niedziela, 25 stycznia 2015

Would you hold my hand and never let it go? (Jren)

Chuseok. Święto które zwykle spędza się z rodziną, lub na festiwalach. A ja jak zwykle byłem sam. Przestałem się już tym przejmować, jednakże mówię o tym bo właśnie wtedy stało się coś niezwykłego.
Znudziło mi się kilkugodzinne oglądanie telewizji, więc postanowiłem wyjść na spacer. Było już ciemno. Liczyłem na to że chociaż pooglądam fajerwerki. Poszedłem w moje ulubione miejsce, czyli kamienna płyta pod drzewem przy rzece. Nocą było tu naprawdę ślicznie. Gdy położyłem się i spojrzałem w górę przez liście drzewa było widać migoczące gwiazdy, a teraz nawet sztuczne ognie. I księżyc. Nagle mnie olśniło. Przypomniałem sobie jak w dzieciństwie, właśnie w Chuseok, wypowiadałem pod księżycem życzenia. Żadne nigdy się nie spełniło, ale coś popchnęło mnie do tego by spróbować jeszcze raz. Rozejrzałem się dookoła. Nikogo nie spostrzegłem. Usiadłem, spojrzałem na księżyc w pełni i przyglądałem mu się dłuższą chwilę. Pomyślałem o tym jak bardzo oszukiwałem sam siebie. Wmawiałem sobie że bycie samotnym mi pasuje, że jest mi dobrze. Jednak w głębi siebie czułem się okropnie będąc sam. Zamknąłem oczy, złączyłem dłonie kładąc je na kolanach i wypowiedziałem "Nie chcę więcej żyć sam". Otworzyłem oczy. Oczywiście wiedziałem że tak nagle nie zjawi się przede mną ktoś, kto postanowi się ze mną zaprzyjaźnić, ale czułem niezłomną wiarę w to że moje życzenie się spełni. Cieszyło mnie to. Chciałem już wrócić do domu by jak najszybciej nadszedł kolejny dzień. Poszedłem do mieszkania, szybko umyłem się i wszedłem do łóżka. Dłuższą chwilę nie mogłem zasnąć jednak udało mi się. Miałem sen, z którego głównie pamiętam osobę ze skrzydłami, blond włosami i w białej szacie. Ludzie zwykli nazywać takie postacie aniołami, jednak ja nie wierzyłem w takie rzeczy. Obudziło mnie coś, co świeciło niesamowitym blaskiem. Ledwo mogłem otworzyć oczy. Jakby ktoś zesłał słońce wprost przed moje okno. Gdy świeciło coraz mnej usiadłem na łóżku i zobaczyłem kogoś, siedzącego na moim łóżku. To był właśnie moment życia, gdzie zwykle w filmach akcja prawie się zatrzymuje, tłum ludzi przestaje obchodzić bohatera i widzi tylko tą jedną, jedyną osobę. Tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia. Chwilę jeszcze przyglądałem się dziewczynce siedzącej na końcu łóżka. Była przeurocza.
- Umm, witaj. Kim jesteś?
- Nazywam się Ren. - tak jak sądziłem miała także śliczny głos.
- Miło mi cię poznać. Zanim zacznę pytać, jak udało ci się tu wejść i tak dalej... po prostu muszę ci powiedzieć że jesteś piękna.
- Jak już to piękny. Jesteś ślepy czy głupi?
Zatkało mnie.
- Oh, wybacz. Myślałem że jesteś dziewczyną. Masz długie włosy i taką dziewczęcą twarz...
- Dobra, wybaczę ci. Nie jesteś pierwszą osobą która się pomyliła.
- Dobrze, więc... jak się tu dostałeś?
- Po prostu się pojawiłem. Zgodnie z twoim życzeniem.
- Że co? Ale... jak?
- Chciałeś nie być sam, więc jestem.
- A skąd tu przybyłeś?
- Sam nie wiem, to dziwne miejsce. Zdecydowanie wolę być tutaj.
- Dobrze. Ale... czemu akurat ty?
- Pamiętasz kamienną płytę na której siedziałeś wymawiając życzenie?
- Tak.
- To mój grób.
Zatkało mnie dwa razy bardziej.
- Więc ty... Oh, wybacz. Teraz jesteś duchem czy coś w tym stylu?
- No.. tak.
Byłem ciekawy. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę. Rzeczywiście. Nie mogłem go dotknąć.
- Ah, nie rób tak. To dziwne uczucie.
- Przepraszam. Chciałem tylko sprawdzić czy nie kłamiesz.
- Nie potrafię kłamać.
- Naprawdę?
- Tak.
- Umm, a jest jakiś sposób byś znowu mógł żyć jako człowiek?
- Tak właściwie... Chuseok jeszcze trwa. Gdybyś znowu wypowiedział życzenie mogłoby się spełnić.
- Tak? A mam jakąś pewność że zadziała?
- Wiesz, gdy czegoś bardzo pragniesz jest duże prawdopodobieństwo że się uda.
- Rozumiem.
Nie mogłem się doczekać wieczora. Jednak dość szybko minął mi czas dzięki rozmawianiu z Renem. Nim się obejrzałem było już ciemno.
- Um, a czy wszyscy ludzie cię teraz widzą?
- Tylko ty.
- Ah, dobrze.
Gdy szedłem ulicą nie odezwałem się do Rena. Wyglądałbym głupio i tak, jakbym mówił sam do siebie. Jednak nie wytrzymywałem gdy patrzył ciągle na mnie a potem się odezwał.
- Dlaczego nic nie mówisz?
- Um, sam nie wiem.
- Ah, okej.
- Tak się zastanawiałem... Ren to twoje prawdziwe imię?
- Tam tak. Nie pamiętam jak nazywałem się będąc tu na ziemi.
- Może będzie jakiś napis na tamtej płycie? Nigdy wcześniej się jej nie przyglądałem.
- Możemy sprawdzić.
- Dobrze.
Dotarliśmy na miejsce. Najpierw sprawdziłem nagrobek. Rzeczywiście był tam napis. Nazywał się Choi Minki, słodko. Ktoś, kto ma w sobie tyle uroku musi mieć równie urocze imię.
- Wiesz, trochę głupio mi teraz tu siadać wiedząc że to twój grób.
- Śmiało. Ostatnio to właśnie tutaj ci się udało...więc może tym razem też wyjdzie.
- Mam nadzieję.
Usiadłem obok Rena i tak jak wtedy spojrzałem na księżyc, zamknąłem oczy i wypowiedziałem życzenie. "Chciałbym by Ren znowu stał się człowiekiem. By znowu był Choi Minkim". Otworzyłem oczy. Nie było go obok. Poczułem się znowu tak bardzo samotny. Znowu tak źle jak wczesniej. Nie. Gorzej. Przecież straciłem moją pierwszą miłość. Zacząłem wołać jego imię. Nadal się nie pojawiał. Pobiegłem do domu. Wręcz panikując zacząłem szukać go wszędzie i biegać po całym mieszkaniu. Gdy wbiegłem do sypialni ujrzałem kogoś śpiącego w moim łóżku. Uspokoiłem się. To ta sama blond czuprynka. Podszedłem bliżej i chciałem sprawdzić czy mi się udało. Zacząłem się denerwować. Wyciągnąłem dłoń i zamknąłem oczy. Przesuwałem ją powoli gdy nagle poczułem ciepło pod palcami. Udało mi się. Naprawdę się udało. Nigdy wczesniej nie byłem tak szczęśliwy.
- Oh, Minki... - położyłem się obok, przykryłem nas kołdrą i wtulając się w niego zasnąłem.
Rano gdy się obudziłem, obok łóżka stał Minki owinięty jedynie kołdrą. Wpatrywał się we mnie z przerażeniem.
- Minki... coś nie tak?
- Gdzie ja jestem? I dlaczego się tak do mnie zwracasz, prostaku?
- A jak mam ci mówić?
- Może tak łaskawie wasza wysokość?
- Że co?
- Przecież jestem księciem.
- Minki słonko, jest dwudziesty pierwszy wiek. Nie mamy księcia w Korei.
- Ale dlaczego? Co się stało? To wszystko jest takie dziwne...
- Mam ci teraz opowiadać historię Korei?
- Nie. Dlaczego tu jestem?
- Byłeś moim życzeniem na Chuseok. Dzięki temu udało ci się wrócić na ziemię.
- Naprawdę? - rozejrzał się po pokoju. Dostrzegł okno i do niego podbiegł.
- Ee, tak.
- Oooh, wszystko tak się zmieniło. Jak tu brzydko...
- Czy ja wiem...
- Zimno mi.
- Ah, no tak. Chodź, dam ci jakieś ubrania. Chcesz wziąć prysznic?
- A co to jest?
- Takie miejsce, gdzie z sufitu leci woda i tam się myjesz.
- Łoo, to musi być wspaniałe. Chce to zobaczyć. Prowadź sługusie!
- Ej, jestem Jonghyun i to że mam zamiar ci pomagać, nie znaczy że jestem twoim sługą.
- Jasne sł...Jonghyun.
- No. To chodź. - złapałem go za rękę i poprowadziłem do łazienki.
- Um, więc tu odkręcasz wodę, tu masz żel do kąpieli, tu szampon. Chyba dasz radę... ja pójdę poszukać ci jakieś ubrania.
- Czekaj - złapał mnie za koszulkę - nie dam rady. Zresztą, jestem przyzwyczajony do tego że ktoś mnie myje...
- Oh, dobrze. Ale... nie myśl że będę robił to zawsze... musisz nauczyć się żyć normalnie.
- Normalnie...
- Ah... dobra, poczekaj chwilę pójdę po ręcznik i ubrania.
Wróciłem po chwili trzymając w ręku moje stare ubrania. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- A gdzie reszta?
- Jaka reszta?
- No bo... to wygląda jak to co zwykle zakładam pod szaty.
- Ohh, wybacz ale nie mamy tu takich ubrań.
- Ale jak to?
- No tak... dobra, oddaj tą kołdrę i wejdź tam - wskazałem palcem na prysznic.
Odłożyłem kołdrę na kosz z praniem i zacząłem go myć. Na początku trochę się mnie bał, ale później było lepiej. Ubrać też go musiałem.
- Oh, wyglądam tak dziwnie...
- Normalnie. Jak każdy w twoim wieku.
- Sądzę że mało osób ma tutaj ponad 500 lat...
- Rzeczywiście. Zapomniałem. Ale to przez to że wyglądasz na conajmniej 19.
- W tym wieku zmarłem.
- Oh, to pewnie dlatego... ja teraz mam tyle.
Uśmiechnął się.
- Chodźmy coś zjeść.
- Chętnie.
Wyszedł pierwszy z łazienki a ja tuż za nim.
Zatrzymał się przy stole i tylko wbił we mnie wzrok.
- Coś nie tak? Siadaj.
- Um... - nadal się wahał.
- Po prostu odsuń krzesło i usiądź.
- Nigdy wcześniej tego nie robiłem.
- Ahh, jeszcze tyle muszę cie nauczyć...
- Dziękuje za to że chcesz mi pomóc.
- Nie ma sprawy.
Otworzyłem szafkę. Za dużo w niej nie miałem. Ale były płatki.
- Proszę - postawiłem przed nim miseczkę.
- Co to ma być?
- Płatki.
- Że co?
- Hm, to... takie małe ciastka.
- Ah, rozumiem. A gdzie reszta?
- Jaka reszta?
- Nie sądzisz że to za mało?
- Jak będziesz chciał więcej to zrobię ci gdy skończysz.
- Dobrze... a jak to się je? Jak zupę?
- Tak.
- W porządku.
Wziął łyżkę i najpierw posmakował mleka, dopiero potem wziął trochę płatków. Chyba mu smakowały. Skończył jeść zanim ja zjadłem połowę. W dodatku poprosił o więcej. Po śniadaniu postanowiłem pokazać mu telewizję. Był zachwycony. Nigdy nie spodziewał się że coś takiego może powstać.
- Emm, Jonghyun...
- Tak?
- Bo ja muszę... wiesz...
- Ah, rozumiem. Ale, mam nadzieję że nie robili tego za ciebie wcześniej...
- Tego akurat nie.
- Dobra, chodź.
- Znowu prysznic?
- Nie. Mam tu też takie miejsce gdzie załatwiasz potrzeby...
- Jakie magiczne.
- Nie, to normalne. Każdy to ma.
- Naprawdę? - krzyknął zdziwiony.
- Tak.
Pokazałem mu wszystko i wróciłem do salonu. Bawiłem się telefonem gdy Minki wrócił.
- A co to takiego?
- To jest telefon.
- Czyli? Wygląda śmiesznie - usiadł mi na kolanach - co się tym robi?
- Um, możesz robić wiele rzeczy, ale głównie zostały wynalezione po to by móc rozmawiać z kimś kto jest od nas daleko.
- Tak bez widzenia się z nim? Mogę rozmawiać z kimś kto jest na przykład na dworzu?
- Tak.
- Ojej. Nawet nie marzyłem o czymś takim. Mogę spróbować?
- Poczekaj chwilę. Musiałbym znaleźć drugi. Gdzieś w pokoju powinienem go mieć. Czy mógłbyś... - zanim skończyłem zdanie, przesiadł się z moich kolan na kanapę.
- Proszę. Gdy zacznie wydawać dźwięki, przyciśnij to - wskazałem na klawisz.
- Rozumiem.
- Okej, to ustań przy oknie a ja wyjdę na zewnątrz.
- Dobra.
Gdy byłem przed blokiem, odnalazłem wzrokiem moje okno i zadzwoniłem.
- Hej~
- Ojej, naprawdę cię słyszę! To niesamowite! - widziałem przez okno jak zaczął skakać.
- No nie? Jak chcesz, mogę ci dać ten telefon. Będę do ciebie dzwonił gdy pójdę do pracy.
- Dobrze, dziękuję.
- Nie ma za co. Dobra, wracam do środka. Zimno tu trochę.
Dłuższą chwilę zachwycał się telefonem i tym co można nim robić. Pod wieczór nadszedł czas na kolejny cud - światło.
- I nie potrzebujesz do tego ognia?
- Nie. Wystarczy przycisnąć o tutaj.
- Też mogę?
- Oczywiście.
Podbiegł do włącznika i kilka razy zgaszał i zapalał światło.
- Łaa ~
- Dobra, wystarczy. Bo popsujesz.
- Popsuje? Myślałem że się nie da...
- Oh, nie wszystko jest takie wspaniałe...
- Rozumiem.
- Pooglądamy jeszcze telewizję?
- Tak!
Usiadł tuż koło mnie. Objąłem go i włączyłem jakąś dramę. Pod koniec odcinka popłakał się.
- Hej, nie płacz - otarłem łzy które spływały mu z policzka - to nie jest naprawdę. Oni tylko grają.
- A-ale... to było okrutne...
- Tak, ale wszystko jest dobrze. Nie płacz - pocałowałem go w czoło.
- Dobrze. Umm, Jonghyun... spać mi się chce - ziewnął.
- Oh, okej. To będziesz spał u mnie a ja prześpię się tutaj.
- Nie, proszę. Boje się spać sam.
- Ah, no dobra.
Gdy chciał się podnieść, wziąłem go na ręce i zaniosłem prosto do łóżka.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy.
Położyłem się obok.
- Jonghyun~ mogę cię przytulić?
- Jasne. Możesz to robić kiedy tylko zechcesz, nie pytaj.
- Dobrze. - wtulił się we mnie i zasnął z uśmiechem na ustach. Oh, jaki on jest słodki.
Kolejny dzień był już dla mnie prostszy. Wiedział już trochę więcej. Narzekał mniej. Postanowiłem zabrać go na spacer. Niektóre miejsca niezwykle mu się podobały, inne wręcz przeciwnie. Zwiedziliśmy chyba połowę miasta. Może i wyglądało to głupio gdy pytał o najprostsze rzeczy, ale nie przejmowałem się tym. Nie myślałem o niczym innym, tylko o nim.
Po południu musiałem iść do pracy. Pewnie znowu wrócę w środku nocy.
- To ja już wychodzę. Nie popsuj niczego i uważaj na siebie. A gdyby coś się stało to już wiesz jak do mnie zadzwonić. Telefon jest w kuchni.
- Jasne. Dam radę. Powodzenia - pomachał mi.
- Do widzenia.
Do domu wróciłem około 3 nad ranem. Minki spał na kanapie przed telewizorem. Wyłączyłem go i znowu zaniosłem Choia do łóżka. Wyszedłem by wziąć prysznic a potem położyłem się obok niego. Dość długo przyglądałem mu się. Odgarniałem włosy które opadly mu na twarz, gdy odwrócił się w moją stronę. Jego twarz i moją dzieliły milimetry. Ciężko było mi się powstrzymać od tego by go nie pocałować. Ale... przecież śpi. Wtedy po raz pierwszy kogoś pocałowałem. To było fantastyczne uczucie. Przesunąłem się, przytuliłem go i zasnąłem.
Minęły już prawie dwa miesiące odkąd Choi Minki, szesnastowieczny książę zamieszkał w moim domu. Moje życie zmieniło się nie do poznania. Ja także. Nigdy wcześniej nie byłem szczęśliwszy. Minki szybko wszystkiego się uczył. Już nie musiałem tłumaczyć mu wszystkiego. Odkrył w sobie nawet talent do gotowania. Raz, gdy wróciłem zmęczony z pracy przygotował dla mnie kolację. To było niesamowite.
- Um, Minki... tak właściwie, kiedy masz urodziny?
Trochę posmutniał.
- Coś się stało?
- Nie, nic. 8 listopada.
- Ooo to niedługo. Dziś mamy 6 listopad.
- Tak?
- Tak.
Kolejnego dnia, jak zwykle spaliśmy razem. Lecz około 5 rano obudził mnie swoim krzykiem. Spojrzałem na niego, dalej spał. Szturchnąłem go lekko. Po kilku minutach się obudził. Cały aż się trząsł i płakał.
- Co się stało? Miałeś koszmar?
Przytulił mnie trzęsącymi się dłońmi i pokiwał głową.
- On chciał mnie znowu zabić...
- Co? Kto?
- T-ten sam co wcześniej. O-on zabił wtedy całą moją rodzinę.... i to jeszcze w moje urodziny. Ja chciałem uciec... ale mnie znalazł... - płakał coraz mocniej.
- Oh, nie płacz, proszę. Wszystko jest dobrze. Tu jesteś bezpieczny.
- Tak?
- Tak. Nic ci się nie stanie. Obiecuje. Nie pozwole nikomu cię skrzywdzić.
- Naprawdę? - odsunął się i popatrzył na mnie lekko zdziwiony.
- Tak. Przecież jesteś dla mnie najważniejszy.
- Jonghyunnie~ - rzucił mi się na szyję, aż upadłem na plecy - dziękuje. Jesteś najlepszy.
- Bez przesady...
- Nie przesadzam.
- Przesadzasz.
- Nie! Przecież nie kochałbym cię gdybyś nie był tak niesamowity...
- Czekaj, co ty powiedziałeś?
- Że jesteś niesamowity.
- Nie, wcześniej.
- Że cię ko... - zakrył usta dłonią - o nie. Ja... przepraszam....
- Oh, Minki... nie przepraszaj. Ja... też cię kocham.
- Naprawdę?
- Tak. Nigdy wcześniej nikogo nie kochałem... ale potem zobaczyłem śliczną dziewczynkę siedzącą na moim łóżku. Potem ta dziewczynka okazała się chłopcem. Jeszcze później zamienił się w prawdziwego chłopca. A teraz... leży wtulony we mnie a ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Oh... dziękuję ci. Dziękuję... za wszystko. Jesteś cudowny. Kocham cię.
- Ja ciebie też Minnie~ mój śliczny...
Przysunął się bliżej mojej twarzy i subtelnie pocałował mnie w usta.
- Jesteś przeuroczy.
Położył głowę na mojej piersi, tuż nad sercem które waliło teraz jak szalone. Objął mnie, złapał za rękę i zasnął.
Może i określenie 'żyli długo i szczęśliwie' jest zbyt tandetne i przereklamowane... ale nic lepiej nie opisuje naszego życia~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz