niedziela, 25 stycznia 2015

Would you hold my hand and never let it go? (Jren)

Chuseok. Święto które zwykle spędza się z rodziną, lub na festiwalach. A ja jak zwykle byłem sam. Przestałem się już tym przejmować, jednakże mówię o tym bo właśnie wtedy stało się coś niezwykłego.
Znudziło mi się kilkugodzinne oglądanie telewizji, więc postanowiłem wyjść na spacer. Było już ciemno. Liczyłem na to że chociaż pooglądam fajerwerki. Poszedłem w moje ulubione miejsce, czyli kamienna płyta pod drzewem przy rzece. Nocą było tu naprawdę ślicznie. Gdy położyłem się i spojrzałem w górę przez liście drzewa było widać migoczące gwiazdy, a teraz nawet sztuczne ognie. I księżyc. Nagle mnie olśniło. Przypomniałem sobie jak w dzieciństwie, właśnie w Chuseok, wypowiadałem pod księżycem życzenia. Żadne nigdy się nie spełniło, ale coś popchnęło mnie do tego by spróbować jeszcze raz. Rozejrzałem się dookoła. Nikogo nie spostrzegłem. Usiadłem, spojrzałem na księżyc w pełni i przyglądałem mu się dłuższą chwilę. Pomyślałem o tym jak bardzo oszukiwałem sam siebie. Wmawiałem sobie że bycie samotnym mi pasuje, że jest mi dobrze. Jednak w głębi siebie czułem się okropnie będąc sam. Zamknąłem oczy, złączyłem dłonie kładąc je na kolanach i wypowiedziałem "Nie chcę więcej żyć sam". Otworzyłem oczy. Oczywiście wiedziałem że tak nagle nie zjawi się przede mną ktoś, kto postanowi się ze mną zaprzyjaźnić, ale czułem niezłomną wiarę w to że moje życzenie się spełni. Cieszyło mnie to. Chciałem już wrócić do domu by jak najszybciej nadszedł kolejny dzień. Poszedłem do mieszkania, szybko umyłem się i wszedłem do łóżka. Dłuższą chwilę nie mogłem zasnąć jednak udało mi się. Miałem sen, z którego głównie pamiętam osobę ze skrzydłami, blond włosami i w białej szacie. Ludzie zwykli nazywać takie postacie aniołami, jednak ja nie wierzyłem w takie rzeczy. Obudziło mnie coś, co świeciło niesamowitym blaskiem. Ledwo mogłem otworzyć oczy. Jakby ktoś zesłał słońce wprost przed moje okno. Gdy świeciło coraz mnej usiadłem na łóżku i zobaczyłem kogoś, siedzącego na moim łóżku. To był właśnie moment życia, gdzie zwykle w filmach akcja prawie się zatrzymuje, tłum ludzi przestaje obchodzić bohatera i widzi tylko tą jedną, jedyną osobę. Tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia. Chwilę jeszcze przyglądałem się dziewczynce siedzącej na końcu łóżka. Była przeurocza.
- Umm, witaj. Kim jesteś?
- Nazywam się Ren. - tak jak sądziłem miała także śliczny głos.
- Miło mi cię poznać. Zanim zacznę pytać, jak udało ci się tu wejść i tak dalej... po prostu muszę ci powiedzieć że jesteś piękna.
- Jak już to piękny. Jesteś ślepy czy głupi?
Zatkało mnie.
- Oh, wybacz. Myślałem że jesteś dziewczyną. Masz długie włosy i taką dziewczęcą twarz...
- Dobra, wybaczę ci. Nie jesteś pierwszą osobą która się pomyliła.
- Dobrze, więc... jak się tu dostałeś?
- Po prostu się pojawiłem. Zgodnie z twoim życzeniem.
- Że co? Ale... jak?
- Chciałeś nie być sam, więc jestem.
- A skąd tu przybyłeś?
- Sam nie wiem, to dziwne miejsce. Zdecydowanie wolę być tutaj.
- Dobrze. Ale... czemu akurat ty?
- Pamiętasz kamienną płytę na której siedziałeś wymawiając życzenie?
- Tak.
- To mój grób.
Zatkało mnie dwa razy bardziej.
- Więc ty... Oh, wybacz. Teraz jesteś duchem czy coś w tym stylu?
- No.. tak.
Byłem ciekawy. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę. Rzeczywiście. Nie mogłem go dotknąć.
- Ah, nie rób tak. To dziwne uczucie.
- Przepraszam. Chciałem tylko sprawdzić czy nie kłamiesz.
- Nie potrafię kłamać.
- Naprawdę?
- Tak.
- Umm, a jest jakiś sposób byś znowu mógł żyć jako człowiek?
- Tak właściwie... Chuseok jeszcze trwa. Gdybyś znowu wypowiedział życzenie mogłoby się spełnić.
- Tak? A mam jakąś pewność że zadziała?
- Wiesz, gdy czegoś bardzo pragniesz jest duże prawdopodobieństwo że się uda.
- Rozumiem.
Nie mogłem się doczekać wieczora. Jednak dość szybko minął mi czas dzięki rozmawianiu z Renem. Nim się obejrzałem było już ciemno.
- Um, a czy wszyscy ludzie cię teraz widzą?
- Tylko ty.
- Ah, dobrze.
Gdy szedłem ulicą nie odezwałem się do Rena. Wyglądałbym głupio i tak, jakbym mówił sam do siebie. Jednak nie wytrzymywałem gdy patrzył ciągle na mnie a potem się odezwał.
- Dlaczego nic nie mówisz?
- Um, sam nie wiem.
- Ah, okej.
- Tak się zastanawiałem... Ren to twoje prawdziwe imię?
- Tam tak. Nie pamiętam jak nazywałem się będąc tu na ziemi.
- Może będzie jakiś napis na tamtej płycie? Nigdy wcześniej się jej nie przyglądałem.
- Możemy sprawdzić.
- Dobrze.
Dotarliśmy na miejsce. Najpierw sprawdziłem nagrobek. Rzeczywiście był tam napis. Nazywał się Choi Minki, słodko. Ktoś, kto ma w sobie tyle uroku musi mieć równie urocze imię.
- Wiesz, trochę głupio mi teraz tu siadać wiedząc że to twój grób.
- Śmiało. Ostatnio to właśnie tutaj ci się udało...więc może tym razem też wyjdzie.
- Mam nadzieję.
Usiadłem obok Rena i tak jak wtedy spojrzałem na księżyc, zamknąłem oczy i wypowiedziałem życzenie. "Chciałbym by Ren znowu stał się człowiekiem. By znowu był Choi Minkim". Otworzyłem oczy. Nie było go obok. Poczułem się znowu tak bardzo samotny. Znowu tak źle jak wczesniej. Nie. Gorzej. Przecież straciłem moją pierwszą miłość. Zacząłem wołać jego imię. Nadal się nie pojawiał. Pobiegłem do domu. Wręcz panikując zacząłem szukać go wszędzie i biegać po całym mieszkaniu. Gdy wbiegłem do sypialni ujrzałem kogoś śpiącego w moim łóżku. Uspokoiłem się. To ta sama blond czuprynka. Podszedłem bliżej i chciałem sprawdzić czy mi się udało. Zacząłem się denerwować. Wyciągnąłem dłoń i zamknąłem oczy. Przesuwałem ją powoli gdy nagle poczułem ciepło pod palcami. Udało mi się. Naprawdę się udało. Nigdy wczesniej nie byłem tak szczęśliwy.
- Oh, Minki... - położyłem się obok, przykryłem nas kołdrą i wtulając się w niego zasnąłem.
Rano gdy się obudziłem, obok łóżka stał Minki owinięty jedynie kołdrą. Wpatrywał się we mnie z przerażeniem.
- Minki... coś nie tak?
- Gdzie ja jestem? I dlaczego się tak do mnie zwracasz, prostaku?
- A jak mam ci mówić?
- Może tak łaskawie wasza wysokość?
- Że co?
- Przecież jestem księciem.
- Minki słonko, jest dwudziesty pierwszy wiek. Nie mamy księcia w Korei.
- Ale dlaczego? Co się stało? To wszystko jest takie dziwne...
- Mam ci teraz opowiadać historię Korei?
- Nie. Dlaczego tu jestem?
- Byłeś moim życzeniem na Chuseok. Dzięki temu udało ci się wrócić na ziemię.
- Naprawdę? - rozejrzał się po pokoju. Dostrzegł okno i do niego podbiegł.
- Ee, tak.
- Oooh, wszystko tak się zmieniło. Jak tu brzydko...
- Czy ja wiem...
- Zimno mi.
- Ah, no tak. Chodź, dam ci jakieś ubrania. Chcesz wziąć prysznic?
- A co to jest?
- Takie miejsce, gdzie z sufitu leci woda i tam się myjesz.
- Łoo, to musi być wspaniałe. Chce to zobaczyć. Prowadź sługusie!
- Ej, jestem Jonghyun i to że mam zamiar ci pomagać, nie znaczy że jestem twoim sługą.
- Jasne sł...Jonghyun.
- No. To chodź. - złapałem go za rękę i poprowadziłem do łazienki.
- Um, więc tu odkręcasz wodę, tu masz żel do kąpieli, tu szampon. Chyba dasz radę... ja pójdę poszukać ci jakieś ubrania.
- Czekaj - złapał mnie za koszulkę - nie dam rady. Zresztą, jestem przyzwyczajony do tego że ktoś mnie myje...
- Oh, dobrze. Ale... nie myśl że będę robił to zawsze... musisz nauczyć się żyć normalnie.
- Normalnie...
- Ah... dobra, poczekaj chwilę pójdę po ręcznik i ubrania.
Wróciłem po chwili trzymając w ręku moje stare ubrania. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- A gdzie reszta?
- Jaka reszta?
- No bo... to wygląda jak to co zwykle zakładam pod szaty.
- Ohh, wybacz ale nie mamy tu takich ubrań.
- Ale jak to?
- No tak... dobra, oddaj tą kołdrę i wejdź tam - wskazałem palcem na prysznic.
Odłożyłem kołdrę na kosz z praniem i zacząłem go myć. Na początku trochę się mnie bał, ale później było lepiej. Ubrać też go musiałem.
- Oh, wyglądam tak dziwnie...
- Normalnie. Jak każdy w twoim wieku.
- Sądzę że mało osób ma tutaj ponad 500 lat...
- Rzeczywiście. Zapomniałem. Ale to przez to że wyglądasz na conajmniej 19.
- W tym wieku zmarłem.
- Oh, to pewnie dlatego... ja teraz mam tyle.
Uśmiechnął się.
- Chodźmy coś zjeść.
- Chętnie.
Wyszedł pierwszy z łazienki a ja tuż za nim.
Zatrzymał się przy stole i tylko wbił we mnie wzrok.
- Coś nie tak? Siadaj.
- Um... - nadal się wahał.
- Po prostu odsuń krzesło i usiądź.
- Nigdy wcześniej tego nie robiłem.
- Ahh, jeszcze tyle muszę cie nauczyć...
- Dziękuje za to że chcesz mi pomóc.
- Nie ma sprawy.
Otworzyłem szafkę. Za dużo w niej nie miałem. Ale były płatki.
- Proszę - postawiłem przed nim miseczkę.
- Co to ma być?
- Płatki.
- Że co?
- Hm, to... takie małe ciastka.
- Ah, rozumiem. A gdzie reszta?
- Jaka reszta?
- Nie sądzisz że to za mało?
- Jak będziesz chciał więcej to zrobię ci gdy skończysz.
- Dobrze... a jak to się je? Jak zupę?
- Tak.
- W porządku.
Wziął łyżkę i najpierw posmakował mleka, dopiero potem wziął trochę płatków. Chyba mu smakowały. Skończył jeść zanim ja zjadłem połowę. W dodatku poprosił o więcej. Po śniadaniu postanowiłem pokazać mu telewizję. Był zachwycony. Nigdy nie spodziewał się że coś takiego może powstać.
- Emm, Jonghyun...
- Tak?
- Bo ja muszę... wiesz...
- Ah, rozumiem. Ale, mam nadzieję że nie robili tego za ciebie wcześniej...
- Tego akurat nie.
- Dobra, chodź.
- Znowu prysznic?
- Nie. Mam tu też takie miejsce gdzie załatwiasz potrzeby...
- Jakie magiczne.
- Nie, to normalne. Każdy to ma.
- Naprawdę? - krzyknął zdziwiony.
- Tak.
Pokazałem mu wszystko i wróciłem do salonu. Bawiłem się telefonem gdy Minki wrócił.
- A co to takiego?
- To jest telefon.
- Czyli? Wygląda śmiesznie - usiadł mi na kolanach - co się tym robi?
- Um, możesz robić wiele rzeczy, ale głównie zostały wynalezione po to by móc rozmawiać z kimś kto jest od nas daleko.
- Tak bez widzenia się z nim? Mogę rozmawiać z kimś kto jest na przykład na dworzu?
- Tak.
- Ojej. Nawet nie marzyłem o czymś takim. Mogę spróbować?
- Poczekaj chwilę. Musiałbym znaleźć drugi. Gdzieś w pokoju powinienem go mieć. Czy mógłbyś... - zanim skończyłem zdanie, przesiadł się z moich kolan na kanapę.
- Proszę. Gdy zacznie wydawać dźwięki, przyciśnij to - wskazałem na klawisz.
- Rozumiem.
- Okej, to ustań przy oknie a ja wyjdę na zewnątrz.
- Dobra.
Gdy byłem przed blokiem, odnalazłem wzrokiem moje okno i zadzwoniłem.
- Hej~
- Ojej, naprawdę cię słyszę! To niesamowite! - widziałem przez okno jak zaczął skakać.
- No nie? Jak chcesz, mogę ci dać ten telefon. Będę do ciebie dzwonił gdy pójdę do pracy.
- Dobrze, dziękuję.
- Nie ma za co. Dobra, wracam do środka. Zimno tu trochę.
Dłuższą chwilę zachwycał się telefonem i tym co można nim robić. Pod wieczór nadszedł czas na kolejny cud - światło.
- I nie potrzebujesz do tego ognia?
- Nie. Wystarczy przycisnąć o tutaj.
- Też mogę?
- Oczywiście.
Podbiegł do włącznika i kilka razy zgaszał i zapalał światło.
- Łaa ~
- Dobra, wystarczy. Bo popsujesz.
- Popsuje? Myślałem że się nie da...
- Oh, nie wszystko jest takie wspaniałe...
- Rozumiem.
- Pooglądamy jeszcze telewizję?
- Tak!
Usiadł tuż koło mnie. Objąłem go i włączyłem jakąś dramę. Pod koniec odcinka popłakał się.
- Hej, nie płacz - otarłem łzy które spływały mu z policzka - to nie jest naprawdę. Oni tylko grają.
- A-ale... to było okrutne...
- Tak, ale wszystko jest dobrze. Nie płacz - pocałowałem go w czoło.
- Dobrze. Umm, Jonghyun... spać mi się chce - ziewnął.
- Oh, okej. To będziesz spał u mnie a ja prześpię się tutaj.
- Nie, proszę. Boje się spać sam.
- Ah, no dobra.
Gdy chciał się podnieść, wziąłem go na ręce i zaniosłem prosto do łóżka.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy.
Położyłem się obok.
- Jonghyun~ mogę cię przytulić?
- Jasne. Możesz to robić kiedy tylko zechcesz, nie pytaj.
- Dobrze. - wtulił się we mnie i zasnął z uśmiechem na ustach. Oh, jaki on jest słodki.
Kolejny dzień był już dla mnie prostszy. Wiedział już trochę więcej. Narzekał mniej. Postanowiłem zabrać go na spacer. Niektóre miejsca niezwykle mu się podobały, inne wręcz przeciwnie. Zwiedziliśmy chyba połowę miasta. Może i wyglądało to głupio gdy pytał o najprostsze rzeczy, ale nie przejmowałem się tym. Nie myślałem o niczym innym, tylko o nim.
Po południu musiałem iść do pracy. Pewnie znowu wrócę w środku nocy.
- To ja już wychodzę. Nie popsuj niczego i uważaj na siebie. A gdyby coś się stało to już wiesz jak do mnie zadzwonić. Telefon jest w kuchni.
- Jasne. Dam radę. Powodzenia - pomachał mi.
- Do widzenia.
Do domu wróciłem około 3 nad ranem. Minki spał na kanapie przed telewizorem. Wyłączyłem go i znowu zaniosłem Choia do łóżka. Wyszedłem by wziąć prysznic a potem położyłem się obok niego. Dość długo przyglądałem mu się. Odgarniałem włosy które opadly mu na twarz, gdy odwrócił się w moją stronę. Jego twarz i moją dzieliły milimetry. Ciężko było mi się powstrzymać od tego by go nie pocałować. Ale... przecież śpi. Wtedy po raz pierwszy kogoś pocałowałem. To było fantastyczne uczucie. Przesunąłem się, przytuliłem go i zasnąłem.
Minęły już prawie dwa miesiące odkąd Choi Minki, szesnastowieczny książę zamieszkał w moim domu. Moje życie zmieniło się nie do poznania. Ja także. Nigdy wcześniej nie byłem szczęśliwszy. Minki szybko wszystkiego się uczył. Już nie musiałem tłumaczyć mu wszystkiego. Odkrył w sobie nawet talent do gotowania. Raz, gdy wróciłem zmęczony z pracy przygotował dla mnie kolację. To było niesamowite.
- Um, Minki... tak właściwie, kiedy masz urodziny?
Trochę posmutniał.
- Coś się stało?
- Nie, nic. 8 listopada.
- Ooo to niedługo. Dziś mamy 6 listopad.
- Tak?
- Tak.
Kolejnego dnia, jak zwykle spaliśmy razem. Lecz około 5 rano obudził mnie swoim krzykiem. Spojrzałem na niego, dalej spał. Szturchnąłem go lekko. Po kilku minutach się obudził. Cały aż się trząsł i płakał.
- Co się stało? Miałeś koszmar?
Przytulił mnie trzęsącymi się dłońmi i pokiwał głową.
- On chciał mnie znowu zabić...
- Co? Kto?
- T-ten sam co wcześniej. O-on zabił wtedy całą moją rodzinę.... i to jeszcze w moje urodziny. Ja chciałem uciec... ale mnie znalazł... - płakał coraz mocniej.
- Oh, nie płacz, proszę. Wszystko jest dobrze. Tu jesteś bezpieczny.
- Tak?
- Tak. Nic ci się nie stanie. Obiecuje. Nie pozwole nikomu cię skrzywdzić.
- Naprawdę? - odsunął się i popatrzył na mnie lekko zdziwiony.
- Tak. Przecież jesteś dla mnie najważniejszy.
- Jonghyunnie~ - rzucił mi się na szyję, aż upadłem na plecy - dziękuje. Jesteś najlepszy.
- Bez przesady...
- Nie przesadzam.
- Przesadzasz.
- Nie! Przecież nie kochałbym cię gdybyś nie był tak niesamowity...
- Czekaj, co ty powiedziałeś?
- Że jesteś niesamowity.
- Nie, wcześniej.
- Że cię ko... - zakrył usta dłonią - o nie. Ja... przepraszam....
- Oh, Minki... nie przepraszaj. Ja... też cię kocham.
- Naprawdę?
- Tak. Nigdy wcześniej nikogo nie kochałem... ale potem zobaczyłem śliczną dziewczynkę siedzącą na moim łóżku. Potem ta dziewczynka okazała się chłopcem. Jeszcze później zamienił się w prawdziwego chłopca. A teraz... leży wtulony we mnie a ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Oh... dziękuję ci. Dziękuję... za wszystko. Jesteś cudowny. Kocham cię.
- Ja ciebie też Minnie~ mój śliczny...
Przysunął się bliżej mojej twarzy i subtelnie pocałował mnie w usta.
- Jesteś przeuroczy.
Położył głowę na mojej piersi, tuż nad sercem które waliło teraz jak szalone. Objął mnie, złapał za rękę i zasnął.
Może i określenie 'żyli długo i szczęśliwie' jest zbyt tandetne i przereklamowane... ale nic lepiej nie opisuje naszego życia~

niedziela, 18 stycznia 2015

Nazywasz miłość rzeczą delikatną? Cz.2 (Banglo)

Minął już mój pierwszy miesiąc w szpitalu psychiatrycznym na oddziale dziecięcym. Coraz bardziej lubiłem przychodzenie tutaj. Junhong zmienił się. Oczywiście na dobre. Byłem dumny i szczęśliwy. I jednocześnie z dnia na dzień coraz bardziej się w nim zakochiwałem. Ale ciężko mi było się do tego przyznać nawet przed samym sobą, więc na razie nawet mu o tym nie wspominałem.
Był poniedziałek. Jak zwykle rano wstałem wcześnie i popędziłem do szpitala. Po pomocy przy śniadaniu chciałem iść do Junhonga, ale zostałem wezwany do ordynatora.
- Dzień dobry. Czy coś nie tak?
- Wszystko w porządku. I to jak najlepszym. A to wszystko dzięki panu.
- Dzięki mnie?
- Oczywiście, odkąd pan się tu pojawił Junhong zmienił się nie do poznania.
- Naprawdę? - niedowierzałem, bo myślałem że tylko ja dostrzegam w nim poprawę.
- Tak. I chciałem panu za to podziękować.
- Oh, cóż... w końcu po to tu jestem. Umm... mógłbym o coś spytać?
- Jasne.
- Czy Junhong ma jakieś szanse by dostać przepustkę na weekend?
- Oh... myślę że teraz tak. Ale on nie...
- Ah, spokojnie. Chciał tylko mnie odwiedzić.
- No dobrze. Także, myślę że mógłbym się zgodzić na ten weekend. Wiem że mogę panu ufać.
- Naprawdę?
- Tak.
- Oh, ja... dziękuję bardzo!
- Nie ma za co. - uśmiechnął się do mnie.
- To ja... ja już pójdę. Do zobaczenia. I jeszcze raz dziękuję.
- Do widzenia.
Poszedłem szybko do Junhonga. Siedział na łóżku i czytał książkę którą mu pożyczyłem.
- Hej, mam dobre wieści~
- Hej! Ah, tak? Jakie?
- Byłem u ordynatora i zgodził się na przepustkę.
- Naprawdę? Jejku jak się cieszę! Dziękuję! - rzucił mi się na szyję a po chwili pocałował mnie w policzek. Oh.
- Oh.. ja też się cieszę. Starałeś się cały czas więc teraz nawet nie próbuj tego wszystkiego zepsuć.
- Nie zepsuję, obiecuję ci to! Jejkuu jak się cieszę! A kiedy mogę wyjść?
- O to nie pytałem, ale myślę że w piątek.
- Ooo to świetnie! Nie mogę się doczekać! - wtulił się we mnie jeszcze mocniej i oparł głowę o moje ramię.
- Oh, ja też. Nawet nie wiesz jak bardzo. - pogłaskałem go po głowie.
- Będę miał cię teraz tylko dla siebie. - odsunął się i spojrzał mi prosto w oczy.
- Oh, Junhong. - spojrzałem na jego śliczne usta. Nie mogłem się powstrzymać. To było silniejsze ode mnie. Pocałowałem go czule. Przez chwilę chyba nie wiedział co właśnie się stało, jednak potem złapał za materiał mojego sweterka i nieśmiale zaczął oddawać pocałunki. Złapałem go za biodra, usiadłem na łóżku i posadziłem go sobie na kolanach. Całowałem coraz bardziej namiętnie. Wsunąłem dłoń pod jego koszulkę dotykając jego miękkiej skóry na klatce piersiowej. Oh, miałem ochotę jak najszybciej zacząć ją całować. Junhong uroczo zamruczał mi wprost do ucha. Zjechałem niżej na jego szyje, liżąc ją i całując. Pozostawiłem też kilka malinek. Kompletnie tracąc resztki rozsądku zdjąłem mu koszulkę i w końcu mogłem poczuć pod swoimi wargami jego skórę. Oh, taka cudowna. Byłem tak szczęśliwy. Ale coś oczywiście musiało mi to popsuć. Ktoś zapukał do drzwi, grzecznie pytając czy może wejść bo ma leki dla Junhonga. Dopiero wtedy przypomniało mi się że jestem nadal w szpitalu. Boże, co ja chciałem zrobić. Junhong szybko zeskoczył ze mnie i ubrał koszulkę, krzycząc że może już wejść. Mijając w drzwiach niską blondynkę, wyszedłem stamtąd i tego dnia już nie wróciłem. Czułem się zbyt upokorzony.
Nadszedł tak długo wyczekiwany piątek. To był najdłuższy tydzień w moim życiu. Wydawał się jeszcze dłuższy zważając na to jak się zaczął. Po zakończonej pracy i załatwieniu wszystkiego związanego z wyjściem Junhonga, poszedłem do niego.
- Hej Junhong~ i jak, gotowy?
- Hej - podbiegł bliżej i mnie przytulił. - tak! Jakoś od wtorku~
- No to możemy już iść.
- Oh, dobrze. Jestem taki podekscytowany.
Gdy tylko wyszliśmy za drzwi budynku uśmiech nie schodził z twarzy Junhonga. Odkąd go poznałem nigdy tyle się nie uśmiechał. Cieszyło mnie to. Wszędzie się rozglądał i gdy spostrzegł że już dawno wyszliśmy z obszaru szpitala, złapał mnie za rękę i trzymał ją aż dotarliśmy przed drzwi mojego mieszkania. Weszliśmy do środka a mój pies jak zwykle się na mnie rzucił domagając się spaceru i jedzenia.
- O, cześć Tigger, mamy gościa.
- Ohhh, jaki on rozkoszny. - pogłaskał go, a Tigger jak zwykle zaczął się cieszyć.
- Musimy wyjść z nim na spacer.
- Chętnie!
Przypiąłem psa do smyczy i podałem ją Junhongowi.
- Trzymaj go.
- Jejku~ chodź Tigger, idziemy!
Wyszliśmy z domu i spacerowaliśmy z Tiggerem przez całą godzinę. Widać było że Junhongowi się to podobało. Po długim spacerze wrociliśmy do domu i postanowiliśmy zrobić kolację. Oczywiście był to makaron bo ani on, ani ja nie umieliśmy gotować. Ale nie wyszło tak źle jak się spodziewałem. Najedzony usiadłem na kanapie a Junhong stanął za mną. Powoli zaczynał całować mnie po szyi. Swoje cieplutkie rączki wsadził mi pod koszulkę i masował moja klatkę piersiową. Robił tak przez dłuższą chwilę jednak w pewnym momencie przerwał i wyjął dłonie spod mojej koszulki.
- Yongguk, spójrz na mnie - odwrociłem się ku niemu i spojrzałem w jego śliczne oczy, usmiechnął się do mnie i przeskakując oparcie kanapy usiadł na mnie okrakiem. Kontynuował całowanie mojej szyi, przyznam że bardzo mnie to podniecało. W jednej chwili z szyi przeniósł się na moje usta. Całował mnie tak energicznie a zarazem czule, ohh nikt nie dorówna jego pocałunkom. Nagle znowu przerwał.
- Yongguk?
- Tak Junhong?
- Chce to zrobić, z tobą, TERAZ.
- Ale Junhong, przecież to...
- Pedofilia? Nie myślałeś o tym dwa lata temu rozbierając tamtego chłopaka...
- Ale Junhong..
- Dobra, nieważne! Zapomnij - był już na skraju płaczu. Proszę cię Junhong, nie... ah nie mogę patrzeć na to jak płacze.
- Um Junhong, przepraszam. Po prostu to przez tamte zdarzenie... ah ja też tego chcę - odrazu rozpromieniał.
- Naprawdę? - nadal mam wątpliwości ale nie chce go ranić, zrobię wszysto.
- Tak - szeroko się uśmiechnął lecz po chwili jego uroczy uśmiech zamienił się w uśmiech pełen pożądania. Spojrzał mi głęboko w oczy i nie odrywajac wzroku zdjał ze mnie koszulkę, następnie schylił się, zębami rozpiął zamek od moich spodni i je zsunął. Kto jak kto ale ten dzieciak potrafiłby każdego podniecić. Siedziałem już tylko w samych bokserkach. Teraz moja kolej. Zdjąłem z niego koszulkę i zaraz potem spodnie. Położyłem się na niego. Junhong robił mi urocze malinki, a ja chcąc sprawić mu przyjemność poruszałem się tak aby nasze członki się o siebie ocierały. Ciche jęki Junhonga powodowały u mnie dreszcze. Jego głos, nawet w postaci jęku był niesamowity. W końcu po krótkiej zabawie nadszedł moment którego się obawiałem. Junhong niemal że błyskawicznie pozbył się ze mnie bokserek, a ja po chwili jego. Spojrzałem w te jego cudne oczka, było w nich pełno pożądania. Wbiłem się w jego usta i powoli w niego wszedłem, chciałem robić to jak najlepiej żeby to go nie bolało ale i tak krzywił się z bólu. Z każdym pocałunkiem przyśpieszałem aż w końcu bolesne jęki Junhonga zamieniły się w pełne przyjemności i zachwytu. Ciągle przyspieszałem i lustrowałem twarz Junhonga, była przeurocza i zadowolona. Kiedy byliśmy już blisko Junhong zaczal głośniej jęczeć i krzyczeć
- Yongguk, błagam sz-szybciej!
- Spokojnie, jeszcze chwila.
Wykonałem kilka mocnych i stanowczych pchnięć aż w końcu doszedłem. Junhong doszedł zaraz po mnie. Jego twarz mówiła wszystko, był szczęśliwy a taki był mój cel.
- Yongguk, kocham cię - zaraz czy on powiedział? Nie, niemożliwe.
- Ummm proszę?
- Ko-kocham cię - a jednak! Co mu odpowiedzieć? Sam nie wiem co do niego czuje.. a może jednak wiem...
- Ja, ja ciebie... też kocham.
- Będę cię częściej odwiedzał jeżeli obiecasz ze będziesz to robił często.
- Obiecuję. Kiedy tylko będziesz chciał. - pocałowałem go po raz kolejny w usta. - chodź już spać.
- Dobrze, ale ty ze mną.
- Zgoda - wstałem z kanapy, uniosłem Junhonga i zaniosłem go do mojej sypialni, prosto do łóżka. Po chwili Junhong zasnął, a ja przez cała noc leżałem i patrzyłem się na niego nadal nie wierząc co się pomiędzy nami wydarzyło.
Rano zauważając że Junhong się budzi, pocałowałem go w czoło.
- Dzień dobry~
- Dzień dobry Yongguk~ - uśmiechnął się do mnie.
- Wyspałeś się?
- Jak nigdy! Chciałbym tak się budzić codziennie. Przy tobie~
- Oh, ja też. - przytuliłem go.
- Jakie mamy dziś plany, kochanie?
- Zależy co chcesz robić.
- Chciałbym się znów z tobą kochać... ale chyba wybiorę najpierw spacer a potem hmmm kino? Tak kino! Proszę zabierz mnie do kina~
- Co tylko zapragniesz, mój kochany~
- Ohhh, kocham cie, jesteś wspaniały~!
- Junhongie~ jesteś słodki. - pocałowałem go delikatnie w usta. - też cię kocham.
- A ty jesteś najwspanialszą osobą jaką znam! - wtulił się we mnie.
- Oh, naprawdę? Dziękuję. - przytuliłem go mocniej.
- Zrobię ci śniadanie~
- Um, dobrze.
- To czekaj.
Wstał i wyszedł. Wrócił po kilkunastu minutach, już ubrany a w ręku trzymał talerz z goframi. Pachniały przepysznie. Tak też smakowały.
- Dziękuję, jesteś cudowny.
- Ale nie tak jak ty~
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. To było tak słodkie. Odstawiłem talerz i łapiąc za jego brodę pocałowałem go czule w usta.
Gdy Junhong także zjadł śniadanie, wzięliśmy Tiggera i wyszliśmy na spacer. A potem poszliśmy do kina. Junhong wybrał jakiś horror. Ciekawe czy zauważył że zasnąłem w połowie...
- Yongguk? Wstawaj!
- Ja wcale nie śpię! - od razu podniosłem się z miejsca.
- Jasne.
- No tak. Ah, chodź już.
Trzymając Junhonga za rękę wróciliśmy do domu. Był tak zmęczony że prawie od razu zasnął. Ja także.

sobota, 10 stycznia 2015

Right next door to hell (EunHae)

Byłem sam w domu. Jak zwykle drzwi zamknąłem. Bałem się go. Mówiąc go, mam na myśli mojego byłego chłopaka. Mógł w każdej chwili przyjść i zrobić to... oh, to samo co wtedy, gdy z nim zerwałem. Powodem była zdrada. Wracając do, jeszcze wtedy naszego wspólnego, mieszkania zauważyłem go z jakimś niskim brunetem. Szli trzymając się za ręce i trajkocząc jak dwie papużki nierozłączki. Nawet nie zauważyli mnie gdy ich minąłem. A właściwie to oni mnie bo ja stanąłem jak wryty i zacząłem płakać. Moja cała miłość przerodziła się w tak ogromną nienawiść. Taką, że nie da się tego opisać. Pobiegłem szybko do mieszkania, wywaliłem wszystkie jego rzeczy za drzwi i je zamknąłem. Mieszkanie było moje więc mogłem robić co mi się podobało. Ale jemu to nie odpowiadało. Gdy wrócił otworzył drzwi, bo oczywiście miał nadal swoje klucze, i wpadł do sypialni gdzie ja dawałem upust swoim emocjom i po prostu płakałem leżąc pod kołdrą. Zdjął ją jednym ruchem i rzucił się na mnie tak, że nie mogłem się poruszyć.
- Dlaczego wywaliłeś wszystkie moje rzeczy?
- Nie chcę już z tobą mieszkać. To koniec, rozumiesz?
- Nie, nie rozumiem. Czemu?
- Ugh... widziałem cię z twoim nowym chłopakiem. - ledwo mogłem mówić przez to jak bardzo płakałem.
- I co z tego? Ja nadal chcę być z tobą. Tylko z tobą.
- Ale ja nie chcę.
- Sprzeciwiasz mi się?
Nic nie odpowiedziałem. Przybliżył twarz do mojego ucha.
- Wiesz że mi się to nie podoba, prawda?
Właśnie w tamtym momencie zacząłem się go bać. I słusznie. Zdjął mi spodnie razem z majtkami, nadal trzymając mnie tak bym nie mógł uciec. Po chwili rozpiął swoje spodnie i zssunął majtki, po czym wszedł we mnie brutalnie. Bolało okropnie. Miałem ochotę go zabić. Nie dość że zranił mnie tak bardzo psychicznie to jeszcze fizycznie. Poruszał się szybko. Po kilku mocnych pchnięciach skończył, założył majtki i zapiął spodnie.
- Proszę... proszę odejdź. Nie chcę cię znać. Ja... ja już cię nie kocham. - tak ciężko było mi to wtedy powiedzieć. Lecz patrząc na to teraz, właśnie wtedy pozbyłem się wszystkich pozytywnych uczuć do niego. Została tylko nienawiść wraz z poczuciem lęku. Był naprawdę silny i mógł mnie nawet zabić.
- He, nie kochanie, to jeszcze nie koniec. Teraz odejdę, ale niedługo wrócę. Wiem że będziesz czekał~
- Nie, nie będę. Wynoś się!
Wstał i po prostu wyszedł a ja jak najszybciej chciałem dostać się do łazienki i wziąć gorącą kąpiel. Tak też zrobiłem cudem dostając się do łazienki.
A teraz siedzę i wydawać by się mogło że na niego czekam. Ale to nie tak. Wcale nie czekałem, nie chciałem by wracał gdyż panicznie się go bałem. Jednak czułem że przyjdzie. I tej myśli bałem się jeszcze bardziej. Moje przemyślenia nad tym co mógłby mi zrobić przerwał charakterystyczny dźwięk przekręcania klucza w zamku. Kurwa, miałem rację. Czemu nie mogę po prostu zniknąć? Uciekłem do sypialni i znowu wszedłem pod kołdrę.
- Donghae~ kotku, gdzie jesteś?
Myślisz że ci odpowiem durniu?
Niestety sam się domyślił. Gdy wszedł do pokoju usiadłem na łóżku a on oparł się o ścianę.
- Czego chcesz i jak tu wlazłeś?
- Chcę ciebie. A wszedłem normalnie, przez drzwi. - pomachał kluczem który wyjął z kieszeni.
- Oddawaj klucz i natychmiast się wynoś. Nie chcę cię tu więcej widzieć. W ogóle nie chcę cię znać.
- To chodź i go sobie weź~
Zrzuciłem z siebie kołdrę i podeszłem bliżej zwinnie zabierając klucz z jego dłoni. On jednak złapał mnie i przycisnął do ściany.
- Skarbie, wiesz że nadal cię kocham, prawda? - przejechał palcem po moim policzku. - i wiem, że w głębi siebie ty także nadal mnie kochasz...
- Chyba ci się coś pomyliło. Nie kocham cię i nigdy więcej nie popełnię tego samego błędu zakochując się w tobie ponownie. Zapomnij.
- Oh, tak? - złapał mnie za szyje podduszając lekko. - nie obchodzi mnie to zbytnio. Jesteś moją dziwką. Jesteś mój już na zawsze, rozumiesz? - pocałował mnie, dosyć brutalnie wciskając mi język do buzi. Fuj, miałem ochotę zwymiotować prosto na jego twarz.
- A-ale ja...ja mam kogoś nowego. - skłamałem
- Jakim kurwa cudem?! Zerwałeś ze mną tydzień temu! Ah, koniec zabawy.
Rzucił mnie na łóżko, wręcz zdarł ze mnie ubrania i zaczął całować moja szyję. Gryzł ją, ssał lizał. Zostało mi po tym kilka czerwonych śladów. Potem robił to samo z całą moją klatką piersiową.
- Ah, jesteś taki idealny.
- Zostaw mnie. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Coś ty powiedział? - Odsunął się i popatrzył na moją twarz.
- ZOSTAW MNIE I WYPIERDALAJ!
- Ty kurwo! - uderzył mnie w twarz. Zabolało cholernie. Czułem jak mój policzek puchnie. - nie będziesz się tak do mnie odzywał. A teraz leż i daj mi w końcu skorzystać z twojego ślicznego tyłeczka.
- Odpierdol się. Jesteś pieprzonym zboczeńcem.
- Oh tak, a ty jesteś moją pieprzoną ofiarą.
Zdjął spodnie i znowu brutalnie mnie zgwałcił. Tym razem do tego stopnia że zacząłem krwawić. A on jedynie perfidnie się uśmiechnął i wyszedł. Nawet mi nie pomógł. Wyłem z bólu przez conajmniej godzinę. Założyłem tylko spodnie i powoli dochodząc do siebie wyszedłem do kuchni by znaleźć coś przeciwbólowego. Byłem tak strasznie obolały. Spojrzałem w lustro wiszące w przedpokoju. Prawie połowa mojej twarzy była sina. Czułem się jeszcze bardziej okropnie. Patrząc na siebie zacząłem znowu płakać. Lecz gdy się odrobinę uspokoiłem, delikatnie opłukałem twarz zimną wodą i nałożyłem trochę makijażu myśląc że uda mi się to zatuszować. Przyniosło to efekty, lecz nie takie jakich się spodziewałem. Ale źle nie było.
Wieczorem niespodziewanie zadzwonił do mnie mój nowy sąsiad, Hyukjae.
- Um, witaj. Masz teraz czas? Ugotowałem dobrą zupę i pomyślałem że moglibyśmy zjeść razem... - Oh, nie. Nie teraz. Nie, gdy czułem się jak ostatnie gówno.
- Em, cześć. Wybacz, bardzo chętnie ale nie czuję się najlepiej.
- To zupa na pewno ci pomoże jeśli jesteś chory. Będę za dziesięć minut. - o nie.
Nie wiedziałem co zrobić. Pierwszym pomysłem jaki wpadł mi do głowy było to, by okryć się kocem i rzeczywiście udawać chorego. Najgorsze było to, że on już o wszystkim wiedział. Może nie do końca. Jedynie wiedział to, że byłem z Siwonem i z nim zerwałem. Przyjaźnię się z nim od jakiegoś czasu, ale pewnych rzeczy sam chciałbym nie wiedzieć. Po prostu o nich zapomnieć.
- Cześć Donghae! Oh, naprawdę nie wyglądasz najlepiej. - wszedł do mieszkania z garnkiem w rękach. Oh, to było urocze że tak się o mnie martwił.
- Cześć Hyukjae.
Podgrzał zupę, nalał do dwóch misek i podał mi jedną. Sam usiadł obok i zaczął jeść swoją porcję.
- I jak, smakuje ci?
- Uh, tak. Pyszna.
Czułem jak ukradkiem mnie obserwuje. Zacząłem się czuć nieswojo.
- Wybacz że pytam, ale... co ci się stało?
- Ah, to... nic takiego.
- Nic takiego? Przecież nie jestem ślepy. Powiedz mi co się stało.
Odstawiłem miskę na stół. Mogła skończyć brudząc mi podłogę.
- Oh... więc, pamiętasz Siwona?
- No jasne.
- To on... on mi to zrobił. - czułem że zaraz się rozpłaczę.
- Co? Ale jak to? - złapał mnie za rękę i przysunął się bliżej.
- Bo ja... ja nie powiedziałem ci wszystkiego. Nie chciałem przyznawać się do tego co mi zrobił bo sam chciałem o tym zapomnieć. - no i się rozpłakałem.
Hyuk szybko wyszedł do kuchni i przyniósł chusteczki.
- Oh... ja nie wiedziałem że on... że jest zdolny do czegoś takiego.
- Jest. On może zrobić jeszcze więcej. Nawet nie wiesz jak bardzo się go boję.
- Rozumiem co czujesz. Też bym się bał. Zwłaszcza takiego kogoś jak on. On jest nieobliczalny.
- Tak. Zwłaszcza jeżeli chodzi o mnie. Powiedział że jestem jego dziwką i będę jego już na zawsze.
- Po moim trupie - przytulił mnie mocno, a ja wtulając się w niego zacząłem się uspokajać. - nie pozwolę by coś ci zrobił.
- Naprawdę?
- Tak.
- Oh, Hyukkie. Jesteś wspaniały. Dziękuje.
W tym momencie bardzo mnie zaskoczył. Odsunął się i patrząc mi głęboko w oczy pocałował mnie w usta. Zamurowało mnie. Wyraźnie wcześniej ze mną flirtował ale myślałem że to nic takiego.
- Oh, przepraszam. Ja... już lepiej pójdę. - wstał i szybko oddalił się w kierunku drzwi.
Wstałem i za nim pobiegłem. Złapałem go za rękę i odwróciłem w moja stronę, tak że od razu na mnie wpadł a ja wtedy go przytuliłem.
- Nie przepraszaj.
- Ale ja... ja wiem że tego nie chciałeś.
- Skąd wiesz?
- Bo przecież przyjaźnimy się... i tak dalej.
- To nie zmienia faktu że... - o boże, prawie mu wszystko wyznałem.
- Że?
- Nie, nic. Nieważne.
- Mów. - czyli i tak na jedno wyszło. Mogłem się tego spodziewać.
- Podobasz mi się Hyukjae...
- Naprawdę? - odsunął się i spojrzał na mnie zdziwiony.
Pokiwałem twierdząco głową uśmiechając się.
- Oh... - znowu mnie pocałował. To było naprawdę fajne.
I od tamtego czasu zaczęło się między nami coś wspaniałego. To było całkiem inne niż związek z Siwonem. Przy Hyukjae czułem się naprawdę szczęśliwy. Czułem się też tak, jakbym miał stuprocentową pewność że będziemy razem już zawsze. I to nie w takim sensie w jakim słowo 'zawsze' postrzegał mój były. O nie.
Pewnego razu wracaliśmy razem z zakupów i ujrzeliśmy Siwona. Tym razem z kobietą. Szedł trzymając ją za rękę i rozmawiając z nią o czymś zawzięcie. Myślałem, że znalazł już tą jedyną, z którą będzie szczęśliwy posiadając domek, trójkę dzieci i labradora. Jednak gdy zauważył mnie razem z Hyukjae zrozumiałem że się myliłem. Usłyszałem jak mówi do niej by chwilę na niego poczekała. Wręcz pobiegł w naszą stronę i szarpiąc mnie za płaszcz, zaciągnął w jakąś ciasną uliczkę.
- Czego ode mnie chcesz?
- A jak myślisz mój śliczny?
- Nawet nie próbuj.
- Bo co? Twój nowy ocipiały chłoptaś coś mi zrobi?
- Mogę wezwać policję.
- Haha i co mi niby zrobią?
Nie zdążyłem mu odpowiedzieć. Zobaczyłem Hyukjae który mocno szarpnął go za ramię i odwracając w swoją stronę mocno uderzył go w twarz. Ostatni raz tylko na niego spojrzałem. Zapamiętując jego twarz całą we krwi, pierwszy raz widząc jak płacze.
Złapałem Hyukjae za rękę i razem wróciliśmy do domu. W końcu czułem się wolny.

It tastes good, don't it? (Ato x Bornus, K-much)

- Hej Bornus, robisz coś w ten wolny weekend?
- W sumie to nie mam nic do roboty, a co masz propozycje?
- Może tak... -przysunąłem się bliżej niego. - jest ciepło, co powiesz na wyjazd nad morze?
- Bardzo chętnie.
- To wyjedziemy w piątek. Okej? Wynajmiemy fajny domek na plaży~
- Chętnie.
- To dobrze. - uśmiechnąłem się do niego.
Poszukaliśmy jakiegoś transportu. Nie jechaliśmy całym zespołem więc trzeba było organizować wszystko samemu. Kupiliśmy bilety na autokar i zarezerwowaliśmy domek. Teraz pozostało tylko czekać. Niecierpliwiłem się, bo mój hyung bardzo mi się podobał. I miałem wrażenie że ja jemu też~ kto wie, może coś z tego będzie. Mam nadzieje.
Wreszcie się doczekałem. Nadszedł piątek. Wstaliśmy wcześnie. Pożegnaliśmy się z resztą i ruszyliśmy na nasz wspaniały weekend.
W autokarze było bardzo wygodnie. Od razu poczułem ochotę by się przespać. To, że nie mogłem zasnąć w nocy wcale nie pomagało. Jednak Bornus zasnął pierwszy. A przez to ja znowu nie mogłem zasnąć. Oparłem głowę o tył siedzenia i przyglądałem się jego słodkiej twarzy, nadal nie dowierzając że jest ode mnie starszy. Po godzinnym, nieustannym obserwowaniu jak śpi, odwrócił się odrobinę i położył głowę na moim ramieniu i jak gdyby nigdy nic nadal spał. Wtedy i mnie udało się zasnąć. Obudziłem się gdy byliśmy już prawie na miejscu. Chciałem obudzić też Bornusa, ale spał wtulony w moje ramię wyglądając tak cholernie uroczo. Niestety, głos z głośników wskazywał na to że za 5 minut będziemy na miejscu. Teraz musiałem go zbudzić. Z ciężkim sercem szturchnąłem go delikatnie.
Staraliśmy się iść w stronę plaży, ale żaden z nas nie miał pojęcia w którą stronę się udać. Wyciągnąłem telefon i włączyłem mapy. Jakoś pół godziny później udało nam się trafić.
- Eh, Bornus. Mówiłem ci żebyś nie brał walizki. Jak ją teraz będziesz ciągnął po piasku?
- Poradzę sobie. Przecież nie jest ciężka. - tak, widać właśnie jak ledwo ją podnosisz.
- Ah, hyung daj to. - wcisnąłem mu swoją małą torbę. - ty weź to.
- Nie musisz.
- Ale chcę. - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem z jego małych dłoni walizkę.
Bornus popatrzył tylko na mnie.
- No, chodźmy już. - trochę się speszyłem gdy patrzył mi prosto w oczy, więc musiałem zrobić cokolwiek. Ruszyłem przed siebie niosąc walizkę. Była dość ciężka. Ile on potrzebował rzeczy na dwa dni? No nic. W końcu to Bornus. Odnalazłem wzrokiem kilka małych domków. Nasz miał się znajdować pod numerem 9. Przechodziłem koło kolejnych kolorowych budynków. Wyglądały naprawdę uroczo.
- Hyung, to chyba tutaj.
Wszedłem do domku pierwszy. O nie. Na środku stało tylko jedno, dwuosobowe łóżko. Czyli... będziemy spać razem. Mi pasuje~
- Więc... chyba mnie nie wygonisz na podłogę, co nie?
- Musimy spać razem.
- W porządku. - cieszyłem się.
Zauważyłem jego delikatny, wyraźnie powstrzymywany uśmiech. Usiadłem na łóżko i spojrzałem na niego. Odwrócił się w stronę okna z którego był widok na wodę.
- Pójdziemy popływać?
- Um, dobrze. Tylko wyjmę jakieś rzeczy.
- Dobrze, to ja pójdę się przebrać.
- Okej. To idź do łazienki a ja zrobię to tutaj.
- Dobrze. - zniknął za drzwiami łazienki.
Po chwili stałem w samych bokserkach... i nagle wszedł mój hyung.
- Oh, t-tak szybko skończyłeś? - automatycznie cały oblałem się rumieńcem i próbowałem zasłonić się koszulką.
- Nie wstydź się, ju-już wychodzę.
- To ja... zawołam cię.
- Dobrze.
Wyszedł a ja szybko się przebrałem.
- Hyuuung, chodź już!
- Już idę. - po chwili znalazł się w drzwiach. - idziemy na lody?
- Czemu nie? - uśmiechnąłem się i wyszedłem na zewnątrz.
Starałem się znaleźć budkę z lodami ale żadnej nie zauważyłem.
- Hyung, widzisz jakąś?
- Hmmm, tam jest!
- Oh, rzeczywiście. - złapał mnie za rękę i pobiegł w kierunku budki.
Kupiliśmy lody i usiedliśmy na ławce. Obserwowałem jak hyung je lody. Niesamowicie uroczo wyglądało to, gdy się lekko nimi ubrudził. Wyciągnąłem rękę w jego kierunku i starłem resztki lodów z jego ust.
- Co ty robisz? -spytał smiejąc się.
- Ubrudziłeś się.
- Oh, dziękuję.
- Chodźmy pływać!
Zdjęliśmy niepotrzebne ubrania i pobiegliśmy w stronę wody. Zacząłem chlapać wodą w stronę Bornusa. Już się odwracał w moją stronę z zamiarem zemsty gdy nagle
- Aish!
- Coś się stało?
- Palec mnie strasznie boli. Ale to nic...
- Ah, chodź tu - podszedłem bliżej i wziąłem go na ręce. - coś mogło ci się tam wbić.
Wyszedłem na brzeg i zauważyłem że jego noga krwawi. Szybko odnalazłem miejsce gdzie zostawiliśmy ubrania i wręcz tam pobiegłem. Położyłem go na ręczniku i spojrzałem na jego stopę z której stale sączyła się krew. Cały jego palec był rozcięty. Ale nic na szczęście mu się nie wbiło. Nie chciałbym tego wyciągać i zadawać mu więcej bólu.
- Trzymaj i spróbuj jakoś to zatamować - podałem mu swoją koszulkę. - ja znajdę jakąś aptekę.
Założyłem buty i wybiegłem na ulicę. Nie widziałem żadnej apteki. Postanowiłem kogoś spytać.
- Um, przepraszam - zaczepiłem jakąś starszą panią. - dzień dobry, wie pani może gdzie jest apteka?
- W tamte stronę dziecko. - wskazała palcem na ulicę po lewej stronie.
- Dziękuję bardzo.
Uf, znalazłem ją. Kupiłem kilka bandaży, plastry i coś by oczyścić ranę.
Wróciłem do Bornusa.
- Już jestem, pokaż to. - uniósł stopę z całą zakrwawioną koszulką w moją stronę. Zdjąłem ją delikatnie. Nie wyglądało dobrze.
- Teraz może zaboleć. - Polałem ranę wodą utlenioną.
- Aaał! bardzo boli i do tego teraz tak mokro. - syknął z bólu i wtulił się we mnie.
- Spokojnie, zaraz będzie mniej bolało. Tylko... muszę to wytrzeć - wyciągnąłem chusteczkę i wytarłem ranę. Gdy miałem pewność że jest całkowicie czysta, zawinąłem stopę bandażem.
- Może lepiej już wracajmy, hm?
- Tak. - wstał i ubrał się.
- Może lepiej cię zaniosę?
- Nie trzeba.
- Przecież nie możesz chodzić.
- Nic mi się nie stanie.
- Oh, przestań. Wiem że nie dasz rady. Zresztą, piasek może ci się dostać do rany. - nie czekałem na odpowiedź. Podszedłem bliżej i znowu podniosłem. Miałem wrażenie że był lżejszy niż jego walizka. Wtulił się we mnie i objął nogami w pasie. Po 10 minutach byliśmy już w domku. Położyłem Bornusa delikatnie na łóżko i usiadłem obok.
- Bardzo boli?
- Tak. - zrobił minę a'la pokrzywdzone dziecko.
Przytuliłem go, odsunąłem się i głaszcząc jego ciemne włosy spojrzałem mu w oczy.
- Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Tak.
Chwilę mi zajęło by to do mnie dotarło. O matko, on mnie pocałował. Patrzyłem na niego ze zdziwieniem. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe.
- Oh, dlaczego miałbym? - objąłem go i także pocałowałem.
- Myślałem że tego nie chcesz...
- Nawet nie wiesz jak bardzo tego chciałem.
- Kocham cię Ato.
- Oh, naprawdę? - teraz mnie zaskoczył. - ja... nie wiem co powiedzieć...
- Nie mów nic... - złapał mnie za krocze.
- Ah, hyung~
Bornus zdjal mi spodnie i bielizne. Po chwili poczułem na moim penisie jego usta
- Oh~
- Mój Ato - wyjął go na chwilę z ust aby to powiedzieć.
Zacząłem go rozbierać.
- Proszę, wejdź we mnie - powiedział to słodkim głosikiem.
No pięknie skąd ja wezmę coś poślizgowego?! No tak! Krem! Szybko znalazłem go w torbie i posmarowałem nim palce. Najpierw wsadziłem jednego, potem drugiego a hyung zaczął ślicznie jęczeć.
- Wejdź we mnie.
Zrobiłem jak kazał. Było cudownie. Bornus jęczał, a ja poruszałem się w nim coraz szybciej.
Po kilkunastu minutach zabawy we dwoje doszliśmy.
- Hyung, kocham cię.
- Ja ciebie też Ato.

piątek, 9 stycznia 2015

Nazywasz miłość rzeczą delikatną? (Banglo) cz.1

Zostałem właśnie wezwany do mojego profesora, który miał mi pomóc znaleźć miejsce praktyk. Zostałem wysłany do jednego z szpitali gdzieś w środku miasta. Postanowiłem się rozejrzeć by trafić tam gdy doczekam się pierwszego dnia praktyk. Dość spokojna okolica. Blisko był jakiś skrawek lasu. Dotarłwszy tu, ujrzałem nie za duży, zadbany budynek.
Jakiś czas później przybyłem tam znowu na mój pierwszy dzień. No i w końcu się doczekałem. Minąłem szlabany i po chwili byłem już w środku. Po załatwieniu wszystkich formalności kazano mi zapoznać się z pacjentem którym będę się 'opiekować'. Nazywał się Choi Junhong, miał 17 lat i został zamknięty tu za wyrokiem sądu za zabójstwo rodziców. To straszne, ale po to tu jestem. Muszę się przyzwyczaić. Jezu, czemu nie mogłem mieć normalnych marzeń jak na przykład bycie dentystą. No tak, ja muszę być Bang Yongguk i marzyć o byciu psychiatrą. Wyśmiewając sam siebie w myślach, nawet nie zauważyłem że dotarłem pod drzwi do pokoju Junhonga. Chwilę zastanawiałem się czy powinienem zapukać czy raczej nie. Dobra, Bang nie ośmieszaj się, po prostu wejdź do środka.
- Um dzień dobry. - podszedłem bliżej chłopaka siedzącego w rogu na swoim łóżku i wyciągnąłem w jego kierunku dłoń. - jestem Bang Yongguk.
- Czego chcesz? - odsunąłem rękę nerwowo drapiąc się w głowę.
- Może na początek tego, byś był tak miły i chociaż się przedstawił?
- Jezu, jestem Choi Junhong, pasuje? Czy mam ci jeszcze podać wiek, płeć bo może nie widzisz i numer buta?
- Widzę, spokojnie. - uśmiechnąłem się. -A bucików kupować ci nie będę. Jestem tu raczej po to by się tobą zająć.
- Nie potrzebuje kolejnej niańki, rozmawiając ze mną tracisz jedynie czas.
- Nie, nie tracę, uwierz. Mi to jest potrzebne, a jeżeli chociaż trochę ci pomogę to będzie dla mnie duży sukces.
- Jeżeli nie boisz się siedzieć z "psychopatą" to spoko, rób co chcesz ale teraz idź sobie. - skulił się jeszcze bardziej i ukrył swoją twarz, kładąc głowę na kolanach.
- Nie uważam cię za psychopatę, tylko kogoś komu muszę pomóc. - usiadłem na łóżku i nieśmiało objąłem go ramieniem. Wszystko dlatego że wyglądał jakby miał się rozpłakać. - nie płacz.
- Nie płaczę, po prostu, ah. Idź już sobie, proszę...
- No dobrze. Ale wiedz, że na pewno przyjdę później.
- Spoko, nigdzie się stąd nie ruszam.
- W takim razie... do zobaczenia.
Wieczorem, leżąc już w łóżku myślałem o tym chłopaku. Coś w nim nie pasowało mi do kogoś kto zrobiłby coś takiego. Był zdecydowanie zbyt...hm uroczy? Tak. Zdecydowanie. Nie Bang. To nie może się stać znowu. Nie. Nie próbuj nawet. Oh, kochałem rozmowy z moją podświadomością. Trochę męczyło mnie to że mówiłem że wrócę do niego a nie poszedłem. Nie miałem zbytnio czasu. Odwiedzę go jutro.
Kolejnego dnia wstałem dość wcześnie. Chciałem iść od razu do Junhonga ale wcisnęli mi pomoc przy pilnowaniu dzieci gdy jadły śniadanie. Obserwując dzieci grzecznie pałaszujące kanapki nie mogłem odnaleźć mojego podopiecznego. Znajdując wolną chwilę postanowiłem odwiedzić Junhonga. Wchodząc ujrzałem go przypiętego pasami do łóżka.
- Witaj. Co nabroiłeś?
- Nic.
- I tak za nic cię przywiązali?
- Za nic, to oni mnie tu zamknęli.
- Tak?
- Tak.
- Oni mówią co innego.
- Kłamią. To nie ja.
- A kto?
- Nie wiem.
Jakim cudem mu uwierzyłem? "Bo jesteś idiotą". Ugh, czasami czułem się jakbym miał rozdwojenie jaźni. Może ja powinienem być tu zamknięty a nie tu pracować?
- Mhm. To mów za co cię przypięli.
- Nie chciałem wziąć leków...i tak jakby walnąłem pielęgniarkę.
Zaśmiałem się. Naprawdę powinienem być tu zamknięty.
- Co cię tak bawi?
- Nic, nic. Może pójdę spytać czy mogę już cię odpiąć?
- Dziękuję.
Poszedłem do ordynatora. Nie musiałem długo prosić. Odpiąłem go i pomogłem mu usiąść.
- Dzięki. Dlaczego wczoraj nie przyszedłeś?
- Nie miałem czasu, przepraszam.
- Eh no okej. W sumie nie wiem czemu ale czekałem na ciebie, liczyłem że przyjdziesz.
- Wybacz, musiałem zapoznać się z budynkiem i tak dalej.
- Rozumiem. Umm Yongguk? Ty mi wierzysz, prawda?
- Uh, może to i dziwne ale tak.
- Więc, pomożesz mi się stąd wydostać?
- Jak?
- Masz dostęp do moich wyników badań, sfałszuj je tak aby było jasne ze już mogę opuścić to miejsce.
- Postaram się, ale wiesz że mogę być przez to wywalony z praktyk i ze studiów?
Przybliżył się do mnie tak, że nasze twarze prawie się stykały. Popatrzył mi prosto w oczy, wyglądając jakby miał się zaraz rozpłakać. Metoda na kota ze Shreka? Ugh, oczywiście podziałało.
- No wiem... ale dla mnie się poświęcisz, prawda? - czemu nie mogłem mu odmówić?
- Dobrze, ale dopiero jak skończę studia. Chciałbym spełnić moje dziwne marzenia.
- Ja wołałbym szybciej... - przygryzł wargę. Oh, dlaczego zadziałało to tak na mnie?
- To tylko trzy miesiące. Szybko minie. Ja będę ci pomagał.
- Jeżeli będziesz tu codziennie to mogę się na to zgodzić.
- Będę, ale oprócz weekendów. Wtedy mam wolne, ale... wiesz że jeżeli będziesz grzeczny możesz wyjść na przepustkę?
- Cały czas jestem grzeczny, a to że czasem czegoś nie zrobię to nic takiego, mam prawo odmawiać kiedy coś mi się nie podoba!
- Teoretycznie masz, ale przez to nie będziesz mógł stąd szybko wyjść. Tu musisz się zachowywać tak jak oni chcą. A tak przy okazji, dostałeś kiedyś przepustkę?
- Nie, nie dostałem...
- To postaraj się. Będziesz mógł mnie odwiedzić.
- No zgoda, postaram się przez jakiś czas.
- Mam nadzieję. Um, słuchaj już muszę iść, postaram się przyjść później.
- Dobrze, będę czekał.
- A właśnie! Mam coś dla ciebie, kompletnie zapomniałem. - wyciągnąłem z kieszeni mojego dziwnego fartuszka tabliczkę czekolady i dałem mu ją.
- Czekolada! Oh dziękuję! Nawet nie wiesz jak długo nie jadłem nic słodkiego! - rzucił mi się na szyję, przytulając mocno.
- Tak myślałem. Nie ma za co. - pogłaskałem go po głowie.
Odsunął się do mnie i trzymając w obu dłoniach prezent ode mnie uśmiechnął się słodko. Odwzajemniłem uśmiech i podniosłem się.
- To do widzenia.
- Do widzenia Yongguk.
Teraz miałem tematów do myślenia. Jak mogłem się zgodzić na łamanie prawa tylko przez jedno spojrzenie tych ślicznych, dziecięcych oczu? Oh, Yongguk. Znowu zadużysz się w dzieciaku. Zacznij podejrzewać siebie o pedofilię. Ah, zamknij się. Znowu w myślach gadałem sam ze sobą. To się kiedyś skończy? Bo zwariuję. Uciszyłem jakoś moją podświadomość i wróciłem do swoich obowiązków. Poznawałem coraz więcej ludzi na dziecięcym oddziale. Najmłodszy był tu chyba 11 letni Kim Jinu. Często mnie zaczepiał i rozmawiał ze mną. Był strasznie rozgadany i ciekawy wszystkiego. Często opowiadał o swoich rodzicach, ale nigdy o dziadkach przez których tu trafił. Wszystko przez to że popadł w depresję po ich wypadku w którym zginęli. Ale widocznie już z nim lepiej. Gdy skończył opowiadać jakąś ze swoich historii, pożegnałem się z nim i chciałem iść do Junhonga ale jedna z pielęgniarek zaczepiła mnie mówiąc coś o wypełnianiu kolejnych papierów. Pocieszyła mnie jedynie tym że gdy skończę mogę już iść do domu. Postanowiłem szybko to skończyć i wtedy odwiedzić Junhonga. Nie mogłem znowu go zawieść. Na szczęście nie było tego dużo i uwinąłem się w 15 minut.
- Hej Junhong.
- Oh, cześć Yongguk, przyszedłeś!
- Tak jak obiecałem. Co dziś robiłeś?
- Eh nic ciekawego, starałem się jedynie wykonywać polecenia lekarzy.
- To dobrze. Oh, pomyśl jak fajnie by było gdybyś mógł chociaż na weekend wyjść stąd.
- Oh to by było świetne! Chciałbym w końcu zrobić coś innego niż siedzenie tu.
- Musisz się strasznie nudzić. Nie próbowałeś rozmawiać z innymi pacjentami?
- Nie, nie przepadam za obłąkanymi.
- Bez przesady. Nie wszyscy są tu kompletnie ześwirowani.
- Może dla ciebie.
- Bo nawet nie spróbowałeś się z kimś zapoznać.
- Probowałem, ale za bardzo mnie denerwował.
- Kto?
- Taki Jokwon. Obecnie nie żyje.
- Ah... co się z nim stało?
- Zabił się. Nie chciał tu być więc kiedy miał już okazje po prostu odebrał sobie życie.
- Trochę głupio zrobił. No ale to jego decyzja...
- Wiesz, w końcu był tu zamknięty z jakiegoś powodu. Był po prostu chory.
- No tak.
- A tak w sumie Yongguk, opowiedz mi coś o sobie.
- Hm, a co chciałbyś wiedzieć?
- Hmmm... najlepiej wszystko co mogę!
- No to... mam 23 lata. Żywię się głównie ramenem z paczki bo nie umiem gotować. Mieszkam jedynie z moim pudlem. Mam przyjaciela Himchana, tak przy okazji musisz go kiedyś poznać. Oh, nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć...
- Ohhh pudle, jak ja uwielbiam te psy!
- Naprawdę? Miałeś kiedyś jakiegoś?
- Tak, nazywała się Mela.
- Oo jak słodko. Mój nazywa się Tigger.
- Ohhh, gdybym miał jeszcze Melę i nie siedział tutaj, chciałbym żeby się poznali.
- A co się z nią stało?
- Gdy mój brat się przeprowadzał zabrał ją ze sobą.
- Twój brat jest starszy czy młodszy?
- Starszy.
- Ah, ja mam brata bliźniaka. I jeszcze starszą siostrę.
- Oh! Zawsze chciałem mieć bliźniaka!
- Tak? W sumie, Yongnam jest naprawdę fajny. Może kiedyś go poznasz.
- Z miłą chęcią!
- Myślę że też będzie chciał cię poznać.
- Chciałbym stąd już wyjść.
- Wytrzymasz te kilka miesięcy. Na pewno.
- Mam nadzieję, tu się nie da wytrzymać.
- Da, tylko nie buntuj się tak przed wszystkimi.
- Dobrze, mogę się postarać - przybliżył się do mnie i na ucho szepnął - dla ciebie~
Matko przenajświętsza, czuję się uwodzony. Znowu przez dziecko. Za co?
- Naprawdę? - uśmiechnąłem się szeroko.
- Naprawdę. - ugryzł mnie delikatnie w płatek ucha. O boże. Zarumieniłem się jak jakaś cnotka.
- C-co ty robisz?
- Ah nic takiego... - o boże. Nie. On zaczął całować mnie po szyi.
- P-proszę przestań. Nie chcę znowu...
- Znowu? Czego nie chcesz znowu?
- Znowu zakochać się w kimś tak młodym jak ty. Himchan i tak ma mnie już za pedofila.
- Oj przestań, ja wiem że ci się podobam, widzę to.
- Oh, naprawdę? Znam cię drugi dzień... to dziwne że tak bardzo mnie przejrzałeś...
- Po prostu jestem wyczulony na takie rzeczy, pozwól że chociaż cię odprężę... - o nie. Nie. Nie. Znowu się zbliżył całując mnie po szyi. Czułem się coraz bardziej spięty i zdenerwowany.
- Ja nie... a jak ktoś tu przyjdzie?
- Teraz jest pora obiadu, mamy całą godzinę~
- Ale pielęgniarki obiadów nie jedzą.
- W czasie obiadu część siedzi na stołówce i pilnuje, a druga część wykonuje papierkową robotę. Wiedzą że tu jesteś i masz mnie na oku. Nikt nie przyjdzie.
- Nie wiedzą. Myślą że poszedłem do domu. Wiesz, zawsze może się coś stać i któraś tu przyjdzie.
- Eh, widzę że cię nie przekonam.
- Um, mam po prostu... tak jakby traumę.
- Dlaczego?
- Bo tamten dzieciak... to było dwa lata temu. Miał wtedy 16 lat i przyjechałem do niego bo jego rodzice mieli wyjechać na weekend... no i zapomnieli o czymś, wrócili się a ja wtedy właśnie zdejmowałem mu spodnie... ugh. Jeszcze bezczelnie powiedział że próbowałem go zgwałcić.
- Oh... skoro tak to poczekam aż będę mógł chociaż na weekend wyjść~
- Dziękuję.
- Zostajesz jeszcze czy będziesz już wracał?
- W sumie, mogę jeszcze chwilę zostać.
- To świetnie!
Nagle zapadła niezręczna cisza. Poczułem wibracje w kieszeni, oh dzięki bogu. Wyjąłem telefon.
- To Himchan, wybacz mi na chwilę.
Odebrałem telefon i poszedłem na drugi koniec pokoju.
- Witaj.
- Cześć Yongguk. Gwałcisz teraz jakieś dziecko czy mogę przyjechać?
- Um, jeszcze jestem w szpitalu.
- To rusz się do domu. Nie będę miał teraz czasu żeby się z tobą spotkać przez conajmniej dwa tygodnie.
- Oh, no dobrze. To za ile będziesz?
- Mogę po ciebie przyjechać do tego szpitala tak za 20 minut. Tylko wyślij mi sms'em adres.
- Okej, to do zobaczenia.
- Papa~
Wysłałem szybko adres i schowałem telefon z powrotem do kieszeni.
- A więc, mam jeszcze 20 minut. Przyjedzie po mnie. Chcesz go poznać?
- Oczywiście~!
- To dobrze. - uśmiechnąłem się i usiadłem koło niego.
Znowu zapadła cisza. Zacząłem się denerwować i nie wiedząc co powiedzieć postanowiłem spytać o szkołę.
- A tak właściwie, skończyłeś już gimnazjum?
- No nie skończyłem.
- A masz zamiar?
- Sam nie wiem.
- Pomogę ci.
- To miłe, dziękuję.
- Nie ma za co. Możesz na mnie liczyć. - uśmiechnął się do mnie a ja tylko wbiłem w niego wzrok.
Chwilę później zadzwonił Himchan mówiąc że już jest w środku. Wyszedłem po niego na korytarz.
- Himchan, cześć! - przytuliłem go na powitanie.
- Witaj stary. To jak, jedziemy już?
- Chciałbym żebyś kogoś poznał.
- Wyrwałeś kogoś już drugiego dnia? Oh, chyba cię nie doceniałem.
- Opiekuję się nim. Opowiadałem mu trochę o sobie i chciał cię poznać.
- Um, no dobrze. Co mi szkodzi~ prowadź.
Udaliśmy się oboje do pokoju Choia.
- Junhong, to jest mój przyjaciel Himchan.
- Witaj. - uśmiechnął się do niego i podał mu rękę. Od razu ją uścisnął.
- Cześć! Miło mi cię poznać Himchan.
- Heh, mi także miło cię poznać. Co u ciebie?
- W porządku, a u ciebie?
- Świetnie. Właśnie skończyłem pracę i miałem zamiar wypić coś z twoją niańką.
- Nie jestem żadną 'niańką'.
- Uh, zamknij się.
- Ohh, rozumiem. To jedźcie, ja i tak jestem już zmęczony.
- No dobrze. Mam nadzieję że kiedyś się jeszcze spotkamy. Do widzenia.
- Do zobaczenia Junhong. Jutro też przyjdę. Nie zapomnij o kolacji.
- Nie zapomnę, do zobaczenia~
Przed drzwiami do mieszkania usłyszałem szczekanie Tiggera. Otworzyłem drzwi a on od razu się na mnie rzucił.
- Um, Himchan poczekaj tu chwilę, wyjdę z nim na dwór.
- Jasne.
Zabrałem smycz, psa i wyszliśmy na krótki spacer. Wróciłem po 10 minutach. Himchan jak zwykle siedział na kanapie z nogami na moim nowym stoliku. Kiedyś osobiście mu za to przyjebie.
- Ej!
- JA MAM IMIĘ.
- Mam to gdzieś, zabieraj nogi ze stolika.
- Bo co?
- Bo dostaniesz w swoją śliczną mordkę. - zanim usiadłem obok zsunąłem jego ochydne kończyny swoją stopą.
- To miał być komplement?
- Nie sądzę.
- A no tak, jestem dla ciebie za stary...
- Siedź cicho.
- A ile ma twój nowy, przerośnięty obiekt westchnień?
- O kim mówisz?
- No o tym dzieciaku ze szpitala.
- Ah, um... 17.
- Oh, tym razem starszy~ dobrze że to nie idzie w drugą stronę.
- Ah zamknij się. Wcale nie jesteś lepszy.
- Jak to nie? Uppie ma 18.
- To tylko rok różnicy. Zresztą on umysłowo i tak nadal w przedszkolu siedzi.
- Nie obrażaj mojego Upcia! Sam siedzisz w przedszkolu polując na tyłki dzieci.
- Przesadziłeś stary... 17 lat to nie przedszkole.
- Ale nadal dziecko. I przyznałeś się~
- Jongup też. Wcale że nie. On sam się do mnie klei.
- Taak, jasne. A ty mu pozwalasz na to z litości?
- No...nie.
- Ha, no właśnie.
- No bo... co ja mam poradzić na to, że mi się podoba?
- Nic stary. Nic. Tylko uważaj na sąd rodzinny.
- Jasne~ ty też nie masz z nim za wesoło.
- Oh, 18 to nie takie dziecko. Zresztą jego rodzice już wszystko wiedzą...
- I jak to przyjęli?
- Wiesz, jeden obiad w restauracji, mój wrodzony urok i po sprawie.
- No to nieźle. Tylko... jaki urok?
- Jaki optyk?
- Optyk?
- Potrzebujesz chyba okularów, kochanie.
- Sądzę że byłbyś jeszcze brzydszy gdyby poprawił mi się wzrok.
- Jaki nagrobek?
- Nagrobek?
- Wybierz ładny, póki jeszcze możesz oddychać. - rzucił się na mnie i zaczął dusić poduszką. - Himchan! Złaź ze mnie!
- Nie, zaplanowałem już twoją śmierć.
- Co mnie to obchodzi. - zrzuciłem go na podłogę.
- Powinno. Następnym razem się nie dam! Nie poddam się!
- Oh, siadaj na tyłku i się zamknij.
Usiadł obok krzyżując ramiona. Siedział, nie odzywając się dopóki ktoś nie zadzwonił.
- Um, muszę już jechać. Na razie stary! I powodzenia z Junhongiem~
- Dzięki. Cześć.
W końcu sobie poszedł. Mogłem wziąć przyjemny prysznic i iść spać.
Obudziłem się w środku nocy gdyż miałem sen z Junhongiem. A raczej koszmar w którym ktoś nakrył nas na seksie w szpitalu i zostałem przez to wywalony ze studiów. Resztę nocy nie mogłem zasnąć.

wtorek, 6 stycznia 2015

I just want you (Hanjoo)

To był ten dzień. Tak właśnie ten. Ten który miał być najpiękniejszym w moim życiu. Wstałem z łóżka szalenie szczęśliwy. Spojrzałem na zegarek. Była 10. Trochę mało czasu mi zostało ale ma pewno zdążę. Muszę zdążyć. Wyszedłem z pokoju. Akurat przez korytarz przechodziła moja mama
- No nareszcie, myślałam że zaśpisz.
- Nie mógłbym. - uśmiechnąłem się do niej.
Dziś miałem ochotę jedynie się do każdego uśmiechać. Dzielić się z ludźmi tym jaki byłem szczęśliwy. I dobrze wiedziałem że nic a nic nie popsuje mi tego wspaniałego dnia.
Zjadłem coś na szybko, wziąłem prysznic i ubrałem to co mama mi starannie przygotowała, czyli mój ciemnoniebieski garnitur i błyszczące buty. W górnej kieszonce marynarki miałem małego, różowego kwiatka. Jakoś dodawał uroku temu poważnemu strojowi. Siedziałem nakładając odrobinę makijażu na twarz gdy nagle ktoś wpadł, usiadł mi na kolanach i łapiąc moją twarz w małe dłonie pocałował mnie czule w usta. To był Hansol.
- Witaj, Hansollie~
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję, ty też. - uśmiechnąłem się. - ale wiesz? Podobno patrzenie na pannę młodą przed ślubem przynosi pecha. - zaśmiał się uroczo.
- Nie martw się. Chyba nie wierzysz w przesądy? Ja zawsze będę z tobą, nieważne co się stanie. - i jak zwykle zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie mogłem trafić na nikogo lepszego.
- Ah, kocham cię. - złapałem go za brodę i pocałowałem.
- Ja ciebie też. Jestem taki szczęśliwy.
- Hej, musimy już iść.
- Oh racja, nie możemy się spóźnić.
Wstał, złapał mnie za rękę i oboje wyszliśmy na zewnątrz, prosto do samochodu. Pojechaliśmy do urzędu. Byli tam wszyscy. Prawie cała, moja i Hansola, rodzina. No i oczywiście on. Najcudowniejszy człowiek na ziemi. Mój ukochany Kim Hansol w białym garniturze. Wyglądał cudownie, jak anioł.
Oboje już byliśmy gotowi. Wszyscy byli. Podpisaliśmy jakieś papiery. Pierwszy uniosłem jego dłoń i wsunąłem na palec srebrną obrączkę. Potem on zrobił to samo. Uśmiechnąłem się do niego.
- No to... możecie się teraz pocałować.
Złapałem za jego trzęsące się dłonie, przysuwałem się bliżej i bliżej i gdy nasze usta prawie się dotknęły... obudziłem się. Z hukiem walnąłem się głową w sufit. Wybranie góry na łóżku piętrowym nie było dobrym pomysłem. Dotknąłem swojego bolącego czoła. Odetchnąłem z ulgą, nie nabiłem guza. Położyłem się z powrotem i dopiero dotarło do mnie jaki piękny miałem sen. Dotarło do mnie również to, że wróciłem do szarej rzeczywistości gdzie nigdy się to nie stanie. Nie w tym kraju i nie z Hansolem. Przecież byliśmy jedynie przyjaciółmi... wykorzystanymi do tego by rozsławić zespół naszym bromance. Super. Mi to położenie w ogóle nie pasowało. Zwłaszcza że przez to wszystko Hansol stał się dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Ale co się dziwić gdy ciągle mnie przytula, próbuje pocałować, robi sobie ze mną zdjęcia, nawet w naszych układach i klipach jest pełno, tak zwanego, Hanjoo. Pairing roku. Szkoda że nie był prawdziwy. I to mnie bolało najbardziej. I nie ważne jak bardzo bym chciał, nie mogę nic z tym zrobić. Bo przecież to Hansol, tak łatwo go zranić i stracić jego zaufanie. Był strasznie wrażliwy. Kiedyś popłakał się gdy nie chciałem złapać go za rękę na lotnisku.
Szkoda że tej nocy nie udało mi się już zasnąć, bo liczyłem na kolejny sen z najbardziej uroczą istotą we wrzechświecie. Przynajmniej w snach mogło być tak pięknie. Tak, jak chciałem by było. Zamiast tego leżałem znowu płacząc.
Kolejny dzień. W planach mieliśmy jakiś fanmeeting. On jak zawsze usiadł koło mnie, co chwilę mnie przytulał... no i po prostu był Hansolem. Hansolem którego udawał. Takim, jakim znali go fani. Mam wrażenie że prawdziwego Hansola znałem tylko ja. Zapłakany wiecznie dzieciak. Czasami myślałem że nawet Yano uchodził za bardziej wydoroślałego. Ale takiego Hansola kochałem. Takiego który niczego nie musiał udawać. No i był niezwykle słodki. Ogólnie cały był dla mnie idealny. Ale to chyba normalne wrażenie gdy kogoś lubi się aż tak bardzo. Cieszyłem się z tego że mogliśmy być chociaż przyjaciółmi. Ale to oczywiste że czegoś mi brakowało.
Wróciliśmy do dormu. Usiadłem przed telewizorem na jednej z kanap i przełączałem kanały. Trafiłem na jakąś komedię romantyczną. No nic i tak nie było nic lepszego.
- Hej, co oglądasz? - odwróciłem głowę w bok. To był Hansol.
- Umm, w sumie sam nie wiem. Jakaś komedia.
- Mogę oglądać z tobą?
- Jasne.
Usiadł obok i chwilę siedział tak nie odzywając się, dopóki coś go nie rozśmieszyło w filmie. Wtedy wylądował na mnie i bez namysłu po prostu objął moje ramię. A ja po raz kolejny miałem ochotę wtulić się w to drobne ciałko i już nigdy nie wypuszczać go z moich objęć. Ale coś jak zawsze mnie powstrzymywało i zachowywałem się ozięble.
- Przytul mnie.
Zamurowało mnie. Nie nie nie. Nie zrobię tego. Nie.
- Proszę.
Nadal nic nie zrobiłem. Moja twarz stała się czerwona. Jak zawsze.
- Dlaczego nie chcesz? B-joo...
- Hansol, nikogo tu nie ma. Nie musisz udawać.
- Ja wcale nie udaje. - wstał i pobiegł do siebie. Chciało mi się płakać. Znowu to zrobiłem. Znowu go zraniłem. Dlaczego byłem tak głupi że nawet nie potrafiłem pójść do niego i przeprosić? Zamiast tego nadal siedziałem gapiąc się głupio w telewizor. Moje wewnętrzne przemyślenia przerwał Hojoon który dzielił z Hansolem pokój.
- B-joo, co się stało Hansolowi?
- Sam nie wiem.
- Idź do niego. Płacze cały czas i nikt nie może go uspokoić.
- Skoro nikt nie może mu pomóc, sądzisz że mi się uda?
- Jak dotąd wychodziło ci to. Proszę, idź do niego. To Hansol, on może się kompletnie załamać przez jakąś głupotę.
- Masz rację.
Niepewnie złapałem za klamkę i odetchnąłem ciężko. Hansol leżał na swoim łóżku a obok niego był Jenissi. Gdy tylko mnie zobaczył wstał i wyszedł. Usiadłem na łóżku i wyciągnąłem rękę w jego kierunku by pogładzić go po plecach.
- Hansol. Ja przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć. Naprawdę przepraszam. Nie płacz już, proszę.
- B-joo? To ty? - podniósł głowę z poduszki.
- A kto inny?
Usiadł na łóżku, popatrzył na moją twarz, wdrapał mi się na kolana i przytulił mocno do siebie. Nie miałem wyjścia i także go objąłem. Czułem po woli że przestaje płakać a jego oddech się uspokaja.
- Dlaczego nie chciałeś zrobić tego wcześniej?
- Bo jestem idiotą. Przepraszam.
- B-joo...- odsunął się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy. - mogę cię pocałować?
CZEKAJ ŻE CO. CO. Zajęło mi trochę by to do mnie dotarło. Nie odpowiadając mu, po prostu sam wbiłem się w jego śliczne, różowe usta. Przytuliłem go.
- B-joo... ja naprawdę nic nie udaje, bo ja cię kocham. Bardzo cię kocham.
- Oh Hansollie~
- Tak?
Pocałowałem go w czoło i zaśmiałem się lekko gdyż przypomniał mi się mój sen ze ślubem.
- Nic... po prostu też cię kocham.