W tamtym roku mi się nie udało napisać świątecznego ficzka, ale w tym już tak XD także, wesołych Świąt~
- Co wy robicie? - było to moje pierwsze pytanie gdy wszedłem do sali ćwiczeń gdzie Ken z Hyukiem wyglądali jakby się bili lub obściskiwali na materacu.
- My... tego... bawiliśmy się.
- W co? W dom?
- Oszalałeś?
- To który z was był mamusią?
- Żebyś ty zaraz nią nie został - od kiedy te maknae takie wyszczekane?
- Dobra, cicho już. Wracamy do dormu, moglibyście ruszyć tyłki?
- Ta, zaraz będziemy.
Wyszedłem z sali. Przez chwilę miałem ochotę posłuchać o czym rozmawiają, ale się powstrzymałem. Od jakiegoś czasu byli bardzo dziwni i aż zaczęło mnie to fascynować.
Gdy wróciliśmy do dormu, zamówiłem coś do jedzenia na kolację. Akurat gdy skończyłem nakrywać do stołu, dostarczyli nam jedzenie. Wszyscy na raz rzucili się do stołu. A pomóc nie było komu... no cóż, takie marne życie lidera.
- Ej, mam pomysł! - nagle wyskoczył Ken.
- Jaki?
- Zróbmy sobie święta~
- Święta? co masz na myśli?
- No wiecie, takie jak w Amerykańskich filmach! Z choinką, prezentami i tak dalej.
- Jaehwan, jest listopad.
- I co z tego? trzeba zacząć wszystko planować już teraz. Zresztą, listopad niedługo się kończy.
- Więc sugerujesz że mam kupować dla każdego prezent? Nie że coś, ale nas jest sporo...
- Jest nas 6 więc możemy się dobrać w pary i każdy zrobi prezent sobie nawzajem.
- Ty to sobie wszystko przemyślałeś, co?
- Po prostu wczoraj oglądałem taki film i pomyślałem że byłoby całkiem miło spędzić święta razem chociaż raz.
- Czyli mogę wybrać komu będę robił prezent?
- Byłoby śmieszniej gdybyśmy na przykład losowali.
- A może... - odezwał się Ravi - jak na boysband przystało, zagrajmy w kamień papier i nożyce. Wygrani będą mogli wybrać komu robią prezent.
- Racja. Przynajmniej nie będziemy się wymieniać.
Zaczęliśmy grę. Najpierw przegrał Leo i Ken. W kolejnej rundzie przegrałem ja. Później reszta grała o to kto będzie pierwszy wybierał. Wygrał Ravi.
- Hakyeon - uśmiechnął się do mnie.
Potem przyszła kolej na Hyuka. Oczywiście według moich spekulacji wybrał Jaehwana. No i dla Hongbina został Leo.
Od razu zacząłem się zastanawiać co mogę kupić komuś, kto raczej niczego nie potrzebuje. Skarpetki? Nie wiem.
Kolejnego dnia nagrywaliśmy weekly idol. Na początku było zabawnie, ale oczywiście ktoś musiał mnie zdenerwować. A mówiąc ktoś, mam na myśli Taekwoona i jego cudowny portret przedstawiający mnie. Picasso się znalazł. Udawałem że mnie to nie obchodzi ale on i tak dostanie za swoje. Już z menadżerem załatwię mu sprzątanie dormu przez dwa tygodnie. Był moim przyjacielem ale to nie znaczy że nie mogę się na nim mścić~
Wieczorem oglądałem z Ravim telewizję. Leżałem trzymając głowę na jego kolanach.
- Wonsik - podniosłem się i spojrzałem na niego.
- Hm?
- Czy ja naprawdę jestem aż taki ciemny?
- Nadal się tym przejmujesz? To był tylko żart.
Nie odpowiedziałem nic tylko patrzyłem na niego morderczym wzrokiem.
- Hakyeonie - przysunął się bliżej mnie i objął mnie ramieniem. - Spójrz na to z innej strony.
- Co masz na myśli?
- No bo... pomyśl, jacy ludzie chcą być teraz?
- Bardziej bladzi.
- No właśnie. A ty jesteś?
- Ciemny.
- Widzisz, właśnie to czyni cię wyjątkowym.
Mimo że on też czasami żartował z mojego koloru skóry, niesamowicie mnie wtedy podniósł na duchu.
- Dziękuję.
Uśmiechnął się do mnie a ja z powrotem położyłem głowę na jego kolanach i wlepiłem wzrok w telewizor.
Kilka dni po wyemitowaniu tego nieszczęsnego odcinka weekly idol, skończyliśmy promocje w Korei. W planach mieliśmy teraz wyjazd do Chin.
Trafiłem do pokoju z Ravim.
- Chyba coś im się pomyliło.
- Czemu?
- Bo mamy tylko jedno łóżko.
- Jedno, duże łóżko. Zmieścimy się.
- Tylko wiesz, to łóżko małżeńskie...
- No to... albo mnie wygonisz na podłogę albo zostaniesz na kilka dni moją żoną.
Zacząłem się śmiać i rzuciłem się na łóżko. Wonsik położył się na mnie.
- Co ty robisz? Udusisz mnie i nici z nocy poślubnej.
Obrociłem się tak że teraz ja leżałem na nim. Podparłem się na łokciach.
- Znacznie lepiej - uśmiechnąłem się.
- Hakyeon złaź, ciężki jesteś.
- Na pewno lżejszy od ciebie. Grubasie.
- Ej, nie jestem gruby! To mięśnie tyle ważą.
- Jasne. Jakie mięśnie? Toż to zwykły flak - ścisnąłem lekko jego ramię.
- Zaraz ten flak zwali cię na podłogę i tam będziesz spać.
- Dobra, dobra. Już schodzę.
Sturlałem się obok niego. Zacząłem się śmiać.
- Co cię tak śmieszy?
- Nie mam pojęcia.
Odwróciłem się w jego stronę i objąłem go ramieniem.
- Co robisz?
- Chcę spać, jestem zmęczony.
- Idź chociaż wziąć prysznic.
- Nie mam siły.
- Będziesz spał w ubraniach?
- Tak. Chyba że chcesz mnie rozebrać i ubrać w piżamę.
Oczywiście żartowałem a on zaczął rozpinać moje spodnie.
- Czekaj Wonsik, dam radę.
- Spokojnie, przecież to nic takiego.
Pozwoliłem mu się rozebrać, pięknie. Siedziałem w samych majtkach czekając aż znajdzie moją piżamę. Gdy ją znalazł spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Co cię tak bawi?
- Nie, nic.
- Oddawaj - chciałem zabrać mu moją piżamę ale wyrwałem mu z ręki tylko spodnie.
Wstałem i ubrałem je. Chwilę później Wonsik ustał przede mną i nałożył mi koszulkę. Od razu położyłem się do łóżka.
- Idziesz już spać?
- Nie, ale mi zimno.
- Rozumiem. To ja pójdę się umyć.
- Okej.
Wielkim plusem mieszkania z Wonsikiem było to, że zawsze wychodził spod prysznica bez koszulki i tak spał. Wtedy udając że śpię patrzyłem na niego. Ostatnio więcej czasu spędzał na siłowni i wyglądał jeszcze lepiej.
Leżałem i w oczekiwaniu na Raviego grałem w coś na telefonie. Gdy usłyszałem że wychodzi, odłożyłem telefon i położyłem się na plecach a wzrok wbiłem w jego nagi tors. Po chwili położył się obok mnie. Odwróciłem się do niego plecami.
- Hakyeon.
- Hm?
- Mogę cię przytulić?
- Jasne - odwróciłem się w jego stronę nawet nie pytając czemu chciał to zrobić.
Wtuliłem się w niego a on objął mnie mocno swoimi umięśnionymi ramionami. Pachniał tak przyjemnie że mógłbym tak leżeć aż do rana a nawet dłużej.
Lubiłem spać z Ravim. Mimo tego że w nocy czasami kopał mnie przez sen. Budzenie się na jego piersi było bardzo przyjemne. Zwłaszcza gdy jeszcze spał i mogłem leżeć tak aż się obudzi.
- Hakyeon, spisz jeszcze? - szepnął.
Specjalnie się nie odzywałem. Chwilę później udawałem że się budzę i znowu go przytuliłem.
- Dzień dobry.
- Cześć - pogładził mnie po głowie.
- Wiesz, chyba ci kiedyś zwiąże nogi jak będziesz szedł spać.
- Znowu cię kopnąłem?
- Tylko kilka razy.
- Wybacz. Mogę spać od jutra na kanapie jeśli chcesz...
- Nie, nie chce żebyś mi potem narzekał cały dzień że coś cię boli.
- Skoro tak...
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Wstałem żeby je otworzyć. Był to menadżer który kazał nam przygotować się do próby przed koncertem.
- Lepiej wstawaj bo sam cię z tego łóżka zwalę.
- Spróbuj - zaśmiał się.
Wskoczyłem na łóżko i próbowałem go zepchnąć. Jak już mówiłem, ostatnio więcej ćwiczył więc teraz był cięższy i nie mogłem go zepchnąć. Gdy w końcu mi się udało, spadłem razem z nim. Czując się dość niezręcznie, wstałem i wyszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się.
Po koncertach w Chinach wróciliśmy do Korei. Mieliśmy całkiem sporo roboty a jeszcze musiałem myśleć nad prezentem dla Raviego. Pewnego razu, gdy skończyliśmy ćwiczyć postanowiłem pogadać z Kenem o tym czy ma jakiś pomysł na prezent.
- Jaehwan, chodź tu.
Zamknąłem się z nim w pokoju.
- Mam do ciebie sprawę.
- Spoko, tylko czemu nas zamknąłeś?
- Żeby Ravi tu nie wszedł.
- Ah, rozumiem. Więc o co chodzi?
- Kompletnie nie mam pomysłu co mu kupić. A ty wymyśliłeś te święta więc teraz mi pomóż.
- Jakbyś się tak przewiązał wstążką i położył na łóżku... na pewno by mu się podobało.
- Że co? Co ty powiedziałeś?
- Chyba coś czego nie powinienem.
- Za kogo ty mnie masz?
- To nie tak, Hakyeon. To po prostu...
- Co?
- Nie mogę ci powiedzieć.
Ugh, jak on mnie wtedy wkurzył.
- Powiedz, proszę.
- Ale on mnie zabije.
- Czemu?
- Oh, nie zniosę tego. Chodź tu - kiwnął palcem w swoją stronę żebym przysunął się bliżej.
- Ale choćby nie wiem co, obiecaj że nie powiesz tego nikomu i nie zareagujesz jak wariat.
- Obiecuje.
- No bo... on cię lubi.
- Dużo osób mnie lubi.
- Ale on cię tak lubi lubi.
- Co masz na myśli?
- Hakyeon, boże. Co z tobą? No podobasz mu się.
- Że co?
- No tak.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć.
- To lepiej uwierz.
Nie wiedziałem co o tym myśleć. Jednocześnie jednak się ucieszyłem.
- Dobra, ja idę spać. A ty pamiętaj, nic nikomu nie mów.
Pokiwałem głową.
- Bo jak on się dowie to zginę ja, nie ty. A wtedy sam będziesz sobie wyciągać highnote.
- Obiecuję. To dobranoc.
- Dobranoc.
Cały czas myślałem o tym co powiedział mi Ken. Nie mogłem w to uwierzyć. Chciałem tak bardzo spytać o to Raviego. Ale nie mogłem. To było strasznie frustrujące. Dopiero po jakimś czasie przypomniałem sobie że nie zapytałem go o prezent, a to co wymyślił na początku nie wchodziło w grę. Poszedłem zapytać Leo.
- Taekwoon, widziałeś Wonsika?
- Wyszedł do sklepu.
- O to musisz mi szybko pomóc.
- Jasne. W czym problem?
- Bo nie wiem co kupić dla Wonsika.
- Hm, może jakieś ubrania? Albo buty?
- W sumie dobry pomysł. Dzięki.
Kilka dni później chłopaki wyszli na świąteczne zakupy. Zostałem w domu z Ravim bo nie czuł się za dobrze. Oglądaliśmy razem telewizję siedząc pod kocem. Ravi zasnął na moich kolanach. Przez ciąg długich reklam przypomniałem sobie że nie poprosiłem ich by kupili miód. Wziąłem telefon Raviego bo mój został w pokoju.
- Jaehwan?
- Tak? Czemu tak cicho mówisz?
- Bo Wonsik śpi. Zapomniałem wam powiedzieć żebyście kupili miód.
- A okej. Zaraz po niego pójdę.
- Dzięki. Papa.
- Pa~
Gdy się rozłączyłem, jego telefon się zaciął i klikając przypadkowe rzeczy trafiłem do galerii. Wtedy doznałem szoku. Było tam pełno moich zdjęć. Takich które zrobił sam, lub po prostu nasze selfie a nawet zdjęcia z fanowskich stron. Nagle przypomniało mi się to, co mówił Jaehwan. To jednak była prawda. Boże.
Odłożyłem jego telefon i spojrzałem na niego. Nadal spał. Zacząłem głaskać go po głowie. Zastanawiałem się co teraz zrobić. Przecież nie mogłem mu powiedzieć że widziałem jego galerie ani że Ken mi powiedział.
Była sobota. W końcu wymyśliłem prezent dla Raviego. Kupiłem uroczą ramkę i włożyłem do niej pierwsze zdjęcie które sobie z nim zrobiłem. Do tego kupiłem mu świąteczny szalik i nowe buty. Na pewno mu się spodoba.
Kolejnego dnia Ken kupił choinkę i wszyscy razem ją dekorowaliśmy.
- Hakyeon, podsadzę cię i założysz ją na czubek - Ravi dał mi do ręki gwiazdkę.
Spojrzałem na niego i pokiwałem głową. Podniósł mnie i gdy tylko założyłem gwiazdę na choinkę, Wonsik prawie się przewrócił.
- Nic ci nie jest?
- Nie, w porządku - uśmiechnąłem się do niego.
Skończyliśmy ubieranie choinki. Wyglądała naprawdę ładnie. Te wszystkie mieniące się światełka, bombki i łańcuchy sprawiały że cały pokój od razu nabrał świątecznego nastroju. A to nie koniec. Później zaczęliśmy dekorować resztę domu według zamysłu Kena który kupił wszystkie potrzebne rzeczy. Nawet poduszki na kanapie miały teraz świąteczny motyw.
Byłem już tak zmęczony że prawie zasypiałem na fotelu. Wonsik podszedł do mnie.
- Nie zasypiaj tutaj.
- Ale jestem zmęczony.
- To może cię zaniosę do łóżka?
Popatrzyłem na niego. Chciałem sam wstać i jakoś dotrzeć do łóżka ale gdy tylko się podniosłem, Wonsik wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego łóżka. Chciał wyjść z pokoju.
- Czekaj. Zostań ze mną.
- Czemu?
- Bo tak.
Usiadł koło mnie. Przez chwilę mi się przyglądał a potem zaczął bawić się moimi włosami. Zabrałem jego rękę z mojej głowy i złapałem go za nią. Po chwili zasnąłem. Obudziłem się w środku nocy. Ravi spał obok na siedząco a ja nadal trzymałem jego rękę. Jakoś udało mi się ułożyć go w łóżku obok mnie. Tak jak zwykle, przytuliłem go i zasnąłem.
Rano gdy się obudziłem on jeszcze spał. Położyłem się bliżej niego i przyglądałem się jego twarzy. Myślałem nad tym wszystkim co ostatnio się stało i pomyślałem że wyznam mu wszystko w wigilię. Nie do końca wiedziałem jak na to wszystko zareaguje, ale skoro wiem że on też mnie lubi to raczej nie będzie tak źle.
Gdy Ravi się obudził, przez chwilę na mnie popatrzył i się uśmiechnął.
- Dzień dobry.
- Cześć - odwróciłem się do niego plecami.
Przytulił mnie.
- Czemu śpimy razem?
- Bo zasnąłeś na siedząco na moim łóżku.
- Wybacz.
- W porządku. A teraz wstawaj bo się spóźnimy.
Wigilia. Dzień najbardziej wyczekiwany przez dzieci, jeszcze bardziej przez Kena a najbardziej przeze mnie. Już z samego rana Ken obudził nas wszystkich żebyśmy zaczęli się przygotować. Ciężko było mi wstać z łóżka bo spodziewałem się że będę mógł dzisiaj pospać więcej skoro mamy wolne ale cóż, myliłem się. Jeszcze zasypany wpadłem na Raviego. Przewrócił bym się gdyby nie to że mnie złapał.
- Dzień dobry. Chyba powinieneś jeszcze spać.
- Ta, ale ktoś mi na to nie pozwolił.
- To idź się jeszcze połóż.
- Nie - ziewnąłem. - Dam radę.
- Na pewno?
- Tak.
Uśmiechnął się do mnie i poszedł do kuchni.
Przez cały dzień pomagałem Kenowi. Nie wiem dlaczego zrobił aż tyle jedzenia skoro jesteśmy tylko w szóstkę bo menadżer pojechał do rodziny.
Wieczorem, podczas kolacji było naprawdę miło. Zawsze czułem się jakby oni byli moją rodziną, ale tego wieczora jeszcze bardziej. Nie mogłem przestać się uśmiechać. Wszystko wkoło było bardzo ładnie przystrojone, na stole świeczki i różne ozdoby. Ken naprawdę bardzo się postarał. Byłem mu za to wdzięczny.
Gdy skończyliśmy jeść, Ken postanowił że czas na prezenty. Wszyscy poszli do pokoi po prezenty. Złapałem Wonsika za rękę gdy tylko on został w salonie.
- Weź swój i przyjdź do mojego pokoju.
W odpowiedzi pokiwał głową.
Poszedłem od razu do siebie i wyciągnąłem spod łóżka prezent dla Raviego. Po chwili zapukał do drzwi. Zacząłem się denerwować.
- O co chodzi?
- Chodź, chodź.
- Coś nie tak?
- Wszystko w porządku. Wchodź zanim ktoś tu przyjdzie.
Ravi wszedł do środka.
- Proszę - wręczył mi torebkę z prezentem.
Od razu zajrzałem do środka. Wyciągnąłem z niej rękawiczki. Były miękkie, różowe i miały duże czerwone serduszko na środku. Założyłem je.
- Ale mięciutkie, patrz - dotknąłem jego policzka.
- No tak - nie wiedziałem czy był zaskoczony, zakłopotany czy nie wiedział o co chodzi.
Resztę postanowiłem obejrzeć później i dałem mu prezent dla niego.
- Dziękuję. Mogę? - spojrzał na torebkę a później na mnie.
- Oczywiście. Zresztą sam ci pokażę.
- Okej.
- Patrz, - wyciągnąłem ramkę - to pierwsze zdjęcie które razem sobie zrobiliśmy.
- Nadal je masz? - uśmiechnął się szeroko.
Gdybym mógł to pewnie bym się teraz zarumienił.
- Tak. O a tu są buty, myślę że ci się spodobają.
Otworzył pudełko.
- Dzięki, są super.
- I kupiłem ci jeszcze szalik.
Zawiązałem mu go na szyi. Złapałem za oba jego końce i na niego spojrzałem.
- Wonsik. Jest... coś jeszcze.
- Co takiego?
- Bo ja...
Spojrzał mi prosto w oczy.
- Tak?
Spojrzałem tylko na chwilę na jego usta. To wystarczyło bym zaraz potem go pocałował wysuwając palce w jego włosy. Był strasznie zaskoczony.
- Czekaj... co ty...
- Ja... przepraszam. Ken powiedział że... o boże.
- Zabije go.
- Nie, czekaj. Zostaw go. Ja... - przytuliłem go - ja też cię lubię.
- Ale... mówisz serio?
- Oczywiście. Czemu miałbym cię oszukiwać?
- Nie wiem - objął mnie.
- Wonsik, mogę cię o coś spytać?
- Jasne. O co tylko chcesz.
- Po co ci tyle moich zdjęć na telefonie?
- Co? Jak je zobaczyłeś?
- Przypadkowo.
- Bo ja... ja po prostu uwielbiam na ciebie patrzeć.
- Przecież ze mną mieszkasz.
- Ale...
Dopiero teraz wpadłem na to co on mógł robić...
- Wonsik, ty - zanim zdążyłem rzucić jakimś wyzwiskiem, uciszył mnie pocałunkiem.
- Nie mówmy już o tym.
- Okej.
Uśmiechnął się do mnie.
- Wonsik.
- Tak?
- Czy ty... ty na pewno chcesz ze mną być?
- Skąd nagle to pytanie?
- No bo wiesz... to mogłoby się wydać i nie byłoby fajnie. Nie chce tracić naszych fanów.
- Niby tak. Ale z drugiej strony nie po to się męczyłem tyle czasu ukrywając to że cię kocham tylko po to żebyś mi teraz mówił takie rzeczy. Poradzimy sobie.
- Ale ja jestem tak szczęśliwy że mam ochotę powiedzieć całemu światu że jesteśmy razem.
- Cały zespół ci nie wystarczy?
- Jak na razie może być - uśmiechnąłem się.
Wonsik znowu mnie pocałował. Tym razem głęboko, namiętnie, przyciskając mnie do ściany.
Nie zauważyłem nawet że ktoś wszedł do pokoju. Dopiero gdy usłyszałem silne uderzenie w drzwi, odezwałem się od Raviego i spojrzałem w ich stronę.
Na podłodze siedział Taekwoon który dotykał swojej głowy, prawdopodobnie szukając guza. Musiał najwidoczniej wejść w złym momencie.
- Nic ci nie jest? - podeszłem szybko do niego.
- To raczej ja powinienem spytać co jest z wami. Cholera.
- Spokojnie, my tylko... - Ravi bezskutecznie próbował jakoś wybrnąć z sytuacji.
- Ja chyba zaraz zemdleje.
- Nie, Taekwoon. Chcesz wody? Może coś zimnego na głowę?
- Przydałoby się.
Ravi wyszedł do kuchni. Gdy wrócił, przyszła za nim reszta.
- Trzymaj, była tylko ryba.
- Dzięki.
- Co się stało? - spytał Hongbin.
- No... Taekwoon się przypadkowo uderzył w drzwi.
- To wasza wina. Ci dwaj się całowali - wskazał na mnie i Wonsika.
- Naprawdę? - spojrzałem na wyraźnie szczęśliwego Kena.
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową. Spojrzałem na resztę. Hyuk wyglądał na zmieszanego. Jaehwan oczywiście się cieszył i przytulał Hyuka, a Hongbin po prostu na nas patrzył lekko się uśmiechając.
- Czemu nic nie mówicie? - odezwał się poszkodowany.
- A od kiedy ty taki rozmowny?
- Dobra - Ken wyszedł na środek. - Teraz słuchacie mnie. Są święta, więc macie się nie kłócić jak dzieci o byle co. Taekwoon idź może już spać bo ci się jeszcze pogorszy. Wy sobie róbcie co chcecie tylko nie głośno a ja z Hyukiem idę oglądać Kevina - złapał chłopaka za rękę. - Dobranoc.
Gdy tylko wszyscy wyszli z pokoju, usiadłem z Ravim na łóżku i od razu zaczęliśmy się śmiać.
- Reakcja Taekwoona była bezcenna.
- Tak. Mam tylko nadzieję że szybko mu przejdzie.
- Spokojnie, jeszcze raz wpadnie na drzwi to może mu się coś znowu pomiesza.
- Gorzej jak trafi w twarz.
Żartowaliśmy z niego tak długo i tak głośno że aż znowu wpadł do mojego pokoju.
- Coś nie tak? - spytałem jak gdyby nigdy nic.
- Bądźcie cicho bo wam się zaraz w głowach poprzestawia jak dostaniecie tym oto krzesłem.
- Ej - Wonsik szturchnął mnie łokciem - Chyba serio jest z nim gorzej bo za dużo gada. I jakiś taki bardziej agresywny się zrobił.
Zanim Leo zdążył coś powiedzieć, przyszedł Hongbin.
- Chodź już spać.
- Czekaj, najpierw ich zabije.
- Taekwoon, zostaw ich bo im powiem co robisz jak reszty nie ma...
Grzecznie wyszedł z pokoju zamykając drzwi za sobą.
- Teraz mnie to ciekawi, wiesz?
- Nie tylko ciebie.
- Hakyeon.
- Tak?
- Mogę z tobą spać?
- Jasne.
- I Hakyeon.
- Hm?
Przysunął się bliżej mnie i usiadł mi na kolanach.
- Dziękuję ci - pocałował mnie czule.
- A za co to?
- Za najlepsze święta w moim życiu - przytulił mnie. - Kocham cię Hakyeon.
- Ja ciebie też.
środa, 23 grudnia 2015
niedziela, 11 października 2015
My way, your way, anything goes tonight (JackYugBam)
- Yugyeom, za pół godziny.
Nie musiałem mu nic więcej tłumaczyć. Tak jak zawsze miałem się z nim spotkać niedaleko kościoła. Nie mogłem przychodzić do niego ani on do mnie z prostych powodów. On mieszkał z rodzicami a ja z współlokatorem który wiecznie siedział w mieszkaniu. Powód dla którego się spotykaliśmy też był całkiem prosty. Po prostu spotykaliśmy się dla seksu. Czasami też żeby się napić. Albo jedno i drugie. Podobał mi się taki układ. Do niczego nie byliśmy zobowiązani.
- Cześć Jackson - w końcu dotarł w umówione miejsce.
- Hej - uśmiechnąłem się do niego.
Od razu poszliśmy do hotelu. Wynająłem pokój na jedną noc.
- Czekaj, mam dla ciebie niespodziankę - powiedział Yugyeom gdy usiadł na łóżku a ja chciałem już zaczynać.
- Niespodziankę?
- Tak. I to z importu.
- Jak to?
- Poczekaj chwilę. Musze gdzieś zadzwonić.
- Jeszcze każesz mi czekać?
- Ale będziesz zadowolony, zaufaj mi.
Wyszedł. Strasznie się niecierpliwiłem. A znając jego przyniesie pewnie kolejną, tanią, chińską zabawkę z sex shopu.
Wrócił po kilku minutach.
- Więc? Gdzie twoja niespodzianka?
- Będzie za 10 minut.
- I mam jeszcze tyle czekać?
- Dasz radę. Masz, napij się to szybciej ci minie czas - wcisnął mi do ręki butelkę piwa.
- Dzięki.
Po woli traciłem ochotę gdy ktoś zapukał do drzwi. Umierałem z ciekawości.
- Wejdź - powiedział Yugyeom który wyglądał na podekscytowanego jak nigdy.
Po chwili szczerzył się do niezbyt wysokiego, młodego chłopaka stojącego w drzwiach. Szczerze mówiąc był całkiem ładny. Już mi się podobała jego "niespodzianka".
- I to twoja niespodzianka?
- Tak. Stwierdziłem że w trójkę może być ciekawiej~
- Hm, racja. Ale mówiłeś że...
- Jest z Tajlandii.
- Naprawdę? I mówi po koreańsku?
- Chyba tak.
Przez chwilę poczułem się dość niezręcznie. Chłopak spojrzał na Yugyeoma a ten skinął głową. Nawet nie zauważyłem kiedy usiadł mi na kolanach i zaczął mnie całować. Po chwili uśmiechnął się i rozpiął zamek mojej bluzy a potem zrzucił ją na podłogę. Popchnął mnie na łóżko. Wsunął głowę pod moją koszulkę. Zaczął od pępka, później wędrował językiem coraz wyżej. Gdy zatrzymał się na moim sutku, podgryzając go, jęknąłem cicho. Wysunął głowę przez mój szeroki dekolt i zaczął całować mnie po szyi również lekko ją gryząc.
Wyjął głowę spod mojej koszulki i rozpiął mi rozporek zębami. Wyglądało to tak seksownie. Gdy już to zrobił, popatrzył na mnie, przygryzł wagę i polizał mojego penisa przez majtki.
Już otwierałem usta by znowu wydać z siebie jęk, gdy nagle Yugyeom mnie pocałował.
- I jak? Podoba ci się?
- Mm, na razie jest fajnie~
Młody Tajlandczyk bawiący się moim podnieceniem przez dotykanie i lizanie mnie jedynie przez materiał w końcu zdjął ze mnie majtki. Ku mojemu zdziwieniu po chwili między moimi nogami znalazł się też Yugyeom. Zaczęli na raz lizać mojego penisa na końcu łącząc usta w pocałunku. Później na zmianę go ssali.
Yugyeom odsunął się ode mnie i zaczął rozbierać chłopaka z jego obcisłych spodni. Gdy wreszcie mu się udało zaczął od całowania jego zgrabnego tyłka a później wyjął z kieszeni butelkę której zawartość wylał na jego pośladki i trochę na swoją rękę. Zaczął go masować pomiędzy nimi. Później wsadził w niego jeden palec, a po chwili kolejny. Młody aż lekko się wzdrygnął. Gdy Yug wyjął z niego palce, ten wyjął z ust mojego członka.
Usiadłem na łóżku a on przysunął się bliżej mnie. Wbiłem się w niego niezbyt delikatnie. Obiął mnie ramionami i zaczął drapać mnie po plecach. Byłem coraz bardziej gwałtowny w swoich ruchach a on coraz mocniej jęczał i sapał wprost do mojego ucha.
Przez chwilę spojrzałem na Yugyeoma. Siedział na podłodze robiąc sobie dobrze.
- Jackson - chwilę później podszedł bliżej nas. - Ja też chcę - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
Z niechęcią położyłem młodszego na łóżku, wychodząc z niego. W mgnieniu oka Yugyeom znalazł się w nim. Klepnąłem go w tyłek.
- Yugyeom~ - szepnąłem mu do ucha zaciskając dłoń na jego pośladku. - Mogę? - powoli zacząłem wsuwać swój palec w niego.
- J-jasne - ledwo z siebie wydusił.
Zwolnił swoje ruchy by pozwolić mi w niego wejść. Nigdy nie byłem delikatny w sprawach seksu i to nie był wyjątek. Poruszałem się w nim szybciej nadając także jemu szybsze tempo. Yug nachylił się nad Tajlandczykiem i zgarniając z jego twarzy włosy wbił w nie palce, odchylił jego głowę lekko do tyłu i namiętnie go pocałował. Później przejechał językiem aż do jego ucha. Przez chwilę po prostu oddychał do niego ciężko a później zaczął je lizać i lekko gryźć. Odkąd pamiętam zawsze to robił. Pamiętam też jak bardzo jest to podniecające i pamiętam jak dobrze potrafi to robić. Potem lekko muskał językiem jego szyję by potem wbić dość mocno w nią zęby.
Ja za to rękoma dotykałem jego sutków, ściskając je dość mocno. Co chwilę także lizałem jego kark przygryzając go.
Tajlandczyk z desperacji sam zaczął dotykać i masować swojego penisa. Yugyeom widząc to zaczął wodzić językiem coraz niżej aż w końcu z niego wyszedł. Nachylił się nad chłopakiem i zaczął ssać jego członka. Ja w tym czasie mogłem kontynuować pieprzenie go.
Młodemu dużo nie brakowało by dojść w jego ustach. Gdy powoli sperma wypełniała usta Yugyeoma, ten wypluwał ją prosto na jego penisa, masował go i po chwili znowu go ssał.
Gdy poczułem że też już jestem blisko, wszedłem z Yugyeoma. Ten oderwał się od młodego Tajlandczyka i odwrócił się w moją stronę.
- Jackson~ mógłbyś? - nachylił się nad moim uchem i delikatnie je polizał.
- N-nie, Yugyeom...
- Ale Jackson - przygryzł je teraz lekko. - Proszę cię~
Yug uklęknął nad moją głową by po chwili wsadzić mi swojego penisa do ust. Zaczął powoli się poruszać. Złapałem go za biodra i sam zacząłem poruszać głową w przód i tył. Nagle poczułem jak ktoś dotyka mojego członka i po chwili się na niego wbija. Był to oczywiście Tajlandczyk. Jego energiczne ruchy, które co jakiś czas specjalnie zwalniał, w końcu doprowadziły mnie do orgazmu. Wyjąłem z ust penisa Yugyeoma żeby móc odetchnąć. Młody jęknął cicho i opadł powoli na łóżko.
Yugyeom wykorzystując to znowu wszedł w niego by także chwilę później w nim dojść.
Tajlandczyk był wyczerpany. Praktycznie zasypiał. Yug mimo tego że sam był teraz wykończony wziął go na ręce i ułożył w łóżku. Zasnął od razu, jak dziecko.
Ja w tym czasie poszedłem się umyć, inaczej nie mógłbym zasnąć. Gdy wróciłem Yugyeom też już spał obejmując chłopaka. Wyglądało to dość uroczo jednak oznaczało też że muszę spać na kanapie. No cóż, raz mogę się poświęcić.
czwartek, 8 października 2015
Informacja
Już w następnym tygodniu zaczynamy nową serie tylko dla osób o mocnych nerwach c: Każdy rozdział będzie o innej parafilii c: i proszę o podawanie różnych fetyszy ~
niedziela, 6 września 2015
The Possibility Of Happiness (Taeny)
Nigdy nie byłam jak inne dziewczyny. Już od małego wolałam samochody od lalek. Nie cierpiłam gdy mama ubierała mnie w sukienki. Zawsze wolałam bawić się z chłopakami, niezbyt lubiłam inne dziewczyny a moim najlepszym przyjacielem od zawsze był chłopak. Dopiero gdy trochę podrosłam zaczęłam wyglądać bardziej dziewczęco. Jednak nadal jedną rzeczą różniłam się od innych dziewczyn. Nigdy nie podobał mi się żaden chłopak, nigdy nie miałam chłopaka i myślałam o nich tylko jak o dobrych kolegach. Tak naprawdę zawsze podobały mi się dziewczyny. Już odkąd byłam dzieckiem zachwycałam się tym, jak piękne kobiety widzę w telewizji lub na ulicy. Dopiero w wieku 13 lat uświadomiłam sobie że nigdy nie pokocham żadnego mężczyzny, nigdy nie będę mieć rodziny a moja rodzina nie będzie bawić się do rana na moim ślubie. Na początku nie mogłam się z tym pogodzić. Od zawsze wiedziałam że się różnię ale gdy uświadomiłam sobie jak bardzo, przeraziłam się. Gdyby nie mój przyjaciel popadłabym chyba w depresję. Przez niego zaczęłam marzyć o znalezieniu tej jedynej. Dziewczyny, którą pokocham i będę kochać już zawsze. Czułam się szczęśliwa na samą myśl o tym.
Przez czas trwania gimnazjum podobało mi się kilka dziewczyn. Jednak o żadnej z nich nie myślałam poważnie. Dopiero gdy poszłam do liceum naprawdę zaczęła mi się podobać jedna z dziewczyn w mojej klasie. Mieszkała prawie całe dotąd życie w Ameryce i jej koreański był dość zabawny. Miała na imię Miyoung jednak prosiła każdego by używał jej amerykańskiego imienia, Tiffany. Była do niego przyzwyczajona więc nawet nauczyciele nie mieli nic przeciwko by nazywać ją Tiffany. Miałam wrażenie że zawsze była smutna. Rzadko się uśmiechała, jednak gdy już to robiła wyglądała przeuroczo. Ogólnie była bardzo ładna, miała idealne ciało, zawsze wyglądała ślicznie i każdy ją lubił. Po prostu idealna. Raz, gdy na nią spojrzałam uśmiechnęła się do mnie. Przez cały dzień to przeżywałam. Byłam naprawdę szczęśliwa.
Nie rozmawiałam z nią za często. Zawsze się przy niej denerwowałam i czułam jakby wszystko co mówię było tak chaotyczne że mogłabym zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Przez całe liceum bałam się powiedzieć Tiffany o moich uczuciach. Bałam się. Przecież miała chłopaka i pewnie nigdy nie myślała o innych dziewczynach w ten sposób. Dopiero po skończeniu liceum uświadomiłam sobie że byłam w niej zakochana. Myślałam o niej bez przerwy. O tym co robi, gdzie jest, co dziś jadła, co ma na sobie. Nawet w moich snach była tylko ona. Załamałam się. Wręcz popadając w paranoję, szukałam jej wszędzie. Pytałam starych znajomych z klasy. Nikt nic nie wiedział. Gdy powoli traciłam nadzieję że ją odnajdę, odezwała się do mnie dawna koleżanka. Przyjazniła się od samego początku z Tiffany więc wiedziała gdzie jest. Niestety ta wiadomość była jeszcze bardziej dołująca. Tiffany wróciła do Ameryki. Całą noc przepłakałam. Gdyby było mnie stać na wyjazd do Ameryki nie zastanawiałabym się długo i po prostu kolejnego dnia poleciałabym do niej. Ale mieszkając nadal w rodzinnym domu, bez pracy i na utrzymaniu rodziców nie mogłam nic zrobić. Jednie załamać się bardziej.
Kilku moich przyjaciół próbowało umówić mnie z różnymi dziewczynami. Większość była naprawdę ładna i miła ale żadna nie dorównywała Tiffany.
Postanowiłam że znajdę pracę i uzbieram na wyjazd do usa. Gdy w końcu znalazłam pracę od razu przeliczyłam ile zajmie mi uzbieranie pożądanej kwoty pieniędzy. Dobiłam się tym jeszcze bardziej bo z moimi zarobkami zajęłoby mi to dobre dwa lata. Postanowiłam pracować ciężko dla niej. Zrobiłabym wszystko by móc ją znowu zobaczyć.
Dwa lata dobiegały końca jednak mnie jeszcze trochę brakowało przez różne, nagłe wydatki. Nadal starałam się jak mogłam, bo nadal kochałam ją tak samo i to dodawało mi zawsze siły.
Byłam taka szczęśliwa gdy już prawie mi się udało. Wtedy niespodziewanie odezwała się do mnie dawna przyjaciółka Tiffany. Napisała że organizuje spotkanie naszej dawnej klasy. Znając mnie pewnie bym się tym nawet nie przejęła. Ale ona napisała coś jeszcze. Coś, przez co czułam się tak bardzo szczęśliwa, że aż się popłakałam i miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia. Napisała mi ze Tiffany przyjedzie specjalnie z Ameryki na to spotkanie. Nagle zapomniałam ile czasu minęło, ile czasu się starałam by móc ją znowu spotkać.
Nie mogłam się doczekać. Odliczałam każdy dzień, a nawet godziny. Specjalnie kupiłam najładniejszą sukienkę jaką znalazłam. Nadal niezbyt lubiłam je nosić, jednak ubrałam ją dla niej.
W końcu nadszedł dzień spotkania naszej dawnej klasy z liceum. Byłam tak podekscytowana że nie potrafiłam usiedzieć spokojnie w miejscu. Idąc do kawiarni gdzie byliśmy wszyscy umówieni cała wręcz się trzęsłam z przejęcia. Nadal nie wierzyłam że znowu ją spotkam. Uwierzyłam dopiero gdy ją zobaczyłam. Bez namysłu podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.
- Tęskniłam za tobą Tiffany.
- Oh, Taeyeon... ja też tęskniłam.
Byłam taka szczęśliwa. Nie przejmowałam się innymi. Patrzyłam tylko na Tiffany i głównie z nią rozmawiałam. Było to dla mnie odrobinę dziwne bo zwykle w liceum unikałam rozmowy z nią. Tak dobrze mi się z nią rozmawiało, jak nigdy. Nawet nie zauważyłam kiedy na dworze było praktycznie ciemno a w kawiarni nie został prawie nikt.
- Tiffany, mogę cię odprowadzić?
- Oczywiście. Chodźmy.
Wyszłyśmy razem z kawiarni. Szłyśmy przez park nadal rozmawiając. Opowiadała mi mnóstwo historii które przytrafiły jej się w Ameryce.
- Hej, a może pójdziemy do mnie? Napijemy się czegoś, pogadamy i tak dalej...
- Hm... w sumie to dobry pomysł - uśmiechnęła się do mnie.
Jej uśmiech nadal był tak piękny jak wtedy. Zawsze gdy miałam gorszy dzień przypominałam go sobie. To zawsze poprawiło mi humor.
Dotarłyśmy do mojego domu. Po drodze kupiłyśmy trochę alkoholu. Gdy usiadłyśmy w moim pokoju zauważyłam że Tiffany ma bardzo ładny pierścionek. Dopiero po chwili przyszło mi do głowy że może się zaręczyła i dlatego jest teraz taka szczęśliwa. Nagle mój cały nastrój gdzieś wyparował i znowu byłam smutna. Wpatrywałam się w jej pierścionek prawie cały czas nic nie mówiąc.
- Taeyeon, coś się stało?
- Ah, nie... ja tylko... mogę o coś spytać?
- Jasne.
- Czy... czy ty jesteś zaręczona? - wskazałam na jej pierścionek.
- Oh... nie, skądże. To tylko prezent.
- Czyli nie masz nikogo?
- Nie. A jak u ciebie? Znalazłaś sobie kogoś?
- Jeszcze nie.
Otworzyłam kolejne soju. Już nawet nie wiedziałam które to ale sądząc po tym jak głupie rzeczy obie wygadywałyśmy nie było to jedno z pierwszych i obie byłyśmy już nieźle wstawione.
- Hej Tae, całowałaś się kiedyś z dziewczyną? - zaskoczyła mnie jednak była pijana więc wcale się nie zdziwiłam.
- Nie, a ty?
- Ja też nie. Spróbujemy?
- Jasne.
Gdy chciałam powoli się do niej przybliżyć by ją pocałować, ona usiadła na mnie i nagle pocałowała mnie w usta.
- Wiesz, to bardzo fajne - powiedziała i znowu mnie pocałowała.
Z nadmiaru uczuć które gromadziły się we mnie czułam się jakbym miała zaraz wybuchnąć. Przez tyle lat jedynie myślałam o tym że mogłabym ją pocałować a ona tak po prostu to zrobiła.
Dalszej części wieczoru, a raczej nocy, nie pamiętałam rano. A szkoda. Jestem ciekawa co później się stało. Dopiero po jakimś czasie dostrzegłam że obok śpi Tiffany. Wyglądała tak spokojnie uśmiechając się przez sen. Wpatrywałam się w nią cały czas. Gdy się obudziła nagle zbladła. Myślałam że jest zaskoczona przypominając sobie co stało się wczoraj i że spałyśmy razem, ale to było coś innego. Jak to na kacu, źle się poczuła. Jednak nie zdążyła wyjść nawet z łóżka i zwymiotowała prosto do niego. Szybko wyszła z łóżka, ubrała się i wybiegła z mojego domu. Gdy dotarło do mnie co właśnie się stało, zaczęłam sprzątać po naszej małej imprezie.
Tiffany nie odzywała się przez kilka kolejnych dni. Martwiłam się że wróciła do usa i więcej jej nie zobaczę.
Wzięłam sobie dzień wolnego w pracy by odpocząć i pomyśleć o tym wszystkim. Zaczęłam nawet myśleć o tym by dać w końcu spokój, odpuścić i o niej zapomnieć. Gdy już prawie się na to zdecydowałam ktoś zadzwonił do drzwi. Pobiegłam je otworzyć. To była Tiffany. Byłam szczęśliwa widząc ją.
- Dzień dobry Taeyeon. Przyszłam cię przeprosić - wcisnęła mi do rąk spory bukiet fioletowych kwiatów. - I się pożegnać. Jutro wracam do Ameryki i pomyślałam że skoro więcej cię nie zobaczę chciałam jeszcze coś zrobić.
Złapała mnie za koszulkę, przyciągnęła do siebie i czule pocałowała mnie w usta. Tym razem mnie to zdziwiło. Zanim się otrząsnęłam Tiffany chciała już wychodzić. Złapałam ją za rękę.
- Miyoung, czekaj - pierwszy raz ją tak nazwałam. Nawet nie wiem dlaczego.
Przyciągnęłam ją do siebie i przytuliłam.
- Miyoung. Nie myśl sobie że pozwolę ci znowu odejść.
- Taeyeon. Ja myślałam że ty...
- Że cię odrzucę i będę się cieszyć że więcej cię nie zobaczę?
Pokiwała głową.
- Oh, Tiffany. Nie mogłabym. Za bardzo cię kocham.
- K-kochasz? Naprawdę? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Najbardziej na świecie.
- Oh, Taeyeon... - pocałowała mnie.
Rzuciłam na podłogę kwiaty które przez cały czas trzymałam w ręku. Przycisnęłam Tiffany do ściany, ujęłam jej twarz w dłonie i złączyłam nasze usta w długim pocałunku.
- Miyoung, nie zostawiaj mnie więcej, proszę.
- Nigdy więcej tego nie zrobię Taeyeon, obiecuję.
Przez czas trwania gimnazjum podobało mi się kilka dziewczyn. Jednak o żadnej z nich nie myślałam poważnie. Dopiero gdy poszłam do liceum naprawdę zaczęła mi się podobać jedna z dziewczyn w mojej klasie. Mieszkała prawie całe dotąd życie w Ameryce i jej koreański był dość zabawny. Miała na imię Miyoung jednak prosiła każdego by używał jej amerykańskiego imienia, Tiffany. Była do niego przyzwyczajona więc nawet nauczyciele nie mieli nic przeciwko by nazywać ją Tiffany. Miałam wrażenie że zawsze była smutna. Rzadko się uśmiechała, jednak gdy już to robiła wyglądała przeuroczo. Ogólnie była bardzo ładna, miała idealne ciało, zawsze wyglądała ślicznie i każdy ją lubił. Po prostu idealna. Raz, gdy na nią spojrzałam uśmiechnęła się do mnie. Przez cały dzień to przeżywałam. Byłam naprawdę szczęśliwa.
Nie rozmawiałam z nią za często. Zawsze się przy niej denerwowałam i czułam jakby wszystko co mówię było tak chaotyczne że mogłabym zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Przez całe liceum bałam się powiedzieć Tiffany o moich uczuciach. Bałam się. Przecież miała chłopaka i pewnie nigdy nie myślała o innych dziewczynach w ten sposób. Dopiero po skończeniu liceum uświadomiłam sobie że byłam w niej zakochana. Myślałam o niej bez przerwy. O tym co robi, gdzie jest, co dziś jadła, co ma na sobie. Nawet w moich snach była tylko ona. Załamałam się. Wręcz popadając w paranoję, szukałam jej wszędzie. Pytałam starych znajomych z klasy. Nikt nic nie wiedział. Gdy powoli traciłam nadzieję że ją odnajdę, odezwała się do mnie dawna koleżanka. Przyjazniła się od samego początku z Tiffany więc wiedziała gdzie jest. Niestety ta wiadomość była jeszcze bardziej dołująca. Tiffany wróciła do Ameryki. Całą noc przepłakałam. Gdyby było mnie stać na wyjazd do Ameryki nie zastanawiałabym się długo i po prostu kolejnego dnia poleciałabym do niej. Ale mieszkając nadal w rodzinnym domu, bez pracy i na utrzymaniu rodziców nie mogłam nic zrobić. Jednie załamać się bardziej.
Kilku moich przyjaciół próbowało umówić mnie z różnymi dziewczynami. Większość była naprawdę ładna i miła ale żadna nie dorównywała Tiffany.
Postanowiłam że znajdę pracę i uzbieram na wyjazd do usa. Gdy w końcu znalazłam pracę od razu przeliczyłam ile zajmie mi uzbieranie pożądanej kwoty pieniędzy. Dobiłam się tym jeszcze bardziej bo z moimi zarobkami zajęłoby mi to dobre dwa lata. Postanowiłam pracować ciężko dla niej. Zrobiłabym wszystko by móc ją znowu zobaczyć.
Dwa lata dobiegały końca jednak mnie jeszcze trochę brakowało przez różne, nagłe wydatki. Nadal starałam się jak mogłam, bo nadal kochałam ją tak samo i to dodawało mi zawsze siły.
Byłam taka szczęśliwa gdy już prawie mi się udało. Wtedy niespodziewanie odezwała się do mnie dawna przyjaciółka Tiffany. Napisała że organizuje spotkanie naszej dawnej klasy. Znając mnie pewnie bym się tym nawet nie przejęła. Ale ona napisała coś jeszcze. Coś, przez co czułam się tak bardzo szczęśliwa, że aż się popłakałam i miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia. Napisała mi ze Tiffany przyjedzie specjalnie z Ameryki na to spotkanie. Nagle zapomniałam ile czasu minęło, ile czasu się starałam by móc ją znowu spotkać.
Nie mogłam się doczekać. Odliczałam każdy dzień, a nawet godziny. Specjalnie kupiłam najładniejszą sukienkę jaką znalazłam. Nadal niezbyt lubiłam je nosić, jednak ubrałam ją dla niej.
W końcu nadszedł dzień spotkania naszej dawnej klasy z liceum. Byłam tak podekscytowana że nie potrafiłam usiedzieć spokojnie w miejscu. Idąc do kawiarni gdzie byliśmy wszyscy umówieni cała wręcz się trzęsłam z przejęcia. Nadal nie wierzyłam że znowu ją spotkam. Uwierzyłam dopiero gdy ją zobaczyłam. Bez namysłu podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.
- Tęskniłam za tobą Tiffany.
- Oh, Taeyeon... ja też tęskniłam.
Byłam taka szczęśliwa. Nie przejmowałam się innymi. Patrzyłam tylko na Tiffany i głównie z nią rozmawiałam. Było to dla mnie odrobinę dziwne bo zwykle w liceum unikałam rozmowy z nią. Tak dobrze mi się z nią rozmawiało, jak nigdy. Nawet nie zauważyłam kiedy na dworze było praktycznie ciemno a w kawiarni nie został prawie nikt.
- Tiffany, mogę cię odprowadzić?
- Oczywiście. Chodźmy.
Wyszłyśmy razem z kawiarni. Szłyśmy przez park nadal rozmawiając. Opowiadała mi mnóstwo historii które przytrafiły jej się w Ameryce.
- Hej, a może pójdziemy do mnie? Napijemy się czegoś, pogadamy i tak dalej...
- Hm... w sumie to dobry pomysł - uśmiechnęła się do mnie.
Jej uśmiech nadal był tak piękny jak wtedy. Zawsze gdy miałam gorszy dzień przypominałam go sobie. To zawsze poprawiło mi humor.
Dotarłyśmy do mojego domu. Po drodze kupiłyśmy trochę alkoholu. Gdy usiadłyśmy w moim pokoju zauważyłam że Tiffany ma bardzo ładny pierścionek. Dopiero po chwili przyszło mi do głowy że może się zaręczyła i dlatego jest teraz taka szczęśliwa. Nagle mój cały nastrój gdzieś wyparował i znowu byłam smutna. Wpatrywałam się w jej pierścionek prawie cały czas nic nie mówiąc.
- Taeyeon, coś się stało?
- Ah, nie... ja tylko... mogę o coś spytać?
- Jasne.
- Czy... czy ty jesteś zaręczona? - wskazałam na jej pierścionek.
- Oh... nie, skądże. To tylko prezent.
- Czyli nie masz nikogo?
- Nie. A jak u ciebie? Znalazłaś sobie kogoś?
- Jeszcze nie.
Otworzyłam kolejne soju. Już nawet nie wiedziałam które to ale sądząc po tym jak głupie rzeczy obie wygadywałyśmy nie było to jedno z pierwszych i obie byłyśmy już nieźle wstawione.
- Hej Tae, całowałaś się kiedyś z dziewczyną? - zaskoczyła mnie jednak była pijana więc wcale się nie zdziwiłam.
- Nie, a ty?
- Ja też nie. Spróbujemy?
- Jasne.
Gdy chciałam powoli się do niej przybliżyć by ją pocałować, ona usiadła na mnie i nagle pocałowała mnie w usta.
- Wiesz, to bardzo fajne - powiedziała i znowu mnie pocałowała.
Z nadmiaru uczuć które gromadziły się we mnie czułam się jakbym miała zaraz wybuchnąć. Przez tyle lat jedynie myślałam o tym że mogłabym ją pocałować a ona tak po prostu to zrobiła.
Dalszej części wieczoru, a raczej nocy, nie pamiętałam rano. A szkoda. Jestem ciekawa co później się stało. Dopiero po jakimś czasie dostrzegłam że obok śpi Tiffany. Wyglądała tak spokojnie uśmiechając się przez sen. Wpatrywałam się w nią cały czas. Gdy się obudziła nagle zbladła. Myślałam że jest zaskoczona przypominając sobie co stało się wczoraj i że spałyśmy razem, ale to było coś innego. Jak to na kacu, źle się poczuła. Jednak nie zdążyła wyjść nawet z łóżka i zwymiotowała prosto do niego. Szybko wyszła z łóżka, ubrała się i wybiegła z mojego domu. Gdy dotarło do mnie co właśnie się stało, zaczęłam sprzątać po naszej małej imprezie.
Tiffany nie odzywała się przez kilka kolejnych dni. Martwiłam się że wróciła do usa i więcej jej nie zobaczę.
Wzięłam sobie dzień wolnego w pracy by odpocząć i pomyśleć o tym wszystkim. Zaczęłam nawet myśleć o tym by dać w końcu spokój, odpuścić i o niej zapomnieć. Gdy już prawie się na to zdecydowałam ktoś zadzwonił do drzwi. Pobiegłam je otworzyć. To była Tiffany. Byłam szczęśliwa widząc ją.
- Dzień dobry Taeyeon. Przyszłam cię przeprosić - wcisnęła mi do rąk spory bukiet fioletowych kwiatów. - I się pożegnać. Jutro wracam do Ameryki i pomyślałam że skoro więcej cię nie zobaczę chciałam jeszcze coś zrobić.
Złapała mnie za koszulkę, przyciągnęła do siebie i czule pocałowała mnie w usta. Tym razem mnie to zdziwiło. Zanim się otrząsnęłam Tiffany chciała już wychodzić. Złapałam ją za rękę.
- Miyoung, czekaj - pierwszy raz ją tak nazwałam. Nawet nie wiem dlaczego.
Przyciągnęłam ją do siebie i przytuliłam.
- Miyoung. Nie myśl sobie że pozwolę ci znowu odejść.
- Taeyeon. Ja myślałam że ty...
- Że cię odrzucę i będę się cieszyć że więcej cię nie zobaczę?
Pokiwała głową.
- Oh, Tiffany. Nie mogłabym. Za bardzo cię kocham.
- K-kochasz? Naprawdę? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Najbardziej na świecie.
- Oh, Taeyeon... - pocałowała mnie.
Rzuciłam na podłogę kwiaty które przez cały czas trzymałam w ręku. Przycisnęłam Tiffany do ściany, ujęłam jej twarz w dłonie i złączyłam nasze usta w długim pocałunku.
- Miyoung, nie zostawiaj mnie więcej, proszę.
- Nigdy więcej tego nie zrobię Taeyeon, obiecuję.
niedziela, 5 lipca 2015
요즘 너 때문에 온 세상이 아름답게 보여요 (Feeldog x Raehwan)
- Gwangsuk, pójdziemy w piątek do kina?
- Um... wiesz, umówiłem się już z Jude. Możemy iść za tydzień jeżeli chcesz.
- Ah w porządku - zmusiłem się do uśmiechu i poszedłem w drugą stronę.
Wróciłem sam do dormu. W środku był tylko Sunghak. Pogadałem z nim chwilę i poszedłem się umyć. W końcu mogłem położyć się spokojnie do łóżka i nie widzieć już reszty, bo nie miałem na to najmniejszej ochoty.
Kolejnego dnia znów miałem milion powodów do zazdrości. Po treningu przyszła do Gwangsuka Yoojin. Jego przyjaciółka z dzieciństwa. Odkąd ją tylko poznałem nie pałałem do niej sympatią mimo że była całkiem w porządku. Jednak to, że zachowywali się jak para jednocześnie mówiąc że nic ich nie łączy, robiło swoje. Mimo to starałem się nie okazywać swojej zazdrości i próbowałem być miły. Czasami mi nie wychodziło i trochę się kłóciliśmy ale nie umiałem nic na to poradzić. Po prostu czasami podchodziłem do tego zbyt emocjonalnie. Niekiedy kończyło się na tym że wypłakiwałem się Sunghakowi jak głupia, zakochana nastolatka. Na szczęście mnie rozumiał i zawsze starał się podnieść mnie na duchu.
Gdy Feeldog wyszedł z Jude w piątkowy wieczór starałem się jakoś zająć swoje myśli. Nic mi nie pomagało. Dopiero gdy usiadłem sam w pokoju i zacząłem śpiewać moje myśli się uspokoiły. Tylko tak potrafiłem się odstresować. Położyłem się spać zanim wrócili. Tylko bym się dalej denerwował. Powoli miałem tego wszystkiego dosyć.
Następnego dnia po pracy jak zwykle siedziałem przed telewizorem z Youngjunem i Gwangsukiem. Gdy zaczynało mnie to nudzić Baram spytał czy wyjdę z nim na spacer. Zgodziłem się i tak nie mając nic lepszego do roboty. Gdy skończyły nam się tematy rozmów, Baram spytał czy pokłóciłem się z Gwangsukiem. Szczerze zaskoczyło mnie to pytanie. Nie chciałem by to tak wyglądało ani żeby tak uważał. Wytłumaczyłem tylko że po prostu ostatnio mniej czasu spędzamy razem. Więcej o nic nie pytał.
Gdy wróciliśmy Feeldog coś gotował. Podeszłem do niego.
- Co robisz?
- Naengmyeon dla Donghyuna, chcesz z nami zjeść?
Właśnie skutecznie mnie zniechęciłeś, dzięki.
- Nie, dzięki. Już jadłem.
- Ah, w porządku - uśmiechnął się do mnie.
- Smacznego - odwzajemniłem jego uśmiech i poszedłem do pokoju mojego i Sunghaka.
Gdy z kuchni nie dochodziły odgłosy krzątającego się tam Gwangsuka wyszedłem by zrobić sobie coś do jedzenia. Jako że nie miałem ochoty na gotowanie zrobiłem tylko ramen z paczki. Gdy się najadłem wróciłem do pokoju.
Mimo że tego nie okazywałem denerwował mnie Donghyun. Naprawdę. Potrafił każdego dnia kleić się do kogo innego. Gdy czasami padło na mnie po prostu udawałem że mnie to bawi.
W kolejny piątek wyszedłem z Gwangsukiem do kina. Byłem naprawdę szczęśliwy. Czułem się jakbyśmy szli na randkę bo w końcu mogłem spędzić czas tylko z nim. Nie przejmując się Donghyunem czy Yoojin. Chciałbym przestać się w końcu denerwować z ich powodu ale po prostu nie potrafię. Przestał bym chyba dopiero wtedy gdybym wiedział że on też mnie kocha. Jednak to nadal pozostawało w sferze moich marzeń. Mimo to nie traciłem nadziei.
Wracałem z Feeldogiem do domu w absolutnej ciszy. Chyba jeszcze nigdy to się nie zdarzyło. W pewnym momencie mnie zaskoczył. Jak gdyby nigdy nic złapał mnie za rękę i po prostu szedł dalej w ciszy. Nawet nie próbowałem się sprzeciwiać. Uśmiechnąłem się sam do siebie, ścisnąłem jego rękę mocniej i szedłem aż do dormu. Wtedy puścił moją dłoń i od razu poszedł do siebie. A właściwie do Donghyuna bo mieli razem pokój.
Podekscytowany opowiedziałem o wszystkim Sunghakowi. Jednak nie był on tym zbytnio zaciekawiony. Tak jak zazwyczaj siedział przy swoim laptopie.
Chciałem iść jeszcze chwilę pogadać z Gwangsukiem. Gdy tylko otworzyłem drzwi ujrzałem Jude siedzącego na kolanach Feeldoga. Przytulał go i płakał. Co chwilę powtarzał "hyung" dodając coś o tym żeby on go nie zostawiał, że go potrzebuje i inne rzeczy od których po prostu czułem się okropnie. Nawet nie wiem kiedy zacząłem płakać. Chwilę później wybiegłem z dormu tylnymi drzwiami. Czułem się zdradzony mimo że nawet nie byliśmy razem. Usiadłem na schodach i schowałem twarz w dłoniach.
Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Wystraszyło mnie to trochę. Odwróciłem się by spostrzec ze to był Gwangsuk.
- Raehwannie, co się stało?
- N-nic. Wracaj do środka.
- Pójdę, ale tylko z tobą.
Usiadł obok i mnie objął.
- Gwangsuk...
- Tak? - uklękł przede mną i złapał mnie za ręce.
- Bo ja... ja nigdy bym nie pomyślał że Jude cie lubi...
- Jude? - powiedział zdziwiony. - I dlatego płaczesz?
Nie odpowiedziałem mu jedynie wytarłem dłonią łzy nadal spływające po moich policzkach.
- Nie płacz już - pogłaskał mnie po policzku.
Poczułem się przyjemnie jednak to nadal nie pomagało. Nie mogłem się uspokoić.
- Raehwannie - przybliżył się do mnie. - Spójrz na mnie - popatrzyłem w jego śliczne, ciemne oczy które teraz znajdowały się tak blisko.
Po chwili je zamknął i poczułem że właśnie mnie pocałował. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Gwangsuk...
- Przepraszam. Nie powinienem był...
Nagle uśmiechnąłem się szeroko i rzuciłem mu się na szyję.
- Raehwan?
- Oh, Gwangsuk... jakim ja jestem idiotą...
- Nie mów tak - gładził mnie po głowie.
- Ale to prawda. Jak mogłem pomyśleć że ty i Jude...
- Raehwannie - przerwał mi. - Jude... on po prostu był smutny. Starałem się go pocieszyć.
- Coś się stało?
- Wiesz, młody się zakochał i nadal nie może się z tym pogodzić...
- Czemu?
- No bo... oh, zabije mnie jeśli się dowie że ci powiedziałem - przybliżył usta do mojego ucha. - Donghyun zakochał się w Sunghaku - szepnął.
- Naprawdę?!
- Ciii - przyłożył palec do moich ust. - Nic nikomu nie mów.
- Nie powiem, obiecuję. Tylko że...
- Hm?
- Sunghak ostatnio mówił że podoba mu się Jude - szepnąłem mu do ucha.
- Serio? A Sunghak nie ma przypadkiem dziewczyny?
- Tylko mówił że ma dziewczynę, by nikt się nie domyślił że lubi Jude.
- Więc musimy im powiedzieć.
- Czekaj, czekaj. Nie możemy im tak od razu wszystkiego powiedzieć.
- Nie? Czemu?
- Oh, Gwangsuk... zaprosimy ich na randkę w ciemno!
- Randkę w ciemno? Od kiedy stałeś się takim romantykiem?
- Chyba odkąd mnie ktoś przed chwilą pocałował...
- Wybacz...
- Przestań mnie przepraszać.
- Przepraszam... - chyba denerwował się gorzej ode mnie.
- Gwangsuk!
- No już, już...
- Chodź - wstałem i złapałem go za rękę. - Musimy wymyślić plan.
- Plan?
- Cicho bo nas zdradzisz...
Wstał i szedł za mną prosto do łazienki na piętrze. Rzadko kto jej używał więc mogliśmy tu spokojnie wszystko obgadać.
Postanowiliśmy, nie wtajemniczając ich za bardzo, poprosić o pomoc Barama i menadżera. Mieli oboje zabrać ich gdzieś na miasto żebyśmy mieli czas wszystko przygotować. Czułem się podekscytowany.
- Raehwannie, tak właściwie dlaczego tak bardzo się w to angażujesz?
- Czuje że powinienem się odwdzięczyć Sunghakowi za moje ciągłe męczenie go moimi problemami...
- Ah, rozumiem.
Przygotowaliśmy kolacje na balkonie, na którym było wyjście z obu naszych pokoi. Gdy Sunghak i Jude wrócili nie mieliśmy się gdzie schować więc w pośpiechu weszliśmy do szafy Feeldoga. W tym samym czasie napisaliśmy do obu żeby wyszli szybko na balkon. Gdy oboje już tam byli mogliśmy wyjść z szafy i obserwować ich z pokoju. Uchyliłem po cichu drzwi by słyszeć o czym rozmawiają.
- Hyung, ty to wszystko zrobiłeś?
- Myślałem że to ty...
- Ja... to tylko Gwangsuk hyung napisał że mam tu przyjść...
- Gwangsuk? Do mnie napisał Raehwan.
Oboje spojrzeli na siebie w tym samym momencie jakby czytali sobie w myślach.
- Wiesz co Gwangsuk? Chyba nam się udało.
- Tak myślisz?
- Na pewno - uśmiechnąłem się do niego, a on po chwili mnie przytulił.
- Raehwannie~
Odsunąłem się trochę by na niego spojrzeć.
- Tak?
- Mogę dziś z tobą spać?
Uśmiechnąłem się i go pocałowałem.
- Jasne że tak.
- Um... wiesz, umówiłem się już z Jude. Możemy iść za tydzień jeżeli chcesz.
- Ah w porządku - zmusiłem się do uśmiechu i poszedłem w drugą stronę.
Wróciłem sam do dormu. W środku był tylko Sunghak. Pogadałem z nim chwilę i poszedłem się umyć. W końcu mogłem położyć się spokojnie do łóżka i nie widzieć już reszty, bo nie miałem na to najmniejszej ochoty.
Kolejnego dnia znów miałem milion powodów do zazdrości. Po treningu przyszła do Gwangsuka Yoojin. Jego przyjaciółka z dzieciństwa. Odkąd ją tylko poznałem nie pałałem do niej sympatią mimo że była całkiem w porządku. Jednak to, że zachowywali się jak para jednocześnie mówiąc że nic ich nie łączy, robiło swoje. Mimo to starałem się nie okazywać swojej zazdrości i próbowałem być miły. Czasami mi nie wychodziło i trochę się kłóciliśmy ale nie umiałem nic na to poradzić. Po prostu czasami podchodziłem do tego zbyt emocjonalnie. Niekiedy kończyło się na tym że wypłakiwałem się Sunghakowi jak głupia, zakochana nastolatka. Na szczęście mnie rozumiał i zawsze starał się podnieść mnie na duchu.
Gdy Feeldog wyszedł z Jude w piątkowy wieczór starałem się jakoś zająć swoje myśli. Nic mi nie pomagało. Dopiero gdy usiadłem sam w pokoju i zacząłem śpiewać moje myśli się uspokoiły. Tylko tak potrafiłem się odstresować. Położyłem się spać zanim wrócili. Tylko bym się dalej denerwował. Powoli miałem tego wszystkiego dosyć.
Następnego dnia po pracy jak zwykle siedziałem przed telewizorem z Youngjunem i Gwangsukiem. Gdy zaczynało mnie to nudzić Baram spytał czy wyjdę z nim na spacer. Zgodziłem się i tak nie mając nic lepszego do roboty. Gdy skończyły nam się tematy rozmów, Baram spytał czy pokłóciłem się z Gwangsukiem. Szczerze zaskoczyło mnie to pytanie. Nie chciałem by to tak wyglądało ani żeby tak uważał. Wytłumaczyłem tylko że po prostu ostatnio mniej czasu spędzamy razem. Więcej o nic nie pytał.
Gdy wróciliśmy Feeldog coś gotował. Podeszłem do niego.
- Co robisz?
- Naengmyeon dla Donghyuna, chcesz z nami zjeść?
Właśnie skutecznie mnie zniechęciłeś, dzięki.
- Nie, dzięki. Już jadłem.
- Ah, w porządku - uśmiechnął się do mnie.
- Smacznego - odwzajemniłem jego uśmiech i poszedłem do pokoju mojego i Sunghaka.
Gdy z kuchni nie dochodziły odgłosy krzątającego się tam Gwangsuka wyszedłem by zrobić sobie coś do jedzenia. Jako że nie miałem ochoty na gotowanie zrobiłem tylko ramen z paczki. Gdy się najadłem wróciłem do pokoju.
Mimo że tego nie okazywałem denerwował mnie Donghyun. Naprawdę. Potrafił każdego dnia kleić się do kogo innego. Gdy czasami padło na mnie po prostu udawałem że mnie to bawi.
W kolejny piątek wyszedłem z Gwangsukiem do kina. Byłem naprawdę szczęśliwy. Czułem się jakbyśmy szli na randkę bo w końcu mogłem spędzić czas tylko z nim. Nie przejmując się Donghyunem czy Yoojin. Chciałbym przestać się w końcu denerwować z ich powodu ale po prostu nie potrafię. Przestał bym chyba dopiero wtedy gdybym wiedział że on też mnie kocha. Jednak to nadal pozostawało w sferze moich marzeń. Mimo to nie traciłem nadziei.
Wracałem z Feeldogiem do domu w absolutnej ciszy. Chyba jeszcze nigdy to się nie zdarzyło. W pewnym momencie mnie zaskoczył. Jak gdyby nigdy nic złapał mnie za rękę i po prostu szedł dalej w ciszy. Nawet nie próbowałem się sprzeciwiać. Uśmiechnąłem się sam do siebie, ścisnąłem jego rękę mocniej i szedłem aż do dormu. Wtedy puścił moją dłoń i od razu poszedł do siebie. A właściwie do Donghyuna bo mieli razem pokój.
Podekscytowany opowiedziałem o wszystkim Sunghakowi. Jednak nie był on tym zbytnio zaciekawiony. Tak jak zazwyczaj siedział przy swoim laptopie.
Chciałem iść jeszcze chwilę pogadać z Gwangsukiem. Gdy tylko otworzyłem drzwi ujrzałem Jude siedzącego na kolanach Feeldoga. Przytulał go i płakał. Co chwilę powtarzał "hyung" dodając coś o tym żeby on go nie zostawiał, że go potrzebuje i inne rzeczy od których po prostu czułem się okropnie. Nawet nie wiem kiedy zacząłem płakać. Chwilę później wybiegłem z dormu tylnymi drzwiami. Czułem się zdradzony mimo że nawet nie byliśmy razem. Usiadłem na schodach i schowałem twarz w dłoniach.
Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Wystraszyło mnie to trochę. Odwróciłem się by spostrzec ze to był Gwangsuk.
- Raehwannie, co się stało?
- N-nic. Wracaj do środka.
- Pójdę, ale tylko z tobą.
Usiadł obok i mnie objął.
- Gwangsuk...
- Tak? - uklękł przede mną i złapał mnie za ręce.
- Bo ja... ja nigdy bym nie pomyślał że Jude cie lubi...
- Jude? - powiedział zdziwiony. - I dlatego płaczesz?
Nie odpowiedziałem mu jedynie wytarłem dłonią łzy nadal spływające po moich policzkach.
- Nie płacz już - pogłaskał mnie po policzku.
Poczułem się przyjemnie jednak to nadal nie pomagało. Nie mogłem się uspokoić.
- Raehwannie - przybliżył się do mnie. - Spójrz na mnie - popatrzyłem w jego śliczne, ciemne oczy które teraz znajdowały się tak blisko.
Po chwili je zamknął i poczułem że właśnie mnie pocałował. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Gwangsuk...
- Przepraszam. Nie powinienem był...
Nagle uśmiechnąłem się szeroko i rzuciłem mu się na szyję.
- Raehwan?
- Oh, Gwangsuk... jakim ja jestem idiotą...
- Nie mów tak - gładził mnie po głowie.
- Ale to prawda. Jak mogłem pomyśleć że ty i Jude...
- Raehwannie - przerwał mi. - Jude... on po prostu był smutny. Starałem się go pocieszyć.
- Coś się stało?
- Wiesz, młody się zakochał i nadal nie może się z tym pogodzić...
- Czemu?
- No bo... oh, zabije mnie jeśli się dowie że ci powiedziałem - przybliżył usta do mojego ucha. - Donghyun zakochał się w Sunghaku - szepnął.
- Naprawdę?!
- Ciii - przyłożył palec do moich ust. - Nic nikomu nie mów.
- Nie powiem, obiecuję. Tylko że...
- Hm?
- Sunghak ostatnio mówił że podoba mu się Jude - szepnąłem mu do ucha.
- Serio? A Sunghak nie ma przypadkiem dziewczyny?
- Tylko mówił że ma dziewczynę, by nikt się nie domyślił że lubi Jude.
- Więc musimy im powiedzieć.
- Czekaj, czekaj. Nie możemy im tak od razu wszystkiego powiedzieć.
- Nie? Czemu?
- Oh, Gwangsuk... zaprosimy ich na randkę w ciemno!
- Randkę w ciemno? Od kiedy stałeś się takim romantykiem?
- Chyba odkąd mnie ktoś przed chwilą pocałował...
- Wybacz...
- Przestań mnie przepraszać.
- Przepraszam... - chyba denerwował się gorzej ode mnie.
- Gwangsuk!
- No już, już...
- Chodź - wstałem i złapałem go za rękę. - Musimy wymyślić plan.
- Plan?
- Cicho bo nas zdradzisz...
Wstał i szedł za mną prosto do łazienki na piętrze. Rzadko kto jej używał więc mogliśmy tu spokojnie wszystko obgadać.
Postanowiliśmy, nie wtajemniczając ich za bardzo, poprosić o pomoc Barama i menadżera. Mieli oboje zabrać ich gdzieś na miasto żebyśmy mieli czas wszystko przygotować. Czułem się podekscytowany.
- Raehwannie, tak właściwie dlaczego tak bardzo się w to angażujesz?
- Czuje że powinienem się odwdzięczyć Sunghakowi za moje ciągłe męczenie go moimi problemami...
- Ah, rozumiem.
Przygotowaliśmy kolacje na balkonie, na którym było wyjście z obu naszych pokoi. Gdy Sunghak i Jude wrócili nie mieliśmy się gdzie schować więc w pośpiechu weszliśmy do szafy Feeldoga. W tym samym czasie napisaliśmy do obu żeby wyszli szybko na balkon. Gdy oboje już tam byli mogliśmy wyjść z szafy i obserwować ich z pokoju. Uchyliłem po cichu drzwi by słyszeć o czym rozmawiają.
- Hyung, ty to wszystko zrobiłeś?
- Myślałem że to ty...
- Ja... to tylko Gwangsuk hyung napisał że mam tu przyjść...
- Gwangsuk? Do mnie napisał Raehwan.
Oboje spojrzeli na siebie w tym samym momencie jakby czytali sobie w myślach.
- Wiesz co Gwangsuk? Chyba nam się udało.
- Tak myślisz?
- Na pewno - uśmiechnąłem się do niego, a on po chwili mnie przytulił.
- Raehwannie~
Odsunąłem się trochę by na niego spojrzeć.
- Tak?
- Mogę dziś z tobą spać?
Uśmiechnąłem się i go pocałowałem.
- Jasne że tak.
niedziela, 24 maja 2015
Henreo i Woolia wersja trochę lepsza (Henwook)
Poczynając od dziś, niedziela stała się dniem gejozy *takiej hard .-.* i z tej okazji oto Henwook o którym myślałam juz dobre kilka miesięcy~
- Jest tam? - wychyliłem głowę zza drzwi i spytałem Kyuhyuna.
- Spokojnie, nie ma go.
- Uf...
Wyszedłem z pokoju który już od kilku godzin był zamknięty. Oczywiście Kyuhyun kłamał. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi rzucił się na mnie przytulając od tyłu.
- Ryeowook~~~
- Henry, zostaw mnie.
- Ryeowook hyung~ - ustał przede mną. - Pójdziemy na lody?
Spojrzałem morderczym wzrokiem na Kyu a on tylko się zaśmiał.
- Proszę hyung~~ chociaż jeden jedyny raz.
- No wiesz... nie mam zbytnio czasu...
Chłopak rzucił się na kolana.
- Prooooszę.
- Dobra, dobra ale wstań już.
- Naprawdę ze mną pójdziesz?
- Chyba nie mam wyjścia...
- Dziękuję hyung~ jesteś najepszy~ - przytulił mnie.
- Już wystarczy. Bo się rozmyślę.
- Dobrze. To chodźmy~
- Poczekaj, wezmę tylko portfel.
- Nie musisz! Kupię ci wszystko co tylko będziesz chciał~ - ciekawe w jakiej cenie dostałbym święty spokój...
- Nie trzeba.
- Ale ja chcę! Proszę~ chce coś dla ciebie zrobić - to może tak skończ mnie wreszcie stalkować...
- Naprawdę nie musisz Henry.
- Ale Wookie... - prawie się rozpłakał.
- Oh... no dobra. Chodźmy już. Im szybciej wyjdziemy tym szybciej wrócimy.
- Hyung... skoro idziemy na randkę to mogę cię złapać za rękę?
- Czekaj co... jaką randkę?
- No... no przecież idziemy na lody i w ogóle...
- Henry, nie wyobrażaj sobie za wiele...
- Przepraszam.
I tak o to poszedłem z nim na te nieszczęsne lody. Mniej więcej tak było codziennie odkąd Henry tylko dołączył do Super Junior. Jego pierwsze słowa do mnie brzmiały "zakochałem się". Potem gapił się dobre kilka minut aż w końcu poczułem się niezręcznie i wyszedłem nawet się nie przedstawiając. Zrobiłem to dopiero kolejnego dnia i przez pół dnia musiałem go uczyć jak poprawnie wymawiać moje imię. Tak to właśnie się zaczęło.
- Ryeowook... skoro już jesteś dla mnie taki miły... to może napijemy się czegoś?
- Nie mam zbytnio ochoty...
- No dobrze - znowu posmutniał.
- Henry, wracamy?
- Dobra.
Nie miałem zamiaru pić tylko z nim. Mógłby wykorzystać to że tak łatwo mnie upić. Jednak znowu mu się udało...
Był to dzień moich urodzin. Oczywiście reszta Suju musiała zaplanować niewielkie przyjęcie. Niewielkie, za to z ogromną ilością alkoholu. Gdy już prawie zasypiałem na podłodze, spostrzegłem że zostałem tylko z Henrym. Chciałem iść do swojego pokoju. Wstałem i od razu upadłem.
- Omo, nic ci nie jest? - Od razu do mnie podbiegł.
- Chyba n-nie.
- To dobrze.
- Henry... ja chcę już iść spać...
- Pomogę ci.
- D-dam radę.
- Przecież nawet nie możesz wstać.
- Ale poradzę sobię - znowu ledwo wstałem i się przewróciłem.
- Chodź tu - wziął mnie na ręce i niczym pannę młodą zaniósł do łóżka.
- Heeeeeenry...
- Tak?
- Dasz mi wody?
- Jasne, poczekaj tu.
- Głupi. Przecież nawet nie mogę chodzić... jak mam stąd iść - zacząłem się głupio śmiać.
- Hyung wszystko w porządku?
- Oczywiście~
Podał mi szklankę.
- Dzięki.
- To ja już pójdę.
- Czekaj!
- Tak?
- Zostań ze mną.
- Po co?
- Nie mam z kim spać.
- Przecież zawsze śpisz sam...
- Ale dziś chce z tobą.
- Naprawdę?
- No w sumie tak...
- Oh hyung~
Wszedłem pod kołdrę.
- Hyung, będziesz spał w ubraniach?
- Nie mam wyjścia...
- Mogę ci pomóc~
- Oh jak miło z twojej strony.
Henry rozebrał mnie aż do samych majtek.
- Podasz mi piżamkę?
- Jasne.
W nią także mnie ubrał po czym położył się obok mnie.
- Hyung~
- Tak?
- Mogę cię przytulić?
- Czemu nie - sam przysunąłem się bliżej.
Henry wtulił się mocno we mnie i zasnął.
- Dobranoc Henry... - także zasnąłem.
Rano jak to zwykle bywa nie pamiętałem nic a przez mój ból głowy nawet nie zauważyłem Henryego. Dopiero gdy się obudził.
- Dzień dobry Wookie~
- Henry co ty tu do cholery robisz?
- Przecież sam chciałeś.
- Byłem pijany...
- A ja to poniekąd wykorzystałem~~
- Że jak? Chyba nie powiesz mi że my...
- Spokojnie. Po prostu chciałeś żebym z tobą spał.
- I nic więcej?
- Poza tym że byłeś dla mnie bardzo miły to nic.
Odetchnąłem z ulgą.
- Ale możesz mnie już puścić...
- Ja nie chcę. Mógłbym tak leżeć całą wieczność~ przy tobie~ oh Wookie nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham~
- No wolę nie wiedzieć. A teraz wybacz twoja wieczność się skończyła.
- Daj mi jeszcze chwilę~ proszę~
Zacząłem się o siebie martwić. Ostatnio za bardzo mu ulegam...
- Wookie, muszę ci coś powiedzieć.
Nie wiedziałem jednak że przysunie się do mojej twarzy akurat gdy odwrócę się w jego stronę. Dosłownie prawie dotknąłem jego ust swoimi. Gdy chciałem się szybko odwrócić ten złapał mnie za głowę i pocałował.
- Przepraszam.
Wybiegł z pokoju zostawiając mnie z tym dziwnym uczuciem. Cały czas czułem jego usta na swoich. Na dłuższą chwilę aż zapomniałem o moim kacu.
- Widzieliście Henryego? - spytałem reszty gdy udało mi się wyjść z łóżka.
Widzieli tylko jak wychodził z domu. Zacząłem się o niego martwić. Jak nigdy. Jednak nie miałem siły by go szukać. Postanowiłem do niego zadzwonić. Nie odbierał. Wysłałem mu kilka wiadomości i mogłem spokojnie zająć się leczeniem kaca. Jednak pójście do pracy nie było dobrym pomysłem...
Gdy wróciłem wieczorem myślałem tylko o tym by pójść wreszcie spać. Już prawie zasypiałem gdy usłyszałem że ktoś mnie woła. To Henry krzyczał pod moim oknem.
- Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna!
Ona jest wschodem, a Ryeowook jest słońcem! Wznijdź cudne...
- Henry co ty odwalasz?
- Wyznaje ci miłość tak jak powinienem.
- Recytujac Szekspira?
- Chciałem tym tylko przykuć twoją uwagę.
- No to ci się udało. A teraz wracaj do domu.
- Ale ja napisałem dla ciebie piosenkę. Właściwie to napisałem ich kilka, ale sonaty o twoim tyłku chyba nie będziesz chciał słuchać...
- Henry... jesteś niemożliwy.
- Więc słuchaj~
Wyciągnął swoje skrzypce i zaczął grać. Za każdym razem dźwięk tych skrzypiec przyprawiał mnie o dreszcze jednak tym razem... tym razem było całkiem inaczej. Stałem przy oknie wsłuchując się w jego grę. To był chyba najwspanialszy utwór jaki napisał. No i był tylko dla mnie... oh czułem się tak, jakbym miał się zaraz roztopić i zostać małą kałużą uczuć. Nigdy bym nie pomyślał że doczekam się momentu w którym na trzeźwo będę miał ochotę przytulać i całować Henryego. Wybiegłem do niego na dwór. Rzuciłem mu się na szyję.
- Dziękuję Henry. Jesteś wspaniały.
- Oh, Wookie~ Znowu jesteś dla mnie miły...
- To lepiej się do tego przyzwyczajaj~
- O, a czemu?
- Bo wiesz Henli... - odsunąłem się trochę po czym go pocałowałem. - Chyba się zakochałem~
- Jest tam? - wychyliłem głowę zza drzwi i spytałem Kyuhyuna.
- Spokojnie, nie ma go.
- Uf...
Wyszedłem z pokoju który już od kilku godzin był zamknięty. Oczywiście Kyuhyun kłamał. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi rzucił się na mnie przytulając od tyłu.
- Ryeowook~~~
- Henry, zostaw mnie.
- Ryeowook hyung~ - ustał przede mną. - Pójdziemy na lody?
Spojrzałem morderczym wzrokiem na Kyu a on tylko się zaśmiał.
- Proszę hyung~~ chociaż jeden jedyny raz.
- No wiesz... nie mam zbytnio czasu...
Chłopak rzucił się na kolana.
- Prooooszę.
- Dobra, dobra ale wstań już.
- Naprawdę ze mną pójdziesz?
- Chyba nie mam wyjścia...
- Dziękuję hyung~ jesteś najepszy~ - przytulił mnie.
- Już wystarczy. Bo się rozmyślę.
- Dobrze. To chodźmy~
- Poczekaj, wezmę tylko portfel.
- Nie musisz! Kupię ci wszystko co tylko będziesz chciał~ - ciekawe w jakiej cenie dostałbym święty spokój...
- Nie trzeba.
- Ale ja chcę! Proszę~ chce coś dla ciebie zrobić - to może tak skończ mnie wreszcie stalkować...
- Naprawdę nie musisz Henry.
- Ale Wookie... - prawie się rozpłakał.
- Oh... no dobra. Chodźmy już. Im szybciej wyjdziemy tym szybciej wrócimy.
- Hyung... skoro idziemy na randkę to mogę cię złapać za rękę?
- Czekaj co... jaką randkę?
- No... no przecież idziemy na lody i w ogóle...
- Henry, nie wyobrażaj sobie za wiele...
- Przepraszam.
I tak o to poszedłem z nim na te nieszczęsne lody. Mniej więcej tak było codziennie odkąd Henry tylko dołączył do Super Junior. Jego pierwsze słowa do mnie brzmiały "zakochałem się". Potem gapił się dobre kilka minut aż w końcu poczułem się niezręcznie i wyszedłem nawet się nie przedstawiając. Zrobiłem to dopiero kolejnego dnia i przez pół dnia musiałem go uczyć jak poprawnie wymawiać moje imię. Tak to właśnie się zaczęło.
- Ryeowook... skoro już jesteś dla mnie taki miły... to może napijemy się czegoś?
- Nie mam zbytnio ochoty...
- No dobrze - znowu posmutniał.
- Henry, wracamy?
- Dobra.
Nie miałem zamiaru pić tylko z nim. Mógłby wykorzystać to że tak łatwo mnie upić. Jednak znowu mu się udało...
Był to dzień moich urodzin. Oczywiście reszta Suju musiała zaplanować niewielkie przyjęcie. Niewielkie, za to z ogromną ilością alkoholu. Gdy już prawie zasypiałem na podłodze, spostrzegłem że zostałem tylko z Henrym. Chciałem iść do swojego pokoju. Wstałem i od razu upadłem.
- Omo, nic ci nie jest? - Od razu do mnie podbiegł.
- Chyba n-nie.
- To dobrze.
- Henry... ja chcę już iść spać...
- Pomogę ci.
- D-dam radę.
- Przecież nawet nie możesz wstać.
- Ale poradzę sobię - znowu ledwo wstałem i się przewróciłem.
- Chodź tu - wziął mnie na ręce i niczym pannę młodą zaniósł do łóżka.
- Heeeeeenry...
- Tak?
- Dasz mi wody?
- Jasne, poczekaj tu.
- Głupi. Przecież nawet nie mogę chodzić... jak mam stąd iść - zacząłem się głupio śmiać.
- Hyung wszystko w porządku?
- Oczywiście~
Podał mi szklankę.
- Dzięki.
- To ja już pójdę.
- Czekaj!
- Tak?
- Zostań ze mną.
- Po co?
- Nie mam z kim spać.
- Przecież zawsze śpisz sam...
- Ale dziś chce z tobą.
- Naprawdę?
- No w sumie tak...
- Oh hyung~
Wszedłem pod kołdrę.
- Hyung, będziesz spał w ubraniach?
- Nie mam wyjścia...
- Mogę ci pomóc~
- Oh jak miło z twojej strony.
Henry rozebrał mnie aż do samych majtek.
- Podasz mi piżamkę?
- Jasne.
W nią także mnie ubrał po czym położył się obok mnie.
- Hyung~
- Tak?
- Mogę cię przytulić?
- Czemu nie - sam przysunąłem się bliżej.
Henry wtulił się mocno we mnie i zasnął.
- Dobranoc Henry... - także zasnąłem.
Rano jak to zwykle bywa nie pamiętałem nic a przez mój ból głowy nawet nie zauważyłem Henryego. Dopiero gdy się obudził.
- Dzień dobry Wookie~
- Henry co ty tu do cholery robisz?
- Przecież sam chciałeś.
- Byłem pijany...
- A ja to poniekąd wykorzystałem~~
- Że jak? Chyba nie powiesz mi że my...
- Spokojnie. Po prostu chciałeś żebym z tobą spał.
- I nic więcej?
- Poza tym że byłeś dla mnie bardzo miły to nic.
Odetchnąłem z ulgą.
- Ale możesz mnie już puścić...
- Ja nie chcę. Mógłbym tak leżeć całą wieczność~ przy tobie~ oh Wookie nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham~
- No wolę nie wiedzieć. A teraz wybacz twoja wieczność się skończyła.
- Daj mi jeszcze chwilę~ proszę~
Zacząłem się o siebie martwić. Ostatnio za bardzo mu ulegam...
- Wookie, muszę ci coś powiedzieć.
Nie wiedziałem jednak że przysunie się do mojej twarzy akurat gdy odwrócę się w jego stronę. Dosłownie prawie dotknąłem jego ust swoimi. Gdy chciałem się szybko odwrócić ten złapał mnie za głowę i pocałował.
- Przepraszam.
Wybiegł z pokoju zostawiając mnie z tym dziwnym uczuciem. Cały czas czułem jego usta na swoich. Na dłuższą chwilę aż zapomniałem o moim kacu.
- Widzieliście Henryego? - spytałem reszty gdy udało mi się wyjść z łóżka.
Widzieli tylko jak wychodził z domu. Zacząłem się o niego martwić. Jak nigdy. Jednak nie miałem siły by go szukać. Postanowiłem do niego zadzwonić. Nie odbierał. Wysłałem mu kilka wiadomości i mogłem spokojnie zająć się leczeniem kaca. Jednak pójście do pracy nie było dobrym pomysłem...
Gdy wróciłem wieczorem myślałem tylko o tym by pójść wreszcie spać. Już prawie zasypiałem gdy usłyszałem że ktoś mnie woła. To Henry krzyczał pod moim oknem.
- Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna!
Ona jest wschodem, a Ryeowook jest słońcem! Wznijdź cudne...
- Henry co ty odwalasz?
- Wyznaje ci miłość tak jak powinienem.
- Recytujac Szekspira?
- Chciałem tym tylko przykuć twoją uwagę.
- No to ci się udało. A teraz wracaj do domu.
- Ale ja napisałem dla ciebie piosenkę. Właściwie to napisałem ich kilka, ale sonaty o twoim tyłku chyba nie będziesz chciał słuchać...
- Henry... jesteś niemożliwy.
- Więc słuchaj~
Wyciągnął swoje skrzypce i zaczął grać. Za każdym razem dźwięk tych skrzypiec przyprawiał mnie o dreszcze jednak tym razem... tym razem było całkiem inaczej. Stałem przy oknie wsłuchując się w jego grę. To był chyba najwspanialszy utwór jaki napisał. No i był tylko dla mnie... oh czułem się tak, jakbym miał się zaraz roztopić i zostać małą kałużą uczuć. Nigdy bym nie pomyślał że doczekam się momentu w którym na trzeźwo będę miał ochotę przytulać i całować Henryego. Wybiegłem do niego na dwór. Rzuciłem mu się na szyję.
- Dziękuję Henry. Jesteś wspaniały.
- Oh, Wookie~ Znowu jesteś dla mnie miły...
- To lepiej się do tego przyzwyczajaj~
- O, a czemu?
- Bo wiesz Henli... - odsunąłem się trochę po czym go pocałowałem. - Chyba się zakochałem~
sobota, 4 kwietnia 2015
Would you be my world? (Navi)
- Hyung?
- Tak?
- Jak bardzo lubisz swoje maknae?
Odwróciłem się w stronę drzwi gdzie stał Hyuk.
- A co znowu zrobiłeś?
- Umm.. nic takiego.
- Hyuk. Mów.
- No tak jakby... zbiłem dwa talerze. Pomógłbyś mi posprzątać?
Brawo, znowu udało ci się mnie zdenerwować. Czuje sie jak w przedszkolu. Czasami tak mnie irytowali że miałem ochotę któremuś przywalić. Jednak patrząc na zdenerwowanego Hyuka stojącego w drzwiach postanowiłem że ten jeden raz będę na tyle miły i mu pomogę.
- Dobrze.
- Dziękuję - uśmiechnął się do mnie.
Poszedłem za nim do kuchni. Talerze leżały rozbite na prawie całej powierzchni podłogi. Wziąłem miotłę i zacząłem zamiatać. Hyuk nadal stał w drzwiach jak ostatnia sierota.
- Miałem ci pomóc a nie sprzątać za ciebie.
- Ale co mam robić?
- Po prostu zgarnij to i wyrzuć.
- Okej.
Szło mu to jak krew z nosa ale w końcu sobie poradził.
- Wiesz, dobrze by było jeszcze tu odkurzyć.
- Dobrze hyung. To miłego odkurzania - pomachał mi i wyszedł.
Stałem tam jak ostatni palant. Mogłem po prostu to olać i iść do siebie jednak mój perfekcjonizm mi na to nie pozwalał. Jeszcze się zemszczę... jeszcze ci kiedyś dorzucę sera do obiadu... Odkurzyłem szybko i poszedłem pooglądać telewizję. Akurat nikogo nie było w salonie. Włączyłem sobie film. Chciałem odpocząć od nich wszystkich, ale oczywiście się nie dało. W połowie filmu przyszedł Leo z Hongbinem i kradnąc mi pilot włączyli mecz. Znowu się zdenerwowałem. Wściekły poszedłem spać. Rano znowu musieliśmy iść ćwiczyć. Kolejne okazje do wkurzania mnie. Specjalnie zaczęli się mylić cały czas obserwując moją reakcję. Starałem się być spokojny. Starałem. Aż w końcu wybuchłem. Zacząłem się na nich wydzierać i uciekłem do łazienki. Gdy próbowałem się uspokoić ktoś zapukał do drzwi.
- Hyung? - to był Ravi.
Otworzyłem mu drzwi.
- Wszystko w porządku?
Mimo że on także zachowywał się jak reszta, jedynie na niego nie umiałem się gniewać.
- Ugh, raczej tak.
Przytulił mnie.
- To wracajmy już.
- Okej.
Ćwiczyliśmy do wieczora. Jedyne na co miałem później ochotę to długa kąpiel. Zabrałem kilka rzeczy i poszedłem do łazienki. Chociaż przez chwilę mogłem się odprężyć. Po godzinie spokoju chciałem iść spać. Po drodze zahaczając o kuchnię zjadłem coś na szybko. W końcu mogłem się położyć. Wszedłem do pokoju nawet nie zapalając światła. Rzuciłem rzeczy na podłogę i wskoczyłem do łóżka. Cholernie się przestraszyłem. Coś, a raczej ktoś, w nim był. Zapaliłem światło. To Ken. Był praktycznie nagi. Miał na sobie jedynie majtki. Już nie wspominając ŻE BYŁY TO MOJE MAJTKI. Popłakał się ze śmiechu.
- Sądzisz że to takie zabawne?
Pokiwał głową bo przez napad śmiechu nie mógł się odezwać.
- Ty gnoju! - chciałem go uderzyć ale mi uciekł.
Po chwili biegałem za nim po całym dormie krzycząc żeby oddał mi majtki. Gorzej już i tak się nie ośmieszę... Gdy je odzyskałem w końcu poszedłem spać.
Rano oczywiście wkurzyłem się od razu po wyjściu z pokoju. Wchodząc do salonu zobaczyłem Hyuka przytulającego Raviego. Niby nic takiego gdyby nie to że byłem o Raviego tak cholernie zazdrosny...
Poszedłem zrobić sobie kawy. Może jakoś to rozładuje moje napięcie. Siedziałem spokojnie przeglądając wiadomości w telefonie gdy do kuchni wpadł Złodziej majtek.
- Cześć hyung, zrobisz mi śniadanie?
- Chyba śnisz - wziąłem kubek i wyszedłem do salonu.
Mimo że był tu Hyuk i Ravi, było to bardziej znośne niż tamten palant. Starałem się nie patrzeć w ich stronę jednak zerkałem na nich co chwilę. Nie mogłem się powstrzymać mimo że moja zazdrość tylko rosła.
Dzisiaj w planach mieliśmy tylko audycję w radiu. Zanim się zaczęła musieliśmy tam chwilę poczekać. Usiadłem na krześle i zamknąłem oczy odchylając głowę do tyłu. Poczułem że ktoś usiadł mi na kolanach.
- Hyung, nie śpij - to był Hyuk.
- Nie śpię. Co ty robisz?
- Nie miałem gdzie usiąść.
Zszedł ze mnie gdyż za chwilę mieliśmy zaczynać. Skończyliśmy po niecałej godzinie.
Wróciliśmy do dormu. Nagle poczułem chęć na moje ukochane bananowe mleko. Migiem znalazłem się przy lodówce. Teraz to mnie wkurzyli. Nie było ani jednego kartonika. Chciałem iść ich opieprzyć ale każdy akurat zniknął w swoich pokojach. Przeklnąłem dość głośno i poszedłem do siebie trzaskając drzwiami. Otworzyłem okno w pokoju i usiadłem na nim spuszczajac nogi od zewnętrz. Siedziałem sobie w spokoju patrząc w gwiazdy ale oczywiście ktoś musiał mi przeszkodzić.
- Hyung? Jesteś tam? - Oh, Ravi...
Nie odezwałem się.
- Coś się stało? Słyszałem jak trzaskałeś drzwiami i krzyczałeś.
- Idź stąd - chociaż tak naprawdę tego nie chciałem.
Usłyszałem jak otwiera drzwi. Od razu znalazł się za mną.
- Nie skacz!
Odwróciłem się do niego gdy akurat mnie złapał. Serio myślał że chciałem się zabić? Leżałem na nim. Na jego gołej klatce piersiowej. Oh, był świeżo po kąpieli i pachniał tak przyjemnie~
- Hyung, wiem że cie denerwujemy ale przecież nie musisz od razu ze sobą kończyć... i to w taki sposób.
Czyli naprawdę myślał że chciałem popełnić samobójstwo. No nic, przynajmniej mam okazję by go przytulić. Mogę trochę poudawać. Serce i tak waliło mi jak szalone. Mógł pomyśleć że to ze strachu...
- Dlaczego chciałeś nas zostawić?
Nie odpowiedziałem mu. Za bardzo byłem odurzony jego bliskością, zapachem. Wtuliłem się w niego i nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.
Śniło mi się że zaniósł mnie do łóżka, położył się obok i spał wtulony we mnie. Nawet w śnie dalej czułem ten zapach. W dalszej części mojego cudownego snu obudziłem się i zacząłem całować go po jego umięśnionej klatce piersiowej. Dziwną rzeczą było to że ktoś kopał mnie w kostkę i mówił moje imię. Obudziłem się. Tym razem naprawdę. Także mój sen okazał się nie być jedynie snem i leżałem teraz całując Raviego.
- Przepraszam - owinąłem się cały kołdrą. Było mi tak strasznie wstyd.
Poczułem jak szturcha mnie lekko. Nie miałem zamiaru wychodzić spod kołdry. Mogę tu nawet umrzeć.
Słyszałem jak wychodził. Leżałem tak jeszcze kilka godzin gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Spieprzaj.
- Hakyeon, to ja.
Cholera. Ravi. Już nawet nie obchodziło mnie to że nazwał mnie po imieniu...
- Mogę wejść?
- Nie.
- Proszę.
- Nie, odejdź.
Zignorował mnie i wszedł do pokoju. Usiadł na łóżku i odkrył mnie.
- Jeżeli masz zamiar mnie nienawidzić, idź robić to gdzie indziej.
- Dlaczego miałbym cię nienawidzić?
- Za to co zrobiłem rano.
- Ale... to było fajne~
Odwróciłem się do niego. Siedział na łóżku trzymając w ręku różę. Jezu, teraz to mnie zaskoczył. Uśmiechnął się do mnie i podał mi czerwonego kwiatka.
- Proszę.
- Dziękuję. A z jakiej to okazji?
- Um...
- Ravi?
Siedział tak dłuższą chwilę. Dotknąłem ręką jego czoła.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Nie za bardzo...
Przytuliłem go.
- Co się stało?
- Po prostu się stresuje...
- Czemu?
- Bo... lubię cię hyung.
- Wiem Ravi.
- Ale - przytulił się do mnie mocniej - lubię cie o wiele bardziej niż myślisz. Zrozumiałem to dopiero wczoraj...
- Oh Ravi... to słodkie.
- Słodkie?
- Tak - popatrzyłem na niego uśmiechając się.
- To ja już pójdę. Proszę nie mów o tym nikomu.
Wstał z łóżka a ja szybko złapałem go za rękę.
- Czekaj.
- Tak hyung?
- Też muszę ci coś powiedzieć.
Podniosłem się i ustałem przed nim. Popatrzyłem na jego usta. Cholera, czemu akurat teraz musiał przygryźć wargę? Chciałem go pocałować. Przysunąłem się bliżej.
- Co ty robisz?
Czemu musiałeś mi wszystko popsuć? CZEMU?
- Nic... - odwróciłem wzrok od niego.
Czułem się tak głupio. Ta niezręczna cisza nie pomagała. Ravi po chwili objął mnie w pasie przysuwając do siebie.
- Hyung, to też było słodkie.
Popatrzyłem mu w oczy. Uśmiechnął się i po chwili mnie pocałował. Teraz czułem się o wiele lepiej~
- Wiesz co?
- Tak hyung?
Przytuliłem go.
- Ja wcale nie chciałem skoczyć z tego okna.
- Co? Czyli ośmieszyłem się na darmo?
- Nie. Przynajmniej wiem teraz że też mnie kochasz~
Pocałował mnie czule w usta.
- W takim razie nie jestem zły.
- To dobrze - uśmiechnąłem się.
Kolejnego dnia wszyscy wyszliśmy jak zwykle do pracy. Gdy skończyliśmy cały grafik, jako lider musiałem jeszcze zostać na jakimś spotkaniu dotyczącym zespołu. I kolejne kilka godzin w błoto gdy reszta poszła sobie do dormu. Wróciłem przed 22. Byłem okropnie zmęczony. Wchodząc do salonu zauważyłem Raviego. Szybko do mnie podbiegł i złapał mnie za rękę.
- Hyung, pewnie jesteś zmęczony ale chciałbym ci coś pokazać.
- Dobrze, prowadź - zgodziłem się mimo tego że prawie zasypiałem na stojąco.
Zaprowadził mnie na dach naszego dormu. Zastanawiałem się czemu akurat tutaj. Otrzymałem odpowiedź gdy zobaczyłem zastawiony stół a na nim kwiaty i świeczki. Wyglądało to cudownie. Od razu wróciły mi wszystkie siły. Rzuciłem się Raviemu na szyję.
- Podoba ci się?
- Bardzo. Dziękuję - pocałowałem go.
Nigdy nie myślałem że będę kiedykolwiek tak bardzo szczęśliwy jak teraz.
Ravi podał nam jedzenie które oczywiście kupił. Szczerze to nawet nie chciałem by brał się za gotowanie. Każdy wiedział że mu to, delikatnie mówiąc, nie wychodzi. Było naprawdę smaczne. Gdy skończyliśmy Ravi dolał nam wina i usiedliśmy na murku przy brzegu dachu. Objął mnie a ja położyłem głowę na jego ramieniu. Siedzieliśmy w ciszy popijając wino i patrząc w gwiazdy. Było wspaniale.
- To wszystko co zrobiłeś jest naprawdę cudowne.
- Dziękuję. Chciałem żeby nasza pierwsza randka była fajna~
- Była o wiele lepsza niż tylko 'fajna'. Dziękuję.
- Nie ma za co. Dla ciebie wszystko Hakyeonie~
- Oh Ravi... jesteś wspaniały~
Uśmiechnął się do mnie.
- Chodźmy już do środka. Trochę tu zimno i jestem zmęczony - powiedziałem i wstałem z murka.
- Dobrze.
Gdy wstał wziął mnie na ręce i zaniósł prosto do mojego pokoju. Ułożył w łóżku i chciał wychodzić.
- Zaczekaj.
- Tak?
- Nie chcesz spać ze mną?
- Okej~
Położył się obok. Od razu się w niego wtuliłem.
- Wiesz co Ravi?
- Hm?
- Chyba mam najlepszego chłopaka na świecie.
- Wiesz że ja też?
Zaśmiałem się.
- Dobranoc ~
- Dobranoc Hyung.
Kilka tygodni później od tego wspaniałego dnia dostaliśmy trzy dni wolnego. Kompletnie nie miałem pomysłu jak je spędzić.
- Hyung a może pojedziemy w góry?
- W góry?
- Na wycieczkę~
- Oh, dobrze - uśmiechnąłem się do Raviego.
Wyjechaliśmy samochodem kolejnego dnia. Byłem podekscytowany i strasznie ciekawy co wymyślił mój chłopak. Parę godzin później byliśmy już na miejscu. Było tu tak spokojnie. Ravi zatrzymał się na tarasie widokowym. Wysiadłem z samochodu i podbiegłem do barierki. Widok był piękny. Dłuższą chwilę stałem zauroczony krajobrazem w świetle zachodzącego słońca. Oparłem się łokciami o barierkę.
- I jak? - spytał Ravi.
- Pięknie.
- Wiedziałem że ci się spodoba.
- Z tobą wszystko byłoby cudowne~
Uśmiechnął się.
- Chodźmy po torby.
- Dobrze - oderwałem się od widoku i poszedłem za Ravim do bagażnika.
Gdy go otworzył wyleciały z niego różowe i białe baloniki. On chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
- Jaaakie fajne~
- Patrz co jeszcze mam - wyciągnął z bagażnika butelkę szampana.
- Oh Ravi~
- Poczekaj tu chwilę. Tylko nie podglądaj.
- Dobrze - zasłoniłem sobie oczy.
Po chwili mnie zawołał. Wyszedłem zza samochodu. Ravi siedział na kocu odwrócony tyłem. Wokół koca paliło się kilka świeczek. Zaczął dla mnie śpiewać. To było tak cudowne. Gdy skończył podbiegłem do niego przytulając go.
- Ravi... Oh Ravi... - zacząłem płakać ze szczęścia. - Kocham cię Ravi. Dziękuje ci za wszystko. Jesteś najwspanialszą osobą jaką znam i dzięki tobie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Naprawdę. Wiem że mówię za dużo ale musiałem to z siebie wyrzucić.
- Hakyeon, nie musisz mi tak słodzić.
- Muszę. Bo jesteś po prostu idealny.
- Wcale że nie.
- Dla mnie tak.
- Oh, Hakyeonie~
- Wiesz, nigdy nie znajdę kogoś takiego jak ty. Chciałbym byś był ze mną już zawsze.
- Kochanie - pierwszy raz mnie tak nazwał. Brzmiało to tak pięknie. Odwrócił głowę w moją stronę i mnie pocałował. - Zawsze będę tylko twój. Choćby nie wiem co. Obiecuje.
- Naprawdę?
- Tak.
- Oh, najwspanialszy mężczyzna na świecie, Kim Wonsik tylko i wyłącznie mój.
- A najcudowniejszy Cha Hakyeon jest tylko mój.
Odwrócił się do przodu a ja wdrapałem się na jego kolana. Złapałem go za szyję i go pocałowałem.
- Kochanie, masz ochotę na szampana?
- Z przyjemnością~
Wziął butelkę i otworzył ja z hukiem. Wziąłem kieliszki stojące gdzieś obok i podałem Raviemu. Nalał szampana i podał mi jeden z pełnych kieliszków. Wypiłem trochę. Szczerze to mi nie smakował.
- Hm.. dziwny ten szampan - czyli nie tylko ja tak sądziłem.
- Rzeczywiście - przechyliłem kieliszek i wylałem wszystko na trawę.
Ravi po chwili zrobił to samo. Przysunąłem się bliżej i objąłem go.
- Kochanie, zimno mi.
- Poczekaj chwilę, chyba mam koc w bagażniku.
- Dobrze.
Zrobiło mi się zimniej gdy wstał więc skuliłem się. Po chwili usłyszałem jak klapa od bagażnika opadła głośno w dół. Jednak Ravi się nie zjawiał. Wstałem i poszedłem za samochód. Przeraziłem się. Leżał na ziemi i się nie ruszał. Uklęknąłem przy nim.
- Ravi, kochanie, słyszysz mnie? - klepałem go po twarzy.
Nadal nawet nie drgnął. Z trudem zaniosłem go do samochodu. Położyłem na tylnim siedzeniu, przypiąłem pasami i postanowiłem sam zawieść go do szpitala. Dzwonienie po pogotowie i tak nie miało sensu bo przecież nie wiedziałem nawet gdzie jestem. Moja panika nie pomagała. Straciłem resztki orientacji w terenie. Zgubiłem się kilka razy ale w końcu trafiłem do głównej drogi. Zajęło mi to sporo czasu. Ale juz wiedziałem w którą stronę jechać. Cudem trafiłem do szpitala. Poprosiłem kogoś o nosze bo byłem zbyt wyczerpany by go drugi raz nieść. Cały czas byłem przy nim. Zadzwoniłem do menadżera by mu wszystko powiedzieć. Sądzę że jemu powiedzą o jego stanie bo mi nie chcieli powiedzieć nic. A przecież nie mogłem powiedzieć że to mój chłopak...
Menadżer przyjechał z chłopakami jakiś czas później. Wszyscy starali się mnie pocieszyć a menadżer rozmawiał z lekarzem. Po chwili wrócił razem z doktorem.
- Na szczęście nie ma wstrząsu mózgu - odetchnąłem z ulgą - tylko... obawiamy się że może stracić pamięć na jakiś czas gdy już się obudzi.
Przejąłem się jeszcze bardziej. Cholera. To chyba najgorsze co mogło się stać. Rozpłakałem się. Nie mogłem znieść myśli że nie będzie o mnie pamiętał.
- Hyung, na pewno nic mu nie będzie - szkoda tylko że słowa Hyuka nie pomogły.
Gdy się obudził nie pamiętał kompletnie nic. Ledwo zdołał sobie przypomnieć jak sie nazywa. Lekarze mówili że to tylko na jakiś czas, że na pewno odzyska pamięć. Ale nikt nie wiedział ile będzie to trwało.
Nie chciałem wchodzić do środka. Sam fakt że stracił pamięć był dość dobijający. Nie zniósłbym spotkania z nim. Wróciłem do dormu gdy wszyscy byli w jego pokoju. Zamknąłem się w pokoju, położyłem się do łóża i owijając się kołdrą po prostu leżałem i płakałem. Nie wiedziałem jak mam przeżyć chociaż jeden dzień bez dawnego Raviego. Byłem zbyt przyzwyczajony do tego że codziennie był przy mnie, codziennie mówił że mnie kocha, codziennie całował na dobranoc... Nawet jeżeli to tylko na jakiś czas i tak bolało mnie to, że taki nie będzie...
Usłyszałem że już wrócili. Nie słyszałem jedynie Raviego. Możliwe że został jeszcze w szpitalu. I tak nie miałem zamiaru pokazywać się im na oczy. Nie w takim stanie.
Ktoś zapukał do drzwi i odezwał się cicho. To był Leo.
- Czego chcesz?
- Wpuść mnie.
- Nie chcę nikogo widzieć.
- Hyung proszę.
Wygrzebałem się z łóżka, przekręciłem szybko klucz i wróciłem pod kołdrę. Leo stał obok łóżka i mnie szturchał.
- Hyung, czemu uciekłeś ze szpitala? I czemu płaczesz? Nic mu nie jest.
- Jak to nie? Przecież... - zapomniałem o jednej dość ważnej rzeczy. Staraliśmy się z Ravim wszystko ukrywać przed resztą. Nikt niczego się nawet nie domyślał. - Nie chcę o tym rozmawiać.
- Czemu?
- Bo nie.
- Proszę, powiedz mi.
Chwilę się nad tym zastanawiałem. W sumie Leo był moim przyjacielem...
- Dobrze. Ale nikomu ani słowa, rozumiesz?
- Okej.
Opowiedziałem mu wszystko w wielkim skrócie. Zdziwienie na jego twarzy odrobinę poprawiło mi humor.
- Chyba mam pomysł - zaczął po chwili
- Jaki?
- Podobno można komuś pomóc w odzyskaniu pamięci przez przypominanie lub odtwarzanie niektórych momentów życia.
- Leo! - przytuliłem go. - Jesteś genialny!
- Naprawdę?
- Tak. Dziękuje ci.
Podeszłem do tego z wielkim zapałem który ostudził sam Ravi gdy wrócił kolejengo dnia.
- Dzień dobry. A kim ty jesteś? Nie widziałem cię wcześniej w szpitalu... - szczerze, cholernie mnie to zabolało.
- Bo ja... ja nie mogłem przyjechać wczoraj. Byłem zajęty.
- Rozumiem.
- Jestem Cha Hakyeon, lub N, jak wolisz. I jestem liderem.
- Dobrze, miło cię poznać - uśmiechnął się jednak ja nie potrafiłem tego odwzajemnić. Nie mogłem się nawet odezwać.
Nagle straciłem pomysł na to jak mam zacząć to wszystko. Tylko porada Leo jakoś mi pomogła.
- Ravi, chodź ze mną.
- Gdzie?
- Pokażę ci mój pokój.
- Oh, okej.
Wszedł do środka i usiadł na łóżku.
- Ładnie tu.
- Dziękuje.
Rozglądał się wokół jeszcze chwilę.
- Widzisz tamto okno? - wskazałem na nie palcem.
- No.
- Przypominasz sobie może coś, co się przy nim stało?
- Hmm - zamknął oczy - raczej nie.
- Oh, w porządku...
Miałem jeszcze kilka rzeczy w zanadrzu.
- Chciałbym pokazać ci jeszcze jedno miejsce.
- Prowadź.
Zaprowadziłem go na dach naszego dormu. Miejsce naszej pierwszej, wspaniałej randki. Prawie się rozpłakałem przypominając sobie ten wieczór.
- A tu? Przypominasz sobie cokolwiek?
- Nie.
- Okej. To chodźmy do środka.
Czułem się zawiedziony. Postanowiłem znowu porozmawiać z Leo.
- A może robisz coś źle?
- Jak to?
- Może te miejsca nie przypominają jego wspomnień.
- Racja. Chyba mam już pomysł. Pomógłbyś mi?
- Okej. A co mam zrobić?
- Idź kup świeczki i różowe i białe baloniki napełnione helem.
- Skąd mam ci wziąć te balony?
- Nie wiem. Proszę, wymyśl coś. Ja poszukam tego ochydnego szampana.
- Dobrze.
Pojechaliśmy na zakupy. Po dwóch godzinach udało nam się znaleźć wszystko. Zapakowaliśmy to do samochodu. Rankiem kolejnego dnia poszedłem do Raviego.
- Hej, chciałbyś pojechać ze mną na wycieczkę?
- A gdzie?
- W góry.
- Um.. okej.
Znowu musiałem prowadzić. Ale tym razem mniej się gubiłem. Jakoś dotarliśmy na miejsce. Wyszedłem z samochodu i od razu pokazałem mu ten sam widok którym zachwycałem się kilka dni temu.
- Ładnie tu, prawda?
- Bardzo - uśmiechnął się do mnie.
Stał jeszcze chwilę przy barierce i wpatrywał się w widok.
- Idziemy po rzeczy?
- Okej.
Tak samo jak on wtedy otworzyłem bagażnik z którego wyleciały baloniki.
- Omo, fajne~
- Mamy jeszcze szampana.
- Ooo!
- Poczekaj tu.
Zrobiłem to samo co on wtedy. Nawet zacząłem śpiewać to samo. Podszedł do mnie.
- Hyung? O co chodzi? Dlaczego śpiewasz o tym że mnie kochasz? To jakiś żart?
- Nie Ravi. To prawda. Kocham cię i ty dobrze o tym wiesz - odwróciłem się do niego. - Kochanie, naprawdę nic sobie nie przypominasz? Zrobiłeś dokładnie to samo dla mnie kilka dni temu. Starałem się żeby wszystko było takie same nawet ten szampan... ale chyba coś zrobiłem nie tak.
Schowałem twarz w dłoniach i zacząłem płakać. Mój płacz przerwał huk otwieranego szampana.
- Hyung, przepraszam że nie jestem taki jak wcześniej...
- To nie twoja wina.
- Trzymaj - podał mi kieliszek - może poczujesz się lepiej.
Picie szampana było ostatnią rzeczą jaką robiliśmy. Napiłem się go tak jak wtedy i od razu wylałem na trawę. Obserwowałem Raviego. Napił się i zrobił to samo.
- Ugh, znowu ten sam okropny szampan. Kochanie, mogłeś kupić lepszy.
Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem. Po chwili dopiero dotarło do mnie że wróciła mu pamięć. Rzuciłem się na niego i zacząłem go całować.
- Ravi... kochanie... wróciłeś. W końcu. Tak się cieszę.
- To ja gdzieś byłem?
- Straciłeś pamięć.
- Naprawdę?
- Tak. Klapa od bagażnika uderzyła cię w głowę.
- Ah, to dlatego czuje sie jakbym przespał kilka dni...
- Chyba tak - zaśmiałem się. - Tęskniłem za tobą. Bardzo.
- Oh...
- Kocham cię Ravi.
- Ja ciebie też mój Hakyeonie~
Annie wants a baby (Kangchul)
Zacząłem przygotowania do randki z Chanmi. Randka którą wygrała w A song for you. Cieszyłem się że spędzę trochę czasu z kimś innym. Zresztą może być całkiem fajnie.
Ubrałem moją ulubioną koszulę i ciemne spodnie. Popsikałem się odrobiną perfum i wyszedłem z mieszkania. Pojechałem do miejsca gdzie byliśmy umówieni. Byłem trochę przed czasem więc postanowiłem poczekać. Chanmi się spóźniała. Rozumiem, jest dziewczyną i tak dalej... ale żeby aż godzinę? Najgorsze było że stracę rezerwację w restauracji. A łatwo nie było jej dostać...
Straciłem nadzięję na to że się zjawi. Trudno. Zadzwonię do kogoś innego. Wszyscy mieli nagle ciekawsze zajęcia. Został mi jeszcze Heechul.
- Hyung? co robisz?
- Oglądam krainę lodu, a co chcesz? randka nie wyszła?
- skąd wiedziałeś?
- Intuicja.
- Kangin wracaj do dormu co będziesz robił.
- Ale zapłaciłem tyle za rezerwację...
- Jak to?
- Chciałem pójść do dobrej restauracji...
- Rozumiem Cię, to co chcesz z tym zrobić?
- Nie zjadłbyś ze mną kolacji?
- Oh Kangin, a co podaja dobrego?
- Hm, a na co masz ochotę?
- Owoce morza.
- Idealnie, mają tu świetne~
- Powiedz gdzie jesteś.
- W Pro Ganjang Gejang Sinsa.
- Już jadę
Heechul był na miejscu pół godziny później. Nie spodziewałem się jednak tego że przebierze się za Annę z Krainy Lodu...
- Co ty do ciężkiej cholery masz na sobie?
- Ubrania - powiedział z obojętną miną i wzruszył ramionami.
- Dobra, nieważne. Siadaj - odsunąłem mu krzesło.
- Oh dziękuję Kangin-ah - uśmiechnął się do mnie i usiadł.
Po chwili przyszedł kelner spisując nasze zamówienie.
- Co dziś robiłeś?
- Więc jako że mieliśmy dzień wolny byłem u kosmetyczki i oglądałem filmy disneya, a ty?
- Spałem dość długo więc zdążyłem wyjść z psem, zrobić obiad i pogadać chwilę z Leeteukiem.
- A potem na randkę? - zaśmiał się.
- Taa... przynajmniej miałem okazję żeby się z tobą spotkać.
- I kupisz mi jedzenie. Wszyscy szczęśliwi.
- No tak, za kobiety należy płacić na randkach~
- Gdyby nie to, że zrobiłem dziś paznokcie dostałbyś po głowie.
- Wybacz, Madame~
- Kangin, bo najwyżej pójdę jeszcze raz robić te paznokcie.
- Dobra, dobra, nie unoś się, przed okresem jesteś czy jak?
- Nie będę komentował.
- Dobra, ja już lepiej będę cicho.
- Lepiej tak. Jedzenie idzie.
Koło naszego stolika pojawił się kelner z dwoma talerzami.
- Smacznego.
- Nawzajem Kanginku. Zamówimy coś do picia?
- Wino?
- Tak~ czerwone? będzie romantycznie.
- Okej~
Zamówiłem moja ulubione wino i zabraliśmy się za jedzenie. Po godzinie wypiliśmy już kilka butelek. Heechul ledwo trzymał się na krześle.
- Kangin kocham Cię.
- Tak Heechul, wiem. Ja ciebie też.
- Wracamy?
- Do mnie?
- Tak. Możemy się pobawić.
Hm, pobawić~?
- Masz może bierki? albo chińczyka? Jengę?
- Jasne.
- A zaniesiesz mnie?
- W porządku.
Zawołałem kelnera by zapłacić. Wziąłem potem Heechula na ręce i starałem się nie upuścić jej, zważając na mój stan. Po drodze kilka razy ją pocałowałem.
- To co z tymi grami?
- A może pogramy w coś innego?
- Chińczyka?
- Nie śliczna - pogłaskałem ją po głowie - w coś całkiem innego.
- Kangin chodzi ci o Monopoly?
- Nie - znowu ją pocałowałem.
- To ja nie wiem.
Wymieniała jeszcze kilka gier.
- Pobawmy się w dom. Będziesz mamą a ja tatą~
- Masz lalki?
- Nie mam. Musimy zrobić sobie dzieci~
- A co jak jestem bezpłodny?
- Warto spróbować.
- Dobrze. A będzie bolało?
- Postaram się żeby nie bolało.
- Dziękuję kochanie. Kiedy będziemy u ciebie?
- Za chwilę.
Byłem właśnie przed moim blokiem. Wniosłem ją bez trudu po schodach. Przed drzwiami mieszkania postawiłem ją by móc je otworzyć.
- Poczekaj chwilę kochanie.
Otworzyłem drzwi i wniosłem ją do środka. Od razu moją uwagę przykuł spory stół obok kuchni. Położyłem ją na nim.
- Masz bardzo ładną sukienkę ale lepiej będzie bez niej.
- Kangin mieliśmy się bawić - zrobiła minę naburmuszonego dziecka.
- To właśnie część zabawy kotku~
Pocałowałem ją w usta i próbowałem zdjąć sukienkę
- Nie chcę, zostaw mnie.
- Kochanie będzie Ci bardzo dobrze.
Zdjąłem z niej sukienkę.
- Masz małe cycki i chyba za dużo w spodniach.
- Zoooooostaw mnie!
Musiałem poszukać czegoś poślizgowego i upewnić się, że skończyła 12 lat.
Gdy już miałem to co chciałem zadałem jej jedno pytanie.
- Ile masz lat?
- Ja?
- No tak.
- 31 debilu.
Byłem bezpieczny. Zdjąłem jej majtki i okazało się, że to był on. No cóż, kto wybrzydza ten nie rucha. Posmarowałem go tam moją super wazelinką i bez zbędnych czynności wszedłem w niego.
- Ał to boli - płakał - wyjdź i nie wracaj.
- Nie płacz zaraz będzie przyjemnie - i miałem racje po chwili jęczał z przyjemności.
Mi też było bardzo przyjemnie. Kilka pchnięć i doszedłem mając go trochę w dupie. Znaczy nie dosłownie, bo to on miał mnie. Pomogłem mu dojść ręką i zaniosłem do łóżka, żeby mógł zasnąć i tak ledwo trzymał się na nogach.
Ubrałem moją ulubioną koszulę i ciemne spodnie. Popsikałem się odrobiną perfum i wyszedłem z mieszkania. Pojechałem do miejsca gdzie byliśmy umówieni. Byłem trochę przed czasem więc postanowiłem poczekać. Chanmi się spóźniała. Rozumiem, jest dziewczyną i tak dalej... ale żeby aż godzinę? Najgorsze było że stracę rezerwację w restauracji. A łatwo nie było jej dostać...
Straciłem nadzięję na to że się zjawi. Trudno. Zadzwonię do kogoś innego. Wszyscy mieli nagle ciekawsze zajęcia. Został mi jeszcze Heechul.
- Hyung? co robisz?
- Oglądam krainę lodu, a co chcesz? randka nie wyszła?
- skąd wiedziałeś?
- Intuicja.
- Kangin wracaj do dormu co będziesz robił.
- Ale zapłaciłem tyle za rezerwację...
- Jak to?
- Chciałem pójść do dobrej restauracji...
- Rozumiem Cię, to co chcesz z tym zrobić?
- Nie zjadłbyś ze mną kolacji?
- Oh Kangin, a co podaja dobrego?
- Hm, a na co masz ochotę?
- Owoce morza.
- Idealnie, mają tu świetne~
- Powiedz gdzie jesteś.
- W Pro Ganjang Gejang Sinsa.
- Już jadę
Heechul był na miejscu pół godziny później. Nie spodziewałem się jednak tego że przebierze się za Annę z Krainy Lodu...
- Co ty do ciężkiej cholery masz na sobie?
- Ubrania - powiedział z obojętną miną i wzruszył ramionami.
- Dobra, nieważne. Siadaj - odsunąłem mu krzesło.
- Oh dziękuję Kangin-ah - uśmiechnął się do mnie i usiadł.
Po chwili przyszedł kelner spisując nasze zamówienie.
- Co dziś robiłeś?
- Więc jako że mieliśmy dzień wolny byłem u kosmetyczki i oglądałem filmy disneya, a ty?
- Spałem dość długo więc zdążyłem wyjść z psem, zrobić obiad i pogadać chwilę z Leeteukiem.
- A potem na randkę? - zaśmiał się.
- Taa... przynajmniej miałem okazję żeby się z tobą spotkać.
- I kupisz mi jedzenie. Wszyscy szczęśliwi.
- No tak, za kobiety należy płacić na randkach~
- Gdyby nie to, że zrobiłem dziś paznokcie dostałbyś po głowie.
- Wybacz, Madame~
- Kangin, bo najwyżej pójdę jeszcze raz robić te paznokcie.
- Dobra, dobra, nie unoś się, przed okresem jesteś czy jak?
- Nie będę komentował.
- Dobra, ja już lepiej będę cicho.
- Lepiej tak. Jedzenie idzie.
Koło naszego stolika pojawił się kelner z dwoma talerzami.
- Smacznego.
- Nawzajem Kanginku. Zamówimy coś do picia?
- Wino?
- Tak~ czerwone? będzie romantycznie.
- Okej~
Zamówiłem moja ulubione wino i zabraliśmy się za jedzenie. Po godzinie wypiliśmy już kilka butelek. Heechul ledwo trzymał się na krześle.
- Kangin kocham Cię.
- Tak Heechul, wiem. Ja ciebie też.
- Wracamy?
- Do mnie?
- Tak. Możemy się pobawić.
Hm, pobawić~?
- Masz może bierki? albo chińczyka? Jengę?
- Jasne.
- A zaniesiesz mnie?
- W porządku.
Zawołałem kelnera by zapłacić. Wziąłem potem Heechula na ręce i starałem się nie upuścić jej, zważając na mój stan. Po drodze kilka razy ją pocałowałem.
- To co z tymi grami?
- A może pogramy w coś innego?
- Chińczyka?
- Nie śliczna - pogłaskałem ją po głowie - w coś całkiem innego.
- Kangin chodzi ci o Monopoly?
- Nie - znowu ją pocałowałem.
- To ja nie wiem.
Wymieniała jeszcze kilka gier.
- Pobawmy się w dom. Będziesz mamą a ja tatą~
- Masz lalki?
- Nie mam. Musimy zrobić sobie dzieci~
- A co jak jestem bezpłodny?
- Warto spróbować.
- Dobrze. A będzie bolało?
- Postaram się żeby nie bolało.
- Dziękuję kochanie. Kiedy będziemy u ciebie?
- Za chwilę.
Byłem właśnie przed moim blokiem. Wniosłem ją bez trudu po schodach. Przed drzwiami mieszkania postawiłem ją by móc je otworzyć.
- Poczekaj chwilę kochanie.
Otworzyłem drzwi i wniosłem ją do środka. Od razu moją uwagę przykuł spory stół obok kuchni. Położyłem ją na nim.
- Masz bardzo ładną sukienkę ale lepiej będzie bez niej.
- Kangin mieliśmy się bawić - zrobiła minę naburmuszonego dziecka.
- To właśnie część zabawy kotku~
Pocałowałem ją w usta i próbowałem zdjąć sukienkę
- Nie chcę, zostaw mnie.
- Kochanie będzie Ci bardzo dobrze.
Zdjąłem z niej sukienkę.
- Masz małe cycki i chyba za dużo w spodniach.
- Zoooooostaw mnie!
Musiałem poszukać czegoś poślizgowego i upewnić się, że skończyła 12 lat.
Gdy już miałem to co chciałem zadałem jej jedno pytanie.
- Ile masz lat?
- Ja?
- No tak.
- 31 debilu.
Byłem bezpieczny. Zdjąłem jej majtki i okazało się, że to był on. No cóż, kto wybrzydza ten nie rucha. Posmarowałem go tam moją super wazelinką i bez zbędnych czynności wszedłem w niego.
- Ał to boli - płakał - wyjdź i nie wracaj.
- Nie płacz zaraz będzie przyjemnie - i miałem racje po chwili jęczał z przyjemności.
Mi też było bardzo przyjemnie. Kilka pchnięć i doszedłem mając go trochę w dupie. Znaczy nie dosłownie, bo to on miał mnie. Pomogłem mu dojść ręką i zaniosłem do łóżka, żeby mógł zasnąć i tak ledwo trzymał się na nogach.
środa, 25 lutego 2015
Love bites so do I (Kyumin/Kyuchul)
Heechul wrócił właśnie do ich wspólnego mieszkania. Wspólnego czyli jego i jego najlepszego przyjaciela Kyuhyuna. Mała, ciasna, zabałagniona klitka w starej kamienicy która dosłownie się sypała.
- Cześć - przywitał go Kyuhyun uśmiechając się.
- Hej młody~
- Nie mów tak do mnie - Heechul potargał jego grzywkę która i tak już odstawała na wszystkie strony. Pewnie znowu dopiero wstał.
- Już się nie wściekaj. Wychodzisz dziś?
- Tak, niedługo.
- Dobrze.
Jak powiedział tak zrobił. Wyszedł z domu po godzinie w czasie której rozmawiał ze swoim przyjacielem. Poszedł w miejsce w którym był umówiony. Dokładnie wiedział kogo ma się spodziewać. Był przecież jego zaufanym klientem, a ostatnio też jednym z nielicznych. Niemalże niezauważalnie wymienili się. Jeden przekazał pieniądze drugi woreczek z białym proszkiem z wiadomą substancją. Gdy Kyuhyun chciał już odchodzić podeszło do niego dwóch facetów. Zaczęli wydzierać się by oddał im pieniądze. Wyśmiał ich i biorąc dwójkę za podrzędnych pijaków chciał odejść. Tamci jednak złapali go i przewracając na ziemię zaczęli kopać tak że stracił resztki sił. Nie mógł się nawet podnieść. I tak leżał bez grosza w kieszeni dopóki nie podeszła pewna osoba w jasno różowym płaszczyku.
- O Jezu, nic ci nie jest? - klepał Kyuhyuna po policzku klęcząc obok niego.
Kyuhyun starał się powiedzieć cokolwiek jednak bezwzględnie wychodził mu jedynie jakiś mało zrozumiały bełkot. Owa osoba w różowym płaszczu nazywała się Sungmin. Myślał że Kyuhyun stracił przytomność, jednak on tylko zasnął z wycieńczenia. Nie wiedział co ma zrobić. Usiadł na ziemi i położył jego głowę na swoich kolanach. W pobliżu nie było żywej duszy a jego telefon rozładował się w idealnym momencie. Poczuł lekką ulgę zauważając że młodszy tylko spał. Obudził go najdelikatniej jak umiał. Pomógł mu wstać i zbierając w sobie wszystkie siły niósł go na plecach do swojego mieszkania. Posadził go na jasnej, skórzanej kanapie i zdjął mu kurtkę, kładąc ją gdzieś obok, a potem buty które ustawił pod ścianą. Położył go na poduszce by wygodnie się zdrzemnął i okrył go miękkim kocem. Siedział przy nim aż się obudził. Kyuhyun otworzył oczy i zdziwił się nie widząc szarego, popękanego sufitu do którego widoku był przyzwyczajony gdy się budził. Podniósł się tak gwałtownie że prawie zderzył się z Sungminem głowami.
- Witaj, nazywam się Lee Sungmin. Przyniosłem cię tu gdy tamci cie pobili.
Kyuhyun nic nie odpowiedział przyglądając się mu z uwagą. Żaden oczywisty powód dla którego nie mógł oderwać od niego wzroku nie przychodził mu do głowy. A czy nie było to aż nazbyt oczywiste?
- J-jestem Kyuhyun - wydusił po chwili.
- Dobrze - uśmiechnął się do niego - jak się czujesz?
- Bywało gorzej.
- Chcesz może coś do picia?
- Nie, dziękuję. Pójdę już - odkrył koc i usiadł rozglądając się za swoimi butami.
Sungmin złapał go za rękę.
- Zostań.
- Nie chcę przeszkadzać.
- Nie przeszkadasz mi. Dawno nikogo u mnie nie było...
- Czemu?
- Nie mam wielu przyjaciół... właściwie to nikogo.
- A rodzina?
- Nie mają zbytnio czasu.
- Rozumiem... ale ja naprawdę muszę już wracać. Mój przyjaciel będzie się martwił.
- Przyjaciel?
- Tak.
- Dobrze - wyraźnie posmutniał.
- Coś nie tak? - spytał Kyuhyun.
- Nie, nic. Wszystko w porządku.
- Okej... To do widzenia - powiedział gdy już się ubrał.
- Do widzenia.
Kyuhyun cały czas miał przed oczami jego twarz. Cały czas zastanawiał się dlaczego zabrał go z ulicy do domu widząc go pierwszy raz na oczy, w dodatku pobitego i okradzionego z kilkudniowego zarobku. Mówiąc o pieniądzach, wystarczyło kilka telefonów by mógł sobie pozwolić na dobrą imprezę. Wybrał się do baru kolejnego dnia. Osuszał kufle piwa jedno po drugim ślepo wierząc że uda mu się zapomnieć o Sungminie. Może byłoby prościej gdyby nie to że właśnie zjawił się obok niego znikąd.
- Co ty tu robisz? - wybełkotał.
- Często tu jestem. Nie wiedziałem że też tu przychodzisz...
- Jestem tu pierwszy raz.
- Chodźmy tam - wskazał palcem na wolną kanapę w rogu.
- Aaale pomóż mi... - wstał i zachwiał się prawie upadając, jednak starszy go złapał.
- Już, już - złapał go w pasie i prowadził prosto na kanapę.
Posadził Kyuhyuna którego głowa momentalnie przechyliła się na bok. Sungmin usiadł obok i uniósł ją.
- Nie śpij.
- J-ja wcale nie śpię...
- Jasne~
- Chodźmy zatańczyć! - wstał i równie szybko upadł na Sungmina.
- Chyba nie dasz rady.
- No chyba jednak nie...
- Zostań tu.
- Tu? Tak jak teraz? - poprawił się siadając na nim okrakiem.
- Jeżeli chcesz...
- Jasne że chcę.
Oboje jednocześnie uśmiechnęli się do siebie. Sungmin wyciągnął rękę w kierunku jego twarzy i zaczął gładzić go po policzku.
- Wiesz... chyba się zakochałem.
- T-tak? W kim?
- W kimś kogo poznałem niedawno, przypadkowo i całkiem niespodziewanie. W kimś kto jest najładniejszą osobą jaką w życiu widziałem i kimś kto właśnie siedzi schlany na moich kolanach.
Kyuhyun rozejrzał się dookoła jakby szukając osoby pasującej do opisu. Po chwili dopiero zrozumiał że chodzi o niego. Idiota. Wskazał nieśmiało palcem na siebie. Sungmin w odpowiedzi pocałował go. Jego usta smakowały tanim piwem jednak nie przeszkadzało mu to. Kyuhyun złapał go za krocze i zaczął je coraz mocniej uciskać i masować. Sungmin wiercił się nerwowo z podniecenia.
- Ch-chodźmy do mnie - zaproponował Sungmin odrywając się od Kyuhyuna.
- Dobrze.
Kyuhyun wstał i upadł na podłogę. Sungmin podniósł go i pomógł dotrzeć do samochodu. Otworzył tylne drzwi i posadził go. Kyuhyun złapał go za rękę.
- Ja chce teraz~
- Wytrzymaj jeszcze. To niedaleko.
Kilka minut później faktycznie byli już na miejscu. Gdy tylko Sungmin zamknął drzwi mieszkania Kyuhyun pocałował go przyciskając mocno do ściany. Sungmin złapał go za rękę prowadząc prosto do sypialni. Kyuhyun pocałował starszego, ściągnął mu koszulkę i popchnął na łóżko. Także pozbywając się górnej części ubrania po chwili leżał na nim. Całował go najpierw po szyi, przygryzając ją. Potem zjeżdżał coraz niżej by w końcu dotrzeć do spodni których po chwili się pozbył. Majtek także. Drocząc się z nim przejechał palcem po całej długości jego penisa. Po chwili jednak zaczął go masować dłonią przy czym całował go po brzuchu. Gdy prawie doszedł w jego rękę, Kyuhyun zabrał ją i odwrócił go na brzuch. W mgnieniu oka pozbył się swoich spodni.
- Czekaj.
- Hm?
Wysunął szufladę stolika który stał obok i wyjął małą butelkę żelu. Kyuhyun wylał go odrobinę na swojego penisa i wszedł w niego dostatecznie szybko by Sungmin wydał z siebie krzyk. Po dłuższym czasie jego krzyki i płacz zamieniły się w jęki z przyjemności.
Tej nocy powtarzali to jeszcze dużo razy aż oboje byli już tak zmęczeni że zasnęli.
Kyuhyun wstał rano wtulony w Sungmina. Początkowo czuł zadowolenie, jednak potem przypomniał sobie wszystko spostrzegając że jest kompletnie nagi. Odkrył się i chciał uciec jednakże leżał tak blisko krawędzi łóżka że podnosząc się upadł na podłogę przy okazji uderzając głową w półkę z której spadło kilka rzeczy. Obudził tym samym Sungmina.
- Nic ci nie jest?
- C-co ja tu robię?
- Ee - lekko się zarumienił - no wiesz...
- Jak?
- Spotkałem cię w barze no i... jakoś tak wyszło.
Kyuhyun siedział nadal na podłodze ze spuszczoną głową cały czerwony na twarzy. Wstał i chciał uciekać jednak Sungmin wstał szybko i złapał go za rękę. Kyuhyun odwrócił się w jego stronę. Starszy przyciągnął go do siebie i pocałował.
- Zostań. Nie zostawiaj mnie znowu samego.
- Dobrze.
Kyuhyun chciał wrócić do łóżka. Jednak był na tyle głupi by po drodze nadepnąć na ramkę ze zdjęciem które spadło z półki. Podniósł je siadając na łóżku. Na zdjęciu były 3 osoby, prawdopodobnie jego rodzina.
- Co się z nimi stało? - spytał przejeżdżając palcem po czarnej wstążce w rogu.
- O-oni wszyscy zginęli w wypadku.
- Oh... przykro mi.
- W porządku.
Kyuhyun przytulił go.
- Naprawdę wszystko jest już dobrze.
- A co z resztą rodziny?
- Od tamtego czasu nie spotkałem nikogo, nawet z nikim nie rozmawiałem.
- Oh..
Rozmawiali potem kilka godzin, opowiadając sobie różne historie. Po południu Kyuhyun chciał już wracać do domu. Sungmin odprowadził go pod jego kamienicę całując na pożegnanie.
- Heechul? Jesteś tu?
- Kyuhyun, pakuj się. Szybko.
- Co? Co się stało?
- Opowiem ci w samochodzie. Naprawdę, pospiesz się.
- O co chodzi?
- No rusz się. Nie mamy czasu.
Kyuhyun jak zwykle ufając przyjacielowi spakował najpotrzebniejsze rzeczy.
- Masz wszystko co ci potrzebne? Bo już tu nie wrócimy.
- Dlaczego?
- Zleciłem komuś zniszczenie mieszkania by nie znaleźli żadnych dowodów.
- Kto?
- Policja.
- Ktoś na nas doniósł?
- Nie do końca. Zaraz ci wszystko powiem. Na pewno wziąłeś wszystko?
- Tak, chodźmy.
Przeszli szybko do miejsca gdzie stał ich samochód i spakowali do niego wszystkie torby i walizki. Ruszyli.
- A do miasta wrócimy?
- Tak, ale jeszcze nie teraz.
- A gdzie jedziemy? W ogóle dlaczego się wynosimy?
- Pamiętasz jeszcze kim był Choi Hyosang?
- No tak... nasz szef.
- Złapali go i pewnie teraz próbują wyciągnąć od niego nazwiska wszystkich.
- O kurwa...
- Właśnie dlatego to idealny moment by zniknąć na trochę.
- Tak. A gdzie jedziemy?
- Do naszego domku.
- Tego w lesie?
- Tak.
- To ja się prześpię.
- Dobrze Kyuhyunnie.
Dotarli tam w nocy. Heechul obudził Kyuhyuna i wnieśli razem wszystkie bagaże. W domku było tylko jedno łóżko więc zmuszeni byli spać razem. Kyuhyun życząc Heechulowi dobrej nocy odwrócił się do niego plecami i gdy prawie zasnął Heechul przytulił go. Chciał się odsunąć jednak ten ściskał go zbyt mocno. Nie mając wyboru odwrócił się do niego i także wtulając się zasnął. Kolejnego dnia zaczęli rozpakowywać rzeczy.
- Ile tu zostaniemy?
- Obstawiam jakieś dwa miesiące. Chyba tyle wystarczy...
- Oh, dobrze...
- A co?
- Nie nic...
- Kyuhyun, mów - uśmiechnął się do niego.
- Bo... poznałem chłopaka.
- Aww! Opowiadaj~ - jak na Heechula przystało, brzmiało to i wyglądało gejowsko.
- Poznałem go trzy dni temu gdy ktoś mnie pobił.
- Awn, i pomógł ci? To urocze!
- Tak...
- To szczęścia życzę - pogłaskał go po głowie udając że się cieszy.
Dwa miesiące w kompletnej dziczy minęły im dość szybko. Kyuhyun był szczęśliwy wracając do miasta. Chciał w końcu zobaczyć Sungmina. Pojechali prosto do mieszkania które załatwił Heechul. Nie musieli się już kryć w jakiejś starej kamienicy więc ich nowe lokum było o wiele ładniejsze i bardziej zadbane. Kolejnego dnia Kyuhyun poszedł odwiedzić swojego chłopaka. A przynajmniej takim mianem go określał aż do momentu gdy otworzyła mu drzwi kobieta w samym szlafroku.
- Kochanie, to chyba ktoś do ciebie - odeszła na bok gdy Sungmin podszedł.
- Czego tu chcesz?
Dziewczyna uwiesiła się na ramieniu Sungmina.
- Kim ona jest?
- Kotku, zostawisz nas na chwilę samych?
- W porządku - odeszła w stronę łazienki.
Kyuhyun wszedł za Sungminem do kuchni.
- Słuchaj, zapomnij o wszystkim co się stało.
- Czemu? Mówiłeś że mnie ko...
Wyśmiał go.
- Kocham? Jak naiwny byłeś wierząc w to? Po prostu raz chciałem spróbować z chłopakiem gdy moja dziewczyna wyjechała...
- Ty świnio...
Chciał rzucić kilkoma innymi, należącymi mu się wyzwiskami jednak skończył na spoliczkowaniu go. Gdy prawie upadł złapał go za włosy i uderzył głową w szafkę na tyle mocno że stracił przytomność. Hałas którego narobił sprawił że jego laska wybiegła z łazienki. Zaczęła piszczeć i rzuciła się na Kyuhyuna okładając go pięściami. Jednak on był silniejszy i złapał ją za nadgarstki przyciskając ją do ściany.
- Siedź cicho, bo zabije jego i ciebie. Siadaj tam - wskazał na krzesło przy stole - i ani słowa.
Kyuhyun zadzwonił po Heechula prosząc o kilka potrzebnych mu rzeczy. Gdy przyjechał najpierw zakneblowali oboje najzwyklejszą taśmą izolacyjną i chusteczką wepchniętą do ust a potem związali i zanieśli do samochodu.
- Dziękuje.
- Nie ma za co. Zawsze ci pomogę. To co z nimi?
- A jak myślisz? - uśmiechnęli się do siebie po chwili przybijając piątkę.
Heechul rozumiał go bez słów. Od razu ruszył do ich domku w lesie po uprzednim wstrzyknięciu ofiarom silnych środków nasennych. Wnieśli ich do środka. Prosto do piwnicy. Rzucili ich na stosy poukładanych desek. Przy każdym rogu były powbijane pale podtrzymujące stos do których Heechul przywiązał kończyny Sungmina. Dziewczynę przywiązali razem do krzesła które przyniósł Kyuhyun. Patrzeli na to co zrobili z podziwem i dumą. Kyuhyun przytulił Heechula.
- Idziemy spać? Jutro się z nimi pobawimy jak się wyśpią.
- Jasne~
Kyuhyun wtulił się w swojego hyunga i zasnął, wyglądając przy tym uroczo. Jak niewinne dziecko. Heechul przyglądał mu się dłuższy czas. Zgasił lampkę, pocałował Kyuhyuna w czoło i także zasnął. Rano zjedli to co zostało im jeszcze po ostatnim pobycie tutaj i poszli odwiedzić swoich 'gości'. Oboje już się obudzili. Byli widocznie przerażeni. Trzęsli się z zimna i strachu. Słusznie.
- Dzień dobry, dzień dobry. Jak minęła noc? Wygodnie się spało? - spytał Heechul.
- Ha no oczywiście że mi nie odpowiecie. Biedactwa.
Według planu ułożonego przy śniadaniu, Kyuhyun ustał za dziewczyną kladąc ręce na jej ramionach, a Heechul podszedł do Sungmina. Szarpnął go za włosy tak by spojrzał na Kyuhyuna.
- Widzisz go? To mój najlepszy przyjaciel. Moim przyjaciołom nie łamie się serca. Inaczej... wiesz jak to się kończy?
Odrywając wzrok od Kyuhyuna popatrzył na Heechula z przerażeniem.
- Kończy się to właśnie tak.
Kyuhyun nachylił się nad jej uchem.
- Przepraszam. Nie pisnęłaś ani słowa a jednak ja i tak to zrobię. Wybacz, ale wyjścia nie mam...
Odgarnął włosy opadające wokół całej jej głowy. Złapał je i pociągnął na bok przechylając jej głowę. Wyjął ostry sztylet z tylnej kieszeni i najpierw przejechał lekko samym czubkiem po szyi. Przyłożył dłoń do niej próbując wyczuć gdzie znajduje się tętnica. Gdy już ją odnalazł, nie wahając się, szarpnął mocniej i szybkim, pewnym ruchem przejechał w poprzek szyi. Krew trysła na niego. Szybko odsunął się w stronę przyjaciela.
- Czyż to nie urocze? - uśmiechnął się do Heechula.
- Oh tak Kyuhyunnie~ jesteś najlepszy.
- To teraz ty - "skończona szmato" dokończył w myślach.
Z przerażenia machał głową na wszystkie strony. Heechul puścił jego włosy i wytarł rękę w koszulkę.
- Dla ciebie, mój słodki, mam coś specjalnego.
Wyszedł na chwilę i wrócił z samurajskim mieczem.
- Podoba ci się?
Spojrzał na zdobioną osłonę i rękojeść.
- Hm? Odpowiadaj! - dźgnął go mocno w brzuch samą osłoną.
- Ups... zapomniałem... mój biedny, bezbronny Minnie nie może mówić. Wielka szkoda. Chciałbym wiedzieć jakie będą twoje ostatnie słowa ale nie zniosę więcej twojego głosu. Papa~
Usiadł na nim i wyjął miecz. Uniósł go do góry i wbił prosto w jego serce. Przebił jego ciało na wylot. Czuł się jeszcze bardziej szczęśliwy niż podczas seksu z nim. Wyjął miecz i krew wytrysnęła na niego i Heechula. Zszedł na ziemię i jeszcze chwilę podziwiał to co zrobił.
- To co robimy z nimi teraz?
- Kyu, wiesz... mamy tu taki ładny piecyk. Duży piecyk.
- Jejku - przytulił Heechula - jesteś najlepszy!
- Tak wiem~
Szybko pozbyli się ciał spalając je. Ubrania brudne od krwi i wszystko czym sprzątali także poszło z dymem.
- Pójdziemy się umyć?
- Razem?
- Czemu nie?
- No dobrze~
Po wspólnej kąpieli jak gdyby nigdy nic usiedli w salonie popijając herbatę.
- Kyu, chyba jednak zostaniemy tu na dłużej.
- W porządku. Z tobą mogę tu siedzieć do końca życia.
- Tak?
- Tak - pocałował Heechula w policzek.
- Jesteś uroczy Kyuhyunnie~
- Cześć - przywitał go Kyuhyun uśmiechając się.
- Hej młody~
- Nie mów tak do mnie - Heechul potargał jego grzywkę która i tak już odstawała na wszystkie strony. Pewnie znowu dopiero wstał.
- Już się nie wściekaj. Wychodzisz dziś?
- Tak, niedługo.
- Dobrze.
Jak powiedział tak zrobił. Wyszedł z domu po godzinie w czasie której rozmawiał ze swoim przyjacielem. Poszedł w miejsce w którym był umówiony. Dokładnie wiedział kogo ma się spodziewać. Był przecież jego zaufanym klientem, a ostatnio też jednym z nielicznych. Niemalże niezauważalnie wymienili się. Jeden przekazał pieniądze drugi woreczek z białym proszkiem z wiadomą substancją. Gdy Kyuhyun chciał już odchodzić podeszło do niego dwóch facetów. Zaczęli wydzierać się by oddał im pieniądze. Wyśmiał ich i biorąc dwójkę za podrzędnych pijaków chciał odejść. Tamci jednak złapali go i przewracając na ziemię zaczęli kopać tak że stracił resztki sił. Nie mógł się nawet podnieść. I tak leżał bez grosza w kieszeni dopóki nie podeszła pewna osoba w jasno różowym płaszczyku.
- O Jezu, nic ci nie jest? - klepał Kyuhyuna po policzku klęcząc obok niego.
Kyuhyun starał się powiedzieć cokolwiek jednak bezwzględnie wychodził mu jedynie jakiś mało zrozumiały bełkot. Owa osoba w różowym płaszczu nazywała się Sungmin. Myślał że Kyuhyun stracił przytomność, jednak on tylko zasnął z wycieńczenia. Nie wiedział co ma zrobić. Usiadł na ziemi i położył jego głowę na swoich kolanach. W pobliżu nie było żywej duszy a jego telefon rozładował się w idealnym momencie. Poczuł lekką ulgę zauważając że młodszy tylko spał. Obudził go najdelikatniej jak umiał. Pomógł mu wstać i zbierając w sobie wszystkie siły niósł go na plecach do swojego mieszkania. Posadził go na jasnej, skórzanej kanapie i zdjął mu kurtkę, kładąc ją gdzieś obok, a potem buty które ustawił pod ścianą. Położył go na poduszce by wygodnie się zdrzemnął i okrył go miękkim kocem. Siedział przy nim aż się obudził. Kyuhyun otworzył oczy i zdziwił się nie widząc szarego, popękanego sufitu do którego widoku był przyzwyczajony gdy się budził. Podniósł się tak gwałtownie że prawie zderzył się z Sungminem głowami.
- Witaj, nazywam się Lee Sungmin. Przyniosłem cię tu gdy tamci cie pobili.
Kyuhyun nic nie odpowiedział przyglądając się mu z uwagą. Żaden oczywisty powód dla którego nie mógł oderwać od niego wzroku nie przychodził mu do głowy. A czy nie było to aż nazbyt oczywiste?
- J-jestem Kyuhyun - wydusił po chwili.
- Dobrze - uśmiechnął się do niego - jak się czujesz?
- Bywało gorzej.
- Chcesz może coś do picia?
- Nie, dziękuję. Pójdę już - odkrył koc i usiadł rozglądając się za swoimi butami.
Sungmin złapał go za rękę.
- Zostań.
- Nie chcę przeszkadzać.
- Nie przeszkadasz mi. Dawno nikogo u mnie nie było...
- Czemu?
- Nie mam wielu przyjaciół... właściwie to nikogo.
- A rodzina?
- Nie mają zbytnio czasu.
- Rozumiem... ale ja naprawdę muszę już wracać. Mój przyjaciel będzie się martwił.
- Przyjaciel?
- Tak.
- Dobrze - wyraźnie posmutniał.
- Coś nie tak? - spytał Kyuhyun.
- Nie, nic. Wszystko w porządku.
- Okej... To do widzenia - powiedział gdy już się ubrał.
- Do widzenia.
Kyuhyun cały czas miał przed oczami jego twarz. Cały czas zastanawiał się dlaczego zabrał go z ulicy do domu widząc go pierwszy raz na oczy, w dodatku pobitego i okradzionego z kilkudniowego zarobku. Mówiąc o pieniądzach, wystarczyło kilka telefonów by mógł sobie pozwolić na dobrą imprezę. Wybrał się do baru kolejnego dnia. Osuszał kufle piwa jedno po drugim ślepo wierząc że uda mu się zapomnieć o Sungminie. Może byłoby prościej gdyby nie to że właśnie zjawił się obok niego znikąd.
- Co ty tu robisz? - wybełkotał.
- Często tu jestem. Nie wiedziałem że też tu przychodzisz...
- Jestem tu pierwszy raz.
- Chodźmy tam - wskazał palcem na wolną kanapę w rogu.
- Aaale pomóż mi... - wstał i zachwiał się prawie upadając, jednak starszy go złapał.
- Już, już - złapał go w pasie i prowadził prosto na kanapę.
Posadził Kyuhyuna którego głowa momentalnie przechyliła się na bok. Sungmin usiadł obok i uniósł ją.
- Nie śpij.
- J-ja wcale nie śpię...
- Jasne~
- Chodźmy zatańczyć! - wstał i równie szybko upadł na Sungmina.
- Chyba nie dasz rady.
- No chyba jednak nie...
- Zostań tu.
- Tu? Tak jak teraz? - poprawił się siadając na nim okrakiem.
- Jeżeli chcesz...
- Jasne że chcę.
Oboje jednocześnie uśmiechnęli się do siebie. Sungmin wyciągnął rękę w kierunku jego twarzy i zaczął gładzić go po policzku.
- Wiesz... chyba się zakochałem.
- T-tak? W kim?
- W kimś kogo poznałem niedawno, przypadkowo i całkiem niespodziewanie. W kimś kto jest najładniejszą osobą jaką w życiu widziałem i kimś kto właśnie siedzi schlany na moich kolanach.
Kyuhyun rozejrzał się dookoła jakby szukając osoby pasującej do opisu. Po chwili dopiero zrozumiał że chodzi o niego. Idiota. Wskazał nieśmiało palcem na siebie. Sungmin w odpowiedzi pocałował go. Jego usta smakowały tanim piwem jednak nie przeszkadzało mu to. Kyuhyun złapał go za krocze i zaczął je coraz mocniej uciskać i masować. Sungmin wiercił się nerwowo z podniecenia.
- Ch-chodźmy do mnie - zaproponował Sungmin odrywając się od Kyuhyuna.
- Dobrze.
Kyuhyun wstał i upadł na podłogę. Sungmin podniósł go i pomógł dotrzeć do samochodu. Otworzył tylne drzwi i posadził go. Kyuhyun złapał go za rękę.
- Ja chce teraz~
- Wytrzymaj jeszcze. To niedaleko.
Kilka minut później faktycznie byli już na miejscu. Gdy tylko Sungmin zamknął drzwi mieszkania Kyuhyun pocałował go przyciskając mocno do ściany. Sungmin złapał go za rękę prowadząc prosto do sypialni. Kyuhyun pocałował starszego, ściągnął mu koszulkę i popchnął na łóżko. Także pozbywając się górnej części ubrania po chwili leżał na nim. Całował go najpierw po szyi, przygryzając ją. Potem zjeżdżał coraz niżej by w końcu dotrzeć do spodni których po chwili się pozbył. Majtek także. Drocząc się z nim przejechał palcem po całej długości jego penisa. Po chwili jednak zaczął go masować dłonią przy czym całował go po brzuchu. Gdy prawie doszedł w jego rękę, Kyuhyun zabrał ją i odwrócił go na brzuch. W mgnieniu oka pozbył się swoich spodni.
- Czekaj.
- Hm?
Wysunął szufladę stolika który stał obok i wyjął małą butelkę żelu. Kyuhyun wylał go odrobinę na swojego penisa i wszedł w niego dostatecznie szybko by Sungmin wydał z siebie krzyk. Po dłuższym czasie jego krzyki i płacz zamieniły się w jęki z przyjemności.
Tej nocy powtarzali to jeszcze dużo razy aż oboje byli już tak zmęczeni że zasnęli.
Kyuhyun wstał rano wtulony w Sungmina. Początkowo czuł zadowolenie, jednak potem przypomniał sobie wszystko spostrzegając że jest kompletnie nagi. Odkrył się i chciał uciec jednakże leżał tak blisko krawędzi łóżka że podnosząc się upadł na podłogę przy okazji uderzając głową w półkę z której spadło kilka rzeczy. Obudził tym samym Sungmina.
- Nic ci nie jest?
- C-co ja tu robię?
- Ee - lekko się zarumienił - no wiesz...
- Jak?
- Spotkałem cię w barze no i... jakoś tak wyszło.
Kyuhyun siedział nadal na podłodze ze spuszczoną głową cały czerwony na twarzy. Wstał i chciał uciekać jednak Sungmin wstał szybko i złapał go za rękę. Kyuhyun odwrócił się w jego stronę. Starszy przyciągnął go do siebie i pocałował.
- Zostań. Nie zostawiaj mnie znowu samego.
- Dobrze.
Kyuhyun chciał wrócić do łóżka. Jednak był na tyle głupi by po drodze nadepnąć na ramkę ze zdjęciem które spadło z półki. Podniósł je siadając na łóżku. Na zdjęciu były 3 osoby, prawdopodobnie jego rodzina.
- Co się z nimi stało? - spytał przejeżdżając palcem po czarnej wstążce w rogu.
- O-oni wszyscy zginęli w wypadku.
- Oh... przykro mi.
- W porządku.
Kyuhyun przytulił go.
- Naprawdę wszystko jest już dobrze.
- A co z resztą rodziny?
- Od tamtego czasu nie spotkałem nikogo, nawet z nikim nie rozmawiałem.
- Oh..
Rozmawiali potem kilka godzin, opowiadając sobie różne historie. Po południu Kyuhyun chciał już wracać do domu. Sungmin odprowadził go pod jego kamienicę całując na pożegnanie.
- Heechul? Jesteś tu?
- Kyuhyun, pakuj się. Szybko.
- Co? Co się stało?
- Opowiem ci w samochodzie. Naprawdę, pospiesz się.
- O co chodzi?
- No rusz się. Nie mamy czasu.
Kyuhyun jak zwykle ufając przyjacielowi spakował najpotrzebniejsze rzeczy.
- Masz wszystko co ci potrzebne? Bo już tu nie wrócimy.
- Dlaczego?
- Zleciłem komuś zniszczenie mieszkania by nie znaleźli żadnych dowodów.
- Kto?
- Policja.
- Ktoś na nas doniósł?
- Nie do końca. Zaraz ci wszystko powiem. Na pewno wziąłeś wszystko?
- Tak, chodźmy.
Przeszli szybko do miejsca gdzie stał ich samochód i spakowali do niego wszystkie torby i walizki. Ruszyli.
- A do miasta wrócimy?
- Tak, ale jeszcze nie teraz.
- A gdzie jedziemy? W ogóle dlaczego się wynosimy?
- Pamiętasz jeszcze kim był Choi Hyosang?
- No tak... nasz szef.
- Złapali go i pewnie teraz próbują wyciągnąć od niego nazwiska wszystkich.
- O kurwa...
- Właśnie dlatego to idealny moment by zniknąć na trochę.
- Tak. A gdzie jedziemy?
- Do naszego domku.
- Tego w lesie?
- Tak.
- To ja się prześpię.
- Dobrze Kyuhyunnie.
Dotarli tam w nocy. Heechul obudził Kyuhyuna i wnieśli razem wszystkie bagaże. W domku było tylko jedno łóżko więc zmuszeni byli spać razem. Kyuhyun życząc Heechulowi dobrej nocy odwrócił się do niego plecami i gdy prawie zasnął Heechul przytulił go. Chciał się odsunąć jednak ten ściskał go zbyt mocno. Nie mając wyboru odwrócił się do niego i także wtulając się zasnął. Kolejnego dnia zaczęli rozpakowywać rzeczy.
- Ile tu zostaniemy?
- Obstawiam jakieś dwa miesiące. Chyba tyle wystarczy...
- Oh, dobrze...
- A co?
- Nie nic...
- Kyuhyun, mów - uśmiechnął się do niego.
- Bo... poznałem chłopaka.
- Aww! Opowiadaj~ - jak na Heechula przystało, brzmiało to i wyglądało gejowsko.
- Poznałem go trzy dni temu gdy ktoś mnie pobił.
- Awn, i pomógł ci? To urocze!
- Tak...
- To szczęścia życzę - pogłaskał go po głowie udając że się cieszy.
Dwa miesiące w kompletnej dziczy minęły im dość szybko. Kyuhyun był szczęśliwy wracając do miasta. Chciał w końcu zobaczyć Sungmina. Pojechali prosto do mieszkania które załatwił Heechul. Nie musieli się już kryć w jakiejś starej kamienicy więc ich nowe lokum było o wiele ładniejsze i bardziej zadbane. Kolejnego dnia Kyuhyun poszedł odwiedzić swojego chłopaka. A przynajmniej takim mianem go określał aż do momentu gdy otworzyła mu drzwi kobieta w samym szlafroku.
- Kochanie, to chyba ktoś do ciebie - odeszła na bok gdy Sungmin podszedł.
- Czego tu chcesz?
Dziewczyna uwiesiła się na ramieniu Sungmina.
- Kim ona jest?
- Kotku, zostawisz nas na chwilę samych?
- W porządku - odeszła w stronę łazienki.
Kyuhyun wszedł za Sungminem do kuchni.
- Słuchaj, zapomnij o wszystkim co się stało.
- Czemu? Mówiłeś że mnie ko...
Wyśmiał go.
- Kocham? Jak naiwny byłeś wierząc w to? Po prostu raz chciałem spróbować z chłopakiem gdy moja dziewczyna wyjechała...
- Ty świnio...
Chciał rzucić kilkoma innymi, należącymi mu się wyzwiskami jednak skończył na spoliczkowaniu go. Gdy prawie upadł złapał go za włosy i uderzył głową w szafkę na tyle mocno że stracił przytomność. Hałas którego narobił sprawił że jego laska wybiegła z łazienki. Zaczęła piszczeć i rzuciła się na Kyuhyuna okładając go pięściami. Jednak on był silniejszy i złapał ją za nadgarstki przyciskając ją do ściany.
- Siedź cicho, bo zabije jego i ciebie. Siadaj tam - wskazał na krzesło przy stole - i ani słowa.
Kyuhyun zadzwonił po Heechula prosząc o kilka potrzebnych mu rzeczy. Gdy przyjechał najpierw zakneblowali oboje najzwyklejszą taśmą izolacyjną i chusteczką wepchniętą do ust a potem związali i zanieśli do samochodu.
- Dziękuje.
- Nie ma za co. Zawsze ci pomogę. To co z nimi?
- A jak myślisz? - uśmiechnęli się do siebie po chwili przybijając piątkę.
Heechul rozumiał go bez słów. Od razu ruszył do ich domku w lesie po uprzednim wstrzyknięciu ofiarom silnych środków nasennych. Wnieśli ich do środka. Prosto do piwnicy. Rzucili ich na stosy poukładanych desek. Przy każdym rogu były powbijane pale podtrzymujące stos do których Heechul przywiązał kończyny Sungmina. Dziewczynę przywiązali razem do krzesła które przyniósł Kyuhyun. Patrzeli na to co zrobili z podziwem i dumą. Kyuhyun przytulił Heechula.
- Idziemy spać? Jutro się z nimi pobawimy jak się wyśpią.
- Jasne~
Kyuhyun wtulił się w swojego hyunga i zasnął, wyglądając przy tym uroczo. Jak niewinne dziecko. Heechul przyglądał mu się dłuższy czas. Zgasił lampkę, pocałował Kyuhyuna w czoło i także zasnął. Rano zjedli to co zostało im jeszcze po ostatnim pobycie tutaj i poszli odwiedzić swoich 'gości'. Oboje już się obudzili. Byli widocznie przerażeni. Trzęsli się z zimna i strachu. Słusznie.
- Dzień dobry, dzień dobry. Jak minęła noc? Wygodnie się spało? - spytał Heechul.
- Ha no oczywiście że mi nie odpowiecie. Biedactwa.
Według planu ułożonego przy śniadaniu, Kyuhyun ustał za dziewczyną kladąc ręce na jej ramionach, a Heechul podszedł do Sungmina. Szarpnął go za włosy tak by spojrzał na Kyuhyuna.
- Widzisz go? To mój najlepszy przyjaciel. Moim przyjaciołom nie łamie się serca. Inaczej... wiesz jak to się kończy?
Odrywając wzrok od Kyuhyuna popatrzył na Heechula z przerażeniem.
- Kończy się to właśnie tak.
Kyuhyun nachylił się nad jej uchem.
- Przepraszam. Nie pisnęłaś ani słowa a jednak ja i tak to zrobię. Wybacz, ale wyjścia nie mam...
Odgarnął włosy opadające wokół całej jej głowy. Złapał je i pociągnął na bok przechylając jej głowę. Wyjął ostry sztylet z tylnej kieszeni i najpierw przejechał lekko samym czubkiem po szyi. Przyłożył dłoń do niej próbując wyczuć gdzie znajduje się tętnica. Gdy już ją odnalazł, nie wahając się, szarpnął mocniej i szybkim, pewnym ruchem przejechał w poprzek szyi. Krew trysła na niego. Szybko odsunął się w stronę przyjaciela.
- Czyż to nie urocze? - uśmiechnął się do Heechula.
- Oh tak Kyuhyunnie~ jesteś najlepszy.
- To teraz ty - "skończona szmato" dokończył w myślach.
Z przerażenia machał głową na wszystkie strony. Heechul puścił jego włosy i wytarł rękę w koszulkę.
- Dla ciebie, mój słodki, mam coś specjalnego.
Wyszedł na chwilę i wrócił z samurajskim mieczem.
- Podoba ci się?
Spojrzał na zdobioną osłonę i rękojeść.
- Hm? Odpowiadaj! - dźgnął go mocno w brzuch samą osłoną.
- Ups... zapomniałem... mój biedny, bezbronny Minnie nie może mówić. Wielka szkoda. Chciałbym wiedzieć jakie będą twoje ostatnie słowa ale nie zniosę więcej twojego głosu. Papa~
Usiadł na nim i wyjął miecz. Uniósł go do góry i wbił prosto w jego serce. Przebił jego ciało na wylot. Czuł się jeszcze bardziej szczęśliwy niż podczas seksu z nim. Wyjął miecz i krew wytrysnęła na niego i Heechula. Zszedł na ziemię i jeszcze chwilę podziwiał to co zrobił.
- To co robimy z nimi teraz?
- Kyu, wiesz... mamy tu taki ładny piecyk. Duży piecyk.
- Jejku - przytulił Heechula - jesteś najlepszy!
- Tak wiem~
Szybko pozbyli się ciał spalając je. Ubrania brudne od krwi i wszystko czym sprzątali także poszło z dymem.
- Pójdziemy się umyć?
- Razem?
- Czemu nie?
- No dobrze~
Po wspólnej kąpieli jak gdyby nigdy nic usiedli w salonie popijając herbatę.
- Kyu, chyba jednak zostaniemy tu na dłużej.
- W porządku. Z tobą mogę tu siedzieć do końca życia.
- Tak?
- Tak - pocałował Heechula w policzek.
- Jesteś uroczy Kyuhyunnie~
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)