piątek, 9 stycznia 2015

Nazywasz miłość rzeczą delikatną? (Banglo) cz.1

Zostałem właśnie wezwany do mojego profesora, który miał mi pomóc znaleźć miejsce praktyk. Zostałem wysłany do jednego z szpitali gdzieś w środku miasta. Postanowiłem się rozejrzeć by trafić tam gdy doczekam się pierwszego dnia praktyk. Dość spokojna okolica. Blisko był jakiś skrawek lasu. Dotarłwszy tu, ujrzałem nie za duży, zadbany budynek.
Jakiś czas później przybyłem tam znowu na mój pierwszy dzień. No i w końcu się doczekałem. Minąłem szlabany i po chwili byłem już w środku. Po załatwieniu wszystkich formalności kazano mi zapoznać się z pacjentem którym będę się 'opiekować'. Nazywał się Choi Junhong, miał 17 lat i został zamknięty tu za wyrokiem sądu za zabójstwo rodziców. To straszne, ale po to tu jestem. Muszę się przyzwyczaić. Jezu, czemu nie mogłem mieć normalnych marzeń jak na przykład bycie dentystą. No tak, ja muszę być Bang Yongguk i marzyć o byciu psychiatrą. Wyśmiewając sam siebie w myślach, nawet nie zauważyłem że dotarłem pod drzwi do pokoju Junhonga. Chwilę zastanawiałem się czy powinienem zapukać czy raczej nie. Dobra, Bang nie ośmieszaj się, po prostu wejdź do środka.
- Um dzień dobry. - podszedłem bliżej chłopaka siedzącego w rogu na swoim łóżku i wyciągnąłem w jego kierunku dłoń. - jestem Bang Yongguk.
- Czego chcesz? - odsunąłem rękę nerwowo drapiąc się w głowę.
- Może na początek tego, byś był tak miły i chociaż się przedstawił?
- Jezu, jestem Choi Junhong, pasuje? Czy mam ci jeszcze podać wiek, płeć bo może nie widzisz i numer buta?
- Widzę, spokojnie. - uśmiechnąłem się. -A bucików kupować ci nie będę. Jestem tu raczej po to by się tobą zająć.
- Nie potrzebuje kolejnej niańki, rozmawiając ze mną tracisz jedynie czas.
- Nie, nie tracę, uwierz. Mi to jest potrzebne, a jeżeli chociaż trochę ci pomogę to będzie dla mnie duży sukces.
- Jeżeli nie boisz się siedzieć z "psychopatą" to spoko, rób co chcesz ale teraz idź sobie. - skulił się jeszcze bardziej i ukrył swoją twarz, kładąc głowę na kolanach.
- Nie uważam cię za psychopatę, tylko kogoś komu muszę pomóc. - usiadłem na łóżku i nieśmiało objąłem go ramieniem. Wszystko dlatego że wyglądał jakby miał się rozpłakać. - nie płacz.
- Nie płaczę, po prostu, ah. Idź już sobie, proszę...
- No dobrze. Ale wiedz, że na pewno przyjdę później.
- Spoko, nigdzie się stąd nie ruszam.
- W takim razie... do zobaczenia.
Wieczorem, leżąc już w łóżku myślałem o tym chłopaku. Coś w nim nie pasowało mi do kogoś kto zrobiłby coś takiego. Był zdecydowanie zbyt...hm uroczy? Tak. Zdecydowanie. Nie Bang. To nie może się stać znowu. Nie. Nie próbuj nawet. Oh, kochałem rozmowy z moją podświadomością. Trochę męczyło mnie to że mówiłem że wrócę do niego a nie poszedłem. Nie miałem zbytnio czasu. Odwiedzę go jutro.
Kolejnego dnia wstałem dość wcześnie. Chciałem iść od razu do Junhonga ale wcisnęli mi pomoc przy pilnowaniu dzieci gdy jadły śniadanie. Obserwując dzieci grzecznie pałaszujące kanapki nie mogłem odnaleźć mojego podopiecznego. Znajdując wolną chwilę postanowiłem odwiedzić Junhonga. Wchodząc ujrzałem go przypiętego pasami do łóżka.
- Witaj. Co nabroiłeś?
- Nic.
- I tak za nic cię przywiązali?
- Za nic, to oni mnie tu zamknęli.
- Tak?
- Tak.
- Oni mówią co innego.
- Kłamią. To nie ja.
- A kto?
- Nie wiem.
Jakim cudem mu uwierzyłem? "Bo jesteś idiotą". Ugh, czasami czułem się jakbym miał rozdwojenie jaźni. Może ja powinienem być tu zamknięty a nie tu pracować?
- Mhm. To mów za co cię przypięli.
- Nie chciałem wziąć leków...i tak jakby walnąłem pielęgniarkę.
Zaśmiałem się. Naprawdę powinienem być tu zamknięty.
- Co cię tak bawi?
- Nic, nic. Może pójdę spytać czy mogę już cię odpiąć?
- Dziękuję.
Poszedłem do ordynatora. Nie musiałem długo prosić. Odpiąłem go i pomogłem mu usiąść.
- Dzięki. Dlaczego wczoraj nie przyszedłeś?
- Nie miałem czasu, przepraszam.
- Eh no okej. W sumie nie wiem czemu ale czekałem na ciebie, liczyłem że przyjdziesz.
- Wybacz, musiałem zapoznać się z budynkiem i tak dalej.
- Rozumiem. Umm Yongguk? Ty mi wierzysz, prawda?
- Uh, może to i dziwne ale tak.
- Więc, pomożesz mi się stąd wydostać?
- Jak?
- Masz dostęp do moich wyników badań, sfałszuj je tak aby było jasne ze już mogę opuścić to miejsce.
- Postaram się, ale wiesz że mogę być przez to wywalony z praktyk i ze studiów?
Przybliżył się do mnie tak, że nasze twarze prawie się stykały. Popatrzył mi prosto w oczy, wyglądając jakby miał się zaraz rozpłakać. Metoda na kota ze Shreka? Ugh, oczywiście podziałało.
- No wiem... ale dla mnie się poświęcisz, prawda? - czemu nie mogłem mu odmówić?
- Dobrze, ale dopiero jak skończę studia. Chciałbym spełnić moje dziwne marzenia.
- Ja wołałbym szybciej... - przygryzł wargę. Oh, dlaczego zadziałało to tak na mnie?
- To tylko trzy miesiące. Szybko minie. Ja będę ci pomagał.
- Jeżeli będziesz tu codziennie to mogę się na to zgodzić.
- Będę, ale oprócz weekendów. Wtedy mam wolne, ale... wiesz że jeżeli będziesz grzeczny możesz wyjść na przepustkę?
- Cały czas jestem grzeczny, a to że czasem czegoś nie zrobię to nic takiego, mam prawo odmawiać kiedy coś mi się nie podoba!
- Teoretycznie masz, ale przez to nie będziesz mógł stąd szybko wyjść. Tu musisz się zachowywać tak jak oni chcą. A tak przy okazji, dostałeś kiedyś przepustkę?
- Nie, nie dostałem...
- To postaraj się. Będziesz mógł mnie odwiedzić.
- No zgoda, postaram się przez jakiś czas.
- Mam nadzieję. Um, słuchaj już muszę iść, postaram się przyjść później.
- Dobrze, będę czekał.
- A właśnie! Mam coś dla ciebie, kompletnie zapomniałem. - wyciągnąłem z kieszeni mojego dziwnego fartuszka tabliczkę czekolady i dałem mu ją.
- Czekolada! Oh dziękuję! Nawet nie wiesz jak długo nie jadłem nic słodkiego! - rzucił mi się na szyję, przytulając mocno.
- Tak myślałem. Nie ma za co. - pogłaskałem go po głowie.
Odsunął się do mnie i trzymając w obu dłoniach prezent ode mnie uśmiechnął się słodko. Odwzajemniłem uśmiech i podniosłem się.
- To do widzenia.
- Do widzenia Yongguk.
Teraz miałem tematów do myślenia. Jak mogłem się zgodzić na łamanie prawa tylko przez jedno spojrzenie tych ślicznych, dziecięcych oczu? Oh, Yongguk. Znowu zadużysz się w dzieciaku. Zacznij podejrzewać siebie o pedofilię. Ah, zamknij się. Znowu w myślach gadałem sam ze sobą. To się kiedyś skończy? Bo zwariuję. Uciszyłem jakoś moją podświadomość i wróciłem do swoich obowiązków. Poznawałem coraz więcej ludzi na dziecięcym oddziale. Najmłodszy był tu chyba 11 letni Kim Jinu. Często mnie zaczepiał i rozmawiał ze mną. Był strasznie rozgadany i ciekawy wszystkiego. Często opowiadał o swoich rodzicach, ale nigdy o dziadkach przez których tu trafił. Wszystko przez to że popadł w depresję po ich wypadku w którym zginęli. Ale widocznie już z nim lepiej. Gdy skończył opowiadać jakąś ze swoich historii, pożegnałem się z nim i chciałem iść do Junhonga ale jedna z pielęgniarek zaczepiła mnie mówiąc coś o wypełnianiu kolejnych papierów. Pocieszyła mnie jedynie tym że gdy skończę mogę już iść do domu. Postanowiłem szybko to skończyć i wtedy odwiedzić Junhonga. Nie mogłem znowu go zawieść. Na szczęście nie było tego dużo i uwinąłem się w 15 minut.
- Hej Junhong.
- Oh, cześć Yongguk, przyszedłeś!
- Tak jak obiecałem. Co dziś robiłeś?
- Eh nic ciekawego, starałem się jedynie wykonywać polecenia lekarzy.
- To dobrze. Oh, pomyśl jak fajnie by było gdybyś mógł chociaż na weekend wyjść stąd.
- Oh to by było świetne! Chciałbym w końcu zrobić coś innego niż siedzenie tu.
- Musisz się strasznie nudzić. Nie próbowałeś rozmawiać z innymi pacjentami?
- Nie, nie przepadam za obłąkanymi.
- Bez przesady. Nie wszyscy są tu kompletnie ześwirowani.
- Może dla ciebie.
- Bo nawet nie spróbowałeś się z kimś zapoznać.
- Probowałem, ale za bardzo mnie denerwował.
- Kto?
- Taki Jokwon. Obecnie nie żyje.
- Ah... co się z nim stało?
- Zabił się. Nie chciał tu być więc kiedy miał już okazje po prostu odebrał sobie życie.
- Trochę głupio zrobił. No ale to jego decyzja...
- Wiesz, w końcu był tu zamknięty z jakiegoś powodu. Był po prostu chory.
- No tak.
- A tak w sumie Yongguk, opowiedz mi coś o sobie.
- Hm, a co chciałbyś wiedzieć?
- Hmmm... najlepiej wszystko co mogę!
- No to... mam 23 lata. Żywię się głównie ramenem z paczki bo nie umiem gotować. Mieszkam jedynie z moim pudlem. Mam przyjaciela Himchana, tak przy okazji musisz go kiedyś poznać. Oh, nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć...
- Ohhh pudle, jak ja uwielbiam te psy!
- Naprawdę? Miałeś kiedyś jakiegoś?
- Tak, nazywała się Mela.
- Oo jak słodko. Mój nazywa się Tigger.
- Ohhh, gdybym miał jeszcze Melę i nie siedział tutaj, chciałbym żeby się poznali.
- A co się z nią stało?
- Gdy mój brat się przeprowadzał zabrał ją ze sobą.
- Twój brat jest starszy czy młodszy?
- Starszy.
- Ah, ja mam brata bliźniaka. I jeszcze starszą siostrę.
- Oh! Zawsze chciałem mieć bliźniaka!
- Tak? W sumie, Yongnam jest naprawdę fajny. Może kiedyś go poznasz.
- Z miłą chęcią!
- Myślę że też będzie chciał cię poznać.
- Chciałbym stąd już wyjść.
- Wytrzymasz te kilka miesięcy. Na pewno.
- Mam nadzieję, tu się nie da wytrzymać.
- Da, tylko nie buntuj się tak przed wszystkimi.
- Dobrze, mogę się postarać - przybliżył się do mnie i na ucho szepnął - dla ciebie~
Matko przenajświętsza, czuję się uwodzony. Znowu przez dziecko. Za co?
- Naprawdę? - uśmiechnąłem się szeroko.
- Naprawdę. - ugryzł mnie delikatnie w płatek ucha. O boże. Zarumieniłem się jak jakaś cnotka.
- C-co ty robisz?
- Ah nic takiego... - o boże. Nie. On zaczął całować mnie po szyi.
- P-proszę przestań. Nie chcę znowu...
- Znowu? Czego nie chcesz znowu?
- Znowu zakochać się w kimś tak młodym jak ty. Himchan i tak ma mnie już za pedofila.
- Oj przestań, ja wiem że ci się podobam, widzę to.
- Oh, naprawdę? Znam cię drugi dzień... to dziwne że tak bardzo mnie przejrzałeś...
- Po prostu jestem wyczulony na takie rzeczy, pozwól że chociaż cię odprężę... - o nie. Nie. Nie. Znowu się zbliżył całując mnie po szyi. Czułem się coraz bardziej spięty i zdenerwowany.
- Ja nie... a jak ktoś tu przyjdzie?
- Teraz jest pora obiadu, mamy całą godzinę~
- Ale pielęgniarki obiadów nie jedzą.
- W czasie obiadu część siedzi na stołówce i pilnuje, a druga część wykonuje papierkową robotę. Wiedzą że tu jesteś i masz mnie na oku. Nikt nie przyjdzie.
- Nie wiedzą. Myślą że poszedłem do domu. Wiesz, zawsze może się coś stać i któraś tu przyjdzie.
- Eh, widzę że cię nie przekonam.
- Um, mam po prostu... tak jakby traumę.
- Dlaczego?
- Bo tamten dzieciak... to było dwa lata temu. Miał wtedy 16 lat i przyjechałem do niego bo jego rodzice mieli wyjechać na weekend... no i zapomnieli o czymś, wrócili się a ja wtedy właśnie zdejmowałem mu spodnie... ugh. Jeszcze bezczelnie powiedział że próbowałem go zgwałcić.
- Oh... skoro tak to poczekam aż będę mógł chociaż na weekend wyjść~
- Dziękuję.
- Zostajesz jeszcze czy będziesz już wracał?
- W sumie, mogę jeszcze chwilę zostać.
- To świetnie!
Nagle zapadła niezręczna cisza. Poczułem wibracje w kieszeni, oh dzięki bogu. Wyjąłem telefon.
- To Himchan, wybacz mi na chwilę.
Odebrałem telefon i poszedłem na drugi koniec pokoju.
- Witaj.
- Cześć Yongguk. Gwałcisz teraz jakieś dziecko czy mogę przyjechać?
- Um, jeszcze jestem w szpitalu.
- To rusz się do domu. Nie będę miał teraz czasu żeby się z tobą spotkać przez conajmniej dwa tygodnie.
- Oh, no dobrze. To za ile będziesz?
- Mogę po ciebie przyjechać do tego szpitala tak za 20 minut. Tylko wyślij mi sms'em adres.
- Okej, to do zobaczenia.
- Papa~
Wysłałem szybko adres i schowałem telefon z powrotem do kieszeni.
- A więc, mam jeszcze 20 minut. Przyjedzie po mnie. Chcesz go poznać?
- Oczywiście~!
- To dobrze. - uśmiechnąłem się i usiadłem koło niego.
Znowu zapadła cisza. Zacząłem się denerwować i nie wiedząc co powiedzieć postanowiłem spytać o szkołę.
- A tak właściwie, skończyłeś już gimnazjum?
- No nie skończyłem.
- A masz zamiar?
- Sam nie wiem.
- Pomogę ci.
- To miłe, dziękuję.
- Nie ma za co. Możesz na mnie liczyć. - uśmiechnął się do mnie a ja tylko wbiłem w niego wzrok.
Chwilę później zadzwonił Himchan mówiąc że już jest w środku. Wyszedłem po niego na korytarz.
- Himchan, cześć! - przytuliłem go na powitanie.
- Witaj stary. To jak, jedziemy już?
- Chciałbym żebyś kogoś poznał.
- Wyrwałeś kogoś już drugiego dnia? Oh, chyba cię nie doceniałem.
- Opiekuję się nim. Opowiadałem mu trochę o sobie i chciał cię poznać.
- Um, no dobrze. Co mi szkodzi~ prowadź.
Udaliśmy się oboje do pokoju Choia.
- Junhong, to jest mój przyjaciel Himchan.
- Witaj. - uśmiechnął się do niego i podał mu rękę. Od razu ją uścisnął.
- Cześć! Miło mi cię poznać Himchan.
- Heh, mi także miło cię poznać. Co u ciebie?
- W porządku, a u ciebie?
- Świetnie. Właśnie skończyłem pracę i miałem zamiar wypić coś z twoją niańką.
- Nie jestem żadną 'niańką'.
- Uh, zamknij się.
- Ohh, rozumiem. To jedźcie, ja i tak jestem już zmęczony.
- No dobrze. Mam nadzieję że kiedyś się jeszcze spotkamy. Do widzenia.
- Do zobaczenia Junhong. Jutro też przyjdę. Nie zapomnij o kolacji.
- Nie zapomnę, do zobaczenia~
Przed drzwiami do mieszkania usłyszałem szczekanie Tiggera. Otworzyłem drzwi a on od razu się na mnie rzucił.
- Um, Himchan poczekaj tu chwilę, wyjdę z nim na dwór.
- Jasne.
Zabrałem smycz, psa i wyszliśmy na krótki spacer. Wróciłem po 10 minutach. Himchan jak zwykle siedział na kanapie z nogami na moim nowym stoliku. Kiedyś osobiście mu za to przyjebie.
- Ej!
- JA MAM IMIĘ.
- Mam to gdzieś, zabieraj nogi ze stolika.
- Bo co?
- Bo dostaniesz w swoją śliczną mordkę. - zanim usiadłem obok zsunąłem jego ochydne kończyny swoją stopą.
- To miał być komplement?
- Nie sądzę.
- A no tak, jestem dla ciebie za stary...
- Siedź cicho.
- A ile ma twój nowy, przerośnięty obiekt westchnień?
- O kim mówisz?
- No o tym dzieciaku ze szpitala.
- Ah, um... 17.
- Oh, tym razem starszy~ dobrze że to nie idzie w drugą stronę.
- Ah zamknij się. Wcale nie jesteś lepszy.
- Jak to nie? Uppie ma 18.
- To tylko rok różnicy. Zresztą on umysłowo i tak nadal w przedszkolu siedzi.
- Nie obrażaj mojego Upcia! Sam siedzisz w przedszkolu polując na tyłki dzieci.
- Przesadziłeś stary... 17 lat to nie przedszkole.
- Ale nadal dziecko. I przyznałeś się~
- Jongup też. Wcale że nie. On sam się do mnie klei.
- Taak, jasne. A ty mu pozwalasz na to z litości?
- No...nie.
- Ha, no właśnie.
- No bo... co ja mam poradzić na to, że mi się podoba?
- Nic stary. Nic. Tylko uważaj na sąd rodzinny.
- Jasne~ ty też nie masz z nim za wesoło.
- Oh, 18 to nie takie dziecko. Zresztą jego rodzice już wszystko wiedzą...
- I jak to przyjęli?
- Wiesz, jeden obiad w restauracji, mój wrodzony urok i po sprawie.
- No to nieźle. Tylko... jaki urok?
- Jaki optyk?
- Optyk?
- Potrzebujesz chyba okularów, kochanie.
- Sądzę że byłbyś jeszcze brzydszy gdyby poprawił mi się wzrok.
- Jaki nagrobek?
- Nagrobek?
- Wybierz ładny, póki jeszcze możesz oddychać. - rzucił się na mnie i zaczął dusić poduszką. - Himchan! Złaź ze mnie!
- Nie, zaplanowałem już twoją śmierć.
- Co mnie to obchodzi. - zrzuciłem go na podłogę.
- Powinno. Następnym razem się nie dam! Nie poddam się!
- Oh, siadaj na tyłku i się zamknij.
Usiadł obok krzyżując ramiona. Siedział, nie odzywając się dopóki ktoś nie zadzwonił.
- Um, muszę już jechać. Na razie stary! I powodzenia z Junhongiem~
- Dzięki. Cześć.
W końcu sobie poszedł. Mogłem wziąć przyjemny prysznic i iść spać.
Obudziłem się w środku nocy gdyż miałem sen z Junhongiem. A raczej koszmar w którym ktoś nakrył nas na seksie w szpitalu i zostałem przez to wywalony ze studiów. Resztę nocy nie mogłem zasnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz