skończyło tak jak z Seunghyunem.
- A jak będę chciał?
- Nie.
- Proszę.
- Nie do cholery, ja też mam uczucia, wiesz? I też dużo rzeczy chciałbym zrobić ale nie mogę. - Czemu nie możesz?
- Bo właśnie leżałbyś nagi na tamtej kanapie jęcząc.
- No to śmiało.
- Nie.
- Bo?
- Nie, bo wiem że ty nie czujesz tego samego co ja.
Objąłem ramionami jego szyję i znowu pocałowałem.
- To pozwól mi cię pokochać~
- Ale my... my się przyjaźnimy. Serio chcesz to zniszczyć?
- Jeżeli będziesz szczęśliwy, to tak.
Wtulił się mocno we mnie. Poczułem jak jego łzy przenikają przez materiał mojej koszulki. Pogłaskałem go po głowie.
- Nie płacz.
- Dobrze.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy po moim wymarzonym awansie. Miałem wtedy wszystko czego chciałem. Dom, samochód, dziewczynę. Ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Mój szef. I nie chodziło o to że był jakimś wrednym chujem, tylko o to że gdy tylko na niego spojrzałem po prostu kolana mi miękły a serce przyspieszało dwukrotnie. Na początku myślałem że to tylko strach przed nim, bo przecież był moim szefem, ale pewnego razu gdy chciał ze mną porozmawiać usiadłem naprzeciwko niego po drugiej stronie biurka i wtedy wszystko zrozumiałem. Gdy tylko spojrzałem w jego oczy. Mówiąc wprost wpierdoliłem się. I to bardzo. Byłem zakochany. I to w facecie, który na dodatek był moim szefem. Uświadamiając to sobie, nie pomyślałem nawet o mojej dziewczynie. Zwyczajnie o niej zapomniałem. Przypomniała mi ona sama dzwoniąc po kilku dniach.
- Hej kotku, co u ciebie? Ja rozumiem że nie masz czasu, ale mógłbyś chociaż napisać smsa.
- Przepraszam Eunbin, ale ja... nie wiem jak ci to powiedzieć.
- O co chodzi?
- Naprawdę przepraszam. Nie chciałem żeby tak wyszło, ale ja... ja zakochałem się.
- W tej rudej lasi z recepcji? Wiedziałam że to kurwa. Na razie. Nie chcę cie znać.
Łatwo poszło. Nawet się tym nie przejąłem. Cały czas myślałem tylko o nim. O najseksowniejszym facecie jaki chodził po tej planecie. Choi Seunghyunie. Przyćmiewał resztki mojego zdrowego rozsądku, który już dawno zatracił się w jego spojrzeniu. Pozostawała mi moja podświadomość, która nie miała za grosz rozsądku. Ona sprawiła że któregoś dnia zaprosiłem go do siebie na piwo. Od razu się zgodził. Tej pamiętnej soboty, czekałem na niego u siebie. Zjawił się pod wieczór. Wypiliśmy kilka butelek piwa. Potem jeszcze jakieś drogie wino które przyniósł. Nie kontrolując sam siebie, przysunąłem się bliżej a on objął mnie ramieniem. Popatrzył prosto w moje oczy i właśnie wtedy ta szmata się odezwała 'całuj, całuj'. No a ja oczywiście jej posłuchałem. Niespodziewanie jednak, on zaczął mnie całować bardziej namiętnie. Przesunął się tak, że po chwili leżałem na plecach a on nade mną. Zaczęło się dość niewinnie w porównaniu z tym co było potem. Cała noc dzikiego seksu z facetem moich marzeń. Wtedy czułem że żyję. Nie to co rano. Bolało mnie dosłownie wszystko. A w dodatku kac. Myślałem że umrę. Jednak on, śpiący obok w moim łóżku. Patrzenie na niego. To sprawiało że nie myślałem o tym całym bólu. Ale ból fizyczny w niczym nie dorównywał temu który on zadał mi potem. Znowu kierując się moją spaczoną podświadomością, wyznałem mu wszystko. Na początku śmiał się, a potem powiedział "chociaż wiesz co? Jak kiedyś będziesz chciał, możemy to powtórzyć. Jesteś niesamowity~ ale na prawdę, nie licz na nic więcej. Nie jestem gejem". W tamtym momencie chciałem się po prostu rozpłakać jak dziecko. Powstrzymałem się aż do momentu gdy ubrał się i wyszedł. I to była pierwsza, z wielu nocy jak ta. Gdy tylko piłem i płakałem. Ale nigdy nie powiedziałem mu jak się z tym czuję. Z wiecznym wykorzystywaniem tego, że byłem w nim zakochany, dla 'rozładowania napięcia'. Przez jakiś czas dawało mi to swego rodzaju szczęście. Ale potem zdałem sobie sprawę że nigdy nie będę miał tego, czego tak bardzo pragnąłem. Bo jego serce należało do kogoś innego. Do jego przyszłej żony. Która na dodatek była z nim teraz w ciąży. Mimo tego, nadal robiłem sobie nadzieję, że pewnego razu on też mnie pokocha. Zawsze gdy o tym myślałem po chwili zaczynałem płakać. Przez to jak głupi jestem myśląc że to się kiedyś stanie. Zwykły, naiwny idiota. Jednak gdyby nie to, już dawno bym nie żył. Zawsze ta głupia nadzieja powstrzymywała mnie od tego by skończyć z moim marnym życiem. Jeszcze był mój wspaniały przyjaciel, Youngbae. Zawsze starał się mnie wspierać. I zawsze był przy mnie gdy najbardziej go potrzebowałem. Czasami dziwiłem się że się zaprzyjaźniliśmy, zważając na to w jakich okolicznościach się poznaliśmy. Roznosił kawę w firmie w której pracowałem. Właśnie wtedy po raz pierwszy i ostatni zrobiłem to z Seunghyunem w jego biurze. Gdy ja leżałem na jego biurku a on nade mną już prawie doprowadzając mnie do orgazmu, wszedł Youngbae z ogromną ilością papierów w ręku które od razu znalazły się na podłodze. Wybełkotał przeprosiny i wyszedł. Wtedy Choi kazał mi jak najszybciej go znaleźć i mu wszystko wyjaśnić. Nie miałem wyboru. Zastanawiało mnie tylko co, i jak mu powiedzieć. Przecież gdybym go okłamał, od razu by to wyczuł. Nie umiałem kłamać. Nigdy mi to nie wychodziło. Nie pozostało mi nic innego jak powiedzieć mu prawdę. Chciałem tylko w skrócie to wszystko opowiedzieć, jednak skończyło się na tym że opowiedziałem mu każdy szczegół. Jedynie oszczędzając mu łóżkowych przeżyć. Nie spodziewałem się tego że przytuli mnie, poda chusteczki i wyzna jak bardzo denerwują go kobiety w pracy wiecznie zapraszające go na kawę czy lunch, bo sam wolał facetów. Zdziwiłem się że tak otwarcie się do tego przyznał. Ja bym w życiu tego nikomu nie powiedział. On był wyjątkiem, tak z przymusu. Zresztą i tak wszystko widział. Jakiś czas później rzucił pracę w tej firmie, twierdząc że nie ma ochoty patrzeć dłużej na tą świnię. Spełnił w końcu swoje marzenie o posiadaniu własnej pizzeri. W sumie dobrze na tym wyszedł. A ja nadal musiałem znosić pracę tutaj. Właściwie nie tyle co musiałem a chciałem. Nie tylko ze względu na to co łączyło mnie z szefem, ale też przez to ile starałem się o ten awans i przez to ile zarabiałem. Mogłem pozwolić sobie na wszystko czego chciałem. Oprócz tego jednego, czego za pieniądze nie kupię. Ostatnio mieliśmy, mówiąc wprost, ostry zapierdol w pracy. Zero odpoczynku. Praca po godzinach nagle stała się czymś naturalnym i nie oznaczała pieprzenia się z szefem. Przez cały ten czas miałem od tego spokój. Jednak nie od niego. Taki nawał pracy sprawiał że musiałem spędzać z nim jeszcze więcej czasu niż zwykle. Czasami zasypiał zmęczony w swoim fotelu. Wtedy nie mogłem oprzeć się pokusie by po prostu go przytulić i powiedzieć mu że go kocham. Chociaż wiedziałem że i tak tego nie usłyszy. Nawet gdyby nie spał i wykrzyczałbym mu to prosto w twarz, nie usłyszałby. Bo nie chciał. Nie chciał nawet zrozumieć tego co czuję. Miał mnie jedynie za tępego pomiota którego raz na jakiś czas może wyruchać. I to bolało najbardziej. Bo co z tego że miałem go w łóżku jeżeli on nie miał mnie w swoim sercu? Irytowałem sam siebie swoim zachowaniem. Tym że nie chciałem by to się skończyło. Miałem wrażenie że wtedy bym załamał się całkiem. Dlatego biegałem do niego jak posłuszny piesek gdy tylko mu się zachciało. Nie chciałem go stracić.
Seunghyun zatrudnił kilku nowych pracowników. Czterech świeżo upieczonych absolwentów studiów. Był to dobry pomysł, bo mieliśmy mnóstwo pracy a oni w jakiś sposób nas odciążyli. Kilka dni po ich zatrudnieniu szef poprosił bym został na chwilę gdy skończę pracę. Wiedziałem doskonale jak to się skończy. Pojechaliśmy jak zwykle do jakiegoś love hotelu. I ten schemat co zawsze, recepcja, pokój, seks. Po wszystkim jednak niemile mnie zaskoczył. - Jiyong. - nadal ciężko było mu złapać oddech. - bo ja... my... my musimy to skończyć.
Poczułem się dosłownie jakbym dostał w twarz. Jak niepotrzebny śmieć. Jak piesek który znudził się swojemu panu, więc ten wyjebał go na śmietnik. Już nawet nie starałem się powstrzymywać łez.
- Dlaczego? - wydusiłem z siebie po dłuższej chwili.
- Biorę ślub. W dodatku Soohee urodzi za dwa miesiące. Będę ojcem. Soohee zawsze marzyła o tym by pójść do ołtarza w ciąży. Cieszę się że pomogłem spełnić jej marzenia.
- Przynajmniej ona może być szczęśliwa. - bolało mnie to co sam powiedziałem. Schowałem twarz w poduszce i płakałem. Nigdy nie robiłem tego przy nim, chociaż często miałem ochotę. Ale tym razem nie wytrzymałem. Nikt by nie wytrzymał.
- Stary, przestań.
- Nie.
Wstałem, ubrałem się i nie myśląc o tym że jest 3 w nocy wybiegłem na ulicę a potem poszukałem pierwszego lepszego marketu. Kupiłem dwie butelki jakiegoś taniego wina i usiadłem na chodniku osuszając dwie butelki w ekspresowym tempie. Naprawdę aż tak głupi byłem myśląc że alkohol mi pomoże? Byłem tak bardzo załamany że zapomniałem nawet jak dojść do własnego domu. Prostszą i mniej odpowiedzialną decyzją było przespanie się na pierwszej lepszej ławce na dworcu. Nie wiem nawet jak i kiedy wróciłem następnego dnia do domu. Cała moja nadzieja wtedy umarła. Ja pragnąłem tego samego. Chciałem po prostu zginąć. Nie czuć się już tak okropnie. Całego tego bólu. Stałem na balkonie w samych bokserkach i koszulce. Nawet nie zauważyłem że zaczęło padać. Oceniałem wysokość gdy nagle ktoś złapał mnie w pasie i wniósł do środka.
- Jiyong, pojebało cię? Mogłeś spaść.
- Tego chciałem.
- Przecież byś się zabił.
- Właśnie tego chciałem. - miałem wrażenie że brzmiałem jak obłąkany.
- Przestań. Wiem że wcale tego nie chciałeś.
- Niby skąd?
- Nie wahałbyś się.
- Nie wahałem się.
- Dobra, nieważne. Lepiej powiedz co ci strzeliło do głowy.
Już prawie przestałem płakać i nagle znowu tępo patrzyłem w jakiś punkt a łzy same spływały po policzkach.
- Jiyong?
Załkałem cicho a po chwili schowałem twarz w dłoniach. Youngbae zrobił to, czego mi w tej chwili tak bardzo brakowało. Przytulił mnie mocno do siebie. Objąłem go trzęsącymi się rękoma.
- On się żeni.
- Mówiłem. Mogłeś to wszystko skończyć.
- Nie mogłem. Za bardzo go kocham.
- Nadal?
- Tak.
- Oh Jiyong, i co ja mam z tobą zrobić?
- Pozwól mi umrzeć.
- Nigdy. Jesteś dla mnie zbyt ważny.
- Ja?
- Tak Ji.
- Sądziłem że już nikogo nie obchodzę.
- To, że jego nie obchodzisz, nie znaczy że innych też.
- Ale chciałem być dla niego kimś więcej niż tylko sex-przyjacielem.
- Dobrze wiedziałeś że nic z tego.
- Niby tak. Ale jestem idiotą i robiłem sobie nadzieje.
- Niepotrzebnie.
- Teraz to wiem.
- Ji, - przysunął mnie bliżej siebie i posadził na kolanach. - musisz rzucić tą pracę.
- Nie.
- Tak. Nie pozwolę byś zadręczał się ciągle na niego patrząc. To będzie cię tylko niszczyć.
- Ale przecież bez pracy wyląduje na ulicy.
- Zatrudnię cię u mnie w pizzerii.
- Ta? I co niby miałbym tam robić? Nie umiem nawet zagotować wody na herbatę.
- Możesz sprzedawać albo dostarczać jedzenie.
- A myślisz że utrzymam dom z pensji z pizzerii?
- Zawsze możesz go sprzedać i kupić coś mniejszego. Lub...
- Lub?
- Zamieszkać ze mną.
- No nie wiem.
- To pomyśl nad tym. Czy nie fajnie byłoby zacząć wszystko od nowa? Wtedy szybko byś o wszystkim zapomniał.
- Fajnie by było.
- Bardzo. - przytulił mnie mocniej.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Zawsze ci pomogę.
Ucieszyło mnie to że jednak jest ktoś kto chciał mi pomóc. Ktoś dla kogo jednak coś znaczyłem. Ktoś komu jestem potrzebny.
Odprowadziłem mojego przyjaciela do drzwi bo musiał już wychodzić. Przytulił mnie na pożegnanie.
- Proszę, nie rób nic głupiego. Masz dla kogo żyć.
- Teraz już to wiem.
- I bardzo dobrze.
Jak zawsze, niezwykle mi pomógł. Rano złożyłem wypowiedzenie z pracy i poczułem się wolny od tego wszystkiego. W końcu. Do wypowiedzenia dorzuciłem jeszcze kopertę z listem dla Seunghyuna. Ironicznie dziękując mu w nim za to że złamał mi serce. Dorzuciłem też życzenia z okazji ślubu. Chociaż tak na prawdę życzyłem mu najgorszego. Ludzie mają rację że między miłością a nienawiścią jest cienka granica. Przekonałem się o tym doskonale. Po południu pojechałem do Youngbae. Bo dopiero wtedy miał czas. Nakupowałem wszelakie rodzaje alkoholu.
- Hej, patrz co mam!
- Widzę że już ci lepiej.
- No trochę.
- Trochę?
- Nieważne, chodźmy pić. Chce to uczcić.
- Z przyjemnością.
Wypiłem już na prawdę sporo. Youngbae też. Nawet nie wiem jakim sposobem znalazłem się na jego kolanach przytulając go.
- Ji.
- Hm?
- Złaź.
- Czemu? Ja nie chcę.
- Ale ja chcę żebyś zszedł.
- Nie.
- Bo cię zrzucę.
- Jas... - i leżałem na podłodze. Dobrze że miał dywan. Wyciągnąłem rękę w jego kierunku. - przewróciłeś mnie to teraz pomóż mi wstać.
Złapał mnie za rękę a ja szarpnąłem ją na tyle mocno że przewrócił się na mnie. Chwilę próbował ogarnąć co się stało. Gdy w końcu mu się udało patrzył na mnie przerażony a nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. Nie wiem dlaczego ale nagle poczułem ochotę by go pocałować. I tak zrobiłem. Od razu wstał i uciekł do łazienki. Usłyszałem dźwięk zamykania drzwi na klucz. Chwiejnym krokiem dotarłem pod drzwi łazienki.
- Youngbae! Wyłaź!
- Nie.
- Dlaczego?
- Czemu to zrobiłeś?
- Ale co?
- Pomyśl.
- A... tak chciałem.
Otworzył drzwi.
- I tylko dlatego? Nie baw się moimi uczuciami.
- O czym ty mówisz?
- Jezu Jiyong, jesteś tak głupi.
- No to wiem.
- Kocham cię idioto.
- Co... - zatkało mnie.
- To. Właśnie dlatego, proszę, nie rób tego więcej. Nie chcę by to się skończyło tak jak z Seunghyunem.
- A jak będę chciał?
- Nie.
- Proszę.
- Nie do cholery, ja też mam uczucia, wiesz? I też dużo rzeczy chciałbym zrobić ale nie mogę. - Czemu nie możesz?
- Bo właśnie leżałbyś nagi na tamtej kanapie jęcząc.
- No to śmiało.
- Nie.
- Bo?
- Nie, bo wiem że ty nie czujesz tego samego co ja.
Objąłem ramionami jego szyję i znowu pocałowałem.
- To pozwól mi cię pokochać~
- Ale my... my się przyjaźnimy. Serio chcesz to zniszczyć?
- Jeżeli będziesz szczęśliwy, to tak.
Wtulił się mocno we mnie. Poczułem jak jego łzy przenikają przez materiał mojej koszulki. Pogłaskałem go po głowie.
- Nie płacz.
- Dobrze.
piątek, 26 grudnia 2014
'I belive in a thing called love (Hanjoo)
- Hansol, masz jakieś plany na urodziny? - spytał Xero mojego przyjaciela.
- Nie chcę ich wyprawiać.
- To co chcesz robić we własne urodziny? - zapytałem.
- Chyba będę siedział przed telewizorem i coś oglądał. - wzruszył obojętnie ramionami.
- Ale przecież to twoje urodziny! - krzyknął Hojoon i wstał z kanapy. - my już coś zorganizujemy, nie martw się.
- Więc chyba powinienem.
- Spokojnie stary, na nas zawsze możesz liczyć.
Hansol poszedł już spać więc zaczęliśmy obmyślać plan na jego urodziny. Każdy dawał jakiś pomysł, które jak dla mnie nie wydawały się być dostatecznie dobre. Już miałem zamiar się zgodzić na przereklamowane przyjęcie-niespodziankę, gdy nagle do pokoju wpadł Jenissi rzucając na stół ulotkę wesołego miasteczka, które miało się zjawić w Seulu już jutro. Idealnie! Wszyscy jednogłośnie się zgodzili.
Nadszedł dzień urodzin Hansola. Z samego rana wstałem przygotowując mu śniadanie. Ustawiłem wszystko na tacy, razem z małym bukietem świeżych kwiatów i zaniosłem mu do łóżka.
- Dzień dobry, wszystkiego najlepszego! - uśmiechnąłem się i podałem mu błyszczącą tacę.
- Dziękuję! - odwzajemnił uśmiech i popatrzył na kwiaty. - śliczne są.
- Nie ma za co, smacznego~
Lubiłem patrzeć na niego kiedy był szczęśliwy. Jakoś zawsze poprawiało mi to humor.
Gdy wszyscy już złożyli mu życzenia, ruszyliśmy do wesołego miasteczka. Był wyraźnie podekscytowany. Mam nadzieję że spodoba mu się niespodzianka.
- Jeju, wesołe miasteczko!
- Podoba ci się? - zapytał lider.
- Bardzo! - aż podskoczył, ciesząc się jak małe dziecko. - Chodźmy tam! - wskazał na ogromny diabelski młyn i złapał mnie za rękę.
- Co ty...?
- Nie chcę się zgubić.
- Ah, jasne. - no tak, w końcu to Hansol. On nawet w dormie się gubi.
Poszliśmy w stronę diabelskiego młynu. Trochę się bałem, ale nie mogłem go zawieźć uciekając. Ustawiliśmy się w kolejce i kilka minut później byliśmy już w środku.
- Jak tu fajnie~
- No, ale szczerze mówiąc, trochę się boję.
- Nie bój się. - przysunął się bliżej i mnie przytulił. Wcale nie zdziwiło mnie jego zachowanie. Wiecznie mnie przytulał. W sumie... to było całkiem miłe. Oparłem głowę na jego ramieniu i czekałem aż ruszymy.
- Bjoo, muszę ci coś powiedzieć. - powiedział gdy przejażdżka się skończyła.
- Dobrze, to chodźmy może tam, co? - wskazałem na coś z napisem 'tunel miłości'. Oczywiście nie miałem nic na myśli. Tylko zawsze chciałem czymś takim się przejechać, bo często widziałem to w filmach.
- Dobrze. - uśmiechnął się i mocniej ścisnął moją rękę.
Kupiłem dwa bilety. Dwóch facetów, trzymających się za ręce chcących popłynąć tunelem miłości. Mina kobiety za kasą była bezcenną. Usiedliśmy w łódce w kształcie ogromnego łabędzia. Hansol nadal trzymał mnie mocno za rękę milcząc. Zacząłem się lekko denerwować.
- A więc co chciałeś mi powiedzieć? - spojrzałem na niego. Siedział ze spuszczoną głową.
- B-joo - zaczął nieśmiało. - bo... ja cię kocham.
- Że co? - otworzyłem szeroko oczy i wbiłem w niego wzrok. Nie wierzyłem w to co właśnie powiedział. To było dosłownie jakbym zderzył się ze ścianą. Znowu był cicho, aż do momentu gdy wysiedliśmy po drugiej stronie.
- Kocham cię.
- J-ja nie wiem co powiedzieć... przecież my...my oboje jesteśmy facetami!
- Wiem że jesteśmy facetami a-ale... - miał łzy w oczach. O nie, zaraz się rozpłacze.
- Ale?
- Ja cię kocham, na prawdę cię kocham.
- Ale Hansol, przecież się przyjaźnimy.
- Wiem, przepraszam. - zaczął płakać.
- I czego teraz oczekujesz?
- Niczego. - schował twarz w dłoniach.
- Nie płacz, proszę. Ja po prostu nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
- Rozumiem.
- I nie wiem czy to byśmy się dalej przyjaźnili jest dobrym pomysłem. Ja chyba nie dam rady.
- Chyba tak. - strasznie płakał. Ledwo rozumiałem co mówił. - przepraszam.
I gdy chciałem mu odpowiadać, zaczął uciekać.
- Hansol! Stój!
Biegłem za nim, ale on zniknął gdzieś w tłumie. To że robiło się już ciemno nie pomagało. Byłem przerażony. On może sobie coś zrobić. A tego bym sobie nie wybaczył. Biegnąc wpadłem na Yano i Seogoonga.
- Hej, widzieliście Hansola?
- Nie, a coś się stało? - odpowiedział raper.
- Tak jakby, później wam wszystko opowiem. Pomożcie mi go szukać, proszę.
- Jasne.
Rozdzieliliśmy się. Przez godzinę nikomu nie udało się go znaleźć. Byłem bliski płaczu. Coś mogło mu się stać. Bałem się o niego.
Spotkałem jeszcze Hojoona, P-goona i Gohna. Żaden z nich także go nie widział. Byłem już tym zmęczony. Usiadłem na ławce i nie wytrzymując całego napięcia rozpłakałem się. Zniszczyłem mu urodziny. A do tego do głowy przychodziły mi najstraszniejsze rzeczy które mogły mu się przytrafić.
- Hej młody, co się stało? - to był Sangdo. Ucieszyłem się że to on. Zawsze potrafił pomóc.
- Hansol uciekł i nie mogę go znaleźć.
- I dlatego płaczesz?
- Dlatego że zniszczyłem mu urodziny i przeze mnie coś mogło mu się stać.
- O czym ty mówisz?
- Dla żartu poszliśmy do tunelu miłości, a on wtedy wyznał mi miłość.
- I co takiego mu nagadałeś że uciekł?
- Że nie chcę się z nim dalej przyjaźnić.
- Boże, jesteś idiotą. Na prawdę.
- Teraz to wiem.
- I jesteś ślepy.
- Że co?
- Naprawdę nie zauważyłeś tego że jest w tobie zakochany?
- Nie.
- No tak, przecież nawet nie dostrzegasz tego co sam do niego czujesz.
- Niby co?
- Stary, wszyscy widzą to jak się zachowujesz przy nim. Jak na niego patrzysz. Jak się do niego uśmiechasz. Przy nim jesteś całkiem innym człowiekiem. Kiedyś gdy gdzieś razem wyszliście, Yano spytał mnie ile już jesteście razem.
Nie odpowiedziałem mu. Jak mogłem być tak głupi? Tak ślepy. Naprawdę nie zauważyłem tego że od jakiegoś czasu mój umysł był wręcz przepełniony Hansolem. Zrozumiałem to w najgorszym możliwym momencie. Zacząłem jeszcze bardziej płakać.
- Dziękuje. - starałem się uśmiechnąć do niego. Jednak mi to nie wyszło. Byłem mu na prawdę wdzięczny.
- Nie ma za co. A teraz leć go szukać.
- Jasne, jeszcze raz dziękuje.
Wpadł mi do głowy pomysł że może być w tym całym 'tunelu miłości'. Pobiegłem tam najszybciej jak tylko potrafiłem. Był już wyłączony. Wszedłem po schodkach na podest i zauważyłem Hansola siedzącego w jednej z łódek. Kamień spadł mi z serca. Siedział i płakał przy czym cały trząsł się z zimna. Zdjąłem swoją bluzę i wskakując na łódkę okryłem go nią.
- Hansol. - przytuliłem go. To był chyba pierwszy raz odkąd go poznałem. - chodź już do domu.
- Nie idę. Nie chcę wracać.
- Dlaczego?
- Nie mam po co wracać.
- Masz. Wszyscy chcą byś wrócił.
- Naprawdę?
- Tak.
Wyszliśmy z tunelu. Złapałem Hansola za rękę i zadzwoniłem do reszty że go znalazłem. Spotkaliśmy się wszyscy przy wyjściu. Sangdo popatrzył na nas i uśmiechnął się.
- I jak, wszystko dobrze?
- Mniej więcej.
- Powiedziałeś mu wszystko?
- Jeszcze nie.
- Co? O co chodzi?
- Powiem ci jak wrócimy.
- Dobrze.
Byłem tak zdenerwowany że myślałem że zaraz umrę. Wróciliśmy do dormu. Od razu poszedłem do mojego pokoju, a Hansol za mną. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na niego. Chciałem mu tyle powiedzieć, ale po prostu nie umiałem.
- Ha-Hansol, bo ja... ja nie wiem jak ci to powiedzieć.
- Po prostu to co leży ci na sercu.
- Wiedz, że nie jest mi łatwo o tym mówić. Bo... gdy wtedy zniknąłeś ja rozmawiałem z Sangdo i dzięki niemu zrozumiałem jak ważny dla mnie jesteś.
- Na-naprawdę?
- Tak. - przybliżyłem się do niego i go pocałowałem. - Kocham cię, Hansollie~
- Ja ciebie też B-joo. Ja ciebie też.
Zaczął mnie namiętnie całować. Między pocałunkami wyznając mi miłość. Byłem taki szczęśliwy. Zdjął moją koszulkę i spodnie.
- Oh, jesteś taki idealny~
Całował całe moje ciało i głaskał krocze. Momentalnie mi stanął. Zdjąłem jego koszulkę. Po chwili wstał i zaczął szukać czegoś w szufladzie. Wyciągnął małą butelkę, zdjął moje majtki i zaczął mnie smarować.
- Skarbie, teraz może boleć.
Wsunął jeden palec. Jęknąłem cicho. Po chwili wsunął też drugi, a ja znowu zajęczałem. Tym razem głośniej. Gdy już nie odczuwałem tam bólu, wyjął je i usadził mnie na swoich udach.
- Proszę, zrób to w końcu.
Przysunął mnie bliżej i wszedł powoli i delikatnie. Zaczął się poruszać coraz szybciej, dając mi coraz więcej przyjemności i mniej bólu. Gdy nagle..
- Niech nam żyje sto lat! Niech nam...o kurwa!
Hansol szybko zakrył mnie kołdrą i znajdując swoje spodnie ubrał je. Spojrzałem zażenowany w stronę drzwi. Byli tam wszyscy a z przodu Jenissi z wielkim tortem.
- Mu-musieliście a-akurat teraz?
- Tak wyszło... to my może wyjdziemy?
- Ej, a co z tortem? - wtrącił Kidoh, który wyraźnie bardziej przejął się losem tortu niż tym co się działo.
- Wyjdzie stąd! - krzyknąłem. - my zaraz przyjdziemy.
- Jasne.
- Dokończymy później, czy tak szybko teraz? - spytał gdy wszyscy już wyszli z pokoju.
- Później kochanie. - pocałowałem go w czoło. - później. A teraz chodźmy.
- Dobrze.
Ubraliśmy się i wyszliśmy do salonu. Oboje byliśmy cali czerwoni.
- Wiesz Hansol, mieliśmy dla ciebie prezent, ale ten najfajniejszy chyba już dostałeś.
- Najlepszy. - odpowiedział i pocałował mnie. Najgorsze i tak już widzieli więc nie powinno to robić na nich wrażenia. Miałem rację. Zabraliśmy się za jedzenie. Tort był pyszny, ale w tej chwili miałem ochotę na coś całkiem innego~
- Nie chcę ich wyprawiać.
- To co chcesz robić we własne urodziny? - zapytałem.
- Chyba będę siedział przed telewizorem i coś oglądał. - wzruszył obojętnie ramionami.
- Ale przecież to twoje urodziny! - krzyknął Hojoon i wstał z kanapy. - my już coś zorganizujemy, nie martw się.
- Więc chyba powinienem.
- Spokojnie stary, na nas zawsze możesz liczyć.
Hansol poszedł już spać więc zaczęliśmy obmyślać plan na jego urodziny. Każdy dawał jakiś pomysł, które jak dla mnie nie wydawały się być dostatecznie dobre. Już miałem zamiar się zgodzić na przereklamowane przyjęcie-niespodziankę, gdy nagle do pokoju wpadł Jenissi rzucając na stół ulotkę wesołego miasteczka, które miało się zjawić w Seulu już jutro. Idealnie! Wszyscy jednogłośnie się zgodzili.
Nadszedł dzień urodzin Hansola. Z samego rana wstałem przygotowując mu śniadanie. Ustawiłem wszystko na tacy, razem z małym bukietem świeżych kwiatów i zaniosłem mu do łóżka.
- Dzień dobry, wszystkiego najlepszego! - uśmiechnąłem się i podałem mu błyszczącą tacę.
- Dziękuję! - odwzajemnił uśmiech i popatrzył na kwiaty. - śliczne są.
- Nie ma za co, smacznego~
Lubiłem patrzeć na niego kiedy był szczęśliwy. Jakoś zawsze poprawiało mi to humor.
Gdy wszyscy już złożyli mu życzenia, ruszyliśmy do wesołego miasteczka. Był wyraźnie podekscytowany. Mam nadzieję że spodoba mu się niespodzianka.
- Jeju, wesołe miasteczko!
- Podoba ci się? - zapytał lider.
- Bardzo! - aż podskoczył, ciesząc się jak małe dziecko. - Chodźmy tam! - wskazał na ogromny diabelski młyn i złapał mnie za rękę.
- Co ty...?
- Nie chcę się zgubić.
- Ah, jasne. - no tak, w końcu to Hansol. On nawet w dormie się gubi.
Poszliśmy w stronę diabelskiego młynu. Trochę się bałem, ale nie mogłem go zawieźć uciekając. Ustawiliśmy się w kolejce i kilka minut później byliśmy już w środku.
- Jak tu fajnie~
- No, ale szczerze mówiąc, trochę się boję.
- Nie bój się. - przysunął się bliżej i mnie przytulił. Wcale nie zdziwiło mnie jego zachowanie. Wiecznie mnie przytulał. W sumie... to było całkiem miłe. Oparłem głowę na jego ramieniu i czekałem aż ruszymy.
- Bjoo, muszę ci coś powiedzieć. - powiedział gdy przejażdżka się skończyła.
- Dobrze, to chodźmy może tam, co? - wskazałem na coś z napisem 'tunel miłości'. Oczywiście nie miałem nic na myśli. Tylko zawsze chciałem czymś takim się przejechać, bo często widziałem to w filmach.
- Dobrze. - uśmiechnął się i mocniej ścisnął moją rękę.
Kupiłem dwa bilety. Dwóch facetów, trzymających się za ręce chcących popłynąć tunelem miłości. Mina kobiety za kasą była bezcenną. Usiedliśmy w łódce w kształcie ogromnego łabędzia. Hansol nadal trzymał mnie mocno za rękę milcząc. Zacząłem się lekko denerwować.
- A więc co chciałeś mi powiedzieć? - spojrzałem na niego. Siedział ze spuszczoną głową.
- B-joo - zaczął nieśmiało. - bo... ja cię kocham.
- Że co? - otworzyłem szeroko oczy i wbiłem w niego wzrok. Nie wierzyłem w to co właśnie powiedział. To było dosłownie jakbym zderzył się ze ścianą. Znowu był cicho, aż do momentu gdy wysiedliśmy po drugiej stronie.
- Kocham cię.
- J-ja nie wiem co powiedzieć... przecież my...my oboje jesteśmy facetami!
- Wiem że jesteśmy facetami a-ale... - miał łzy w oczach. O nie, zaraz się rozpłacze.
- Ale?
- Ja cię kocham, na prawdę cię kocham.
- Ale Hansol, przecież się przyjaźnimy.
- Wiem, przepraszam. - zaczął płakać.
- I czego teraz oczekujesz?
- Niczego. - schował twarz w dłoniach.
- Nie płacz, proszę. Ja po prostu nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
- Rozumiem.
- I nie wiem czy to byśmy się dalej przyjaźnili jest dobrym pomysłem. Ja chyba nie dam rady.
- Chyba tak. - strasznie płakał. Ledwo rozumiałem co mówił. - przepraszam.
I gdy chciałem mu odpowiadać, zaczął uciekać.
- Hansol! Stój!
Biegłem za nim, ale on zniknął gdzieś w tłumie. To że robiło się już ciemno nie pomagało. Byłem przerażony. On może sobie coś zrobić. A tego bym sobie nie wybaczył. Biegnąc wpadłem na Yano i Seogoonga.
- Hej, widzieliście Hansola?
- Nie, a coś się stało? - odpowiedział raper.
- Tak jakby, później wam wszystko opowiem. Pomożcie mi go szukać, proszę.
- Jasne.
Rozdzieliliśmy się. Przez godzinę nikomu nie udało się go znaleźć. Byłem bliski płaczu. Coś mogło mu się stać. Bałem się o niego.
Spotkałem jeszcze Hojoona, P-goona i Gohna. Żaden z nich także go nie widział. Byłem już tym zmęczony. Usiadłem na ławce i nie wytrzymując całego napięcia rozpłakałem się. Zniszczyłem mu urodziny. A do tego do głowy przychodziły mi najstraszniejsze rzeczy które mogły mu się przytrafić.
- Hej młody, co się stało? - to był Sangdo. Ucieszyłem się że to on. Zawsze potrafił pomóc.
- Hansol uciekł i nie mogę go znaleźć.
- I dlatego płaczesz?
- Dlatego że zniszczyłem mu urodziny i przeze mnie coś mogło mu się stać.
- O czym ty mówisz?
- Dla żartu poszliśmy do tunelu miłości, a on wtedy wyznał mi miłość.
- I co takiego mu nagadałeś że uciekł?
- Że nie chcę się z nim dalej przyjaźnić.
- Boże, jesteś idiotą. Na prawdę.
- Teraz to wiem.
- I jesteś ślepy.
- Że co?
- Naprawdę nie zauważyłeś tego że jest w tobie zakochany?
- Nie.
- No tak, przecież nawet nie dostrzegasz tego co sam do niego czujesz.
- Niby co?
- Stary, wszyscy widzą to jak się zachowujesz przy nim. Jak na niego patrzysz. Jak się do niego uśmiechasz. Przy nim jesteś całkiem innym człowiekiem. Kiedyś gdy gdzieś razem wyszliście, Yano spytał mnie ile już jesteście razem.
Nie odpowiedziałem mu. Jak mogłem być tak głupi? Tak ślepy. Naprawdę nie zauważyłem tego że od jakiegoś czasu mój umysł był wręcz przepełniony Hansolem. Zrozumiałem to w najgorszym możliwym momencie. Zacząłem jeszcze bardziej płakać.
- Dziękuje. - starałem się uśmiechnąć do niego. Jednak mi to nie wyszło. Byłem mu na prawdę wdzięczny.
- Nie ma za co. A teraz leć go szukać.
- Jasne, jeszcze raz dziękuje.
Wpadł mi do głowy pomysł że może być w tym całym 'tunelu miłości'. Pobiegłem tam najszybciej jak tylko potrafiłem. Był już wyłączony. Wszedłem po schodkach na podest i zauważyłem Hansola siedzącego w jednej z łódek. Kamień spadł mi z serca. Siedział i płakał przy czym cały trząsł się z zimna. Zdjąłem swoją bluzę i wskakując na łódkę okryłem go nią.
- Hansol. - przytuliłem go. To był chyba pierwszy raz odkąd go poznałem. - chodź już do domu.
- Nie idę. Nie chcę wracać.
- Dlaczego?
- Nie mam po co wracać.
- Masz. Wszyscy chcą byś wrócił.
- Naprawdę?
- Tak.
Wyszliśmy z tunelu. Złapałem Hansola za rękę i zadzwoniłem do reszty że go znalazłem. Spotkaliśmy się wszyscy przy wyjściu. Sangdo popatrzył na nas i uśmiechnął się.
- I jak, wszystko dobrze?
- Mniej więcej.
- Powiedziałeś mu wszystko?
- Jeszcze nie.
- Co? O co chodzi?
- Powiem ci jak wrócimy.
- Dobrze.
Byłem tak zdenerwowany że myślałem że zaraz umrę. Wróciliśmy do dormu. Od razu poszedłem do mojego pokoju, a Hansol za mną. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na niego. Chciałem mu tyle powiedzieć, ale po prostu nie umiałem.
- Ha-Hansol, bo ja... ja nie wiem jak ci to powiedzieć.
- Po prostu to co leży ci na sercu.
- Wiedz, że nie jest mi łatwo o tym mówić. Bo... gdy wtedy zniknąłeś ja rozmawiałem z Sangdo i dzięki niemu zrozumiałem jak ważny dla mnie jesteś.
- Na-naprawdę?
- Tak. - przybliżyłem się do niego i go pocałowałem. - Kocham cię, Hansollie~
- Ja ciebie też B-joo. Ja ciebie też.
Zaczął mnie namiętnie całować. Między pocałunkami wyznając mi miłość. Byłem taki szczęśliwy. Zdjął moją koszulkę i spodnie.
- Oh, jesteś taki idealny~
Całował całe moje ciało i głaskał krocze. Momentalnie mi stanął. Zdjąłem jego koszulkę. Po chwili wstał i zaczął szukać czegoś w szufladzie. Wyciągnął małą butelkę, zdjął moje majtki i zaczął mnie smarować.
- Skarbie, teraz może boleć.
Wsunął jeden palec. Jęknąłem cicho. Po chwili wsunął też drugi, a ja znowu zajęczałem. Tym razem głośniej. Gdy już nie odczuwałem tam bólu, wyjął je i usadził mnie na swoich udach.
- Proszę, zrób to w końcu.
Przysunął mnie bliżej i wszedł powoli i delikatnie. Zaczął się poruszać coraz szybciej, dając mi coraz więcej przyjemności i mniej bólu. Gdy nagle..
- Niech nam żyje sto lat! Niech nam...o kurwa!
Hansol szybko zakrył mnie kołdrą i znajdując swoje spodnie ubrał je. Spojrzałem zażenowany w stronę drzwi. Byli tam wszyscy a z przodu Jenissi z wielkim tortem.
- Mu-musieliście a-akurat teraz?
- Tak wyszło... to my może wyjdziemy?
- Ej, a co z tortem? - wtrącił Kidoh, który wyraźnie bardziej przejął się losem tortu niż tym co się działo.
- Wyjdzie stąd! - krzyknąłem. - my zaraz przyjdziemy.
- Jasne.
- Dokończymy później, czy tak szybko teraz? - spytał gdy wszyscy już wyszli z pokoju.
- Później kochanie. - pocałowałem go w czoło. - później. A teraz chodźmy.
- Dobrze.
Ubraliśmy się i wyszliśmy do salonu. Oboje byliśmy cali czerwoni.
- Wiesz Hansol, mieliśmy dla ciebie prezent, ale ten najfajniejszy chyba już dostałeś.
- Najlepszy. - odpowiedział i pocałował mnie. Najgorsze i tak już widzieli więc nie powinno to robić na nich wrażenia. Miałem rację. Zabraliśmy się za jedzenie. Tort był pyszny, ale w tej chwili miałem ochotę na coś całkiem innego~
And now I'm happy even if for a while (Jinmin)
*-Jimin, kochanie. Obudź się, już 10, zrobiłem ci śniadanie, chodź zjeść
-Już idę skarbie~
Odkryłem się i zobaczyłem, że jestem ubrany. Czyżbym znowu spał w ciuchach? Wstałem i udałem się do kuchni, wszystko wyglądało jakoś inaczej. Na stole czekało na mnie śniadanie, ale gdzie Jin? Zacząłem się rozglądać ale nigdzie go nie było
-Jin!? Gdzie jesteś?
-Tutaj~
Głos dobiegał z łazienki, pobiegłem tam, kiedy otworzyłem drzwi na ziemi leżał zakrwawiony Jin a obok niego budełko żyletek
-JIN! Czemu to zrobiłeś?!
-Nie powiedziałeś mi
-Czego?
-Że mnie kochasz
Rozpłakałem się, chciałem go podnieść ale jego ciało, ono powoli znikało. Co się dzieje? W pewnym momencie zostałem całkiem sam, z krwią Jina na rękach. Ciągle słyszałem jego głos, mówił "Jimin, Jimin..."*
-Jimin! Wstań w końcu!
-Co? Jin? Ty żyjesz? -obwiesiłem się na jego szyi
-Czemu miałbym nie żyć? Wszystko w porządku? Chyba znowu miałeś koszmar- to był koszmar, kolejny pieprzony koszmar...
-um, tak.. chyba.. pójdę się napić
Wstałem powoli i udałem się w strone kuchni. W pomieszczeniu natknąłem się na V, uśmiechnął się do mnie i podał mi wodę. Kiedy skończyłem ją pić złapał mnie za ręke i zaciągnął do jego pokoju. Kazał mi usiąść, wyglądał poważnie ale też śmiesznie, wiedziałem o co chodzi
-Jimin! Znowu śnił ci się Jin, prawda?
-Tak
-Koszmar?
-Tak
-To na co czekasz? Powiedz mu wszystko, te sny cie wykończą!
-Ale to zniszczy naszą przyjaźń
-A te sny zniszczą ciebie...obiecaj mi..
-Ale..-przymknął mi buzie
-OBIECAJ, że dziś mu wszystko powiesz, obiecaj
-Dobrze V, obiecuje-musiałem mu to obiecać, bo inaczej sam by mu o wszystkim powiedział a tego nie chciałem. V uśmiechnął się tylko, wiedziałem, że teraz chce abym zawołał J-Hope'a i zostawił ich sam, dwa niewyżyte bachory. Ale i tak ich kochałem, są dla mnie jak rodzina, ale nie Jin, on...on był kimś ważniejszym.. Zawołałem J-Hope'a i wyszedłem z pokoju V. W dormie tylko ja, Jin i Suga nikogo nie mieliśmy. Jungkook był z Rapmonsterem, no a V z J-Hopem. Nigdy nie byłem i nadal nie jestem pewien orientacji Sugi, nigdy go z nikim nie widziałem, a co do Jina, wiedziałem że jest gejem, nawet sam to przyznał... Dlatego właśnie wiedziałem że kiedy powiem mu co czuje nie wyśmieje mnie, ale bałem się, że on tego nie odwzajemnia i to zniszczy naszą przyjaźń. Obiecałem V, że dziś wszystko powiem Jinowi, więc musiałem to zrobić. Wszedłem z dormu i udałem się do najbliższego sklepu z pluszakami. Chciałem kupić Jinowi alpake, bardzo je lubił. Po wejściu do sklepu ujrzałem przesłodką różową alpake, od razu wiedziałem, że będzie idealna. Zapłaciłem i wróciłem do dormu. Kiedy wszedłem zobaczyłem małą kartke na ziemi. Była w niej wiadomość od V: "Jin siedzi u siebie, reszte zabrałem do miasta, macie dorm cały dla siebie! Hwaiting~". Urocze z jego strony, wziąłem alpake i szybkim krokiem udałem sie do pokoju Jina, zapukałem i usłyszałem tylko ciche "wejdź"
-Cześć Jin! Mo-możemy porozmawiać?- cały się trzęse ze strachu
-Oczywiście wejdź
-To na początek... prosze to dla ciebie!- podałem mu alpake, strasznie się ucieszył na jej widok
-Dziękuje ci! To miłe~ a więc, mów, o czym chcesz porozmawiać?- po tych słowach zacząłem się bardziej trząść. Nie wiedziałem od czego zacząć. Układałem w myślach różne zdania, jakby to powiedzieć?!-Jimin?
-Przepraszam ale nie wiem jak ci to powiedzieć
-Prosto z mostu
-A więc... wiesz dobrze że od kilku dni śnią mi się koszmary, prawda?-pokiwał znacząco głową- no więc, te sny są o tobie
-Jak o mnie?-nie mogłem trzymać tego dłużej w sobie
-Jin, bo ja cie kocham! Mam już dosyć ukrywania tego przed tobą, czułem się z tym źle, że wszyscy w dormie wiedzą, a ty jeden nie. Codzienne koszmary o tym, że umierasz bo ci nie powiedziałem, że cie kocham mnie wykonczą. Jin, mi na tobie zależy, bardzo. Jesteś jedyną osobą, którą tak kocham. Nie chce niszczyć przyjaźni ale musisz to wiedzieć...
-Jimin...
-Nienawidzisz mnie prawda?
-Jak mógłbym cie nienawidzić? Bardzo dobrze że mi o wszystkim powiedziałeś, sam chciałem ci powiedzieć jak jesteś dla mnie ważny ale nigdy nie potrafiłem... już od debiutu mi na tobie zależy...
-Czyli ty mnie...?
-Tak, Jimin. Kocham cie, najmocniej- po tych słowach usiadł na mnie okrakiem i zaczął mnie całować. Tak długo tego pragnąłem. Chciałbym żeby ten dzień się nigdy nie kończył. Kiedy skończył mnie całować wtuliłem się w niego, byłem tak zmęczony niewyspaniem ale nie chciałem spać, chciałem go przytulać, całować. Jin jednak zauważył, że jestem przemęczony, położył się i przyciągnął mnie do siebie. Okrył nas kołdrą, a ja po krótkiej chwili zasnąłem w jego ramionach. Tym razem nie śnił mi się koszmar, a moja przyszłość wraz z najważniejszą osobą w moim życiu, Jinem.
-Już idę skarbie~
Odkryłem się i zobaczyłem, że jestem ubrany. Czyżbym znowu spał w ciuchach? Wstałem i udałem się do kuchni, wszystko wyglądało jakoś inaczej. Na stole czekało na mnie śniadanie, ale gdzie Jin? Zacząłem się rozglądać ale nigdzie go nie było
-Jin!? Gdzie jesteś?
-Tutaj~
Głos dobiegał z łazienki, pobiegłem tam, kiedy otworzyłem drzwi na ziemi leżał zakrwawiony Jin a obok niego budełko żyletek
-JIN! Czemu to zrobiłeś?!
-Nie powiedziałeś mi
-Czego?
-Że mnie kochasz
Rozpłakałem się, chciałem go podnieść ale jego ciało, ono powoli znikało. Co się dzieje? W pewnym momencie zostałem całkiem sam, z krwią Jina na rękach. Ciągle słyszałem jego głos, mówił "Jimin, Jimin..."*
-Jimin! Wstań w końcu!
-Co? Jin? Ty żyjesz? -obwiesiłem się na jego szyi
-Czemu miałbym nie żyć? Wszystko w porządku? Chyba znowu miałeś koszmar- to był koszmar, kolejny pieprzony koszmar...
-um, tak.. chyba.. pójdę się napić
Wstałem powoli i udałem się w strone kuchni. W pomieszczeniu natknąłem się na V, uśmiechnął się do mnie i podał mi wodę. Kiedy skończyłem ją pić złapał mnie za ręke i zaciągnął do jego pokoju. Kazał mi usiąść, wyglądał poważnie ale też śmiesznie, wiedziałem o co chodzi
-Jimin! Znowu śnił ci się Jin, prawda?
-Tak
-Koszmar?
-Tak
-To na co czekasz? Powiedz mu wszystko, te sny cie wykończą!
-Ale to zniszczy naszą przyjaźń
-A te sny zniszczą ciebie...obiecaj mi..
-Ale..-przymknął mi buzie
-OBIECAJ, że dziś mu wszystko powiesz, obiecaj
-Dobrze V, obiecuje-musiałem mu to obiecać, bo inaczej sam by mu o wszystkim powiedział a tego nie chciałem. V uśmiechnął się tylko, wiedziałem, że teraz chce abym zawołał J-Hope'a i zostawił ich sam, dwa niewyżyte bachory. Ale i tak ich kochałem, są dla mnie jak rodzina, ale nie Jin, on...on był kimś ważniejszym.. Zawołałem J-Hope'a i wyszedłem z pokoju V. W dormie tylko ja, Jin i Suga nikogo nie mieliśmy. Jungkook był z Rapmonsterem, no a V z J-Hopem. Nigdy nie byłem i nadal nie jestem pewien orientacji Sugi, nigdy go z nikim nie widziałem, a co do Jina, wiedziałem że jest gejem, nawet sam to przyznał... Dlatego właśnie wiedziałem że kiedy powiem mu co czuje nie wyśmieje mnie, ale bałem się, że on tego nie odwzajemnia i to zniszczy naszą przyjaźń. Obiecałem V, że dziś wszystko powiem Jinowi, więc musiałem to zrobić. Wszedłem z dormu i udałem się do najbliższego sklepu z pluszakami. Chciałem kupić Jinowi alpake, bardzo je lubił. Po wejściu do sklepu ujrzałem przesłodką różową alpake, od razu wiedziałem, że będzie idealna. Zapłaciłem i wróciłem do dormu. Kiedy wszedłem zobaczyłem małą kartke na ziemi. Była w niej wiadomość od V: "Jin siedzi u siebie, reszte zabrałem do miasta, macie dorm cały dla siebie! Hwaiting~". Urocze z jego strony, wziąłem alpake i szybkim krokiem udałem sie do pokoju Jina, zapukałem i usłyszałem tylko ciche "wejdź"
-Cześć Jin! Mo-możemy porozmawiać?- cały się trzęse ze strachu
-Oczywiście wejdź
-To na początek... prosze to dla ciebie!- podałem mu alpake, strasznie się ucieszył na jej widok
-Dziękuje ci! To miłe~ a więc, mów, o czym chcesz porozmawiać?- po tych słowach zacząłem się bardziej trząść. Nie wiedziałem od czego zacząć. Układałem w myślach różne zdania, jakby to powiedzieć?!-Jimin?
-Przepraszam ale nie wiem jak ci to powiedzieć
-Prosto z mostu
-A więc... wiesz dobrze że od kilku dni śnią mi się koszmary, prawda?-pokiwał znacząco głową- no więc, te sny są o tobie
-Jak o mnie?-nie mogłem trzymać tego dłużej w sobie
-Jin, bo ja cie kocham! Mam już dosyć ukrywania tego przed tobą, czułem się z tym źle, że wszyscy w dormie wiedzą, a ty jeden nie. Codzienne koszmary o tym, że umierasz bo ci nie powiedziałem, że cie kocham mnie wykonczą. Jin, mi na tobie zależy, bardzo. Jesteś jedyną osobą, którą tak kocham. Nie chce niszczyć przyjaźni ale musisz to wiedzieć...
-Jimin...
-Nienawidzisz mnie prawda?
-Jak mógłbym cie nienawidzić? Bardzo dobrze że mi o wszystkim powiedziałeś, sam chciałem ci powiedzieć jak jesteś dla mnie ważny ale nigdy nie potrafiłem... już od debiutu mi na tobie zależy...
-Czyli ty mnie...?
-Tak, Jimin. Kocham cie, najmocniej- po tych słowach usiadł na mnie okrakiem i zaczął mnie całować. Tak długo tego pragnąłem. Chciałbym żeby ten dzień się nigdy nie kończył. Kiedy skończył mnie całować wtuliłem się w niego, byłem tak zmęczony niewyspaniem ale nie chciałem spać, chciałem go przytulać, całować. Jin jednak zauważył, że jestem przemęczony, położył się i przyciągnął mnie do siebie. Okrył nas kołdrą, a ja po krótkiej chwili zasnąłem w jego ramionach. Tym razem nie śnił mi się koszmar, a moja przyszłość wraz z najważniejszą osobą w moim życiu, Jinem.
Good Boy (GTae)
W końcu skończyliśmy nagrywać z Taeyangiem nową mv i z tej okazji zrobiliśmy imprezę na którą zaprosiliśmy połowę miasta. Zaprosiliśmy, a przyszła jak zwykle połowa z tego. Do mnie? Do wspaniałego G-Dragona? Jak? No nic, nadal było sporo ludzi. Kupiliśmy z Taeyangiem mnóstwo alkoholu, który lał się potem strumieniami. Głośna muzyka. Mnóstwo alkoholu. Wszyscy bawili się świetnie. Jak zawsze na moich imprezach. To ja byłem królem. Szkoda że w parze z moją zajebistością nie szła odporność na alkohol. Znowu schlałem się do nieprzytomności. Jednak gdy się obudziłem, nie było jak zawsze. Tym razem obudziłem się w łóżku, (co było nowością) nagi a obok był Younbae, również nagi. Przeraziłem się lekko. Szturchnąłem mojego przyjaciela.
- Tae, wstawaj! Co tu się stało?
- Ale że co? Nic nie pamiętam. - odgarnął włosy z twarzy.
- Ja też nie. Mam nadzieję że my nie...
- No co ty, nawet po pijaku bym cię kijem przez szmatę nie ruszył.
- Jasne. Tylko tak mówisz~
- Ta, chciałbyś.
- Nie muszę chcieć. Ja wiem o czym ty myślisz ~
- Tak? A wiesz o czym teraz myślę? Myślę że spadniesz zaraz z tego łóżka.
- Ja? Czemu miał... - w tym momencie zepchnął mnie na ziemię.
- Hehe..
- Nie żyjesz. - podniosłem się, zapominając jednak że jestem całkowicie nagi.
Taeyang popatrzył na mnie, potem na moje krocze. Wybuchł śmiechem.
- Wiesz, mówią 'małe jest piękne'... tu się to nie sprawdza.
- Ha, bardzo śmieszne. I tak wiem że o nim marzysz po nocach~
- Gdyby mi się śnił to by był komediodramat.
- Bardzo śmieszne. A teraz wyłysiej.
- Szkoda że ty nie wyłysiałeś tutaj. Może wydawałby się większy.
- A co? Lubisz jak jest gładko~?
- Weź swoje gejowskie podteksty i umrzyj w samotności.
- Nie, bo będziesz tęsknił ~ za mną i za moim...
- Małym przyjacielem?
- Mały ale wariat. Którejś nocy się o tym przekonasz ~
- Nie chce dożyć tego momentu.
- Dożyjesz, dożyjesz. Spokojnie, jesteś młody ~
- A ty napalony...
- Prędzej ty na mnie.
- W snach.
- No, twoich.
- Dobra, starczy tego. Musimy tu posprzątać.
- Okei. Czyli ty sprzątasz.
- My sprzątamy.
- Myślisz że będę brudził swoje śliczne dłonie?
- Tak.
- To się mylisz.
- Rusz się, albo powiem wszystkim że chciałeś mnie zgwałcić.
- Przecież ja nie...
- Jasne, wiem że chciałeś. To jak, wolisz miotłę czy mopa?
- ... Miotłę.
- Grzeczny chłopiec.
Cudem odnajdując ubrania, włożyliśmy je na siebie i zaczęliśmy sprzątać. Podobno na kaca najlepsza jest praca. A gówno prawda. Czułem się tylko gorzej. Zamiast zamiatać stałem oparty pod ścianą.
- Stary, szybciej bo cie noc zastanie.
- Nie chce mi się. - ziewnąłem.
- Niech ci się zachce.
- Ta...
- Jiyong, rusz leniwy tyłek.
- Nie.
- Dobra, sam tego chciałeś. - poczułem coś mokrego na głowie. BOŻE TEN DUREŃ DOTKNĄŁ MNIE TYM MOPEM. MNIE. I MOJE CUDOWNE WŁOSY.
- Popierdoliło cię, czy ci się kościoły pomyliły?
- Wyglądasz jak mokry pudel!
- A ty zaraz będziesz wyglądał jak martwy goryl.
- Nawet nie próbuj. - wyciągnął to straszne narzędzie zbrodni w moją stronę.
Chciałem go jakoś ominąć, jednak ta mała, sprytna małpa była szybsza. Trafił mnie tym gównem prosto w brzuch.
- Ostrzegałem.
- KIEDY KURWA?
- Było sprzątać gdy byłem jeszcze miły.
- KIEDY KURWA BYŁEŚ MIŁY?
- Ja zawsze jestem miły~
- Jakoś ciężko mi to dostrzec.
- Wzrok ci szwankuje, złotko?
- Zaraz tobie coś zacznie szwankować. - złapałem za miotłę i chciałem ogarnąć kupkę śmieci z podłogi. Tae odwrócił się do mnie tyłem i zaczął myć część podłogi, a wtedy ja uderzyłem go mocno miotłą w tyłek.
- Co jest kur..
- Teraz juz nie będziesz gorylem! Tylko orangutanem z czerwoną dupą.
- A ty zaraz będziesz martwy.
Zaczął gonić mnie z mopem w ręku. Jednak byłem szybszy od tego kurdupla. Sprytnie go omijałem gdy nagle się przewróciłem. Nawet nie wiem jak. W tym miejscu na podłodze przecież niczego nie było. Bynajmniej tak myślałem. Gdy mój przyjaciel pomagał mi wstać, zobaczyłem że upadłem na jakąś płytę z napisem 'GTae'. Że co? Co to niby miało być?
- Ej patrz.
- Co to?
- Jakaś płyta.
- No co ty. Pytam co na niej jest?
- A czy ja ci wyglądam jak wróżka?
- Jakby się dobrze przyjrzeć...
- Zamknij się i podaj tego laptopa.
- Tak jest, madame ~
- Kiedyś ci przypierdolę.
- Damom nie wypada. - podał mi laptopa kłaniając się.
Włączyłem go i uruchomiłem płytę. Przez chwilę było tylko ciemno ale potem ktoś zapalił światło. I wtedy ujrzałem Taeyanga, przyciskającego mnie do ściany. Po chwili mnie pocałował. A ja wcale mu się nie opierałem. Wręcz przeciwnie. Co alkohol ze mną robi. Jednak wiedziałem co będzie dalej, więc nawet nie zdziwiła mnie ta scena. Tylko nie spodziewałem się tego że to ja będę seme. Oh, to nie było sexy.
- Stary jak mogłeś? Wiem że jestem tak zajebisty że ciężko ci się oprzeć, ale bez przesady.
Nic mi nie odpowiedział. Siedział cały czerwony obok mnie z opadniętą szczęką.
- Stary, zamknij usta bo ci mucha wleci. - uniosłem jego brodę.
- Halo, dobrze się czujesz?
- Tae, potrzebujesz lekarza?
- PSYCHIATRY KURWA BO BĘDĘ MIAŁ TRAUMĘ DO KOŃCA ŻYCIA! - O, wrócił do świata żywych.
- Jaką traumę? Tak patrzę to chyba było ci dobrze~
- Dobrze? Człowieku, ja się cieszę że tego nie pamiętam.
- Jasne~ zawsze możemy powtórzyć to będziesz pamiętał ~
- Twój chłopak będzie zły.
- Jaki mój chło...
- Hehe
- On nie jest moim chłopakiem. Jeszcze.
- Nigdy nie będzie ~
- Jak nie, to zadowolę się twoim tyłkiem orangutanie~
- Okei, nic nie mówiłem. Życzę szczęścia ~
- Dobry z ciebie przyjaciel~ Chyba muszę częściej z tobą pić ~
- Nigdy więcej, sorry stary.
- Tae, wstawaj! Co tu się stało?
- Ale że co? Nic nie pamiętam. - odgarnął włosy z twarzy.
- Ja też nie. Mam nadzieję że my nie...
- No co ty, nawet po pijaku bym cię kijem przez szmatę nie ruszył.
- Jasne. Tylko tak mówisz~
- Ta, chciałbyś.
- Nie muszę chcieć. Ja wiem o czym ty myślisz ~
- Tak? A wiesz o czym teraz myślę? Myślę że spadniesz zaraz z tego łóżka.
- Ja? Czemu miał... - w tym momencie zepchnął mnie na ziemię.
- Hehe..
- Nie żyjesz. - podniosłem się, zapominając jednak że jestem całkowicie nagi.
Taeyang popatrzył na mnie, potem na moje krocze. Wybuchł śmiechem.
- Wiesz, mówią 'małe jest piękne'... tu się to nie sprawdza.
- Ha, bardzo śmieszne. I tak wiem że o nim marzysz po nocach~
- Gdyby mi się śnił to by był komediodramat.
- Bardzo śmieszne. A teraz wyłysiej.
- Szkoda że ty nie wyłysiałeś tutaj. Może wydawałby się większy.
- A co? Lubisz jak jest gładko~?
- Weź swoje gejowskie podteksty i umrzyj w samotności.
- Nie, bo będziesz tęsknił ~ za mną i za moim...
- Małym przyjacielem?
- Mały ale wariat. Którejś nocy się o tym przekonasz ~
- Nie chce dożyć tego momentu.
- Dożyjesz, dożyjesz. Spokojnie, jesteś młody ~
- A ty napalony...
- Prędzej ty na mnie.
- W snach.
- No, twoich.
- Dobra, starczy tego. Musimy tu posprzątać.
- Okei. Czyli ty sprzątasz.
- My sprzątamy.
- Myślisz że będę brudził swoje śliczne dłonie?
- Tak.
- To się mylisz.
- Rusz się, albo powiem wszystkim że chciałeś mnie zgwałcić.
- Przecież ja nie...
- Jasne, wiem że chciałeś. To jak, wolisz miotłę czy mopa?
- ... Miotłę.
- Grzeczny chłopiec.
Cudem odnajdując ubrania, włożyliśmy je na siebie i zaczęliśmy sprzątać. Podobno na kaca najlepsza jest praca. A gówno prawda. Czułem się tylko gorzej. Zamiast zamiatać stałem oparty pod ścianą.
- Stary, szybciej bo cie noc zastanie.
- Nie chce mi się. - ziewnąłem.
- Niech ci się zachce.
- Ta...
- Jiyong, rusz leniwy tyłek.
- Nie.
- Dobra, sam tego chciałeś. - poczułem coś mokrego na głowie. BOŻE TEN DUREŃ DOTKNĄŁ MNIE TYM MOPEM. MNIE. I MOJE CUDOWNE WŁOSY.
- Popierdoliło cię, czy ci się kościoły pomyliły?
- Wyglądasz jak mokry pudel!
- A ty zaraz będziesz wyglądał jak martwy goryl.
- Nawet nie próbuj. - wyciągnął to straszne narzędzie zbrodni w moją stronę.
Chciałem go jakoś ominąć, jednak ta mała, sprytna małpa była szybsza. Trafił mnie tym gównem prosto w brzuch.
- Ostrzegałem.
- KIEDY KURWA?
- Było sprzątać gdy byłem jeszcze miły.
- KIEDY KURWA BYŁEŚ MIŁY?
- Ja zawsze jestem miły~
- Jakoś ciężko mi to dostrzec.
- Wzrok ci szwankuje, złotko?
- Zaraz tobie coś zacznie szwankować. - złapałem za miotłę i chciałem ogarnąć kupkę śmieci z podłogi. Tae odwrócił się do mnie tyłem i zaczął myć część podłogi, a wtedy ja uderzyłem go mocno miotłą w tyłek.
- Co jest kur..
- Teraz juz nie będziesz gorylem! Tylko orangutanem z czerwoną dupą.
- A ty zaraz będziesz martwy.
Zaczął gonić mnie z mopem w ręku. Jednak byłem szybszy od tego kurdupla. Sprytnie go omijałem gdy nagle się przewróciłem. Nawet nie wiem jak. W tym miejscu na podłodze przecież niczego nie było. Bynajmniej tak myślałem. Gdy mój przyjaciel pomagał mi wstać, zobaczyłem że upadłem na jakąś płytę z napisem 'GTae'. Że co? Co to niby miało być?
- Ej patrz.
- Co to?
- Jakaś płyta.
- No co ty. Pytam co na niej jest?
- A czy ja ci wyglądam jak wróżka?
- Jakby się dobrze przyjrzeć...
- Zamknij się i podaj tego laptopa.
- Tak jest, madame ~
- Kiedyś ci przypierdolę.
- Damom nie wypada. - podał mi laptopa kłaniając się.
Włączyłem go i uruchomiłem płytę. Przez chwilę było tylko ciemno ale potem ktoś zapalił światło. I wtedy ujrzałem Taeyanga, przyciskającego mnie do ściany. Po chwili mnie pocałował. A ja wcale mu się nie opierałem. Wręcz przeciwnie. Co alkohol ze mną robi. Jednak wiedziałem co będzie dalej, więc nawet nie zdziwiła mnie ta scena. Tylko nie spodziewałem się tego że to ja będę seme. Oh, to nie było sexy.
- Stary jak mogłeś? Wiem że jestem tak zajebisty że ciężko ci się oprzeć, ale bez przesady.
Nic mi nie odpowiedział. Siedział cały czerwony obok mnie z opadniętą szczęką.
- Stary, zamknij usta bo ci mucha wleci. - uniosłem jego brodę.
- Halo, dobrze się czujesz?
- Tae, potrzebujesz lekarza?
- PSYCHIATRY KURWA BO BĘDĘ MIAŁ TRAUMĘ DO KOŃCA ŻYCIA! - O, wrócił do świata żywych.
- Jaką traumę? Tak patrzę to chyba było ci dobrze~
- Dobrze? Człowieku, ja się cieszę że tego nie pamiętam.
- Jasne~ zawsze możemy powtórzyć to będziesz pamiętał ~
- Twój chłopak będzie zły.
- Jaki mój chło...
- Hehe
- On nie jest moim chłopakiem. Jeszcze.
- Nigdy nie będzie ~
- Jak nie, to zadowolę się twoim tyłkiem orangutanie~
- Okei, nic nie mówiłem. Życzę szczęścia ~
- Dobry z ciebie przyjaciel~ Chyba muszę częściej z tobą pić ~
- Nigdy więcej, sorry stary.
czwartek, 25 grudnia 2014
I have died only to find I've come alive" [Sam x Teo, Lunafly]
Byłem głodny. A Teo znowu nie było w domu. Jak prawie każdej nocy. No nic, musiałem robić jedzenie sam. A nie byłem w tym najlepszy więc najbezpieczniejszą opcją były kanapki. Ciężko coś w nich popsuć, ale mi to oczywiście się udało, bo wziąłem już psujący się chleb. Jak mogłem to przeoczyć? No to zostają mi płatki. Z nimi miałem więcej szczęścia. Zasiadłem na kanapie przed telewizorem i szukałem jakichś programów. Była już prawie pierwsza w nocy a mi nadal nie chciało się spać. Myślałem że tym razem doczekam się powrotu Teo, jednak się myliłem. Znowu wrócił gdy ja smacznie spałem. Niby mieszkaliśmy razem od roku, a ja nadal nie wiedziałem gdzie znika na całe noce. Poza tym że podobno wtedy 'pracuje'. Jakoś nie miałem pomysłu co mógłby robić w nocy. Bo oczywiście chodził do tej pracy kiedy mu się chciało. Każdy by go wtedy wywalił. Może kiedyś się dowiem. Mam nadzieję. Chociaż na razie nie chce mi powiedzieć. Zawsze gdy tylko zaczynam go o to pytać jakoś się wykręca lub nie odzywa się do mnie. Raz zrobiłem mu o to taką małą awanturę to nie odzywał się z 3 dni. Ale w końcu nie wytrzymując przeprosiłem go (chociaż niezbyt wiedziałem czy to było szczere, bo nawet nie wiedziałem za co mam go przepraszać). Wiedziałem że był zbyt uparty by pierwszym się odezwać. Wszystko potem było w porządku.
- Hej Sam, co robisz?
- Właściwie to... nic takiego. - starałem się zakryć kartki leżące na stoliku przy którym siedziałem.
- Na pewno?
- N-na pewno. - powiedziałem lekko zdenerwowany.
- Ah, jasne. Masz dziś czas?
- Oczywiście.
- To świetnie! Pójdziemy na zakupy!
- Dobrze
Wyraźnie szczęśliwy wyszedł do łazienki. Odetchnąłem z ulgą, nie chciałem żeby zobaczył teksty moich piosenek. Mógłby się wtedy za dużo dowiedzieć. Przemierzając z moim przyjacielem centrum handlowe cały czas czułem i widziałem to, jak większość kobiet patrzy lub ogląda się za nami. Właściwie to za Teo. Ciągle się do niego uśmiechały, a on zwyczajnie je ignorował. Nie było to zbyt miłe, ale normalne dla niego. Zawsze to robił. Wychodząc z jednego ze sklepów zaczepiła nas jakaś starsza pani. Popatrzyła na nas spod małych okularków.
- Oh, jaka ładna z was para. Jesteś na prawdę śliczna - uśmiechnęła się w kierunku Teo.
- Przepraszam panią, ale my nie...
- Nie próbuj zaprzeczać, ja wyraźnie widzę. - no chyba niezbyt.
- Ale on jest facetem...
- Co? Jak to? Przecież on... on wygląda jak dziewczynka! Co się dzieje z tym światem... - i odeszła podpierając się laską, machając torebką i wyklinając na cały świat. A my jak zwykle w takich sytuacjach zaczęliśmy się śmiać. To nie pierwsza taka sytuacja. No ale co się dziwić skoro Teo rzeczywiście wygląda dosyć...dziewczęco. Ale to wina jedynie tego że ma dłuższe włosy i nie brak mu uroku. Wręcz pała od niego aegyo. Mimo że nawet się nie stara być przesadnie słodkim. Ale cóż ja poradzę na to, że wiecznie to co robi jest przeurocze? Nic. Mogłem jedynie podziwiać to z daleka.
Gdy w końcu wróciliśmy do mieszkania był już prawie wieczór.
- Wychodzisz dzisiaj?
- Nie, nie chcę mi się.
- To dobrze. Zrobiłbym coś do jedzenia, no ale wiesz... ja mam dwie lewe ręce do gotowania.
- Już idę.
- Uh, dzięki.
Byłem mu wdzięczny za to że on zawsze robił jedzenie. Bo mi to kompletnie nie wychodziło. Zrobił pyszną wołowinę. Kochałem jego kuchnie. Była wręcz uzależniająca. Jak i on sam. Szczerze mówiąc, wiedziałem że coś do niego czułem, ale nadal nie wiedziałem co. Nie wiedziałem czy to było zwykłe przyzwyczajenie, pożądanie.. czy może już miłość? Nie rozumiałem sam swoich uczuć. I to czasami nie dawało mi spokoju. Do tego stopnia że nie mogłem się skupić na najprostszych rzeczach jak chociażby zaśnięcie.
Kolejne kilka dni minęło mi normalnie. Ale o wiele spokojniej bo Teo ani razu nie wyszedł z domu na noc. Lecz, jak zwykle nie mogło to trwać wiecznie i znowu zaczął znikać. Ostatnio nawet coraz bardziej systematycznie. W końcu moja ciekawość mnie przerosła. Postanowiłem go śledzić. Gdy wyszedł z mieszkania szybko założyłem starą, ciemną kurtkę i wyszedłem po cichu z mieszkania. Przed blokiem starałem się odnaleźć wzrokiem to rude stworzenie. Udało mi się. Ruszyłem powoli w jego kierunku. Wsadzając rękę do kieszeni poczułem małe pudełko. Papierosy? Musiały zostać tu odkąd znudziło mi się palenie. Co właściwie nie trwało długo, bo jakiś tydzień. Ale teraz idealnie mi się przydadzą. Z papierosem moje szanse na to że mnie rozpozna, zmniejszały się. Kilka zapałek też się znalazło. Więc znowu z tym świństwem w ręku szedłem dalej. Śledząc go dotarłem do jakiejś małej, ciasnej uliczki. Teo po prostu ustał sobie przy ścianie rozglądając się. Spuściłem szybko głowę i zacząłem kopać kamyk. Nie było tam wielu ludzi. Jakby wyraźnie na kogoś czekał. I właśnie się chyba doczekał. Podjechał jakiś samochód, a z niego wysiadła kobieta w jasnym futrze. Podeszła do Teo i złapała go za rękę prowadząc wprost do swojego sportowego auta. W połowie drogi Teo zatrzymał się patrząc na mnie z opadniętą szczęką.
- Teo?
- Czekaj na mnie w domu. - z niewiadomych przyczyn powiedział to do mnie po koreańsku.
I zniknął za drzwiami samochodu tej tlenionej blondyny. Byłem lekko zdziwiony, ale nie pozostawało mi nic innego jak wrócić do domu i czekać. Całą noc czekałem, a jego nadal nie było. A jeżeli coś mu się stało? Postanowiłem do niego zadzwonić, zawsze odbierał choćby nie wiem co. No i właśnie zacząłem się martwić bardziej, wręcz panikować. 'Użytkownik znajduje się poza zasięgiem..'. Wybiegłem z domu ledwo zarzucając coś na siebie. Przez chwilę zastanawiałem się gdzie mógłby być. Southampton było spore. Mógł być wszędzie. Pierwsze co mi wpadło do głowy to miejsce gdzie wczoraj zabrała go ta dziewczyna. Przypominając sobie drogę wręcz tam pobiegłem. Nie było już nikogo. Poza Teo który leżał cały brudny, bez kurtki na jakimś kawałku kartonu. Wyglądał dosłownie jak przysłowiowe siedem nieszczęść. Szybko podbiegłem w jego kierunku szturchając go w ramie. Nie ruszał się. Przestraszyłem się. Bardzo. Już wystukiwałem numer na pogotowie, gdy nagle się ruszył. Odetchnąłem z ulgą, tylko spał.
- Teo? Halo, żyjesz?
Nie odpowiedział. Zdjąłem kurtkę, przykryłem go i wziąłem na ręce.
Na prawdę cudem dostałem się do domu. W końcu otworzenie drzwi z Teo na rękach było nie lada wyzwaniem. Usiadłem z nim na kanapie i wtedy się obudził.
- Sam? Gdzie jestem?
- W domu.
- Jak to? I czemu siedzę u ciebie na kolanach?
- Przyniosłem cię.
- Aha... J-ja chcę iść spać.
- Nie. Musisz się najpierw umyć.
- Ale ja nie chcę, z resztą nie mam na to siły. - oparł głowę o moje ramię.
- To ci pomogę.
- Nie.
- Czemu?
- Bo nie chcę.
- Nie masz wyjścia.
Wstałem nadal trzymając go w ramionach i udałem się w kierunku łazienki. Wzdrygnął się nerwowo i spojrzał na mnie lekko przerażony.
- Coś nie tak? Przecież nic ci nie zrobię. - uśmiechnąłem się do niego.
Uspokoił się. Nalałem wody do wanny, rozebrałem go i wsadziłem do wody. Umyłem dokładnie całego jego ciało i włosy, a on prawie zasypiał. Wytarłem go i znowu uniosłem.
- Nie chcę spać sam. - wymamrotał cicho gdy szedłem w stronę jego pokoju.
Ostrożnie położyłem go na moim łóżku. Od razu zasnął. A ja nie wiedziałem co zrobić. Chwilę po prostu stałem i przyglądałem się mu. Spojrzałem na zegarek. Była 13. Nie miałem nic do roboty, więc znowu tylko czekałem. Tym razem na to aż się obudzi. Chciałem dowiedzieć się co się stało.
Było już ciemno. Położyłem się naprzeciw Teo i przyglądałem się jego twarzy. Chciałem ogarnąć kosmyk włosów z jego twarzy, ale w tym samym momencie, budząc się, ospale zamrugał oczami. Poczułem się głupio i odsunąłem rękę.
- Wyspałeś się?
- Nawet.
- Um, Teo..
- Tak?
- Co się stało wczoraj?
Milczał i odsunął wzrok ode mnie.
- Wiesz, jeżeli nie chcesz, nie musisz mówić. Powiedz tylko kim była ta kobieta.
- N-nie..ja powiem ci wszystko. Spotykałem się z nią, a ona mnie utrzymywała. Po prostu dotrzymywałem jej towarzystwa. Wiem że to trochę bez sensu, ale póki płaciła było dobrze.
- A czy wy...
- Czasami. Ale jakoś... to nie było to. - oh, o czym on mówi? - Wczoraj... myślalem że po prostu będzie jak zwykle ale gdy wsiadłem do samochodu nie pamiętam czemu straciłem przytomność. Pamiętam tylko że obudziłem się w łóżku, przykuty do niego i związany. Nade mną stał jakiś facet ze batem w ręku. Wybełkotał coś o tym że w końcu się obudziłem i... zaczął się do mnie dobierać. - okei, miałem dość szczegółów.
- Dobra, wystarczy. - przysunąłem się bliżej przytulając go. - Powiedz tylko, czy on ci coś zrobił?
- Emh, nie. Nie licząc tego że to pewnie on mnie związał.
- I to w zupełności wystarczy by zagwarantować że kiedyś dostanie po ryju.
- Przecież nic się nie stało.
- Ale mogło. A wtedy nie byłoby fajnie.
- No nie. Ale przecież..
- Czy ty go bronisz?
- Nie.
- Ahm. Hej Teo, pokażesz mi gdzie ona mieszka?
- Po co? - podniósł się do siadu. Znowu zobaczyłem przerażenie w jego oczach.
- Chciałem dopaść tego faceta.
- Nie, proszę. - zakrył twarz kołdrą.
Wyciągnąłem rękę i odsunąłem ją. Płakał.
- Teo. Ja... no dobrze. Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać.
- Ale... no dobrze. Więc obiecuje że nic mu nie zrobię. No chyba że...
- Że?
- Że znowu będzie chciał ci coś zrobić.
Spuścił głowę i wyszeptał cicho 'dziękuje'. Otarł twarz dłonią.
- Sam, mogę tu dziś spać?
- Jasne. To ja prześpię się na kanapie czy coś.
- Nie. Zostań ze mną.
- No dobra.
Obudziłem się w nocy bo on znowu mi się śnił. Tyle że tym razem był to koszmar. Nim się uspokoiłem spostrzegłem że Teo śpi sobie wtulony we mnie. No i pięknie. Teraz nie zasnę na pewno. Zrobiło mi się gorąco a serce przyśpieszyło chyba z dwa razy. Nie czułem się z tym komfortowo ale gdybym coś zrobił, obudziłby się. A tego nie chciałem. Gdy spał mogłem patrzeć na jego twarz bez końca, dotykać jego włosów, czuć to jak ładnie pachnie. A do tego był tak blisko mnie.
Mijały kolejne dni. Po długich namowach Teo zaczął szukać pracy. Tym razem normalnej. Kilka rozmów kwalifikacyjnych miał już za sobą. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Tymczasem ja, idąc wieczorem do sklepu spostrzegłem kobietę. To była ta sama blondynka która 'spotykała' się z moim przyjacielem. Gdy ona również mnie dostrzegła, uśmiechnęła się do mnie perfidnie. Widocznie mnie poznała. Szedłem dalej w jej kierunku.
- Hej, znam cię. Jesteś tym gościem do którego Teo mówił wtedy w tym dziwnym języku.
- Ta, i co?
- Nic, nic. Co u niego?
- A co cię to obchodzi. Gdzie on jest?
- Kto?
- Zgadnij.
Spojrzała na zegarek i znowu się do mnie uśmiechnęła. Wyglądała wtedy przerażająco.
- Teraz pewnie u Teo.
Olewając ją, pobiegłem szybko do mieszkania. Trzęsącymi się dłońmi próbowałem otworzyć drzwi. Z wewnątrz słyszałem nieznajomy głos. Udało mi się. Wparowałem do środka i ujrzałem tego gościa. Przyciskał Teo do ściany swoim grubym cielskiem, ciągnąc jego głowę w tył za włosy. Natychmiast popędziłem w jego kierunku i odsuwając go od Teo po prostu mu przyjebałem. Aż upadł na podłogę przewracając stolik.
- Wynoś się stąd.
Nie musiałem mu dwa razy powtarzać. Zniknął zanim się obejrzałem. Odwróciłem się w stronę mojego przyjaciela. Stał nadal pod ścianą, chowając twarz w dłoniach. Podszedłem do niego i go przytuliłem. Po woli odsunął ręce od swojej twarzy i także mnie objął.
- Dziękuje Sam. Bardzo ci dziękuję. Ja nie wiem co on mógłby mi zrobić... - znowu zaczął płakać.
- Wszystko będzie dobrze. Na prawdę. On nic ci już nie zrobi.
- T-tak?
- Tak. Inaczej zdechnie. Nie pozwolę by coś ci się stało.
Myślałem że go tym jakoś uspokoję, ale on rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Coś nie tak?
- Nie. Jest dobrze. Dziękuje. Jestem szczęśliwy bo jesteś wspaniałym przyjacielem. - szczerze, zabolało mnie to. Byłem dla niego tylko przyjacielem. Tylko.
- Sam, mogę znowu dziś spać z tobą? - nie nie nie.
- Oczywiście. - jestem idiotą. Ale nie potrafiłem mu odmówić.
- Dziękuję.
Odsunął się i poszedł prosto do mojego pokoju. A ja stałem jak idiota gapiąc się w ścianę. Znowu nie wiedziałem co robić. Chwilę zajęło mi otrząśnięcie się. Gdy w końcu mi się udało poszedłem do łazienki, opłukałem twarz zimną wodą i udałem się do mojego pokoju. Teo już spał. Położyłem się obok a on leżał odwrócony plecami. Wsunąłem rękę pod głowę i starałem się zasnąć. Zamknąłem oczy i wtedy poczułem jak Teo łapie mnie za rękę przysuwając do siebie. No dzięki. Znowu nie zasnę. Nie pamiętam kiedy ostatnio się wyspałem. Wszystko przez to że ostatnio często spał ze mną. Nagle przyszła mi do głowy myśl by mu o wszystkim powiedzieć. Przecież musiał już cokolwiek zauważyć. Zresztą, ostatnio zachowywał się... no właśnie tak jak teraz. Nigdy nie był taki. Całą noc myślałem tylko o tym. A to że był tak blisko nie pomagało. Ostatecznie walkę między sercem a rozumem przegrał rozum. I zaginął razem z całą moją odwagą. Bardzo się bałem. Nawet nie wiem czemu. A w dodatku nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Kompletnie. Ciężko mi wychodziło mówienie o własnych uczuciach. Chyba że w piosenkach. Właśnie. Piosenki
Mogłem po prostu dać mu jeden z tekstów, ale za dużo by to nie dało bo bym i tak musiał się tłumaczyć. Wpadłem na genialny pomysł by napisać list. Po cichu by go nie obudzić znalazłem jakąś kartkę i zapisałem wszystko co chodziło mi po głowie. Napisać łatwiej niż powiedzieć. Gdy skończyłem położyłem kartkę na łóżku, na mojej poduszce a sam wyszedłem z pokoju. W życiu nie denerwowałem się tak bardzo. Myślałem że serce zaraz dosłownie wyrwie się z mojej piersi. Nie mogłem się uspokoić. Usiadłem na kanapie i po prostu zacząłem ryczeć jak małe dziecko. Usłyszałem kroki. Otarłem twarz, jednak nadal widać było ślady po płaczu w postaci czerwonych oczu i policzków. Teo nagle wyrósł przede mną.
- Sam? - spojrzał na mnie zdziwiony. Chyba pierwszy raz widział jak płaczę.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to wszystko. Ja nie... - nagle zamilkłem gdy usiadł mi na kolanach.
- Przecież to nie twoja wina. - uśmiechnął się do mnie, co wcale mi nie pomogło.
- Ale to ja... - znowu mnie uciszył. Tym razem całując mnie. Zatkało mnie. Siedziałem z wytrzeszczonymi oczami patrząc na jego usta.
- Dlaczego ty...
- Bo chciałem.
- Teo, proszę. Nie chcę byś się nade mną litował.
- Ja wcale nie...
- Jak chcesz mogę się wyprowadzić. Dać ci spokój.
- Sam.
- Wiem że pewnie nie znosisz takich osób jak ja. Przez tamtego gościa.
- Sam.
- Ale ja na prawdę...
- SAM!
- Tak?
- Może wysłuchasz też mnie, hm? - zamknąłem usta bo już chciałem coś powiedzieć. Pokiwałem tylko głową.
- Dziękuje. Po pierwsze nie lituję się nad tobą. - przytulił mnie. - po drugie, nawet nie próbuj się stąd ruszać. Ja... ja cię potrzebuję.
- Teo, ale...
- Cicho. - znowu odsunął się i mnie pocałował.
- Przecież przyjaźnimy się tyle lat, ja nie chcę tego zniszczyć.
- Jasne. Myślisz że gdybyś się wyprowadził i mnie unikał wszystko byłoby dobrze i tak jak zawsze? No właśnie. Nie. Więc co tak na prawdę cię powstrzymuje?
- To że nie chcę cię do niczego zmuszać.
- Nie musisz.
- O czym ty mówisz?
- O tym że gdy poznałem cię w Korei, od razu mi się spodobałeś. Że wyglądałeś całkiem inaczej niż wszyscy w koło. Że specjalnie chciałem się cię bliżej poznać. Mógłbym opowiadać dalej, ale mówiąc w skrócie ja po prostu cię lubię. Ale zawsze bałem ci się to powiedzieć. Patrząc na ciebie zawsze myślałem że wolisz kobiety. Każda przecież wtedy się za tobą oglądała. Nadal mam wrażenie że to robią. Ale nie dziwię się im.
Coś we mnie pękło i tym razem to ja go pocałowałem. Przy czym rozpłakałem się ponownie, jednak teraz przez to jaki byłem szczęśliwy.
- Sam, nie płacz.
- Wybacz. - wtuliłem się w niego.
- Nie przepraszaj mnie. Po prostu nie lubię jak płaczesz.
- Może zwyczajnie nie jesteś przyzwyczajony?
- Mhm.
- To przywyknij.
- Hej Sam, co robisz?
- Właściwie to... nic takiego. - starałem się zakryć kartki leżące na stoliku przy którym siedziałem.
- Na pewno?
- N-na pewno. - powiedziałem lekko zdenerwowany.
- Ah, jasne. Masz dziś czas?
- Oczywiście.
- To świetnie! Pójdziemy na zakupy!
- Dobrze
Wyraźnie szczęśliwy wyszedł do łazienki. Odetchnąłem z ulgą, nie chciałem żeby zobaczył teksty moich piosenek. Mógłby się wtedy za dużo dowiedzieć. Przemierzając z moim przyjacielem centrum handlowe cały czas czułem i widziałem to, jak większość kobiet patrzy lub ogląda się za nami. Właściwie to za Teo. Ciągle się do niego uśmiechały, a on zwyczajnie je ignorował. Nie było to zbyt miłe, ale normalne dla niego. Zawsze to robił. Wychodząc z jednego ze sklepów zaczepiła nas jakaś starsza pani. Popatrzyła na nas spod małych okularków.
- Oh, jaka ładna z was para. Jesteś na prawdę śliczna - uśmiechnęła się w kierunku Teo.
- Przepraszam panią, ale my nie...
- Nie próbuj zaprzeczać, ja wyraźnie widzę. - no chyba niezbyt.
- Ale on jest facetem...
- Co? Jak to? Przecież on... on wygląda jak dziewczynka! Co się dzieje z tym światem... - i odeszła podpierając się laską, machając torebką i wyklinając na cały świat. A my jak zwykle w takich sytuacjach zaczęliśmy się śmiać. To nie pierwsza taka sytuacja. No ale co się dziwić skoro Teo rzeczywiście wygląda dosyć...dziewczęco. Ale to wina jedynie tego że ma dłuższe włosy i nie brak mu uroku. Wręcz pała od niego aegyo. Mimo że nawet się nie stara być przesadnie słodkim. Ale cóż ja poradzę na to, że wiecznie to co robi jest przeurocze? Nic. Mogłem jedynie podziwiać to z daleka.
Gdy w końcu wróciliśmy do mieszkania był już prawie wieczór.
- Wychodzisz dzisiaj?
- Nie, nie chcę mi się.
- To dobrze. Zrobiłbym coś do jedzenia, no ale wiesz... ja mam dwie lewe ręce do gotowania.
- Już idę.
- Uh, dzięki.
Byłem mu wdzięczny za to że on zawsze robił jedzenie. Bo mi to kompletnie nie wychodziło. Zrobił pyszną wołowinę. Kochałem jego kuchnie. Była wręcz uzależniająca. Jak i on sam. Szczerze mówiąc, wiedziałem że coś do niego czułem, ale nadal nie wiedziałem co. Nie wiedziałem czy to było zwykłe przyzwyczajenie, pożądanie.. czy może już miłość? Nie rozumiałem sam swoich uczuć. I to czasami nie dawało mi spokoju. Do tego stopnia że nie mogłem się skupić na najprostszych rzeczach jak chociażby zaśnięcie.
Kolejne kilka dni minęło mi normalnie. Ale o wiele spokojniej bo Teo ani razu nie wyszedł z domu na noc. Lecz, jak zwykle nie mogło to trwać wiecznie i znowu zaczął znikać. Ostatnio nawet coraz bardziej systematycznie. W końcu moja ciekawość mnie przerosła. Postanowiłem go śledzić. Gdy wyszedł z mieszkania szybko założyłem starą, ciemną kurtkę i wyszedłem po cichu z mieszkania. Przed blokiem starałem się odnaleźć wzrokiem to rude stworzenie. Udało mi się. Ruszyłem powoli w jego kierunku. Wsadzając rękę do kieszeni poczułem małe pudełko. Papierosy? Musiały zostać tu odkąd znudziło mi się palenie. Co właściwie nie trwało długo, bo jakiś tydzień. Ale teraz idealnie mi się przydadzą. Z papierosem moje szanse na to że mnie rozpozna, zmniejszały się. Kilka zapałek też się znalazło. Więc znowu z tym świństwem w ręku szedłem dalej. Śledząc go dotarłem do jakiejś małej, ciasnej uliczki. Teo po prostu ustał sobie przy ścianie rozglądając się. Spuściłem szybko głowę i zacząłem kopać kamyk. Nie było tam wielu ludzi. Jakby wyraźnie na kogoś czekał. I właśnie się chyba doczekał. Podjechał jakiś samochód, a z niego wysiadła kobieta w jasnym futrze. Podeszła do Teo i złapała go za rękę prowadząc wprost do swojego sportowego auta. W połowie drogi Teo zatrzymał się patrząc na mnie z opadniętą szczęką.
- Teo?
- Czekaj na mnie w domu. - z niewiadomych przyczyn powiedział to do mnie po koreańsku.
I zniknął za drzwiami samochodu tej tlenionej blondyny. Byłem lekko zdziwiony, ale nie pozostawało mi nic innego jak wrócić do domu i czekać. Całą noc czekałem, a jego nadal nie było. A jeżeli coś mu się stało? Postanowiłem do niego zadzwonić, zawsze odbierał choćby nie wiem co. No i właśnie zacząłem się martwić bardziej, wręcz panikować. 'Użytkownik znajduje się poza zasięgiem..'. Wybiegłem z domu ledwo zarzucając coś na siebie. Przez chwilę zastanawiałem się gdzie mógłby być. Southampton było spore. Mógł być wszędzie. Pierwsze co mi wpadło do głowy to miejsce gdzie wczoraj zabrała go ta dziewczyna. Przypominając sobie drogę wręcz tam pobiegłem. Nie było już nikogo. Poza Teo który leżał cały brudny, bez kurtki na jakimś kawałku kartonu. Wyglądał dosłownie jak przysłowiowe siedem nieszczęść. Szybko podbiegłem w jego kierunku szturchając go w ramie. Nie ruszał się. Przestraszyłem się. Bardzo. Już wystukiwałem numer na pogotowie, gdy nagle się ruszył. Odetchnąłem z ulgą, tylko spał.
- Teo? Halo, żyjesz?
Nie odpowiedział. Zdjąłem kurtkę, przykryłem go i wziąłem na ręce.
Na prawdę cudem dostałem się do domu. W końcu otworzenie drzwi z Teo na rękach było nie lada wyzwaniem. Usiadłem z nim na kanapie i wtedy się obudził.
- Sam? Gdzie jestem?
- W domu.
- Jak to? I czemu siedzę u ciebie na kolanach?
- Przyniosłem cię.
- Aha... J-ja chcę iść spać.
- Nie. Musisz się najpierw umyć.
- Ale ja nie chcę, z resztą nie mam na to siły. - oparł głowę o moje ramię.
- To ci pomogę.
- Nie.
- Czemu?
- Bo nie chcę.
- Nie masz wyjścia.
Wstałem nadal trzymając go w ramionach i udałem się w kierunku łazienki. Wzdrygnął się nerwowo i spojrzał na mnie lekko przerażony.
- Coś nie tak? Przecież nic ci nie zrobię. - uśmiechnąłem się do niego.
Uspokoił się. Nalałem wody do wanny, rozebrałem go i wsadziłem do wody. Umyłem dokładnie całego jego ciało i włosy, a on prawie zasypiał. Wytarłem go i znowu uniosłem.
- Nie chcę spać sam. - wymamrotał cicho gdy szedłem w stronę jego pokoju.
Ostrożnie położyłem go na moim łóżku. Od razu zasnął. A ja nie wiedziałem co zrobić. Chwilę po prostu stałem i przyglądałem się mu. Spojrzałem na zegarek. Była 13. Nie miałem nic do roboty, więc znowu tylko czekałem. Tym razem na to aż się obudzi. Chciałem dowiedzieć się co się stało.
Było już ciemno. Położyłem się naprzeciw Teo i przyglądałem się jego twarzy. Chciałem ogarnąć kosmyk włosów z jego twarzy, ale w tym samym momencie, budząc się, ospale zamrugał oczami. Poczułem się głupio i odsunąłem rękę.
- Wyspałeś się?
- Nawet.
- Um, Teo..
- Tak?
- Co się stało wczoraj?
Milczał i odsunął wzrok ode mnie.
- Wiesz, jeżeli nie chcesz, nie musisz mówić. Powiedz tylko kim była ta kobieta.
- N-nie..ja powiem ci wszystko. Spotykałem się z nią, a ona mnie utrzymywała. Po prostu dotrzymywałem jej towarzystwa. Wiem że to trochę bez sensu, ale póki płaciła było dobrze.
- A czy wy...
- Czasami. Ale jakoś... to nie było to. - oh, o czym on mówi? - Wczoraj... myślalem że po prostu będzie jak zwykle ale gdy wsiadłem do samochodu nie pamiętam czemu straciłem przytomność. Pamiętam tylko że obudziłem się w łóżku, przykuty do niego i związany. Nade mną stał jakiś facet ze batem w ręku. Wybełkotał coś o tym że w końcu się obudziłem i... zaczął się do mnie dobierać. - okei, miałem dość szczegółów.
- Dobra, wystarczy. - przysunąłem się bliżej przytulając go. - Powiedz tylko, czy on ci coś zrobił?
- Emh, nie. Nie licząc tego że to pewnie on mnie związał.
- I to w zupełności wystarczy by zagwarantować że kiedyś dostanie po ryju.
- Przecież nic się nie stało.
- Ale mogło. A wtedy nie byłoby fajnie.
- No nie. Ale przecież..
- Czy ty go bronisz?
- Nie.
- Ahm. Hej Teo, pokażesz mi gdzie ona mieszka?
- Po co? - podniósł się do siadu. Znowu zobaczyłem przerażenie w jego oczach.
- Chciałem dopaść tego faceta.
- Nie, proszę. - zakrył twarz kołdrą.
Wyciągnąłem rękę i odsunąłem ją. Płakał.
- Teo. Ja... no dobrze. Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać.
- Ale... no dobrze. Więc obiecuje że nic mu nie zrobię. No chyba że...
- Że?
- Że znowu będzie chciał ci coś zrobić.
Spuścił głowę i wyszeptał cicho 'dziękuje'. Otarł twarz dłonią.
- Sam, mogę tu dziś spać?
- Jasne. To ja prześpię się na kanapie czy coś.
- Nie. Zostań ze mną.
- No dobra.
Obudziłem się w nocy bo on znowu mi się śnił. Tyle że tym razem był to koszmar. Nim się uspokoiłem spostrzegłem że Teo śpi sobie wtulony we mnie. No i pięknie. Teraz nie zasnę na pewno. Zrobiło mi się gorąco a serce przyśpieszyło chyba z dwa razy. Nie czułem się z tym komfortowo ale gdybym coś zrobił, obudziłby się. A tego nie chciałem. Gdy spał mogłem patrzeć na jego twarz bez końca, dotykać jego włosów, czuć to jak ładnie pachnie. A do tego był tak blisko mnie.
Mijały kolejne dni. Po długich namowach Teo zaczął szukać pracy. Tym razem normalnej. Kilka rozmów kwalifikacyjnych miał już za sobą. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Tymczasem ja, idąc wieczorem do sklepu spostrzegłem kobietę. To była ta sama blondynka która 'spotykała' się z moim przyjacielem. Gdy ona również mnie dostrzegła, uśmiechnęła się do mnie perfidnie. Widocznie mnie poznała. Szedłem dalej w jej kierunku.
- Hej, znam cię. Jesteś tym gościem do którego Teo mówił wtedy w tym dziwnym języku.
- Ta, i co?
- Nic, nic. Co u niego?
- A co cię to obchodzi. Gdzie on jest?
- Kto?
- Zgadnij.
Spojrzała na zegarek i znowu się do mnie uśmiechnęła. Wyglądała wtedy przerażająco.
- Teraz pewnie u Teo.
Olewając ją, pobiegłem szybko do mieszkania. Trzęsącymi się dłońmi próbowałem otworzyć drzwi. Z wewnątrz słyszałem nieznajomy głos. Udało mi się. Wparowałem do środka i ujrzałem tego gościa. Przyciskał Teo do ściany swoim grubym cielskiem, ciągnąc jego głowę w tył za włosy. Natychmiast popędziłem w jego kierunku i odsuwając go od Teo po prostu mu przyjebałem. Aż upadł na podłogę przewracając stolik.
- Wynoś się stąd.
Nie musiałem mu dwa razy powtarzać. Zniknął zanim się obejrzałem. Odwróciłem się w stronę mojego przyjaciela. Stał nadal pod ścianą, chowając twarz w dłoniach. Podszedłem do niego i go przytuliłem. Po woli odsunął ręce od swojej twarzy i także mnie objął.
- Dziękuje Sam. Bardzo ci dziękuję. Ja nie wiem co on mógłby mi zrobić... - znowu zaczął płakać.
- Wszystko będzie dobrze. Na prawdę. On nic ci już nie zrobi.
- T-tak?
- Tak. Inaczej zdechnie. Nie pozwolę by coś ci się stało.
Myślałem że go tym jakoś uspokoję, ale on rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Coś nie tak?
- Nie. Jest dobrze. Dziękuje. Jestem szczęśliwy bo jesteś wspaniałym przyjacielem. - szczerze, zabolało mnie to. Byłem dla niego tylko przyjacielem. Tylko.
- Sam, mogę znowu dziś spać z tobą? - nie nie nie.
- Oczywiście. - jestem idiotą. Ale nie potrafiłem mu odmówić.
- Dziękuję.
Odsunął się i poszedł prosto do mojego pokoju. A ja stałem jak idiota gapiąc się w ścianę. Znowu nie wiedziałem co robić. Chwilę zajęło mi otrząśnięcie się. Gdy w końcu mi się udało poszedłem do łazienki, opłukałem twarz zimną wodą i udałem się do mojego pokoju. Teo już spał. Położyłem się obok a on leżał odwrócony plecami. Wsunąłem rękę pod głowę i starałem się zasnąć. Zamknąłem oczy i wtedy poczułem jak Teo łapie mnie za rękę przysuwając do siebie. No dzięki. Znowu nie zasnę. Nie pamiętam kiedy ostatnio się wyspałem. Wszystko przez to że ostatnio często spał ze mną. Nagle przyszła mi do głowy myśl by mu o wszystkim powiedzieć. Przecież musiał już cokolwiek zauważyć. Zresztą, ostatnio zachowywał się... no właśnie tak jak teraz. Nigdy nie był taki. Całą noc myślałem tylko o tym. A to że był tak blisko nie pomagało. Ostatecznie walkę między sercem a rozumem przegrał rozum. I zaginął razem z całą moją odwagą. Bardzo się bałem. Nawet nie wiem czemu. A w dodatku nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Kompletnie. Ciężko mi wychodziło mówienie o własnych uczuciach. Chyba że w piosenkach. Właśnie. Piosenki
Mogłem po prostu dać mu jeden z tekstów, ale za dużo by to nie dało bo bym i tak musiał się tłumaczyć. Wpadłem na genialny pomysł by napisać list. Po cichu by go nie obudzić znalazłem jakąś kartkę i zapisałem wszystko co chodziło mi po głowie. Napisać łatwiej niż powiedzieć. Gdy skończyłem położyłem kartkę na łóżku, na mojej poduszce a sam wyszedłem z pokoju. W życiu nie denerwowałem się tak bardzo. Myślałem że serce zaraz dosłownie wyrwie się z mojej piersi. Nie mogłem się uspokoić. Usiadłem na kanapie i po prostu zacząłem ryczeć jak małe dziecko. Usłyszałem kroki. Otarłem twarz, jednak nadal widać było ślady po płaczu w postaci czerwonych oczu i policzków. Teo nagle wyrósł przede mną.
- Sam? - spojrzał na mnie zdziwiony. Chyba pierwszy raz widział jak płaczę.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to wszystko. Ja nie... - nagle zamilkłem gdy usiadł mi na kolanach.
- Przecież to nie twoja wina. - uśmiechnął się do mnie, co wcale mi nie pomogło.
- Ale to ja... - znowu mnie uciszył. Tym razem całując mnie. Zatkało mnie. Siedziałem z wytrzeszczonymi oczami patrząc na jego usta.
- Dlaczego ty...
- Bo chciałem.
- Teo, proszę. Nie chcę byś się nade mną litował.
- Ja wcale nie...
- Jak chcesz mogę się wyprowadzić. Dać ci spokój.
- Sam.
- Wiem że pewnie nie znosisz takich osób jak ja. Przez tamtego gościa.
- Sam.
- Ale ja na prawdę...
- SAM!
- Tak?
- Może wysłuchasz też mnie, hm? - zamknąłem usta bo już chciałem coś powiedzieć. Pokiwałem tylko głową.
- Dziękuje. Po pierwsze nie lituję się nad tobą. - przytulił mnie. - po drugie, nawet nie próbuj się stąd ruszać. Ja... ja cię potrzebuję.
- Teo, ale...
- Cicho. - znowu odsunął się i mnie pocałował.
- Przecież przyjaźnimy się tyle lat, ja nie chcę tego zniszczyć.
- Jasne. Myślisz że gdybyś się wyprowadził i mnie unikał wszystko byłoby dobrze i tak jak zawsze? No właśnie. Nie. Więc co tak na prawdę cię powstrzymuje?
- To że nie chcę cię do niczego zmuszać.
- Nie musisz.
- O czym ty mówisz?
- O tym że gdy poznałem cię w Korei, od razu mi się spodobałeś. Że wyglądałeś całkiem inaczej niż wszyscy w koło. Że specjalnie chciałem się cię bliżej poznać. Mógłbym opowiadać dalej, ale mówiąc w skrócie ja po prostu cię lubię. Ale zawsze bałem ci się to powiedzieć. Patrząc na ciebie zawsze myślałem że wolisz kobiety. Każda przecież wtedy się za tobą oglądała. Nadal mam wrażenie że to robią. Ale nie dziwię się im.
Coś we mnie pękło i tym razem to ja go pocałowałem. Przy czym rozpłakałem się ponownie, jednak teraz przez to jaki byłem szczęśliwy.
- Sam, nie płacz.
- Wybacz. - wtuliłem się w niego.
- Nie przepraszaj mnie. Po prostu nie lubię jak płaczesz.
- Może zwyczajnie nie jesteś przyzwyczajony?
- Mhm.
- To przywyknij.
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Happiness, it followed me (Jinmin)
Jak co czwartek, to znowu ja musiałem po wszystkich zmywać. A właściwie ograniczało się to do tego by włożyć naczynia do zmywarki. Mniej roboty, ale i tak nie cierpiłem tego robić. Zawsze cały się brudziłem. Jimin kupił mi kiedyś różowy fartuszek specjalnie po to. Myślał 'że mi się spodoba'. Miał rację, ale po tym jak mnie wszyscy wyśmiali, leży sobie gdzieś na dnie szafy.
Wykończony wytarłem mokre dłonie i wróciłem do salonu siadając koło Hoseoka.
- Co oglądacie?
- Oh, nawet nie wiem, zasnąłem w połowie.
- A, super.
Po chwili oglądania zrozumiałem J-hope'a. Niech w końcu przyjmą do wiadomości że V nie może wybierać filmów. Wszyscy śpią a on siedzi i płacze. Dziwne dziecko. Chciałem już wracać do pokoju gdy nagle zaczęło się coś dziać. Jungkook wstał i wybiegł szybko do łazienki. Nastała chwila ciszy a z łazienki dało się słyszeć dość nieprzyjemne odgłosy wymiotowania. Namjoon automatycznie zerwał się z kanapy biegnąc do maknae. Niezbyt się tym przejmując, poszedłem spać. Rankiem zastałem tylko siedzącego w kuchni Jungkooka wyglądającego okropnie. Jakby go ktoś pożarł, zaczął trawić i nagle wypluł.
- Hej młody, jak tam?
- Źle. Bardzo źle.
- Aż tak?
- Tak
- No tak, nie wyglądasz za dobrze. Wręcz okropnie.
- Weź mnie nie dobijaj.
- Tylko mówię jak jest.
- To przestań.
- Jasne, jasne. Ale może tak odrobinie makijażu? - spojrzał na mnie wzrokiem 'zamknij się, albo wydłubię ci mózg łyżeczką'. Ostrożnie i z lekkim przerażeniem wstałem od stołu wędrując do najwspanialszego miejsca w dormie. Lodówki. Wygrzebałem przypadkowe rzeczy robiąc z nich... sam w sumie nie wiem co. Ale było dobre. Już chciałem usiąść na kanapie podziwiając mój piękny, świeży pedicure gdy przez drzwi wbiegli obładowani torbami Suga, V i Hoseok. Jakby okradli właśnie wszystkie sklepy dla dzieci i pobliskie przedszkola. Oby tylko nie z dzieci.
- Co wy... - już chciałem soczyście zakląć.
- Bo Kookie jest w ciąży! - wykrzyczał V z typowym dla niego uśmiechem.
- Kurwa..
- Patrz, mamy już wszystko kupione! Buciki, spodnie, koszulki, śpioszki, pluszaki, butelki smocz... - nie dokończył bo właśnie ledwo żyjący Kookie wyrósł przed nim jak jakiś bambus. Bardzo wkurwiony bambus.
- Czy was do reszty pojebało? Widać, w szkole wam nie wyszło. To tłumaczy czemu jesteście gwiazdami kpopu. - umierający, ale nadal miał dość siły by zmieszać ich z błotem.
- Ale my tylko...
- Wy tylko oddajcie to do sklepu. Nie róbcie z siebie większych idiotów niż jesteście. - Musiałem ich jakoś przywrócić do porządku.
- Ale...
- Bo zaraz zawołam Rapmona. Wiesz, zły Rapmon to po prostu bez kija nie podchodź.
- Na pewno się ucieszy! Przecież to jego dziecko
- ...co
- No bo... - spojrzał na Jungkooka, którego oczy mówiły 'jeszcze słowo a wymorduje ci pół rodziny', i się zamknął. Ja na prawdę jestem aż tak wspaniały że rozumiem ludzi bez słów? Oh, oczywiście. Przecież to ja. Kim Seokjin we własnej osobie.
- A gdzie macie Jimina? - chciałem jakoś rozluźnić atmosferę i przerwać ciszę, wypełnioną chęcią mordu Taehyunga.
- Poszedł po coś na obiad. Powinien zaraz wrócić.
- Ahm, okei. - tylkp jego powrót uratowałby mnie z tej dziwnej sytuacji. Nie musiałem długo czekać. Usłyszałem dźwięk pełnych toreb z hukiem rzucanych na podłogę.
- To ja pójdę mu pomóc... - z ulgą wszedłem do przedpokoju gdzie mój przyjaciel siedział na podłodze rozwiązując sznurówki. Spojrzał na mnie spod grzywki i czapki która osunęła mu się na oczy, uśmiechając się.
- Cześć, pomóc ci?
- Z zakupami?
- No chyba nie myślałeś że ci będę buty i kurteczkę zdejmować... - odetchnął ciężko, rzucił buty gdzieś na bok i wcisnął mi dwie torby.Chłopaki chyba już się uspokoili, bo gdzieś zniknęli. Ale syf, w postaci ich 'prezentu', nie. Na prawdę, jak z dziećmi.
- Czyli ich genialny plan nie wyszedł?
- A na czym on miał polegać?
- Wkurzenie Kooka.
- No to wyszedł. Nawet bardzo.
- A co z tym? - kiwnął głową w stronę rabunku z przedszkola.
- Gdybym miał paragony....
Jimin wrócił do rozpakowywania wszystkiego co kupił. A było tego sporo. I jak zwykle robił to z tanecznymi ruchami, podśpiewując cicho. Chciałem mu pomóc, więc zabrałem się za te dwie siatki które tu przytaszczyłem. Gdy skończyłem, nalałem sobie szklankę wody. I właśnie wtedy Jimin wpadł na mnie plecami. Poza tym że uderzyłem się szklanką w zęby to oblałem i jego i siebie. Pięknie.
- O Jezu! Przepraszam! Strasznie przepraszam, ja...
- Nic się nie stało.
- Ale jesteś cały mokry.
- Ty też.
- Tylko trochę. Wybacz.
- To tylko piżama. I tak powinienem się już ubrać.
Cały dzień minął mi tak jak zwykle. A przynajmniej do wieczora.
- Hej Jin, patrz! - odchyliłem się od stołu przy którym siedziałem i patrząc w stronę Sugi, zobaczyłem nagłówek 'allkpop'. Ciekawe co tym razem...
- Hm, co takiego?
- No jesteś na allkpop!
- Ja? Jak to? Chociaż dobrze wyszedłem na zdjęciu?
- Wyjątkowo tak. - podszedłem bliżej.
- Wyjątkowo? Wyglądam strasznie, matko!
- Ale patrz co napisali.
Przez chwilę łączyłem wątki. Angielski nie był moją mocną stroną. Gdy już zrozumiałem zacząłem się śmiać. Chodziło o moje video na którym było widać durexy w tle. Serio robią przez to aferę? To tylko głupi prezent od fanek.
- Eh, byś się zajął czym innym. A nie, wchodzisz na angielskie strony i udajesz że coś rozumiesz...
- Rozumiem...
- Jasne
- ...nagłówki.
- Tak myślałem.
Po chwili przy nas znaleźli się J-hope, V i Jimin. No i oczywiście jak na nich przystało, zaczęli się głupio śmiać nie wiadomo z czego. A ja oczywiście się wkurzyłem i poszedłem spać.
Spało mi się wyjątkowo dobrze. Dopóki coś a raczej ktoś, mnie obudził. Poczułem zimno. Ewidentnie ktoś zabrał moją kołdrę. Mógłbym wstać i coś z tym zrobić (czyt. Wstać i sprzedać przysłowiowego gonga w kaczan), ale spało mi się tak dobrze... Do czasu. Aż nie poczułem czyichś rąk na moim brzuchu. Zerwałem się automatycznie do siadu. Nie mogłem nic zobaczyć bo pokój oświetłało tylko słabe światło z latarni na przeciwko mojego okna. Zapaliłem lampkę i ujrzałem Jimina.
- Nie mów nikomu. - wstał i chciał uciekać, ale złapałem go za rękę i szarpiąc, rzuciłem go na łóżko.
- Jak powiesz mi po co tu przyszedłeś. Chciałeś mi ukraść nowy puder?
- Nie.
- To co takiego?
- Ja... - odetchnął ciężko
- Hm?
- No tego... chciałem coś sprawdzić...
- W środku nocy?
- Tak wyszło... To dobranoc.
- Dobranoc...
I wyszedł. A ja odnajdując moją mięciutką kołdrę, opatuliłem się nią i myślałem o co mogło mu chodzić. Po chwili doszedłem tylko do wniosku by sprawdzić stan mojej kosmetyczki, bo nic bardziej konstruktywnego nie przyszło mi do głowy. Rano Jimin unikał mnie jak ognia. Nawet się nie przywitał. No chyba że machnięcie ręką, w odpowiedzi na moje 'cześć Jimin', się liczy. A to niezbyt pomagało w tym by zrozumieć co też miał na myśli gdy dobierał się do mnie w nocy. Może chciał... nie, na pewno nie. Nie on. Przecież byliśmy tylko przyjaciółmi. Z resztą nie był taki... nie był prawda? Z mojego zamyślenia wyrwał mnie V, pytając czy wyjdę z jego psem na spacer, bo był rzekomo zajęty. No cóż, może spacer dobrze mi zrobi. Gdy tylko zimne, grudniowe powietrze buchnęło mi prosto w odsłoniętą twarz, automatycznie poczułem się lepiej. Jednak nadal nie dawało mi to spokoju. Rozważałem decyzje rozmowy. Ale co miałbym mu powiedzieć? 'Hej Jimin, co tam u ciebie? Czemu stalkujesz mnie po nocach?'. Ta, już pędzę. Jak na razie śpieszyło mi się jedynie by złapać Bwikbwika, bo właśnie gdzieś mi uciekł. Gdy cały przemoknięty wracałem z tą kupą sierści pod pachą, przysiągłem sobie że nigdy więcej nie wyjdę z jego psem na dwór. A przynajmniej w zimę. Na szczęście w dormie było ciepło, a V w ramach... przeprosin? Zrobił mi herbatę. Duuużo herbaty. Przebrałem się w mój ukochany, ciepły sweter i zacząłem wlewać w siebie te hektolitry herbaty. Była na prawdę dobra.Tak jakoś minęło mi kilka dni, w których Jimin nadal mnie unikał. Mijały mi strasznie długo, bo zazwyczaj to z nim spędzałem najwięcej czasu. A ta sprawa nadal mnie zadręczała. Postanowiłem w końcu posprzatąć pokój. Zawsze gdy sprzątałem nie myślałem o niczym innym. Włączyłem muzykę i zacząłem od ubrań porozrzucanych po podłodze. Podnosząc jedną z koszulek wypadł 'prezent' od fanki. Zacząłem oglądać opakowanie. King size. I nagle wszystko stało się jasne. Już wiem co nasz mały Jimin chciał sprawdzić. Upadłem na podłogę smiejąc się głośno. Jak jakiś psychopata. Po jakimś czasie do pokoju wpadł Jimin.
- Coś się stało? Umierasz? Powiedz że nie!
- Nie - zaśmiałem się i wytarłem łzy spływające mi z oczu. - wszystko dobrze.
- Myślałem że coś się stało.
- I tak od razu tu przybiegłeś?
- Nie no...przechodziłem obok i tak jakoś...
- Ah, okei
- Em, hyung? - spojrzał na złote, pogniecione opakowanie które leżało gdzieś koło mnie.
- Tak?
- Co robisz wieczorem?
- Właściwie nic takiego. A co?
- Bo ja... wiesz, chciałem cię przeprosić i pomyślałem że zrobię kolację czy coś...
- Za co przeprosić?
- No za to co się stało...
- Przecież nic takiego się nie stało!
- Ale mi nadal jest głupio.
- Na prawdę jest w porządku.
- Proszę. - złapał mnie za rękę i spuścił głowę w dół.
- N-no dobrze.
Wstał i wyszedł bez słowa. Ja skończyłem sprzątać pokój, umyłem się i czekałem na wieczór. A właściwie na to aż w końcu mnie zawoła czy coś. Doczekałem się. W końcu. Przyszedł do mojego pokoju w fartuszku, krzycząc wesołe 'hyung, chodź już.' Wstałem zamykając laptopa i poszedłem za nim do jadalni koło kuchni. Usiadłem przy niskim stole na poduszce i czekałem na jedzenie. No i Jimina. Wpadł z patelnią i nałożył mi trochę makaronu z sosem i mięso. Wyglądało na prawdę smacznie. Usiadł na przeciwko i czekał aż zaczne jeść, wpatrując się we mnie. Zacząłem się czuć nieswojo, więc wziąłem pałeczki do rąk i zacząłem jeść. Mimo że wyglądało i pachniało dobrze, nie było smaczne. Wręcz okropne. Ale on się tak starał, nie mogłem mu tego powiedzieć. Jakoś próbowałem to przeżyć i wziąłem kolejny kęs. Przegryzają to coś, spojrzałem na Jimina, uśmiechając się tępo i sztucznie.
- Smakuje ci?
Pokiwałem twierdząco głową. Zaczął się śmiać.Serio?
Przełknąłem to i z ciężkim sercem wydukałem 'tak'. Znowu zaczął się śmiać.
- Ale to jest okropne. - odetchnąłem z ulgą. Myślałem że nie zauważył.
- Uh, racja.
- To dlaczego mówiłeś że ci smakuje?
- Nie chciałem być niemiły, bo się starałeś.
- Wolałbym żebyś był szczery.
- Ale no... hej Jimin?
- Tak? - przechylił głowę na bok uśmiechając się. Oh, aż mnie coś zakuło w sercu. Wyglądał uroczo.
- Chodźmy coś zjeść.
- Chętnie!
Wstaliśmy od stołu i po chwili byliśmy już na dworze, idąc ścieżką przez park. Zauważyłem jakąś budkę z jedzeniem. Zawsze je lubiłem, bo jedzenie było dobre i tanie.
- Chodźmy tu! - jakby czytał mi w myślach.
- Właśnie o tym samym myślałem.
Kupiliśmy po porcji parującej zupy i usiedliśmy gdzieś na ławce. Jedyne co nas oświetlało to światło księżyca. Wpatrywałem się chwilę w niego, a potem zabrałem się za jedzenie. Jimin nadal milczał. Jedynie co chwilę popijał zupę. Magicznie szybko zniknęła ona z naszych kubków. A Jimin nadal trwał w ciszy. W końcu nie mogłem tego znieść.
- Jimin?
- Tak? - powiedział prawie szeptem.
- Co się z tobą dzieje?
- Nic.
- Jak to nic?
- No tak...
- Z tobą jest coś nie tak. O co chodzi? Zakochałeś się że taki nieobecny?
Nie odpowiedział nic. Odetchnął tylko ciężko.
- No, halo. Kim jest ta szczęściara?
- Jin, jesteś ślepy, albo po prostu nie chcesz widzieć. - no i zrobiło się poważnie.
- O czym ty mówisz?
- Serio? Niczego się nie domyślasz? - no to mnie zagiąłeś.
- Za bardzo się denerwuję by domyślać się 'co też autor miał na myśli'.
- Denerwujesz się? - wstał z ławki i ustał przede mną - czym?
- Sam nie wiem. - odsunąłem głowę w drugą stronę i spojrzałem na ziemie. Oddałbym wszystko by teraz sobie po prostu zniknąć. Znaleźć się w łóżku i więcej się tak nie czuć.
- Hyung? Źle się czujesz?
Jeżeli nie możesz czegoś zmienić, musisz to przetrwać. A więc nie mogłem uniknąć nieuniknionego. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i po prostu zrobić to, co od dawna planowałem. Zwłaszcza że domyślałem się już o co mogło mu chodzić. Nagle wstałem i przytuliłem go mocno do siebie.
- Jimin, będziesz zły? - chwilę nic nie odpowiadał. Słyszałem tylko jego ciężki oddech.
- Z-za co? - ja też mu nie odpowiedziałem. Jedynie odsuwając się od niego, spojrzałem w te śliczne, ciemne, mieniące się oczy i go pocałowałem.
- Wręcz przeciwnie. - wtulił się we mnie. - dziękuje.
- Wracajmy już.
- Dobrze.
Odsunąłem się od niego i ponownie przywracając swój zmysł orientacji w terenie, skierowałem się w stronę, w którą powinniśmy iść.
- Hyung?
- Tak?
- Zimno mi w dłonie. Nie wziąłem rękawiczek. - bez namysłu szybko złapałem go za dłoń.
- Lepiej?
- Z pewnością.
- Ale wiesz, mogłeś po prostu powiedzieć że chciałeś mnie złapać za rękę.
I nadal był cicho. Aż do samego dormu. Tylko tym razem mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Rule number one is that you gotta have fun (Suga x Jungshin)
-Suga? Przyniesiesz więcej piwa z lodówki?
- Może tak proszę?
- Prooooszę. - Rapmon uśmiechnął się szeroko.
- Dobra, już idę.
Od dwóch godzin oglądaliśmy z chłopakami "Władcę Pierścieni". Powoli zaczął mnie nudzić. A po paru piwach wszystkim włączyła się miłość i nadmierne okazywanie uczuć. Jimin leżał na kanapie, nad nim Jin całujący go po szyi. Obok siedział V wtulony w Hoseoka. A obrazek dopełniał Kook siedzący okrakiem na Rapmonie, całując go tak, że nasz lider pewnie wziąłby go tu i teraz. Na szczęście zachował resztki przyzwoitości i tylko go obmacywał. To podchodziło lekko pod pedofilię, ale skoro się kochają... Zacząłem się trochę denerwować. Nie dlatego że w okół sami zakochani faceci, tylko dlatego że...mówiąc szczerze, lekko się podnieciłem. Na widok obmacujących się facetów. Ah, mieszkanie z nimi daje mi się we znaki. No nic. Postanowiłem pójść do swojego pokoju żeby...załatwić sprawę. Usiadłem na łóżku przed laptopem i włączyłem pierwszą lepszą stronę z porno. Rozpiąłem rozporek i zacząłem się masturbować. Chwilę było przyjemnie, jednak po chwili doszedłem do wniosku że to za mało. Że czegoś mi brakuje. Ale nie miałem dziewczyny. Prawdę mówiąc nigdy żadnej nie miałem. Jakoś mnie do nich nie ciągło. Może tak, spróbować z chłopakiem? Nie. Głupi pomysł. Chwilę jeszcze biłem się z myślami, ostatecznie zdecydowałem że nie mam nic do stracenia. Poszedłem na totalną łatwiznę. Po prostu wyszukałem w internecie najbliższy klub dla geji i zamówiłem taksówkę. 15min później byłem już na miejscu. Śmiałym krokiem wszedłem do środka zwracając uwagę wielu osób. Nie trudno będzie mi kogoś znaleźć, przecież jestem słodki~
Rozejrzałem się po sali. Migające światła oświetlały wszystko. Głośna muzyka grała z sporych rozmiarów głośników. Typowy klub, wyróżniał się jedynie tym że byli tu sami faceci. Rozglądałem się za kimś odpowiednim dla mnie. Moją uwagę przykuł chłopak siedzący na różowej, aksamitnej kanapie w rogu. Gdy nawiązałem z nim kontakt wzrokowy, uśmiechając się słodko i zalotnie podeszłem do niego. Miał dłuższe, czekoladowe włosy, gdzieś tak do ramion. Wyglądał odrobinę kobieco przez swoje włosy z grzywką na bok. Jednak spodobał mi się.
- Hej, mogę się dosiąść?
- Oczywiście. - posłał mi uroczy uśmiech.
Dosiadłem się obok, blisko niego. Wręcz czułem jego oddech. Zlustrował mnie wzrokiem, a gdy zatrzymał się na mojej twarzy przygryzł dolną wargę, wyglądajac przy tym mega seksownie.
- Szukasz tu czegoś konkretnego?
- Tak tylko się rozglądam. - powiedziałem nie odrywając wzroku od jego twarzy.
Przejechał palcem po moim udzie. Byłem coraz bardziej pobudzony.
- I jak? Spodobało ci się coś?
- Hm, może~. - oblizałem wargi, starając się wyglądać seksownie.
- Może? - przysunął swoją twarz do mojej.
- Może. - spojrzałem na jego usta a po chwili mnie pocałował.
- A teraz?
- Teraz to na pewno. - tym razem to ja pocałowałem jego. Bardziej namiętnie. Podobało mi się to. Położył rękę na moim udzie i zaczął je gładzic. Ja wplątałem rękę w jego długie, miękkie włosy i starałem się jak najlepiej oddawać pocałunki.
- Pójdziemy do mnie? - zapytałem gdy na chwilę się od niego oderwałem.
- Nie wiem czy na to zasługujesz. - uśmiechnął się zadziornie.
Usiadłem na nim okrakiem, jedną ręką objąłem jego kark, drugą masowałem jego krocze starając się dać mu jak najwięcej przyjemności. Jednocześnie całując go i po woli schodząc na szyję. Po zostawieniu na jego szyi kilku czerwonych śladów odsunąłem się od niego, a ręką, która dotąd zajmowała się jego kroczem, złapałem go za brodę. Uśmiechnąłem się do niego uroczo.
- A teraz? Zasłużyłem?
- Z pewnością ~
- To chodźmy.
Złapałem go za rękę i wyprowadziłem przed budynek. Zadzwoniłem po taksówkę. Stałem nadal trzymając go za rękę i kątem oka spoglądając na jego twarz.
- Jestem Min Yoongi. - wtrąciłem nieśmiało. Chciałem jakoś przerwać tę niezręczną ciszę.
- Ten raper? - spojrzał na mnie odrobinę zdziwiony.
- Eh, tak. - bałem się że okaże się fanem.
- Ja jestem Lee Jungshin.
Uspokoiłem się. To był basista, popularnego ostatnio, zespołu cnblue. Odwróciłem głowę w jego stronę.
- Rzeczywiście!
Zaśmiał się lekko. Podjechała taksówka. Niemalże natychmiast pocałował mnie w usta. Powolnie wsunął język do mojej buzi, by potem zacząć całować mnie z większą namiętnością. Przewrócił mnie na plecy, tak że leżałem na tylnim siedzeniu, a on na mnie. Gdy taksówka się zatrzymała, zapłaciłem kierowcy i zaprowadziłem Jungshina do dormu. Ledwo zdążyłem zdjąć buty i bluzę a on ustał przede mną, złapał mnie za ręce i przytrzymując je przy ścianie pocałował mnie w policzek, po czym szepnął "to gdzie masz pokój?". Przeszłem z nim przez salon w którym nadal znajdowali się Hoseok z Taehyungiem. Spojrzeli na mnie jakbym był ich zmartwychwstałą babcią.
- Coś nie tak?
- N-nie...
- Mhm.
Po tej dziwnej sytuacji znalazłem się z Jungshinem w moim pokoju. Od razu popchnął mnie na łóżko. Rzucił się na mnie, zaczął całować i wodzić dłońmi po całym ciele. Po chwili z pleców zjechał niżej i wsunął rękę w moje spodnie łapiąc mnie za pośladek. Pisnąłem cicho. Nie pozostając biernym, znowu złapałem go za krocze. Niedługo po tym ściągnąłem z niego ubranie, tak że został w samych bokserkach, które świetnie opinały jego zgrabny tyłek. Ja też zostałem praktycznie nagi. Zaczął bawić się gumką od moich majtek. Przejechał palcem po moim, i tak już nieźle pobudzonym, penisie. Zadrżałem. Oh, jedyne czego teraz pragnę to on. Zdjął majtki i nachylając się nade mną polizał delikatnie czubek mojego penisa. Wziął go do ust i zaczął ssać. Wplotłem palce w jego włosy, jęcząc z przyjemności. Ssał go długo i namiętnie. Gdy skończył, usiadł na moich udach i zaczął dotykać mnie po całym ciele.
- P-proszę.. zrób to już..
- Hej, nie można tak wziąć wszystkiego od razu - złapał mnie za penisa i delikatnie poruszał ręką - trzeba się cieszyć powoli... wtedy dłużej będziesz zadowolony ~
- Ale...
- Cśś. - przytknął palec do swych różowych ust a potem nachylił się nade mną i pocałował namiętnie a jednocześnie z czułością. Zawiesiłem ramiona na jego karku. Zjeżdżałem dłońmi coraz niżej i gdy moje palce spotkały się z jego bokserkami, długo nie musiał czekać by się ich pozbyć.
- Uhm, śpieszy ci się?
- Tak jakby... ja po prostu...
- Hm?
- Ja...pragnę cię ~
I z moich ust, przez linię szczęki i szyję przeniósł swoje usta na klatkę piersiową. Lizał każdy fragment z wielką dokładnością, doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa. Mój oddech był coraz bardziej przyspieszony a moje podniecenie rosło z sekundy na sekundę. Gdy zatrzymał się swoim sprawnym językiem na pępku, jego ręce po wędrowały wprost do miejsca które wręcz płonęło z pożądania. Z brzucha, nadal nie odrywając się od mojego ciała, dotarł językiem do TEGO miejsca. Uniósł moje uda do góry i rozchylił je. Oderwał się ode mnie, znalazł szybko swoje spodnie na podłodze i jeszcze szybciej wyjął szeleszczące, srebrne opakowanie. Rozdarł je i założył prezerwatywę. Powoli wchodził we mnie. Zacisnąłem powieki i jęknąłem cicho z bólu. Ruszył się powoli w górę i w dół. I tak kilka razy by przyzwyczaić mnie do tego. "Objąłem" go nogami tuż nad lędźwiami. Gdy jego ruchy bioder stawały się bardziej regularne podniósł mnie do siadu. Wręcz wbiłem brodę w jego ramię gdy poruszał się coraz szybciej i szybciej. Mimo wszystko pragnąłem więcej. Przejechałem paznokciem od jego karku przez kręgosłup. Wzdrygnął się gdy dojechałem na sam dół i drażniąc się z nim uderzyłem go lekko w pośladek. W akcie zemsty raz wbijał się gwałtownie we mnie po czym lekko zwalniał. Odzywały się we mnie uczucia których dotąd nie znałem. Przede wszystkim tak ogromne pożądanie i podniecenie które czułem całym swoim ciałem. Dosłownie każdym milimetrem. Odchyliłem głowę do tyłu i wbiłem paznokcie w jego nieskazitelnie białe plecy. Czułem że ten moment nadchodzi. On także. Zwolnił swoje drapieżne ruchy a ja przejechałem paznokciami po plecach, zostawiając ślady które gdzieniegdzie delikatnie krwawiły. Gdy nadszedł moment spełnienia na chwilę straciłem świadomość. Zapominając nawet jak się nazywam. Złapałem go mocniej za kark i doszłem prosto na mój brzuch. Pełnymi pragnienia oczami spojrzałem na niego, wplotłem palce w jego rozczochrane włosy lekko je ciagnąc i pocałowałem go. Zacisnąłem się na nim mocniej, błagając tym samym o więcej. Po tym gdy on sam doszedł, upadł zmęczony na łóżko a ja razem z nim. Wciągnąłem kołdrę, która leżała gdzieś na podłodze, na łóżko i równie wykończony zasnąłem.
Gdy rano się obudziłem Jungshin jeszcze spał. Leżałem chwilę patrząc na niego. Odgarnąłem kosmyk włosów z jego twarzy i nadal leżałem obok.
- Hej Suga widziałeś moje... - W drzwiach stanął Kookie prawie potykając się o próg. Stał jakąś minute cicho patrząc na mnie i Jungshina a potem wybuchł śmiechem. Jego śmiech brzmiał jak płacz wiec oczywiście zlecieli się wszyscy, bo przecież coś mogło stać się małemu, bezbronnemu maknae. Gdybym nie był kompletnie nagi nie byłby już taki bezbronny.
- Ładną laskę wyrwałeś. - powiedział już martwy maknae.
- Lepszą niż Rapmon.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem budząc 'moją laskę'. Wymrukał ciche 'co się dzieje?', rozejrzał się po pokoju, usiadł na łóżku i dopiero wtedy zrozumiał że stoi przed nim martwe BTS. Wystraszony szybko znalazł swoje ubrania i przepychając się przez tłum zgromadzony przed drzwiami, uciekł. I tyle go widziałem.
- Wiecie że teraz zginiecie?
I jakoś magicznie pozbyłem się ich w kilka sekund.
Jeszcze się zemszcze~
- Może tak proszę?
- Prooooszę. - Rapmon uśmiechnął się szeroko.
- Dobra, już idę.
Od dwóch godzin oglądaliśmy z chłopakami "Władcę Pierścieni". Powoli zaczął mnie nudzić. A po paru piwach wszystkim włączyła się miłość i nadmierne okazywanie uczuć. Jimin leżał na kanapie, nad nim Jin całujący go po szyi. Obok siedział V wtulony w Hoseoka. A obrazek dopełniał Kook siedzący okrakiem na Rapmonie, całując go tak, że nasz lider pewnie wziąłby go tu i teraz. Na szczęście zachował resztki przyzwoitości i tylko go obmacywał. To podchodziło lekko pod pedofilię, ale skoro się kochają... Zacząłem się trochę denerwować. Nie dlatego że w okół sami zakochani faceci, tylko dlatego że...mówiąc szczerze, lekko się podnieciłem. Na widok obmacujących się facetów. Ah, mieszkanie z nimi daje mi się we znaki. No nic. Postanowiłem pójść do swojego pokoju żeby...załatwić sprawę. Usiadłem na łóżku przed laptopem i włączyłem pierwszą lepszą stronę z porno. Rozpiąłem rozporek i zacząłem się masturbować. Chwilę było przyjemnie, jednak po chwili doszedłem do wniosku że to za mało. Że czegoś mi brakuje. Ale nie miałem dziewczyny. Prawdę mówiąc nigdy żadnej nie miałem. Jakoś mnie do nich nie ciągło. Może tak, spróbować z chłopakiem? Nie. Głupi pomysł. Chwilę jeszcze biłem się z myślami, ostatecznie zdecydowałem że nie mam nic do stracenia. Poszedłem na totalną łatwiznę. Po prostu wyszukałem w internecie najbliższy klub dla geji i zamówiłem taksówkę. 15min później byłem już na miejscu. Śmiałym krokiem wszedłem do środka zwracając uwagę wielu osób. Nie trudno będzie mi kogoś znaleźć, przecież jestem słodki~
Rozejrzałem się po sali. Migające światła oświetlały wszystko. Głośna muzyka grała z sporych rozmiarów głośników. Typowy klub, wyróżniał się jedynie tym że byli tu sami faceci. Rozglądałem się za kimś odpowiednim dla mnie. Moją uwagę przykuł chłopak siedzący na różowej, aksamitnej kanapie w rogu. Gdy nawiązałem z nim kontakt wzrokowy, uśmiechając się słodko i zalotnie podeszłem do niego. Miał dłuższe, czekoladowe włosy, gdzieś tak do ramion. Wyglądał odrobinę kobieco przez swoje włosy z grzywką na bok. Jednak spodobał mi się.
- Hej, mogę się dosiąść?
- Oczywiście. - posłał mi uroczy uśmiech.
Dosiadłem się obok, blisko niego. Wręcz czułem jego oddech. Zlustrował mnie wzrokiem, a gdy zatrzymał się na mojej twarzy przygryzł dolną wargę, wyglądajac przy tym mega seksownie.
- Szukasz tu czegoś konkretnego?
- Tak tylko się rozglądam. - powiedziałem nie odrywając wzroku od jego twarzy.
Przejechał palcem po moim udzie. Byłem coraz bardziej pobudzony.
- I jak? Spodobało ci się coś?
- Hm, może~. - oblizałem wargi, starając się wyglądać seksownie.
- Może? - przysunął swoją twarz do mojej.
- Może. - spojrzałem na jego usta a po chwili mnie pocałował.
- A teraz?
- Teraz to na pewno. - tym razem to ja pocałowałem jego. Bardziej namiętnie. Podobało mi się to. Położył rękę na moim udzie i zaczął je gładzic. Ja wplątałem rękę w jego długie, miękkie włosy i starałem się jak najlepiej oddawać pocałunki.
- Pójdziemy do mnie? - zapytałem gdy na chwilę się od niego oderwałem.
- Nie wiem czy na to zasługujesz. - uśmiechnął się zadziornie.
Usiadłem na nim okrakiem, jedną ręką objąłem jego kark, drugą masowałem jego krocze starając się dać mu jak najwięcej przyjemności. Jednocześnie całując go i po woli schodząc na szyję. Po zostawieniu na jego szyi kilku czerwonych śladów odsunąłem się od niego, a ręką, która dotąd zajmowała się jego kroczem, złapałem go za brodę. Uśmiechnąłem się do niego uroczo.
- A teraz? Zasłużyłem?
- Z pewnością ~
- To chodźmy.
Złapałem go za rękę i wyprowadziłem przed budynek. Zadzwoniłem po taksówkę. Stałem nadal trzymając go za rękę i kątem oka spoglądając na jego twarz.
- Jestem Min Yoongi. - wtrąciłem nieśmiało. Chciałem jakoś przerwać tę niezręczną ciszę.
- Ten raper? - spojrzał na mnie odrobinę zdziwiony.
- Eh, tak. - bałem się że okaże się fanem.
- Ja jestem Lee Jungshin.
Uspokoiłem się. To był basista, popularnego ostatnio, zespołu cnblue. Odwróciłem głowę w jego stronę.
- Rzeczywiście!
Zaśmiał się lekko. Podjechała taksówka. Niemalże natychmiast pocałował mnie w usta. Powolnie wsunął język do mojej buzi, by potem zacząć całować mnie z większą namiętnością. Przewrócił mnie na plecy, tak że leżałem na tylnim siedzeniu, a on na mnie. Gdy taksówka się zatrzymała, zapłaciłem kierowcy i zaprowadziłem Jungshina do dormu. Ledwo zdążyłem zdjąć buty i bluzę a on ustał przede mną, złapał mnie za ręce i przytrzymując je przy ścianie pocałował mnie w policzek, po czym szepnął "to gdzie masz pokój?". Przeszłem z nim przez salon w którym nadal znajdowali się Hoseok z Taehyungiem. Spojrzeli na mnie jakbym był ich zmartwychwstałą babcią.
- Coś nie tak?
- N-nie...
- Mhm.
Po tej dziwnej sytuacji znalazłem się z Jungshinem w moim pokoju. Od razu popchnął mnie na łóżko. Rzucił się na mnie, zaczął całować i wodzić dłońmi po całym ciele. Po chwili z pleców zjechał niżej i wsunął rękę w moje spodnie łapiąc mnie za pośladek. Pisnąłem cicho. Nie pozostając biernym, znowu złapałem go za krocze. Niedługo po tym ściągnąłem z niego ubranie, tak że został w samych bokserkach, które świetnie opinały jego zgrabny tyłek. Ja też zostałem praktycznie nagi. Zaczął bawić się gumką od moich majtek. Przejechał palcem po moim, i tak już nieźle pobudzonym, penisie. Zadrżałem. Oh, jedyne czego teraz pragnę to on. Zdjął majtki i nachylając się nade mną polizał delikatnie czubek mojego penisa. Wziął go do ust i zaczął ssać. Wplotłem palce w jego włosy, jęcząc z przyjemności. Ssał go długo i namiętnie. Gdy skończył, usiadł na moich udach i zaczął dotykać mnie po całym ciele.
- P-proszę.. zrób to już..
- Hej, nie można tak wziąć wszystkiego od razu - złapał mnie za penisa i delikatnie poruszał ręką - trzeba się cieszyć powoli... wtedy dłużej będziesz zadowolony ~
- Ale...
- Cśś. - przytknął palec do swych różowych ust a potem nachylił się nade mną i pocałował namiętnie a jednocześnie z czułością. Zawiesiłem ramiona na jego karku. Zjeżdżałem dłońmi coraz niżej i gdy moje palce spotkały się z jego bokserkami, długo nie musiał czekać by się ich pozbyć.
- Uhm, śpieszy ci się?
- Tak jakby... ja po prostu...
- Hm?
- Ja...pragnę cię ~
I z moich ust, przez linię szczęki i szyję przeniósł swoje usta na klatkę piersiową. Lizał każdy fragment z wielką dokładnością, doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa. Mój oddech był coraz bardziej przyspieszony a moje podniecenie rosło z sekundy na sekundę. Gdy zatrzymał się swoim sprawnym językiem na pępku, jego ręce po wędrowały wprost do miejsca które wręcz płonęło z pożądania. Z brzucha, nadal nie odrywając się od mojego ciała, dotarł językiem do TEGO miejsca. Uniósł moje uda do góry i rozchylił je. Oderwał się ode mnie, znalazł szybko swoje spodnie na podłodze i jeszcze szybciej wyjął szeleszczące, srebrne opakowanie. Rozdarł je i założył prezerwatywę. Powoli wchodził we mnie. Zacisnąłem powieki i jęknąłem cicho z bólu. Ruszył się powoli w górę i w dół. I tak kilka razy by przyzwyczaić mnie do tego. "Objąłem" go nogami tuż nad lędźwiami. Gdy jego ruchy bioder stawały się bardziej regularne podniósł mnie do siadu. Wręcz wbiłem brodę w jego ramię gdy poruszał się coraz szybciej i szybciej. Mimo wszystko pragnąłem więcej. Przejechałem paznokciem od jego karku przez kręgosłup. Wzdrygnął się gdy dojechałem na sam dół i drażniąc się z nim uderzyłem go lekko w pośladek. W akcie zemsty raz wbijał się gwałtownie we mnie po czym lekko zwalniał. Odzywały się we mnie uczucia których dotąd nie znałem. Przede wszystkim tak ogromne pożądanie i podniecenie które czułem całym swoim ciałem. Dosłownie każdym milimetrem. Odchyliłem głowę do tyłu i wbiłem paznokcie w jego nieskazitelnie białe plecy. Czułem że ten moment nadchodzi. On także. Zwolnił swoje drapieżne ruchy a ja przejechałem paznokciami po plecach, zostawiając ślady które gdzieniegdzie delikatnie krwawiły. Gdy nadszedł moment spełnienia na chwilę straciłem świadomość. Zapominając nawet jak się nazywam. Złapałem go mocniej za kark i doszłem prosto na mój brzuch. Pełnymi pragnienia oczami spojrzałem na niego, wplotłem palce w jego rozczochrane włosy lekko je ciagnąc i pocałowałem go. Zacisnąłem się na nim mocniej, błagając tym samym o więcej. Po tym gdy on sam doszedł, upadł zmęczony na łóżko a ja razem z nim. Wciągnąłem kołdrę, która leżała gdzieś na podłodze, na łóżko i równie wykończony zasnąłem.
Gdy rano się obudziłem Jungshin jeszcze spał. Leżałem chwilę patrząc na niego. Odgarnąłem kosmyk włosów z jego twarzy i nadal leżałem obok.
- Hej Suga widziałeś moje... - W drzwiach stanął Kookie prawie potykając się o próg. Stał jakąś minute cicho patrząc na mnie i Jungshina a potem wybuchł śmiechem. Jego śmiech brzmiał jak płacz wiec oczywiście zlecieli się wszyscy, bo przecież coś mogło stać się małemu, bezbronnemu maknae. Gdybym nie był kompletnie nagi nie byłby już taki bezbronny.
- Ładną laskę wyrwałeś. - powiedział już martwy maknae.
- Lepszą niż Rapmon.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem budząc 'moją laskę'. Wymrukał ciche 'co się dzieje?', rozejrzał się po pokoju, usiadł na łóżku i dopiero wtedy zrozumiał że stoi przed nim martwe BTS. Wystraszony szybko znalazł swoje ubrania i przepychając się przez tłum zgromadzony przed drzwiami, uciekł. I tyle go widziałem.
- Wiecie że teraz zginiecie?
I jakoś magicznie pozbyłem się ich w kilka sekund.
Jeszcze się zemszcze~
life couldn't get much sweeter (DaeJae)
Przeniosłem się do nowego liceum po całym roku spędzonym w poprzednim. Kilka pierwszych dni czułem się obco w tej klasie. Miałem wrażenie że nigdy się nie zaaklimatyzuje. Poddenerwowany nieuniknionym wygłoszeniem referatu przed całą klasą, postanowiłem coś zjeść. Może dzięki temu poczuje się lepiej. Udałem się na stołówkę, kupiłem jakąś sałatkę i rozejrzałem się za wolnym miejscem. I właśnie wtedy ktoś na mnie wpadł.
- Kurde, nic ci nie jest? - wyciągnął do mnie rękę żeby pomóc mi wstać.
- Wszystko w porządku, tylko..moja sałatka...
- Odkupię ci ją!
- Nie trzeba.
- Ale to moja wina, chodź.
Poza sałatką dla mnie, kupił z 6 hamburgerów i duże frytki. On ma zamiar to wszystko zjeść?
- Może zjemy razem?
- E.. no dobrze.
Gdy zasiedliśmy do stolika, pierwszą rzeczą jaką zrobił było odpakowanie hamburgera. Nawet się nie przedstawił.
- Jestem Yoo Youngjae. - zacząłem nieśmiało i wyciągnąłem do niego dłoń.
- Wybacz, gdzie moje maniery...- powiedział koleś wycierający ręce brudne od sosu w koszulkę. No parodia. - Jestem Jung Daehyun. Chwila, czy my nie jesteśmy przypadkiem w jednej klasie?
Przyjrzałem mu się dokładniej. Rzeczywiście. Nawet siedziałem z nim raz na matematyce.
- Ano tak.
- A więc, jaką mamy teraz lekcję?
- Biologię. Będę musiał przeczytać mój referat. Tak szczerze, to się boję.
- Dlaczego? - przechylił głowę na bok, uśmiechając się.
- Bo coś może pójść nie tak.
- Wszystko będzie dobrze. A jeżeli się pomylisz, to co z tego? Każdemu może się zdarzyć.
W jakiś magiczny sposób jego zwykłe słowa niezwykle mi pomogły.
- Dziękuje.
- Za co?
- Już mi lepiej. Idziemy na lekcję?
- Jasne, tylko skończę tego hamburgera.
Jakim cudem zjadł to wszystko? Zaczęło mnie to wręcz fascynować. Zanim dotarliśmy pod salę, Daehyun spytał czy chcę z nim usiąść. No tak, to był ten chłopak którego nikt nie lubił. A przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Zgodziłem się. W końcu, do mnie także nie pałali sympatią. Z referatem poszło mi świetnie.
- Pójdźmy gdzieś po lekcjach!
- Dobra.
I tak zaczęła się nasza przyjaźń. Okazało się że mieszkamy blisko siebie. Dosłownie ulicę dalej. Po szkole także spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, bo odrabialiśmy razem lekcje. Tak było po prostu szybciej i lepiej. Z czasem doszłem do wniosku że jest moim pierwszym prawdziwym przyjacielem. Mogliśmy zawsze ze sobą pogadać o wszystkim. Do tego miał niesamowite poczucie humoru. Nie dało się z nim nudzić. Nie zrozumiałem dlaczego nikt w klasie go nie lubił. Nie pytałem go o to i nie miałem zamiaru.
Jednak pewnego dnia wszystko się wyjaśniło. Przed pierwszą lekcją grupka chłopaków z naszej klasy śmiała się z czegoś wspólnie, ciągle spoglądając na Daehyuna lub wskazując na niego palcem. Zaczęło mnie to irytować. Podszedłem do nich.
- O co wam chodzi?
- O patrz, pewnie będzie go bronił. - wszyscy zaczęli się smiać.- i tak pewnie nie wiesz co zdarzyło się rok temu, nie?
- Nie mam pojęcia. - spojrzałem na Dae który był jeszcze zaspany i zawstydzony siedział z opuszczoną głową.
- A więc Daehyunnie, opowiesz twojemu chłoptasiowi czy my mamy to zrobić?
- Zostawcie go. - Daehyun złapał mnie za rękaw i biegnąc zaciągnął mnie przed szkołę.
- O co chodzi? Jaki chłoptaś? Czy oni myślą że my...nie...
- Na prawdę chcesz wiedzieć?
- Tak.
- Ale proszę, nie opuszczaj mnie tak, jak zrobili to wszyscy.
- Ale dlaczego miałbym to robić?
- Jeżeli chcesz wiedzieć, chodź ze mną. Nie będziemy stać tak przed szkołą.
Po drodze do parku żaden z nas nie powiedział ani słowa. Dopiero gdy usiedliśmy na jednej z ławek Daehyun odezwał się.
- A więc, na początek wiedz że nie jest mi łatwo o tym mówić, ale jeżeli mam opowiadać to tobie to w porządku.
Zżerała mnie ciekawość, jednak nie pośpieszałem go.
- Wiesz już że nie zdałem, prawda?
- Tak, mówiłeś o tym.
- Rok temu przyjaźniłem się z chłopakiem który nazywał się Minhyuk. Był wtedy w pierwszej klasie. Świetnie się dogadywaliśmy. I spędzaliśmy dużo czasu razem, mimo że mieszkał dość daleko. Pewnego razu zaprosił mnie do kolegi na imprezę. Oczywiście nie odmówiłem mu. Schlał się do tego stopnia że zaczął podrywać wszystkich równie schlanych chłopaków dookoła. Wkurzyło mnie to więc odciągałem go od nich. Gdy odsuwałem go od kolejnego gościa, obrócił się tak że upadłem na plecy i wtedy mnie pocałował. Kolejnego dnia spotkałem się z nim gdzieś w tym parku. Myślałem że skoro mnie pocałował to on może też był we mnie zakochany. Tak, kochałem go. Jednak po tym co zrobił później, znienwidziłem go. Wyznałem mu że jest dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Jednak fantazja zbytnio mnie poniosła. On po prostu wyśmiał mnie prosto w twarz i powiedział 'Głupi pedał! Myślałem że byliśmy przyjaciółmi a ty trzymałeś się blisko mnie żeby mieć lepszy widok na mój tyłek. A po tym co powiedziałeś, to ludzie mi będą wierzyć i wyjdzie na to że to ty kleiłeś się do każdego gościa na imprezie. Okrutne? Ty i tak jesteś gorszy'. Chciałem go wtedy po prostu zabić. Jednak odszedł zanim się obejrzałem. Życzyłem mu najgorszego. Nadal tak samo go nienawidzę. Jak można winić kogoś za to że się zakochał? - kończąc był bliski płaczu i wyraźnie zły. Przytuliłem Daehyuna gładząc go ręką po plecach.
- Nie wiem. Tacy ludzie nie są normalni.
- Wiesz, myślałem że teraz po prostu uciekniesz i nigdy więcej się do mnie nie odezwiesz.
- Nie jestem aż tak głupi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
- I nie przejmuj się nimi wszystkimi. Po prostu ich olej.
Kolejnego dnia oboje poszliśmy do szkoły. Tamci się pewnie tego nie spodziewali. Jednak musieli się odezwać gdy spotkaliśmy ich w łazience.
- Jak tam Daehyun, opowiedziałeś swojemu chłopakowi o wszystkim?
- On nie jest moim chłopakiem. A jak tam ty i Minhyuk? Zrobiliście to już? - uśmiechnął się szyderczo. Uwielbiałem gdy zaczynał denerwować ludzi. A miał do tego niezwykły talent.
- Patrz jaki wyszczekany. Twój chłoptaś też jest taki?
- Jaki mój chłoptaś? O czym ty mówisz?
- Przecież wy jesteście razem. Wszyscy to wiedzą. - oboje spojrzeliśmy na siebie wybuchając śmiechem.
- Dojebałeś.
- A więc udowodnij to że nie jesteście razem.
- Ciekawe jak? Mam ci przynieść pisemko sądowe że mam wpisane w metryce 'kawaler'?
- Nie, idioto. Pocałuj go.
- Co?! Jesteś nienormalny. Niby w jaki sposób to ma udowodnić że nie jesteśmy razem?
- Jeżeli go nie pocałujesz to będzie znaczyło że chcecie ukrywać swój związek na wszystkie możliwe sposoby. A jeżeli to zrobisz to będzie wiadomo że to tylko po to aby nam udowodnić że nie jesteście razem.
- Yaoista, nie wiedziałem. Twój argument jest idiotyczny, no ale jeżeli życzysz sobie fanservice'u to proszę.- przyciągnął mnie za koszulkę do siebie i szybko pocałował.
- Szczęśliwy? Podniecony? Jak tak to dzwoń po chłopaka. Na razie! - machnął ręką i wyszliśmy z łazienki.
Po szkole jak zwykle zrobiliśmy razem stertę prac domowych a potem wybraliśmy się na spacer.
- Hej Jae, nie jesteś zły, prawda?
- Czemu miałbym być?
- Dlatego że cię pocałowałem.
- Jesteś głupi. Przecież to nic takiego.
- Ah, no tak.
Wróciliśmy do domu i jak co piątek siedzieliśmy w moim pokoju rozmawiając. Jednak on cały czas wydawał się przygnębiony. Po pewnym czasie nie mogłem już tego znieść.
- Co się stało?
- Nic.
- Jasne. Przecież zachowujesz się jakby ci matkę i ojca zabili.
- Czyli jak?
- No.. tak!
- Wydaje ci się.
Złapałem jego twarz w obie ręce, tak żeby patrzył mi prosto w oczy.
- Na pewno?
Odetchnął ciężko.
- Nie, nie jest dobrze.
- To co się stało?
- Głupio mi się do tego przyznać.
- Powiedz.
- Po prostu boje się że zaczniesz myśleć jak tamci idioci, że kiedyś będę myślał o tobie w ten sposób a ty wystraszysz się i mnie zostawisz. - spuścił głowę w dół mówiąc cicho - A ja nie chce cię stracić.
- Zwariowałeś? Nigdy cie nie opuszcze.
- Na prawdę?
- Tak. Chodźby nie wiem co.
Rzucił mi się na szyję i szepnął do ucha
- Nawet gdybym się w tobie zakochał?
- Wiesz, to byłoby mi całkiem na rękę...
Odsunął się gwałtownie.
- O czym ty mówisz? - nawet nie zauważyłem jak bardzo się rumienię. Nie powiedziałem ani słowa. Po prostu przysunąłem się bliżej i go pocałowałem. Był zszokowany. Siedział i patrzył na mnie.
- Przepraszam...
Wtedy się ocknął.
- Za co?
- No za to. - mówiłem coraz ciszej.
- Powinienem ci raczej za to dziękować.
- Co? Jak to?
- Wiesz jak długo na to czekałem?
- Na to aż cię pocałuje? Przecież już raz to zrobiliśmy...
- Na to aż się szczęśliwie zakocham.
- Czyli ty też..? - byłem przeszczęśliwy. Wtuliłem się w niego mocno.
- Oh, nawet nie wiesz jak bardzo. - pocałował mnie czule w usta. Zacząłem oddawać pocałunek, sprawiając że nabierał on namiętności. Złapał za guzik od mojej koszuli i odpiął go. Potem kolejne. Wodził dłonią po moim torsie co chwilę lekko ściskając moje sutki. Rozpiąłem powoli jego bluzę, następnie zdjąłem koszulkę rzucając ją gdzieś na bok. Dae ściągnął mi spodnie razem z bokserkami i sięgnął po jakiś krem stojący na szafce obok łóżka. Wylał odrobinę na palce i wsunął jeden delikatnie we mnie. Bolało, ale znośnie. Zacisnąłem wargi żeby nie wydać z siebie żadnego odgłosu. Następnie wsunął drugi. Bolało bardziej, jednak nadal powstrzymywałem się żeby nie jęknąć z bólu. Obrócił mnie na brzuch, ściągnął spodnie i wylał trochę kremu na swojego penisa, wmasował go i wszedł we mnie powoli. Zacisnąłem ręce na kołdrze i jęknąłem przeciągle. Daehyun, przytrzymując mnie za biodra, poruszał się coraz szybciej. Bolało okropnie, jednak uczucie którego doznałem po chwili było przecudowne i nie do opisania. Po tym gdy oboje doszliśmy, Daehyun położył się koło mnie, objął, pocałował w czoło i szepnął "kocham cię". Leżeliśmy tak chwilę patrząc sobie w oczy. Jednak żaden z nas nie chciał ich zamknąć i w końcu zasnąć.
- Chodźmy już spać.
- Dobrze.
Daehyun zamknął oczy a ja leżałem patrząc na niego i myśląc o tym jak słodko wygląda gdy śpi. Pogłaskałem go po głowie.
- Youngjae? - mruknął cicho.
- Nie mogę zasnąć.
Wtedy zrobił coś niesamowicie uroczego. Zaczął śpiewać mi kołysankę. Oh, on był wspaniały.
- Dziękuję. Kocham cię. - przytuliłem go i zasnąłem.
Kolejne dni i tygodnie mijały nam cudownie. Nie mogło mnie spotkać nic wspanialszego. Nie posiadałem się ze szczęścia. W szkole zachowaliśmy jednak przyjacielskie stosunki. Przecież mogłaby wyniknąć z tego jakaś nie fajna sytuacja. Ludzie potrafią być okrutni. Po szkole jednak spotykaliśmy się i zachowywaliśmy jak normalna para. I te chwile były wspaniałe. Cieszyły mnie najmniejsze rzeczy które robiliśmy razem. Jednak nic, co było tak wspaniałe nie może trwać nieprzerwanie idealnie. Pewnego razu poszliśmy razem coś zjeść, a potem do parku w którym było przepięknie. Byłem zachwycony. Stanąłem na chwilę przy jakimś drzewie gapiąc się na spadające z niego płatki kwiatów. Daehyun podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Podoba ci się?
- Bardzo.
Nie zważając na to że jest tu pełno ludzi, po prostu mnie pocałował. Potem złapał mnie za rękę i odprowadził do domu. Wszystko byłoby cudownie gdyby nie kolejny dzień w szkole. Przyszliśmy normalnie do szkoły, jednak każdy dziwnie na nas patrzył. Nie rozumiałem o co chodzi. Popatrzyłem na Daehyuna, łapiąc go za rękaw, ale on był tak samo zaskoczony. Zacząłem się niepokoić. Spojrzałem na jedną z dziewczyn z naszej klasy. Trzymała w ręku telefon i patrzyła raz na ekran, raz na nas, z miną jakbyśy jej wymordowali pół rodziny.
- Wiesz może o co chodzi? - przeraziła się gdy do niej zagadałem. Pokazała nam zdjęcie na którym na którym wyraźnie byliśmy my. Niby nic takiego, zwykłe zdjęcie, gdyby nie fakt że całuje się na nim z Daehyunem. Przeraziłem się.
- Skąd to masz? - wręcz krzyknął Dae.
Równie wystraszona co ja, uciekła do łazienki.
- Co jeżeli ktoś jeszcze to widział?
- Wszyscy widzieli - odpowiedział mi ten sam koleś który kazał wtedy Daehyunowi mnie pocałować.
- Jak to?
- Każdy dostał te zdjęcie.
Nie chciałem słyszeć więcej. Wybiegłem ze szkoły. Chyba pierwszy raz udało mi się biec aż tak szybko. Mimo tego że przez łzy nieustannie cisnące mi się do oczu ledwo co widziałem drogę, w mgnieniu oka znalazłem się w domu. W moim ciepłym łóżku.
Okryłem się kołdrą i bijąc się z myślami, płakałem. To wszystko nie dawało mi spokoju. Załamałem się. Nie wiem nawet co takiego popchnęło mnie do tego co zrobiłem potem. Wyszedłem do łazienki i zamykając za sobą drzwi osunąłem się po nich w dół. Po chwili leżałem zamoczony po szyję w gorącej wodzie. Myślałem że kąpiel w jakiś sposób pomoże. Nie wiedziałem co teraz robić. Przecież wszyscy to widzieli. Jestem skończony. Zauważyłem gdzieś na półce wymienne żyletki do maszynki. Wziąłem jedną, chwile się jej przyglądałem a po chwili przejechałem lekko po ręce, bolało ale nie tak bardzo jak myślałem. Chciałem poczuć ulge, dalej jeździłem żyletką po ręce. Spojrzałem na moje żyły, przyłożyłem ostre narzędzie i dociskając przejechałem wzdłuż nich. Zaczęła mi lecieć krew, coraz bardziej i bardziej. Zanurzyłem krwawiącą rękę w wodzie i zamknąłem oczy. Jedyne o czym teraz myślałem to śmierć.
Nie mogłem się ruszyć. Czy ja umarłem?
- Youngjae?
Chyba jednak nie skoro słyszę moje imię. W dodatku od kogoś, od kogo lubiłem słyszeć je najbardziej.
- Daehyun? Gdzie ja jestem?
- W szpitalu. - nachylił się nade mną i dopiero wtedy zobaczyłem jego czerwone, zapłakane oczy.
- Wszystko w porządku? - spytałem.
- Teraz już tak - uśmiechnął się, jednak nadal płakał. - a jak się czujesz?
- Trochę słabo, ale nie jest tragiczne. Jak długo już tu jestem?
- Od wczoraj.
- A ty?
- Też od wczoraj. Odkąd wezwałem karetkę.
- Czyli to ty mnie znalazłeś?
- Na szczęście tak.
- Dziękuję - Byłem mu na prawdę wdzięczny. Chciałem podnieść się i wtulić się w niego. Poczuć ciepło jego ciała. Jednak byłem za słaby. - i przepraszam.
- Za co?
- Za to że siedziałeś tu, martwiąc się o mnie. Jestem strasznym idiotą.
- Nie mów tak. Wiesz? Rok temu chciałem zrobić to samo. Jednak coś mnie powstrzymało.
- Co takiego?
- Pomyślałem wtedy że zmarnowałbym szansę na to, że kiedyś znajdę kogoś z kim będę szczęśliwy. I znalazłem - mimo tego jak bardzo cieszyłem się słysząc to, odwróciłem głowę w bok i zacząłem płakać.
- Czemu płaczesz?
Przez chwilę nie mogłem nic powiedzieć. Leżałem, dalej płacząc. Daehyun złapał mnie za rękę.
- Jae?
- Bo... przez to że jestem tak durnym egoistą, mogłem cię stracić.
- Przestań. Przecież najważniejsze że nic ci nie jest.
Znowu tylko płakałem. Tym razem ze szczęścia. On był wspaniały.
- Nie płacz już, proszę. Nie lubię tego
- Wybacz.
Przyłożył rękę do mojego policzka, po czym otarł łzy spływające z oczu. Nachylił się nade mną, pocałował w policzek i delikatnie przytulił. Nie wiem jakim cudem udało mi się unieść rękę i objąć go.
- Youngjae..
- Tak?
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, oppa.
Przez jakiś czas jeszcze siedział przytulony do mnie, jednak chwilę te musiała przerwać nam pielęgniarka z lekarzem.
- Przepraszam, czy mógłby pan wyjść? Musimy przeprowadzić badania.
- Dobrze. - pocałował mnie w usta i wyszedł. Ich mina była bezcenna. Po jakichś 20 minutach skończyli i zawołali z powrotem Daehyuna.
- Wszystko jak na razie jest w porządku. Jeżeli nic się nie zmieni za 2 dni będzie mógł opuścić szpital.
- Dobrze, dziękuję. - i wyszli.
- Daehyun?
- Tak Jae?
- Zostaniesz ze mną?
- Jasne. Zawsze. Na zawsze.
- Dziękuję.
Jakoś pół godziny później wpadła jak burza moja mama.
- Youngjae! Co się stało?!
- Mamo, opowiem ci wszystko jak wyjdę ze szpitala. Teraz nie mam siły.
- Dobrze. A jak się czujesz? Wszystko w porządku?
- Całkiem dobrze. Tak.
- A jak długo jeszcze tu zostaniesz?
- Lekarz mówił że może za dwa dni wyjdę.
- To wspaniale. Tylko, nie będę mogła tu z tobą zostać.
- Rozumiem, masz pracę i tak dalej. Daehyun ze mną zostanie.
- Dziękuje. Tylko, czy ty nie masz teraz szkoły?
- Youngjae jest ważniejszy.
Chwilę jeszcze z nami porozmawiała, zostawiła trochę jedzenia które kupiła dla mnie i żegnając się wyszła.
- Nie wiem czy będę mógł jej o wszystkim powiedzieć.
- Dasz radę.
- Nie wiem. Ale nawet gdyby mi się udało, nie mam pojęcia jak ona to przyjmie. Jak będzie zła?
- Dlaczego miałaby być? Ty nie zrobiłeś nic złego.
- Ale może być zła o to, że chciałem ją zostawić samą. Ona się bardzo dla mnie stara.
- Nie martw się o to. Twoja mama na pewno cię zrozumie.
- Mam nadzieję.
- Nie przejmuj się tym. Teraz śpij, musisz odpoczywać.
- Dobrze. - zasnąłem, jednak cały czas czułem że jest blisko mnie. Gdy się obudziłem cały czas siedział w tym samym miejscu, trzymając mnie za rękę.
- Która jest godzina?
- Jakoś 3 w nocy.
- Dlaczego nadal nie śpisz?
- Nie mogę zasnąć.
- Idź spać. Ty też potrzebujesz odpoczynku.
- Okei. Dobranoc. - pocałował mnie w policzek i położył się na fotelu który stał obok.
Dwa dni później rzeczywiście wypisali mnie ze szpitala. Jednak musiałem na siebie uważać. Mama całkiem dobrze wszystko przyjęła. Na początku chciała wysłać mnie do psychologa ale zapewniłem ją że dam sobie radę. Zostałem jeszcze kilka dni w domu a Daehyun przychodził do mnie po szkole.
Któregoś dnia przyszedł wyraźnie podekscytowany. Podszedł do mojego łóżka i pocałował mnie w usta.
- Coś się stało?
- Nie, to nic takiego. A jak się czujesz?
- Dobrze.
- To świetnie.
Chwilę siedział tak, uśmiechając się do mnie.
- Dae?
- Tak?
- Co głupiego znowu zrobiłeś?
- Ja...w sumie...
- Mów.
- No dobra. Więc, spotkałem Minhyuka i tak jakoś od słowa do słowa... no po prostu mu przywaliłem.
- Że co?! - mimo braku sił, podniosłem się do siadu.
- No bo to wszystko jego wina.
- O czym ty mówisz?
- No bo on zrobił te zdjęcia i wysłał je wszystkim.
- Boże...
- Przez niego mogłeś zginąć. Nienawidzę go jeszcze bardziej.
- Ale przecież... eh, Daehyunnie. - wtuliłem się w niego. - ale nic takiego mi się nie stało.
- Ale mogło. A wtedy bym sobie tego nie wybaczył.
- A ja nie wybaczyłbym sobie gdyby coś stało się tobie. Przecież on i jego znajomi mogą ci coś zrobić.
- Spokojnie, nic mi nie zrobią.
- Jak to?
- Bo... pamiętasz o tym co ci mówiłem, że kleił się wtedy do każdego chłopaka na imprezie, nie?
- No tak, ale co to ma do rzeczy?
- Jedna z dziewczyn która tam była robiła mu zdjęcia. No i ja je wszystkie nadal mam. A on o tym wie i wie co mogę z nimi zrobić.
- Serio?
- Tak. Wiedziałem że kiedyś się na pewno przydadzą.
- Nawet bardzo. - przytuliłem go mocniej. - Hm, a co ze szkołą?
- Jak to co?
- Ja nie chcę tam wracać...
- Czemu nie?
- Oni wszyscy wiedzą... no i - złapałem go za koszulę - wolałbym spędzić cały ten czas z tobą.
- Wiem Jae, ja też. I wiesz co? - uniósł moją brodę do góry - Mógłbym spędzić z tobą całe moje życie.
Byłem przeszczęśliwy. Nigdy nie sądziłem że spotka mnie coś tak pięknego.
- Dlaczego płaczesz?
Byłem tak zapatrzony w jego, śliczne, brązowe oczy że nawet o tym nie wiedziałem. Zawstydziłem się i upadając na łóżko, schowałem moją zaczerwienioną i zapłakaną twarz w poduszce.
- Jae? Coś nie tak? - Daehyun kładąc się obok, szturchnął mnie w ramię.
Odwróciłem się w jego stronę.
- Dae... - zacząłem gładzic jego włosy.
- Tak?
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - wtuliłem się w niego mocno. Mógłbym tak leżeć całe wieki. Przy kimś kogo kochałem najbardziej na świecie.
- Najbardziej... - wymruczałem cicho i wręcz upajając się jego zapachem, zasnąłem.
~~~
A więc, wspomniany wyżej wpierdol z dedykacją dla Mayu. I, żeby nie było nieporozumień, specjalnie nazwał go 'oppa' bo uznałam że będzie to ukesiowe i słodkie :I dziękuje, dobranoc~ <3
- Kurde, nic ci nie jest? - wyciągnął do mnie rękę żeby pomóc mi wstać.
- Wszystko w porządku, tylko..moja sałatka...
- Odkupię ci ją!
- Nie trzeba.
- Ale to moja wina, chodź.
Poza sałatką dla mnie, kupił z 6 hamburgerów i duże frytki. On ma zamiar to wszystko zjeść?
- Może zjemy razem?
- E.. no dobrze.
Gdy zasiedliśmy do stolika, pierwszą rzeczą jaką zrobił było odpakowanie hamburgera. Nawet się nie przedstawił.
- Jestem Yoo Youngjae. - zacząłem nieśmiało i wyciągnąłem do niego dłoń.
- Wybacz, gdzie moje maniery...- powiedział koleś wycierający ręce brudne od sosu w koszulkę. No parodia. - Jestem Jung Daehyun. Chwila, czy my nie jesteśmy przypadkiem w jednej klasie?
Przyjrzałem mu się dokładniej. Rzeczywiście. Nawet siedziałem z nim raz na matematyce.
- Ano tak.
- A więc, jaką mamy teraz lekcję?
- Biologię. Będę musiał przeczytać mój referat. Tak szczerze, to się boję.
- Dlaczego? - przechylił głowę na bok, uśmiechając się.
- Bo coś może pójść nie tak.
- Wszystko będzie dobrze. A jeżeli się pomylisz, to co z tego? Każdemu może się zdarzyć.
W jakiś magiczny sposób jego zwykłe słowa niezwykle mi pomogły.
- Dziękuje.
- Za co?
- Już mi lepiej. Idziemy na lekcję?
- Jasne, tylko skończę tego hamburgera.
Jakim cudem zjadł to wszystko? Zaczęło mnie to wręcz fascynować. Zanim dotarliśmy pod salę, Daehyun spytał czy chcę z nim usiąść. No tak, to był ten chłopak którego nikt nie lubił. A przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Zgodziłem się. W końcu, do mnie także nie pałali sympatią. Z referatem poszło mi świetnie.
- Pójdźmy gdzieś po lekcjach!
- Dobra.
I tak zaczęła się nasza przyjaźń. Okazało się że mieszkamy blisko siebie. Dosłownie ulicę dalej. Po szkole także spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, bo odrabialiśmy razem lekcje. Tak było po prostu szybciej i lepiej. Z czasem doszłem do wniosku że jest moim pierwszym prawdziwym przyjacielem. Mogliśmy zawsze ze sobą pogadać o wszystkim. Do tego miał niesamowite poczucie humoru. Nie dało się z nim nudzić. Nie zrozumiałem dlaczego nikt w klasie go nie lubił. Nie pytałem go o to i nie miałem zamiaru.
Jednak pewnego dnia wszystko się wyjaśniło. Przed pierwszą lekcją grupka chłopaków z naszej klasy śmiała się z czegoś wspólnie, ciągle spoglądając na Daehyuna lub wskazując na niego palcem. Zaczęło mnie to irytować. Podszedłem do nich.
- O co wam chodzi?
- O patrz, pewnie będzie go bronił. - wszyscy zaczęli się smiać.- i tak pewnie nie wiesz co zdarzyło się rok temu, nie?
- Nie mam pojęcia. - spojrzałem na Dae który był jeszcze zaspany i zawstydzony siedział z opuszczoną głową.
- A więc Daehyunnie, opowiesz twojemu chłoptasiowi czy my mamy to zrobić?
- Zostawcie go. - Daehyun złapał mnie za rękaw i biegnąc zaciągnął mnie przed szkołę.
- O co chodzi? Jaki chłoptaś? Czy oni myślą że my...nie...
- Na prawdę chcesz wiedzieć?
- Tak.
- Ale proszę, nie opuszczaj mnie tak, jak zrobili to wszyscy.
- Ale dlaczego miałbym to robić?
- Jeżeli chcesz wiedzieć, chodź ze mną. Nie będziemy stać tak przed szkołą.
Po drodze do parku żaden z nas nie powiedział ani słowa. Dopiero gdy usiedliśmy na jednej z ławek Daehyun odezwał się.
- A więc, na początek wiedz że nie jest mi łatwo o tym mówić, ale jeżeli mam opowiadać to tobie to w porządku.
Zżerała mnie ciekawość, jednak nie pośpieszałem go.
- Wiesz już że nie zdałem, prawda?
- Tak, mówiłeś o tym.
- Rok temu przyjaźniłem się z chłopakiem który nazywał się Minhyuk. Był wtedy w pierwszej klasie. Świetnie się dogadywaliśmy. I spędzaliśmy dużo czasu razem, mimo że mieszkał dość daleko. Pewnego razu zaprosił mnie do kolegi na imprezę. Oczywiście nie odmówiłem mu. Schlał się do tego stopnia że zaczął podrywać wszystkich równie schlanych chłopaków dookoła. Wkurzyło mnie to więc odciągałem go od nich. Gdy odsuwałem go od kolejnego gościa, obrócił się tak że upadłem na plecy i wtedy mnie pocałował. Kolejnego dnia spotkałem się z nim gdzieś w tym parku. Myślałem że skoro mnie pocałował to on może też był we mnie zakochany. Tak, kochałem go. Jednak po tym co zrobił później, znienwidziłem go. Wyznałem mu że jest dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Jednak fantazja zbytnio mnie poniosła. On po prostu wyśmiał mnie prosto w twarz i powiedział 'Głupi pedał! Myślałem że byliśmy przyjaciółmi a ty trzymałeś się blisko mnie żeby mieć lepszy widok na mój tyłek. A po tym co powiedziałeś, to ludzie mi będą wierzyć i wyjdzie na to że to ty kleiłeś się do każdego gościa na imprezie. Okrutne? Ty i tak jesteś gorszy'. Chciałem go wtedy po prostu zabić. Jednak odszedł zanim się obejrzałem. Życzyłem mu najgorszego. Nadal tak samo go nienawidzę. Jak można winić kogoś za to że się zakochał? - kończąc był bliski płaczu i wyraźnie zły. Przytuliłem Daehyuna gładząc go ręką po plecach.
- Nie wiem. Tacy ludzie nie są normalni.
- Wiesz, myślałem że teraz po prostu uciekniesz i nigdy więcej się do mnie nie odezwiesz.
- Nie jestem aż tak głupi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
- I nie przejmuj się nimi wszystkimi. Po prostu ich olej.
Kolejnego dnia oboje poszliśmy do szkoły. Tamci się pewnie tego nie spodziewali. Jednak musieli się odezwać gdy spotkaliśmy ich w łazience.
- Jak tam Daehyun, opowiedziałeś swojemu chłopakowi o wszystkim?
- On nie jest moim chłopakiem. A jak tam ty i Minhyuk? Zrobiliście to już? - uśmiechnął się szyderczo. Uwielbiałem gdy zaczynał denerwować ludzi. A miał do tego niezwykły talent.
- Patrz jaki wyszczekany. Twój chłoptaś też jest taki?
- Jaki mój chłoptaś? O czym ty mówisz?
- Przecież wy jesteście razem. Wszyscy to wiedzą. - oboje spojrzeliśmy na siebie wybuchając śmiechem.
- Dojebałeś.
- A więc udowodnij to że nie jesteście razem.
- Ciekawe jak? Mam ci przynieść pisemko sądowe że mam wpisane w metryce 'kawaler'?
- Nie, idioto. Pocałuj go.
- Co?! Jesteś nienormalny. Niby w jaki sposób to ma udowodnić że nie jesteśmy razem?
- Jeżeli go nie pocałujesz to będzie znaczyło że chcecie ukrywać swój związek na wszystkie możliwe sposoby. A jeżeli to zrobisz to będzie wiadomo że to tylko po to aby nam udowodnić że nie jesteście razem.
- Yaoista, nie wiedziałem. Twój argument jest idiotyczny, no ale jeżeli życzysz sobie fanservice'u to proszę.- przyciągnął mnie za koszulkę do siebie i szybko pocałował.
- Szczęśliwy? Podniecony? Jak tak to dzwoń po chłopaka. Na razie! - machnął ręką i wyszliśmy z łazienki.
Po szkole jak zwykle zrobiliśmy razem stertę prac domowych a potem wybraliśmy się na spacer.
- Hej Jae, nie jesteś zły, prawda?
- Czemu miałbym być?
- Dlatego że cię pocałowałem.
- Jesteś głupi. Przecież to nic takiego.
- Ah, no tak.
Wróciliśmy do domu i jak co piątek siedzieliśmy w moim pokoju rozmawiając. Jednak on cały czas wydawał się przygnębiony. Po pewnym czasie nie mogłem już tego znieść.
- Co się stało?
- Nic.
- Jasne. Przecież zachowujesz się jakby ci matkę i ojca zabili.
- Czyli jak?
- No.. tak!
- Wydaje ci się.
Złapałem jego twarz w obie ręce, tak żeby patrzył mi prosto w oczy.
- Na pewno?
Odetchnął ciężko.
- Nie, nie jest dobrze.
- To co się stało?
- Głupio mi się do tego przyznać.
- Powiedz.
- Po prostu boje się że zaczniesz myśleć jak tamci idioci, że kiedyś będę myślał o tobie w ten sposób a ty wystraszysz się i mnie zostawisz. - spuścił głowę w dół mówiąc cicho - A ja nie chce cię stracić.
- Zwariowałeś? Nigdy cie nie opuszcze.
- Na prawdę?
- Tak. Chodźby nie wiem co.
Rzucił mi się na szyję i szepnął do ucha
- Nawet gdybym się w tobie zakochał?
- Wiesz, to byłoby mi całkiem na rękę...
Odsunął się gwałtownie.
- O czym ty mówisz? - nawet nie zauważyłem jak bardzo się rumienię. Nie powiedziałem ani słowa. Po prostu przysunąłem się bliżej i go pocałowałem. Był zszokowany. Siedział i patrzył na mnie.
- Przepraszam...
Wtedy się ocknął.
- Za co?
- No za to. - mówiłem coraz ciszej.
- Powinienem ci raczej za to dziękować.
- Co? Jak to?
- Wiesz jak długo na to czekałem?
- Na to aż cię pocałuje? Przecież już raz to zrobiliśmy...
- Na to aż się szczęśliwie zakocham.
- Czyli ty też..? - byłem przeszczęśliwy. Wtuliłem się w niego mocno.
- Oh, nawet nie wiesz jak bardzo. - pocałował mnie czule w usta. Zacząłem oddawać pocałunek, sprawiając że nabierał on namiętności. Złapał za guzik od mojej koszuli i odpiął go. Potem kolejne. Wodził dłonią po moim torsie co chwilę lekko ściskając moje sutki. Rozpiąłem powoli jego bluzę, następnie zdjąłem koszulkę rzucając ją gdzieś na bok. Dae ściągnął mi spodnie razem z bokserkami i sięgnął po jakiś krem stojący na szafce obok łóżka. Wylał odrobinę na palce i wsunął jeden delikatnie we mnie. Bolało, ale znośnie. Zacisnąłem wargi żeby nie wydać z siebie żadnego odgłosu. Następnie wsunął drugi. Bolało bardziej, jednak nadal powstrzymywałem się żeby nie jęknąć z bólu. Obrócił mnie na brzuch, ściągnął spodnie i wylał trochę kremu na swojego penisa, wmasował go i wszedł we mnie powoli. Zacisnąłem ręce na kołdrze i jęknąłem przeciągle. Daehyun, przytrzymując mnie za biodra, poruszał się coraz szybciej. Bolało okropnie, jednak uczucie którego doznałem po chwili było przecudowne i nie do opisania. Po tym gdy oboje doszliśmy, Daehyun położył się koło mnie, objął, pocałował w czoło i szepnął "kocham cię". Leżeliśmy tak chwilę patrząc sobie w oczy. Jednak żaden z nas nie chciał ich zamknąć i w końcu zasnąć.
- Chodźmy już spać.
- Dobrze.
Daehyun zamknął oczy a ja leżałem patrząc na niego i myśląc o tym jak słodko wygląda gdy śpi. Pogłaskałem go po głowie.
- Youngjae? - mruknął cicho.
- Nie mogę zasnąć.
Wtedy zrobił coś niesamowicie uroczego. Zaczął śpiewać mi kołysankę. Oh, on był wspaniały.
- Dziękuję. Kocham cię. - przytuliłem go i zasnąłem.
Kolejne dni i tygodnie mijały nam cudownie. Nie mogło mnie spotkać nic wspanialszego. Nie posiadałem się ze szczęścia. W szkole zachowaliśmy jednak przyjacielskie stosunki. Przecież mogłaby wyniknąć z tego jakaś nie fajna sytuacja. Ludzie potrafią być okrutni. Po szkole jednak spotykaliśmy się i zachowywaliśmy jak normalna para. I te chwile były wspaniałe. Cieszyły mnie najmniejsze rzeczy które robiliśmy razem. Jednak nic, co było tak wspaniałe nie może trwać nieprzerwanie idealnie. Pewnego razu poszliśmy razem coś zjeść, a potem do parku w którym było przepięknie. Byłem zachwycony. Stanąłem na chwilę przy jakimś drzewie gapiąc się na spadające z niego płatki kwiatów. Daehyun podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Podoba ci się?
- Bardzo.
Nie zważając na to że jest tu pełno ludzi, po prostu mnie pocałował. Potem złapał mnie za rękę i odprowadził do domu. Wszystko byłoby cudownie gdyby nie kolejny dzień w szkole. Przyszliśmy normalnie do szkoły, jednak każdy dziwnie na nas patrzył. Nie rozumiałem o co chodzi. Popatrzyłem na Daehyuna, łapiąc go za rękaw, ale on był tak samo zaskoczony. Zacząłem się niepokoić. Spojrzałem na jedną z dziewczyn z naszej klasy. Trzymała w ręku telefon i patrzyła raz na ekran, raz na nas, z miną jakbyśy jej wymordowali pół rodziny.
- Wiesz może o co chodzi? - przeraziła się gdy do niej zagadałem. Pokazała nam zdjęcie na którym na którym wyraźnie byliśmy my. Niby nic takiego, zwykłe zdjęcie, gdyby nie fakt że całuje się na nim z Daehyunem. Przeraziłem się.
- Skąd to masz? - wręcz krzyknął Dae.
Równie wystraszona co ja, uciekła do łazienki.
- Co jeżeli ktoś jeszcze to widział?
- Wszyscy widzieli - odpowiedział mi ten sam koleś który kazał wtedy Daehyunowi mnie pocałować.
- Jak to?
- Każdy dostał te zdjęcie.
Nie chciałem słyszeć więcej. Wybiegłem ze szkoły. Chyba pierwszy raz udało mi się biec aż tak szybko. Mimo tego że przez łzy nieustannie cisnące mi się do oczu ledwo co widziałem drogę, w mgnieniu oka znalazłem się w domu. W moim ciepłym łóżku.
Okryłem się kołdrą i bijąc się z myślami, płakałem. To wszystko nie dawało mi spokoju. Załamałem się. Nie wiem nawet co takiego popchnęło mnie do tego co zrobiłem potem. Wyszedłem do łazienki i zamykając za sobą drzwi osunąłem się po nich w dół. Po chwili leżałem zamoczony po szyję w gorącej wodzie. Myślałem że kąpiel w jakiś sposób pomoże. Nie wiedziałem co teraz robić. Przecież wszyscy to widzieli. Jestem skończony. Zauważyłem gdzieś na półce wymienne żyletki do maszynki. Wziąłem jedną, chwile się jej przyglądałem a po chwili przejechałem lekko po ręce, bolało ale nie tak bardzo jak myślałem. Chciałem poczuć ulge, dalej jeździłem żyletką po ręce. Spojrzałem na moje żyły, przyłożyłem ostre narzędzie i dociskając przejechałem wzdłuż nich. Zaczęła mi lecieć krew, coraz bardziej i bardziej. Zanurzyłem krwawiącą rękę w wodzie i zamknąłem oczy. Jedyne o czym teraz myślałem to śmierć.
Nie mogłem się ruszyć. Czy ja umarłem?
- Youngjae?
Chyba jednak nie skoro słyszę moje imię. W dodatku od kogoś, od kogo lubiłem słyszeć je najbardziej.
- Daehyun? Gdzie ja jestem?
- W szpitalu. - nachylił się nade mną i dopiero wtedy zobaczyłem jego czerwone, zapłakane oczy.
- Wszystko w porządku? - spytałem.
- Teraz już tak - uśmiechnął się, jednak nadal płakał. - a jak się czujesz?
- Trochę słabo, ale nie jest tragiczne. Jak długo już tu jestem?
- Od wczoraj.
- A ty?
- Też od wczoraj. Odkąd wezwałem karetkę.
- Czyli to ty mnie znalazłeś?
- Na szczęście tak.
- Dziękuję - Byłem mu na prawdę wdzięczny. Chciałem podnieść się i wtulić się w niego. Poczuć ciepło jego ciała. Jednak byłem za słaby. - i przepraszam.
- Za co?
- Za to że siedziałeś tu, martwiąc się o mnie. Jestem strasznym idiotą.
- Nie mów tak. Wiesz? Rok temu chciałem zrobić to samo. Jednak coś mnie powstrzymało.
- Co takiego?
- Pomyślałem wtedy że zmarnowałbym szansę na to, że kiedyś znajdę kogoś z kim będę szczęśliwy. I znalazłem - mimo tego jak bardzo cieszyłem się słysząc to, odwróciłem głowę w bok i zacząłem płakać.
- Czemu płaczesz?
Przez chwilę nie mogłem nic powiedzieć. Leżałem, dalej płacząc. Daehyun złapał mnie za rękę.
- Jae?
- Bo... przez to że jestem tak durnym egoistą, mogłem cię stracić.
- Przestań. Przecież najważniejsze że nic ci nie jest.
Znowu tylko płakałem. Tym razem ze szczęścia. On był wspaniały.
- Nie płacz już, proszę. Nie lubię tego
- Wybacz.
Przyłożył rękę do mojego policzka, po czym otarł łzy spływające z oczu. Nachylił się nade mną, pocałował w policzek i delikatnie przytulił. Nie wiem jakim cudem udało mi się unieść rękę i objąć go.
- Youngjae..
- Tak?
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, oppa.
Przez jakiś czas jeszcze siedział przytulony do mnie, jednak chwilę te musiała przerwać nam pielęgniarka z lekarzem.
- Przepraszam, czy mógłby pan wyjść? Musimy przeprowadzić badania.
- Dobrze. - pocałował mnie w usta i wyszedł. Ich mina była bezcenna. Po jakichś 20 minutach skończyli i zawołali z powrotem Daehyuna.
- Wszystko jak na razie jest w porządku. Jeżeli nic się nie zmieni za 2 dni będzie mógł opuścić szpital.
- Dobrze, dziękuję. - i wyszli.
- Daehyun?
- Tak Jae?
- Zostaniesz ze mną?
- Jasne. Zawsze. Na zawsze.
- Dziękuję.
Jakoś pół godziny później wpadła jak burza moja mama.
- Youngjae! Co się stało?!
- Mamo, opowiem ci wszystko jak wyjdę ze szpitala. Teraz nie mam siły.
- Dobrze. A jak się czujesz? Wszystko w porządku?
- Całkiem dobrze. Tak.
- A jak długo jeszcze tu zostaniesz?
- Lekarz mówił że może za dwa dni wyjdę.
- To wspaniale. Tylko, nie będę mogła tu z tobą zostać.
- Rozumiem, masz pracę i tak dalej. Daehyun ze mną zostanie.
- Dziękuje. Tylko, czy ty nie masz teraz szkoły?
- Youngjae jest ważniejszy.
Chwilę jeszcze z nami porozmawiała, zostawiła trochę jedzenia które kupiła dla mnie i żegnając się wyszła.
- Nie wiem czy będę mógł jej o wszystkim powiedzieć.
- Dasz radę.
- Nie wiem. Ale nawet gdyby mi się udało, nie mam pojęcia jak ona to przyjmie. Jak będzie zła?
- Dlaczego miałaby być? Ty nie zrobiłeś nic złego.
- Ale może być zła o to, że chciałem ją zostawić samą. Ona się bardzo dla mnie stara.
- Nie martw się o to. Twoja mama na pewno cię zrozumie.
- Mam nadzieję.
- Nie przejmuj się tym. Teraz śpij, musisz odpoczywać.
- Dobrze. - zasnąłem, jednak cały czas czułem że jest blisko mnie. Gdy się obudziłem cały czas siedział w tym samym miejscu, trzymając mnie za rękę.
- Która jest godzina?
- Jakoś 3 w nocy.
- Dlaczego nadal nie śpisz?
- Nie mogę zasnąć.
- Idź spać. Ty też potrzebujesz odpoczynku.
- Okei. Dobranoc. - pocałował mnie w policzek i położył się na fotelu który stał obok.
Dwa dni później rzeczywiście wypisali mnie ze szpitala. Jednak musiałem na siebie uważać. Mama całkiem dobrze wszystko przyjęła. Na początku chciała wysłać mnie do psychologa ale zapewniłem ją że dam sobie radę. Zostałem jeszcze kilka dni w domu a Daehyun przychodził do mnie po szkole.
Któregoś dnia przyszedł wyraźnie podekscytowany. Podszedł do mojego łóżka i pocałował mnie w usta.
- Coś się stało?
- Nie, to nic takiego. A jak się czujesz?
- Dobrze.
- To świetnie.
Chwilę siedział tak, uśmiechając się do mnie.
- Dae?
- Tak?
- Co głupiego znowu zrobiłeś?
- Ja...w sumie...
- Mów.
- No dobra. Więc, spotkałem Minhyuka i tak jakoś od słowa do słowa... no po prostu mu przywaliłem.
- Że co?! - mimo braku sił, podniosłem się do siadu.
- No bo to wszystko jego wina.
- O czym ty mówisz?
- No bo on zrobił te zdjęcia i wysłał je wszystkim.
- Boże...
- Przez niego mogłeś zginąć. Nienawidzę go jeszcze bardziej.
- Ale przecież... eh, Daehyunnie. - wtuliłem się w niego. - ale nic takiego mi się nie stało.
- Ale mogło. A wtedy bym sobie tego nie wybaczył.
- A ja nie wybaczyłbym sobie gdyby coś stało się tobie. Przecież on i jego znajomi mogą ci coś zrobić.
- Spokojnie, nic mi nie zrobią.
- Jak to?
- Bo... pamiętasz o tym co ci mówiłem, że kleił się wtedy do każdego chłopaka na imprezie, nie?
- No tak, ale co to ma do rzeczy?
- Jedna z dziewczyn która tam była robiła mu zdjęcia. No i ja je wszystkie nadal mam. A on o tym wie i wie co mogę z nimi zrobić.
- Serio?
- Tak. Wiedziałem że kiedyś się na pewno przydadzą.
- Nawet bardzo. - przytuliłem go mocniej. - Hm, a co ze szkołą?
- Jak to co?
- Ja nie chcę tam wracać...
- Czemu nie?
- Oni wszyscy wiedzą... no i - złapałem go za koszulę - wolałbym spędzić cały ten czas z tobą.
- Wiem Jae, ja też. I wiesz co? - uniósł moją brodę do góry - Mógłbym spędzić z tobą całe moje życie.
Byłem przeszczęśliwy. Nigdy nie sądziłem że spotka mnie coś tak pięknego.
- Dlaczego płaczesz?
Byłem tak zapatrzony w jego, śliczne, brązowe oczy że nawet o tym nie wiedziałem. Zawstydziłem się i upadając na łóżko, schowałem moją zaczerwienioną i zapłakaną twarz w poduszce.
- Jae? Coś nie tak? - Daehyun kładąc się obok, szturchnął mnie w ramię.
Odwróciłem się w jego stronę.
- Dae... - zacząłem gładzic jego włosy.
- Tak?
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - wtuliłem się w niego mocno. Mógłbym tak leżeć całe wieki. Przy kimś kogo kochałem najbardziej na świecie.
- Najbardziej... - wymruczałem cicho i wręcz upajając się jego zapachem, zasnąłem.
~~~
A więc, wspomniany wyżej wpierdol z dedykacją dla Mayu. I, żeby nie było nieporozumień, specjalnie nazwał go 'oppa' bo uznałam że będzie to ukesiowe i słodkie :I dziękuje, dobranoc~ <3
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)