Mingyu wstał jak zawsze punktualnie o 6 rano. Był to jego pierwszy dzień ostatniej już klasy liceum. Założył swój schludny mundurek, zjadł śniadanie i wyszedł do szkoły. Gdy stał na przystanku zaczął padać deszcz. Nie była to wielka ulewa ale mimo to Mingyu schował się pod dachem bo nie chciał żeby jego idealna fryzura się popsuła.
Wszedł do szkoły. Grzecznie przywitał się z nauczycielami których spotykał po drodze do klasy. Lubili go bo był jednym z najlepszych uczniów. Poza tym, był naprawdę popularny. Większość dziewczyn przez cały czas starała się o jego względy. Przynosiły mu prezenty, próbowały dotykać gdy on pomagał im w nauce a raz nawet któraś zaciągnęła go do toalety i zmusiła do pocałunku. Miała szczęście że Mingyu był na tyle rozsądny że nie rozpowiedział tego całej szkole i po prostu o tym zapomniał. Mimo tego że spaliła się ze wstydu miała szczęście. Była prawdopodobnie jedyną dziewczyną która go pocałowała. I chociaż przysięgała mu że nikomu o tym nie powie, dowiedziała się o tym cała szkoła. Przez cały tydzień musiał wszystkim udowadniać że nie są razem.
Życie Mingyu w szkole bardzo się różniło od tego co było w domu. W szkole wszyscy go podziwiali, myśleli że jest idealny. W domu mieszkał praktycznie sam a jedyne jego zajęcie to uczenie się. Jego matka dużo pracowała by utrzymać siebie i jego. Kilka lat temu jego ojciec zginął w wypadku. Od tamtego czasu jego matka nikogo sobie nie znalazła. A przynajmniej wydawało jej się, że Mingyu tak myśli. On jednak doskonale wiedział że od roku spotyka się z jakimś facetem. Może i siedział całymi dniami z nosem w książkach ale nie był ślepy. Widział jak prawie codziennie odwozi ją do domu. Nigdy jednak nie miał odwagi żeby o tym z nią pogadać. Dzisiaj znowu wróciła później tłumacząc się tym że musiała dłużej zostać w pracy. Mingyu zastanawiało tylko kiedy w końcu się przyzna.
Trzecia klasa liceum wydawała mu się najgorsza ze wszystkiego co do tej pory przeżył. Niby był przyzwyczajony do uczenia się i nawet zarywania przez to nocy jednak w tym roku już od pierwszych dni miał o wiele więcej nauki. Zaczęło go to trochę przerażać. Nie miał jednak nawet z kim o tym pogadać. Zresztą, nawet gdyby miał, pewnie by tego nie zrobił. Nie z jego charakterem. Był strasznie uparty i wszystkie uczucia i przemyślenia zazwyczaj zatrzymywał dla siebie. Może dlatego nie miał przyjaciół? Kto wie. On sam uważał że to przez ilość nauki. A tak naprawdę skrywał przez to coś jeszcze. Nigdy nie był jak inni chłopacy.
Po około miesiącu nauki w życiu Mingyu pojawił się pewien problem, a zaraz po nim wiele innych. Zaczęło się to pewno piątku. Chłopak nie spodziewał się niczego nadzwyczajnego. Po kilku lekcjach został wezwany do swojego wychowawcy. Pewna dziewczyna posądziła go o kradzież telefonu. Była to Yoon Hyerim. Mingyu od razu wiedział o co chodzi. Hyerim była jego rywalką. Cały czas w klasowym rankingu była druga i próbowała za wszelką cenę wybić się na pierwsze miejsce. To z kolei od zawsze należało do Mingyu. Chłopak starał się grzecznie wyjaśnić to nieporozumienie tym, że ona zrobiła to specjalnie. Nauczyciel powiedział że to nie jest żaden dowód i postanowił przeszukać jego torbę. Oczywiście telefon tam był. Mingyu chyba nigdy nie czuł się tak upokorzony. Nadal szedł w zaparte że on tego nie zrobił. Ustalił z nauczycielem że jeśli nie wyjaśni tego do poniedziałku dopiero wtedy będzie mógł go ukarać. Jako że Mingyu był jego ulubionym uczniem, zgodził się.
Chłopak wrócił wkurzony do domu. O dziwo jego mama była w domu i coś gotowała. Pachniało pięknie domowym jedzeniem jednak on nawet nie miał ochoty na swoje ulubione pierożki które właśnie się gotowały. Był tak bardzo zły przez Hyerim że jedyne czego chciał w tej chwili to prysznic przy jego ulubionej muzyce.
- Mingyu kochanie, musze ci coś powiedzieć.
- Nie mam ochoty z tobą o niczym rozmawiać. Idę się umyć.
- Ale kochanie...
Nie zdążyła nawet dokończyć bo Mingyu zniknął za drzwiami łazienki. Zaczął cicho płakać. Musiał jakoś rozładować napięcie spowodowane całą sytuacją. Gdy trochę mu przeszło włączył na telefonie swój ulubiony kawałek Deana i wszedł pod prysznic. Jak tylko gorąca woda zaczęła spływać po jego ciele poczuł ulgę. Zdołał się trochę odprężyć gdy nagle ktoś otworzył drzwi. Spojrzał w ich stronę. Stał tam chłopak którego widział pierwszy raz na oczy. A przynajmniej tak mu się wydawało.
- J-ja przepraszam. Po-pomyliłem drzwi - chłopak w ułamku sekundy zrobił się czerwony na twarzy.
Szybko zamknął drzwi i wyszedł. Do Mingyu dotarło to dopiero po kilku sekundach. Poczuł się dziwnie przez to że jakiś facet zobaczył go nago. Wyszedł spod prysznica i szybko się ubrał. Poszedł do kuchni. Przy stole siedział ten sam chłopak i jakiś nieznajomy mężczyzna. Chłopak był ubrany cały na czarno.
- Chciałam ci powiedzieć wcześniej ale uciekłeś.
- Kim oni są?
- A może byś się najpierw grzecznie przywitał? Nie tak cię wychowałam.
- Bardzo przepraszam. Miałem dziś ciężki dzień.
Mingyu ukłonił i przedstawił się znajomym swojej mamy. Oni również się przedstawili. Młody chłopak którego grzywka prawie zasłaniała oczy nazywał się Jeon Wonwoo i był od Mingyu zaledwie rok starszy. Drugi mężczyzna przedstawił się jako Jeon Wonki. Był on 3 lata starszy od jego mamy. Mingyu jednak nadal nie rozumiał co oni tu robią. Może to jacyś krewni których nie znał? Pomyślał.
- Mingyu. Uznałam że nie mogę dłużej tego ukrywać. Wonki to mój narzeczony.
Mingyu nie skomentował tego tylko spojrzał pytająco na Wonwoo.
- Ah, no tak. Wonwoo to mój syn - wyjaśnił Wonki.
- Siadaj, zjesz z nami.
Mingyu usiadł niepewnie. Wcale nie chciał z nimi siedzieć ale postanowił że nie może zawieść matki.
- Opowiadaj jak było w szkole. Co się stało?
- Nic.
- Jak to nic? Przecież widzę. Mingyu, znam cię lepiej niż ktokolwiek. Nawet lepiej niż ty sam.
Mingyu trochę wątpił w słowa swojej matki ale mimo to zaczął opowiadać o tym co się stało.
- Hm, do którego liceum chodzisz? - spytał Wonki.
Mama Mingyu dumna z syna szybko rzuciła nazwę najlepszego liceum w mieście.
- Naprawdę? No to masz szczęście.
- O czym pan mówi?
- Pracuje w firmie monitoringowej i mam dostęp do kamer w twojej szkole.
- Naprawdę? - Mingyu był podekscytowany.
- Tak. Możesz jutro pojechać ze mną do pracy to zobaczymy nagrania.
- Dziękuję bardzo - Mingyu poczuł ulgę i uśmiechnął się do mężczyzny.
Od razu nabrał apetytu. Zaczął jeść nie mówiąc wiele. Co jakiś czas tylko spoglądał na chłopaka po jego lewej stronie. Wyglądał jakby nie chciał w ogóle jeść i się do tego zmuszał. Wonwoo nadal był zawstydzony. Próbował nie patrzeć na Mingyu jednak mu to nie wychodziło. Chociaż chłopak go nie poznał, Wonwoo doskonale wiedział kim jest. Wbrew pozorom kiedyś znali się całkiem dobrze. Chłopak bał się porozmawiać z Mingyu. Bał się że go nie pamięta, że go odrzuci albo co gorsza wyśmieje. Jedyne co do niego powiedział tego wieczora to kolejne 'przepraszam'.
Po kolacji mama Mingyu usiadła z nim na kanapie w salonie. Miała mu do powiedzenia coś bardzo ważnego.
- Kochanie - złapała go za rękę. - Mam nadzieję że ich polubiłeś.
Czy tak było? On sam do końca nie wiedział.
- Są bardzo mili.
- Bo jest jeszcze coś, o czym ci nie powiedziałam.
- Słucham.
- Zanim się pobierzemy... Wonki i jego syn z nami zamieszkają.
Mingyu był zaskoczony.
- Ja wiem że to wszystko może ci się wydawać zbyt gwałtowne, ale to nie był mój pomysł. Twoja babcia stwierdziła że najlepiej poznam mężczyznę mieszkając z nim... i w sumie ma rację.
- Rzeczywiście - zgodził się z nią.
- Czyli nie jesteś zły?
- Skąd. Dobrze że jesteś z nim szczęśliwa.
- Oh - przytuliła go. - Kocham cię synu.
- Ja ciebie też mamo.
Poszedł do swojego pokoju i od razu zasnął. Jako że był piątek nie musiał się uczyć.
Kolejnego dnia pojechał do firmy w której pracował Wonki. Dostał od niego nagranie jak jedna z uczennic podrzuca mu do plecaka telefon Hyerim. Podziękował mu i zadowolony wrócił do domu. W poniedziałek okazało się że Hyerim namówiła dziewczynę do zrobienia tego. Obie dostały karę.
Jakiś czas później Mingyu zaczął powtarzać materiał do testów próbnych. Był tym bardzo przejęty. Mimo że to tylko próba przed prawdziwym egzaminem on brał to na poważnie. Jak każdy inny test czy nawet kartkówkę.
Pewnego dnia gdy przyszedł do domu zauważył, że łóżko w jego pokoju, które zawsze stało złożone, jest zaścielone. Kompletnie zapomniał o tym że Wonwoo i jego ojciec mieli się dziś wprowadzić. Nagle podbiegł do niego mały, pomarszczony piesek. Mingyu nigdy nie miał żadnych zwierząt. Uśmiechnął się na jego widok, ukucnął i go pogłaskał.
- Cześć, jak masz na imię? - spytał tak jakby pies potrafił mu odpowiedzieć.
- To Frank - usłyszał niski głos Wonwoo.
- Bardzo ładnie - wziął go na ręce. - Jesteś bardzo uroczy ale musze się uczyć więc idź już sobie - postawił go przed drzwiami do pokoju.
Wonwoo wziął psa i wyszedł z nim na spacer. Ciągle myślał o Mingyu. Nie wierzył w to że znowu go spotkał i to w takich okolicznościach. Przez chwilę pomyślał że to przeznaczenie a później sam siebie wyśmiał. Był przekonany że musi kogoś mieć skoro o nim zapomniał.
Gdy wrócił, Mingyu uczył się słuchając po cichu muzyki. Wonwoo zaczął nucić piosenkę która właśnie leciała.
- Cicho - prawie krzyknął a on od razu przestał nucić.
Wyszedł z pokoju do kuchni. Pomyślał że zrobi dla niego herbatę.
- Jaką Mingyu lubi herbatę? - spytał mamy chłopaka która akurat była w kuchni.
- Zieloną. Tu stoi - wskazała palcem na niewielką puszkę. - Pamiętaj, bez cukru.
Pokiwał głową i zabrał się za robienie herbaty.
- Nie musiałeś - Mingyu uniósł głowę znad książki gdy Wonwoo postawił mu na biurku kubek.
Nic nie odpowiedział. Usiadł na swoim łóżku i zaczął powoli pić swoją, czarną herbatę. Frank podszedł do jego łóżka i próbował na nie wskoczyć. Nie udało mu się i spadł. Wonwoo zaczął się z niego śmiać.
- Chodź tu - złapał go i położył na łóżku.
Piesek przytulił się do niego i zasnął.
Mingyu miał ochotę znowu go uciszyć ale w tym samym momencie Wonwoo zamilkł.
- Zawsze tyle się uczysz?
Spytał, chociaż dobrze wiedział. Po prostu nie miał pomysłu jak zacząć rozmowę.
- Tak. Mam niedługo ważne testy.
- Teraz? Chyba próbne.
- Dokładnie. Też mógłbyś się trochę pouczyć.
On nie miał na to ochoty. I tak nie był w szkole po której mógłby się dostać na dobre studia. Nie miał wielkich ambicji.
- Ja nie muszę.
- Nie musisz? Myślałem że to ważne na studiach.
- Ja jeszcze nie studiuję. Nadal jestem w liceum - przyznał lekko zawstydzony.
- W takim razie z takim nastawieniem nie dostaniesz się na żadne studia.
Zaczął go odrobinę irytować. Nigdy nie lubił gdy ktoś go pouczał. Kiedyś taki nie byłeś, pomyślał Wonwoo.
- Pójdę wziąć prysznic. Baw się dobrze ze swoją książką od historii.
- Bawię się z nią lepiej niż z tobą - mruknął cicho Mingyu ale Wonwoo tego nie usłyszał.
Tak było prawie codziennie. Starszy zawsze próbował nawiązać z nim rozmowę ale Mingyu nigdy się to nie podobało. Wolał swoje podręczniki od niego.
Wonwoo siedział wpatrzony w Mingyu. Ten zauważył to dopiero po chwili.
- Coś się stało? Mam coś na twarzy?
- Huh? - chłopak nawet nie zauważył że gapi się na niego od dobrych dziesięciu minut.
- Patrzysz na mnie bez przerwy.
- Oh, wybacz - zarumienił się i szybko wstał odchodząc w stronę swojego łóżka - Po prostu mi kogoś przypominasz.
- Przypominam?
- Tak.
- Ten ktoś musiał naprawdę dobrze wyglądać~
- Zgadza się.
Wonwoo uśmiechnął się do siebie przypominając sobie czasy gdy mógł patrzyć na jego twarz z takiej odległości o której inni mogą tylko pomarzyć. Był wtedy taki nieśmiały i spokojny.
Życie Wonwoo było właściwie nudne. A przynajmniej do czasu gdy znowu pojawił się w nim Mingyu. Nigdy o nim nie zapomniał i cały czas miał nadzieję że go znowu spotka. Był teraz jeszcze wyższy, przystojniejszy i bardziej pociągający. Wydawał się taki dojrzały. Nawet mu to imponowało. Był naprawdę szczęśliwy przez to że znowu ma okazję chociaż się z nim zaprzyjaźnić. Tyle w zupełności by mu wystarczyło.
Czas mijał a jemu nadal nie udało się zaprzyjaźnić z Mingyu. Był zawiedziony. Coraz bardziej się załamywał bo on nawet nie zwracał na niego uwagi. A jeśli już to robił to albo był dla niego wredny albo go pouczał. Mingyu wcale nie chciał być aż tak bardzo niemiły. Po prostu był bardzo zestresowany. To był ostatni rok w liceum i musiał się bardzo postarać żeby dostać się na swoje wymarzone studia. Zaczął się przepracowywać aż dostawał częstych krwotoków z nosa. Wiedział o tym tylko Wonwoo który wtedy mu pomagał je zatamować. Mingyu nie chciał żeby ktoś się o tym dowiedział bo nie chciał nikogo martwić. Nie wiedział jednak że osobą która martwi się o niego najbardziej był właśnie Wonwoo. Czasami nie mógł zasnąć gdy on siedział do późna nad książkami. Raz nawet Mingyu zasnął na biurku i Wonwoo musiał go zanieść do łóżka.
Dwa miesiące przed testami na koniec liceum Mingyu potrafił nie pójść spać przez dwa dni z rzędu. Ciągle się uczył i wyglądał na strasznie zmęczonego. Wonwoo nie mógł na to patrzeć. Bał się że coś mu się stanie. Mógł przez to naprawdę poważnie zachorować. Kilka razy nawet zemdlał w szkole i Wonwoo zwalniał się lub uciekał z lekcji żeby go odebrać i zaprowadzić do domu. Pilnował go wtedy żeby porządnie się wyspał.
- Wonwoo, ja muszę być w szkole.
- Nie musisz.
- Muszę - podniósł się i chciał wyjść z łóżka.
Wonwoo złapał go za rękę i przytrzymał.
- Masz tu zostać. Jestem starszy i powinieneś się mnie słuchać.
- Nie będziesz mi rozkazywał - wyrwał rękę z jego uścisku.
- W takim razie proszę cię żebyś tu został i się wyspał. Jutro pójdziesz do szkoły. Nie chcę żeby coś ci się stało.
- Od kiedy się tak o kogoś martwisz? Nie obchodzi cię nic poza sobą i twoim głupim psem.
- Obchodzi mnie naprawdę wiele rzeczy. Nie jak ciebie. Dla ciebie liczy się tylko szkoła.
- Nie szkoła tylko moja przyszłość.
- Nie zapominaj o teraźniejszości Mingyu. A tym bardziej o przeszłości.
- Co masz na myśli?
- Może kiedyś sobie przypomnisz - Wonwoo znowu posmutniał. Chciało mu się płakać.
- Wszystko w porządku? - spytał Mingyu.
- Jasne. Zrobić ci herbaty? - wstał i podszedł do drzwi.
- Poproszę.
- Nie ruszaj się z łóżka.
- No dobra - zrezygnowany położył głowę na poduszce.
Gdy tylko Wonwoo wyszedł z pokoju po jego policzkach pociekły łzy. Nie mógł znieść faktu że Mingyu o nim zapomniał. Albo gorzej, udaje że go nie pamięta. Czuł się z tym naprawdę coraz gorzej.
Mingyu ostatnimi czasy bardzo się zmienił. Nawet jego matka to zauważyła. Rozmowy z nią nic nie dawały. Przejmował się szkołą bardziej niż swoim zdrowiem. Uczył się nawet w piątki. Wcześniej zawsze w każdy piątek robił sobie wolne od nauki. Wonwoo pomyślał że zrobi dla niego niespodziankę. Znalazł ich ulubiony film. Kupił trochę jedzenia i nawet ustawił na stole trzy świeczki o zapachu jaśminu. Uwielbiał ten zapach. Usiadł na kanapie i czekał aż Mingyu wróci ze swoich zajęć dodatkowych. Bardzo się denerwował. Miał cichą nadzieje że ten film mu o nim przypomni. Gdy Mingyu wrócił, nawet nie zwrócił uwagi na Wonwoo siedzącego w salonie. Od razu poszedł do pokoju który dzielił teraz z Wonwoo. Chłopak wstał, zapalił świeczki, zgasił światło i zapalił jedynie niewielką lampkę stojącą obok kanapy. Podekscytowany poszedł do Mingyu który nawet nie przebrał się ze swojego mundurka. Siedział w nim ucząc się. Był piątek.
- Przyjdziesz do salonu?
- Po co?
- No wiesz... tata dziś nie wraca na noc, twoja mama też więc pomyślałem że może chciałbyś...
- Nie.
- Nawet nie dałeś mi dokończyć.
- Bo nawet nie mam czasu ciebie słuchać. Weź Franka na spacer czy coś.
- Egoista - powiedział starszy cicho.
- Co powiedziałeś?
Wonwoo na chwile zamilkł. Zacisnął dłonie w pięści.
- Że jesteś pieprzonym egoistą - chciał to wykrzyczeć jednak zanim to wypowiedział, zaczął płakać. - Myślisz tylko i wyłącznie o sobie. Nie widzisz tego jak się dla ciebie staram - wybiegł do łazienki.
Zamknął drzwi na klucz. Zssunął się po drzwiach w dół siadając na zimnej podłodze. Skulił się pod drzwiami i zaczął głośno płakać. Mingyu nawet nie pomyślał żeby za nim pójść i spytać o co chodzi. Szczerze niezbyt go to obchodziło. Miał ważniejsze rzeczy do roboty.
Wonwoo siedział w łazience dość długo. Czuł się okropnie. Naprawdę bolało go zachowanie Mingyu. Starał się udawać obojętnego ale miał już tego dość. Miał dość wszystkiego. Jedyne o czym myślał to samobójstwo. Nie chciał żyć. Życie bez Mingyu i tak nie miało dla niego sensu. Myślał o tym już wcześniej przez te trzy lata ale zawsze myśl o tym że może go znowu spotkać go powstrzymywała. Teraz gdy znowu się spotkali nie było tak, jak on to sobie wyobrażał. Był naiwny. Naiwny jak dziecko. Myślał o tym jak może skończyć ze swoim życiem. Przypomniał sobie o scyzoryku który trzymał w pokoju. Podcięcie żył nie było zbyt oryginalne ale nie widział w tej chwili innej opcji. Poczekał aż Mingyu zaśnie. Wziął kartkę i napisał dla niego list. Pożegnalny list w którym pisał o tym czego nie potrafił mu powiedzieć.
Mingyu tej nocy miał dziwny sen. Był w ogromnej bibliotece. Gubił się wśród półek z książkami. Oglądał wszystko po kolei gdy nagle na kogoś wpadł. Chciał go przeprosić i iść dalej ale zauważył że był to ktoś znajomy. Ktoś kto był mu bardzo bliski. Obudził się krzycząc imię chłopaka który właśnie żegnał się z życiem w jego łazience. Nagle wszystko sobie przypomniał. Przypomniał sobie kim jest Wonwoo, dlaczego cały czas wydawał mu się dziwnie znajomy i co najważniejsze z tego wszystkiego, przypomniał sobie co do niego czuje. Wstał i po omacku znalazł w ciemności łóżko Wonwoo. Był w nim tylko Frank i kartka A4. Zapalił światło. Owa kartka była listem. Na wierzchu było zapisane dużymi literami 'Mingyu'. Otworzył go i zaczął czytać.
'Mój ukochany,
Pewnie gdy znajdziesz ten list, mnie już tu nie będzie. Nie chciałem tak żyć. Nie chciałem żyć ze świadomością że mnie nie pamiętasz. Chciałem zrobić to już dawno jednak nie traciłem nadzieji na to że jeszcze się spotkamy. Pewnie uznasz mnie za tchórza który nawet nie potrafił powiedzieć ci prosto w oczy co czuje. Bałem się że mnie odrzucisz, wyśmiejesz lub uznasz że oszalałem bo przecież się nie znamy. A ja znam cie bardzo dobrze. Może ty o mnie nie pamiętasz ale ja pamiętam o tobie wszystko. Pamiętam każdą chwilę którą z tobą spędziłem. Nawet to jak wtedy pachniałeś. Pamiętam jak to wszystko się zaczęło. Byliśmy razem w gimnazjum, w trzeciej klasie bo raz nie zdałem. Znowu miałem problem żeby zdać z fizyki a nasza wychowawczyni poprosiła cię żebyś mi pomógł. Z każdym spotkaniem byliśmy ze sobą coraz bliżej aż w końcu olaliśmy naukę zajmując się sobą. Myślałem wtedy że to tylko chwilowe, że za jakiś czas o tobie zapomnę. Myliłem się. Do tej pory nie zapomniałem o chociażby minucie spędzonej z tobą. Nawet regułki z fizyki nadal pamiętam.
Mingyu, naprawdę nadal cię kocham. Zawsze będę cię kochał. Nawet po śmierci. Pewnie teraz się ze mnie śmiejesz ale musiałem ci to jakoś powiedzieć.
Żegnaj Mingyu'
Chłopak wpadł w panikę. Ręce mu się trzęsły a z oczu płynęły łzy. Zaczął się zastanawiać gdzie może być. W jego głowie pojawiały się tysiące miejsc na minutę. Nie potrafił się opanować. Nie chciał go stracić. Wybiegł z pokoju i zaczął wołać Wonwoo. Próbował otworzyć drzwi które znajdowały się naprzeciwko tych do jego pokoju. Były zamknięte co znaczyło że Wonwoo jest w środku. Zaczął w nie walić. Nic to nie dawało. W końcu zaczął uderzać w nie całym ciałem aż je wybił. Wonwoo leżał z zakrwawioną ręką pod prysznicem. Jeszcze żył. Spojrzał na niego przymkniętymi oczami. Nie zostało mu dużo czasu. Mingyu tylko modlił się w myślach żeby przeżył. Szybko zadzwonił po pogotowie. W międzyczasie próbował zatamować jego krwotok. Zdjął swoją bluzkę od piżamy i zacisnął ją mocno na jego nadgarstku. Złapał go za drugą dłoń która była coraz bardziej zimna i prosił go. Prosił żeby nie umierał, żeby go nie zostawiał. Mówił mu że go kocha, że wszystko pamięta. Powtarzał to w kółko aż przyjechała karetka. Zabrali Wonwoo szybko do szpitala. Mingyu pojechał z nimi. W szpitalu usiadł na korytarzu i schował twarz w dłonie. Nadal nie mógł przestać płakać. Obwiniał się o to co się stało. Zadzwoniła do niego jego mama. Chłopak nawet nie mógł powiedzieć co się stało. Nie potrafił się wysłowić przez płacz. Mama powiedziała mu że przyjedzie tam najszybciej jak to możliwe. Lekarz który zajął się Wonwoo podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, nie płacz już. Twój brat żyje.
Zdziwił się nieco gdy usłyszał słowo brat ale nagle się uśmiechnął i ze szczęścia aż przytulił lekarza stojącego przed nim.
- Dziękuję panu. Naprawdę dziękuję - jego płacz przerodził się w płacz ze szczęścia.
- Czy ja mogę go zobaczyć?
- Nie teraz. Poczekaj aż się obudzi.
- Dobrze. Będę tu cierpliwie czekać.
- Naprawdę masz zamiar tu zostać nawet przez cały dzień?
- Tak. Nie mogę ominąć momentu gdy się obudzi.
- Skoro tak...
Gdy zaczynało już świtać do szpitala przybiegł ojciec Wonwoo.
- Co się stało? - był przerażony.
Mingyu złapał go za rękę.
- Wonwoo chciał się zabić.
- Że co?
- Ale żyje. Tamten lekarz go uratował - kiwnął głową w jego stronę.
- Dzięki Bogu.
- Usiądź - zaproponował Mingyu.
Wonki puścił dłoń chłopaka i usiadł kolo niego. Widział że Mingyu nadal płacze. Wyciągnął chusteczkę i mu podał.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - starał się go pocieszyć.
- Ja wiem ale to wszystko moja wina. Pewnie mnie za to teraz znienawidzisz.
- Skąd - objął Mingyu ramieniem. - Nie możesz się o to obwiniać. On sam tego chciał. Zresztą, powinieneś się cieszyć że nic mu nie jest.
- On chciał to zrobić przeze mnie.
- Słuchaj, nie wiem o co chodzi i może lepiej żebym nie wiedział ale naprawdę nie możesz się o to obwiniać. Przecież nic się nie stało.
- Ale mogło mu się coś stać.
- I co byś wtedy zrobił?
- To samo.
- Musicie być naprawdę dobrymi przyjaciółmi ale nawet to nie jest powód by przez niego zginąć.
Mingyu chciał mu powiedzieć wszystko, ale nie mógł. Uznał że będzie lepiej gdy się nie dowie. W końcu niedługo będą rodziną i to będzie wyglądało jeszcze dziwniej. Zaczął się zastanawiać co będzie gdy Wonwoo już do siebie dojdzie. Czy będzie chciał do niego wrócić? Nie miał pojęcia.
Wonwoo obudził się około 12. Mingyu był już strasznie zmęczony ale poczuł przypływ energii gdy lekarz powiedział że może już go zobaczyć.
- Mogę z nim porozmawiać pierwszy? - spytał Wonkiego.
- No pewnie. Poczekam tutaj.
Mingyu uśmiechnął się do niego i wszedł do sali. Wonwoo leżał w niej sam. Młodszy usiadł obok jego łóżka na taborecie i złapał go za rękę. Uśmiechnął się do niego.
- Mingyu? Jak się tu znalazłem?
- Dzięki mnie.
- Aaa, już pamiętam - powiedział powoli i spojrzał na Mingyu. - To ty mnie uratowałeś.
- To lekarz nie ja.
- Ale gdyby nie ty nadal bym tam leżał. Już martwy.
Do chłopaka dopiero dotarło to że naprawdę uratował mu życie.
Mingyu zaczął głaskać Wonwoo po głowie.
- Jak się czujesz?
- Słabo ale mogło być gorzej - uśmiechnął się do niego lekko.
Wonwoo czuł się przyjemnie gdy Mingyu go dotykał.
- Jak już stąd wyjdziesz to musimy porozmawiać.
Przez chwilę przestraszył się że może chodzić o jego list. Potem jednak przypomniał sobie jak Mingyu płakał, jak próbował go ratować i ciągle powtarzał mu że go kocha. Był szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy.
- Zawołam twojego ojca.
Wonwoo pokiwał głową a Mingyu wyszedł. Usiadł na korytarzu gdy Wonki wszedł do środka. Po chwili przyszła mama Mingyu. Chłopak od razu wstał i ją przytulił.
- Czy coś się stało Wonwoo? - mówiła z przerażeniem.
- Już wszystko dobrze.
- To dlaczego tak nagle mnie przytulasz? Nigdy tego nie robisz.
- Bo tak. Przytuliłem dziś nawet lekarza ze szczęścia.
- Oh, Mingyu. Musiałeś się naprawdę martwić o Wonwoo.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Mogę go zobaczyć?
- Wonki jest teraz u niego.
- Jak myślisz, powinnam poczekać czy wejść do środka?
- Wejdź. Wonwoo się ucieszy.
- Poczekaj tu na mnie.
Mingyu usiadł na ławce i czekał na matkę i swojego prawie ojczyma. Później wrócili razem do domu.
- Mamo, zanim się zdenerwujesz, pamiętaj że cię kocham.
- Mingyu, co żeś znowu zrobił?
Chłopak wskazał palcem w stronę łazienki. Jego matka popatrzyła na to z przerażeniem.
- To wygląda jak po jakiejś bitwie. Nie pobiłeś go, prawda?
- Nigdy w życiu bym tego nie zrobił.
- No ja mam nadzieję.
Nie okazywała tego ale syn widział że jest zła. Oszczędzała przecież pieniądze na swój ślub.
Mingyu codziennie po szkole przychodził do Wonwoo.
- Znowu uciekłeś z zajęć dodatkowych? Nieładnie Mingyu, nieładnie.
Chłopak się zaśmiał.
- Wiesz już kiedy wyjdziesz do domu?
- Jeśli nadal będę czuł się tak dobrze to chyba w piątek.
- Nie mogę się doczekać.
- Czemu? - uśmiechnął się do niego.
- Dobrze wiesz czemu.
W piątek Mingyu nawet nie poszedł do szkoły. Wstał wcześnie i tylko czekał na telefon od Wonwoo że może już po niego przyjechać. Strasznie się niecierpliwił.
Wrócili razem do domu. Mingyu nosił wszystkie rzeczy za niego chociaż Wonwoo powtarzał że nie musi tego robić. Ale on nie słuchał.
Usiadł na łóżku Mingyu i czekał aż on wróci z kuchni. Postawił dwie szklanki soku na biurku i od razu podszedł do Wonwoo. Usiadł obok niego i złapał go za rękę.
- To o czym chciałeś porozmawiać?
- Chciałem cię przeprosić. Byłem dla ciebie okropny i tak bardzo nie zwracałem na ciebie uwagi myśląc tylko o sobie że nawet nie mogłem sobie przypomnieć skąd cię kojarzę.
Wonwoo oparł głowę o jego ramię.
- Najważniejsze że w końcu sobie przypomniałeś... bo teraz już wszystko pamiętasz, prawda?
- Oczywiście. Jeon Wonwoo, moja pierwsza miłość. Niższy o kilka centymetrów mimo że jesteś starszy. Pomagałem ci z fizyką w trzeciej klasie gimnazjum. Na początku się mnie bałeś i wstydziłeś się zakładać przy mnie swoich okularów. A dla mnie wyglądałeś przeuroczo. Często wychodziliśmy razem na spacery. Miałeś wtedy innego psa, pudla. A gdy twoich rodziców nie było w domu...
- Stop. Tyle wystarczy - Wonwoo się zarumienił.
- Oh, Wonwoo - przytulił go i przewrócił na łóżko.
Leżeli blisko siebie patrząc sobie w oczy. Mingyu uśmiechnął się i go pocałował. Całowali się powoli i niezdarnie tak jakby robili to pierwszy raz. Mingyu pomyślał że jego usta nadal smakują tak samo.
- Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem - powiedział Wonwoo.
Mingyu poczuł się winny tego że o nim zapomniał. Chłopak jednak mu wybaczył. Wiedział przecież ile czasu poświęca jedynie nauce. Też nie miałby czasu na myślenie o kimkolwiek. Wonwoo położył się na Mingyu i go przytulił.
- Wonwoo.
- Tak?
- Co my teraz zrobimy?
- O czym ty mówisz? - podniósł się.
- No bo niedługo będziemy tak jakby rodziną...
- Tak jakby. Nigdy nie będziemy prawdziwą rodziną więc ja nie widzę problemu.
- A co jak rodzice to odkryją?
- Nie martw się. Będę się starał jak najlepiej żeby się nie wydało.
- Mój mały Wonwoo - Mingyu przytulił mocno chłopaka.
- Tylko nie mały.
- Przecież to prawda.
- Czy ty wykorzystujesz to że jestem słaby i nie mogę się bronić?
- Hm, może trochę - cmoknął go w policzek.
- Odejdź i nie wracaj - Wonwoo chciał się podnieść ale Mingyu go przytrzymał tuląc do siebie.
- Kocham cię Wonwoo.
- Ja ciebie też - wyszeptał po chwili w odpowiedzi.
Nigdy w życiu nie czuł się lepiej. Pierwszy raz w życiu pomyślał, że jednak ma szczęście. Wystarczyło tylko trochę na to poczekać.
niedziela, 19 czerwca 2016
niedziela, 5 czerwca 2016
Don’t be afraid, hold my hand, I’ll protect you (Ricsung, Shinhwa)
Junghyuk usiadł obok mnie na kanapie. Automatycznie się odsunąłem.
- Nadal jesteś zły? - przysunął się i złapał mnie za rękę.
- Nie widać? - zabrałem swoją rękę i odsunąłem się jeszcze dalej.
Znajdowałem się już na samym końcu kanapy.
- Kochanie, nie bądź na mnie zły. Przecież nic nie zrobiłem.
- Jak to nie?! A kto zrobił dziecko fance? G-dragon?
- Powtarzam ci, że nic nie zrobiłem.
- Jasne.
- Przecież nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił.
- Dziecka też byś mi nie zrobił więc wolałeś fankę, super. Masz 37 lat a zachowujesz się jak gówniarz.
- Hyesung, kotku, dlaczego wierzysz jej i jakimś mediom a nie mi?
- Bo ty nie masz nic na swoją obronę.
- Mówiłem ci już, że miałem dużo pracy.
- Jasne.
- Oh Hyesung - pogłaskał mnie po głowie. - Idę zrobić kolację. Co byś zjadł?
- Cokolwiek.
Wróciłem do oglądania telewizji. Po chwili jednak wyłączyłem telewizor. Miałem też ogromną chęć rozwalenia go. Wszędzie pokazywali wiadomości o tym że szanowny Eric Mun zmajstrował fance dziecko. Byłem na niego strasznie zły. Chciałem się od niego wyprowadzić gdy tylko o tym wczoraj usłyszałem. Zatrzymał mnie jednak i powiedział że będę mógł się od niego wyprowadzić gdy testy DNA wykażą że rzeczywiście nie jest ojcem. Zgodziłem się. Czekałem na ten dzień z niecierpliwością.
Junghyuk zrobił kolację. Wziąłem swoją porcję i poszedłem zjeść do salonu. Gdy to zauważył usiadł obok mnie.
- Nie będziesz jadł sam.
- A może ja wolę jeść sam?
- Nie obchodzi mnie to.
Gdy skończył przysunął się i mnie przytulił.
- Kocham cię Hyesung. Wiesz o tym prawda?
Nie odpowiedziałem mu.
- Idę spać.
Wyszedł do sypialni. Stwierdziłem że będę dziś znowu spać na kanapie. Boli mnie od tego szyja ale nie chciałem spać z nim.
Leżałem i cały czas myślałem o Junghyuku. Nadal bardzo go kocham i nie potrafię tak po prostu przestać mimo tego co zrobił. Przypomniałem sobie sytuację przez którą jesteśmy razem.
Był 2003 rok. Dwa miesiące po odejściu z wytwórni. Wtedy Eric traktował mnie tylko, że tak powiem, służbowo. Nigdy do tej pory nie rozmawiałem z nim o swoim życiu prywatnym lub o czymkolwiek poza sprawami zespołu. Ciekawiło mnie dlaczego. Zwłaszcza że on mi się wtedy podobał. Mimo wszystko był przystojny, miły i był dla nas naprawdę dobrym liderem. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie rozmawiał tylko ze mną.
Jechałem do domu po odwiedzinach u mojej rodziny. Mieszkali dość daleko a ja poprzedniego dnia trochę wypiłem. Jadąc przez las, na zakręcie wpadłem z drogi. Mój samochód spadł w dół i dosłownie leżał do góry nogami. Czułem straszny ból w nodze. Potworny. Jakby miała mi zaraz odpaść. Próbowałem odpiąć pasy i wydostać się na zewnątrz. Gdy tylko wychyliłem się z samochodu, zemdlałem. Dziwnym trafem obudziłem się w łóżku. W pokoju było cicho, dopóki nie pojawiła się ona.
- Cześć Hyesung. Wiesz kim jestem? - zabrzmiało to psychopatycznie. Dużo się nie pomyliłem.
- Nie.
- Jestem twoją największą fanką.
- Co ja tu robię? Porwałaś mnie?!
- Ja tylko się tobą opiekuję.
- Co to ma być za opieka? Gdzie ja w ogóle jestem?
- Nigdy się nie dowiesz.
Pięknie. Jakaś wariatka wywiozła mnie Bóg wie gdzie.
W ręku miałem igłę podłączoną do kroplówki.
- Co to ma być?
- Spokojnie. To tylko kroplówka. Moja mama jest lekarzem więc dużo się od niej nauczyłam.
- I ja mam ci zaufać?
- Lepiej dla ciebie bo trochę tu zostaniesz.
- Ile?
- Zobaczysz.
Wyszła z pokoju i zamknęła drzwi. Ja wtedy zasnąłem. Gdy się obudziłem ona siedziała obok łóżka.
- Proszę - podała mi tabletkę.
- Co to?
- Przeciwbólowa.
To nie tak że jej zaufałem. Wziąłem wtedy tą tabletkę tylko dlatego, że noga strasznie mnie bolała i zrobiłbym wszystko żeby pozbyć się tego bólu.
- Mogę zadzwonić?
- Gdzie?
- Czy to ważne?
- Tak.
- Do Junghyuka - był pierwszą osobą o której wtedy pomyślałem.
- Odmawiam.
- Gdzie ja w ogóle jestem?
- Nieważne. Nie zadawaj tylu pytań.
- A mogę chociaż wiedzieć jak się nazywasz?
- Jiyeon.
Wyszła z pokoju. Oczywiście znowu zamknęła drzwi. Tak jakbym potrafił wtedy wstać z łóżka...
Kolejnego dnia czytała mi jakąś książkę. Ogólnie starała się zająć mnie czymś. Ja siedziałem cicho.
Przez noc obmyśliłem plan, który polegał na tym żeby mi zaufała a ja jakoś postaram się uciec lub skontaktować z kimkolwiek. W dodatku gdybym się jej stawiał mogłaby mi coś zrobić. Taki udawany syndrom sztokholmski.
Z rana przyszła i pierwszy raz podała mi coś do jedzenia. Był to tylko kleik ryżowy ale od dwóch dni żyłem jedynie na kroplówce. Ona chyba mało się nauczyła od tej swojej matki.
- Dziękuję. Jesteś miła.
- Ty też. To aż dziwne.
- Dlaczego?
- Wcześniej taki nie byłeś - brzmiało to jakby coś podejrzewała.
- Skoro mam tu zostać przez długi czas to nie chce się z tobą kłócić.
- Rzeczywiście. Jesteś naprawdę fajny. Fajniejszy niż myślałam - oparła łokcie o moje łóżko. - Opowiesz mi coś o byciu idolem?
- Chciałabyś zostać gwiazdą?
- Ja? Nie - zawstydziła się lekko. - Ja nawet nie umiem śpiewać.
- Uwierz mi, nie wszyscy w tej branży potrafią.
- Nie interesują mnie inni. Kocham tylko Shinhwa.
- To dobrze.
- A zwłaszcza ciebie Hyesung. Ciebie lubię najbardziej - pogłaskała mnie po głowie.
Później wcisnąłem jej kilka zmyślonych rzeczy. Nie mogłem przecież mówić byle komu szczerze o tym co dzieje się w zespole.
Nie wiem nawet ile dni mnie u siebie trzymała. Byłem jedynie ciekaw czy ktoś mnie szuka. Miałem nadzieję że tak bo czas tutaj płynął bardzo wolno. Niczym w szpitalu tylko z gorszą opieką medyczną. Jedyne co dla mnie zrobiła w kwestii zdrowia to usztywnienie złamanej nogi, podawanie leków przeciwbólowych i wcześniejsza kroplówka. Ale poza tym że przecież było to porwanie, opiekowała się mną nawet dobrze. Gotowała dobre obiady i często ze mną rozmawiała.
- Zaśpiewasz mi coś? - spytała.
- Jaką piosenkę?
- Cokolwiek. Nawet wlazł kotek na płotek brzmiało by w twoim wykonaniu genialnie.
Siedziała wsłuchana w to jak śpiewałem mimo że wtedy trochę wpadłem z formy.
- Świetnie! Więcej, więcej.
Zaśpiewałem jeszcze dwie piosenki. Była zachwycona.
- Już nie mogę, zmęczyłem się.
- Że co?! - chyba się wkurzyła. - I ty siebie nazywasz piosenkarzem? Jesteś beznadziejny!
- Spokojnie, daj mi tylko chwilę i będę mógł śpiewać dalej. Mogłabyś mi przynieść trochę wody?
Jej złość powoli opadała.
- Dobrze.
Wróciła po chwili i dała mi wodę.
- Ja przepraszam. Wcale nie chciałam mówić ci takich rzeczy. Przecież cię kocham. Jestem twoją największą fanką.
Ciągle powtarzała ostatnie zdanie. Nawet jeśli rozmawialiśmy o pogodzie. Zawsze wtedy miałem ochotę odpowiedzieć jej, że nigdy by mi tego nie zrobiła gdyby naprawdę nią była.
- A co z moją nogą? - spytałem następnego dnia.
- Spokojnie. Dobrze się nią zajęłam.
- Dziękuję.
- Oh, nie ma za co.
Miałem już dosyć udawania miłego dla niej. Wkurzała mnie niesamowicie.
- Co to ma być? - Pokazała mi gazetę gdy przyjechała rano.
- Gazeta.
- Gazeta? Gazeta?! A wiesz co w niej jest?!
- Nie, zaraz zobaczę.
Było w niej napisane plotki o rozpadzie Shinhwa. Nie planowaliśmy tego ale widocznie niektórzy tak.
- Jesteś okropny - zaczęła płakać. - A najgorszy jest wasz durny lider. Nie potrafi nawet utrzymać was razem! Frajer! - zaczęła obrażać Junghyuka na wszelkie możliwe sposoby.
Już chciałem coś powiedzieć bo w tym momencie zdenerwowała mnie najbardziej. Ona jednak wzięła pierwszą rzecz którą miała pod ręką, czyli parasol, i zaczęła mnie nim bić. Głównie po nogach. Bolało strasznie. Dosłownie krzyczałem z bólu aż zdarłem sobie gardło. Po jakimś czasie po prostu odjechała gdzieś samochodem. Wróciła rano gdy jeszcze spałem.
- Przepraszam - znowu tylko to potrafiła mi powiedzieć. Durna kobieta.
- Rozumiem że się zezłościłaś ale nie bierz każdej plotki do siebie. Nie wszystko jest prawdą.
Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi. W końcu pojawiła się nadzieja że ktoś mnie znalazł.
- Mamy gości? - spytałem.
Zaniemówiła.
- Jak mnie tu znaleźli? - powiedziała z przerażeniem. - To twoja wina! Musiałeś komuś powiedzieć! Zabije cię! - Zaczęła się na mnie wydzierać. Byłem przerażony.
W momencie gdy wzięła do ręki pogrzebacz i zamachnęła się nade mną, ktoś wyważył drzwi. Zdziwiłem się. Był to Eric. Za nim weszła policja. Szybko się nią zajęli. Junghyuk zaś podszedł do mojego łóżka i mocno mnie przytulił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem - usłyszałem że zaczął płakać.
- Czemu płaczesz? Przecież żyję.
- Właśnie dlatego. Nic ci się nie stało?
- Oprócz złamanej nogi i tego że mnie prawie zabiła to nie.
- Jak to się stało?
- Miałem wypadek, zemdlałem i obudziłem się tutaj.
- Musimy jechać do szpitala.
Zaniósł mnie do samochodu. Porozmawiał chwilę z policjantami i wsiadł do auta. Starał się jechać ostrożnie żeby nic mi się nie stało.
- Dziękuję Junghyuk.
- To tamci policjanci cię znaleźli.
- Ale to ty mi teraz pomagasz.
Dotarliśmy do szpitala. Kazał mi poczekać chwilę. Wrócił z noszami i pielęgniarką.
Zrobili mi prześwietlenie nogi. Jednak Jiyeon dobrze mi ją usztywniła. Po tym jak założyli mi gips zostałem w szpitalu. Junghyuk był cały czas ze mną.
Kolejnego dnia przyjechała policja by zebrać zeznania i podpisać parę rzeczy. Opowiedziałem im wszystko. Z tego co dowiedziałem się później, Jiyeon trafiła do szpitala psychiatrycznego. Czułem wtedy ulgę.
- Hyesung, jesteś głodny?
- Nie, jadłem niedawno. Dziękuję.
- To pójdę kupić ci coś do picia.
- Nie musisz.
- Sam przecież nie pójdziesz.
Wrócił i znowu usiadł obok mojego łóżka.
- Junghyuk, robisz to bo jest ci mnie szkoda?
- Nie rozumiem czemu tak uważasz.
- Nigdy taki nie byłeś.
Nie odpowiedział mi tylko pogłaskał mnie po głowie i się uśmiechnął.
- Kiedy stąd wyjdziesz?
- Jutro. Zawiózłbyś mnie do domu?
- Nie.
- No dobra... zamówię taksówkę.
- Zawiozę cię ale do mnie.
- Czemu? - zaskoczył mnie.
- A kto będzie się tobą opiekował? Chyba nie będziesz kłopotał swojej mamy która mieszka tak daleko.
- Poradzę sobie.
- Wątpię. Hyesung, naprawdę chcę ci pomóc.
- Nie jestem kaleką.
- Wiem o tym ale wolałbym żebyś został u mnie. Naprawdę dobrze się tobą zaopiekuję.
- Skoro tak mówisz.
- Czyli się zgadzasz? - uśmiechnął się szeroko.
- Tak.
Jego zachowanie odkąd wróciłem było naprawdę dziwne. Nie ukrywam jednak że mi się to podobało.
Kolejnego dnia czekałem już na niego siedząc na wózku. Przyjechał po mnie z kwiatami w ręku.
- Co ty robisz?
- Pomyślałem że to będzie miłe...
- Dziękuję - wziąłem od niego bukiet.
- Chodź już.
- Czekaj.
- Coś się stało?
- Ja tylko... nie mam portfela. Jak zapłacę za szpital?
- Ja zapłacę.
- Dzięki. Oddam ci gdy będę mógł.
- Nie. Powiedziałem że zapłacę a nie ci pożyczę.
- Ale ja nie chcę cię wykorzystywać. I tak dużo dla mnie robisz.
- Bo sprawia mi to przyjemność. Chodźmy.
Zawiózł mnie do samochodu, pomógł mi wejść do środka i wrócił by zapłacić.
Pojechaliśmy najpierw do mnie po rzeczy. Później do niego. Zaniósł mnie do mieszkania i posadził na kanapie. Włączył mi telewizor i poszedł do sklepu. Gdy wrócił zaczął robić obiad. Patrzyłem na niego z zaciekawieniem jak tańczył i śpiewał gotując. Było to o wiele ciekawsze niż telewizja. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
Wieczorem siedzieliśmy razem oglądając film.
- Junghyuk, odkąd wróciłem jesteś całkiem inny. Nie że mi to przeszkadza... po prostu jestem ciekaw czemu.
Dotknął dłonią mojego policzka i delikatnie zaczął przesuwać po nim palcem.
- Posłuchaj. Gdy tak nagle zniknąłeś zrozumiałem, że jeśli coś by ci się stało, żałowałbym że nie spędziłem z tobą więcej czasu. Że rozmawiałem z tobą tylko o pracy. Że nigdy nawet nie wyszliśmy razem czegoś zjeść czy się napić. Ja naprawdę chciałbym wiedzieć o tobie więcej.
Na chwilę oboje zamilkliśmy.
- Oh, jestem beznadziejny... To już zabrzmiało jak wyznanie miłości, prawda?
- T-trochę - byłem zaskoczony.
Junghyuk nie zastanawiając się długo, przysunął się do mnie i mnie pocałował.
- Naprawdę cię lubię Hyesung. Nawet jeśli ty mnie teraz znienawidzisz.
- Dlaczego miałbym? - uśmiechnąłem się do niego.
- Sądziłem że zareagujesz inaczej.
Przytuliłem go.
- Ja też chciałbym wiedzieć o tobie więcej.
Od tamtego czasu dużo się nie zmieniło. Nadal myśli tylko o mnie, nigdy o sobie. Czasami mnie to irytuje ale przecież go kocham.
Wstałem i poszedłem do Junghyuka. Już prawie spał. Położyłem się obok niego i go przytuliłem.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to że ci nie wierzyłem. Wiesz, - odsunąłem się i oparłem głowę o rękę - przypomniałem sobie jak zostaliśmy parą.
- Tak?
Pocałowałem go w policzek.
- Kocham cię Junghyuk. Jesteś najlepszym facetem jakiego mogłem mieć.
- Oh, Hyesung - przytulił mnie. - Ja też cię bardzo kocham.
- Ale pamiętaj, że wiem o tobie wszystko. Jeśli mnie okłamałeś i to jest twoje dziecko to będziesz skończony.
- Czyli mogę spać spokojnie - pogłaskał mnie po głowie. - Mówiłem ci już że to wariatka.
- Dobranoc - przytuliłem go i zasnąłem.
- Nadal jesteś zły? - przysunął się i złapał mnie za rękę.
- Nie widać? - zabrałem swoją rękę i odsunąłem się jeszcze dalej.
Znajdowałem się już na samym końcu kanapy.
- Kochanie, nie bądź na mnie zły. Przecież nic nie zrobiłem.
- Jak to nie?! A kto zrobił dziecko fance? G-dragon?
- Powtarzam ci, że nic nie zrobiłem.
- Jasne.
- Przecież nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił.
- Dziecka też byś mi nie zrobił więc wolałeś fankę, super. Masz 37 lat a zachowujesz się jak gówniarz.
- Hyesung, kotku, dlaczego wierzysz jej i jakimś mediom a nie mi?
- Bo ty nie masz nic na swoją obronę.
- Mówiłem ci już, że miałem dużo pracy.
- Jasne.
- Oh Hyesung - pogłaskał mnie po głowie. - Idę zrobić kolację. Co byś zjadł?
- Cokolwiek.
Wróciłem do oglądania telewizji. Po chwili jednak wyłączyłem telewizor. Miałem też ogromną chęć rozwalenia go. Wszędzie pokazywali wiadomości o tym że szanowny Eric Mun zmajstrował fance dziecko. Byłem na niego strasznie zły. Chciałem się od niego wyprowadzić gdy tylko o tym wczoraj usłyszałem. Zatrzymał mnie jednak i powiedział że będę mógł się od niego wyprowadzić gdy testy DNA wykażą że rzeczywiście nie jest ojcem. Zgodziłem się. Czekałem na ten dzień z niecierpliwością.
Junghyuk zrobił kolację. Wziąłem swoją porcję i poszedłem zjeść do salonu. Gdy to zauważył usiadł obok mnie.
- Nie będziesz jadł sam.
- A może ja wolę jeść sam?
- Nie obchodzi mnie to.
Gdy skończył przysunął się i mnie przytulił.
- Kocham cię Hyesung. Wiesz o tym prawda?
Nie odpowiedziałem mu.
- Idę spać.
Wyszedł do sypialni. Stwierdziłem że będę dziś znowu spać na kanapie. Boli mnie od tego szyja ale nie chciałem spać z nim.
Leżałem i cały czas myślałem o Junghyuku. Nadal bardzo go kocham i nie potrafię tak po prostu przestać mimo tego co zrobił. Przypomniałem sobie sytuację przez którą jesteśmy razem.
Był 2003 rok. Dwa miesiące po odejściu z wytwórni. Wtedy Eric traktował mnie tylko, że tak powiem, służbowo. Nigdy do tej pory nie rozmawiałem z nim o swoim życiu prywatnym lub o czymkolwiek poza sprawami zespołu. Ciekawiło mnie dlaczego. Zwłaszcza że on mi się wtedy podobał. Mimo wszystko był przystojny, miły i był dla nas naprawdę dobrym liderem. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie rozmawiał tylko ze mną.
Jechałem do domu po odwiedzinach u mojej rodziny. Mieszkali dość daleko a ja poprzedniego dnia trochę wypiłem. Jadąc przez las, na zakręcie wpadłem z drogi. Mój samochód spadł w dół i dosłownie leżał do góry nogami. Czułem straszny ból w nodze. Potworny. Jakby miała mi zaraz odpaść. Próbowałem odpiąć pasy i wydostać się na zewnątrz. Gdy tylko wychyliłem się z samochodu, zemdlałem. Dziwnym trafem obudziłem się w łóżku. W pokoju było cicho, dopóki nie pojawiła się ona.
- Cześć Hyesung. Wiesz kim jestem? - zabrzmiało to psychopatycznie. Dużo się nie pomyliłem.
- Nie.
- Jestem twoją największą fanką.
- Co ja tu robię? Porwałaś mnie?!
- Ja tylko się tobą opiekuję.
- Co to ma być za opieka? Gdzie ja w ogóle jestem?
- Nigdy się nie dowiesz.
Pięknie. Jakaś wariatka wywiozła mnie Bóg wie gdzie.
W ręku miałem igłę podłączoną do kroplówki.
- Co to ma być?
- Spokojnie. To tylko kroplówka. Moja mama jest lekarzem więc dużo się od niej nauczyłam.
- I ja mam ci zaufać?
- Lepiej dla ciebie bo trochę tu zostaniesz.
- Ile?
- Zobaczysz.
Wyszła z pokoju i zamknęła drzwi. Ja wtedy zasnąłem. Gdy się obudziłem ona siedziała obok łóżka.
- Proszę - podała mi tabletkę.
- Co to?
- Przeciwbólowa.
To nie tak że jej zaufałem. Wziąłem wtedy tą tabletkę tylko dlatego, że noga strasznie mnie bolała i zrobiłbym wszystko żeby pozbyć się tego bólu.
- Mogę zadzwonić?
- Gdzie?
- Czy to ważne?
- Tak.
- Do Junghyuka - był pierwszą osobą o której wtedy pomyślałem.
- Odmawiam.
- Gdzie ja w ogóle jestem?
- Nieważne. Nie zadawaj tylu pytań.
- A mogę chociaż wiedzieć jak się nazywasz?
- Jiyeon.
Wyszła z pokoju. Oczywiście znowu zamknęła drzwi. Tak jakbym potrafił wtedy wstać z łóżka...
Kolejnego dnia czytała mi jakąś książkę. Ogólnie starała się zająć mnie czymś. Ja siedziałem cicho.
Przez noc obmyśliłem plan, który polegał na tym żeby mi zaufała a ja jakoś postaram się uciec lub skontaktować z kimkolwiek. W dodatku gdybym się jej stawiał mogłaby mi coś zrobić. Taki udawany syndrom sztokholmski.
Z rana przyszła i pierwszy raz podała mi coś do jedzenia. Był to tylko kleik ryżowy ale od dwóch dni żyłem jedynie na kroplówce. Ona chyba mało się nauczyła od tej swojej matki.
- Dziękuję. Jesteś miła.
- Ty też. To aż dziwne.
- Dlaczego?
- Wcześniej taki nie byłeś - brzmiało to jakby coś podejrzewała.
- Skoro mam tu zostać przez długi czas to nie chce się z tobą kłócić.
- Rzeczywiście. Jesteś naprawdę fajny. Fajniejszy niż myślałam - oparła łokcie o moje łóżko. - Opowiesz mi coś o byciu idolem?
- Chciałabyś zostać gwiazdą?
- Ja? Nie - zawstydziła się lekko. - Ja nawet nie umiem śpiewać.
- Uwierz mi, nie wszyscy w tej branży potrafią.
- Nie interesują mnie inni. Kocham tylko Shinhwa.
- To dobrze.
- A zwłaszcza ciebie Hyesung. Ciebie lubię najbardziej - pogłaskała mnie po głowie.
Później wcisnąłem jej kilka zmyślonych rzeczy. Nie mogłem przecież mówić byle komu szczerze o tym co dzieje się w zespole.
Nie wiem nawet ile dni mnie u siebie trzymała. Byłem jedynie ciekaw czy ktoś mnie szuka. Miałem nadzieję że tak bo czas tutaj płynął bardzo wolno. Niczym w szpitalu tylko z gorszą opieką medyczną. Jedyne co dla mnie zrobiła w kwestii zdrowia to usztywnienie złamanej nogi, podawanie leków przeciwbólowych i wcześniejsza kroplówka. Ale poza tym że przecież było to porwanie, opiekowała się mną nawet dobrze. Gotowała dobre obiady i często ze mną rozmawiała.
- Zaśpiewasz mi coś? - spytała.
- Jaką piosenkę?
- Cokolwiek. Nawet wlazł kotek na płotek brzmiało by w twoim wykonaniu genialnie.
Siedziała wsłuchana w to jak śpiewałem mimo że wtedy trochę wpadłem z formy.
- Świetnie! Więcej, więcej.
Zaśpiewałem jeszcze dwie piosenki. Była zachwycona.
- Już nie mogę, zmęczyłem się.
- Że co?! - chyba się wkurzyła. - I ty siebie nazywasz piosenkarzem? Jesteś beznadziejny!
- Spokojnie, daj mi tylko chwilę i będę mógł śpiewać dalej. Mogłabyś mi przynieść trochę wody?
Jej złość powoli opadała.
- Dobrze.
Wróciła po chwili i dała mi wodę.
- Ja przepraszam. Wcale nie chciałam mówić ci takich rzeczy. Przecież cię kocham. Jestem twoją największą fanką.
Ciągle powtarzała ostatnie zdanie. Nawet jeśli rozmawialiśmy o pogodzie. Zawsze wtedy miałem ochotę odpowiedzieć jej, że nigdy by mi tego nie zrobiła gdyby naprawdę nią była.
- A co z moją nogą? - spytałem następnego dnia.
- Spokojnie. Dobrze się nią zajęłam.
- Dziękuję.
- Oh, nie ma za co.
Miałem już dosyć udawania miłego dla niej. Wkurzała mnie niesamowicie.
- Co to ma być? - Pokazała mi gazetę gdy przyjechała rano.
- Gazeta.
- Gazeta? Gazeta?! A wiesz co w niej jest?!
- Nie, zaraz zobaczę.
Było w niej napisane plotki o rozpadzie Shinhwa. Nie planowaliśmy tego ale widocznie niektórzy tak.
- Jesteś okropny - zaczęła płakać. - A najgorszy jest wasz durny lider. Nie potrafi nawet utrzymać was razem! Frajer! - zaczęła obrażać Junghyuka na wszelkie możliwe sposoby.
Już chciałem coś powiedzieć bo w tym momencie zdenerwowała mnie najbardziej. Ona jednak wzięła pierwszą rzecz którą miała pod ręką, czyli parasol, i zaczęła mnie nim bić. Głównie po nogach. Bolało strasznie. Dosłownie krzyczałem z bólu aż zdarłem sobie gardło. Po jakimś czasie po prostu odjechała gdzieś samochodem. Wróciła rano gdy jeszcze spałem.
- Przepraszam - znowu tylko to potrafiła mi powiedzieć. Durna kobieta.
- Rozumiem że się zezłościłaś ale nie bierz każdej plotki do siebie. Nie wszystko jest prawdą.
Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi. W końcu pojawiła się nadzieja że ktoś mnie znalazł.
- Mamy gości? - spytałem.
Zaniemówiła.
- Jak mnie tu znaleźli? - powiedziała z przerażeniem. - To twoja wina! Musiałeś komuś powiedzieć! Zabije cię! - Zaczęła się na mnie wydzierać. Byłem przerażony.
W momencie gdy wzięła do ręki pogrzebacz i zamachnęła się nade mną, ktoś wyważył drzwi. Zdziwiłem się. Był to Eric. Za nim weszła policja. Szybko się nią zajęli. Junghyuk zaś podszedł do mojego łóżka i mocno mnie przytulił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem - usłyszałem że zaczął płakać.
- Czemu płaczesz? Przecież żyję.
- Właśnie dlatego. Nic ci się nie stało?
- Oprócz złamanej nogi i tego że mnie prawie zabiła to nie.
- Jak to się stało?
- Miałem wypadek, zemdlałem i obudziłem się tutaj.
- Musimy jechać do szpitala.
Zaniósł mnie do samochodu. Porozmawiał chwilę z policjantami i wsiadł do auta. Starał się jechać ostrożnie żeby nic mi się nie stało.
- Dziękuję Junghyuk.
- To tamci policjanci cię znaleźli.
- Ale to ty mi teraz pomagasz.
Dotarliśmy do szpitala. Kazał mi poczekać chwilę. Wrócił z noszami i pielęgniarką.
Zrobili mi prześwietlenie nogi. Jednak Jiyeon dobrze mi ją usztywniła. Po tym jak założyli mi gips zostałem w szpitalu. Junghyuk był cały czas ze mną.
Kolejnego dnia przyjechała policja by zebrać zeznania i podpisać parę rzeczy. Opowiedziałem im wszystko. Z tego co dowiedziałem się później, Jiyeon trafiła do szpitala psychiatrycznego. Czułem wtedy ulgę.
- Hyesung, jesteś głodny?
- Nie, jadłem niedawno. Dziękuję.
- To pójdę kupić ci coś do picia.
- Nie musisz.
- Sam przecież nie pójdziesz.
Wrócił i znowu usiadł obok mojego łóżka.
- Junghyuk, robisz to bo jest ci mnie szkoda?
- Nie rozumiem czemu tak uważasz.
- Nigdy taki nie byłeś.
Nie odpowiedział mi tylko pogłaskał mnie po głowie i się uśmiechnął.
- Kiedy stąd wyjdziesz?
- Jutro. Zawiózłbyś mnie do domu?
- Nie.
- No dobra... zamówię taksówkę.
- Zawiozę cię ale do mnie.
- Czemu? - zaskoczył mnie.
- A kto będzie się tobą opiekował? Chyba nie będziesz kłopotał swojej mamy która mieszka tak daleko.
- Poradzę sobie.
- Wątpię. Hyesung, naprawdę chcę ci pomóc.
- Nie jestem kaleką.
- Wiem o tym ale wolałbym żebyś został u mnie. Naprawdę dobrze się tobą zaopiekuję.
- Skoro tak mówisz.
- Czyli się zgadzasz? - uśmiechnął się szeroko.
- Tak.
Jego zachowanie odkąd wróciłem było naprawdę dziwne. Nie ukrywam jednak że mi się to podobało.
Kolejnego dnia czekałem już na niego siedząc na wózku. Przyjechał po mnie z kwiatami w ręku.
- Co ty robisz?
- Pomyślałem że to będzie miłe...
- Dziękuję - wziąłem od niego bukiet.
- Chodź już.
- Czekaj.
- Coś się stało?
- Ja tylko... nie mam portfela. Jak zapłacę za szpital?
- Ja zapłacę.
- Dzięki. Oddam ci gdy będę mógł.
- Nie. Powiedziałem że zapłacę a nie ci pożyczę.
- Ale ja nie chcę cię wykorzystywać. I tak dużo dla mnie robisz.
- Bo sprawia mi to przyjemność. Chodźmy.
Zawiózł mnie do samochodu, pomógł mi wejść do środka i wrócił by zapłacić.
Pojechaliśmy najpierw do mnie po rzeczy. Później do niego. Zaniósł mnie do mieszkania i posadził na kanapie. Włączył mi telewizor i poszedł do sklepu. Gdy wrócił zaczął robić obiad. Patrzyłem na niego z zaciekawieniem jak tańczył i śpiewał gotując. Było to o wiele ciekawsze niż telewizja. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
Wieczorem siedzieliśmy razem oglądając film.
- Junghyuk, odkąd wróciłem jesteś całkiem inny. Nie że mi to przeszkadza... po prostu jestem ciekaw czemu.
Dotknął dłonią mojego policzka i delikatnie zaczął przesuwać po nim palcem.
- Posłuchaj. Gdy tak nagle zniknąłeś zrozumiałem, że jeśli coś by ci się stało, żałowałbym że nie spędziłem z tobą więcej czasu. Że rozmawiałem z tobą tylko o pracy. Że nigdy nawet nie wyszliśmy razem czegoś zjeść czy się napić. Ja naprawdę chciałbym wiedzieć o tobie więcej.
Na chwilę oboje zamilkliśmy.
- Oh, jestem beznadziejny... To już zabrzmiało jak wyznanie miłości, prawda?
- T-trochę - byłem zaskoczony.
Junghyuk nie zastanawiając się długo, przysunął się do mnie i mnie pocałował.
- Naprawdę cię lubię Hyesung. Nawet jeśli ty mnie teraz znienawidzisz.
- Dlaczego miałbym? - uśmiechnąłem się do niego.
- Sądziłem że zareagujesz inaczej.
Przytuliłem go.
- Ja też chciałbym wiedzieć o tobie więcej.
Od tamtego czasu dużo się nie zmieniło. Nadal myśli tylko o mnie, nigdy o sobie. Czasami mnie to irytuje ale przecież go kocham.
Wstałem i poszedłem do Junghyuka. Już prawie spał. Położyłem się obok niego i go przytuliłem.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to że ci nie wierzyłem. Wiesz, - odsunąłem się i oparłem głowę o rękę - przypomniałem sobie jak zostaliśmy parą.
- Tak?
Pocałowałem go w policzek.
- Kocham cię Junghyuk. Jesteś najlepszym facetem jakiego mogłem mieć.
- Oh, Hyesung - przytulił mnie. - Ja też cię bardzo kocham.
- Ale pamiętaj, że wiem o tobie wszystko. Jeśli mnie okłamałeś i to jest twoje dziecko to będziesz skończony.
- Czyli mogę spać spokojnie - pogłaskał mnie po głowie. - Mówiłem ci już że to wariatka.
- Dobranoc - przytuliłem go i zasnąłem.
Wait for me who will love only you (P.o x Taeil, Block B)
- Ej chłopaki? - zza futryny wychylił się Kyung i przerwał nam oglądanie telewizji.
- Co? - spojrzałem w jego stronę.
- Jedziemy na wakacje?
- Na pewno nie w tym roku - odpowiedział mu Jiho.
- To czemu Taeil się pakuje? Wyjeżdża?
- Że co? Ja nic o tym nie wiem.
- A co jak on chce odejść?
Nagle się wystraszyłem że serio mógłby to zrobić. Nie chciałem żeby do tego doszło. Bez słowa poszedłem do pokoju który Taeil dzielił z Kyungiem.
- Co robisz?
- Nic.
- Wyjeżdżasz gdzieś?
- Nie. Zejdź mi z drogi.
- Jeśli powiesz mi gdzie idziesz.
- Odchodzę - wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Nie możesz odejść.
- Mogę.
- Nie.
- Mogę i właśnie to robię - próbował przecisnąć swoje drobne ciało i wyjść.
- Zico!
- Nie wołaj go.
- Zico chodź tu.
- Co jest? Jedziesz gdzieś?
Taeil mu nie odpowiedział.
- Chyba musimy pogadać. Przepuść mnie Jihoon.
Odsunąłem się a Jiho wszedł do pokoju ciągnąc Taeila za ramię i zamknął drzwi.
Wróciłem do U-kwona który siedział teraz z Kyungiem przed telewizorem.
- Co z Taeilem?
- Chciał odejść.
- Że co? - odpowiedzieli oboje na raz.
- No chciał odejść z block b. Zico teraz z nim rozmawia.
- Mam nadzieje że go przekona żeby został. No chyba że ma jakiś poważny powód.
Zacząłem się teraz zastanawiać nad tym powodem. Dlaczego Taeil chciał odejść? Może jest chory? Albo coś ukrywa... Powodów dla których mógłby odejść było wiele ale nadal nie wiedziałem który to ten właściwy.
- I co? - spytałem gdy tylko Zico wrócił.
- Zostaje.
- Jak dobrze - poczułem ogromną ulgę. - Ale... czemu chciał odejść?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Właśnie że możesz. Zresztą, obiecaliśmy sobie zawsze mówić prawdę.
- Ale ja cię nie okłamuję. Jeśli chcesz wiedzieć spytaj Taeila chociaż wątpię że cokolwiek ci powie.
- Powie mi.
- Jesteś pewien?
Zwątpiłem lecz mimo to i tak poszedłem do jego pokoju. Siedział na łóżku trzymając okulary w ręku. Płakał. Ukucnąłem przed nim i złapałem go za rękę.
- Taeil, co się stało? - spytałem spokojnym głosem.
- Nic. Idź stąd. Proszę.
- Ale Taeil...
- Idź - przerwał mi.
Wyciągnąłem z kieszeni chusteczki i mu podałem.
- Chcesz ze mną później pogadać?
Nie odpowiedział. Wyszedłem z pokoju.
Strasznie się o niego martwiłem. Do tego nie dawało mi spokoju to, że nie wiem co się stało. Postanowiłem wyjść na dwór. Poczułem ochotę na papierosa. Nie paliłem często bo nie mogłem. Zico mi zabronił a reszta bardzo mnie pilnowała bo byłem najmłodszy i się martwili. Zico twierdził że mogę mieć przez to problemy z głosem i tak dalej. Ale ja i tak już od okresu dojrzewania brzmiałem jakbym palił 30 lat mając zaledwie 17.
Wróciłem do mojego pokoju. Był w nim Jaehyo. Leżał na górnym piętrze łóżka z maseczką na twarzy i plasterkami ogórka na oczach. Miałem szczęście. Mogłem spokojnie zabrać z mojej super tajnej skrytki paczkę papierosów.
- Idę do sklepu, chcesz coś? - spytałem.
- Mógłbyś kupić mi coś słodkiego?
- Jasne.
- Dzięki. Pieniądze oddam ci później bo teraz nie mam jak.
- Spoko.
Założyłem na głowę czapkę i ubrałem ciemną kurtkę. Nie mogłem pozwolić na to żeby mnie ktoś rozpoznał z papierosem w ręku.
Postanowiłem że zapalę od razu po wyjściu z dormu. Nie mogłem wytrzymać. Gdy już to zrobiłem zobaczyłem że Taeil siedział w ogródku. Cholera, zobaczył mnie. Wstał z ławki i szedł w moją stronę. Próbowałem zgasić papierosa ale mi się nie udało. Rzuciłem go na ziemię.
- Daj.
- Ale co?
- Papierosa.
- Po co ci?
- Chcę jednego.
- Ty palisz?
- Nie ale chyba zacznę.
- Nie możesz.
- Mogę. Daj mi albo powiem Jiho że paliłeś.
Nie miałem wyjścia. Nie chciałem znowu słuchać przez półtorej godziny jak bardzo niszczę sobie zdrowie od takiego hipokryty. On sam nałogowo jadł ramen z paczki. I to ja jestem ten zły...
- Trzymaj.
Taeil odpalił papierosa. Próbował udawać że idzie mu z tym dobrze ale po chwili zaczął się dusić. Zabrałem mu papierosa i rzuciłem na ziemię.
- Lepiej więcej nie próbuj. Jeszcze sobie coś zrobisz.
- Masz mnie za aż taką sierotę?
- To nie tak. Po prostu gdybyś zaczął palić mógłbyś stracić głos czy coś... ja i tak brzmię jak palacz ale ty nie.
- Ta... Idziesz gdzieś?
- Do sklepu. Chcesz iść ze mną?
- Jasne.
Szedł w ciszy. Wyraźnie było widać że nadal jest smutny. Lub zły. Albo jeszcze gorzej. Najgorsze było to że nic nie wiedziałem.
Widziałem jak w sklepie brał jakieś papierosy. Dzień później oddał mi zaczętą paczkę stwierdzając że to nie dla niego. I dobrze. Martwiłbym się o niego jeszcze bardziej. Dodał tylko że nie powie nic Zico i wyszedł do siebie.
Ostatnio nie mogłem w nocy spać zastanawiając się co się z nim dzieje. Raz wyszedłem do łazienki żeby tam zapalić. W tym samym czasie Kyungowi akurat się zachciało. Zaczął się na mnie drzeć aż obudził Jaehyo.
- Chłopaki, nie że chcę wam przeszkadzać ale nie wpadliście na to, że wszyscy śpią?
- Wybacz - powiedział Kyung. Widać że było mu głupio.
Jaehyo wyszedł.
- Pogadamy rano.
- Ta, dobranoc.
Nie odpowiedział mi tylko wyszedł z łazienki. Ja zaś dokończyłem mojego papierosa. Później otworzyłem okno żeby się wywietrzyło i też wróciłem do siebie. Jakoś udało mi się zasnąć.
Z samego rana obudził mnie Zico i Kyung.
- Oddawaj - rozkazał Jiho.
- Ale co?
- Myślisz że mu nie powiedziałem? - odpowiedział Kyung.
- Eh.
Papierosy trzymałem w jednym z pluszaków leżących w moim łóżku. Będę musiał znaleźć teraz inne miejsce żeby he chować.
- Jeszcze raz i będziesz przez tydzień mył całą łazienkę własną szczoteczką do zębów. Oczywiście po tym gdy wszyscy już wezmą prysznic.
- A było słuchać ojca i iść do wojska... - mruknąłem cicho.
- Coś mówiłeś?
- Skąd.
- No. Czyli się rozumiemy. A teraz wstawaj.
- Oczywiście - położyłem się z powrotem.
Zico zabrał mi kołdrę. Byłem zmuszony wstać. Po drodze do łazienki zobaczyłem Taeila. Uśmiechnąłem się do niego ale on tylko przez chwilę na mnie popatrzył i odwrócił się w drugą stronę.
Obecnie można powiedzieć że mieliśmy małą przerwę bo Zico miał promować się solo. Mimo tego że czasami był wkurzający to i tak wszyscy go wspieraliśmy. Przecież to on potrafił nie spać nawet przez kilka dni żeby tylko napisać dla nas piosenki.
Dziś miał nagrywać mv. Konkretnie do 'Eureka'. Taeil poprosił mnie żebym pojechał z nim na plan. Powiedział też, że gdyby ktoś pytał to ja poprosiłem jego. Nie wiedziałem czemu to ma służyć ale zgodziłem się. Weszliśmy po cichu. Jiho radził sobie świetnie. Nie mogliśmy oderwać od niego wzroku.
- Przerwa - usłyszałem głos dyrektora.
Pomachaliśmy w stronę Jiho. Powiedział tylko coś do Zion.t i do nas przyszedł.
- Nie spodziewałem się was tu.
'Ja też nie' było moją pierwszą myślą.
- Pomyślałem że miło będzie cię odwiedzić.
- Jasne...
- No... I chciałem poznać zion.t - dodałem.
- Od kiedy jesteś jego fanem?
- No... to nie tak że ja...
- Dobra, dobra. Zaraz po niego pójdę - zaśmiał się, spojrzał na Taeila i poszedł po swojego kolegę.
- Dzięki Jihoon.
- Nie ma za co - uśmiechnąłem się do niego.
Po chwili wrócił Zico.
- Haesol, to mój najmłodszy syn, Pyo Jihoon.
- A, kojarzę cię. Masz fajny głos.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i lekko ukłoniłem.
- Moglibyśmy kiedyś coś razem nagrać.
- Chętnie - uśmiechnąłem się do niego.
- A to Taeil.
Chłopak tylko lekko się zaczerwienił i próbował się uśmiechnąć.
- Więc to ty jesteś ten Taeil... - nie dokończył. Przerwał mu dyrektor krzycząc że zaczynają dalej kręcić.
- Było miło was poznać. Do zobaczenia - Zion.t pożegnał się i z Zico chcieli już wracać.
- Czekajcie - Taeil pierwszy raz się do nich odezwał. Wyciągnął z torby różne przekąski i coś do picia. Podał je Zico, pożegnał się szybko i wyszedł na zewnątrz.
- Miło było poznać ale my już pójdziemy. Do zobaczenia - wyszedłem machając im przez chwilę.
- Taeil? Gdzie jesteś?
Był już dość daleko. Pobiegłem w jego stronę.
- Jak ty na tych swoich krótkich nóżkach tak szybko chodzisz?
Nie odpowiedział.
- Ej no. Żartowałem, nie wkurzaj się.
- Przepraszam, mówiłeś coś? Zamyśliłem się.
- Nie, nic - poczułem ulgę.
Gdy wróciliśmy nikogo nie było. Zostawili tylko karteczkę że wychodzą na imprezę.
- Taeil!
- Tak? - przyszedł do kuchni gdzie właśnie się znajdowałem.
- No bo - objąłem go ramieniem. - Wiesz że jesteś moim ulubionym hyungiem?
- Czego chcesz?
- Nikogo nie ma więc... może się czegoś napijemy?
Ujrzałem błysk w jego oku. Nawet się lekko uśmiechnął.
- Wiesz co? Myślę że właśnie tego mi teraz potrzeba. Idziemy do spożywczego.
Ruszył i to o wiele szybciej ode mnie.
- Gdzie ci się tak spieszy? Mamy całą noc. Chłopaki pewnie wrócą nad ranem a Zico zostaje na noc.
- Im szybciej tym lepiej.
Kupiliśmy chyba z cztery butelki soju na głowę i do tego kilka puszek piwa.
Zaczęliśmy od piwa. Na Taeila działało to rozweselająco. Śmiał się nawet z moich nie śmiesznych dowcipów. Nawet mnie one nie śmieszyły. Gorzej było gdy zaczęliśmy soju. Wtedy to wyglądał jak chodząca depresja. Ciągle powtarzał też że nie ma po co żyć.
- Taeil - położyłem głowę na stoliku naprzeciwko jego twarzy. - Dlaczego ostatnio taki jesteś?
- Ale że jaki?
- Przygnębiony.
- Jihoon - dotknął dłonią mojej głowy i zaczął niezdarnie gładzić mnie po włosach. - Pewnych problemów nie da się rozwiązać. O innych lepiej nie wiedzieć. A o moim lepiej żebyś nie wiedział a tym bardziej nie da się go rozwiązać.
- Zgubiłem się.
- Po prostu nie przejmuj się mną. Dam sobie radę.
- Ale chcę ci pomóc.
- Nie musisz. Zresztą, nawet nie masz jak mi pomóc.
- Taeil - przesunąłem się do niego i go przytuliłem. - Nie chcę żebyś był smutny.
Siedziałem tak dłuższą chwilę. Poczułem jak Taeil zaczyna się przechylać. Zasnął. Przytrzymałem go i delikatnie położyłem na podłogę. Pod głowę włożyłem mu poduszkę na której siedział. Dokończyłem sam swoją butelkę soju i położyłem się obok niego.
Rano powitał nas Zico.
- No pięknie.
- Czemu ja tu śpię? - spytałem.
- Też się zastanawiam.
- O matko jak mnie wszystko boli. Idę do swojego łóżka - próbowałem wstać ale upadłem na Taeila. Rozległ się pisk. Taeil nie krzyczał. Taeil piszczał.
- Jihoon co ty robisz? Bolało.
- Przepraszam. Straciłam równowagę.
- Nic dziwnego po tym ile wypiliście. Chodź - Zico podszedł i pomógł mi dotrzeć do łóżka.
- Dzięki Jiho.
- Spoko - wyszedł z pokoju po drodze zasłonił mi roletę w oknie. Co ja bym bez niego zrobił.
Obudziłem się koło 15. Nadal wszystko mnie bolało ale tak jakby mniej. Wstałem żeby coś zjeść. Miałem ochotę zjeść wszystko co mieliśmy w lodówce. Nawet surową cebulę. Zanim zacząłem jeść poszedłem zobaczyć czy Taeil jeszcze śpi.
- Taeil jest u siebie? - spytałem Kyunga.
- Tak, a co?
- Śpi?
- Chyba już nie.
- Okej. Dzięki.
Gdy otworzyłem drzwi w pokoju było ciemno.
- Zabierz to światło!
- Już, już - zamknąłem drzwi.
- Coś się stało?
- Um... przyszedłem spytać czy jesteś głodny.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- To ja coś zrobię i ci przyniosę.
- Nie musisz.
- Ale chcę - wyszedłem do kuchni.
Zrobiłem coś na szybko i poszedłem zjeść z Taeilem.
Przez cały dzień z łóżka wychodziłem tylko do łazienki. Właściwie tylko Zico, Jaehyo i menadżer nie byli na kacu. Prawie wszyscy więc leżeli w łóżkach a menadżer przynosił nam picie. Nic innego nie miał dziś do roboty więc też mógł nieco odpocząć.
Jakiś czas później Taeil zaczął zachowywać się trochę dziwnie. Większość czasu spędzał na słuchaniu muzyki albo oglądaniu telewizję. Zwykle miewał ciekawsze zajęcia.
- Czego słuchasz? - usiadłem obok niego.
- Mówiłeś coś? - wyciągnął słuchawki z uszu.
Usłyszałem jedną z piosenek Zico.
- Od kiedy słuchasz hiphopu?
- Co? Nie... ja tylko chciałem raz posłuchać.
- A, czaje. Chcesz iść ze mną na lody?
- Nie sądzisz że jest za zimno na lody?
- To zjedzmy je tutaj. Tu jest ciepło.
- No dobra.
Gdy wróciliśmy ze sklepu usiedliśmy na podłodze w pokoju Taeila i Kyunga.
- Ostatnio dużo czasu spędzamy razem - powiedział po chwilowej ciszy.
- Jakoś tak... czuje że będzie ci lepiej.
- Dziękuję. Chyba tylko ty się o mnie martwisz.
Nawet nie wiesz jak bardzo. Szkoda że nie miałem odwagi żeby mu o tym powiedzieć.
- Może pójdziemy gdzieś jutro? - spytałem.
- Na randkę?
- Czemu nie?
- To co, kino i kolacja? Super, przyjedź o piątej.
- Jasne~
Byłem szczęśliwy patrząc na to jak żartuje i się śmieje. Po jakimś czasie przyszedł jeszcze Minhyuk i Kyung.
- Co tam gołąbeczki?
- Świetnie, idziemy jutro na randkę.
- To może pójdziemy na podwójną randkę? - Kyung złapał Minhyuka za rękę.
- Co ty na to kochanie? - spytałem.
- No nie wiem...
- Zgódź się no - Minhyuk złapał Taeila za rękaw i zaczął za niego ciągnąć.
- No dobra, dobra.
- To gdzie idziemy?
- Myśleliśmy o kinie i kolacji.
- Trochę przereklamowane ale może być.
Nasza 'podwójna randka' okazała się genialnym pomysłem. Stwierdziliśmy że trzeba będzie to powtórzyć.
Chciałbym pójść kiedyś z Taeilem na prawdziwą randkę.
Gdy Zico miał trochę wolnego czasu przyszedł do dormu ze swoją dziewczyną, Soonkyu. Powszechnie znaną jako Sunny. Nadal nie wiem jakim cudem udało im się ukryć ich związek przez tak długi czas. Mimo to dogadywali się dobrze i w sumie się cieszyłem że znalazł kogoś, kogo kocha.
Soonkyu była naprawdę zabawna. Zawsze gdy nas odwiedzała siedzieliśmy wszyscy razem w salonie jedząc coś, oglądając film lub po prostu rozmawiając. Dziś jednak nie było tylko Taeila. Poszedłem zobaczyć co robi. Leżał w łóżku i słuchał muzyki. Podszedłem do niego i wyjąłem mu słuchawkę z ucha.
- Czemu siedzisz tu sam? - usiadłem obok niego na łóżku.
Taeil się podniósł.
- Po prostu nie mam ochoty z wami siedzieć. Przepraszam.
- Źle się czujesz?
- Trochę.
- Zrobię ci herbaty - wstałem z łóżka.
Wróciłem po jakimś czasie. Gdy tylko wszedłem do pokoju Taeila i zamknąłem drzwi usłyszałem jak ktoś powiedział że ostatnio 'dziwnie się zachowujemy'.
- Słyszałeś ich?
- Ta, nie przejmuj się - uspokoił mnie. - Przecież oboje dobrze wiemy jak jest.
- No nie do końca.
- Jak to?
- Nadal nie wiem co cie trapi.
- Kiedyś ci powiem.
- Ale czemu nie teraz?
Nie odpowiedział mi. Chciałem wyjść z jego pokoju ale mnie zatrzymał.
- To nie tak że ci nie ufam. Ja... oh, nie wiem jak ci to wyjaśnić. To jest po prostu dla mnie trudne.
Chciałem wyjść z pokoju ale złapał mnie za rękę.
- Przepraszam. Naprawdę przepraszam.
Chciałem się na niego wkurzyć. Chciałem ale nie potrafiłem. Nie wiedziałem jednak co zrobić. Stałem tak chwilę a później wyszedłem z jego pokoju i wróciłem do siebie ignorując resztę która nadal siedziała w salonie. Położyłem się do łóżka i po jakimś czasie zasnąłem. Miałem bardzo realistyczny sen. Przez cały czas myślałem że dzieje się naprawdę i gdy się obudziłem od razu pobiegłem wręcz do pokoju Taeila. Zacząłem po ciemku szukać jego łóżka. Nie zapalałem światła bo Kyung by się obudził. Obudziłem za to Taeila na którego właśnie trafiłem.
- Kto to? - powiedział dość głośno.
- Cii, to ja, Jihoon.
- Coś się stało?
- Chodź na chwile do kuchni.
Rozejrzałem się mimo że wszyscy dawno spali. Taeil przyszedł po chwili ubrany w szlafrok.
- Wiesz która jest godzina? - ustał opierając się o ścianę.
Podszedłem do niego i go przytuliłem.
- Taeil?
- Tak?
- Nie jesteś chory, prawda?
- O czym ty mówisz?
- Śniło mi się że byłeś chory. Bardzo chory i mogłeś w każdej chwili umrzeć.
Taeil objął mnie.
- Spokojnie. Nic mi nie jest.
- Na pewno?
- Na pewno. Nie martw się.
Mimo to i tak zawsze będę się o niego martwić.
- Jihoon idź już spać.
Ja jednak chwilę jeszcze stałem przytulając go.
- Jihoon - odepchnął mnie lekko a ja go puściłem.
- Wybacz. Przepraszam też że cię obudziłem.
- W porządku.
- Śpij dobrze.
- Ty też.
Wróciłem do siebie. Od razu zasnąłem.
Kilka dni później, dzień przed tym gdy mieliśmy wrócić do ćwiczeń ktoś wpadł na genialny pomysł by zrobić 'małą' imprezę. U nas tylko w nazwie było to małą imprezą. Tak naprawdę każdy kończył schlany i to mocno.
Tego akurat wieczora wszyscy chyba zapomnieli że niektórzy mieli dziewczyny. Przytulali się, czasem nawet całowali. Po jakimś czasie bałem się że zaraz ktoś skończy pieprząc się na podłodze.
Tylko ja i Taeil siedzieliśmy spokojnie. Nawet nie wypiliśmy tak dużo.
Taeil rozejrzał się po pokoju. Po chwili oparł głowę o moje ramię.
- Wiesz gdzie jest Kyung i Jiho? - spytał.
- Byli tu przed chwilą.
Taeil wstał.
- Gdzie idziesz?
- Poszukać ich.
- Po co ci oni?
- Nieważne.
Złapałem go za rękę.
- Zostań ze mną. Oni wszyscy nawet nie zwracają na mnie uwagi - spojrzałem na Jaehyo, Minhyuka i Yukwona którzy bawili się w najlepsze sprawdzając czy uda im się na raz pocałować.
- No dobra.
Chciał usiąść ale wylądował na moich kolanach. Próbował wrócić na swoje miejsce ale go przytrzymałem.
- Co robisz?
- Nic - przytuliłem go.
- Udziela ci się od nich.
- Chyba tak.
- Eh, Jihoon.
Taeil zaczął dalej pić a ja siedziałem nadal go przytulając. Trochę wytrzeźwiałem przez ten czas. Za to Taeil już zaczynał lekko się kiwać na moich kolanach. Po chwili na mnie upadł i powoli zasypiał.
- Taeil, zanieść cię do łóżka?
- Spokojnie, ja dam rade.
Podniósł się i próbował utrzymać równowagę. Niezbyt mu to wychodziło. Pomogłem mu jakoś dojść do pokoju. Zanim jeszcze zdążyłem otworzyć drzwi dało się usłyszeć... dość dziwne odgłosy.
- Taeil, może chcesz spać u mnie?
- Nie! Ja chce u siebie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Pewnie że dobry! Odsuń się.
Otworzył drzwi i zapalił światło. Wtedy oboje zobaczyliśmy coś, czego lepiej żebyśmy nie widzieli. Mianowicie, był to Zico z Kyungiem razem w łóżku. Nawet nie chciałem wiedzieć jak się teraz czuli.
Taeil stanął jak wryty patrząc na nich. Patrzyłem jak po woli zaczyna płakać a po chwili wybiega. Teraz to ja czułem się niezręcznie. Zgasiłem światło i pobiegłem za Taeilem. Ubrałem szybko buty i kurtkę. Wyszedłem z domu. Taeil nie odszedł daleko. Stał i chował twarz w dłoniach. Podszedłem do niego bliżej i położyłem mu rękę na ramieniu.
- Taeil co się stało?
Cały trząsł się z zimna więc okryłem go swoją kurtką.
- Nie płacz.
- Jak mam nie płakać? Jak ty byś się czuł widząc kogoś kogo kochasz z innym facetem w łóżku?
- Czekaj... że ty... Kyunga?
- Że Jiho.
Tego się nie spodziewałem. Byłem zaskoczony.
- Więc dlatego cały czas taki byłeś?
Kiwnął głową. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Nawet nie wiesz jakie to trudne żyć z nim pod jednym dachem.
- Wiem.
- Miałem na myśli to, że dla mnie to trudne.
- Wiem.
- Wiesz? Skąd ty możesz wiedzieć o miłości? Jesteś młody i...
- Tak, jestem - przerwałem mu. - Ale nie mów mi, że nie wiem nic o miłości.
Podszedłem do niego bliżej.
- Bo tak się składa że jesteśmy w podobnej sytuacji.
- Ty też kochasz Zico? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie, nie. Chodziło mi bardziej o to że tak jak ty kocham kogoś, kto tego nie odwzajemnia.
- Kogo?
- Hm, jest ode mnie starszy, mieszka ze mną...
- No to się dużo dowiedziałem - nie dał mi dokończyć.
- Nie jest zbyt wysoki, nosi okulary - spojrzał na mnie jakby się w końcu domyślił. - I kocha takiego jednego dupka.
- Nie nazywaj go tak.
- Ale to prawda. Nawet jeśli jest pijany to i tak zachował się jak dupek.
- Wiesz, ostatnio nawet zacząłem cię o to podejrzewać ale głupio mi było spytać.
- Chodź już do dormu.
- Nie chce tam iść.
- Możesz spać ze mną.
- Nie zmieścimy się.
- Jak cię przytulę to się zmieścimy.
Złapałem go za ramię i wręcz zaciągnąłem do środka.
Usiadł na łóżku a ja po chwili usiadłem obok niego.
- Jihoon.
- Tak?
- A ty nie czujesz się z tym źle?
- Szczerze mówiąc nie. Ja nigdy nie straciłem nadziei na to że kiedyś odwzajemnisz moje uczucia.
- Naprawdę? Jesteś głupi.
- Może i tak ale będę się starał.
- Po co? - spytał zrezygnowany.
- Bo chcę żebyś był szczęśliwy.
- Jihoon, to nie jest takie proste.
- Wiem o tym. Doskonale o tym wiem. Mimo to będę się starał.
- Ale ja... ja nie mogę ci nic obiecać.
- Nie musisz. Tylko daj mi szansę.
Spojrzał mi prosto w oczy. Po chwili lekko się uśmiechnął i kiwnął głową. Przytuliłem go.
- Dziękuję.
Byłem szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Tak jakby mi co najmniej wyznał przed chwilą miłość.
- Idziemy spać? - spytałem.
- Okej. Tylko... nie mam się w co przebrać. A nie chcę wracać do pokoju.
- Jak dla mnie możesz spać bez niczego~
- Bo zmienię zdanie.
- Dobra, dobra. Żartowałem. Zaraz ci coś pożyczę.
Znalazłem koszulkę która nawet na mnie była trochę za duża. Zrobiłem to specjalnie. Lubiłem patrzeć na jego tatuaże. Sprawiały że nie wyglądał tak dziecinnie.
- Zrobiłeś to specjalnie - powiedział gdy wrócił z łazienki.
- Ja tylko wziąłem pierwszą z wierzchu...
- Jasne.
- Przecież będziesz w tym tylko spał a nie szedł na fanmeeting.
Położył się do łóżka nie mówiąc już nic. Ja wyszedłem na chwilę do łazienki. Gdy wróciłem zauważyłem że Jaehyo jakoś doszedł do pokoju tylko do łóżka nie trafił. Pomogłem mu się położyć, przykryłem go i wróciłem do Taeila. Leżałem naprawdę blisko niego bo moje łóżko nie było duże.
- Niewygodnie mi trochę.
Przytuliłem go.
- Lepiej?
- Może...
- To dobrze. Dobranoc.
- Dobranoc.
Rano obudził nas krzyk Kyunga.
- Co to było? - krzyknął Jaehyo.
- Chyba właśnie Kyung sobie uświadomił co wczoraj zrobił.
- A co się stało?
- Jak się pospieszysz to zdążysz zobaczyć.
Szybko wybiegł z łóżka. Uwielbiał wszelkie plotki i skandale.
Taeil leżał patrząc na mnie.
- No co?
- Nie idziemy zobaczyć co się stało?
- A po co? - położyłem się znowu go przytulając. - Wczoraj widziałem wystarczająco dużo.
Chwilę później Zico i tak wyciągnął nas z łóżka.
- Czemu spaliście razem? - spytał zdziwiony i lekko się zarumienił.
- Bo ty spałeś z Kyungiem... - odpowiedziałem mu a Taeil wbił wzrok w podłogę.
- Nie mów o tym więcej. Nigdy. Jeśli ktoś się dowie... nawet nie macie pojęcia co wam wtedy zrobię.
Nigdy nie brzmiał tak groźnie.
- Jasne, jasne. Tylko na drugi raz postaraj się ciszej.
- To było pierwszy i ostatni raz - brzmiał poważnie ale mimo to niezbyt mu wierzyłem...
Zaczęliśmy trenować do comebacku. Było trochę ciężko po takim czasie ale dawaliśmy radę.
Mimo braku czasu starałem się jak najwięcej czasu spędzać z Taeilem. Dawałem mu często różne prezenty. Starałem się jak tylko mogłem. Aż pewnego dnia się na mnie obraził.
- Taeil, o co chodzi? - spytałem gdy w końcu go dogoniłem. - Dlaczego ciągle mnie olewasz?
- Ja... przepraszam, nie chcę cię zranić ale nie uważasz że starasz się trochę za bardzo? To po prostu trochę męczące.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć.
- Masz rację. Przepraszam. Myślałem że ci się to podoba.
- To nie tak, że tego nie lubię. Po prostu niedługo tak utyję od twoich prezentów że mi nawet taniec nie pomoże - zaśmiał się.
- Zawsze możesz to komuś podrzucić żeby on tył.
- Rzeczywiście. Żyję z Kyungiem w pokoju i na to nie wpadłem.
Kolejnego dnia wieczorem, po tym gdy wróciliśmy wyjątkowo wcześnie, Taeil oglądał sam film leżąc na kanapie. Usiadłem na oparciu kanapy bo on zajmował całą. Po chwili się podniósł żebym mógł usiąść. Gdy to zrobiłem położył głowę na moich kolanach i leżał dalej. Przez chwilę udawałem że film mnie interesuje. Później zacząłem bawić się jego włosami. Odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Chciałbym cię pocałować.
- Co? - od razu usiadł obok mnie.
- Czy ja powiedziałem to na głos?
- Tak.
- Jestem beznadziejny - oparłem głowę o jego ramię.
- Zrób to.
Podniosłem głowę i spojrzałem na niego zdziwiony.
- Tutaj?
- Nikogo tu nie ma.
Przez chwilę się wahałem.
- Ja... ja nie mogę.
- Jihoon... ty to jednak głupi jesteś. Może to by pomogło... - położył się znowu na moje kolana.
- Czekaj, cofam to!
- Za późno.
Byłem na siebie zły. Następnym razem to zrobię.
Taeil po chwili zasnął. Wstałem tak żeby go nie obudzić i zaniosłem do łóżka. Jego drobne ciało nie było zbyt ciężkie. Rozejrzałem się po pokoju. Nie było w nim nikogo. Nachyliłem się więc i pocałowałem Taeila w czoło.
- Dobranoc.
Dopiero kilka dni później powiedział mi że wtedy udawał że śpi. Już prawie się na niego wściekłem gdy nagle powiedział że to było urocze i mi podziękował.
Zaczęliśmy promocje i nie mieliśmy czasu prawie na nic. Mieliśmy też w zwyczaju świętować każdą pierwszą wygraną. Zresztą każdą kolejną też. Leżałem na podłodze a Taeil siedział obok. Oboje piliśmy wino.
- Nudzę się - powiedział i oparł głowę o rękę.
- To może gdzieś wyjdziemy?
- O tej godzinie?
- Czemu nie? O mam pomysł.
Wstałem, zabrałem butelkę wina i łapiąc Taeila za rękę zaprowadziłem go na dach naszego dormu.
- Czemu akurat tu? A jak spadnę?
- Nie spadniesz. Chodź tutaj.
Dach był praktycznie płaski. Usiadłem na samej krawędzi i rozejrzałem się. Był stąd niezły widok na miasto. Księżyc akurat był w pełni więc było dość jasno. Jedynie chmury zakrywały gwiazdy.
Taeil niepewnie usiadł obok mnie.
- Jihoon boję się trochę.
- Spokojnie - złapałem go za rękę.
- Mogę? - wskazał na butelkę.
Podałem mu ją. Wziął spory łyk.
- To chyba na dziś wystarczy. Jutro nie będę mógł śpiewać - oddał mi wino.
- Dasz radę. Zawsze dobrze śpiewasz.
Uśmiechnął się.
- A ty już nie palisz?
- Wiesz, otatnio nawet nie mam na to ochoty.
- To dobrze. Nie lubię tego zapachu.
Oparł lekko głowę o moje ramię. Ja zaś wziąłem ostatni, duży łyk wina. Postawiłem pustą butelkę obok siebie.
- Tylko nie zaśnij.
- A jak zasnę to zaniesiesz mnie do łóżka?
- Nie. Ciężki jesteś. Jeszcze bym spadł.
- I zginęlibyśmy razem. Jak romantycznie.
Zaśmiałem się.
- Taeil?
- Tak?
- Lubisz mnie chociaż trochę bardziej?
- Przecież zawsze cię lubiłem.
- Wiesz że nie o to mi chodzi.
- Hm - spojrzał na mnie. - Może.
Przytuliłem go. Chciałem mu powiedzieć że go kocham ale czułem, że mógłbym wszystko zepsuć. Postanowiłem poczekać aż on mi to powie.
Ten dzień był dziwny. Mieliśmy wolne a ja od samego rana nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Miałem dziś w planach jedynie wyjście gdzieś z Taeilem. On jednak tego dnia postanowił odwiedzić rodziców. Siedziałem oglądając telewizję i nudząc się niesamowicie aż przyszedł do mnie Jaehyo.
- Masz zamiar siedzieć i marnować tak ładną pogodę?
- I tak nie mam co robić bo nie ma Taeila.
- Nie mieszkasz tylko z nim. Chodź, pójdziemy gdzieś.
- No dobra.
Nie zbyt miałem na to ochotę ale z drugiej strony wolałem to niż bezsensowne gapienie się w telewizor. Poszliśmy na długi spacer po drodze kupując lody.
- Czemu ostatnio spędzacie tyle czasu razem?
- Ale kto?
- Ty i Taeil.
- Naprawdę aż tyle? Myślałem że wcześniej też tak było.
- Może i tak ale nie aż tak bardzo jak ostatnio. Teraz nawet jeśli mieszkamy w jednym pokoju rzadko ze mną rozmawiasz.
- Przepraszam.
- Nie musisz mnie przepraszać - objął mnie ramieniem. - Po prostu rozmawiaj tez czasami ze mną.
- Jasne - uśmiechnąłem się do niego.
Po południu wrócił Taeil. Grałem wtedy z resztą. Oprócz Zico bo gdzieś wyszedł. Pewnie do Soonkyu.
Nie myliłem się. Wrócił z nią wieczorem i kazał nam wszystkim przyjść do salonu.
- Musimy wam coś powiedzieć - zaczął gdy wszyscy już się zgromadzili.
Stałem na końcu z Taeilem.
- Pobieramy się - powiedziała Sunny i pokazała nam swój pierścionek zaręczynowy.
Przez chwilę nawet mnie to ucieszyło. Później spojrzałem na Taeila. Miał łzy w oczach. Po chwili pobiegł do swojego pokoju. Poszedłem za nim. Drzwi były zamknięte.
- Taeil - zapukałem. - Mogę wejść?
Przez chwilę nie odpowiadał później jednak usłyszałem jak przekręca klucz w drzwiach. Gdy wszedłem do środka zamknął je z powrotem.
- Jihoon. Dlaczego jestem taki beznadziejny? - stał przede mną i ledwo mówił przez to jak bardzo płakał.
- Nie mów tak. Nie jesteś beznadziejny - zacząłem gładzić go po głowie.
- Jestem. Powinienem się cieszyć, a ja czuję się przez to tylko gorzej.
- Ja też nie skakał bym ze szczęścia gdybyś brał ślub.
Taeil nagle mnie przytulił i rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Co mam teraz zrobić?
- Po prostu o tym nie myśl.
- To nie jest takie proste.
- Chodź - złapałem go za rękę i usiadłem z nim na jego łóżku. - Porozmawiajmy o czymś innym.
- O czym?
- Jak było u twoich rodziców?
- Jak zwykle. Większość rozmowy była o tym że powinienem się w końcu ożenić - pociągnął nosem.
Wstałem żeby podać mu chusteczki.
- I co im powiedziałeś? - podałem mu jedną a on wytarł sobie twarz.
- To co zawsze czyli "nie mam czasu na szukanie dziewczyny"
- Robię to samo. A u nich wszystko w porządku?
- Tak.
- To dobrze.
- A jak tam twoi?
- Tata jak zwykle nie ma na nic czasu a mama jak zwykle, mówi że musi w końcu mnie odwiedzić a i tak tego nie robi.
- Może to i dobrze.
- Czemu?
- Wiesz, gdyby tak weszła a my byśmy spali razem...
- No tak. Chociaż z drugiej strony ciekawi mnie jakby zareagowała.
- Pewnie nie za dobrze.
- Mam nadzieję że nie. A jak myślisz, co by zrobili twoi?
- Wydziedziczyli by mnie - zaśmiał się.
- Skąd ta pewność?
- Matka chyba od urodzenia planuje mój ślub a ojciec... nadal pamiętam jak reagował na mojego przyjaciela z gimnazjum.
- Opowiadaj.
- Był dość... oryginalny. Sam jego sposób bycia wręcz krzyczał że jest gejem.
- Byliście razem?
- Nie. Twierdził że nie jestem w jego typie. Zresztą mi też się nie podobał. Ale wszyscy w gimnazjum twierdzili inaczej...
- Dokuczali wam?
- Ta, ale nie trwało to długo bo zrozumieli że nas to nie obchodzi.
- To dobrze. A co z twoim tatą?
- Raz zobaczył go gdy mnie odprowadzał po szkole do domu. Powiedział że jak jeszcze raz zobaczy mnie z nim to z domu będę wychodził tylko do szkoły i z powrotem. Nie wpadł chyba na to że byliśmy w jednej klasie...
Rozmawialiśmy o tym jeszcze jakiś czas. Dowiedziałem się też o kilku jego krótkotrwałych związkach. Taeil położył się później do łóżka.
- Mogę tu jeszcze zostać? - spytałem.
- Jeśli chcesz. Ja idę spać. Dobranoc.
- Dobranoc - położyłem się obok niego.
Nie planowałem tego ale po chwili zasnąłem. Obudziło mnie pukanie do drzwi.
Wstałem i je otworzyłem.
- Co wy tu razem robiliście? - spytał zdziwiony Kyung.
- Rozmawialiśmy.
- To czemu zamknęliście drzwi? - milczałem nie wiedząc co odpowiedzieć. - No dobra, nieważne. Ja idę się umyć, przyszedłem tylko po piżamę.
- Okej.
Zabrał piżamę, kilka innych rzeczy i wyszedł.
Wróciłem do Taeila. Nie spał i znowu płakał. Położyłem się obok i go przytuliłem.
- Nie płacz, proszę. Idź już spać.
- Ale... ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Przez chwilę dzięki tobie o tym nie myślałem ale teraz znowu zacząłem. Dlaczego to takie trudne?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem ale wolałbym żebyś przestał o nim w końcu myśleć.
- Ja też. Ale niestety, to nie jest takie proste... - westchnął.
- Jak myślisz, za ile Kyung może wrócić?
- No nie wiem, niedawno wyszedł więc... - pocałowałem go, tym samym przerywając mu w połowie zdania.
- Przepraszam, pójdę już - wstałem ale Taeil złapał mnie za rękę.
- Mógłbyś zostać tu aż zasnę?
Usiadłem bez słowa z powrotem na łóżko.
- Nachyl się, chce ci coś powiedzieć - zaczął machać ręką.
Zrobiłem to o co prosił po czym uderzył mnie lekko w głowę.
- Ej, za co to?
- Nigdy więcej nie przepraszaj mnie, gdy mnie pocałujesz. No chyba że zrobisz to w miejscu publicznym...
- Nie zrobię - położyłem się obok niego i objąłem go ramieniem.
- Oby.
Taeil odwrócił się twarzą w moją stronę i zamknął oczy. Zacząłem głaskać go po głowie. Był taki uroczy. Leżałem tam dość długo. Nie wiedziałem czy aby na pewno śpi więc patrzyłem na niego dalej aż w końcu sam zasnąłem. Obudziłem się gdy Kyung wrócił. Właściwie to on mnie obudził.
- Nie wiem o co chodzi ale postanowiłem cię obudzić bo tak jakby zaraz spadniesz z łóżka - powiedział cicho.
Rzeczywiście. Gdy się odwróciłem spadłem na podłogę.
- Dobranoc - powiedziałem i wyszedłem z ich pokoju. Bylem lekko zażenowany tą sytuacją.
Później pilnowałem go aż zaśnie przez kilka kolejnych dni. Często przed tym dużo z nim rozmawiałem. Stopniowo odnosiłem wrażenie że coraz mniej przejmuje się zaręczynami Jiho. Nadal jednak był smutny. To było widać.
Gdy znaleźliśmy trochę wolnego czasu postanowiłem pójść gdzieś z Taeilem.
- Hej - wskoczyłem na jego łóżko z samego rana. - Wstawaj i ubieraj się. Mam nadzieje że nie masz planów na dziś.
- No nie mam, coś się stało?
- Chce cię zabrać na randkę.
- Na randkę? - spytał zdziwiony.
- Żartowałem. Po prostu pomyślałem że fajnie by było gdzieś razem wyjść. Odpoczniesz trochę, przestaniesz o tym wszystkim myśleć. Będzie fajnie.
- Dobra - uśmiechnął się do mnie. Było to tak niewiele ale cieszyło mnie niezmiernie.
Postanowiłem zabrać go do zoo.
- Zoo? Ile ty masz lat? - zażartował.
- Jestem najmłodszy, mogę.
- Ale ja jestem najstarszy.
- Trudno. Dawno nie byłem w zoo.
- Ja w sumie też nie. Chodźmy zobaczyć słonie - złapał mnie za ramię podbiegł w stronę wybiegu ze słoniami.
- Jesteś pewien tego, że jesteś najstarszy?
- Tak. Ja tylko lubię słonie.
- A ja wolę hipopotamy.
- W sumie wyglądasz trochę jak jeden.
- Czy ty mi sugerujesz, że jestem gruby?
- Żartowałem - dotknął mojego policzka i się uśmiechnął.
Dobrze że miałem na twarzy maskę i nikt nie zauważył jak się rumienię. Staraliśmy się nie wyróżniać za bardzo ale zawsze znajdą się różne fanki. Na szczęście spotkaliśmy dziś tylko kilka. Przywitały się i odeszły mówiąc kilka miłych słów.
Taeilowi chyba spodobała się nasza 'randka'. Jedliśmy lody i karmelowy popcorn oglądając zwierzęta.
W zoo znajdowało się też spore akwarium. Było w nim pełno ryb, różnych roślin i małych skorupiaków. Bardzo mi się podobało. Część 'podwodnego' korytarza była całkowicie ciemna. Widać było tylko małe światła przy podłodze. Były tam ryby które świeciły w ciemności. Nigdy wcześniej takich nie widziałem.
- Jihoon. Gdzie jesteś? - w tym samym momencie na mnie wpadł.
- Tutaj - zaśmiałem się.
Złapał mnie za rękę i poszliśmy dalej. Gdy wyszliśmy na zewnątrz on nadal trzymał mnie za rękę. Nie protestowałem. Podobało mi się to. Po drodze z zoo poszliśmy jeszcze na obiad.
Wróciliśmy po południu. Było dość cicho więc uznałem że wszyscy grają, nie ma ich albo śpią.
- Dziękuję - powiedział Taeil stając przede mną. - Było naprawdę fajnie - uśmiechnął się do mnie.
Czułem że to był dobry moment żeby go znowu pocałować. Wyglądało na to że przez chwilę nawet mu się podobało. Później jednak szybko uciekł do swojego pokoju. Czułem się lekko zawiedziony. Poszedłem do siebie. Jaehyo nie było w pokoju. Położyłem się na łóżku i włączyłem sobie muzykę.
Widocznie leżałem tak, nie robiąc nic, dość długo bo nagle obok łóżka stanął Taeil. Spodziewałem się tego, że przyjdzie pogadać o tym co zrobił. On jednak tylko powiedział że się nudzi. Usiadł obok mnie na łóżku.
- Połóż się jak chcesz.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie.
- Wiem że jesteś. Przepraszam.
- Naprawdę nie jestem zły.
- Kłamiesz. A teraz zróbmy coś razem bo się zanudzę - położył się obok.
- Może pooglądamy zdjęcia?
- Czyje?
- Nasze.
- Przecież nie mamy aż tylu wspólnych zdjęć.
- Wydaje ci się. Czasami jak się nudzę oglądam zdjęcia robione przez fanów. Nieraz są całkiem zabawne.
- Pokaż.
Leżeliśmy oglądając zdjęcia. Prawie każde z nich musiał skomentować.
- Wyglądam tu strasznie.
- Wcale nie. Jest urocze.
- Chyba dla ciebie.
- Dla mnie zawsze jesteś uroczy.
- Przestań - widziałem jak się lekko rumieni. Nie skomentowałem tego.
Później oglądaliśmy zdjęcia reszty. Z nich mogliśmy się nabijać.
Gdy trafiliśmy na moje zdjęcia, Taeil zabrał mi telefon z ręki.
- Co robisz?
- Patrz, wyglądasz tu jak elf.
- Elf? Mogę to uznać za komplement?
Uśmiechnął się do mojego zdjęcia a później odwrócił się w moją stronę. Dotknął dłonią mojej twarzy.
- Lubię twoje oczy.
- Naprawdę? - zarumieniłem się.
- Tak - patrzył mi prosto w oczy i uśmiechał się. - Jesteś uroczy.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Zarumieniłem się jeszcze bardziej.
- I wiesz co Jihoon? - Taeil głaskał mnie po policzku. - Dzisiaj nawet przez chwilę nie myślałem o Jiho.
Przysunął się powoli bliżej i mnie pocałował. Teraz to jego twarz była cała czerwona.
- Chyba naprawdę się w tobie zakochałem. Gdy wcześniej mnie pocałowałeś j-ja spanikowałem. Moje serce biło tak szybko i... - przytulił mnie. - Oh, Jihoon. Ja naprawdę cię lubię.
- Nie wierzę...
- Co? Nie wierzysz mi?
- Nie wierzę w to co słyszę.
- To co mam zrobić żebyś uwierzył? Iść i powiedzieć to wszystkim?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Dobra - wstał z łóżka i już chciał wyjść z pokoju gdy złapałem go za rękę.
Przysunąłem Taeila do siebie i go pocałowałem.
- O mój Boże - usłyszałem krzyk Jaehyo.
Odsunąłem się od Taeila i spojrzałem w stronę Jaehyo. Wybiegł szybko z pokoju.
- Chyba i tak się dowiedzą - powiedziałem.
- Trudno - Taeil mnie przytulił. - Prędzej czy później i tak by się domyślili.
- Racja.
- Co? - spojrzałem w jego stronę.
- Jedziemy na wakacje?
- Na pewno nie w tym roku - odpowiedział mu Jiho.
- To czemu Taeil się pakuje? Wyjeżdża?
- Że co? Ja nic o tym nie wiem.
- A co jak on chce odejść?
Nagle się wystraszyłem że serio mógłby to zrobić. Nie chciałem żeby do tego doszło. Bez słowa poszedłem do pokoju który Taeil dzielił z Kyungiem.
- Co robisz?
- Nic.
- Wyjeżdżasz gdzieś?
- Nie. Zejdź mi z drogi.
- Jeśli powiesz mi gdzie idziesz.
- Odchodzę - wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Nie możesz odejść.
- Mogę.
- Nie.
- Mogę i właśnie to robię - próbował przecisnąć swoje drobne ciało i wyjść.
- Zico!
- Nie wołaj go.
- Zico chodź tu.
- Co jest? Jedziesz gdzieś?
Taeil mu nie odpowiedział.
- Chyba musimy pogadać. Przepuść mnie Jihoon.
Odsunąłem się a Jiho wszedł do pokoju ciągnąc Taeila za ramię i zamknął drzwi.
Wróciłem do U-kwona który siedział teraz z Kyungiem przed telewizorem.
- Co z Taeilem?
- Chciał odejść.
- Że co? - odpowiedzieli oboje na raz.
- No chciał odejść z block b. Zico teraz z nim rozmawia.
- Mam nadzieje że go przekona żeby został. No chyba że ma jakiś poważny powód.
Zacząłem się teraz zastanawiać nad tym powodem. Dlaczego Taeil chciał odejść? Może jest chory? Albo coś ukrywa... Powodów dla których mógłby odejść było wiele ale nadal nie wiedziałem który to ten właściwy.
- I co? - spytałem gdy tylko Zico wrócił.
- Zostaje.
- Jak dobrze - poczułem ogromną ulgę. - Ale... czemu chciał odejść?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Właśnie że możesz. Zresztą, obiecaliśmy sobie zawsze mówić prawdę.
- Ale ja cię nie okłamuję. Jeśli chcesz wiedzieć spytaj Taeila chociaż wątpię że cokolwiek ci powie.
- Powie mi.
- Jesteś pewien?
Zwątpiłem lecz mimo to i tak poszedłem do jego pokoju. Siedział na łóżku trzymając okulary w ręku. Płakał. Ukucnąłem przed nim i złapałem go za rękę.
- Taeil, co się stało? - spytałem spokojnym głosem.
- Nic. Idź stąd. Proszę.
- Ale Taeil...
- Idź - przerwał mi.
Wyciągnąłem z kieszeni chusteczki i mu podałem.
- Chcesz ze mną później pogadać?
Nie odpowiedział. Wyszedłem z pokoju.
Strasznie się o niego martwiłem. Do tego nie dawało mi spokoju to, że nie wiem co się stało. Postanowiłem wyjść na dwór. Poczułem ochotę na papierosa. Nie paliłem często bo nie mogłem. Zico mi zabronił a reszta bardzo mnie pilnowała bo byłem najmłodszy i się martwili. Zico twierdził że mogę mieć przez to problemy z głosem i tak dalej. Ale ja i tak już od okresu dojrzewania brzmiałem jakbym palił 30 lat mając zaledwie 17.
Wróciłem do mojego pokoju. Był w nim Jaehyo. Leżał na górnym piętrze łóżka z maseczką na twarzy i plasterkami ogórka na oczach. Miałem szczęście. Mogłem spokojnie zabrać z mojej super tajnej skrytki paczkę papierosów.
- Idę do sklepu, chcesz coś? - spytałem.
- Mógłbyś kupić mi coś słodkiego?
- Jasne.
- Dzięki. Pieniądze oddam ci później bo teraz nie mam jak.
- Spoko.
Założyłem na głowę czapkę i ubrałem ciemną kurtkę. Nie mogłem pozwolić na to żeby mnie ktoś rozpoznał z papierosem w ręku.
Postanowiłem że zapalę od razu po wyjściu z dormu. Nie mogłem wytrzymać. Gdy już to zrobiłem zobaczyłem że Taeil siedział w ogródku. Cholera, zobaczył mnie. Wstał z ławki i szedł w moją stronę. Próbowałem zgasić papierosa ale mi się nie udało. Rzuciłem go na ziemię.
- Daj.
- Ale co?
- Papierosa.
- Po co ci?
- Chcę jednego.
- Ty palisz?
- Nie ale chyba zacznę.
- Nie możesz.
- Mogę. Daj mi albo powiem Jiho że paliłeś.
Nie miałem wyjścia. Nie chciałem znowu słuchać przez półtorej godziny jak bardzo niszczę sobie zdrowie od takiego hipokryty. On sam nałogowo jadł ramen z paczki. I to ja jestem ten zły...
- Trzymaj.
Taeil odpalił papierosa. Próbował udawać że idzie mu z tym dobrze ale po chwili zaczął się dusić. Zabrałem mu papierosa i rzuciłem na ziemię.
- Lepiej więcej nie próbuj. Jeszcze sobie coś zrobisz.
- Masz mnie za aż taką sierotę?
- To nie tak. Po prostu gdybyś zaczął palić mógłbyś stracić głos czy coś... ja i tak brzmię jak palacz ale ty nie.
- Ta... Idziesz gdzieś?
- Do sklepu. Chcesz iść ze mną?
- Jasne.
Szedł w ciszy. Wyraźnie było widać że nadal jest smutny. Lub zły. Albo jeszcze gorzej. Najgorsze było to że nic nie wiedziałem.
Widziałem jak w sklepie brał jakieś papierosy. Dzień później oddał mi zaczętą paczkę stwierdzając że to nie dla niego. I dobrze. Martwiłbym się o niego jeszcze bardziej. Dodał tylko że nie powie nic Zico i wyszedł do siebie.
Ostatnio nie mogłem w nocy spać zastanawiając się co się z nim dzieje. Raz wyszedłem do łazienki żeby tam zapalić. W tym samym czasie Kyungowi akurat się zachciało. Zaczął się na mnie drzeć aż obudził Jaehyo.
- Chłopaki, nie że chcę wam przeszkadzać ale nie wpadliście na to, że wszyscy śpią?
- Wybacz - powiedział Kyung. Widać że było mu głupio.
Jaehyo wyszedł.
- Pogadamy rano.
- Ta, dobranoc.
Nie odpowiedział mi tylko wyszedł z łazienki. Ja zaś dokończyłem mojego papierosa. Później otworzyłem okno żeby się wywietrzyło i też wróciłem do siebie. Jakoś udało mi się zasnąć.
Z samego rana obudził mnie Zico i Kyung.
- Oddawaj - rozkazał Jiho.
- Ale co?
- Myślisz że mu nie powiedziałem? - odpowiedział Kyung.
- Eh.
Papierosy trzymałem w jednym z pluszaków leżących w moim łóżku. Będę musiał znaleźć teraz inne miejsce żeby he chować.
- Jeszcze raz i będziesz przez tydzień mył całą łazienkę własną szczoteczką do zębów. Oczywiście po tym gdy wszyscy już wezmą prysznic.
- A było słuchać ojca i iść do wojska... - mruknąłem cicho.
- Coś mówiłeś?
- Skąd.
- No. Czyli się rozumiemy. A teraz wstawaj.
- Oczywiście - położyłem się z powrotem.
Zico zabrał mi kołdrę. Byłem zmuszony wstać. Po drodze do łazienki zobaczyłem Taeila. Uśmiechnąłem się do niego ale on tylko przez chwilę na mnie popatrzył i odwrócił się w drugą stronę.
Obecnie można powiedzieć że mieliśmy małą przerwę bo Zico miał promować się solo. Mimo tego że czasami był wkurzający to i tak wszyscy go wspieraliśmy. Przecież to on potrafił nie spać nawet przez kilka dni żeby tylko napisać dla nas piosenki.
Dziś miał nagrywać mv. Konkretnie do 'Eureka'. Taeil poprosił mnie żebym pojechał z nim na plan. Powiedział też, że gdyby ktoś pytał to ja poprosiłem jego. Nie wiedziałem czemu to ma służyć ale zgodziłem się. Weszliśmy po cichu. Jiho radził sobie świetnie. Nie mogliśmy oderwać od niego wzroku.
- Przerwa - usłyszałem głos dyrektora.
Pomachaliśmy w stronę Jiho. Powiedział tylko coś do Zion.t i do nas przyszedł.
- Nie spodziewałem się was tu.
'Ja też nie' było moją pierwszą myślą.
- Pomyślałem że miło będzie cię odwiedzić.
- Jasne...
- No... I chciałem poznać zion.t - dodałem.
- Od kiedy jesteś jego fanem?
- No... to nie tak że ja...
- Dobra, dobra. Zaraz po niego pójdę - zaśmiał się, spojrzał na Taeila i poszedł po swojego kolegę.
- Dzięki Jihoon.
- Nie ma za co - uśmiechnąłem się do niego.
Po chwili wrócił Zico.
- Haesol, to mój najmłodszy syn, Pyo Jihoon.
- A, kojarzę cię. Masz fajny głos.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i lekko ukłoniłem.
- Moglibyśmy kiedyś coś razem nagrać.
- Chętnie - uśmiechnąłem się do niego.
- A to Taeil.
Chłopak tylko lekko się zaczerwienił i próbował się uśmiechnąć.
- Więc to ty jesteś ten Taeil... - nie dokończył. Przerwał mu dyrektor krzycząc że zaczynają dalej kręcić.
- Było miło was poznać. Do zobaczenia - Zion.t pożegnał się i z Zico chcieli już wracać.
- Czekajcie - Taeil pierwszy raz się do nich odezwał. Wyciągnął z torby różne przekąski i coś do picia. Podał je Zico, pożegnał się szybko i wyszedł na zewnątrz.
- Miło było poznać ale my już pójdziemy. Do zobaczenia - wyszedłem machając im przez chwilę.
- Taeil? Gdzie jesteś?
Był już dość daleko. Pobiegłem w jego stronę.
- Jak ty na tych swoich krótkich nóżkach tak szybko chodzisz?
Nie odpowiedział.
- Ej no. Żartowałem, nie wkurzaj się.
- Przepraszam, mówiłeś coś? Zamyśliłem się.
- Nie, nic - poczułem ulgę.
Gdy wróciliśmy nikogo nie było. Zostawili tylko karteczkę że wychodzą na imprezę.
- Taeil!
- Tak? - przyszedł do kuchni gdzie właśnie się znajdowałem.
- No bo - objąłem go ramieniem. - Wiesz że jesteś moim ulubionym hyungiem?
- Czego chcesz?
- Nikogo nie ma więc... może się czegoś napijemy?
Ujrzałem błysk w jego oku. Nawet się lekko uśmiechnął.
- Wiesz co? Myślę że właśnie tego mi teraz potrzeba. Idziemy do spożywczego.
Ruszył i to o wiele szybciej ode mnie.
- Gdzie ci się tak spieszy? Mamy całą noc. Chłopaki pewnie wrócą nad ranem a Zico zostaje na noc.
- Im szybciej tym lepiej.
Kupiliśmy chyba z cztery butelki soju na głowę i do tego kilka puszek piwa.
Zaczęliśmy od piwa. Na Taeila działało to rozweselająco. Śmiał się nawet z moich nie śmiesznych dowcipów. Nawet mnie one nie śmieszyły. Gorzej było gdy zaczęliśmy soju. Wtedy to wyglądał jak chodząca depresja. Ciągle powtarzał też że nie ma po co żyć.
- Taeil - położyłem głowę na stoliku naprzeciwko jego twarzy. - Dlaczego ostatnio taki jesteś?
- Ale że jaki?
- Przygnębiony.
- Jihoon - dotknął dłonią mojej głowy i zaczął niezdarnie gładzić mnie po włosach. - Pewnych problemów nie da się rozwiązać. O innych lepiej nie wiedzieć. A o moim lepiej żebyś nie wiedział a tym bardziej nie da się go rozwiązać.
- Zgubiłem się.
- Po prostu nie przejmuj się mną. Dam sobie radę.
- Ale chcę ci pomóc.
- Nie musisz. Zresztą, nawet nie masz jak mi pomóc.
- Taeil - przesunąłem się do niego i go przytuliłem. - Nie chcę żebyś był smutny.
Siedziałem tak dłuższą chwilę. Poczułem jak Taeil zaczyna się przechylać. Zasnął. Przytrzymałem go i delikatnie położyłem na podłogę. Pod głowę włożyłem mu poduszkę na której siedział. Dokończyłem sam swoją butelkę soju i położyłem się obok niego.
Rano powitał nas Zico.
- No pięknie.
- Czemu ja tu śpię? - spytałem.
- Też się zastanawiam.
- O matko jak mnie wszystko boli. Idę do swojego łóżka - próbowałem wstać ale upadłem na Taeila. Rozległ się pisk. Taeil nie krzyczał. Taeil piszczał.
- Jihoon co ty robisz? Bolało.
- Przepraszam. Straciłam równowagę.
- Nic dziwnego po tym ile wypiliście. Chodź - Zico podszedł i pomógł mi dotrzeć do łóżka.
- Dzięki Jiho.
- Spoko - wyszedł z pokoju po drodze zasłonił mi roletę w oknie. Co ja bym bez niego zrobił.
Obudziłem się koło 15. Nadal wszystko mnie bolało ale tak jakby mniej. Wstałem żeby coś zjeść. Miałem ochotę zjeść wszystko co mieliśmy w lodówce. Nawet surową cebulę. Zanim zacząłem jeść poszedłem zobaczyć czy Taeil jeszcze śpi.
- Taeil jest u siebie? - spytałem Kyunga.
- Tak, a co?
- Śpi?
- Chyba już nie.
- Okej. Dzięki.
Gdy otworzyłem drzwi w pokoju było ciemno.
- Zabierz to światło!
- Już, już - zamknąłem drzwi.
- Coś się stało?
- Um... przyszedłem spytać czy jesteś głodny.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- To ja coś zrobię i ci przyniosę.
- Nie musisz.
- Ale chcę - wyszedłem do kuchni.
Zrobiłem coś na szybko i poszedłem zjeść z Taeilem.
Przez cały dzień z łóżka wychodziłem tylko do łazienki. Właściwie tylko Zico, Jaehyo i menadżer nie byli na kacu. Prawie wszyscy więc leżeli w łóżkach a menadżer przynosił nam picie. Nic innego nie miał dziś do roboty więc też mógł nieco odpocząć.
Jakiś czas później Taeil zaczął zachowywać się trochę dziwnie. Większość czasu spędzał na słuchaniu muzyki albo oglądaniu telewizję. Zwykle miewał ciekawsze zajęcia.
- Czego słuchasz? - usiadłem obok niego.
- Mówiłeś coś? - wyciągnął słuchawki z uszu.
Usłyszałem jedną z piosenek Zico.
- Od kiedy słuchasz hiphopu?
- Co? Nie... ja tylko chciałem raz posłuchać.
- A, czaje. Chcesz iść ze mną na lody?
- Nie sądzisz że jest za zimno na lody?
- To zjedzmy je tutaj. Tu jest ciepło.
- No dobra.
Gdy wróciliśmy ze sklepu usiedliśmy na podłodze w pokoju Taeila i Kyunga.
- Ostatnio dużo czasu spędzamy razem - powiedział po chwilowej ciszy.
- Jakoś tak... czuje że będzie ci lepiej.
- Dziękuję. Chyba tylko ty się o mnie martwisz.
Nawet nie wiesz jak bardzo. Szkoda że nie miałem odwagi żeby mu o tym powiedzieć.
- Może pójdziemy gdzieś jutro? - spytałem.
- Na randkę?
- Czemu nie?
- To co, kino i kolacja? Super, przyjedź o piątej.
- Jasne~
Byłem szczęśliwy patrząc na to jak żartuje i się śmieje. Po jakimś czasie przyszedł jeszcze Minhyuk i Kyung.
- Co tam gołąbeczki?
- Świetnie, idziemy jutro na randkę.
- To może pójdziemy na podwójną randkę? - Kyung złapał Minhyuka za rękę.
- Co ty na to kochanie? - spytałem.
- No nie wiem...
- Zgódź się no - Minhyuk złapał Taeila za rękaw i zaczął za niego ciągnąć.
- No dobra, dobra.
- To gdzie idziemy?
- Myśleliśmy o kinie i kolacji.
- Trochę przereklamowane ale może być.
Nasza 'podwójna randka' okazała się genialnym pomysłem. Stwierdziliśmy że trzeba będzie to powtórzyć.
Chciałbym pójść kiedyś z Taeilem na prawdziwą randkę.
Gdy Zico miał trochę wolnego czasu przyszedł do dormu ze swoją dziewczyną, Soonkyu. Powszechnie znaną jako Sunny. Nadal nie wiem jakim cudem udało im się ukryć ich związek przez tak długi czas. Mimo to dogadywali się dobrze i w sumie się cieszyłem że znalazł kogoś, kogo kocha.
Soonkyu była naprawdę zabawna. Zawsze gdy nas odwiedzała siedzieliśmy wszyscy razem w salonie jedząc coś, oglądając film lub po prostu rozmawiając. Dziś jednak nie było tylko Taeila. Poszedłem zobaczyć co robi. Leżał w łóżku i słuchał muzyki. Podszedłem do niego i wyjąłem mu słuchawkę z ucha.
- Czemu siedzisz tu sam? - usiadłem obok niego na łóżku.
Taeil się podniósł.
- Po prostu nie mam ochoty z wami siedzieć. Przepraszam.
- Źle się czujesz?
- Trochę.
- Zrobię ci herbaty - wstałem z łóżka.
Wróciłem po jakimś czasie. Gdy tylko wszedłem do pokoju Taeila i zamknąłem drzwi usłyszałem jak ktoś powiedział że ostatnio 'dziwnie się zachowujemy'.
- Słyszałeś ich?
- Ta, nie przejmuj się - uspokoił mnie. - Przecież oboje dobrze wiemy jak jest.
- No nie do końca.
- Jak to?
- Nadal nie wiem co cie trapi.
- Kiedyś ci powiem.
- Ale czemu nie teraz?
Nie odpowiedział mi. Chciałem wyjść z jego pokoju ale mnie zatrzymał.
- To nie tak że ci nie ufam. Ja... oh, nie wiem jak ci to wyjaśnić. To jest po prostu dla mnie trudne.
Chciałem wyjść z pokoju ale złapał mnie za rękę.
- Przepraszam. Naprawdę przepraszam.
Chciałem się na niego wkurzyć. Chciałem ale nie potrafiłem. Nie wiedziałem jednak co zrobić. Stałem tak chwilę a później wyszedłem z jego pokoju i wróciłem do siebie ignorując resztę która nadal siedziała w salonie. Położyłem się do łóżka i po jakimś czasie zasnąłem. Miałem bardzo realistyczny sen. Przez cały czas myślałem że dzieje się naprawdę i gdy się obudziłem od razu pobiegłem wręcz do pokoju Taeila. Zacząłem po ciemku szukać jego łóżka. Nie zapalałem światła bo Kyung by się obudził. Obudziłem za to Taeila na którego właśnie trafiłem.
- Kto to? - powiedział dość głośno.
- Cii, to ja, Jihoon.
- Coś się stało?
- Chodź na chwile do kuchni.
Rozejrzałem się mimo że wszyscy dawno spali. Taeil przyszedł po chwili ubrany w szlafrok.
- Wiesz która jest godzina? - ustał opierając się o ścianę.
Podszedłem do niego i go przytuliłem.
- Taeil?
- Tak?
- Nie jesteś chory, prawda?
- O czym ty mówisz?
- Śniło mi się że byłeś chory. Bardzo chory i mogłeś w każdej chwili umrzeć.
Taeil objął mnie.
- Spokojnie. Nic mi nie jest.
- Na pewno?
- Na pewno. Nie martw się.
Mimo to i tak zawsze będę się o niego martwić.
- Jihoon idź już spać.
Ja jednak chwilę jeszcze stałem przytulając go.
- Jihoon - odepchnął mnie lekko a ja go puściłem.
- Wybacz. Przepraszam też że cię obudziłem.
- W porządku.
- Śpij dobrze.
- Ty też.
Wróciłem do siebie. Od razu zasnąłem.
Kilka dni później, dzień przed tym gdy mieliśmy wrócić do ćwiczeń ktoś wpadł na genialny pomysł by zrobić 'małą' imprezę. U nas tylko w nazwie było to małą imprezą. Tak naprawdę każdy kończył schlany i to mocno.
Tego akurat wieczora wszyscy chyba zapomnieli że niektórzy mieli dziewczyny. Przytulali się, czasem nawet całowali. Po jakimś czasie bałem się że zaraz ktoś skończy pieprząc się na podłodze.
Tylko ja i Taeil siedzieliśmy spokojnie. Nawet nie wypiliśmy tak dużo.
Taeil rozejrzał się po pokoju. Po chwili oparł głowę o moje ramię.
- Wiesz gdzie jest Kyung i Jiho? - spytał.
- Byli tu przed chwilą.
Taeil wstał.
- Gdzie idziesz?
- Poszukać ich.
- Po co ci oni?
- Nieważne.
Złapałem go za rękę.
- Zostań ze mną. Oni wszyscy nawet nie zwracają na mnie uwagi - spojrzałem na Jaehyo, Minhyuka i Yukwona którzy bawili się w najlepsze sprawdzając czy uda im się na raz pocałować.
- No dobra.
Chciał usiąść ale wylądował na moich kolanach. Próbował wrócić na swoje miejsce ale go przytrzymałem.
- Co robisz?
- Nic - przytuliłem go.
- Udziela ci się od nich.
- Chyba tak.
- Eh, Jihoon.
Taeil zaczął dalej pić a ja siedziałem nadal go przytulając. Trochę wytrzeźwiałem przez ten czas. Za to Taeil już zaczynał lekko się kiwać na moich kolanach. Po chwili na mnie upadł i powoli zasypiał.
- Taeil, zanieść cię do łóżka?
- Spokojnie, ja dam rade.
Podniósł się i próbował utrzymać równowagę. Niezbyt mu to wychodziło. Pomogłem mu jakoś dojść do pokoju. Zanim jeszcze zdążyłem otworzyć drzwi dało się usłyszeć... dość dziwne odgłosy.
- Taeil, może chcesz spać u mnie?
- Nie! Ja chce u siebie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Pewnie że dobry! Odsuń się.
Otworzył drzwi i zapalił światło. Wtedy oboje zobaczyliśmy coś, czego lepiej żebyśmy nie widzieli. Mianowicie, był to Zico z Kyungiem razem w łóżku. Nawet nie chciałem wiedzieć jak się teraz czuli.
Taeil stanął jak wryty patrząc na nich. Patrzyłem jak po woli zaczyna płakać a po chwili wybiega. Teraz to ja czułem się niezręcznie. Zgasiłem światło i pobiegłem za Taeilem. Ubrałem szybko buty i kurtkę. Wyszedłem z domu. Taeil nie odszedł daleko. Stał i chował twarz w dłoniach. Podszedłem do niego bliżej i położyłem mu rękę na ramieniu.
- Taeil co się stało?
Cały trząsł się z zimna więc okryłem go swoją kurtką.
- Nie płacz.
- Jak mam nie płakać? Jak ty byś się czuł widząc kogoś kogo kochasz z innym facetem w łóżku?
- Czekaj... że ty... Kyunga?
- Że Jiho.
Tego się nie spodziewałem. Byłem zaskoczony.
- Więc dlatego cały czas taki byłeś?
Kiwnął głową. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Nawet nie wiesz jakie to trudne żyć z nim pod jednym dachem.
- Wiem.
- Miałem na myśli to, że dla mnie to trudne.
- Wiem.
- Wiesz? Skąd ty możesz wiedzieć o miłości? Jesteś młody i...
- Tak, jestem - przerwałem mu. - Ale nie mów mi, że nie wiem nic o miłości.
Podszedłem do niego bliżej.
- Bo tak się składa że jesteśmy w podobnej sytuacji.
- Ty też kochasz Zico? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie, nie. Chodziło mi bardziej o to że tak jak ty kocham kogoś, kto tego nie odwzajemnia.
- Kogo?
- Hm, jest ode mnie starszy, mieszka ze mną...
- No to się dużo dowiedziałem - nie dał mi dokończyć.
- Nie jest zbyt wysoki, nosi okulary - spojrzał na mnie jakby się w końcu domyślił. - I kocha takiego jednego dupka.
- Nie nazywaj go tak.
- Ale to prawda. Nawet jeśli jest pijany to i tak zachował się jak dupek.
- Wiesz, ostatnio nawet zacząłem cię o to podejrzewać ale głupio mi było spytać.
- Chodź już do dormu.
- Nie chce tam iść.
- Możesz spać ze mną.
- Nie zmieścimy się.
- Jak cię przytulę to się zmieścimy.
Złapałem go za ramię i wręcz zaciągnąłem do środka.
Usiadł na łóżku a ja po chwili usiadłem obok niego.
- Jihoon.
- Tak?
- A ty nie czujesz się z tym źle?
- Szczerze mówiąc nie. Ja nigdy nie straciłem nadziei na to że kiedyś odwzajemnisz moje uczucia.
- Naprawdę? Jesteś głupi.
- Może i tak ale będę się starał.
- Po co? - spytał zrezygnowany.
- Bo chcę żebyś był szczęśliwy.
- Jihoon, to nie jest takie proste.
- Wiem o tym. Doskonale o tym wiem. Mimo to będę się starał.
- Ale ja... ja nie mogę ci nic obiecać.
- Nie musisz. Tylko daj mi szansę.
Spojrzał mi prosto w oczy. Po chwili lekko się uśmiechnął i kiwnął głową. Przytuliłem go.
- Dziękuję.
Byłem szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Tak jakby mi co najmniej wyznał przed chwilą miłość.
- Idziemy spać? - spytałem.
- Okej. Tylko... nie mam się w co przebrać. A nie chcę wracać do pokoju.
- Jak dla mnie możesz spać bez niczego~
- Bo zmienię zdanie.
- Dobra, dobra. Żartowałem. Zaraz ci coś pożyczę.
Znalazłem koszulkę która nawet na mnie była trochę za duża. Zrobiłem to specjalnie. Lubiłem patrzeć na jego tatuaże. Sprawiały że nie wyglądał tak dziecinnie.
- Zrobiłeś to specjalnie - powiedział gdy wrócił z łazienki.
- Ja tylko wziąłem pierwszą z wierzchu...
- Jasne.
- Przecież będziesz w tym tylko spał a nie szedł na fanmeeting.
Położył się do łóżka nie mówiąc już nic. Ja wyszedłem na chwilę do łazienki. Gdy wróciłem zauważyłem że Jaehyo jakoś doszedł do pokoju tylko do łóżka nie trafił. Pomogłem mu się położyć, przykryłem go i wróciłem do Taeila. Leżałem naprawdę blisko niego bo moje łóżko nie było duże.
- Niewygodnie mi trochę.
Przytuliłem go.
- Lepiej?
- Może...
- To dobrze. Dobranoc.
- Dobranoc.
Rano obudził nas krzyk Kyunga.
- Co to było? - krzyknął Jaehyo.
- Chyba właśnie Kyung sobie uświadomił co wczoraj zrobił.
- A co się stało?
- Jak się pospieszysz to zdążysz zobaczyć.
Szybko wybiegł z łóżka. Uwielbiał wszelkie plotki i skandale.
Taeil leżał patrząc na mnie.
- No co?
- Nie idziemy zobaczyć co się stało?
- A po co? - położyłem się znowu go przytulając. - Wczoraj widziałem wystarczająco dużo.
Chwilę później Zico i tak wyciągnął nas z łóżka.
- Czemu spaliście razem? - spytał zdziwiony i lekko się zarumienił.
- Bo ty spałeś z Kyungiem... - odpowiedziałem mu a Taeil wbił wzrok w podłogę.
- Nie mów o tym więcej. Nigdy. Jeśli ktoś się dowie... nawet nie macie pojęcia co wam wtedy zrobię.
Nigdy nie brzmiał tak groźnie.
- Jasne, jasne. Tylko na drugi raz postaraj się ciszej.
- To było pierwszy i ostatni raz - brzmiał poważnie ale mimo to niezbyt mu wierzyłem...
Zaczęliśmy trenować do comebacku. Było trochę ciężko po takim czasie ale dawaliśmy radę.
Mimo braku czasu starałem się jak najwięcej czasu spędzać z Taeilem. Dawałem mu często różne prezenty. Starałem się jak tylko mogłem. Aż pewnego dnia się na mnie obraził.
- Taeil, o co chodzi? - spytałem gdy w końcu go dogoniłem. - Dlaczego ciągle mnie olewasz?
- Ja... przepraszam, nie chcę cię zranić ale nie uważasz że starasz się trochę za bardzo? To po prostu trochę męczące.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć.
- Masz rację. Przepraszam. Myślałem że ci się to podoba.
- To nie tak, że tego nie lubię. Po prostu niedługo tak utyję od twoich prezentów że mi nawet taniec nie pomoże - zaśmiał się.
- Zawsze możesz to komuś podrzucić żeby on tył.
- Rzeczywiście. Żyję z Kyungiem w pokoju i na to nie wpadłem.
Kolejnego dnia wieczorem, po tym gdy wróciliśmy wyjątkowo wcześnie, Taeil oglądał sam film leżąc na kanapie. Usiadłem na oparciu kanapy bo on zajmował całą. Po chwili się podniósł żebym mógł usiąść. Gdy to zrobiłem położył głowę na moich kolanach i leżał dalej. Przez chwilę udawałem że film mnie interesuje. Później zacząłem bawić się jego włosami. Odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Chciałbym cię pocałować.
- Co? - od razu usiadł obok mnie.
- Czy ja powiedziałem to na głos?
- Tak.
- Jestem beznadziejny - oparłem głowę o jego ramię.
- Zrób to.
Podniosłem głowę i spojrzałem na niego zdziwiony.
- Tutaj?
- Nikogo tu nie ma.
Przez chwilę się wahałem.
- Ja... ja nie mogę.
- Jihoon... ty to jednak głupi jesteś. Może to by pomogło... - położył się znowu na moje kolana.
- Czekaj, cofam to!
- Za późno.
Byłem na siebie zły. Następnym razem to zrobię.
Taeil po chwili zasnął. Wstałem tak żeby go nie obudzić i zaniosłem do łóżka. Jego drobne ciało nie było zbyt ciężkie. Rozejrzałem się po pokoju. Nie było w nim nikogo. Nachyliłem się więc i pocałowałem Taeila w czoło.
- Dobranoc.
Dopiero kilka dni później powiedział mi że wtedy udawał że śpi. Już prawie się na niego wściekłem gdy nagle powiedział że to było urocze i mi podziękował.
Zaczęliśmy promocje i nie mieliśmy czasu prawie na nic. Mieliśmy też w zwyczaju świętować każdą pierwszą wygraną. Zresztą każdą kolejną też. Leżałem na podłodze a Taeil siedział obok. Oboje piliśmy wino.
- Nudzę się - powiedział i oparł głowę o rękę.
- To może gdzieś wyjdziemy?
- O tej godzinie?
- Czemu nie? O mam pomysł.
Wstałem, zabrałem butelkę wina i łapiąc Taeila za rękę zaprowadziłem go na dach naszego dormu.
- Czemu akurat tu? A jak spadnę?
- Nie spadniesz. Chodź tutaj.
Dach był praktycznie płaski. Usiadłem na samej krawędzi i rozejrzałem się. Był stąd niezły widok na miasto. Księżyc akurat był w pełni więc było dość jasno. Jedynie chmury zakrywały gwiazdy.
Taeil niepewnie usiadł obok mnie.
- Jihoon boję się trochę.
- Spokojnie - złapałem go za rękę.
- Mogę? - wskazał na butelkę.
Podałem mu ją. Wziął spory łyk.
- To chyba na dziś wystarczy. Jutro nie będę mógł śpiewać - oddał mi wino.
- Dasz radę. Zawsze dobrze śpiewasz.
Uśmiechnął się.
- A ty już nie palisz?
- Wiesz, otatnio nawet nie mam na to ochoty.
- To dobrze. Nie lubię tego zapachu.
Oparł lekko głowę o moje ramię. Ja zaś wziąłem ostatni, duży łyk wina. Postawiłem pustą butelkę obok siebie.
- Tylko nie zaśnij.
- A jak zasnę to zaniesiesz mnie do łóżka?
- Nie. Ciężki jesteś. Jeszcze bym spadł.
- I zginęlibyśmy razem. Jak romantycznie.
Zaśmiałem się.
- Taeil?
- Tak?
- Lubisz mnie chociaż trochę bardziej?
- Przecież zawsze cię lubiłem.
- Wiesz że nie o to mi chodzi.
- Hm - spojrzał na mnie. - Może.
Przytuliłem go. Chciałem mu powiedzieć że go kocham ale czułem, że mógłbym wszystko zepsuć. Postanowiłem poczekać aż on mi to powie.
Ten dzień był dziwny. Mieliśmy wolne a ja od samego rana nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Miałem dziś w planach jedynie wyjście gdzieś z Taeilem. On jednak tego dnia postanowił odwiedzić rodziców. Siedziałem oglądając telewizję i nudząc się niesamowicie aż przyszedł do mnie Jaehyo.
- Masz zamiar siedzieć i marnować tak ładną pogodę?
- I tak nie mam co robić bo nie ma Taeila.
- Nie mieszkasz tylko z nim. Chodź, pójdziemy gdzieś.
- No dobra.
Nie zbyt miałem na to ochotę ale z drugiej strony wolałem to niż bezsensowne gapienie się w telewizor. Poszliśmy na długi spacer po drodze kupując lody.
- Czemu ostatnio spędzacie tyle czasu razem?
- Ale kto?
- Ty i Taeil.
- Naprawdę aż tyle? Myślałem że wcześniej też tak było.
- Może i tak ale nie aż tak bardzo jak ostatnio. Teraz nawet jeśli mieszkamy w jednym pokoju rzadko ze mną rozmawiasz.
- Przepraszam.
- Nie musisz mnie przepraszać - objął mnie ramieniem. - Po prostu rozmawiaj tez czasami ze mną.
- Jasne - uśmiechnąłem się do niego.
Po południu wrócił Taeil. Grałem wtedy z resztą. Oprócz Zico bo gdzieś wyszedł. Pewnie do Soonkyu.
Nie myliłem się. Wrócił z nią wieczorem i kazał nam wszystkim przyjść do salonu.
- Musimy wam coś powiedzieć - zaczął gdy wszyscy już się zgromadzili.
Stałem na końcu z Taeilem.
- Pobieramy się - powiedziała Sunny i pokazała nam swój pierścionek zaręczynowy.
Przez chwilę nawet mnie to ucieszyło. Później spojrzałem na Taeila. Miał łzy w oczach. Po chwili pobiegł do swojego pokoju. Poszedłem za nim. Drzwi były zamknięte.
- Taeil - zapukałem. - Mogę wejść?
Przez chwilę nie odpowiadał później jednak usłyszałem jak przekręca klucz w drzwiach. Gdy wszedłem do środka zamknął je z powrotem.
- Jihoon. Dlaczego jestem taki beznadziejny? - stał przede mną i ledwo mówił przez to jak bardzo płakał.
- Nie mów tak. Nie jesteś beznadziejny - zacząłem gładzić go po głowie.
- Jestem. Powinienem się cieszyć, a ja czuję się przez to tylko gorzej.
- Ja też nie skakał bym ze szczęścia gdybyś brał ślub.
Taeil nagle mnie przytulił i rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Co mam teraz zrobić?
- Po prostu o tym nie myśl.
- To nie jest takie proste.
- Chodź - złapałem go za rękę i usiadłem z nim na jego łóżku. - Porozmawiajmy o czymś innym.
- O czym?
- Jak było u twoich rodziców?
- Jak zwykle. Większość rozmowy była o tym że powinienem się w końcu ożenić - pociągnął nosem.
Wstałem żeby podać mu chusteczki.
- I co im powiedziałeś? - podałem mu jedną a on wytarł sobie twarz.
- To co zawsze czyli "nie mam czasu na szukanie dziewczyny"
- Robię to samo. A u nich wszystko w porządku?
- Tak.
- To dobrze.
- A jak tam twoi?
- Tata jak zwykle nie ma na nic czasu a mama jak zwykle, mówi że musi w końcu mnie odwiedzić a i tak tego nie robi.
- Może to i dobrze.
- Czemu?
- Wiesz, gdyby tak weszła a my byśmy spali razem...
- No tak. Chociaż z drugiej strony ciekawi mnie jakby zareagowała.
- Pewnie nie za dobrze.
- Mam nadzieję że nie. A jak myślisz, co by zrobili twoi?
- Wydziedziczyli by mnie - zaśmiał się.
- Skąd ta pewność?
- Matka chyba od urodzenia planuje mój ślub a ojciec... nadal pamiętam jak reagował na mojego przyjaciela z gimnazjum.
- Opowiadaj.
- Był dość... oryginalny. Sam jego sposób bycia wręcz krzyczał że jest gejem.
- Byliście razem?
- Nie. Twierdził że nie jestem w jego typie. Zresztą mi też się nie podobał. Ale wszyscy w gimnazjum twierdzili inaczej...
- Dokuczali wam?
- Ta, ale nie trwało to długo bo zrozumieli że nas to nie obchodzi.
- To dobrze. A co z twoim tatą?
- Raz zobaczył go gdy mnie odprowadzał po szkole do domu. Powiedział że jak jeszcze raz zobaczy mnie z nim to z domu będę wychodził tylko do szkoły i z powrotem. Nie wpadł chyba na to że byliśmy w jednej klasie...
Rozmawialiśmy o tym jeszcze jakiś czas. Dowiedziałem się też o kilku jego krótkotrwałych związkach. Taeil położył się później do łóżka.
- Mogę tu jeszcze zostać? - spytałem.
- Jeśli chcesz. Ja idę spać. Dobranoc.
- Dobranoc - położyłem się obok niego.
Nie planowałem tego ale po chwili zasnąłem. Obudziło mnie pukanie do drzwi.
Wstałem i je otworzyłem.
- Co wy tu razem robiliście? - spytał zdziwiony Kyung.
- Rozmawialiśmy.
- To czemu zamknęliście drzwi? - milczałem nie wiedząc co odpowiedzieć. - No dobra, nieważne. Ja idę się umyć, przyszedłem tylko po piżamę.
- Okej.
Zabrał piżamę, kilka innych rzeczy i wyszedł.
Wróciłem do Taeila. Nie spał i znowu płakał. Położyłem się obok i go przytuliłem.
- Nie płacz, proszę. Idź już spać.
- Ale... ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Przez chwilę dzięki tobie o tym nie myślałem ale teraz znowu zacząłem. Dlaczego to takie trudne?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem ale wolałbym żebyś przestał o nim w końcu myśleć.
- Ja też. Ale niestety, to nie jest takie proste... - westchnął.
- Jak myślisz, za ile Kyung może wrócić?
- No nie wiem, niedawno wyszedł więc... - pocałowałem go, tym samym przerywając mu w połowie zdania.
- Przepraszam, pójdę już - wstałem ale Taeil złapał mnie za rękę.
- Mógłbyś zostać tu aż zasnę?
Usiadłem bez słowa z powrotem na łóżko.
- Nachyl się, chce ci coś powiedzieć - zaczął machać ręką.
Zrobiłem to o co prosił po czym uderzył mnie lekko w głowę.
- Ej, za co to?
- Nigdy więcej nie przepraszaj mnie, gdy mnie pocałujesz. No chyba że zrobisz to w miejscu publicznym...
- Nie zrobię - położyłem się obok niego i objąłem go ramieniem.
- Oby.
Taeil odwrócił się twarzą w moją stronę i zamknął oczy. Zacząłem głaskać go po głowie. Był taki uroczy. Leżałem tam dość długo. Nie wiedziałem czy aby na pewno śpi więc patrzyłem na niego dalej aż w końcu sam zasnąłem. Obudziłem się gdy Kyung wrócił. Właściwie to on mnie obudził.
- Nie wiem o co chodzi ale postanowiłem cię obudzić bo tak jakby zaraz spadniesz z łóżka - powiedział cicho.
Rzeczywiście. Gdy się odwróciłem spadłem na podłogę.
- Dobranoc - powiedziałem i wyszedłem z ich pokoju. Bylem lekko zażenowany tą sytuacją.
Później pilnowałem go aż zaśnie przez kilka kolejnych dni. Często przed tym dużo z nim rozmawiałem. Stopniowo odnosiłem wrażenie że coraz mniej przejmuje się zaręczynami Jiho. Nadal jednak był smutny. To było widać.
Gdy znaleźliśmy trochę wolnego czasu postanowiłem pójść gdzieś z Taeilem.
- Hej - wskoczyłem na jego łóżko z samego rana. - Wstawaj i ubieraj się. Mam nadzieje że nie masz planów na dziś.
- No nie mam, coś się stało?
- Chce cię zabrać na randkę.
- Na randkę? - spytał zdziwiony.
- Żartowałem. Po prostu pomyślałem że fajnie by było gdzieś razem wyjść. Odpoczniesz trochę, przestaniesz o tym wszystkim myśleć. Będzie fajnie.
- Dobra - uśmiechnął się do mnie. Było to tak niewiele ale cieszyło mnie niezmiernie.
Postanowiłem zabrać go do zoo.
- Zoo? Ile ty masz lat? - zażartował.
- Jestem najmłodszy, mogę.
- Ale ja jestem najstarszy.
- Trudno. Dawno nie byłem w zoo.
- Ja w sumie też nie. Chodźmy zobaczyć słonie - złapał mnie za ramię podbiegł w stronę wybiegu ze słoniami.
- Jesteś pewien tego, że jesteś najstarszy?
- Tak. Ja tylko lubię słonie.
- A ja wolę hipopotamy.
- W sumie wyglądasz trochę jak jeden.
- Czy ty mi sugerujesz, że jestem gruby?
- Żartowałem - dotknął mojego policzka i się uśmiechnął.
Dobrze że miałem na twarzy maskę i nikt nie zauważył jak się rumienię. Staraliśmy się nie wyróżniać za bardzo ale zawsze znajdą się różne fanki. Na szczęście spotkaliśmy dziś tylko kilka. Przywitały się i odeszły mówiąc kilka miłych słów.
Taeilowi chyba spodobała się nasza 'randka'. Jedliśmy lody i karmelowy popcorn oglądając zwierzęta.
W zoo znajdowało się też spore akwarium. Było w nim pełno ryb, różnych roślin i małych skorupiaków. Bardzo mi się podobało. Część 'podwodnego' korytarza była całkowicie ciemna. Widać było tylko małe światła przy podłodze. Były tam ryby które świeciły w ciemności. Nigdy wcześniej takich nie widziałem.
- Jihoon. Gdzie jesteś? - w tym samym momencie na mnie wpadł.
- Tutaj - zaśmiałem się.
Złapał mnie za rękę i poszliśmy dalej. Gdy wyszliśmy na zewnątrz on nadal trzymał mnie za rękę. Nie protestowałem. Podobało mi się to. Po drodze z zoo poszliśmy jeszcze na obiad.
Wróciliśmy po południu. Było dość cicho więc uznałem że wszyscy grają, nie ma ich albo śpią.
- Dziękuję - powiedział Taeil stając przede mną. - Było naprawdę fajnie - uśmiechnął się do mnie.
Czułem że to był dobry moment żeby go znowu pocałować. Wyglądało na to że przez chwilę nawet mu się podobało. Później jednak szybko uciekł do swojego pokoju. Czułem się lekko zawiedziony. Poszedłem do siebie. Jaehyo nie było w pokoju. Położyłem się na łóżku i włączyłem sobie muzykę.
Widocznie leżałem tak, nie robiąc nic, dość długo bo nagle obok łóżka stanął Taeil. Spodziewałem się tego, że przyjdzie pogadać o tym co zrobił. On jednak tylko powiedział że się nudzi. Usiadł obok mnie na łóżku.
- Połóż się jak chcesz.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie.
- Wiem że jesteś. Przepraszam.
- Naprawdę nie jestem zły.
- Kłamiesz. A teraz zróbmy coś razem bo się zanudzę - położył się obok.
- Może pooglądamy zdjęcia?
- Czyje?
- Nasze.
- Przecież nie mamy aż tylu wspólnych zdjęć.
- Wydaje ci się. Czasami jak się nudzę oglądam zdjęcia robione przez fanów. Nieraz są całkiem zabawne.
- Pokaż.
Leżeliśmy oglądając zdjęcia. Prawie każde z nich musiał skomentować.
- Wyglądam tu strasznie.
- Wcale nie. Jest urocze.
- Chyba dla ciebie.
- Dla mnie zawsze jesteś uroczy.
- Przestań - widziałem jak się lekko rumieni. Nie skomentowałem tego.
Później oglądaliśmy zdjęcia reszty. Z nich mogliśmy się nabijać.
Gdy trafiliśmy na moje zdjęcia, Taeil zabrał mi telefon z ręki.
- Co robisz?
- Patrz, wyglądasz tu jak elf.
- Elf? Mogę to uznać za komplement?
Uśmiechnął się do mojego zdjęcia a później odwrócił się w moją stronę. Dotknął dłonią mojej twarzy.
- Lubię twoje oczy.
- Naprawdę? - zarumieniłem się.
- Tak - patrzył mi prosto w oczy i uśmiechał się. - Jesteś uroczy.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Zarumieniłem się jeszcze bardziej.
- I wiesz co Jihoon? - Taeil głaskał mnie po policzku. - Dzisiaj nawet przez chwilę nie myślałem o Jiho.
Przysunął się powoli bliżej i mnie pocałował. Teraz to jego twarz była cała czerwona.
- Chyba naprawdę się w tobie zakochałem. Gdy wcześniej mnie pocałowałeś j-ja spanikowałem. Moje serce biło tak szybko i... - przytulił mnie. - Oh, Jihoon. Ja naprawdę cię lubię.
- Nie wierzę...
- Co? Nie wierzysz mi?
- Nie wierzę w to co słyszę.
- To co mam zrobić żebyś uwierzył? Iść i powiedzieć to wszystkim?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Dobra - wstał z łóżka i już chciał wyjść z pokoju gdy złapałem go za rękę.
Przysunąłem Taeila do siebie i go pocałowałem.
- O mój Boże - usłyszałem krzyk Jaehyo.
Odsunąłem się od Taeila i spojrzałem w stronę Jaehyo. Wybiegł szybko z pokoju.
- Chyba i tak się dowiedzą - powiedziałem.
- Trudno - Taeil mnie przytulił. - Prędzej czy później i tak by się domyślili.
- Racja.
Right now, I’m almost at paradise I’m here. I’m yours. (Junghwa x LE, EXID)
Hyojin pchnęła mnie na łóżko. Usiadła na mnie i zdjęła moją koszulkę. Nachyliła się nade mną i mnie pocałowała. Wszystko do tej pory było dość niewinne jak na nią.
Zaczęła całować mnie po szyi. Robiła też spore malinki. W tym samym czasie włożyła jedną dłoń do mojego stanika i delikatnie pieściła moje sutki.
- Junghwa, moja piękna - wyszeptała swoim seksownym głosem wprost do mojego ucha. - Pamiętasz co ostatnio ci proponowałam?
- Tak - powiedziałam nadal dość niepewna.
- Co ty na to żeby dziś spróbować? - zaczęła gładzić mnie po włosach i delikatnie przeczesywać je palcami.
- O-okej.
- Jesteś tego pewna?
- Tak - przełknęłam ślinę i odpowiedziałam jej z większą śmiałością.
Hyojin wstała i podeszła do szafy. Wyjęła z niej karton. Miała w nim długą linę w jaskrawo różowym kolorze i kilka innych rzeczy.
Wróciła do mnie i położyła linę na łóżku. Zdjęła ze mnie niezbyt delikatnie spodnie i majtki. Po chwili dosłownie zdarła ze mnie stanik.
- Jesteś taka piękna - powiedziała i mnie pocałowała.
Później zaczęła obsypywać pocałunkami całą moją klatkę piersiową łaskocząc mnie przy tym włosami. Sprawiało to że byłam coraz bardziej rozpalona.
Przejechała dłońmi po moich ramionach. Złapała moje oba nadgarstki jedną ręką i wzięła kawałek liny. Przywiązała nią moje ręce do ramy łóżka.
Złapała za dłuższy kawałek liny. Uniosła moją głowę lekko do góry i przeciągnęła dookoła szyi sznur. Zawiązała go na wysokości moich obojczyków. Później pociągnęła go przez środek mojego ciała. Zrobiła supeł na samym środku w miejscu gdzie sznur przechodził przez moją waginę. Później związała dość ciasno moje piersi. Wszystko szło jej tak sprawnie że aż wprawiało mnie to w zdumienie.
Z każdym nawet delikatnym ruchem czułam jak supełek na dole się przesuwa. Nigdy w życiu nie byłam bardziej podniecona.
Hyojin rozebrała się przede mną. Usiadła na mnie rozstawiając nogi po obu stronach mojego ciała. Uklęknęła, złapała mnie za brodę i uniosła moją głowę do góry. Uśmiechnęła się. Wsunęła mi dwa palce do buzi. Zaczęłam je bardzo intensywnie ssać. Hyojin wyjęła je po chwili.
- Dobra dziewczynka - pogłaskała mnie po policzku.
Przejechała palcami po moim ciele wzdłuż liny aż do małego supełka na dole. Wyjęła go i włożyła we mnie palce. Nie trwało to długo.
- Jeszcze - jęknęłam.
- Nie ma tak dobrze.
Przesunęła linę tak że supełek znowu był na środku.
Dotknęła moich piersi. Zaczęła je mocno ściskać. Wygięłam lekko swoje plecy. Nawet przy takim ruchu sznur drażnił moją waginę. Nawet przez mój przyspieszony oddech lina się poruszała. Jedyne czego wtedy pragnęłam było to żeby Hyojin w końcu mnie zaspokoiła. Ona jednak bawiła się ze mną dalej.
Złapała moje sutki i zaczęła najpierw lekko je ciągnąć, później coraz mniej delikatnie ściskając wykręcała je. Z mojego gardła wydał się niezbyt głośny krzyk.
Hyojin na mnie spojrzała. Nie wyglądała na zadowoloną. Zamachnęła się i uderzyła mnie w twarz.
- Zamknij się - rozkazała.
Mój policzek bolał, Hyojin była silna. Jednak nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Chciałam więcej. Przygryzłam wargę i uśmiechając się spojrzałam na nią.
- Hm? Podobało ci się?
Pokiwałam głową.
- Kto by pomyślał? Nasza mała, niewinna Junghwa... - pogłaskała mnie po policzku i po chwili znowu mnie uderzyła.
- Mam coś lepszego.
Wyciągnęła ze swojego kartonika pejcz.
- Odwróć się.
Wykonałam jej polecenie od razu. Podpierałam się na łokciach wypinając się w jej stronę. Przeszła dookoła łóżka. Delikatnie dotykając mnie końcówkami pejcza. Zatrzymała się i uderzyła mnie nim mocno w plecy. Jęknęłam dość głośno.
- Miałaś się zamknąć - uderzyła mnie mocniej tym razem w tyłek.
Musiałam się bardzo powstrzymać żeby nie wydać z siebie żadnego odgłosu.
- Grzeczna - pogłaskała mnie po głowie.
Przesunęła pejczem po moich plecach i na końcu mnie nim uderzyła. Wygięłam aż plecy.
Hyojin odwróciła mnie z powrotem na plecy. Rzuciła pejcz na podłogę. Ukłęknęła nade mną i złapała za linę. Pociągnęła za nią mocno.
- Ah... - westchnęłam cicho.
Hyojin odwiązała mi ręce i ułożyła mnie inaczej na łóżku. Uklęknęła nad moją twarzą. Wsunęła palce w moje włosy i pociągnęła za nie mocno do tyłu.
- Teraz, zrobisz mi dobrze tak jakby zależało od tego twoje życie, jasne?
Pokiwałam głową. Hyojin zabrała dłoń z moich włosów i złapała się za metalową ramę łóżka. Ja wsunęłam w nią język. Była tak bardzo rozgrzana. Lizałam, całowałam a nawet lekko przygryzałam jej wargi. Hyojin jęczała z przyjemności. Brzmiało to dla mnie naprawdę pięknie.
- Junghwa, oh... Junghwa, jesteś najlepsza. Moja mała dziwka.
Nawet to, że mnie tak nazwała było podniecające.
Hyojin podniosła się, przeszła na koniec łóżka i nachyliła się nade mną.
- Moja kolej.
Już prawie przestawałam czuć linę w tym miejscu bo była tam tak długo. Dopiero poczułam ją ponownie, gdy ją wyjęła. Hyojin przysunęła się i włożyła we mnie palec. Przygryzłam wargę żeby nie jęknąć. Po chwili wsunęła jeszcze dwa palce. Wystarczyło mi kilka ruchów jej dłoni. Nigdy w życiu nie czułam się tak jak teraz. Było to naprawdę genialne uczucie
Gdy Hyojin mnie rozwiązała, wzięłyśmy razem prysznic. Nie obyło się bez powtórki. Tym razem było to bardziej delikatne. Gdy skończyłyśmy ubrałyśmy jedynie koszulki i poszłyśmy spać. Wtuliłam się w Hyojin a ona mnie objęła. W jej ramionach czułam się cudownie. Czułam się kochana i bezpieczna. Ona naprawdę jest dla mnie wszystkim.
Zaczęła całować mnie po szyi. Robiła też spore malinki. W tym samym czasie włożyła jedną dłoń do mojego stanika i delikatnie pieściła moje sutki.
- Junghwa, moja piękna - wyszeptała swoim seksownym głosem wprost do mojego ucha. - Pamiętasz co ostatnio ci proponowałam?
- Tak - powiedziałam nadal dość niepewna.
- Co ty na to żeby dziś spróbować? - zaczęła gładzić mnie po włosach i delikatnie przeczesywać je palcami.
- O-okej.
- Jesteś tego pewna?
- Tak - przełknęłam ślinę i odpowiedziałam jej z większą śmiałością.
Hyojin wstała i podeszła do szafy. Wyjęła z niej karton. Miała w nim długą linę w jaskrawo różowym kolorze i kilka innych rzeczy.
Wróciła do mnie i położyła linę na łóżku. Zdjęła ze mnie niezbyt delikatnie spodnie i majtki. Po chwili dosłownie zdarła ze mnie stanik.
- Jesteś taka piękna - powiedziała i mnie pocałowała.
Później zaczęła obsypywać pocałunkami całą moją klatkę piersiową łaskocząc mnie przy tym włosami. Sprawiało to że byłam coraz bardziej rozpalona.
Przejechała dłońmi po moich ramionach. Złapała moje oba nadgarstki jedną ręką i wzięła kawałek liny. Przywiązała nią moje ręce do ramy łóżka.
Złapała za dłuższy kawałek liny. Uniosła moją głowę lekko do góry i przeciągnęła dookoła szyi sznur. Zawiązała go na wysokości moich obojczyków. Później pociągnęła go przez środek mojego ciała. Zrobiła supeł na samym środku w miejscu gdzie sznur przechodził przez moją waginę. Później związała dość ciasno moje piersi. Wszystko szło jej tak sprawnie że aż wprawiało mnie to w zdumienie.
Z każdym nawet delikatnym ruchem czułam jak supełek na dole się przesuwa. Nigdy w życiu nie byłam bardziej podniecona.
Hyojin rozebrała się przede mną. Usiadła na mnie rozstawiając nogi po obu stronach mojego ciała. Uklęknęła, złapała mnie za brodę i uniosła moją głowę do góry. Uśmiechnęła się. Wsunęła mi dwa palce do buzi. Zaczęłam je bardzo intensywnie ssać. Hyojin wyjęła je po chwili.
- Dobra dziewczynka - pogłaskała mnie po policzku.
Przejechała palcami po moim ciele wzdłuż liny aż do małego supełka na dole. Wyjęła go i włożyła we mnie palce. Nie trwało to długo.
- Jeszcze - jęknęłam.
- Nie ma tak dobrze.
Przesunęła linę tak że supełek znowu był na środku.
Dotknęła moich piersi. Zaczęła je mocno ściskać. Wygięłam lekko swoje plecy. Nawet przy takim ruchu sznur drażnił moją waginę. Nawet przez mój przyspieszony oddech lina się poruszała. Jedyne czego wtedy pragnęłam było to żeby Hyojin w końcu mnie zaspokoiła. Ona jednak bawiła się ze mną dalej.
Złapała moje sutki i zaczęła najpierw lekko je ciągnąć, później coraz mniej delikatnie ściskając wykręcała je. Z mojego gardła wydał się niezbyt głośny krzyk.
Hyojin na mnie spojrzała. Nie wyglądała na zadowoloną. Zamachnęła się i uderzyła mnie w twarz.
- Zamknij się - rozkazała.
Mój policzek bolał, Hyojin była silna. Jednak nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Chciałam więcej. Przygryzłam wargę i uśmiechając się spojrzałam na nią.
- Hm? Podobało ci się?
Pokiwałam głową.
- Kto by pomyślał? Nasza mała, niewinna Junghwa... - pogłaskała mnie po policzku i po chwili znowu mnie uderzyła.
- Mam coś lepszego.
Wyciągnęła ze swojego kartonika pejcz.
- Odwróć się.
Wykonałam jej polecenie od razu. Podpierałam się na łokciach wypinając się w jej stronę. Przeszła dookoła łóżka. Delikatnie dotykając mnie końcówkami pejcza. Zatrzymała się i uderzyła mnie nim mocno w plecy. Jęknęłam dość głośno.
- Miałaś się zamknąć - uderzyła mnie mocniej tym razem w tyłek.
Musiałam się bardzo powstrzymać żeby nie wydać z siebie żadnego odgłosu.
- Grzeczna - pogłaskała mnie po głowie.
Przesunęła pejczem po moich plecach i na końcu mnie nim uderzyła. Wygięłam aż plecy.
Hyojin odwróciła mnie z powrotem na plecy. Rzuciła pejcz na podłogę. Ukłęknęła nade mną i złapała za linę. Pociągnęła za nią mocno.
- Ah... - westchnęłam cicho.
Hyojin odwiązała mi ręce i ułożyła mnie inaczej na łóżku. Uklęknęła nad moją twarzą. Wsunęła palce w moje włosy i pociągnęła za nie mocno do tyłu.
- Teraz, zrobisz mi dobrze tak jakby zależało od tego twoje życie, jasne?
Pokiwałam głową. Hyojin zabrała dłoń z moich włosów i złapała się za metalową ramę łóżka. Ja wsunęłam w nią język. Była tak bardzo rozgrzana. Lizałam, całowałam a nawet lekko przygryzałam jej wargi. Hyojin jęczała z przyjemności. Brzmiało to dla mnie naprawdę pięknie.
- Junghwa, oh... Junghwa, jesteś najlepsza. Moja mała dziwka.
Nawet to, że mnie tak nazwała było podniecające.
Hyojin podniosła się, przeszła na koniec łóżka i nachyliła się nade mną.
- Moja kolej.
Już prawie przestawałam czuć linę w tym miejscu bo była tam tak długo. Dopiero poczułam ją ponownie, gdy ją wyjęła. Hyojin przysunęła się i włożyła we mnie palec. Przygryzłam wargę żeby nie jęknąć. Po chwili wsunęła jeszcze dwa palce. Wystarczyło mi kilka ruchów jej dłoni. Nigdy w życiu nie czułam się tak jak teraz. Było to naprawdę genialne uczucie
Gdy Hyojin mnie rozwiązała, wzięłyśmy razem prysznic. Nie obyło się bez powtórki. Tym razem było to bardziej delikatne. Gdy skończyłyśmy ubrałyśmy jedynie koszulki i poszłyśmy spać. Wtuliłam się w Hyojin a ona mnie objęła. W jej ramionach czułam się cudownie. Czułam się kochana i bezpieczna. Ona naprawdę jest dla mnie wszystkim.
czwartek, 5 maja 2016
You’re the one who makes my empty heart breathe (Gunheechul) DODATEK
Był późny wieczór. Sobota. Oglądałem z Gunhee telewizję. Nudził mnie ten program niesamowicie.
- Gunhee - podniosłem głowę z jego ramienia.
- Tak?
- Nudzę się.
- Nudzisz się? - spojrzał na mnie.
Pokiwałem głową.
- Nie chcesz iść pograć czy coś?
- Jakoś nie mam ochoty.
- Mój biedny Heechul - przytulił mnie.
Po chwili popchnąłem go tak że leżał na plecach a ja na nim. Chciałem go pocałować ale zanim mi się to udało, Gunhee obrócił się tak że teraz ja leżałem na plecach a on nade mną.
- Nie ma tak dobrze. Mimo wszystko nadal pozostajesz kobietą w tym związku.
Później, prawie na mnie leżąc, pocałował mnie. Oczywiście musiał przy tym otrzeć swoje krocze o moje. Momentalnie mi stanął.
- Gunhee. Kobieta twojego życia chyba ma mały problem.
- Co się stało? Zaczął ci się okres?
- Gorzej - wskazałem palcem w stronę moich spodni.
- Rzeczywiście. Mamy problem.
- Zrób coś z tym.
- Ale ja nie potrafię.
- Dasz radę. Proszę.
Przez chwilę patrzył na mnie i nie wiedział co ma zrobić.
- To co widziałem w filmach wystarczy?
- Zależy jakie filmy widziałeś.
Powoli rozpiął moje spodnie i je ściągnął.
- Czekaj chwilę!
- Coś nie tak?
- Mam prośbę.
- Jaką?
- Zdejmij koszulkę.
Gunhee się zaśmiał i zrobił to o co prosiłem. Później zdjął mi majtki. Zaczął mnie dotykać jakby się bał. Po chwili jednak robił to coraz pewniej. Byłem tak strasznie podniecony. Odkąd go poznałem marzyłem o tej chwili.
Zaskoczył mnie gdy nagle zaczął go ssać. Nie był w tym aż taki zły jak na kogoś kto nigdy tego nie robił. Kilka jęków później doszłem gdy znowu robił to ręką.
- Całkiem niezłe te filmy widziałeś.
- Chociaż raz się na coś przydały.
Kilka dni później Gunhee przyszedł po pracy do mojego mieszkania.
- Chodź, muszę ci coś pokazać.
- Czyżby nowe filmy?
- Lepiej.
Wyciągnąłem z szafy papierową torbę i podałem mu ją.
- Heechul, oszalałeś.
- Trudno. Jakoś muszę przeżyć a nie chcę być jak Kyuhyun...
Gunhee wyciągnął z torby wibrator który kupiłem.
- Jesteś pewien że dasz radę? - zaśmiał się. - Jest spory.
- Nie aż tak.
- Chcesz mi powiedzieć że potrafisz z większym...
- No wiesz, całkiem miło wspominam wakacje w USA.
- Mój Boże, Heechul... - chciał złapać się za głowę ale zapomniał że trzyma w niej ten wibrator i uderzył się nim w czoło.
Zacząłem się tak śmiać że aż upadłem na łóżko.
- No pewnie. Teraz będziesz się ze mnie do końca życia nabijał bo walnąłem się sztucznym penisem w głowę.
Zacząłem się śmiać jeszcze bardziej.
- Nie że coś ale to ty chcesz go mieć w tyłku.
- Ja go chociaż będę używał we właściwy sposób.
- Bardzo śmieszne - usiadł koło mnie na łóżku.
- Gunhee~ - objąłem go od tyłu i dotknąłem palcem wibratora którego nadal trzymał w ręku. - Wypróbujmy go.
- Teraz?
- Nie, jutro o 14:35 - powiedziałem z ironią. - A kiedy jak nie teraz? Dziś kupiłem, jeszcze świeży.
- Skoro tak...
Gunhee odwrócił się, położył mnie na plecach i pocałował. Po chwili zdjął moją koszulkę a ja jego. Uwielbiałem na niego patrzeć gdy był wpół nagi.
Zaczął dotykać mnie po tyłku. Powoli zssuwał palce coraz niżej.
- Gunhee - wskazałem na torbę która stała na szafce. Był w niej lubrykant.
- Co to?
- Zgadnij.
Po chwili się domyślił i zaczął mnie nim smarować.
- To też? - spytał łapiąc wibrator.
- Oh, Gunhee... nie czas teraz na instrukcję obsługi. Rób co chcesz.
Dokładnie rozsmarował lubrykant na moim dzisiejszym partnerze. Włączył i powoli zaczął go we mnie wsuwać. Szczerze mówiąc używałem czegoś takiego tylko raz ale z Gunhee podobało mi się o wiele bardziej.
Gdy już prawie doszłem dałem wyraźnie do zrozumienia żeby przestał. Gunhee wyjął wibrator i chwycił mojego penisa. Później znowu zaczął go ssać. Nie mogłem się powstrzymać i doszłem mu prosto w usta.
- Gunhee - podniosłem głowę z jego ramienia.
- Tak?
- Nudzę się.
- Nudzisz się? - spojrzał na mnie.
Pokiwałem głową.
- Nie chcesz iść pograć czy coś?
- Jakoś nie mam ochoty.
- Mój biedny Heechul - przytulił mnie.
Po chwili popchnąłem go tak że leżał na plecach a ja na nim. Chciałem go pocałować ale zanim mi się to udało, Gunhee obrócił się tak że teraz ja leżałem na plecach a on nade mną.
- Nie ma tak dobrze. Mimo wszystko nadal pozostajesz kobietą w tym związku.
Później, prawie na mnie leżąc, pocałował mnie. Oczywiście musiał przy tym otrzeć swoje krocze o moje. Momentalnie mi stanął.
- Gunhee. Kobieta twojego życia chyba ma mały problem.
- Co się stało? Zaczął ci się okres?
- Gorzej - wskazałem palcem w stronę moich spodni.
- Rzeczywiście. Mamy problem.
- Zrób coś z tym.
- Ale ja nie potrafię.
- Dasz radę. Proszę.
Przez chwilę patrzył na mnie i nie wiedział co ma zrobić.
- To co widziałem w filmach wystarczy?
- Zależy jakie filmy widziałeś.
Powoli rozpiął moje spodnie i je ściągnął.
- Czekaj chwilę!
- Coś nie tak?
- Mam prośbę.
- Jaką?
- Zdejmij koszulkę.
Gunhee się zaśmiał i zrobił to o co prosiłem. Później zdjął mi majtki. Zaczął mnie dotykać jakby się bał. Po chwili jednak robił to coraz pewniej. Byłem tak strasznie podniecony. Odkąd go poznałem marzyłem o tej chwili.
Zaskoczył mnie gdy nagle zaczął go ssać. Nie był w tym aż taki zły jak na kogoś kto nigdy tego nie robił. Kilka jęków później doszłem gdy znowu robił to ręką.
- Całkiem niezłe te filmy widziałeś.
- Chociaż raz się na coś przydały.
Kilka dni później Gunhee przyszedł po pracy do mojego mieszkania.
- Chodź, muszę ci coś pokazać.
- Czyżby nowe filmy?
- Lepiej.
Wyciągnąłem z szafy papierową torbę i podałem mu ją.
- Heechul, oszalałeś.
- Trudno. Jakoś muszę przeżyć a nie chcę być jak Kyuhyun...
Gunhee wyciągnął z torby wibrator który kupiłem.
- Jesteś pewien że dasz radę? - zaśmiał się. - Jest spory.
- Nie aż tak.
- Chcesz mi powiedzieć że potrafisz z większym...
- No wiesz, całkiem miło wspominam wakacje w USA.
- Mój Boże, Heechul... - chciał złapać się za głowę ale zapomniał że trzyma w niej ten wibrator i uderzył się nim w czoło.
Zacząłem się tak śmiać że aż upadłem na łóżko.
- No pewnie. Teraz będziesz się ze mnie do końca życia nabijał bo walnąłem się sztucznym penisem w głowę.
Zacząłem się śmiać jeszcze bardziej.
- Nie że coś ale to ty chcesz go mieć w tyłku.
- Ja go chociaż będę używał we właściwy sposób.
- Bardzo śmieszne - usiadł koło mnie na łóżku.
- Gunhee~ - objąłem go od tyłu i dotknąłem palcem wibratora którego nadal trzymał w ręku. - Wypróbujmy go.
- Teraz?
- Nie, jutro o 14:35 - powiedziałem z ironią. - A kiedy jak nie teraz? Dziś kupiłem, jeszcze świeży.
- Skoro tak...
Gunhee odwrócił się, położył mnie na plecach i pocałował. Po chwili zdjął moją koszulkę a ja jego. Uwielbiałem na niego patrzeć gdy był wpół nagi.
Zaczął dotykać mnie po tyłku. Powoli zssuwał palce coraz niżej.
- Gunhee - wskazałem na torbę która stała na szafce. Był w niej lubrykant.
- Co to?
- Zgadnij.
Po chwili się domyślił i zaczął mnie nim smarować.
- To też? - spytał łapiąc wibrator.
- Oh, Gunhee... nie czas teraz na instrukcję obsługi. Rób co chcesz.
Dokładnie rozsmarował lubrykant na moim dzisiejszym partnerze. Włączył i powoli zaczął go we mnie wsuwać. Szczerze mówiąc używałem czegoś takiego tylko raz ale z Gunhee podobało mi się o wiele bardziej.
Gdy już prawie doszłem dałem wyraźnie do zrozumienia żeby przestał. Gunhee wyjął wibrator i chwycił mojego penisa. Później znowu zaczął go ssać. Nie mogłem się powstrzymać i doszłem mu prosto w usta.
You’re the one who makes my empty heart breathe (Gunheechul)
- Heechul wracajmy już.
- A gdzie ci się tak spieszy? Daj mi wybrać odżywkę. Moje włosy muszą być w idealnym stanie. Zawsze.
- Dobra, dobra ale się pospiesz. Już jestem zmęczony.
- Kyuhyun, nie narzekaj. Daj mi chwilę.
- Masz 5 minut.
- 10.
- Nie możesz po prostu wziąć tej co zawsze?
- Nigdy nie biorę tej samej.
- Jesteś taki skomplikowany.
- I tak mnie kochasz.
- Kto ci takich bzdur naopowiadał?
- Ty.
- Chyba musiałem być bardzo pijany.
- Wziąć tą czy tą? - pokazałem mu dwie buteleczki.
- Ta ma ładniejsze opakowanie.
- Nie oceniaj książki po okładce. Patrz - wziąłem opakowanie z półki. - Ta ma brzydkie opakowanie a jest świetna.
- To czemu jej nie weźmiesz?
- Bo kupiłem ją ostatnio.
- Stary bądź facetem i się w końcu zdecyduj.
- Jestem facetem. Uwierz że kobietom zajmuje to dłużej.
- Tak? - spojrzał na kobietę która podeszła do półki z odżywkami, wzięła jedną i odeszła do kasy. - Jesteś pewien?
- Tak. Może ona po prostu nie zmienia odżywki i zawsze tą bierze.
- Taa...
- Chyba wezmę tą.
- Pan wysłuchał moich modłów. To teraz do kasy.
Złapał mnie za rękę i pociągnął do lady sklepowej zanim zdążyłem się rozmyślić.
Później zaciągnął mnie do windy.
- Kyuhyun.
- Co?
- Mówiłem ci milion rady że boje się wind.
- Oh, naprawdę? - powiedział z wyraźnym sarkazmem.
- Udusze cię zaraz.
Winda zatrzymała się.
- Kyuhyun! - złapałem go za ramiona. - Czemu stoimy? Czy my tu utknęliśmy? Teraz oboje tu zginiemy!
- Heechul, zatrzymaliśmy się na parterze. Wysiadamy.
- No przecież wiem - zarzuciłem torebką tak, że Kyu prawie dostał w łeb i wyszedłem z windy.
Wróciłem do domu. Poukładałem rzeczy które kupiłem. Wszystko jak zawsze miałem uporządkowane.
Zrobiłem sobie ramyun i poszedłem grać. Zawsze tak mnie to wciągało że trafiłem poczucie czasu. Sprawdziłem godzinę. Była już prawie 23. Poszedłem szybko się umyć a później spać. Musiałem się wyspać.
Poniedziałek. Jak zwykle z samego rana miałem dostawę do mojego butiku. Posiadanie go od zawsze było moim marzeniem. Okazało się też moim sukcesem. Zarabiałem tyle że w planach miałem otworzenie drugiego.
Dużo osób otwarcie przyznawało że przychodzi tu tylko dla mnie. Nic dziwnego. W końcu byłem piękny~
- Dzień dobry - do środka weszła starsza kobieta.
- Witam. Pomóc pani w czymś?
- Może później. Na razie trochę się rozejrzę.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się do niej.
Jedyne czego nie lubiłem w tej pracy to bycie miłym. Na szczęście miałem od tego ludzi.
Skończyłem przyjmować towar i mogłem trochę odpocząć bo nie miałem chwilowo klientów. Gdy piłem kawę, do sklepu wpadł mój przyjaciel Kyuhyun.
- Cześć Heechul.
- Cześć.
- Robisz dziś coś wieczorem?
- Raczej nie.
- To świetnie. Co ty na to żeby iść do klubu?
- Dobra, tylko daj mi w ciszy i spokoju wypić kawę.
- To ja pójdę też sobie zrobić.
- Nie mam już.
- Jasne. Zawsze masz kawę.
- Ale nie mam jej dla ciebie.
- Sknera. Dobrze że nie zgodziłem się na pracę u ciebie.
- Również się cieszę. Tylko by mi popyt zmalał.
- Z taką twarzą raczej by ci wzrósł dwukrotnie.
- Chyba poziom cholesterolu.
- Czy ty sugerujesz mi że jestem gruby?
- Skąd, przyjacielu...
- Znam cię za dobrze. To ja spadam, wpadnę po ciebie wieczorem.
- Jasne.
Tego dnia miałem sporo klientów. Na szczęście na drugą zmianę przyszedł Jungsoo i mogłem wrócić do domu. Cieszyłem się że u mnie pracował. W przeciwieństwie do mnie nie musiał udawać miłego bo rzeczywiście taki był. Potrafił pomóc każdemu klientowi. No i był przystojny. Jedynym minusem było to że nadal go nie rozgryzłem i nie wiedziałem czy mogę liczyć na to że kiedyś się ze mną prześpi.
Kolejnego dnia obudziłem się śpiąc na Kyuhyunie. Na szczęście w swojej sypialni.
- Kyu. Wstawaj.
- Co się stało? Mama?
- Wytrzeźwiej człowieku. Właśnie dlatego nie powinno się pić w poniedziałek.
- Oj tak. Zaraz umrę. Daj mi pić.
- To ty mi przynieś wody.
- Jak ja ci przyniosę to to na pewno woda nie będzie.
- No tak. Nie można ci ufać w kwestii jedzenia i picia. Wstawaj i chodź do kuchni.
Kyuhyun wlał sobie wody i usiadł przy stole.
- Idiota.
- Mówisz o sobie?
- Nie. Ja nie jestem na tyle głupi żeby pić samą wodę na kaca.
- Masz lepszy pomysł? Albo cokolwiek innego do picia?
- Nie, ale mam moje cudowne tabletki.
- To ja poproszę - położył głowę na stole.
- Czy ty zawsze musisz tyle pić?
- A czy ty musisz zawsze mi to wypominać?
- Tak. Mogę ci też wypominać to z iloma chłopakami się przespałeś gdy twój ukochany jest w wojsku.
- Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal.
- Gorzej gdy kiedyś cię zaskoczy.
- Dlatego nigdy nie robię tego z innymi w naszym mieszkaniu.
- Jesteś okropny.
- A ty wcale nie lepszy.
- Ej, ja nie mam chłopaka. Mogę spać z kim chcę.
- Jeszcze nie masz chłopaka...
- Jak na razie nie planuje go mieć. Pasuje mi takie życie. Mam poczucie że leci na mnie tylu facetów~
- Ta, to raczej desperacja.
- Chyba w twoim przypadku.
- Dobra, to ilu było wczoraj?
- O ile dobrze pamiętam to trzech.
- Uuu, wypadłeś z formy. Pamiętam te czasy gdy potrafiłeś zaliczyć nawet ośmiu jednej nocy.
- To i tak mało. Mój rekord to 12.
- Nieźle~
Siedzieliśmy tak wspominając czasy gdy mieliśmy więcej czasu na imprezy aż nie poczuliśmy się lepiej. Wyszedłem wtedy do mojego butiku a Kyu poszedł do domu.
- Cześć Jungsoo.
- Dzień dobry.
- Jak ci idzie?
- Świetnie. Nie było na razie wielu klientów.
- No tak. Jest całkiem wcześnie.
- W dodatku środek tygodnia.
- Racja. Mógłbyś zapakować rzeczy do wysyłki?
- Oczywiście. Już się za to biorę.
- Świetnie. To ja zastąpię cię tutaj.
Jungsoo wyszedł na zaplecze. Obsługiwałem młodą kobietę gdy usłyszałem hałas dobiegający zza ściany. Nie miałem pojęcia co to było ale nie miałem też czasu żeby pójść i sprawdzić.
Godzinę temu do sklepu jak burza wleciał Kyuhyun.
- Coś się stało? Czyżby Siwon wrócił?
- Musze ci powiedzieć coś ważnego. Możesz wyjść na chwilę?
- Jungsoo, wychodzę na 10 minut.
- Jasne - odpowiedział.
Usiadłem z Kyu na ławce stojącej niedaleko mojego butiku.
- Więc co było takie ważne że musiałeś mnie wyciągnąć ze sklepu?
- Słyszałeś ten hałas wcześniej?
- Musiałbym być głuchy.
- Wiesz co tam robią? - powiedział uśmiechając się.
- Nie mam pojęcia.
- Salon fryzjerski.
- I co w związku z tym?
- To że podobno będą go prowadzić sami faceci. Fryzjerzy są przystojni i często są też gejami.
- Pierwsze słyszę.
- Co ty wiesz o świecie. Znam takie salony gdzie wszyscy fryzjerzy są homo.
- No i fajnie. To nie znaczy ze oni też tacy będą.
- Kto wie.
- Nie zapominaj też że masz chłopaka.
- Chwilowo nie mam. Chodźmy na kawę to może ich zobaczymy~
- Ale ja muszę zaraz wracać.
- To weźmiemy na wynos i wypijemy u ciebie.
- No niech ci będzie.
Przeszliśmy na drugą stronę budynku w którym znajdował się mój sklep. Dokładnie za jego ścianą trwał remont. Ustawiali meble, malowali, montowali różne rzeczy. Kyuhyun ich obserwował a ja poszedłem kupić kawę.
- To co zawsze. Trzy razy.
- Jasne.
Zapłaciłem i wyszedłem do Kyuhyuna który stał wpatrzony jak w obrazek.
- I co? Ilu już wyruchałeś wzrokiem?
- Co najmniej czterech.
- Nieźle~
- Nieźle będzie jak któregoś wyrwę.
- To życzę powodzenia ale jak masz zamiar tu zostać to ja biorę twoją latte - ruszyłem w stronę butiku.
- Już idę - podbiegł do mnie. - Czemu kupiłeś trzy?
- Dla Jungsoo.
- A rzeczywiście. Zapomniałem o nim.
- Przez tych fryzjerów to ty byś nawet o własnej matce zapomniał.
- Bez przesady. A tak przy okazji to ten Jungsoo też jest całkiem niezły~
- Oj tak.
- Nie wiesz czy on...
- Nie mam pojęcia. Nie mogę go rozgryźć. Nigdy nie wspominał o żadnej dziewczynie.
- A o chłopakach?
- Sądzisz że przyznałby się otwarcie?
- A no tak.
- Myśl czasami. I otwórz mi drzwi.
Weszliśmy do sklepu. Jungsoo uśmiechnął się do nas. Dałem mu kawę a sam usiadłem z Kyu na kanapie stojącej koło okna.
- Czy to nie wygląda mało profesjonalnie gdy sobie tu tak siedzisz a on stoi na kasie?
- Uznajmy że mam przerwę. Nie obrazisz się chyba, co Jungsoo?
- Skąd.
- I świetnie.
Dwa dni później ci zza ściany skończyli remont. Od razu milej mi się pracowało.
- Dzień dobry. Czy mógłby mi pan pomóc wybrać sukienkę?
- Oczywiście. Jakaś specjalna okazja?
- To na moją rocznicę ślubu. Chciałabym coś eleganckiego ale prostego.
- Mam kilka idealnych.
Gdy kończyłem ją obsługiwać ktoś wszedł do butiku. Zauważyłem tylko szerokie ramiona i to że trzymał w ręku koszyk z babeczkami.
- Dziękuję. Reszta dla pani i zapraszam ponownie.
- Dziękuję bardzo. Do widzenia.
Dopiero teraz przyjrzałem się mężczyźnie stojącemu przy drzwiach. Był tak cholernie przystojny że moje serce przez chwilę zaczęło bić szybciej. Uśmiechnął się do mnie.
- Dzień dobry. Nazywam się Gunhee. Przyszedłem się przywitać i przy okazji przeprosić.
- Za co?
- Za ten hałas przez ostatnie kilka dni. Założyłem salon fryzjerski i pomieszczenie potrzebowało przeróbki.
- Ah, rozumiem.
- Proszę - wyciągnął w moją stronę babeczki. - Poczęstuj się.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i wziąłem jedną.
- Um... a jak ci na imię?
- Oh, wybacz. Jestem Heechul - z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić na początku.
- Miło mi cię poznać.
- Mnie również.
- Masz bardzo ładne włosy.
- Dziękuję.
- Wpadnij do mnie gdybyś chciał coś z nimi zrobić.
- Oczywiście.
- Muszę już iść. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Gdy tylko oddalił się na bezpieczną odległość zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Stary, mam problem.
- Jaki? Nie wiesz które szpilki pasują ci do oczu?
- Nie, ja się chyba zakochałem.
- Będę za 15 minut.
Rzeczywiście był punktualnie.
- O co chodzi? Mówisz serio?
- No ja... nie wiem. Ale jak go zobaczyłem myślałem że mi stanie na miejscu.
- Jest źle. Też tak miałem z Siwonem.
- Co mam robić? On jest idealny.
- A kim jest ten twój książę z bajki?
- Fryzjerem stamtąd - kiwnąłem głową w stronę ściany. - To on założył salon i przyszedł się przywitać. Dał mi nawet babeczkę. Patrz jaka śliczna.
- O nie, naprawdę jest źle - dotknął mojego czoła. - Aż tak ci się podoba?
- Tak.
- Mógłbyś nawet przestać spać z kim popadnie dla niego?
- Tak.
- No to pięknie.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Może idź do jego salonu?
- Tak od razu? Przecież dopiero mnie zaprosił.
- Zaprosił cię?
- Tak. Myślisz że zapraszał też innych? Bo nie wiem czy mam się czuć wyróżniony.
- Hm... możemy spytać Shindonga z restauracji obok czy też go zaprosił.
- Świetny pomysł. Zapytajmy też tego Donghae z supermarketu z naprzeciwka.
- To ja pójdę do restauracji a ty do marketu.
- Ale kto zostanie w butiku?
- No dobra, to pójdę sam.
- Dzięki.
Niecierpliwiłem się. Kyuhyun wrócił po chwili.
- To twój szczęśliwy dzień. Z tamtymi tylko się przywitał.
- Tak! Już jest mój!
- Nawet nie śmiał bym ci go sprzątnąć sprzed nosa.
- Tylko byś spróbował a Siwon dowiedziałby się o każdej osobie z którą spałeś gdy go nie ma.
- I właśnie dlatego się przyjaźnimy.
- To teraz jak powinienem do niego zagadać?
- Pójdź za kilka dni do tego salonu, zbajeruj jak zawsze facetów i tyle.
- Ale ja nie potrafię. Potrafię tylko ich tak poderwać żeby się z nimi przespać i tyle.
- Oh, czyli planujesz coś więcej?
- Może.
- Zawsze możesz tam iść i czekać na cud.
- A co jak powiem coś głupiego? Albo tylko się ze mną prześpi?
- To drugie nie byłoby aż takie złe...
- A co jak w ogóle nie jest gejem, ma żonę, dwójkę dzieci i jamnika?
- Dramatyzujesz. Chociaż spróbuj.
- Okej, okej. Ale nie teraz.
- To kiedy?
- Nie mogę działać tak szybko. Pomyśli że jestem zdesperowany.
- Oj stary, co ci szkodzi.
- Dużo.
- Rób jak chcesz ale jak twój książę odjedzie rumakować z innym to nie przychodź z płaczem.
- Spokojnie.
Po prawie miesiącu w końcu wybrałem się do tego salonu. Przez ten czas zrozumiałem że ten koleś naprawdę mi się podoba.
- Dzień dobry.
- Witaj - Gunhee uśmiechnął się do mnie. - W końcu się zdecydowałeś żeby tu przyjść?
- Po prostu moja grzywka jest już za długa.
- Rozumiem. To siadaj.
Zrobiłem co mówił. Strasznie się denerwowałem. Zaczął dotykać moich włosów.
- Są bardzo miękkie.
- Słucham?
- Nie, nic. Chciałbyś coś może zmienić czy po prostu podciąć grzywkę?
- A mogę ci ufać?
- Oczywiście. Nie że się chwaląc się jestem naprawdę dobrym fryzjerem.
- Tak?
- A przynajmniej bardzo dużo osób mi to mówiło.
- Więc rób z nimi co chcesz tylko żebym nie skończył łysy ani z dziwnym kolorem na głowie bo klientów odstraszę.
- O to się nie martw. A co masz na myśli mówiąc dziwny kolor?
- Po prostu nie chcę skończyć wyglądając jak żarcie dla jednorożca.
- Jednorożce są urocze.
- Tak. I kolorowe włosy pozostawmy im.
- Hm... to może blond?
- Nigdy jeszcze nie miałem blond włosów.
- Pasowały by ci. Masz taką delikatną twarz.
- Tak myślisz?
Pokiwał głową.
- Więc niech będzie blond. Lubię próbować nowych rzeczy.
- To teraz się odpręż - dotknął moich ramion.
Nie wierzyłem że zgodziłem się na jakiekolwiek zmiany zaproponowane przez obcego mi faceta. Zawsze ufałem tylko mojemu fryzjerowi. Gunhee jednak też wyglądał na kogoś komu mogę ufać.
- Masz tu dużo klientów?
- Nie narzekam. A jak jest u ciebie?
- Nie chwaląc się to idzie mi świetnie. Mam w planach nawet założenie drugiego butiku.
- Chyba lubisz to robić, co?
- Szczerze mówiąc posiadanie butiku było moim marzeniem. Od zawsze lubiłem ubrania i tak dalej...
- Musi przychodzić tam dużo kobiet.
- Niektóre otwarcie przyznają się że przychodzą by na mnie popatrzeć.
- Nie dziwię się.
- Co takiego? - udawałem że nie usłyszałem.
- Nic, nic.
Gdy skończył byłem zaskoczony. Miałem piękne włosy. Wyglądałem tak niewinnie.
- O matko!
- Coś nie tak? Przecież wyglądasz pięknie.
- Dziękuję. Nigdy nie miałem tak dobrze zrobionych włosów.
- Naprawdę?
- Tak. Jestem pod wrażeniem. Chyba zmienię fryzjera.
Gunhee uśmiechnął się szeroko.
- To ile płacę?
Mężczyzna nachylił się nade mną.
- To zależy.
- Od czego?
- Od ciebie.
- Jak to?
- Jeżeli dasz się zaprosić na kawę to wszystko gratis.
- Hm, nie ukrywam, podoba mi się ten pomysł - uśmiechnąłem się.
- To świetnie. O której jutro kończysz?
- O 15.
- Idealnie. Poczekam na ciebie przed tą kawiarnią naprzeciwko.
- Okej. To ja już pójdę. Dzięki i do zobaczenia jutro~
- Do widzenia.
Starałem się zachowywać normalnie póki byłem w zasięgu jego wzroku. Gdy tylko wszedłem do butiku zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Kyu. Chyba zaraz umrę.
- Czyżby był jednak hetero?
- Chyba właśnie wręcz przeciwnie i dlatego zaraz umrę. Przyjadę do ciebie gdy tylko przyjdzie tu Hyukjae na swoją zmianę.
- Spoko.
- To pa.
Rozłączyłem się. Strasznie się niecierpliwiłem. Gdy Hyukjae wszedł wybiegłem ze sklepu natychmiast. Powiedziałem tylko że mam ważną sprawę i muszę spadać.
Niecałe pół godziny później byłem już pod drzwiami Kyuhyuna. Byłem tak podjarany tym wszystkim że aż go przytuliłem na powitanie. Weszliśmy do jego mieszkania.
- Co on ci zrobił?
- A co? Nie pasuje mi?
- Nie mówię o włosach. Chyba nigdy nie widziałem ciebie tak szczęśliwego - postawił na stole ciastka.
- Ja nie wiem od czego zacząć.
- Może tak od początku?
- Świetny pomysł. Więc przyszedłem tam i powiedziałem mu żeby robił co chce z moimi włosami.
- Naprawdę mu na to pozwoliłeś? Ja nawet samą ręką nie mogę ich dotknąć.
- No i on zaproponował blond. Zgodziłem się i gdy rozjaśniał mi włosy chwile z nim rozmawiałem. Powiedział wtedy że wcale nie dziwi go to, że niektóre kobiety przychodzą do butiku tylko żeby na mnie popatrzeć.
- Ooo to urocze.
- To nie wszystko. Gdy skończył zapytałem ile mu zapłacić a on wtedy że to zależy od tego czy dam się zaprosić na kawę.
- Serio? No to widzę że też mu się podobasz.
- Naprawdę?
- No tak. Jesteś ślepy czy głupi?
- Przy nim jedno i drugie.
- Nie mogę przywyknąć do rozmawiania z tobą w ten sposób...
- Ja sam nie wierzę w to że mówię takie rzeczy.
- Dobra. Więc kiedy się z nim umówiłeś?
- Jutro o 15 w kawiarni naprzeciwko salonu.
- To tak, przede wszystkim zachowuj się naturalnie.
- Jak mam być wredny jak zawsze to od razu ucieknie.
- Dobra, bądź sobą nie licząc bycia wrednym. Zaurocz go ale bez przesady. A no i nie strój się za bardzo. Jeszcze wyjdziesz na desperata.
- Jasne.
Kolejnego dnia czas w sklepie dłużył mi się w nieskończoność. Na szczęście przez kilka godzin towarzyszył mi Kyuhyun. Wkurzanie go skutecznie pomogło w zabiciu czasu.
- Jesteś gotowy? - Kyu spytał gdy już prawie dochodziła 15.
- Szczerze? Nie. Denerwuje się bardziej niż przed moim pierwszym razem. A Jungsoo nawet jeszcze nie przyszedł.
- Na pewno zaraz będzie.
Spóźnił się jednak 10 minut. Byłem zły ale nie miałem czasu nawet na niego nakrzyczeć. Zresztą nie miałbym serca, był zbyt uroczy.
- Cześć Gunhee. Przepraszam, spóźniłem się bo Jungsoo dopiero przyszedł do sklepu.
- W porządku to tylko 10 minut.
Weszliśmy do środka. Nie było tam dużo ludzi. Nic nowego. Stanęliśmy przy ladzie w kolejce.
- Czego się napijesz?
- Latte jak zawsze. Może wezmę jeszcze jakieś ciasto.
Gunhee zamówił espresso i ciasto czekoladowe. Na początku nie wiedziałem o czym rozmawiać. Cała moja pewność siebie nagle zniknęła.
- Lubisz zwierzęta?
- Lubię koty.
- Masz jakieś?
- Jednego. Nazywa się Heebum. Czekaj, pokażę ci go.
Wyjąłem telefon i szybko znalazłem zdjęcie mojego ukochanego kota.
- Jaki uroczy. Zawsze chciałem mieć kota ale szczerze mówiąc trochę się ich boję.
- Czemu?
- Kiedyś miałem kota który dosłownie rzucał się z pazurami na wszystko i wszystkich.
- Heebum nie jest taki. Gdybyś go poznał od razu byś pokochał koty.
- Mam nadzieję że będę miał kiedyś okazję.
Uśmiechnąłem się do niego.
- W sumie czemu nie? - zacząłem grzebać widelcem w moim cieście i zacząłem żałować tego co powiedziałem.
- Czy to znaczy że zapraszasz mnie do siebie?
Czułem jak zaczynam się czerwienić na twarzy. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Nie wiedziałem co robić.
- Jeśli chcesz. Wybacz, chyba mi nie dobrze. Zaraz wrócę.
Wyszedłem na dwór. Stałem tam jakieś 10 minut zastanawiając się czy uciec stąd czy nie. W końcu Gunhee przyszedł do mnie.
- Wszystko w porządku?
- Ja... nie wiem. Chyba wrócę już do domu. Tylko zapłacę.
- Już zapłaciłem. Dasz radę dojść sam czy ci pomóc?
Przez głowę przewinęło mi się nagle milion fantazji seksualnych z nim w roli głównej.
- Nie trzeba - uśmiechnąłem się do niego. - I dziękuję że za mnie zapłaciłeś. Następnym razem ja zapłacę - tym oto sposobem wkopałem się w kolejną randkę.
- Mnie pasuje.
Wymieniliśmy się jeszcze numerami i wróciłem do domu. Od razu zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Wróciłem już.
- Tak szybko?
- Przyjedź to opowiem ci jak beznadziejny jestem.
- Jasne.
Nie musiałem długo czekać. Usiadłem z Kyuhyunem na kanapie przed telewizorem.
- No to nawijaj bo trochę się spieszę.
- Ja się do tego nie nadaję.
- Mówisz o randkach?
- Tak. A właściwie o randkach z Gunhee. Wszystko popsułem.
- Co głupiego mu powiedziałeś?
- Przez przypadek zaprosiłem go do siebie a chwilę później myślałem że moja twarz spłonie więc wyszedłem na zewnątrz mówiąc że źle się czuję.
- I wtedy uciekłeś?
- Nie do końca. Po jakimś czasie Gunhee przyszedł sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku. W dodatku zapłacił za mnie i tu znowu przez przypadek się z nim umówiłem. Głupi powiedziałem że następnym razem ja stawiam.
- Jemu byś chętnie postawił coś innego...
- To byłoby o wiele prostsze. Co ja mam robić?
- Idź z nim na kolejną randkę i postaraj się opanować. Może po jakimś czasie przywykniesz.
- Mam nadzieję.
- Co ty na to żeby iść teraz do klubu i się odstresować?
- Nie mam ochoty.
- To ja w takim razie już pójdę bo jestem tak jakby umówiony.
- Spoko.
- Przyjdę jutro do butiku.
Gdy wyszedł położyłem się na kanapie i przykryłem kocem. Po chwili przyszedł Heebum i położył się na moim brzuchu.
- To wszystko twoja wina.
Kot spojrzał na mnie obojętnie.
- Ale w sumie, kto wie? Może jednak coś z tego będzie? - mój monolog przerwał dźwięk smsa.
To był Gunhee. Akurat gdy o nim mówiłem.
"Hej. Czujesz się już lepiej?"
Przez dłuższą chwilę po prostu patrzyłem w telefon i zastanawiałem się czy mu odpisać.
"Tak, dziękuję. I przepraszam że zepsułem nasze spotkanie. Obiecuję że niedługo ci to wynagrodzę. "
Zaczęliśmy rozmawiać przez smsy. Pisaliśmy ze sobą do późna. Dzięki temu na kolejnych spotkaniach z nim czułem się coraz pewniej.
W końcu nadszedł dzień gdy Gunhee odwiedził mnie w domu. Wszystko posprzątałem i nawet zrobiłem normalny obiad.
- Sam to zrobiłeś? - spytał gdy zaczęliśmy jeść.
- Tak. Ale nie jestem zbyt dobry w gotowaniu. Żywię się głównie gotowymi daniami lub jjajangmyeonem z pobliskiej restauracji.
- To nie dobrze. Powinieneś jeść normalne obiady.
- Nie mam na to zbytnio czasu.
- Rozumiem. Tak czy siak to wyszło ci świetnie.
- Dzięki. Chcesz obejrzeć jakiś film gdy skończymy jeść?
- Jasne. Lubisz horrory?
- Nawet.
- Ja niezbyt.
- Czyżbyś się bał?
- To nie tak.
- Jasne, jasne...
- A ty się nigdy nie bałeś takich filmów?
- Raczej nie. Zawsze miałem siebie za gorszego niż te wszystkie demony czy duchy.
- Wcale nie jesteś zły.
- Mój najlepszy przyjaciel powiedziałby coś innego...
- Aż tak go męczysz?
- Czasami. Mimo wszystko to dobry przyjaciel. W dodatku wiemy o sobie za dużo by się pokłócić.
- Rozumiem.
Po obiedzie specjalnie włączyłem najstraszniejszy horror który polecił mi Hyukjae. Ja miałbym problem z wybraniem najstraszniejszego bo wszystko mnie śmieszy. Kyuhyuna wolałem nie pytać bo ten psychopata śmieje się bardziej ode mnie na tego typu filmach.
Zgasiłem światło, usiadłem na kanapie i jak zwykle okryłem się moim ulubionym kocem.
- Kocyk z Olafem i Anną?
- Jeżeli masz coś do mojego kocyka to tam są drzwi.
- Skąd. Jest uroczy. Też chcę taki.
- Skończ się ze mnie śmiać i siadaj.
- Ale ja się z ciebie nie śmieję.
- Jasne.
Film się już zaczął więc nie chciałem dalej się z nim kłócić. Co jakiś czas dyskretnie spoglądałem na niego. Miałem ochotę zacząć się śmiać za każdym razem gdy na niego patrzyłem. Dorosły facet, ramiona takie ze mógłby grać Hulka a siedzi i trzęsie się ze strachu przy słabym horrorze. Zrobiło mi się go szkoda więc przesunąłem się bliżej niego i podzieliłem się moim kocem.
- Dziękuję - szepnął i uśmiechnął się do mnie.
W pewnym momencie coś nagle wyskoczyło na ekranie. Ja zacząłem się śmiać a Gunhee aż złapał mnie za rękę. Ścisnął ją dość mocno. Wysunąłem swoją dłoń z jego żelaznego uścisku i splotłem nasze dłonie. Poczułem jak moje serce zaczęło bić szybciej. Mimo wszystko było to przyjemne.
Gdy film się skończył Gunhee odetchnął z ulgą.
- Tak dla pewności, śmiałeś się ze mnie czy z filmu?
- Z filmu.
- Jasne.
- Czyżbyś mi nie wierzył?
W tym momencie Heebum wskoczył Gunhee na kolana. Podskoczył wystraszony a ja się zaśmiałem.
- Okej, tym razem to było z ciebie. Wybacz.
- Postaram się.
- Poznaj Heebuma, moje dziecko.
- W bólach rodzone?
- I to w jakich.
Zaczął go głaskać a Heebumowi się to spodobało. Położył się na plecach specjalnie żeby ten głaskał go po brzuchu.
- Sprytny jesteś.
- Ma to po mnie.
- Nie wątpię.
Gunhee bawił się przez chwilę z kotem aż zdał sobie sprawę z tego która jest godzina.
- Późno już. Lepiej pójdę do domu.
- Okej. Musimy jeszcze kiedyś obejrzeć coś razem.
- Tylko tym razem to ja wybiorę film.
- No dobra. Tylko bez żadnych komedii romantycznych.
- Spokojnie. Też ich nienawidzę.
- Chociaż z tym się zgadzamy.
Zaśmiał się i próbował ciągnąć temat dalej. Doskonale wiedziałem o co mu chodziło.
- Gunhee, wybacz że ci przerywam ale chcę o coś spytać.
- Tak?
- Czy ty boisz się wracać do domu sam?
- Nie, skąd - zaśmiał się a ja patrzyłem na niego z poważną miną. Skończył się śmiać i pełen zażenowania spuścił głowę w dół. - Eh, aż tak to po mnie widać?
- Niestety. Odprowadzę cię.
- Nie musisz. Pewnie jesteś zmęczony.
- Nie pytałem cię o zdanie. Co ja zrobię gdy jakiś duch zza rogu ci wyskoczy i padniesz na zawał?
- Bardzo śmieszne.
Wyszliśmy z mojego bloku. Było dość chłodno jak na letni wieczór.
- Daleko stąd mieszkasz?
- Nie. Tylko dwa przystanki dalej.
Gdy dojechaliśmy autobusem na miejsce było strasznie ciemno.
- Tu zawsze tak?
- Nie. Lampy musiały się zepsuć. Teraz boję się jeszcze bardziej. Jestem beznadziejny.
- Nie jesteś - zapałem go za rękę.
Gunhee włączył latarkę w telefonie i mocniej ścisnął moją dłoń. Odprowadziłem go aż pod sam blok.
- Dasz radę wrócić sam?
- Jasne. To do zobaczenia.
Puściłem jego dłoń i odwróciłem się by wrócić na przystanek. Nie minęło kilka sekund gdy Gunhee złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Objął mnie jedną ręką a drugą dotknął mojego policzka. Uśmiechnął się lekko i mnie pocałował. Myślałem że serce mi zaraz dosłownie wyskoczy.
- Szczerze mówiąc to tego bałem się najbardziej.
- Naprawdę? Czyli jednak jestem straszny? Spoko, przywykłem.
- Bałem się że mnie odrzucisz.
- Oh, Gunhee. Może i boisz się kotów i horrorów ale mimo to cię lubię. A teraz puść mnie i pozwól mi już iść do domu bo zaraz tu zamarznę.
Gunhee powoli zabrał swoje ramię z mojej talii. Gdy już to zrobił zdjął swoją bluzę i zarzucił mi ją na ramiona.
- Uważaj na siebie.
- Ty też. Nigdy nie wiadomo kiedy duchy pojawią się na twoich schodach.
- Skończ już, proszę. Czuje się zażenowany.
- Dobra, już idę. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Pomachałem mu i odeszłem w stronę przystanku. Cieszyłem się jak głupi. Gdy przyszedłem do domu od razu zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Zgadnij co się stało.
- Powiedział żebyście zostali przyjaciółmi?
- Nie, nigdy bym na to nie pozwolił.
- Więc co się stało?
- Pocałował mnie. I powiedział że mnie lubi.
- Naprawdę? W sumie po twoim tonie głosu od razu mogłem się domyślić.
- To ja brzmię jakoś inaczej?
- Jeszcze nigdy twój głos nie był taki. Brzmisz jakbyś był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- No bo jestem!
- No tak...
- Nie narzekaj, musiałem też przez to przechodzić gdy ty poznałeś Siwona.
- Wybacz.
- To ja kończę bo muszę iść się umyć.
- Spoko. Papa.
- Pa~
Gdy wychodziłem już z łazienki zabrałem ze sobą bluzę Gunhee mimo tego że odłożyłem ją do prania. Usiadłem na kanapie przed telewizorem i znowu ją na siebie założyłem. Pachniała tak przyjemnie nim. Zasnąłem tam przykryty jedynie kocem. Kolejnego dnia strasznie bolały mnie przez to plecy.
Zbliżał się koniec lipca. Pewnego dnia gdy siedziałem wieczorem z Gunhee jedząc kolację, do mojego domu wręcz wbiegł Kyuhyun.
- Heechul.
- Co się stało?
- Siwon.
- Zerwał z tobą?
- Nie. Wraca jutro na kilka dni.
- No to chyba dobrze, nie?
- Niby tak, ale...
- Ale co?
- Zadzwonił gdy byłem... no wiesz, z innym.
Gunhee spojrzał na niego zdziwiony.
- No i co mu nazmyślałeś?
- Że zacząłem biegać.
Myślałem że popłacze się ze śmiechu. Aż updałem na podłogę.
- Nic ci nie jest? - spytał Gunhee.
- Poza tym że zaraz umrę ze śmiechu to nie. Ty? Biegać? - nie mogłem powstrzymać śmiechu. - I co on na to?
- Że on w wojsku biega co rano i wieczorem więc żeby nie wypaść z formy będzie biegał ze mną.
- Boże jakim ty jesteś idiotą - otarłem łzy które zaczęły spływać z moich oczu.
- Ja nie chce biegać. Co mam zrobić?
- Musisz go tak w nocy wymęczyć żeby nie miał rano siły na bieganie a wieczorem zająć się nim wcześniej.
- Chyba żartujesz. On ma taką kondycję że po nieprzespanej nocy przebiegł by z 10 kilometrów jak nie więcej.
- No to masz, krótko mówiąc, przejebane.
- Wiem.
- Ostatnio przywieźli mi do butiku ładne dresy to może ci dam z litości jakiś rabat.
- Dzięki...
- Masz też całą noc żeby poprawić swoją kondycję. Może tamten pan z wcześniej ci w tym pomoże?
- Dlaczego ja się z tobą przyjaźnie?
- Bo mnie kochasz.
- Chciałbyś. Wracam do domu. Muszę jeszcze posprzątać bo znając jego przyjedzie z samego rana.
Kyu wyszedł.
- Nie chcę być wścibski ale... gdzie jest jego chłopak?
- W wojsku.
- I dlatego go zdradza?
- On tego tak nie nazywa. Po prostu czasami sypia z innymi facetami ale jak Siwon wraca jest całkiem inny. Nawet nie spojrzy na innego faceta. Kiedyś pewnie będzie żałował tego co zrobił ale skoro mu to pasuje...
- Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę z tego że już byłem w wojsku.
- Szkoda.
- Czemu?
- Wyglądałbyś seksownie w mundurze.
Gunhee się zaśmiał.
- A ty?
- Ja też już byłem. Ale nie wspominam tego za dobrze.
- Czemu?
- Nie dali mi się wyspać i wyglądałem jak panda.
- Mój biedny. Ale przyznaję, wstawanie rano było najgorsze.
- W dodatku często kończyłem na zmywaku za 'złośliwość wobec wyżej stojących żołnierzy'. Nie moja wina że oni byli wredniejsi ode mnie.
- Tak się da?
- Dzięki...
- Żartuję. Dla mnie nie jesteś taki wredny.
- To chyba oczywiste, nie?
Uśmiechnął się i jadł dalej.
Kolejnego dnia, pod wieczór Kyuhyun odwiedził mnie z Siwonem.
- Cześć Heechul - objął mnie na powitanie.
- Cześć. Dawno cię nie było - poklepałem go po plecach.
Już widziałem tą zazdrość w oczach Kyuhyuna...
- Opowiadaj. Jak tam służba wojskowa?
- Nie narzekam ale wolałbym już ją skończyć. Szczerze mówiąc martwię się o Kyuhyuna. Musi przez tyle czasu żyć sam.
- Spokojnie. Ja się nim dobrze... opiekuję - miałem ochotę się roześmiać. Ledwo się powstrzymałem.
- A jak u ciebie? Znalazłeś kogoś czy nic się nie zmieniło i nadal zaliczasz kilku dziennie?
- I tu cię zaskoczę. Mam chłopaka.
- Tak? Ile już z tobą wytrzymał?
- Niedługo będzie już miesiąc.
- Gunhee powinien dostać za to nagrodę Nobla. I to pokojową - wtrącił się Kyuhyun który do tej pory siedział cicho.
- Narzekasz więcej niż on sam.
- Ktoś musi.
- Czyli mówisz że dobrze wam razem?
- Świetnie.
Siwon i Kyuhyun siedzieli u mnie dość długo. Gdy wyszli zadzwonił do mnie Gunhee.
- Co robisz?
- Właściwie nic takiego. Kyuhyun i Siwon dopiero ode mnie wyszli więc mam chwilę czasu żeby pograć.
- A o której jutro idziesz do pracy?
- Dopiero na 15 bo Hyukjae będzie od rana.
- To może pójdziemy gdzieś razem?
- Jasne. Ostatnio byłem z Kyuhyunem w fajnej cukierni. Możemy tam pójść.
- Mi pasuje. To ja kończę. Dobranoc.
- Dobranoc.
Z rana zadzwoniłem jeszcze do Kyuhyuna żeby upewnić się czy pamiętam drogę do tej cukierni. Gunhee przyszedł po mnie aż do mieszkania.
- Cześć - pocałował mnie.
- Hej.
- To idziemy?
- Jasne. Tylko wezmę torbę.
Złapałem go za rękę i wyszliśmy z domu. Do pewnego momentu pamiętałem drogę idealnie jednak po jakimś czasie się zgubiłem.
- Jesteś pewien że to tutaj?
- Niezbyt.
Zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Kyu. Chyba się zgubiłem.
- Jak to się zgubiłeś?
- No skręciłem tak jak mówiłeś koło parku w lewo ale trafiłem na jakieś osiedle.
- Mówiłem w prawo. Idiota - rozłączył się.
- Wredna menda.
- Może mu przeszkodziłeś. W końcu musi się nacieszyć chłopakiem...
- Dobra. To teraz musimy stąd jakoś wrócić do tego parku.
- Może tędy?
- Czekaj, wiem gdzie jesteśmy. Tam jest... o kurde, chowaj się - ukucnąłem z nim za śmietnikiem.
- Co się stało?
- Tu mieszka Jungsoo.
- I co w związku z tym?
- Spójrz w jego okno.
Gunhee wychylił się na chwilę.
Przez okno Jungsoo było widać jak on całuje się z jakimś facetem.
- Czy każdy wokół mnie musi być homo?
- Najwidoczniej ich przyciągasz.
- Kim Heechul. Magnes na gejozę.
- Więc panie magnes na homo mężczyzn, masz zamiar tu tak siedzeć cały dzień?
- Nie. Chcę na ciasto. Chodźmy.
Szliśmy dalej jakby nic się nie wydarzyło. Po dłuższej chwili udało mi się znaleźć tą cukiernię.
- Mówiłem że wiem gdzie to jest.
- Ani trochę w ciebie nie zwątpiłem.
- Ta...
- To co bierzemy?
- Zjadłbym ciasto marchewkowe.
- A ja chcę to z kremem cytrynowym.
Gunhee poszedł kupić ciasto a ja zająłem miejsce. Siedzieliśmy tam około godziny. Później oboje poszliśmy do pracy.
Wieczory zwykle spędzałem sam siedząc tylko z Heebumem. Czasami Gunhee lub Kyuhyun mnie odwiedzali lub ja ich.
Tego wieczora dopiero zdałem sobie sprawę z tego że ja i Gunhee jeszcze tego nie robiliśmy. Wiedziałem że czegoś mi brakowało ale żebym zapomniał o takiej rzeczy? Postanowiłem że chcę to zmienić.
Niedziele prawie zawsze spędzaliśmy razem. Żaden z nas wtedy nie pracował. Zaproponowałem Gunhee żeby przyszedł już w sobotę i został na noc ale miał coś ważnego do zrobienia w pracy. Przyszedł za to w niedzielę. Siedzieliśmy razem na kanapie.
- Gunhee, mogę cię o coś spytać?
- Jasne.
- Ilu miałeś już facetów?
- Wliczając ciebie?
Pokiwałem głową.
- No to...hmm...aż jednego.
- Czekaj... mówisz serio?
- Tak. A ty ilu miałeś?
- Wliczając ciebie?
- Tak.
- O ile nie pomyliłem się z obliczeniami to jednego.
- Ty? Sądziłem że były ich miliony...
- Widocznie nikt do tej pory nie był dość dobry dla mnie. Jest też opcja że tylko ty znosisz mój charakter...
- Jak zwykle przesadzasz. Dla mnie jesteś idealny.
- Bo tylko dla ciebie potrafię być miły.
Gunhee mnie pocałował a później przytulił.
Przez jakieś dwa tygodnie próbowałem go jakoś uwieść by w końcu się z nim przespać. Nic nie pomogło. Nawet gdy otworzyłem mu drzwi stojąc jedynie w damskim szlafroku który kiedyś dostałem od Kyu. Nie chciałem jednak pytać go wprost o co chodzi. Może się boi bo nigdy tego nie robił? Mnie, szczerze mówiąc, też na początku stresował brak doświadczenia. A może ma jakiś głupi tatuaż i nie chce żebym go zobaczył? Mam nadzieję że kiedyś się dowiem.
Pewnej niedzieli gdy nudziłem się w domu napisał do mnie Gunhee.
"Masz jakieś plany na kolejny weekend?"
Zacząłem się zastanawiać co planuje.
"Poza spotkaniem z tobą raczej nie."
Po chwili do mnie zadzwonił.
- Tak sobie myślałem... moglibyśmy pojechać nad morze póki jeszcze jest ciepło.
- Hm, podoba mi się.
- Więc się zgadzasz?
- Oczywiście.
- To świetnie. Postaram się wszystko załatwić.
- Jasne.
- Dobranoc.
- Dobranoc Gunhee.
Nie wiem dlaczego tak nagle wpadł na ten pomysł ale bardzo mi się podobał.
W piątek po południu ruszyliśmy w drogę do Busan. Sklep zostawiłem pod opiekę Jungsoo.
- Nie mogę się doczekać. Nie byłem nad morzem już jakieś dwa lata - powiedział Gunhee.
- Ja jeszcze dawniej.
Dźwięk jadącego pociągu może i nie był zbyt relaksujący ale mimo to wtuliłem się w Gunhee i zasnąłem.
Gdy się obudziłem byliśmy już niedaleko.
- Wysłałeś się? - pogłaskał mnie po głowie.
- Nie. Jesteś niewygodny.
- Powinienem się za to obrazić czy raczej nie?
- Jak chcesz - mimo to nadal przytulałem jego ramię.
Dojechaliśmy na miejsce. Gunhee zabrał nasze bagaże a ja torby. Jakoś trafiliśmy do hotelu. W pokoju okazało się że mamy dwa osobne łóżka.
- Czyli nawet tu mamy spać osobno? - spytałem.
- Jutro coś wymyślimy. Dziś jestem wykończony. Wytrzymasz jedną noc, hm?
- Jasne.
Rozejrzałem się trochę po naszym pokoju. Był spory, mieliśmy w nim telewizor, kanapę. W łazience była duża wanna. Od razu poszedłem się w niej wykąpać. Siedziałem w niej dobre pół godziny.
Kolejnego dnia, gdy się obudziłem Gunhee już nie spał. Podszedłem do niego.
- Dzień dobry - ziewnąłem. - Już nie śpisz? - objąłem jego szyję ramionami.
- Jest już prawie 12. Nigdy tyle nie śpię.
- Mnie się zdarza...
- Zauważyłem. Ubieraj się. Idziemy na plażę.
- Daj mi pół godziny.
- Aż tyle?
- To i tak krótko bo potrzebuję mniej makijażu.
- I tak jesteś najpiękniejszy.
- Wiem.
- I skromny.
- Ja tylko stwierdzam fakty.
Udało mi się ogarnąć w mniej niż pół godziny. Gunhee był dumny.
- Chodźmy na lody!
- Okej.
Podbiegłem do budki z lodami znajdującej się w drodze na plażę. Chwilę mi zajęło wybranie czegokolwiek. W końcu zdecydowałam się na truskawkowy shake.
- Nie chciałeś lodów?
- Kobieta zmienną jest.
Dotarliśmy na plażę. Było strasznie gorąco jednak od morza wiała lekka bryza.
- Jak przyjemnie.
Patrzyłem przez chwilę na wodę popijając mojego shake'a a później spojrzałem na Gunhee. O mało co nie wyplułem wszystkiego co właśnie miałem w buzi. Pierwszy raz zobaczyłem mojego chłopaka bez koszulki. Wiedziałem że był całkiem nieźle zbudowany, ale że aż tak? Zatkało mnie.
- Wszystko w porządku?
Nadal stałem w niego wpatrzony. Aż zapomniałem mu odpowiedzieć.
- Heechul?
- Nigdy nie wspominałeś że masz tatuaże.
- Nie?
- Nie.
- Podobają ci się?
- Strasznie.
Gunhee uśmiechnął się do mnie.
- Wiesz co jest w tym miejscu najlepsze? - objął mnie w pasie.
- Ja?
- Też. A poza tym?
- Nie wiem.
- To że nikt nas tu nie zna - pocałował mnie a ja aż upuściłem moje picie.
- Zwariowałeś?
- Już dawno.
Znaleźliśmy miejsce gdzie rozłożyliśmy nasze rzeczy.
- To idziemy do wody? - spytał.
- Idź sam.
- Nie. Chcę iść z tobą.
- A co jak nas okradną?
- Są tu tylko dzieci i starsze panie. Kto ma cię okraść?
- Nigdy nic nie wiadomo...
- No chodź - złapał mnie za rękę.
- Nie.
- Boisz się?
- Nie.
- A już rozumiem. Nie umiesz pływać.
- Dlaczego miałbym umieć? Mieszkam przecież w Seulu.
- A nie chodziłeś nigdy na żaden basen czy coś?
- Nie.
- Przecież będę z tobą. Nic ci się nie stanie.
- No dobra. Poczekaj tylko chwilkę.
Podszedłem do starszej pani siedzącej blisko nas.
- Przepraszam, czy byłaby pani tak miła i popilnowała mi torby?
- Oczywiście dziecko.
- Dziękuję bardzo - położyłem torbę koło niej i wróciłem do Gunhee.
- Co takiego masz w tej torbie że potrzebujesz do niej opiekunki?
- Była droga.
- No tak, tylko mój wspaniały Heechul nosi najdroższe torebki na zwykłą plaże.
- Ta nie była najdroższa... to idziemy?
- Jasne.
Chciałem pójść do przodu ale zanim zdążyłem zrobić chociażby krok, Gunhee z łatwością mnie podniósł i poszedł w stronę morza.
- Co ty robisz?
- Uwalniam orkę.
- Nie odzywaj się do mnie.
- Żartowałem.
- Ts...
- Ja cie noszę jak księżniczkę żebyś nie musiał się męczyć z chodzeniem po piasku a ty się obrażasz.
- Okej, księżniczka bardziej mi się podoba od orki. Może ci wybaczę.
- Wiesz, zawsze możesz skończyć bez gruntu pod nogami. Nie zapominaj kto cię nie właśnie niesie.
- Dobra, nie było tematu.
Chwilę później staliśmy oboje w wodzie. Była zimna ale było to całkiem orzeźwiające. Gunhee próbował nauczyć mnie pływać. Nic mu z tego nie wyszło ale przynajmniej mnie trochę poobmacywał. Nie żebym narzekał...
- Gunhee!
- Tak?
- Jestem głodny. Chodźmy coś zjeść.
- Jasne.
Wyszliśmy z wody. Poszedłem jeszcze po moja torbę przy okazji dziękując grzecznie starszej kobiecie i poszliśmy szukać restauracji.
- Może pójdziemy najpierw się przebrać? Hotel jest niedaleko.
- Dobry pomysł.
Wychodząc spytaliśmy kobiety z recepcji o dobre restauracje. Na szczęście była na tyle miła by nam kilka polecić.
Wróciliśmy do hotelu pod wieczór.
- To co robimy? - spojrzałem na łóżka.
- Sądzisz że możemy je po prostu przestawić?
- I tak jutro wracamy. Rano ustawimy je z powrotem.
- No dobra.
Gunhee przestawił łóżka a ja później rozłożyłem na nich pościel.
Nie licząc tego gdy raz zasnął mi na kolanach przy nudnym filmie, to tej nocy mieliśmy spać pierwszy raz razem. Nie chciałem przegapić takiej okazji ale Gunhee tylko mnie przytulił, powiedział że mnie kocha i zasnął. Chociaż tyle.
Rano obudziłem się leżąc na jego klatce piersiowej. Zacząłem jeździć palcem po jego brzuchu.
- To łaskocze.
Zaśmiałem się ale wcale nie przestawałem.
- Heechul! Przestań.
- Nie.
W końcu to on zaczął łaskotać mnie. Wybiegłem z łóżka a Gunhee zaczął mnie gonić. Biegaliśmy jak dzieci aż wpadłem na Gunhee.
- Dobra, starczy. Idziemy na plażę?
- Jasne.
Zjedliśmy, ubraliśmy się i wyszliśmy.
- Gunhee, to o której dziś wracamy?
- O 17.
- Szkoda że już dziś musimy wracać.
- No.
- Może za rok przyjedziemy na dłużej?
- Byłoby fajnie.
- Moglibyśmy wziąć też Kyu i Siwona.
- No.
- Chyba że nie chcesz...
- O ile będą mieć pokój z dala od nas to się zgadzam.
- Czemu?
- Nie wiem czy byłbym w stanie się wyspać słysząc wszystko co robią w nocy...
- Rzeczywiście.
Tego dnia spędziliśmy na plaży mniej czasu. Musieliśmy się jeszcze spakować no i coś zjeść.
Do Seulu wróciliśmy dość późno. Gunhee doprowadził mnie do domu. Twierdził że sobie nie poradzę z bagażami.
- Dziękuję - objąłem go i pocałowałem w policzek.
- Nie ma za co. Śpij dobrze.
- Dobranoc.
Był już prawie koniec lata. Postanowiłem zrobić w moim butiku wyprzedaż. Codziennie było chyba dwa razy więcej ludzi niż zwykle.
Raz, gdy kolejka ciągnęła się aż na zewnątrz, przyszedł Gunhee.
- Bardzo przepraszam ale muszę z nim porozmawiać. To ważne.
Gunhee złapał mnie za rękę i zaciągnął na zaplecze sklepu.
- Czy ty oszalałeś? Będą na mnie wściekli. Co jest aż tak ważne że musisz mówić mi to teraz?
- Muszę wyjechać.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu mój przyjaciel poprosił mnie o pomoc przy kursie który organizuje. Najgorzej, że to aż w Daegu.
- I ile cię nie będzie?
- Miesiąc.
- Czemu tak długo?
- Nie mam pojęcia.
- Przecież ja nie dam rady bez ciebie.
Gunhee mnie przytulił.
- Dasz radę kochanie. To tylko miesiąc, nie cały rok.
- A kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro rano.
- Więc przyszedłeś się pożegnać?
- Tak. Później nie miałbym kiedy a nie chcę wyciągać cię o 4 rano z łóżka.
- Tylko!
- Tak?
- Masz do mnie dzwonić.
- Oczywiście.
Gunhee pocałował mnie tak, jakby żegnał się przed służbą wojskową. Albo jakby naprawdę wyjeżdżał na rok. Jeżeli to zrobi to chyba go zabiję.
- Swoją drogą, czemu mówisz mi to dopiero teraz?
- Ostatnio byłeś tak zajęty że nie miałem kiedy się z tobą spotkać. Nie chciałem też mówić ci tego przez telefon.
- Rozumiem.
- Do zobaczenia. Dbaj o siebie.
- Ty też. Do widzenia Gunhee. Będę za tobą tęsknić.
- Ja za tobą jeszcze bardziej.
Znowu mnie pocałował i wyszedł a ja wróciłem do sklepu.
Miesiąc bez niego był bardzo trudny. Przez pierwszy tydzień dzwonił codziennie. Później dzwonił coraz mniej a w końcu w ogóle. Nie wiedziałem nawet czy powinienem być o ty zły, smutny czy martwić się o niego. Kyuhyun cały czas mówił mi żebym to ja do niego zadzwonił jednak tego nie zrobiłem.
Nadszedł dzień w którym Gunhee miał wrócić. Postanowiłem że poczekam na niego na dworcu. Przyjechał pociąg którym miał wrócić ale jego tam nie było. Zacząłem się naprawdę martwić. Wróciłem do domu i zacząłem płakać. Nie chciałem nawet myśleć o tym że mogło mu się coś stać jednak tylko takie scenariusze pojawiały się w mojej głowie.
Pod wieczór ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłem a tam stał Gunhee. Myślałem przez chwilę że to tylko moja wyobraźnia. Zamknąłem mu drzwi przed nosem zanim zdążył się ze mną przywitać.
- Heechul, otwórz.
- Idź stąd i więcej nie wracaj.
- Będę tu siedział dopóki ze mną nie porozmawiasz.
Mimo to nie otworzyłem mu drzwi. Nie chciałem tego robić.
Była już prawie 12 w nocy a ja nie mogłem zasnąć. Nadal martwiłem się o tego idiotę bo ciągle tam siedział. W końcu nie wytrzymałem i poszedłem otworzyć drzwi. Gunhee wstał z podłogi na której przez cały czas siedział.
- Cześć Heechul.
Chciałem znowu zamknąć mu drzwi ale tym razem je przytrzymał.
- Chodź ze mną.
- Po co?
- Chodź. Muszę ci coś powiedzieć.
- Jest już późno.
- I co z tego?
Ubrałem się szybko i wyszedłem z nim na dwór. Szliśmy w ciszy wzdłuż rzeki.
- Czemu przyjechałeś później? - przerwałem niezręczną ciszę.
- Co? Skąd wiesz?
- Czekałem na ciebie.
- Spóźniłem się na pociąg bo musiałem jeszcze coś zrobić.
- A czemu nie dzwoniłeś? Martwiłem się.
- Przepraszam.
- Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?
Nagle się zatrzymał.
- Nie. Mam ci o wiele więcej do powiedzenia.
Stanął na przeciwko i najpierw mnie przytulił.
- Najpierw, nawet nie będę próbował kłamać że nie dzwoniłem przez to że nie miałem czasu. Przez pewien czas tak było. Później nie chciałem. Musiałem coś przemyśleć.
- I to było aż tak ważne?
- Tak.
Złapał mnie za ręce. Poczułem pierścionek na jego palcu. Spojrzałem na jego rękę. Wyglądało to jak ślubna obrączka.
- Heechul - oderwałem wzrok od jego dłoni i spojrzałem mu w oczy. - Oh... powinienem był ci to powiedzieć na samym początku. Byłoby prościej.
- Ja chyba wiem o co chodzi.
- O czym ty mówisz?
Podniosłem jego dłoń.
- Tak naprawdę miałeś od samego początku dziewczynę, ze mną byłeś dla zabawy a teraz się z nią ożeniłeś, hm?
- Nigdy nie zrobiłbym nikomu czegoś takiego. Wyglądam na aż tak złą osobę?
Popatrzyłem na niego i pokiwałem przecząco głową.
- No właśnie. Tak naprawdę chciałem powiedzieć ci coś całkiem innego i jeżeli mnie rzucisz raczej to zrozumiem.
Myślałem że wyzna mi teraz jakiś chory fetysz albo coś w tym stylu.
- Ja jestem aseksualny.
- Że jak?
- Oh... Heechul. Kocham cię. Bardzo cię kocham ale po prostu nie czuję potrzeby by się z tobą przespać.
Dłuższą chwilę zajęło mi ogarnięcie tego co właśnie powiedział. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Przecież ja mógłbym napisać książkę grubości Biblii o moim życiu seksualnym a Gunhee po prostu go nie miał. Powiedziałem tylko "przepraszam" i odszedłem w drugą stronę.
Zacząłem tego żałować. Przecież też bardzo go kocham i nie chciałbym go stracić. Odwróciłem się. Gunhee odszedł dość daleko. Musiałem go dogonić. Zacząłem biec w jego stronę. Gdy już byłem przy nim zwolniłem, podszedłem do niego i przytuliłem go od tyłu.
- Gunhee. To ty powinieneś zostawić mnie.
- Heechul? O czym ty mówisz? - Gunhee ustał przede mną.
- Jestem do niczego i myślę tylko o sobie. Gdy... gdy ty mi to wyznałeś... - ledwo mogłem złapać oddech.
- Spokojnie. Mów powoli.
- Ja sądziłem że do siebie nie pasujemy. Ale przecież... przecież nigdy nie znajdę nikogo takiego jak ty. Nie chcę nikogo innego - przytuliłem go. - Ja chcę być tylko z tobą - nie wiem dlaczego ale zacząłem płakać.
- Nie płacz - zaczął głaskać mnie po głowie.
- Gunhee, kocham cię i nie chcę wyjść na dupka który chce tylko jednego. Przecież w byciu razem nie chodzi tylko o jedno.
- Masz rację.
- Przepraszam za to co zrobiłem.
- Nie masz za co mnie przepraszać. Tylko... jesteś pewien że nadal chcesz ze mną być?
- Oczywiście. Nigdy nie byłem niczego tak bardzo pewny.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
Gunhee mnie pocałował. Kompletnie nie obchodziło go to że mimo późnej godziny było tu trochę osób. Ja tym bardziej się tym nie przejmowałem.
- A co do tej obrączki... - Gunhee zaczął szukać czegoś w kieszeniach swojej kurtki. - O znalazłem - podał mi pudełko. - To dla ciebie.
Otworzyłem je a w środku była obrączka.
- Dlaczego kupiłeś nam takie same? Czy ty mi się oświadczasz?
- Jeszcze nie. I nie są takie same. Patrz - zdjął pierścionek z palca i pokazał mi go od środka.
Było tam wygrawerowane moje imię. Spojrzałem na tą którą mi właśnie dał. Na Na tej był napis "Gunhee". Byłem szczerze wzruszony jednak udało mi się nie rozkleić kolejny raz.
- Dziękuję - założyłem obrączkę na swój palec. - Jest śliczna. Będę ją zawsze nosić.
- Mam nadzieję.
- Chodźmy już do domu - złapałem go za rękę. - Jestem wykończony.
- Ja też.
- A gdzie ci się tak spieszy? Daj mi wybrać odżywkę. Moje włosy muszą być w idealnym stanie. Zawsze.
- Dobra, dobra ale się pospiesz. Już jestem zmęczony.
- Kyuhyun, nie narzekaj. Daj mi chwilę.
- Masz 5 minut.
- 10.
- Nie możesz po prostu wziąć tej co zawsze?
- Nigdy nie biorę tej samej.
- Jesteś taki skomplikowany.
- I tak mnie kochasz.
- Kto ci takich bzdur naopowiadał?
- Ty.
- Chyba musiałem być bardzo pijany.
- Wziąć tą czy tą? - pokazałem mu dwie buteleczki.
- Ta ma ładniejsze opakowanie.
- Nie oceniaj książki po okładce. Patrz - wziąłem opakowanie z półki. - Ta ma brzydkie opakowanie a jest świetna.
- To czemu jej nie weźmiesz?
- Bo kupiłem ją ostatnio.
- Stary bądź facetem i się w końcu zdecyduj.
- Jestem facetem. Uwierz że kobietom zajmuje to dłużej.
- Tak? - spojrzał na kobietę która podeszła do półki z odżywkami, wzięła jedną i odeszła do kasy. - Jesteś pewien?
- Tak. Może ona po prostu nie zmienia odżywki i zawsze tą bierze.
- Taa...
- Chyba wezmę tą.
- Pan wysłuchał moich modłów. To teraz do kasy.
Złapał mnie za rękę i pociągnął do lady sklepowej zanim zdążyłem się rozmyślić.
Później zaciągnął mnie do windy.
- Kyuhyun.
- Co?
- Mówiłem ci milion rady że boje się wind.
- Oh, naprawdę? - powiedział z wyraźnym sarkazmem.
- Udusze cię zaraz.
Winda zatrzymała się.
- Kyuhyun! - złapałem go za ramiona. - Czemu stoimy? Czy my tu utknęliśmy? Teraz oboje tu zginiemy!
- Heechul, zatrzymaliśmy się na parterze. Wysiadamy.
- No przecież wiem - zarzuciłem torebką tak, że Kyu prawie dostał w łeb i wyszedłem z windy.
Wróciłem do domu. Poukładałem rzeczy które kupiłem. Wszystko jak zawsze miałem uporządkowane.
Zrobiłem sobie ramyun i poszedłem grać. Zawsze tak mnie to wciągało że trafiłem poczucie czasu. Sprawdziłem godzinę. Była już prawie 23. Poszedłem szybko się umyć a później spać. Musiałem się wyspać.
Poniedziałek. Jak zwykle z samego rana miałem dostawę do mojego butiku. Posiadanie go od zawsze było moim marzeniem. Okazało się też moim sukcesem. Zarabiałem tyle że w planach miałem otworzenie drugiego.
Dużo osób otwarcie przyznawało że przychodzi tu tylko dla mnie. Nic dziwnego. W końcu byłem piękny~
- Dzień dobry - do środka weszła starsza kobieta.
- Witam. Pomóc pani w czymś?
- Może później. Na razie trochę się rozejrzę.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się do niej.
Jedyne czego nie lubiłem w tej pracy to bycie miłym. Na szczęście miałem od tego ludzi.
Skończyłem przyjmować towar i mogłem trochę odpocząć bo nie miałem chwilowo klientów. Gdy piłem kawę, do sklepu wpadł mój przyjaciel Kyuhyun.
- Cześć Heechul.
- Cześć.
- Robisz dziś coś wieczorem?
- Raczej nie.
- To świetnie. Co ty na to żeby iść do klubu?
- Dobra, tylko daj mi w ciszy i spokoju wypić kawę.
- To ja pójdę też sobie zrobić.
- Nie mam już.
- Jasne. Zawsze masz kawę.
- Ale nie mam jej dla ciebie.
- Sknera. Dobrze że nie zgodziłem się na pracę u ciebie.
- Również się cieszę. Tylko by mi popyt zmalał.
- Z taką twarzą raczej by ci wzrósł dwukrotnie.
- Chyba poziom cholesterolu.
- Czy ty sugerujesz mi że jestem gruby?
- Skąd, przyjacielu...
- Znam cię za dobrze. To ja spadam, wpadnę po ciebie wieczorem.
- Jasne.
Tego dnia miałem sporo klientów. Na szczęście na drugą zmianę przyszedł Jungsoo i mogłem wrócić do domu. Cieszyłem się że u mnie pracował. W przeciwieństwie do mnie nie musiał udawać miłego bo rzeczywiście taki był. Potrafił pomóc każdemu klientowi. No i był przystojny. Jedynym minusem było to że nadal go nie rozgryzłem i nie wiedziałem czy mogę liczyć na to że kiedyś się ze mną prześpi.
Kolejnego dnia obudziłem się śpiąc na Kyuhyunie. Na szczęście w swojej sypialni.
- Kyu. Wstawaj.
- Co się stało? Mama?
- Wytrzeźwiej człowieku. Właśnie dlatego nie powinno się pić w poniedziałek.
- Oj tak. Zaraz umrę. Daj mi pić.
- To ty mi przynieś wody.
- Jak ja ci przyniosę to to na pewno woda nie będzie.
- No tak. Nie można ci ufać w kwestii jedzenia i picia. Wstawaj i chodź do kuchni.
Kyuhyun wlał sobie wody i usiadł przy stole.
- Idiota.
- Mówisz o sobie?
- Nie. Ja nie jestem na tyle głupi żeby pić samą wodę na kaca.
- Masz lepszy pomysł? Albo cokolwiek innego do picia?
- Nie, ale mam moje cudowne tabletki.
- To ja poproszę - położył głowę na stole.
- Czy ty zawsze musisz tyle pić?
- A czy ty musisz zawsze mi to wypominać?
- Tak. Mogę ci też wypominać to z iloma chłopakami się przespałeś gdy twój ukochany jest w wojsku.
- Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal.
- Gorzej gdy kiedyś cię zaskoczy.
- Dlatego nigdy nie robię tego z innymi w naszym mieszkaniu.
- Jesteś okropny.
- A ty wcale nie lepszy.
- Ej, ja nie mam chłopaka. Mogę spać z kim chcę.
- Jeszcze nie masz chłopaka...
- Jak na razie nie planuje go mieć. Pasuje mi takie życie. Mam poczucie że leci na mnie tylu facetów~
- Ta, to raczej desperacja.
- Chyba w twoim przypadku.
- Dobra, to ilu było wczoraj?
- O ile dobrze pamiętam to trzech.
- Uuu, wypadłeś z formy. Pamiętam te czasy gdy potrafiłeś zaliczyć nawet ośmiu jednej nocy.
- To i tak mało. Mój rekord to 12.
- Nieźle~
Siedzieliśmy tak wspominając czasy gdy mieliśmy więcej czasu na imprezy aż nie poczuliśmy się lepiej. Wyszedłem wtedy do mojego butiku a Kyu poszedł do domu.
- Cześć Jungsoo.
- Dzień dobry.
- Jak ci idzie?
- Świetnie. Nie było na razie wielu klientów.
- No tak. Jest całkiem wcześnie.
- W dodatku środek tygodnia.
- Racja. Mógłbyś zapakować rzeczy do wysyłki?
- Oczywiście. Już się za to biorę.
- Świetnie. To ja zastąpię cię tutaj.
Jungsoo wyszedł na zaplecze. Obsługiwałem młodą kobietę gdy usłyszałem hałas dobiegający zza ściany. Nie miałem pojęcia co to było ale nie miałem też czasu żeby pójść i sprawdzić.
Godzinę temu do sklepu jak burza wleciał Kyuhyun.
- Coś się stało? Czyżby Siwon wrócił?
- Musze ci powiedzieć coś ważnego. Możesz wyjść na chwilę?
- Jungsoo, wychodzę na 10 minut.
- Jasne - odpowiedział.
Usiadłem z Kyu na ławce stojącej niedaleko mojego butiku.
- Więc co było takie ważne że musiałeś mnie wyciągnąć ze sklepu?
- Słyszałeś ten hałas wcześniej?
- Musiałbym być głuchy.
- Wiesz co tam robią? - powiedział uśmiechając się.
- Nie mam pojęcia.
- Salon fryzjerski.
- I co w związku z tym?
- To że podobno będą go prowadzić sami faceci. Fryzjerzy są przystojni i często są też gejami.
- Pierwsze słyszę.
- Co ty wiesz o świecie. Znam takie salony gdzie wszyscy fryzjerzy są homo.
- No i fajnie. To nie znaczy ze oni też tacy będą.
- Kto wie.
- Nie zapominaj też że masz chłopaka.
- Chwilowo nie mam. Chodźmy na kawę to może ich zobaczymy~
- Ale ja muszę zaraz wracać.
- To weźmiemy na wynos i wypijemy u ciebie.
- No niech ci będzie.
Przeszliśmy na drugą stronę budynku w którym znajdował się mój sklep. Dokładnie za jego ścianą trwał remont. Ustawiali meble, malowali, montowali różne rzeczy. Kyuhyun ich obserwował a ja poszedłem kupić kawę.
- To co zawsze. Trzy razy.
- Jasne.
Zapłaciłem i wyszedłem do Kyuhyuna który stał wpatrzony jak w obrazek.
- I co? Ilu już wyruchałeś wzrokiem?
- Co najmniej czterech.
- Nieźle~
- Nieźle będzie jak któregoś wyrwę.
- To życzę powodzenia ale jak masz zamiar tu zostać to ja biorę twoją latte - ruszyłem w stronę butiku.
- Już idę - podbiegł do mnie. - Czemu kupiłeś trzy?
- Dla Jungsoo.
- A rzeczywiście. Zapomniałem o nim.
- Przez tych fryzjerów to ty byś nawet o własnej matce zapomniał.
- Bez przesady. A tak przy okazji to ten Jungsoo też jest całkiem niezły~
- Oj tak.
- Nie wiesz czy on...
- Nie mam pojęcia. Nie mogę go rozgryźć. Nigdy nie wspominał o żadnej dziewczynie.
- A o chłopakach?
- Sądzisz że przyznałby się otwarcie?
- A no tak.
- Myśl czasami. I otwórz mi drzwi.
Weszliśmy do sklepu. Jungsoo uśmiechnął się do nas. Dałem mu kawę a sam usiadłem z Kyu na kanapie stojącej koło okna.
- Czy to nie wygląda mało profesjonalnie gdy sobie tu tak siedzisz a on stoi na kasie?
- Uznajmy że mam przerwę. Nie obrazisz się chyba, co Jungsoo?
- Skąd.
- I świetnie.
Dwa dni później ci zza ściany skończyli remont. Od razu milej mi się pracowało.
- Dzień dobry. Czy mógłby mi pan pomóc wybrać sukienkę?
- Oczywiście. Jakaś specjalna okazja?
- To na moją rocznicę ślubu. Chciałabym coś eleganckiego ale prostego.
- Mam kilka idealnych.
Gdy kończyłem ją obsługiwać ktoś wszedł do butiku. Zauważyłem tylko szerokie ramiona i to że trzymał w ręku koszyk z babeczkami.
- Dziękuję. Reszta dla pani i zapraszam ponownie.
- Dziękuję bardzo. Do widzenia.
Dopiero teraz przyjrzałem się mężczyźnie stojącemu przy drzwiach. Był tak cholernie przystojny że moje serce przez chwilę zaczęło bić szybciej. Uśmiechnął się do mnie.
- Dzień dobry. Nazywam się Gunhee. Przyszedłem się przywitać i przy okazji przeprosić.
- Za co?
- Za ten hałas przez ostatnie kilka dni. Założyłem salon fryzjerski i pomieszczenie potrzebowało przeróbki.
- Ah, rozumiem.
- Proszę - wyciągnął w moją stronę babeczki. - Poczęstuj się.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i wziąłem jedną.
- Um... a jak ci na imię?
- Oh, wybacz. Jestem Heechul - z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić na początku.
- Miło mi cię poznać.
- Mnie również.
- Masz bardzo ładne włosy.
- Dziękuję.
- Wpadnij do mnie gdybyś chciał coś z nimi zrobić.
- Oczywiście.
- Muszę już iść. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Gdy tylko oddalił się na bezpieczną odległość zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Stary, mam problem.
- Jaki? Nie wiesz które szpilki pasują ci do oczu?
- Nie, ja się chyba zakochałem.
- Będę za 15 minut.
Rzeczywiście był punktualnie.
- O co chodzi? Mówisz serio?
- No ja... nie wiem. Ale jak go zobaczyłem myślałem że mi stanie na miejscu.
- Jest źle. Też tak miałem z Siwonem.
- Co mam robić? On jest idealny.
- A kim jest ten twój książę z bajki?
- Fryzjerem stamtąd - kiwnąłem głową w stronę ściany. - To on założył salon i przyszedł się przywitać. Dał mi nawet babeczkę. Patrz jaka śliczna.
- O nie, naprawdę jest źle - dotknął mojego czoła. - Aż tak ci się podoba?
- Tak.
- Mógłbyś nawet przestać spać z kim popadnie dla niego?
- Tak.
- No to pięknie.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Może idź do jego salonu?
- Tak od razu? Przecież dopiero mnie zaprosił.
- Zaprosił cię?
- Tak. Myślisz że zapraszał też innych? Bo nie wiem czy mam się czuć wyróżniony.
- Hm... możemy spytać Shindonga z restauracji obok czy też go zaprosił.
- Świetny pomysł. Zapytajmy też tego Donghae z supermarketu z naprzeciwka.
- To ja pójdę do restauracji a ty do marketu.
- Ale kto zostanie w butiku?
- No dobra, to pójdę sam.
- Dzięki.
Niecierpliwiłem się. Kyuhyun wrócił po chwili.
- To twój szczęśliwy dzień. Z tamtymi tylko się przywitał.
- Tak! Już jest mój!
- Nawet nie śmiał bym ci go sprzątnąć sprzed nosa.
- Tylko byś spróbował a Siwon dowiedziałby się o każdej osobie z którą spałeś gdy go nie ma.
- I właśnie dlatego się przyjaźnimy.
- To teraz jak powinienem do niego zagadać?
- Pójdź za kilka dni do tego salonu, zbajeruj jak zawsze facetów i tyle.
- Ale ja nie potrafię. Potrafię tylko ich tak poderwać żeby się z nimi przespać i tyle.
- Oh, czyli planujesz coś więcej?
- Może.
- Zawsze możesz tam iść i czekać na cud.
- A co jak powiem coś głupiego? Albo tylko się ze mną prześpi?
- To drugie nie byłoby aż takie złe...
- A co jak w ogóle nie jest gejem, ma żonę, dwójkę dzieci i jamnika?
- Dramatyzujesz. Chociaż spróbuj.
- Okej, okej. Ale nie teraz.
- To kiedy?
- Nie mogę działać tak szybko. Pomyśli że jestem zdesperowany.
- Oj stary, co ci szkodzi.
- Dużo.
- Rób jak chcesz ale jak twój książę odjedzie rumakować z innym to nie przychodź z płaczem.
- Spokojnie.
Po prawie miesiącu w końcu wybrałem się do tego salonu. Przez ten czas zrozumiałem że ten koleś naprawdę mi się podoba.
- Dzień dobry.
- Witaj - Gunhee uśmiechnął się do mnie. - W końcu się zdecydowałeś żeby tu przyjść?
- Po prostu moja grzywka jest już za długa.
- Rozumiem. To siadaj.
Zrobiłem co mówił. Strasznie się denerwowałem. Zaczął dotykać moich włosów.
- Są bardzo miękkie.
- Słucham?
- Nie, nic. Chciałbyś coś może zmienić czy po prostu podciąć grzywkę?
- A mogę ci ufać?
- Oczywiście. Nie że się chwaląc się jestem naprawdę dobrym fryzjerem.
- Tak?
- A przynajmniej bardzo dużo osób mi to mówiło.
- Więc rób z nimi co chcesz tylko żebym nie skończył łysy ani z dziwnym kolorem na głowie bo klientów odstraszę.
- O to się nie martw. A co masz na myśli mówiąc dziwny kolor?
- Po prostu nie chcę skończyć wyglądając jak żarcie dla jednorożca.
- Jednorożce są urocze.
- Tak. I kolorowe włosy pozostawmy im.
- Hm... to może blond?
- Nigdy jeszcze nie miałem blond włosów.
- Pasowały by ci. Masz taką delikatną twarz.
- Tak myślisz?
Pokiwał głową.
- Więc niech będzie blond. Lubię próbować nowych rzeczy.
- To teraz się odpręż - dotknął moich ramion.
Nie wierzyłem że zgodziłem się na jakiekolwiek zmiany zaproponowane przez obcego mi faceta. Zawsze ufałem tylko mojemu fryzjerowi. Gunhee jednak też wyglądał na kogoś komu mogę ufać.
- Masz tu dużo klientów?
- Nie narzekam. A jak jest u ciebie?
- Nie chwaląc się to idzie mi świetnie. Mam w planach nawet założenie drugiego butiku.
- Chyba lubisz to robić, co?
- Szczerze mówiąc posiadanie butiku było moim marzeniem. Od zawsze lubiłem ubrania i tak dalej...
- Musi przychodzić tam dużo kobiet.
- Niektóre otwarcie przyznają się że przychodzą by na mnie popatrzeć.
- Nie dziwię się.
- Co takiego? - udawałem że nie usłyszałem.
- Nic, nic.
Gdy skończył byłem zaskoczony. Miałem piękne włosy. Wyglądałem tak niewinnie.
- O matko!
- Coś nie tak? Przecież wyglądasz pięknie.
- Dziękuję. Nigdy nie miałem tak dobrze zrobionych włosów.
- Naprawdę?
- Tak. Jestem pod wrażeniem. Chyba zmienię fryzjera.
Gunhee uśmiechnął się szeroko.
- To ile płacę?
Mężczyzna nachylił się nade mną.
- To zależy.
- Od czego?
- Od ciebie.
- Jak to?
- Jeżeli dasz się zaprosić na kawę to wszystko gratis.
- Hm, nie ukrywam, podoba mi się ten pomysł - uśmiechnąłem się.
- To świetnie. O której jutro kończysz?
- O 15.
- Idealnie. Poczekam na ciebie przed tą kawiarnią naprzeciwko.
- Okej. To ja już pójdę. Dzięki i do zobaczenia jutro~
- Do widzenia.
Starałem się zachowywać normalnie póki byłem w zasięgu jego wzroku. Gdy tylko wszedłem do butiku zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Kyu. Chyba zaraz umrę.
- Czyżby był jednak hetero?
- Chyba właśnie wręcz przeciwnie i dlatego zaraz umrę. Przyjadę do ciebie gdy tylko przyjdzie tu Hyukjae na swoją zmianę.
- Spoko.
- To pa.
Rozłączyłem się. Strasznie się niecierpliwiłem. Gdy Hyukjae wszedł wybiegłem ze sklepu natychmiast. Powiedziałem tylko że mam ważną sprawę i muszę spadać.
Niecałe pół godziny później byłem już pod drzwiami Kyuhyuna. Byłem tak podjarany tym wszystkim że aż go przytuliłem na powitanie. Weszliśmy do jego mieszkania.
- Co on ci zrobił?
- A co? Nie pasuje mi?
- Nie mówię o włosach. Chyba nigdy nie widziałem ciebie tak szczęśliwego - postawił na stole ciastka.
- Ja nie wiem od czego zacząć.
- Może tak od początku?
- Świetny pomysł. Więc przyszedłem tam i powiedziałem mu żeby robił co chce z moimi włosami.
- Naprawdę mu na to pozwoliłeś? Ja nawet samą ręką nie mogę ich dotknąć.
- No i on zaproponował blond. Zgodziłem się i gdy rozjaśniał mi włosy chwile z nim rozmawiałem. Powiedział wtedy że wcale nie dziwi go to, że niektóre kobiety przychodzą do butiku tylko żeby na mnie popatrzeć.
- Ooo to urocze.
- To nie wszystko. Gdy skończył zapytałem ile mu zapłacić a on wtedy że to zależy od tego czy dam się zaprosić na kawę.
- Serio? No to widzę że też mu się podobasz.
- Naprawdę?
- No tak. Jesteś ślepy czy głupi?
- Przy nim jedno i drugie.
- Nie mogę przywyknąć do rozmawiania z tobą w ten sposób...
- Ja sam nie wierzę w to że mówię takie rzeczy.
- Dobra. Więc kiedy się z nim umówiłeś?
- Jutro o 15 w kawiarni naprzeciwko salonu.
- To tak, przede wszystkim zachowuj się naturalnie.
- Jak mam być wredny jak zawsze to od razu ucieknie.
- Dobra, bądź sobą nie licząc bycia wrednym. Zaurocz go ale bez przesady. A no i nie strój się za bardzo. Jeszcze wyjdziesz na desperata.
- Jasne.
Kolejnego dnia czas w sklepie dłużył mi się w nieskończoność. Na szczęście przez kilka godzin towarzyszył mi Kyuhyun. Wkurzanie go skutecznie pomogło w zabiciu czasu.
- Jesteś gotowy? - Kyu spytał gdy już prawie dochodziła 15.
- Szczerze? Nie. Denerwuje się bardziej niż przed moim pierwszym razem. A Jungsoo nawet jeszcze nie przyszedł.
- Na pewno zaraz będzie.
Spóźnił się jednak 10 minut. Byłem zły ale nie miałem czasu nawet na niego nakrzyczeć. Zresztą nie miałbym serca, był zbyt uroczy.
- Cześć Gunhee. Przepraszam, spóźniłem się bo Jungsoo dopiero przyszedł do sklepu.
- W porządku to tylko 10 minut.
Weszliśmy do środka. Nie było tam dużo ludzi. Nic nowego. Stanęliśmy przy ladzie w kolejce.
- Czego się napijesz?
- Latte jak zawsze. Może wezmę jeszcze jakieś ciasto.
Gunhee zamówił espresso i ciasto czekoladowe. Na początku nie wiedziałem o czym rozmawiać. Cała moja pewność siebie nagle zniknęła.
- Lubisz zwierzęta?
- Lubię koty.
- Masz jakieś?
- Jednego. Nazywa się Heebum. Czekaj, pokażę ci go.
Wyjąłem telefon i szybko znalazłem zdjęcie mojego ukochanego kota.
- Jaki uroczy. Zawsze chciałem mieć kota ale szczerze mówiąc trochę się ich boję.
- Czemu?
- Kiedyś miałem kota który dosłownie rzucał się z pazurami na wszystko i wszystkich.
- Heebum nie jest taki. Gdybyś go poznał od razu byś pokochał koty.
- Mam nadzieję że będę miał kiedyś okazję.
Uśmiechnąłem się do niego.
- W sumie czemu nie? - zacząłem grzebać widelcem w moim cieście i zacząłem żałować tego co powiedziałem.
- Czy to znaczy że zapraszasz mnie do siebie?
Czułem jak zaczynam się czerwienić na twarzy. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Nie wiedziałem co robić.
- Jeśli chcesz. Wybacz, chyba mi nie dobrze. Zaraz wrócę.
Wyszedłem na dwór. Stałem tam jakieś 10 minut zastanawiając się czy uciec stąd czy nie. W końcu Gunhee przyszedł do mnie.
- Wszystko w porządku?
- Ja... nie wiem. Chyba wrócę już do domu. Tylko zapłacę.
- Już zapłaciłem. Dasz radę dojść sam czy ci pomóc?
Przez głowę przewinęło mi się nagle milion fantazji seksualnych z nim w roli głównej.
- Nie trzeba - uśmiechnąłem się do niego. - I dziękuję że za mnie zapłaciłeś. Następnym razem ja zapłacę - tym oto sposobem wkopałem się w kolejną randkę.
- Mnie pasuje.
Wymieniliśmy się jeszcze numerami i wróciłem do domu. Od razu zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Wróciłem już.
- Tak szybko?
- Przyjedź to opowiem ci jak beznadziejny jestem.
- Jasne.
Nie musiałem długo czekać. Usiadłem z Kyuhyunem na kanapie przed telewizorem.
- No to nawijaj bo trochę się spieszę.
- Ja się do tego nie nadaję.
- Mówisz o randkach?
- Tak. A właściwie o randkach z Gunhee. Wszystko popsułem.
- Co głupiego mu powiedziałeś?
- Przez przypadek zaprosiłem go do siebie a chwilę później myślałem że moja twarz spłonie więc wyszedłem na zewnątrz mówiąc że źle się czuję.
- I wtedy uciekłeś?
- Nie do końca. Po jakimś czasie Gunhee przyszedł sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku. W dodatku zapłacił za mnie i tu znowu przez przypadek się z nim umówiłem. Głupi powiedziałem że następnym razem ja stawiam.
- Jemu byś chętnie postawił coś innego...
- To byłoby o wiele prostsze. Co ja mam robić?
- Idź z nim na kolejną randkę i postaraj się opanować. Może po jakimś czasie przywykniesz.
- Mam nadzieję.
- Co ty na to żeby iść teraz do klubu i się odstresować?
- Nie mam ochoty.
- To ja w takim razie już pójdę bo jestem tak jakby umówiony.
- Spoko.
- Przyjdę jutro do butiku.
Gdy wyszedł położyłem się na kanapie i przykryłem kocem. Po chwili przyszedł Heebum i położył się na moim brzuchu.
- To wszystko twoja wina.
Kot spojrzał na mnie obojętnie.
- Ale w sumie, kto wie? Może jednak coś z tego będzie? - mój monolog przerwał dźwięk smsa.
To był Gunhee. Akurat gdy o nim mówiłem.
"Hej. Czujesz się już lepiej?"
Przez dłuższą chwilę po prostu patrzyłem w telefon i zastanawiałem się czy mu odpisać.
"Tak, dziękuję. I przepraszam że zepsułem nasze spotkanie. Obiecuję że niedługo ci to wynagrodzę. "
Zaczęliśmy rozmawiać przez smsy. Pisaliśmy ze sobą do późna. Dzięki temu na kolejnych spotkaniach z nim czułem się coraz pewniej.
W końcu nadszedł dzień gdy Gunhee odwiedził mnie w domu. Wszystko posprzątałem i nawet zrobiłem normalny obiad.
- Sam to zrobiłeś? - spytał gdy zaczęliśmy jeść.
- Tak. Ale nie jestem zbyt dobry w gotowaniu. Żywię się głównie gotowymi daniami lub jjajangmyeonem z pobliskiej restauracji.
- To nie dobrze. Powinieneś jeść normalne obiady.
- Nie mam na to zbytnio czasu.
- Rozumiem. Tak czy siak to wyszło ci świetnie.
- Dzięki. Chcesz obejrzeć jakiś film gdy skończymy jeść?
- Jasne. Lubisz horrory?
- Nawet.
- Ja niezbyt.
- Czyżbyś się bał?
- To nie tak.
- Jasne, jasne...
- A ty się nigdy nie bałeś takich filmów?
- Raczej nie. Zawsze miałem siebie za gorszego niż te wszystkie demony czy duchy.
- Wcale nie jesteś zły.
- Mój najlepszy przyjaciel powiedziałby coś innego...
- Aż tak go męczysz?
- Czasami. Mimo wszystko to dobry przyjaciel. W dodatku wiemy o sobie za dużo by się pokłócić.
- Rozumiem.
Po obiedzie specjalnie włączyłem najstraszniejszy horror który polecił mi Hyukjae. Ja miałbym problem z wybraniem najstraszniejszego bo wszystko mnie śmieszy. Kyuhyuna wolałem nie pytać bo ten psychopata śmieje się bardziej ode mnie na tego typu filmach.
Zgasiłem światło, usiadłem na kanapie i jak zwykle okryłem się moim ulubionym kocem.
- Kocyk z Olafem i Anną?
- Jeżeli masz coś do mojego kocyka to tam są drzwi.
- Skąd. Jest uroczy. Też chcę taki.
- Skończ się ze mnie śmiać i siadaj.
- Ale ja się z ciebie nie śmieję.
- Jasne.
Film się już zaczął więc nie chciałem dalej się z nim kłócić. Co jakiś czas dyskretnie spoglądałem na niego. Miałem ochotę zacząć się śmiać za każdym razem gdy na niego patrzyłem. Dorosły facet, ramiona takie ze mógłby grać Hulka a siedzi i trzęsie się ze strachu przy słabym horrorze. Zrobiło mi się go szkoda więc przesunąłem się bliżej niego i podzieliłem się moim kocem.
- Dziękuję - szepnął i uśmiechnął się do mnie.
W pewnym momencie coś nagle wyskoczyło na ekranie. Ja zacząłem się śmiać a Gunhee aż złapał mnie za rękę. Ścisnął ją dość mocno. Wysunąłem swoją dłoń z jego żelaznego uścisku i splotłem nasze dłonie. Poczułem jak moje serce zaczęło bić szybciej. Mimo wszystko było to przyjemne.
Gdy film się skończył Gunhee odetchnął z ulgą.
- Tak dla pewności, śmiałeś się ze mnie czy z filmu?
- Z filmu.
- Jasne.
- Czyżbyś mi nie wierzył?
W tym momencie Heebum wskoczył Gunhee na kolana. Podskoczył wystraszony a ja się zaśmiałem.
- Okej, tym razem to było z ciebie. Wybacz.
- Postaram się.
- Poznaj Heebuma, moje dziecko.
- W bólach rodzone?
- I to w jakich.
Zaczął go głaskać a Heebumowi się to spodobało. Położył się na plecach specjalnie żeby ten głaskał go po brzuchu.
- Sprytny jesteś.
- Ma to po mnie.
- Nie wątpię.
Gunhee bawił się przez chwilę z kotem aż zdał sobie sprawę z tego która jest godzina.
- Późno już. Lepiej pójdę do domu.
- Okej. Musimy jeszcze kiedyś obejrzeć coś razem.
- Tylko tym razem to ja wybiorę film.
- No dobra. Tylko bez żadnych komedii romantycznych.
- Spokojnie. Też ich nienawidzę.
- Chociaż z tym się zgadzamy.
Zaśmiał się i próbował ciągnąć temat dalej. Doskonale wiedziałem o co mu chodziło.
- Gunhee, wybacz że ci przerywam ale chcę o coś spytać.
- Tak?
- Czy ty boisz się wracać do domu sam?
- Nie, skąd - zaśmiał się a ja patrzyłem na niego z poważną miną. Skończył się śmiać i pełen zażenowania spuścił głowę w dół. - Eh, aż tak to po mnie widać?
- Niestety. Odprowadzę cię.
- Nie musisz. Pewnie jesteś zmęczony.
- Nie pytałem cię o zdanie. Co ja zrobię gdy jakiś duch zza rogu ci wyskoczy i padniesz na zawał?
- Bardzo śmieszne.
Wyszliśmy z mojego bloku. Było dość chłodno jak na letni wieczór.
- Daleko stąd mieszkasz?
- Nie. Tylko dwa przystanki dalej.
Gdy dojechaliśmy autobusem na miejsce było strasznie ciemno.
- Tu zawsze tak?
- Nie. Lampy musiały się zepsuć. Teraz boję się jeszcze bardziej. Jestem beznadziejny.
- Nie jesteś - zapałem go za rękę.
Gunhee włączył latarkę w telefonie i mocniej ścisnął moją dłoń. Odprowadziłem go aż pod sam blok.
- Dasz radę wrócić sam?
- Jasne. To do zobaczenia.
Puściłem jego dłoń i odwróciłem się by wrócić na przystanek. Nie minęło kilka sekund gdy Gunhee złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Objął mnie jedną ręką a drugą dotknął mojego policzka. Uśmiechnął się lekko i mnie pocałował. Myślałem że serce mi zaraz dosłownie wyskoczy.
- Szczerze mówiąc to tego bałem się najbardziej.
- Naprawdę? Czyli jednak jestem straszny? Spoko, przywykłem.
- Bałem się że mnie odrzucisz.
- Oh, Gunhee. Może i boisz się kotów i horrorów ale mimo to cię lubię. A teraz puść mnie i pozwól mi już iść do domu bo zaraz tu zamarznę.
Gunhee powoli zabrał swoje ramię z mojej talii. Gdy już to zrobił zdjął swoją bluzę i zarzucił mi ją na ramiona.
- Uważaj na siebie.
- Ty też. Nigdy nie wiadomo kiedy duchy pojawią się na twoich schodach.
- Skończ już, proszę. Czuje się zażenowany.
- Dobra, już idę. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Pomachałem mu i odeszłem w stronę przystanku. Cieszyłem się jak głupi. Gdy przyszedłem do domu od razu zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Zgadnij co się stało.
- Powiedział żebyście zostali przyjaciółmi?
- Nie, nigdy bym na to nie pozwolił.
- Więc co się stało?
- Pocałował mnie. I powiedział że mnie lubi.
- Naprawdę? W sumie po twoim tonie głosu od razu mogłem się domyślić.
- To ja brzmię jakoś inaczej?
- Jeszcze nigdy twój głos nie był taki. Brzmisz jakbyś był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- No bo jestem!
- No tak...
- Nie narzekaj, musiałem też przez to przechodzić gdy ty poznałeś Siwona.
- Wybacz.
- To ja kończę bo muszę iść się umyć.
- Spoko. Papa.
- Pa~
Gdy wychodziłem już z łazienki zabrałem ze sobą bluzę Gunhee mimo tego że odłożyłem ją do prania. Usiadłem na kanapie przed telewizorem i znowu ją na siebie założyłem. Pachniała tak przyjemnie nim. Zasnąłem tam przykryty jedynie kocem. Kolejnego dnia strasznie bolały mnie przez to plecy.
Zbliżał się koniec lipca. Pewnego dnia gdy siedziałem wieczorem z Gunhee jedząc kolację, do mojego domu wręcz wbiegł Kyuhyun.
- Heechul.
- Co się stało?
- Siwon.
- Zerwał z tobą?
- Nie. Wraca jutro na kilka dni.
- No to chyba dobrze, nie?
- Niby tak, ale...
- Ale co?
- Zadzwonił gdy byłem... no wiesz, z innym.
Gunhee spojrzał na niego zdziwiony.
- No i co mu nazmyślałeś?
- Że zacząłem biegać.
Myślałem że popłacze się ze śmiechu. Aż updałem na podłogę.
- Nic ci nie jest? - spytał Gunhee.
- Poza tym że zaraz umrę ze śmiechu to nie. Ty? Biegać? - nie mogłem powstrzymać śmiechu. - I co on na to?
- Że on w wojsku biega co rano i wieczorem więc żeby nie wypaść z formy będzie biegał ze mną.
- Boże jakim ty jesteś idiotą - otarłem łzy które zaczęły spływać z moich oczu.
- Ja nie chce biegać. Co mam zrobić?
- Musisz go tak w nocy wymęczyć żeby nie miał rano siły na bieganie a wieczorem zająć się nim wcześniej.
- Chyba żartujesz. On ma taką kondycję że po nieprzespanej nocy przebiegł by z 10 kilometrów jak nie więcej.
- No to masz, krótko mówiąc, przejebane.
- Wiem.
- Ostatnio przywieźli mi do butiku ładne dresy to może ci dam z litości jakiś rabat.
- Dzięki...
- Masz też całą noc żeby poprawić swoją kondycję. Może tamten pan z wcześniej ci w tym pomoże?
- Dlaczego ja się z tobą przyjaźnie?
- Bo mnie kochasz.
- Chciałbyś. Wracam do domu. Muszę jeszcze posprzątać bo znając jego przyjedzie z samego rana.
Kyu wyszedł.
- Nie chcę być wścibski ale... gdzie jest jego chłopak?
- W wojsku.
- I dlatego go zdradza?
- On tego tak nie nazywa. Po prostu czasami sypia z innymi facetami ale jak Siwon wraca jest całkiem inny. Nawet nie spojrzy na innego faceta. Kiedyś pewnie będzie żałował tego co zrobił ale skoro mu to pasuje...
- Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę z tego że już byłem w wojsku.
- Szkoda.
- Czemu?
- Wyglądałbyś seksownie w mundurze.
Gunhee się zaśmiał.
- A ty?
- Ja też już byłem. Ale nie wspominam tego za dobrze.
- Czemu?
- Nie dali mi się wyspać i wyglądałem jak panda.
- Mój biedny. Ale przyznaję, wstawanie rano było najgorsze.
- W dodatku często kończyłem na zmywaku za 'złośliwość wobec wyżej stojących żołnierzy'. Nie moja wina że oni byli wredniejsi ode mnie.
- Tak się da?
- Dzięki...
- Żartuję. Dla mnie nie jesteś taki wredny.
- To chyba oczywiste, nie?
Uśmiechnął się i jadł dalej.
Kolejnego dnia, pod wieczór Kyuhyun odwiedził mnie z Siwonem.
- Cześć Heechul - objął mnie na powitanie.
- Cześć. Dawno cię nie było - poklepałem go po plecach.
Już widziałem tą zazdrość w oczach Kyuhyuna...
- Opowiadaj. Jak tam służba wojskowa?
- Nie narzekam ale wolałbym już ją skończyć. Szczerze mówiąc martwię się o Kyuhyuna. Musi przez tyle czasu żyć sam.
- Spokojnie. Ja się nim dobrze... opiekuję - miałem ochotę się roześmiać. Ledwo się powstrzymałem.
- A jak u ciebie? Znalazłeś kogoś czy nic się nie zmieniło i nadal zaliczasz kilku dziennie?
- I tu cię zaskoczę. Mam chłopaka.
- Tak? Ile już z tobą wytrzymał?
- Niedługo będzie już miesiąc.
- Gunhee powinien dostać za to nagrodę Nobla. I to pokojową - wtrącił się Kyuhyun który do tej pory siedział cicho.
- Narzekasz więcej niż on sam.
- Ktoś musi.
- Czyli mówisz że dobrze wam razem?
- Świetnie.
Siwon i Kyuhyun siedzieli u mnie dość długo. Gdy wyszli zadzwonił do mnie Gunhee.
- Co robisz?
- Właściwie nic takiego. Kyuhyun i Siwon dopiero ode mnie wyszli więc mam chwilę czasu żeby pograć.
- A o której jutro idziesz do pracy?
- Dopiero na 15 bo Hyukjae będzie od rana.
- To może pójdziemy gdzieś razem?
- Jasne. Ostatnio byłem z Kyuhyunem w fajnej cukierni. Możemy tam pójść.
- Mi pasuje. To ja kończę. Dobranoc.
- Dobranoc.
Z rana zadzwoniłem jeszcze do Kyuhyuna żeby upewnić się czy pamiętam drogę do tej cukierni. Gunhee przyszedł po mnie aż do mieszkania.
- Cześć - pocałował mnie.
- Hej.
- To idziemy?
- Jasne. Tylko wezmę torbę.
Złapałem go za rękę i wyszliśmy z domu. Do pewnego momentu pamiętałem drogę idealnie jednak po jakimś czasie się zgubiłem.
- Jesteś pewien że to tutaj?
- Niezbyt.
Zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Kyu. Chyba się zgubiłem.
- Jak to się zgubiłeś?
- No skręciłem tak jak mówiłeś koło parku w lewo ale trafiłem na jakieś osiedle.
- Mówiłem w prawo. Idiota - rozłączył się.
- Wredna menda.
- Może mu przeszkodziłeś. W końcu musi się nacieszyć chłopakiem...
- Dobra. To teraz musimy stąd jakoś wrócić do tego parku.
- Może tędy?
- Czekaj, wiem gdzie jesteśmy. Tam jest... o kurde, chowaj się - ukucnąłem z nim za śmietnikiem.
- Co się stało?
- Tu mieszka Jungsoo.
- I co w związku z tym?
- Spójrz w jego okno.
Gunhee wychylił się na chwilę.
Przez okno Jungsoo było widać jak on całuje się z jakimś facetem.
- Czy każdy wokół mnie musi być homo?
- Najwidoczniej ich przyciągasz.
- Kim Heechul. Magnes na gejozę.
- Więc panie magnes na homo mężczyzn, masz zamiar tu tak siedzeć cały dzień?
- Nie. Chcę na ciasto. Chodźmy.
Szliśmy dalej jakby nic się nie wydarzyło. Po dłuższej chwili udało mi się znaleźć tą cukiernię.
- Mówiłem że wiem gdzie to jest.
- Ani trochę w ciebie nie zwątpiłem.
- Ta...
- To co bierzemy?
- Zjadłbym ciasto marchewkowe.
- A ja chcę to z kremem cytrynowym.
Gunhee poszedł kupić ciasto a ja zająłem miejsce. Siedzieliśmy tam około godziny. Później oboje poszliśmy do pracy.
Wieczory zwykle spędzałem sam siedząc tylko z Heebumem. Czasami Gunhee lub Kyuhyun mnie odwiedzali lub ja ich.
Tego wieczora dopiero zdałem sobie sprawę z tego że ja i Gunhee jeszcze tego nie robiliśmy. Wiedziałem że czegoś mi brakowało ale żebym zapomniał o takiej rzeczy? Postanowiłem że chcę to zmienić.
Niedziele prawie zawsze spędzaliśmy razem. Żaden z nas wtedy nie pracował. Zaproponowałem Gunhee żeby przyszedł już w sobotę i został na noc ale miał coś ważnego do zrobienia w pracy. Przyszedł za to w niedzielę. Siedzieliśmy razem na kanapie.
- Gunhee, mogę cię o coś spytać?
- Jasne.
- Ilu miałeś już facetów?
- Wliczając ciebie?
Pokiwałem głową.
- No to...hmm...aż jednego.
- Czekaj... mówisz serio?
- Tak. A ty ilu miałeś?
- Wliczając ciebie?
- Tak.
- O ile nie pomyliłem się z obliczeniami to jednego.
- Ty? Sądziłem że były ich miliony...
- Widocznie nikt do tej pory nie był dość dobry dla mnie. Jest też opcja że tylko ty znosisz mój charakter...
- Jak zwykle przesadzasz. Dla mnie jesteś idealny.
- Bo tylko dla ciebie potrafię być miły.
Gunhee mnie pocałował a później przytulił.
Przez jakieś dwa tygodnie próbowałem go jakoś uwieść by w końcu się z nim przespać. Nic nie pomogło. Nawet gdy otworzyłem mu drzwi stojąc jedynie w damskim szlafroku który kiedyś dostałem od Kyu. Nie chciałem jednak pytać go wprost o co chodzi. Może się boi bo nigdy tego nie robił? Mnie, szczerze mówiąc, też na początku stresował brak doświadczenia. A może ma jakiś głupi tatuaż i nie chce żebym go zobaczył? Mam nadzieję że kiedyś się dowiem.
Pewnej niedzieli gdy nudziłem się w domu napisał do mnie Gunhee.
"Masz jakieś plany na kolejny weekend?"
Zacząłem się zastanawiać co planuje.
"Poza spotkaniem z tobą raczej nie."
Po chwili do mnie zadzwonił.
- Tak sobie myślałem... moglibyśmy pojechać nad morze póki jeszcze jest ciepło.
- Hm, podoba mi się.
- Więc się zgadzasz?
- Oczywiście.
- To świetnie. Postaram się wszystko załatwić.
- Jasne.
- Dobranoc.
- Dobranoc Gunhee.
Nie wiem dlaczego tak nagle wpadł na ten pomysł ale bardzo mi się podobał.
W piątek po południu ruszyliśmy w drogę do Busan. Sklep zostawiłem pod opiekę Jungsoo.
- Nie mogę się doczekać. Nie byłem nad morzem już jakieś dwa lata - powiedział Gunhee.
- Ja jeszcze dawniej.
Dźwięk jadącego pociągu może i nie był zbyt relaksujący ale mimo to wtuliłem się w Gunhee i zasnąłem.
Gdy się obudziłem byliśmy już niedaleko.
- Wysłałeś się? - pogłaskał mnie po głowie.
- Nie. Jesteś niewygodny.
- Powinienem się za to obrazić czy raczej nie?
- Jak chcesz - mimo to nadal przytulałem jego ramię.
Dojechaliśmy na miejsce. Gunhee zabrał nasze bagaże a ja torby. Jakoś trafiliśmy do hotelu. W pokoju okazało się że mamy dwa osobne łóżka.
- Czyli nawet tu mamy spać osobno? - spytałem.
- Jutro coś wymyślimy. Dziś jestem wykończony. Wytrzymasz jedną noc, hm?
- Jasne.
Rozejrzałem się trochę po naszym pokoju. Był spory, mieliśmy w nim telewizor, kanapę. W łazience była duża wanna. Od razu poszedłem się w niej wykąpać. Siedziałem w niej dobre pół godziny.
Kolejnego dnia, gdy się obudziłem Gunhee już nie spał. Podszedłem do niego.
- Dzień dobry - ziewnąłem. - Już nie śpisz? - objąłem jego szyję ramionami.
- Jest już prawie 12. Nigdy tyle nie śpię.
- Mnie się zdarza...
- Zauważyłem. Ubieraj się. Idziemy na plażę.
- Daj mi pół godziny.
- Aż tyle?
- To i tak krótko bo potrzebuję mniej makijażu.
- I tak jesteś najpiękniejszy.
- Wiem.
- I skromny.
- Ja tylko stwierdzam fakty.
Udało mi się ogarnąć w mniej niż pół godziny. Gunhee był dumny.
- Chodźmy na lody!
- Okej.
Podbiegłem do budki z lodami znajdującej się w drodze na plażę. Chwilę mi zajęło wybranie czegokolwiek. W końcu zdecydowałam się na truskawkowy shake.
- Nie chciałeś lodów?
- Kobieta zmienną jest.
Dotarliśmy na plażę. Było strasznie gorąco jednak od morza wiała lekka bryza.
- Jak przyjemnie.
Patrzyłem przez chwilę na wodę popijając mojego shake'a a później spojrzałem na Gunhee. O mało co nie wyplułem wszystkiego co właśnie miałem w buzi. Pierwszy raz zobaczyłem mojego chłopaka bez koszulki. Wiedziałem że był całkiem nieźle zbudowany, ale że aż tak? Zatkało mnie.
- Wszystko w porządku?
Nadal stałem w niego wpatrzony. Aż zapomniałem mu odpowiedzieć.
- Heechul?
- Nigdy nie wspominałeś że masz tatuaże.
- Nie?
- Nie.
- Podobają ci się?
- Strasznie.
Gunhee uśmiechnął się do mnie.
- Wiesz co jest w tym miejscu najlepsze? - objął mnie w pasie.
- Ja?
- Też. A poza tym?
- Nie wiem.
- To że nikt nas tu nie zna - pocałował mnie a ja aż upuściłem moje picie.
- Zwariowałeś?
- Już dawno.
Znaleźliśmy miejsce gdzie rozłożyliśmy nasze rzeczy.
- To idziemy do wody? - spytał.
- Idź sam.
- Nie. Chcę iść z tobą.
- A co jak nas okradną?
- Są tu tylko dzieci i starsze panie. Kto ma cię okraść?
- Nigdy nic nie wiadomo...
- No chodź - złapał mnie za rękę.
- Nie.
- Boisz się?
- Nie.
- A już rozumiem. Nie umiesz pływać.
- Dlaczego miałbym umieć? Mieszkam przecież w Seulu.
- A nie chodziłeś nigdy na żaden basen czy coś?
- Nie.
- Przecież będę z tobą. Nic ci się nie stanie.
- No dobra. Poczekaj tylko chwilkę.
Podszedłem do starszej pani siedzącej blisko nas.
- Przepraszam, czy byłaby pani tak miła i popilnowała mi torby?
- Oczywiście dziecko.
- Dziękuję bardzo - położyłem torbę koło niej i wróciłem do Gunhee.
- Co takiego masz w tej torbie że potrzebujesz do niej opiekunki?
- Była droga.
- No tak, tylko mój wspaniały Heechul nosi najdroższe torebki na zwykłą plaże.
- Ta nie była najdroższa... to idziemy?
- Jasne.
Chciałem pójść do przodu ale zanim zdążyłem zrobić chociażby krok, Gunhee z łatwością mnie podniósł i poszedł w stronę morza.
- Co ty robisz?
- Uwalniam orkę.
- Nie odzywaj się do mnie.
- Żartowałem.
- Ts...
- Ja cie noszę jak księżniczkę żebyś nie musiał się męczyć z chodzeniem po piasku a ty się obrażasz.
- Okej, księżniczka bardziej mi się podoba od orki. Może ci wybaczę.
- Wiesz, zawsze możesz skończyć bez gruntu pod nogami. Nie zapominaj kto cię nie właśnie niesie.
- Dobra, nie było tematu.
Chwilę później staliśmy oboje w wodzie. Była zimna ale było to całkiem orzeźwiające. Gunhee próbował nauczyć mnie pływać. Nic mu z tego nie wyszło ale przynajmniej mnie trochę poobmacywał. Nie żebym narzekał...
- Gunhee!
- Tak?
- Jestem głodny. Chodźmy coś zjeść.
- Jasne.
Wyszliśmy z wody. Poszedłem jeszcze po moja torbę przy okazji dziękując grzecznie starszej kobiecie i poszliśmy szukać restauracji.
- Może pójdziemy najpierw się przebrać? Hotel jest niedaleko.
- Dobry pomysł.
Wychodząc spytaliśmy kobiety z recepcji o dobre restauracje. Na szczęście była na tyle miła by nam kilka polecić.
Wróciliśmy do hotelu pod wieczór.
- To co robimy? - spojrzałem na łóżka.
- Sądzisz że możemy je po prostu przestawić?
- I tak jutro wracamy. Rano ustawimy je z powrotem.
- No dobra.
Gunhee przestawił łóżka a ja później rozłożyłem na nich pościel.
Nie licząc tego gdy raz zasnął mi na kolanach przy nudnym filmie, to tej nocy mieliśmy spać pierwszy raz razem. Nie chciałem przegapić takiej okazji ale Gunhee tylko mnie przytulił, powiedział że mnie kocha i zasnął. Chociaż tyle.
Rano obudziłem się leżąc na jego klatce piersiowej. Zacząłem jeździć palcem po jego brzuchu.
- To łaskocze.
Zaśmiałem się ale wcale nie przestawałem.
- Heechul! Przestań.
- Nie.
W końcu to on zaczął łaskotać mnie. Wybiegłem z łóżka a Gunhee zaczął mnie gonić. Biegaliśmy jak dzieci aż wpadłem na Gunhee.
- Dobra, starczy. Idziemy na plażę?
- Jasne.
Zjedliśmy, ubraliśmy się i wyszliśmy.
- Gunhee, to o której dziś wracamy?
- O 17.
- Szkoda że już dziś musimy wracać.
- No.
- Może za rok przyjedziemy na dłużej?
- Byłoby fajnie.
- Moglibyśmy wziąć też Kyu i Siwona.
- No.
- Chyba że nie chcesz...
- O ile będą mieć pokój z dala od nas to się zgadzam.
- Czemu?
- Nie wiem czy byłbym w stanie się wyspać słysząc wszystko co robią w nocy...
- Rzeczywiście.
Tego dnia spędziliśmy na plaży mniej czasu. Musieliśmy się jeszcze spakować no i coś zjeść.
Do Seulu wróciliśmy dość późno. Gunhee doprowadził mnie do domu. Twierdził że sobie nie poradzę z bagażami.
- Dziękuję - objąłem go i pocałowałem w policzek.
- Nie ma za co. Śpij dobrze.
- Dobranoc.
Był już prawie koniec lata. Postanowiłem zrobić w moim butiku wyprzedaż. Codziennie było chyba dwa razy więcej ludzi niż zwykle.
Raz, gdy kolejka ciągnęła się aż na zewnątrz, przyszedł Gunhee.
- Bardzo przepraszam ale muszę z nim porozmawiać. To ważne.
Gunhee złapał mnie za rękę i zaciągnął na zaplecze sklepu.
- Czy ty oszalałeś? Będą na mnie wściekli. Co jest aż tak ważne że musisz mówić mi to teraz?
- Muszę wyjechać.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu mój przyjaciel poprosił mnie o pomoc przy kursie który organizuje. Najgorzej, że to aż w Daegu.
- I ile cię nie będzie?
- Miesiąc.
- Czemu tak długo?
- Nie mam pojęcia.
- Przecież ja nie dam rady bez ciebie.
Gunhee mnie przytulił.
- Dasz radę kochanie. To tylko miesiąc, nie cały rok.
- A kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro rano.
- Więc przyszedłeś się pożegnać?
- Tak. Później nie miałbym kiedy a nie chcę wyciągać cię o 4 rano z łóżka.
- Tylko!
- Tak?
- Masz do mnie dzwonić.
- Oczywiście.
Gunhee pocałował mnie tak, jakby żegnał się przed służbą wojskową. Albo jakby naprawdę wyjeżdżał na rok. Jeżeli to zrobi to chyba go zabiję.
- Swoją drogą, czemu mówisz mi to dopiero teraz?
- Ostatnio byłeś tak zajęty że nie miałem kiedy się z tobą spotkać. Nie chciałem też mówić ci tego przez telefon.
- Rozumiem.
- Do zobaczenia. Dbaj o siebie.
- Ty też. Do widzenia Gunhee. Będę za tobą tęsknić.
- Ja za tobą jeszcze bardziej.
Znowu mnie pocałował i wyszedł a ja wróciłem do sklepu.
Miesiąc bez niego był bardzo trudny. Przez pierwszy tydzień dzwonił codziennie. Później dzwonił coraz mniej a w końcu w ogóle. Nie wiedziałem nawet czy powinienem być o ty zły, smutny czy martwić się o niego. Kyuhyun cały czas mówił mi żebym to ja do niego zadzwonił jednak tego nie zrobiłem.
Nadszedł dzień w którym Gunhee miał wrócić. Postanowiłem że poczekam na niego na dworcu. Przyjechał pociąg którym miał wrócić ale jego tam nie było. Zacząłem się naprawdę martwić. Wróciłem do domu i zacząłem płakać. Nie chciałem nawet myśleć o tym że mogło mu się coś stać jednak tylko takie scenariusze pojawiały się w mojej głowie.
Pod wieczór ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłem a tam stał Gunhee. Myślałem przez chwilę że to tylko moja wyobraźnia. Zamknąłem mu drzwi przed nosem zanim zdążył się ze mną przywitać.
- Heechul, otwórz.
- Idź stąd i więcej nie wracaj.
- Będę tu siedział dopóki ze mną nie porozmawiasz.
Mimo to nie otworzyłem mu drzwi. Nie chciałem tego robić.
Była już prawie 12 w nocy a ja nie mogłem zasnąć. Nadal martwiłem się o tego idiotę bo ciągle tam siedział. W końcu nie wytrzymałem i poszedłem otworzyć drzwi. Gunhee wstał z podłogi na której przez cały czas siedział.
- Cześć Heechul.
Chciałem znowu zamknąć mu drzwi ale tym razem je przytrzymał.
- Chodź ze mną.
- Po co?
- Chodź. Muszę ci coś powiedzieć.
- Jest już późno.
- I co z tego?
Ubrałem się szybko i wyszedłem z nim na dwór. Szliśmy w ciszy wzdłuż rzeki.
- Czemu przyjechałeś później? - przerwałem niezręczną ciszę.
- Co? Skąd wiesz?
- Czekałem na ciebie.
- Spóźniłem się na pociąg bo musiałem jeszcze coś zrobić.
- A czemu nie dzwoniłeś? Martwiłem się.
- Przepraszam.
- Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?
Nagle się zatrzymał.
- Nie. Mam ci o wiele więcej do powiedzenia.
Stanął na przeciwko i najpierw mnie przytulił.
- Najpierw, nawet nie będę próbował kłamać że nie dzwoniłem przez to że nie miałem czasu. Przez pewien czas tak było. Później nie chciałem. Musiałem coś przemyśleć.
- I to było aż tak ważne?
- Tak.
Złapał mnie za ręce. Poczułem pierścionek na jego palcu. Spojrzałem na jego rękę. Wyglądało to jak ślubna obrączka.
- Heechul - oderwałem wzrok od jego dłoni i spojrzałem mu w oczy. - Oh... powinienem był ci to powiedzieć na samym początku. Byłoby prościej.
- Ja chyba wiem o co chodzi.
- O czym ty mówisz?
Podniosłem jego dłoń.
- Tak naprawdę miałeś od samego początku dziewczynę, ze mną byłeś dla zabawy a teraz się z nią ożeniłeś, hm?
- Nigdy nie zrobiłbym nikomu czegoś takiego. Wyglądam na aż tak złą osobę?
Popatrzyłem na niego i pokiwałem przecząco głową.
- No właśnie. Tak naprawdę chciałem powiedzieć ci coś całkiem innego i jeżeli mnie rzucisz raczej to zrozumiem.
Myślałem że wyzna mi teraz jakiś chory fetysz albo coś w tym stylu.
- Ja jestem aseksualny.
- Że jak?
- Oh... Heechul. Kocham cię. Bardzo cię kocham ale po prostu nie czuję potrzeby by się z tobą przespać.
Dłuższą chwilę zajęło mi ogarnięcie tego co właśnie powiedział. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Przecież ja mógłbym napisać książkę grubości Biblii o moim życiu seksualnym a Gunhee po prostu go nie miał. Powiedziałem tylko "przepraszam" i odszedłem w drugą stronę.
Zacząłem tego żałować. Przecież też bardzo go kocham i nie chciałbym go stracić. Odwróciłem się. Gunhee odszedł dość daleko. Musiałem go dogonić. Zacząłem biec w jego stronę. Gdy już byłem przy nim zwolniłem, podszedłem do niego i przytuliłem go od tyłu.
- Gunhee. To ty powinieneś zostawić mnie.
- Heechul? O czym ty mówisz? - Gunhee ustał przede mną.
- Jestem do niczego i myślę tylko o sobie. Gdy... gdy ty mi to wyznałeś... - ledwo mogłem złapać oddech.
- Spokojnie. Mów powoli.
- Ja sądziłem że do siebie nie pasujemy. Ale przecież... przecież nigdy nie znajdę nikogo takiego jak ty. Nie chcę nikogo innego - przytuliłem go. - Ja chcę być tylko z tobą - nie wiem dlaczego ale zacząłem płakać.
- Nie płacz - zaczął głaskać mnie po głowie.
- Gunhee, kocham cię i nie chcę wyjść na dupka który chce tylko jednego. Przecież w byciu razem nie chodzi tylko o jedno.
- Masz rację.
- Przepraszam za to co zrobiłem.
- Nie masz za co mnie przepraszać. Tylko... jesteś pewien że nadal chcesz ze mną być?
- Oczywiście. Nigdy nie byłem niczego tak bardzo pewny.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
Gunhee mnie pocałował. Kompletnie nie obchodziło go to że mimo późnej godziny było tu trochę osób. Ja tym bardziej się tym nie przejmowałem.
- A co do tej obrączki... - Gunhee zaczął szukać czegoś w kieszeniach swojej kurtki. - O znalazłem - podał mi pudełko. - To dla ciebie.
Otworzyłem je a w środku była obrączka.
- Dlaczego kupiłeś nam takie same? Czy ty mi się oświadczasz?
- Jeszcze nie. I nie są takie same. Patrz - zdjął pierścionek z palca i pokazał mi go od środka.
Było tam wygrawerowane moje imię. Spojrzałem na tą którą mi właśnie dał. Na Na tej był napis "Gunhee". Byłem szczerze wzruszony jednak udało mi się nie rozkleić kolejny raz.
- Dziękuję - założyłem obrączkę na swój palec. - Jest śliczna. Będę ją zawsze nosić.
- Mam nadzieję.
- Chodźmy już do domu - złapałem go za rękę. - Jestem wykończony.
- Ja też.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)