niedziela, 22 lutego 2015

Guilty pleasure (Jongkey)

- To kiedy masz wolne?
- W tą sobotę, a co?
- Chciałabym żebyś kogoś poznał no i przecież dawno się nie widzieliśmy...
- No dobrze, o której mam być?
- Na 14.
- Dobrze. Ja muszę już kończyć. Papa~
- To do zobaczenia.
To była moja mama która pewnie kolejny raz będzie mi wmawiać że powinienem sobie kogoś znaleźć. Pierwszy raz jednak powiedziała że chce bym kogoś poznał. Jeżeli umówiła mnie na randkę w ciemno, lub co gorzej zaaranżowany ślub to mam, mówiąc wprost, przejebane. Nie chciałem się żenić. A przynajmniej nie z kobietą której nie znam. Jednak moje obawy okazały się słuszne. Już na wejściu przywitała mnie, na pierwszy rzut oka, urocza brunetka. Potem okazała się być zadufaną w sobie laską próbującą na siłę być słodką. Męczyła mnie myśl o tym że naprawdę to spotkanie przed zaaranżowanym ślubem. Niestety moje obawy znowu się potwierdziły. I gdy już chciałem odmówić i zacząć się kłócić przypomniałem sobie ostatnie rodzinne spotkanie. To wkurwienie i odraza wymalowane na twarzy mojego taty mówiącego że pewnie jestem gejem. W jakiś sposób powstrzymało mnie to. Zgodziłem się lecz skrycie myślałem jak sprawić by to wszystko nie wypaliło. Nic nie przychodziło mi do głowy. Jeszcze.
Po omówieniu szczegółów ślubu i innych rzeczy wróciłem do dormu. Do towarzystwa które zdecydowanie wolałem. Do zespołu. Opowiedziałem im o wszystkim. Na końcu wszyscy wybuchnęli śmiechem i zaczęli knuć plany jak popsuć ten ślub. Nagle Onew wyskoczył z jednym pomysłem. Wieczór kawalerski. Ta część ślubu akurat mi się podobała.
Kilka dni później moja 'narzeczona' chciała się ze mną spotkać. Chciała omówić razem z moją matką kilka dokładniejszych szczegółów ślubu, a gdy poszły wybierać suknię ślubną mogłem wrócić do dormu.
Ślub już za tydzień. Najważniejsze właśnie zaczęliśmy omawiać. Key załatwi miejsce, Onew gości a Minho, Taemin i ja 'zaopatrzenie'.
Idąc kolejnego dnia budynkiem naszej wytwórni spotkałem Kibuma rozmawiającego z Amber.
- Hej Jonghyun, mam pytanie.
- Tak?
- Amber może wpaść na twój wieczór kawalerski?
- Ale to raczej męski wieczór...
- Stary, jestem bardziej męska od całego waszego zespołu.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- No skoro tak to chyba muszę się zgodzić.
- Dzięki - poklepała mnie po plecach uśmiechając się w tak charakterystyczny dla niej sposób - to ja już idę, do zobaczenia~ - odeszła machając do nas.
Na szczęscie wszyscy lubili Amber więc raczej nikt się nie obrazi. Tak też było. Onew zaprosił także członków Exo i tutejszych pijaków zwanych potocznie Super Junior. Również kilku naszych przyjaciół.
Nadszedł tak wyczekiwany przeze mnie dzień. Wieczorem poszliśmy wszyscy do klubu który znalazł Key. Weszliśmy do sali jakimś bocznym wejściem. Było tam sporo miejsca. Na środku stały cztery duże, czerwone kanapy a pomiędzy nimi był stół. Wszyscy znaleźli sobie miejsce i zaczęliśmy oczywiście od alkoholu i jedzenia. Ktoś nagle włączył muzykę. Od razu rozpoznałem że były to piosenki z mojego solo. Wszystkie światła nagle zgasły. Oświetlone było tylko jedno miejsce gdzie właśnie pokazał się jakiś facet, który zaczął tańczyć. Powoli większość świateł została włączona a tancerz usiadł mi na kolanach ściągając koszulę. Zszedł i nadal poruszając się w rytm muzyki ściągał resztę ubrań. Gdy skończył, wyszedł natychmiast a Key siedział klaszcząc.
- Czy to nie było piękne? - spytał.
- Ta...
- Czy to nie było oczywiste że to klub dla geji? - wszyscy spojrzeli na Donghae który to powiedział.
- A skąd ktokolwiek, poza Key, miał wiedzieć że to gejowski klub?
Nie odezwał się a dodatkowo Eunhyuk siedzący obok niego walnął go w głowę. Ignorując akty przemocy wróciliśmy do picia. Po jakimś czasie wszyscy byli na tyle wstawieni że zaczynali tańczyć. Niektórzy razem a niektórzy tak jak właśnie Key na stole. Złapałem go za rękę i pociągnąłem w swoją stronę tak że zeskoczył na ziemię. Poszliśmy w stronę gdzie tańczyło razem kilka innych osób i zacząłem tańczyć z Kibumem który ledwo juz trzymał się na nogach. Ja w sumie podobnie. Utrzymanie równowagi było nie lada wyzwaniem. Po chwili upadłem na ziemię trącony czyimś ciałem, a że nadał trzymałem Kibuma upadł prosto na mnie.
- Może pójdziemy już spać? - spytał.
- Ta, to chyba dobry pomysł.
- Okej, to chodź.
Wstał i pomógł mi się podnieść. Trzymając nadal moją dłoń prowadził mnie jasnym korytarzem aż do jednego z pokoi. Od razu rzuciłem się do dużego, dwuosobowego łóżka. Key położył się obok. Odwróciłem się w jego stronę wlepiając w niego wzrok.
- Hm? Coś nie tak?
- Jesteś śliczny - przysunąłem się bliżej i pogłaskałem go po policzku.
- Oh, Jonghyun...
- Naprawdę - złapałem go za brodę przysuwając jego twarz bliżej aż w końcu go pocałowałem.
- Co robisz? 
- Nic - znowu go pocałowałem. Nie mogłem się powstrzymać, on jest taki uroczy. Uśmiechnął się do mnie i zaczął jeździć palcem po kącikach moich ust. Wpatrywał mi się w oczy. Sam nie wiem kiedy moja ręką znalazła się na jego kroczu. Zacząłem rozpinać jego spodnie. Szybko je z niego zsunąłem. Położyłem się na nim a on zdjął ze mnie ubrania.  Zrobiłem mu pare długotrwałych malinek i zabrałem się za lepszą część zabawy. Wbiłem się w jego usta  z wielkim pożądaniem i wszedłem w niego łagodnie. Jego wyraz twarzy zdradzał  wszystkie emocje jakie odczuwał. Nie musiał nawet nic mówić,  po jego minach wiedziałem kiedy zwolnić a kiedy przyśpieszyć. W sumie od początku moje tępo było takie samo. Paznokcie Kibuma wbijały się w moje plecy. Kiedy moje ruchy przyspieszyły zaczął wydawać z siebie głośne, a nawet bardzo głośne jęki. Kazał mi przyśpieszać. Oczywiście go słuchałem. Skończyło się. Opadłem na niego bezsilny. Złapał mnie za szyje i przyciągnął do swojej twarzy. Pocałował mnie a potem zaczął mi mruczeć do ucha. Urocze. Położyłem się obok niego i wsunąłem nogę pomiędzy jego. Wtuliłem się w jego ciepłe ciało. Może i to co się teraz wydarzyło jest spowodowane tym że jesteśmy mocno wstawieni, ale nie będe tego żałował. Pragnąłem go, od dawna.
Rano obudziłem się z bólem głowy. To było do przewidzenia. Obok spał jeszcze Kibum. Przysunąłem się bliżej całując go w policzek. Może nie do końca pamiętam co było na imprezie, ale pamiętam każdy szczegół odkąd weszliśmy do tego pokoju. Byłem szczęśliwy. Nawet bardzo, a przecież tylko leżałem obok śliniącego się, śpiącego Kibuma. Wyglądał tak uroczo. Objąłem go łapiąc za jego dłoń.
- Bummie, wstawaj~ - szeptałem do jego ucha.
Nadal nawet nie drgnął.
- Keeey - odsunąłem jego koszulkę w górę i zacząłem go łaskotać.
Obudził się tak gwałtownie że prawie spadł z łóżka, jednak udało mi się go złapać.
- C-co się stało? - wyglądał na przerażonego.
- Um...
Popatrzył na mnie, potem na podłogę gdzie leżały ubrania, na łóżko z pogniecioną pościelą. Wziął pierwsze lepsze ubrania, nałożył je i wybiegł z pokoju. Ubrałem szybko spodnie i wybiegłem na korytarz. Nie było go. Przeklnąłem w myślach i poszedłem do pokoju by ubrać się i wrócić do dormu. Spojrzałem na telefon wychodząc z budynku, była prawie 16. Powinienem się przygotowywać do ślubu a jedynie cały czas myślałem o Kibumie. Ignorowałem nawet telefony od mamy, myśląc że może on zadzwoni. Ale tego nie zrobił. Wieczorem wyszedłem z pokoju by poszukać Onew. Chciałem z nim pogadać o tym wszystkim. Miałem szczęście bo akurat przechodził korytarzem.
- Onew, chodź na chwilę.
- Coś się stało?
- Tak jakby. Chcę o czymś porozmawiać.
- W porządku.
Wszedł do pokoju i usiadł koło mnie na łóżku.
- A więc, w czym problem?
- Nie wiem czy chcę tego ślubu.
- Czemu?
- Bo ja... ja się zakochałem.
- No to chyba dobrze skoro masz z nią spędzić resztę życia.
- Nie w niej.
- To w kim?
Spojrzałem na niego a potem spuściłem głowę.
- W Kibumie - wymamrotałem cicho.
- Że co? - patrzył na mnie jakby z przerażeniem - ale jak?
- Na tym wieczorze kawalerskim my... - chwilę wahałem się czy aby na pewno chcę mu to powiedzieć - no wiesz...
Nic nie powiedział wyglądając jakby miał zaraz paść na zawał.
- Rozmawiałeś z nim? - powiedział po dłuższej chwili.
- Nie. Nie wiem gdzie jest.
- Tak czy siak... powinien być jutro na ślubie.
- Masz rację - trochę mnie to uspokoiło.
- To... ja już pójdę. Idź spać.
- Dobrze. Dziękuję.
Poszedłem wziąć prysznic a potem położyłem się do łóżka, ale nie moglem zasnąć. Cały czas bałem się tego co będzie jutro. Po dłuższym czasie wpadłem na tak genialny pomysł że chciałem by już był kolejny dzień, dzień ślubu. Rodzice mnie zabiją...
Rano wstsłem nawet wyspany. Wszedłem do kuchni gdzie czekała już na mnie mama.
- Tu masz garnitur. Zjedz coś i się ubierz.
- Jasne, mamo.
Zrobiłem tak jak powiedziała. Godzinę później jechaliśmy do kościoła, bo rodzice oczywiście uparli się na ślub kościelny. Wszedłem do środka czekając na moją narzeczoną. Zauważyłem Kibuma. Uśmiechnąłem się do niego jednak mnie nie zauważył. Nareszcie raczyła się pojawić. Szła środkiem ze swoim ojcem szczerząc się do wszystkich.
- Czy ty Soohyun bierzesz tego oto Jonghyuna za męża? - spytał ksiądz po części bezużytecznej przysięgi.
- Tak - odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
- A czy ty Jonghyun bierzesz tą Soohyun za żonę?
- Mogę się jeszcze zastanowić?
- To nie czas i miejsce...
- Ma ksiądz rację. Moja odpowiedź brzmi nie.
Ignorując wszystkich wyszedłem z kościoła po drodze łapiąc Kibuma za rękę. Poszedłem z nim za budynek. Wyrwał swoją rękę z mojego uścisku.
- Czemu to zrobiłeś? - spytał przerywając tą ciszę.
- Bo wolałbym być z kimś kogo kocham.
Uniósł wzrok na mnie. Dopiero teraz zauważyłem jak się rumienił. Podeszłem bliżej łapiąc go za rękę. Ścisnął ją mocniej jednak po chwili po prostu uciekł. Kompletnie nie miałem pomysłu co teraz zrobić. Gdybym wrócił wszyscy by mnie pozabijali a cmentarz niedaleko...
Obeszłem kilka budynków i dotarłem do jakiegoś parku. Pierwszy raz byłem w tym miejscu. Rozejrzałem się po okolicy. Poza jedną osobą siedzącą na ławce, oddalonej kilkanaście metrów dalej, nie było tu nikogo. Usiadłem na ławce i przyglądałem się tamtemu człowiekowi. Chwila, skąś kojarze ten kolor włosów...
- Bummie? - stałem przed chłopakiem chowającym twarz w dłoniach.
Podniósł wzrok na mnie.
- J-jonghyun? - chwilę mi się przyglądał zapłakanymi oczami, a potem wstał i znowu chciał uciec. Tym razem nie pozwoliłem mu na to.
- Nawet nie próbuj mi znowu uciekać. Muszę z tobą porozmawiać.
- D-dobrze - usiadł na ławce.
Nadal płakał ocierając twarz chusteczka którą mu podałem.
- Nie chciałem. Przepraszam.
- Za co?
- Chciałem żeby twoi rodzice nie mieli cię za...
- Za geja?
Kiwnął głową.
- Oh, Kibum - przytuliłem go - będą musieli się z tym pogodzić.
- Bo... myślałem że nie chcesz by tak myśleli. Dlatego uciekałem.
- Nie obchodzi mnie to. Jedyne czego chce to ty, Kibum.
- Naprawdę? - spojrzał na mnie.
Pokiwałem głową uśmiechając się. Od razu przestał płakać a po chwili niespodziewanie mnie pocałował. Jego usta nadal były słone od łez, ale jednak... jednak to nadal był mój słodki Kibum. Mój Kibum.
Wstałem z ławki i złapałem go za rękę.
- Wracamy?
Uśmiechnął się i wstał.
- Tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz