W poniedziałek wróciliśmy do szpitala. Ordynator powiedział że ma dla mnie niespodziankę, ale dopiero gdy skończę szkołę powie mi o co chodzi. Byłem bardzo ciekawy. Dzień przed zakończeniem roku pracowałem krótko, ale zostałem do późna bo rozmawiałem z Junhongiem aż zasnął. Wychodziłem już gdy nagle zaczepił mnie ordynator.
- Yongguk, musimy porozmawiać.
- Jasne.
Poszliśmy do jego gabinetu.
- A więc... gdy już skończysz szkołę, jedziesz do Busan.
- Co? Ja nie... ja muszę tu zostać. Nie mogę jechać.
- Nie pytam cię czy chcesz. Masz jechać. Tamten szpital jest najlepszy, po stażu tam dostaniesz pracę wszędzie. Nie po to się tyle starałem byś odmawiał. Dostaniesz mieszkanie i tak dalej.
- A-ale... no dobrze.
- I świetnie. Wyjeżdżasz pojutrze z rana.
- Dobrze. - było mi szkoda. Bardzo lubiłem to miejsce. Ale nie powinienem odmawiać.
- Więc wszystko jasne, do widzenia.
- Do widzenia.
Jeszcze tego samego dnia zacząłem się pakować. Kolejnego zakończyłem szkołę. Następnego wyjechałem. Dopiero w pociągu przypomniałem sobie że nawet nie powiedziałem o tym Junhongowi. Czułem się strasznie bezradny bo nawet nie miałem jak mu to powiedzieć. Nie dawało mi to spokoju cały pobyt tutaj. Całe te dwa miesiące które były piekłem. Tak bardzo za nim tęskniłem. Mam nadzieję mnie zrozumie. Jeżeli nie, zrobiłbym naprawdę wszystko by mi wybaczył.
Byłem tak szczęśliwy gdy w końcu wracałem do domu. Do mojego ukochanego Junhonga. Gdy dotarłem do domu była już prawie noc, której z mojej ekscytacji prawie w ogóle nie przespałem. Nawet nie czułem się rano zmęczony. Lub byłem zbyt uszczęśliwiony by czuć się wyczerpanym. Rano poszedłem najpierw do ordynatora by załatwić wszystko, opowiedzieć jak było w Busan i tak dalej. Dopiero potem do Junhonga. Leżał na łóżku odwrócony w stronę ściany. Podszedłem bliżej i usiadłem za nim.
- Hej Junhongie~
- Wynoś się.
- Co... co się stało?
- Jeszcze głupio pytasz? - odwrócił się w moją stronę. Płakał.
- Ah... ja naprawdę przepraszam. Nie miałem kiedy ci o tym powiedzieć...
- Jasne. Tak tylko mówisz. Po prostu mnie wykorzystałeś a potem zostawiłeś... a teraz ci się pewnie przypomniało jak to fajnie ze mną było i wróciłeś.
- Nie. Na prawdę. To nie tak... proszę, uwierz mi. Nie chciałem wyjeżdżać ale musiałem. Przepraszam. Bardzo przepraszam. - przykucnąłem obok łóżka, wyjąłem chusteczkę i otarłem jego twarz. - przecież cię kocham. Bardzo cię kocham. Nie mógłbym cię zostawić. Zwłaszcza w takim miejscu. Wybacz mi.
Zaczął znowu płakać, jednak po chwili zszedł z łóżka, usiadł mi na kolanach i mocno przytulił.
- Ja-ja też cię kocham Yongguk - odsunął się ode mnie nadal obejmując moją szyję. - ale musisz mi to wynagrodzić.
- Oczywiście. Dla ciebie wszystko. To może... co powiesz na kolację? Tym razem w restauracji~
- Oh, tak! Tak! Bardzo chętnie - pocałował mnie w usta. - jesteś wspaniały. Dziękuję.
- Nie ma za co~
- Gukkie... tak bardzo tęskniłem. - znowu się we mnie wtulił.
- Oh, ja nawet bardziej. Teraz jestem tak strasznie szczęśliwy... brakowało mi ciebie. Bardzo.
- Mi też. Dobrze że wróciłeś bo bym tu zwariował bez ciebie.
- Uwierz mi, że ja bez ciebie też.
Odchylił lekko głowę i pocałował mnie w policzek. To było urocze. Tak jak on sam.
Postanowiłem wrócić do tego szpitala. Nie na długo. Jedynie na tyle ile wystarczyło by pomóc wydostać się stąd Junhongowi. Bardzo tego chciałem. W razie gdyby ktoś zauważył że fałszuje wyniki ustaliliśmy że po prostu zorganizuję coś by pomóc mu uciec. Na szczęście mój pierwszy plan zadziałał. Po miesiącu nikt nawet nie zauważył. Jedynie cieszyli się że z nim coraz lepiej.
- Hej młody, jak na razie wszystko wskazuje na to że uda ci się wyjść. I to szybko~
- Oh, świetnie. A nikt nic nie podejrzewa?
- Raczej nie.
- To dobrze. Wszystko musi nam się udać~
- Tak.
- Nie mogę się doczekać aż stąd wyjdę i będę cię miał tylko dla siebie~
Przytuliłem go.
- Ja też. Umm, Junhong?
- Tak?
- Bo tak ostatnio myślałem o tym... czy ty... jeżeli już stąd wyjdziesz, ty masz gdzie mieszkać? Bo myślałem że mógłbyś zamieszkać u mnie...
- Też o tym myślałem, bo widzisz, po tym jak zostałem tutaj zamknięty straciłem całą rodzinę, bo wierzyli że to ja zabiłem rodziców... Chce zamieszkać z tobą Yongguk, mam tylko ciebie.
- Oh, dobrze. Bardzo dobrze. Cieszę się.
- Ja też. Oh, jak dobrze że cię poznałem. Co ja bym bez ciebie zrobił...
- Nie wiem, ale ja bez ciebie na pewno bym zwariował...
- Kocham cię Yongguk.
- Ja ciebie też.
Wtulił się mocno we mnie a potem pocałował. Nagle usłyszałem że drzwi się otwierają. To był jakiś nowy pracownik. Chwile stał zdziwiony a potem zaczął uciekać. Podniosłem Junhonga i posadziłem go na łóżku i szybko wybiegłem z pokoju. Zobaczyłem go na końcu korytarza. Widocznie biegł w stronę tylnego wyjścia. Miałem szczęście że to przewidziałem. Złapałem go tuż za drzwiami i przycisnąłem do ściany.
- Spróbuj komuś coś powiedzieć to cię osobiście zatłukę, rozumiesz?
Wystraszony zaczął kiwać twierdząco głową.
- Odpowiedz!
- T-tak.
- I świetnie. - już chciałem go puścić ale jedynie uśmiechnąłem się do niego. - boisz się mnie?
Nieśmiało kiwnął głową. Mój uśmiech poszerzył się.
- I dobrze. A teraz spadaj. Zresztą... i tak nikt by ci nie uwierzył.
Czułem się spokojny. Przecież był tutaj nowy. Chudy jak patyk do tego okularki i przetłuszczone wiecznie włosy. Mało wiarygodny typ.
- Hej, już załatwione. - podszedłem bliżej Junhonga który siedział na łóżku tuląc poduszkę. Pogłaskałem go po głowie a potem pocałowałem w czoło.
- To dobrze. Um, Gukkie, chcę już iść spać. Jestem zmęczony.
- Okej, to ja już pójdę. Śpij dobrze~
- Ty też.
Uśmiechnąłem się w jego stronę i poszedłem do domu. Było już dość późno.
Kolejnego dnia ordynator wezwał mnie do siebie.
- Yongguk, mam dobre wieści.
- Co takiego?
- Obstawiam że za jakieś dwa tygodnie Junhong będzie mógł już opuścić szpital. Jego wyniki są świetne.
- Naprawdę? - czułem się taki szczęśliwy.
- Tak.
- Oh to cudownie.
- Ale... ktoś z rodziny będzie musiał go odebrać.
- Nie mógłbym ja? Przecież jest już prawie dorosły.
- Prawie. Nadal jest niepełnoletni.
- Ah, dobrze. Postaram się skontaktować z kimś.
- Dziękuje.
- To do widzenia.
- Do zobaczenia.
Pobiegłem szybko do pokoju Junhonga. Przytuliłem go.
- Oh... Junhong~ mam dla ciebie świetne wieści.
- Ohh, jakie?
- Ordynator powiedział że może za dwa tygodnie będziesz mógł wyjść.
- Jejku naprawdę? To fantastycznie, ohh jak się cieszę. - przytulił mnie mocniej.
- Tylko... ktoś z rodziny będzie musiał cię odebrać. Ja nie mogę.
- Ohh ale... ja chyba już nikogo nie mam.
- Musisz kogoś znaleźć. Inaczej zostaniesz tu lub... wiesz, dom dziecka.
- Uhhh, nie chce! Przecież jestem prawie pełnoletni! - był bliski płaczu. - czekaj, wiem! Ciocia może mnie zabrać, ale mieszka w Japonii.
- To świetnie. Masz jakiś kontakt z nią?
- Chyba mam jej numer telefonu.
Wstał i podszedł do szafki a ja usiadłem na łóżku.
- Proszę, tu masz numer telefonu i adres. - podał mi kartkę.
- Dobrze, postaram się zadzwonić lub ewentualnie napisać list.
- Oh dobrze. Ummm Yonggukie?
- Tak kotku?
- Bo jak ona mnie zabierze do Japonii, to jak się będę z tobą widywał?
- Właśnie o to się martwię...
- Nie chce się od ciebie oddalać...
- Ja też - czułem że zaraz się rozpłaczę - będę cię odwiedzał...
- Ale ja nie chce żebyś mnie odwiedzał, chce żebyś był przy mnie cały czas...
- Też bym chciał. Bardzo.... może tak, porozmawiaj z ciotką czy mógłbyś zostać ze mną.
- Chętnie! Zrobię wszystko żeby być przy tobie. - usiadł mi na kolana.
- Bardzo bym tego chciał. - popatrzyłem w jego śliczne oczy - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - pocałował mnie.
- Mój słodki. Wiesz, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
- A ja życia bez ciebie~ Oh Yonggukie, jesteś wspaniały i gdyby nie to że ktoś nas może w każdej chwili przyłapać pobawiłbym się z tobą ~ - popatrzył na mnie tak uwodzicielskim wzrokiem że miałem ochotę wziąć go tu i teraz.
- Ohhh, dlaczego mi to robisz? - pocałowałem go.
- Tak mnie kusisz skarbie, czasem nie wiem jakim sposobem się powstrzymuje. Jak już stąd wyjde będziemy to długo świętować ~~ we dwójkę, w wygodnym łóżeczku.
- Nie mogę się doczekać. - uśmiechnąłem się patrząc na jego uroczą twarzyczkę.
- Oh no nie mogę, tak mnie kusisz. Chce cię teraz, oh tak ciężko mi się powstrzymać ~ - zaczął całować mnie po szyi robiąc też kilka, tak zwanych, malinek.
- Ohhh, Junhong~~ poczekaj chwilę. - wstałem z łóżka i biegiem popędziłem po klucz do jego pokoju.
- Dobrze ~
- No kochanie... teraz nikt nam nie przeszkodzi. - przekręciłem klucz w drzwiach.
- Ohh jak dobrze ~
Usiadłem na łóżku łapiąc Junhonga za rękę.
- Yonggukie jesteś taki podniecający.
- Oh, ty jeszcze bardziej~
Przysunąłem go bliżej siebie a on usiadł mi na kolanach. Po chwili siedziałem już bez koszulki a Junhong całował moją szyję. Potem zjeżdżał coraz niżej i niżej. Klęczał teraz na podłodze dobierając się do mojego krocza. Robił to tak zgrabnie a jednocześnie uroczo, wystarczyło bym na niego wtedy spojrzał i od razu robiło mi się gorąco w każdej części ciała. Zwłaszcza tej, którą teraz trzymał w dłoni. Poruszał ręką w górę i w dół. Co jakiś czas patrzył na mnie oblizując usta. Oh, robił to specjalnie. Potem jeszcze słodko się uśmiechał i wracał do tego nad czym był tak skupiony. Tak bardzo mnie w tej chwili podniecał. Jak nikt nigdy wcześniej. Podniósł się, usiadł mi na kolanach i zarzucając ramiona na moje barki, pocałował mnie.
- Wiesz czego teraz najbardziej pragnę?
- Chyba się domyślam - uśmiechnąłem się.
Złapałem go za uda, uniosłem do góry i położyłem na łóżku. Po chwili został bez spodni i majtek. Obróciłem go na brzuch i złapałem za biodra. Klęczał teraz przede mną podpierając się łokciami. Spojrzałem w dół, na swojego penisa, jedynie na niego naplułem i bez zastanowienia w niego wszedłem. Oh, tak cudownie. Moje ruchy stawały się coraz bardziej gwałtowne. Wsuwałem dłonie pod jego koszulkę i ciągnąłem za jego twarde sutki. Chciał krzyczeć, jednak widziałem jak się powstrzymywał. Prawie przegryzł swoją wargę. Potem już się przyzwyczaił i jedynie wydawał z siebie ciche jęki. Po tym gdy doprowadził mnie do najwspanialszego orgazmu w moim życiu, upadł na łóżko i odwrócił się w moją stronę. Nadal ciężko oddychał. Położyłem się obok niego i zacząłem głaskać go po głowie.
- Oh, kochanie. Jesteś niesamowity... - pocałowałem go czule.
- Nie tak jak ty skarbie~ - wtulił się we mnie.
- Ah, mój słodki...
Leżałem tak dłuższą chwilę aż do momentu gdy spostrzegłem że Junhong zasnął. Ubrałem go i okryłem kołdrą.
- Dobranoc, Junhong. - pocałowałem go w czoło.
Doprowadziłem się do ładu i wróciłem do domu. Cały czas po głowie chodziła mi myśl że Junhong wyjedzie. Że zostanę tu bez niego. Nie mogłem tego znieść. Nie zniósłbym życia bez niego. Tej nocy nie przespałem nawet godziny. Przez kilka kolejnych dni też mało spałem. Dręczyły mnie koszmary i myśli o tym że zostanę sam.
Nadszedł dzień w którym Junhong mógł już wyjść ze szpitala. Czekaliśmy siedząc w ciszy na jego ciotkę. Nie mogłem się odezwać, mimo że bardzo chciałem. Coś mnie po prostu powstrzymywało, aż do tego gdy Junhong wtulił się we mnie i zaczął płakać.
- Nie chce stąd wyjeżdżać.
- Też nie chcę byś wyjeżdżał.
- Chcę zostać z tobą.
Wszedł ordynator.
- Junhong, twoja ciocia przyjechała. Możesz już iść. Wszystko już załatwiła.
- Dobrze, już idę - otarł twarz - mogę jeszcze chwilę zostać tu z Yonggukiem?
- Jasne. Ale szybko.
Wyszedł. Junhong złapał w obie dłonie moja twarz i pocałował. Przytuliłem go. Miałem ochotę się rozpłakać. Z ogromnym trudem się powstrzymywałem.
Pomogłem mu z walizkami. Wyszliśmy przed budynek. Ujrzałem starszą kobietę, ubraną dość staromodnie i na wysokich szpilkach.
- Dzień dobry - przywitałem ją, kłaniając się.
- Witaj - spojrzała na Junhonga - wsiadaj do auta. Nie mam czasu.
- Dobrze.
Podszedł do mnie i przytulił klepiąc po plecach.
- Będę tęsknił - szepnąłem mu do ucha.
- No chodź już!
- Już idę. Do widzenia Yongguk.
- Do zobaczenia - uśmiechnąłem się do niego.
Zniknął za drzwiami samochodu. Czułem się tak okropnie.
- Um, przepraszam - zwróciłem się do ordynatora - czy mogę już wrócić do domu?
- Myślę że tak. Do zobaczenia, miłego weekendu.
- Dziękuje i nawzajem.
Poszedłem po swoje rzeczy i wróciłem do domu jak najszybciej mogłem. Chciałem już móc się wypłakać będąc sam na sam jedynie z pudlem. Położyłem się na kanapie i dając upust swoim emocjom rozpłakałem się. Po jakimś czasie usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie chciałem teraz nikogo widzieć więc nadal leżałem. Jednak ktoś nie przestawał dzwonić przez dobre 10 minut. Wstałem i powoli podeszłem do drzwi. Otworzyłem je, a za nimi stał Junhong uśmiechający się na mój widok. Może mam zwidy? Pewnie tak. Zamknąłem drzwi i wróciłem na kanapę. Usłyszałem że ktoś woła moje imię. Dzwonek nadal nie przestawał dzwonić.
- To mi się śni prawda? - powiedziałem sam do siebie ponownie otwierając drzwi.
- Zostaję z tobą i nie zamykaj mi drzwi przed nosem, to nie grzeczne - powiedział, a ja nadal nie mogłem uwierzyć w to że stoi przede mną.
- Czekaj...co... co ty tu robisz? To na pewno ty?
- Yongguk skarbie, dobrze się czujesz?
- Niezbyt.
- Ohhh, usiądź zrobię ci herbatę i się tobą zajmę - złapał mnie za rękę i posadził na kanapie. Czułem się jak obłąkany.
- Dobrze...
Wrócił po chwili.
- Proszę kochanie, napij się - usiadł obok mnie po tym gdy podał mi kubek.
- Dziękuje - postawiłem kubek na stoliczku i przytuliłem Junhonga - już mi lepiej. Jak się tu znalazłeś?
- Umm to długa historia połóż się a ja ci wszystko opowiem - położył moją głowę na swoich kolanach. Wpatrywałem się w niego uważnie.
- Okej, słucham.
- A więc, kiedy odjechaliśmy zaczęła wypytywać kim jesteś. Nie chciałem jej okłamywać więc powiedziałem jej wszystko, a ona zaczęła cię wyzywać. Chciała jechać na policje to zgłosić ale ja jej zabroniłem. Nie posłuchała mnie i ruszyła w kierunku policji. Przestraszyłem się, nie chciałem żeby coś ci groziło. Gdy się zatrzymała wysiadłem i zacząłem na nią krzyczeć i ją wyzywać, jeden z policjantów to zauważył więc powiedziałem mu że jej nie znam. Poprosił ją o dokumenty i dowód ze jesteśmy spokrewnieni, niestety coś tam miała. Policjant kazał jej mnie uspokoic więc kazała mi wsiąść do samochodu. Zacząłem ją znowu wyzywać i kazałem jej mnie do ciebie zawieźć, zdenerwowała się i powiedziała że nie chce mieć takiego bachora jak ja na głowie i przywiozła mnie tu. A jak wysiadałem krzyknęła mi że ci współczuje bo jestem zwykłym gówniarzem.
- Boże, Junhong. Ja... nie wiem co powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić, ważne że jestem z tobą!
- Tak. To najważniejsze - przytuliłem go. W końcu nie czułem się jak świr. Wiedziałem że to nie jest iluzja. Junhong... mój ukochany Junhong naprawdę był przy mnie.
- Co będziemy dziś robić?
- A co chciałbyś robić?
- Co powiesz na wspólny prysznic? - szpenął mi do ucha. Czując jego oddech na mojej skórze przeszedł mnie dreszcz.
- Chętnie~
Wstałem i łapiąc Junhonga za rękę skierowałem się w stronę łazienki. W połowie drogi przycisnął mnie do ściany całując. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do łazienki.
Postawiłem go i odwróciłem się aby odkręcić ciepłą wodę. Nim się obejrzałem Junhong stał już nagi. Wszedł pod prysznic a ja w tym czasie sie rozebrałem i do niego dołączyłem. Nalał sobie na dłonie trochę płynu do kąpieli i kazał mi się odwrócić. Gdy już stałem plecami do niego zaczął masować moje plecy, wcierał w nie duże ilości mojego ulubionego płynu do kąpieli. W pewnym momencie zjechał aż do moich pośladków. Zaczął je masować, aż doprowadził mnie do cichych jęków, chyba mu się to podobało. Przesunął ręce na mojego penisa i masował mnie po pachwinie, nikt nigdy nie sparwił mi tyle przyjemności co on. Odwróciłem się twarzą do niego i go pocałowałem. Przycisnąłem go do ściany i zacząłem całować po plecach, uwielbiałem jego miekką skórę, była taka idealna. Rozłożył ręce a ja dłużej nie wytrzymując wszedłem w niego. Lekko pisknął ale po chwili zaczął wydawać z siebie ciche jęki. Prosił abym prześpieszył tak więc robiłem. Krzyczał i jęczał tak mocno że aż chciałem przestać jednak mi nie pozwolił. Po długim czasie w końcu jego krzyki z bólu zamieniły się w pełne rozkoszy. Ucieszyło mnie to że sprawiałem mu tyle przyjemności. Kiedy doszedłem odsunąłem się od niego. Odwrócił się do mnie i mnie pocałował. Wskoczył na mnie tak że upadłem a on razem ze mną, zaczęliśmy się śmiać. Spojrzał mi słodko w oczy i się uśmiechnął. Uwielbiałem jego uśmiech. Pocałowałem go w czoło a on oparł główkę o moją klatkę piersiową. Leżeliśmy tak przez dłuższy czas aż zrobiło nam się zimno. Wyszliśmy spod prysznica. Owinąłem wokół pasa ręcznik i poszedłem do siebie coś ubrać. Poszedłem do kuchni a w niej stał ubrany w moją koszulę Junhong. Wyglądał uroczo. Usiadłem przy stole i chciałem się czegoś napić jednak Junhong usiadł mi na kolana z kubkiem gorącej czekolady.
- Proszę to dla ciebie.
- Dziękuję kotku~
- Obejrzymy jakiś film?
- Jasne, znasz jakiś fajny?
- Hmmm, Seven days!
- Dobrze.
Włączyłem film który chciał obejrzeć Junhong. Był o dziecku które porwano. Widząc to jak zrozpaczona była potem matka, chciało mi się płakać. Mogłem tak samo stracić Junhonga. Ale tak samo jak on, to dziecko wróciło i z tego byłem najbardziej szczęśliwy. Gdy film się skończył zaniosłem Junhonga do łóżka. Rozmawialiśmy chwilę a potem zasnął. Nawet nie wiedziałem kiedy. Przytuliłem go i też zasnąłem. Gdy rano się obudziłem nie było go w łóżku. Wstałem i poszedłem zobaczyć czy nie ma go w kuchni. Tam także go nie było. Znalazłem go w łazience. Stał odwrócony w stronę okna. Podeszłem bliżej chcąc go przytulić, jednak nie spodziewałem się tego co zrobi. Naprawdę. Odepchnął mnie na tyle mocno że uderzyłem plecami w ścianę. Podszedł do lustra i rozbił je pięścią. Krew zaczęła coraz szybciej rozlewać się najpierw do umywalki potem na podłogę. Wziął podłużny kawałek rozbitego lustra i podchodził powoli w moją stronę. Pierwszy raz bałem się go. Panicznie. Do tego stopnia że nie mogłem się ruszyć i powoli opadłem na zimną podłogę. Stał teraz przede mną z wielkim uśmiechem na twarzy. Patrzył na mnie takim wzrokiem... jakby to nie był on. Jakby patrzył na mnie ktoś całekiem inny a nie mój ukochany Junhong.
- Ju-Junhong? Co ty robisz?
- Oh Yongguk, wyglądasz teraz bardzo uroczo~
- Uroczo? Junhong, proszę nie rób tego.
- Ależ kochanie, ja chce się tylko z tobą pobawić~
- Pobawić? Wcześniej też się tylko ze mną bawiłeś?
- Wiesz? Gdy cię poznałem próbowałem cię rozgryść ale kiedy doszedłem do wniosku że mi się to nie uda postanowiłem cię w sobie rozkochać, nie było trudno, jestem uroczy~ ale czasami sam odczuwałem coś dziwnego, coś co nie pozwalało mi ciebie skrzywdzić, okazało się zę cię pokochałem i trudno jest mi to zrobić ale wiesz o mnie zbyt wiele, muszę cie zabić. To nie będzie bolało skarbie.
- Skoro mnie kochasz naprawdę będziesz potrafił mnie zabić?
- Ja… ja muszę to zrobić - zamachnął się by uderzyć mnie ostrzem ale po chwili upuścił je i uklęknął na podłodze - nie… co ty ze mną robisz?! Jeszcze nigdy nikt na mnie tak nie działał, chce cie nienawidzić ale nie mogę! Ja przepraszam, musiałem… - skulił się bardziej i schował twarz w zgiętym ramieniu.
- Przepraszam… nie wiem jak mogłem chciaż przez chwile chcieć cie zabić. Chyba nie powinienem jeszcze opuszczać szpitala…
Nadal nic nie mówiłem.
- Kochanie wybacz mi, nie panowałem nad tym.
Nie mogłem nic powiedzieć.
- Ja… ja cie kocham, bardzo. Nie chciałem cię skrzywdzić, nie byłem sobą, obiecuje że to nigdy się nie powtórzy bo teraz wiem że jesteś dla mnie naprawdę ważny, proszę odezwij się do mnie… potrzebuje twojego głosu, dotyku, zapachu, potrzebuje ciebie całego, kochanie…
Jakby coś blokowało mnie całego.
- Gdyby nie ty dalej siedziałbym w tym szpitalu, a to najgorsze miejsce na ziemii. Jestem ci za to... wdzięczny. Ah, nie wiem jak chociaz przez chwilę mogłem pomyśleć o tym. Yongguk, kocham cię… c-czy ty mnie też?
Nawet nie drgnąłem trwając w tej grobowej ciszy.
- Czemu nic nie mówisz? Nie kochasz mnie? Yongguk ja.. Ja nie mogę bez ciebie żyć rozumiesz? Jeżeli mnie nie kochasz ja nie mogę, nie potrafię… - wziął do ręki szkło - po co mam żyć skoro mnie nie kochasz? Jestem dla ciebie zwykłym chorym psychicznie dzieckiem. Nie chce być dla ciebie udręką.
Zadziałało to na mnie. Automatycznie moje ciało wybudziło się z tego chwilowego paraliżu. Myśl o stracie go podziałałaby na mnie bez względu na wszystko. Rzuciłem się w jego stronę i wyrwałem mu z ręki szkło które już prawie przebiło jego delikatną skórę.
- Nie rób tego.
- Dlaczego? Przecież mnie nie kochasz! Od początku sprawiam ci problemy.
- Nigdy tego nie powiedziałem. Nigdy też nie mógłbym przestać cię kochać, Junhong...
- Ale… Czyli kochasz mnie? Po tym co chciałem zrobić?
- Może i jestem skończonym idiotą, ale tak. Pzecież nie mogę bez ciebie żyć.
- Oh Yongguk~! - rzucił mi się na szyję i zaczął płakać.
Zaskoczyłem sam siebie tym że potrafiłem mu wybaczyć coś takiego tak szybko.
- Po prostu o tym zapomnijmy, dobrze? - pokiwał głową i zaszlochał cicho - nie płacz już.
Wziąłem go na ręce i wyniosłem z łazienki uważając na szkła rozsypane po podłodze.
- Poczekaj tu chwilę, posprzątam a potem opatrzę ci ranę - spojrzał na swoją rękę a potem na mnie. Jego wzrok znowu był taki sam, a to sprawiało że ulegałem mu jeszcze bardziej.
Posprzątałem szybko szkło i krew z podłogi i wróciłem do Junhonga. Nadal stał w tej samej pozycji patrząc tępo w drzwi łazienki. Pomachałem mu ręką przed twarzą i wtedy się ocknął. Złapałem go za rękę i poprowadziłem prosto przed zlew który jeszcze chwilę temu cały był w malutkich kawałkach lustra i kroplach krwi. Odkręciłem kran i wsadziłem jego zakrwawioną dłoń pod strumień wody. Nawet nie zareagował. Gdy obmyłem rękę musiałem dokładnie obejrzeć jego ranę czy żaden kawałek szkła tam nie pozostał. Znalazłem jeden, mały który po prostu wjąłem palcami. Odkaziłem ranę i opatrzyłem ją. Popatrzyłem na niego. Całe jego ubranie było we krwi. Przebrałem go w moją koszulę. Kochałem patrzeć na niego gdy ją nosił.
- Chodź - złapałem go za rękę i udałem się do salonu prosto na kanapę - chcesz kakao?
Pokiwał głową uśmiechając się. Zrobiłem kakao i usiadłem obok niego. Wtulił się we mnie. Znowu wyglądał tak niewinnie. Tak słodko. Tak że mógłbym wybaczyć mu dosłownie wszystko. Ale to chyba normalne gdy kocha się kogoś tak bardzo, prawda?
~~ The end
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz