sobota, 4 kwietnia 2015

Would you be my world? (Navi)


- Hyung?
- Tak?
- Jak bardzo lubisz swoje maknae?
Odwróciłem się w stronę drzwi gdzie stał Hyuk.
- A co znowu zrobiłeś?
- Umm.. nic takiego.
- Hyuk. Mów.
- No tak jakby... zbiłem dwa talerze. Pomógłbyś mi posprzątać?
Brawo, znowu udało ci się mnie zdenerwować. Czuje sie jak w przedszkolu. Czasami tak mnie irytowali że miałem ochotę któremuś przywalić. Jednak patrząc na zdenerwowanego Hyuka stojącego w drzwiach postanowiłem że ten jeden raz będę na tyle miły i mu pomogę.
- Dobrze.
- Dziękuję - uśmiechnął się do mnie.
Poszedłem za nim do kuchni. Talerze leżały rozbite na prawie całej powierzchni podłogi. Wziąłem miotłę i zacząłem zamiatać. Hyuk nadal stał w drzwiach jak ostatnia sierota.
- Miałem ci pomóc a nie sprzątać za ciebie.
- Ale co mam robić?
- Po prostu zgarnij to i wyrzuć.
- Okej.
Szło mu to jak krew z nosa ale w końcu sobie poradził.
- Wiesz, dobrze by było jeszcze tu odkurzyć.
- Dobrze hyung. To miłego odkurzania - pomachał mi i wyszedł.
Stałem tam jak ostatni palant. Mogłem po prostu to olać i iść do siebie jednak mój perfekcjonizm mi na to nie pozwalał. Jeszcze się zemszczę... jeszcze ci kiedyś dorzucę sera do obiadu... Odkurzyłem szybko i poszedłem pooglądać telewizję. Akurat nikogo nie było w salonie. Włączyłem sobie film. Chciałem odpocząć od nich wszystkich, ale oczywiście się nie dało. W połowie filmu przyszedł Leo z Hongbinem i kradnąc mi pilot włączyli mecz. Znowu się zdenerwowałem. Wściekły poszedłem spać. Rano znowu musieliśmy iść ćwiczyć. Kolejne okazje do wkurzania mnie. Specjalnie zaczęli się mylić cały czas obserwując moją reakcję. Starałem się być spokojny. Starałem. Aż w końcu wybuchłem. Zacząłem się na nich wydzierać i uciekłem do łazienki. Gdy próbowałem się uspokoić ktoś zapukał do drzwi.
- Hyung? - to był Ravi.
Otworzyłem mu drzwi.
- Wszystko w porządku?
Mimo że on także zachowywał się jak reszta, jedynie na niego nie umiałem się gniewać.
- Ugh, raczej tak.
Przytulił mnie.
- To wracajmy już.
- Okej.
Ćwiczyliśmy do wieczora. Jedyne na co miałem później ochotę to długa kąpiel. Zabrałem kilka rzeczy i poszedłem do łazienki. Chociaż przez chwilę mogłem się odprężyć. Po godzinie spokoju chciałem iść spać. Po drodze zahaczając o kuchnię zjadłem coś na szybko. W końcu mogłem się położyć. Wszedłem do pokoju nawet nie zapalając światła. Rzuciłem rzeczy na podłogę i wskoczyłem do łóżka. Cholernie się przestraszyłem. Coś, a raczej ktoś, w nim był. Zapaliłem światło. To Ken. Był praktycznie nagi. Miał na sobie jedynie majtki. Już nie wspominając ŻE BYŁY TO MOJE MAJTKI. Popłakał się ze śmiechu.
- Sądzisz że to takie zabawne?
Pokiwał głową bo przez napad śmiechu nie mógł się odezwać.
- Ty gnoju! - chciałem go uderzyć ale mi uciekł.
Po chwili biegałem za nim po całym dormie krzycząc żeby oddał mi majtki. Gorzej już i tak się nie ośmieszę... Gdy je odzyskałem w końcu poszedłem spać.
Rano oczywiście wkurzyłem się od razu po wyjściu z pokoju. Wchodząc do salonu zobaczyłem Hyuka przytulającego Raviego. Niby nic takiego gdyby nie to że byłem o Raviego tak cholernie zazdrosny...
Poszedłem zrobić sobie kawy. Może jakoś to rozładuje moje napięcie. Siedziałem spokojnie przeglądając wiadomości w telefonie gdy do kuchni wpadł Złodziej majtek.
- Cześć hyung, zrobisz mi śniadanie?
- Chyba śnisz - wziąłem kubek i wyszedłem do salonu.
Mimo że był tu Hyuk i Ravi, było to bardziej znośne niż tamten palant. Starałem się nie patrzeć w ich stronę jednak zerkałem na nich co chwilę. Nie mogłem się powstrzymać mimo że moja zazdrość tylko rosła.
Dzisiaj w planach mieliśmy tylko audycję w radiu. Zanim się zaczęła musieliśmy tam chwilę poczekać. Usiadłem na krześle i zamknąłem oczy odchylając głowę do tyłu. Poczułem że ktoś usiadł mi na kolanach.
- Hyung, nie śpij - to był Hyuk.
- Nie śpię. Co ty robisz?
- Nie miałem gdzie usiąść.
Zszedł ze mnie gdyż za chwilę mieliśmy zaczynać. Skończyliśmy po niecałej godzinie.
Wróciliśmy do dormu. Nagle poczułem chęć na moje ukochane bananowe mleko. Migiem znalazłem się przy lodówce. Teraz to mnie wkurzyli. Nie było ani jednego kartonika. Chciałem iść ich opieprzyć ale każdy akurat zniknął w swoich pokojach. Przeklnąłem dość głośno i poszedłem do siebie trzaskając drzwiami. Otworzyłem okno w pokoju i usiadłem na nim spuszczajac nogi od zewnętrz. Siedziałem sobie w spokoju patrząc w gwiazdy ale oczywiście ktoś musiał mi przeszkodzić.
- Hyung? Jesteś tam? - Oh, Ravi...
Nie odezwałem się.
- Coś się stało? Słyszałem jak trzaskałeś drzwiami i krzyczałeś.
- Idź stąd - chociaż tak naprawdę tego nie chciałem.
Usłyszałem jak otwiera drzwi. Od razu znalazł się za mną.
- Nie skacz!
Odwróciłem się do niego gdy akurat mnie złapał. Serio myślał że chciałem się zabić? Leżałem na nim. Na jego gołej klatce piersiowej. Oh, był świeżo po kąpieli i pachniał tak przyjemnie~
- Hyung, wiem że cie denerwujemy ale przecież nie musisz od razu ze sobą kończyć... i to w taki sposób.
Czyli naprawdę myślał że chciałem popełnić samobójstwo. No nic, przynajmniej mam okazję by go przytulić. Mogę trochę poudawać. Serce i tak waliło mi jak szalone. Mógł pomyśleć że to ze strachu...
- Dlaczego chciałeś nas zostawić?
Nie odpowiedziałem mu. Za bardzo byłem odurzony jego bliskością, zapachem. Wtuliłem się w niego i nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.
Śniło mi się że zaniósł mnie do łóżka, położył się obok i spał wtulony we mnie. Nawet w śnie dalej czułem ten zapach. W dalszej części mojego cudownego snu obudziłem się i zacząłem całować go po jego umięśnionej klatce piersiowej. Dziwną rzeczą było to że ktoś kopał mnie w kostkę i mówił moje imię. Obudziłem się. Tym razem naprawdę. Także mój sen okazał się nie być jedynie snem i leżałem teraz całując Raviego.
- Przepraszam - owinąłem się cały kołdrą. Było mi tak strasznie wstyd.
Poczułem jak szturcha mnie lekko. Nie miałem zamiaru wychodzić spod kołdry. Mogę tu nawet umrzeć.
Słyszałem jak wychodził. Leżałem tak jeszcze kilka godzin gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Spieprzaj.
- Hakyeon, to ja.
Cholera. Ravi. Już nawet nie obchodziło mnie to że nazwał mnie po imieniu...
- Mogę wejść?
- Nie.
- Proszę.
- Nie, odejdź.
Zignorował mnie i wszedł do pokoju. Usiadł na łóżku i odkrył mnie.
- Jeżeli masz zamiar mnie nienawidzić, idź robić to gdzie indziej.
- Dlaczego miałbym cię nienawidzić?
- Za to co zrobiłem rano.
- Ale... to było fajne~
Odwróciłem się do niego. Siedział na łóżku trzymając w ręku różę. Jezu, teraz to mnie zaskoczył. Uśmiechnął się do mnie i podał mi czerwonego kwiatka.
- Proszę.
- Dziękuję. A z jakiej to okazji?
- Um...
- Ravi?
Siedział tak dłuższą chwilę. Dotknąłem ręką jego czoła.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Nie za bardzo...
Przytuliłem go.
- Co się stało?
- Po prostu się stresuje...
- Czemu?
- Bo... lubię cię hyung.
- Wiem Ravi.
- Ale - przytulił się do mnie mocniej - lubię cie o wiele bardziej niż myślisz. Zrozumiałem to dopiero wczoraj...
- Oh Ravi... to słodkie.
- Słodkie?
- Tak - popatrzyłem na niego uśmiechając się.
- To ja już pójdę. Proszę nie mów o tym nikomu.
Wstał z łóżka a ja szybko złapałem go za rękę.
- Czekaj.
- Tak hyung?
- Też muszę ci coś powiedzieć.
Podniosłem się i ustałem przed nim. Popatrzyłem na jego usta. Cholera, czemu akurat teraz musiał przygryźć wargę? Chciałem go pocałować. Przysunąłem się bliżej.
- Co ty robisz?
Czemu musiałeś mi wszystko popsuć? CZEMU?
- Nic... - odwróciłem wzrok od niego.
Czułem się tak głupio. Ta niezręczna cisza nie pomagała. Ravi po chwili objął mnie w pasie przysuwając do siebie.
- Hyung, to też było słodkie.
Popatrzyłem mu w oczy. Uśmiechnął się i po chwili mnie pocałował. Teraz czułem się o wiele lepiej~
- Wiesz co?
- Tak hyung?
Przytuliłem go.
- Ja wcale nie chciałem skoczyć z tego okna.
- Co? Czyli ośmieszyłem się na darmo?
- Nie. Przynajmniej wiem teraz że też mnie kochasz~
Pocałował mnie czule w usta.
- W takim razie nie jestem zły.
- To dobrze - uśmiechnąłem się.
Kolejnego dnia wszyscy wyszliśmy jak zwykle do pracy. Gdy skończyliśmy cały grafik, jako lider musiałem jeszcze zostać na jakimś spotkaniu dotyczącym zespołu. I kolejne kilka godzin w błoto gdy reszta poszła sobie do dormu. Wróciłem przed 22. Byłem okropnie zmęczony. Wchodząc do salonu zauważyłem Raviego. Szybko do mnie podbiegł i złapał mnie za rękę.
- Hyung, pewnie jesteś zmęczony ale chciałbym ci coś pokazać.
- Dobrze, prowadź - zgodziłem się mimo tego że prawie zasypiałem na stojąco.
Zaprowadził mnie na dach naszego dormu. Zastanawiałem się czemu akurat tutaj. Otrzymałem odpowiedź gdy zobaczyłem zastawiony stół a na nim kwiaty i świeczki. Wyglądało to cudownie. Od razu wróciły mi wszystkie siły. Rzuciłem się Raviemu na szyję.
- Podoba ci się?
- Bardzo. Dziękuję - pocałowałem go.
Nigdy nie myślałem że będę kiedykolwiek tak bardzo szczęśliwy jak teraz.
Ravi podał nam jedzenie które oczywiście kupił. Szczerze to nawet nie chciałem by brał się za gotowanie. Każdy wiedział że mu to, delikatnie mówiąc, nie wychodzi. Było naprawdę smaczne. Gdy skończyliśmy Ravi dolał nam wina i usiedliśmy na murku przy brzegu dachu. Objął mnie a ja położyłem głowę na jego ramieniu. Siedzieliśmy w ciszy popijając wino i patrząc w gwiazdy. Było wspaniale.
- To wszystko co zrobiłeś jest naprawdę cudowne.
- Dziękuję. Chciałem żeby nasza pierwsza randka była fajna~
- Była o wiele lepsza niż tylko 'fajna'. Dziękuję.
- Nie ma za co. Dla ciebie wszystko Hakyeonie~
- Oh Ravi... jesteś wspaniały~
Uśmiechnął się do mnie.
- Chodźmy już do środka. Trochę tu zimno i jestem zmęczony - powiedziałem i wstałem z murka.
- Dobrze.
Gdy wstał wziął mnie na ręce i zaniósł prosto do mojego pokoju. Ułożył w łóżku i chciał wychodzić.
- Zaczekaj.
- Tak?
- Nie chcesz spać ze mną?
- Okej~
Położył się obok. Od razu się w niego wtuliłem.
- Wiesz co Ravi?
- Hm?
- Chyba mam najlepszego chłopaka na świecie.
- Wiesz że ja też?
Zaśmiałem się.
- Dobranoc ~
- Dobranoc Hyung.

Kilka tygodni później od tego wspaniałego dnia dostaliśmy trzy dni wolnego. Kompletnie nie miałem pomysłu jak je spędzić.
- Hyung a może pojedziemy w góry?
- W góry?
- Na wycieczkę~
- Oh, dobrze - uśmiechnąłem się do Raviego.
Wyjechaliśmy samochodem kolejnego dnia. Byłem podekscytowany i strasznie ciekawy co wymyślił mój chłopak. Parę godzin później byliśmy już na miejscu. Było tu tak spokojnie. Ravi zatrzymał się na tarasie widokowym. Wysiadłem z samochodu i podbiegłem do barierki. Widok był piękny. Dłuższą chwilę stałem zauroczony krajobrazem w świetle zachodzącego słońca. Oparłem się łokciami o barierkę.
- I jak? - spytał Ravi.
- Pięknie.
- Wiedziałem że ci się spodoba.
- Z tobą wszystko byłoby cudowne~
Uśmiechnął się.
- Chodźmy po torby.
- Dobrze - oderwałem się od widoku i poszedłem za Ravim do bagażnika.
Gdy go otworzył wyleciały z niego różowe i białe baloniki. On chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
- Jaaakie fajne~
- Patrz co jeszcze mam - wyciągnął z bagażnika butelkę szampana.
- Oh Ravi~
- Poczekaj tu chwilę. Tylko nie podglądaj.
- Dobrze - zasłoniłem sobie oczy.
Po chwili mnie zawołał. Wyszedłem zza samochodu. Ravi siedział na kocu odwrócony tyłem. Wokół koca paliło się kilka świeczek. Zaczął dla mnie śpiewać. To było tak cudowne. Gdy skończył podbiegłem do niego przytulając go.
- Ravi... Oh Ravi... - zacząłem płakać ze szczęścia. - Kocham cię Ravi. Dziękuje ci za wszystko. Jesteś najwspanialszą osobą jaką znam i dzięki tobie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Naprawdę. Wiem że mówię za dużo ale musiałem to z siebie wyrzucić.
- Hakyeon, nie musisz mi tak słodzić.
- Muszę. Bo jesteś po prostu idealny.
- Wcale że nie.
- Dla mnie tak.
- Oh, Hakyeonie~
- Wiesz, nigdy nie znajdę kogoś takiego jak ty. Chciałbym byś był ze mną już zawsze.
- Kochanie - pierwszy raz mnie tak nazwał. Brzmiało to tak pięknie. Odwrócił głowę w moją stronę i mnie pocałował. - Zawsze będę tylko twój. Choćby nie wiem co. Obiecuje.
- Naprawdę?
- Tak.
- Oh, najwspanialszy mężczyzna na świecie, Kim Wonsik tylko i wyłącznie mój.
- A najcudowniejszy Cha Hakyeon jest tylko mój.
Odwrócił się do przodu a ja wdrapałem się na jego kolana. Złapałem go za szyję i go pocałowałem.
- Kochanie, masz ochotę na szampana?
- Z przyjemnością~
Wziął butelkę i otworzył ja z hukiem. Wziąłem kieliszki stojące gdzieś obok i podałem Raviemu. Nalał szampana i podał mi jeden z pełnych kieliszków. Wypiłem trochę. Szczerze to mi nie smakował.
- Hm.. dziwny ten szampan - czyli nie tylko ja tak sądziłem.
- Rzeczywiście - przechyliłem kieliszek i wylałem wszystko na trawę.
Ravi po chwili zrobił to samo. Przysunąłem się bliżej i objąłem go.
- Kochanie, zimno mi.
- Poczekaj chwilę, chyba mam koc w bagażniku.
- Dobrze.
Zrobiło mi się zimniej gdy wstał więc skuliłem się. Po chwili usłyszałem jak klapa od bagażnika opadła głośno w dół. Jednak Ravi się nie zjawiał. Wstałem i poszedłem za samochód. Przeraziłem się. Leżał na ziemi i się nie ruszał. Uklęknąłem przy nim.
- Ravi, kochanie, słyszysz mnie? - klepałem go po twarzy.
Nadal nawet nie drgnął. Z trudem zaniosłem go do samochodu. Położyłem na tylnim siedzeniu, przypiąłem pasami i postanowiłem sam zawieść go do szpitala. Dzwonienie po pogotowie i tak nie miało sensu bo przecież nie wiedziałem nawet gdzie jestem. Moja panika nie pomagała. Straciłem resztki orientacji w terenie. Zgubiłem się kilka razy ale w końcu trafiłem do głównej drogi. Zajęło mi to sporo czasu. Ale juz wiedziałem w którą stronę jechać. Cudem trafiłem do szpitala. Poprosiłem kogoś o nosze bo byłem zbyt wyczerpany by go drugi raz nieść. Cały czas byłem przy nim. Zadzwoniłem do menadżera by mu wszystko powiedzieć. Sądzę że jemu powiedzą o jego stanie bo mi nie chcieli powiedzieć nic. A przecież nie mogłem powiedzieć że to mój chłopak...
Menadżer przyjechał z chłopakami jakiś czas później. Wszyscy starali się mnie pocieszyć a menadżer rozmawiał z lekarzem. Po chwili wrócił razem z doktorem.
- Na szczęście nie ma wstrząsu mózgu - odetchnąłem z ulgą - tylko... obawiamy się że może stracić pamięć na jakiś czas gdy już się obudzi.
Przejąłem się jeszcze bardziej. Cholera. To chyba najgorsze co mogło się stać. Rozpłakałem się. Nie mogłem znieść myśli że nie będzie o mnie pamiętał.
- Hyung, na pewno nic mu nie będzie - szkoda tylko że słowa Hyuka nie pomogły.
Gdy się obudził nie pamiętał kompletnie nic. Ledwo zdołał sobie przypomnieć jak sie nazywa. Lekarze mówili że to tylko na jakiś czas, że na pewno odzyska pamięć. Ale nikt nie wiedział ile będzie to trwało.
Nie chciałem wchodzić do środka. Sam fakt że stracił pamięć był dość dobijający. Nie zniósłbym spotkania z nim. Wróciłem do dormu gdy wszyscy byli w jego pokoju. Zamknąłem się w pokoju, położyłem się do łóża i owijając się kołdrą po prostu leżałem i płakałem. Nie wiedziałem jak mam przeżyć chociaż jeden dzień bez dawnego Raviego. Byłem zbyt przyzwyczajony do tego że codziennie był przy mnie, codziennie mówił że mnie kocha, codziennie całował na dobranoc... Nawet jeżeli to tylko na jakiś czas i tak bolało mnie to, że taki nie będzie...
Usłyszałem że już wrócili. Nie słyszałem jedynie Raviego. Możliwe że został jeszcze w szpitalu. I tak nie miałem zamiaru pokazywać się im na oczy. Nie w takim stanie.
Ktoś zapukał do drzwi i odezwał się cicho. To był Leo.
- Czego chcesz?
- Wpuść mnie.
- Nie chcę nikogo widzieć.
- Hyung proszę.
Wygrzebałem się z łóżka, przekręciłem szybko klucz i wróciłem pod kołdrę. Leo stał obok łóżka i mnie szturchał.
- Hyung, czemu uciekłeś ze szpitala? I czemu płaczesz? Nic mu nie jest.
- Jak to nie? Przecież... - zapomniałem o jednej dość ważnej rzeczy. Staraliśmy się z Ravim wszystko ukrywać przed resztą. Nikt niczego się nawet nie domyślał. - Nie chcę o tym rozmawiać.
- Czemu?
- Bo nie.
- Proszę, powiedz mi.
Chwilę się nad tym zastanawiałem. W sumie Leo był moim przyjacielem...
- Dobrze. Ale nikomu ani słowa, rozumiesz?
- Okej.
Opowiedziałem mu wszystko w wielkim skrócie. Zdziwienie na jego twarzy odrobinę poprawiło mi humor.
- Chyba mam pomysł - zaczął po chwili
- Jaki?
- Podobno można komuś pomóc w odzyskaniu pamięci przez przypominanie lub odtwarzanie niektórych momentów życia.
- Leo! - przytuliłem go. - Jesteś genialny!
- Naprawdę?
- Tak. Dziękuje ci.
Podeszłem do tego z wielkim zapałem który ostudził sam Ravi gdy wrócił kolejengo dnia.
- Dzień dobry. A kim ty jesteś? Nie widziałem cię wcześniej w szpitalu... - szczerze, cholernie mnie to zabolało.
- Bo ja... ja nie mogłem przyjechać wczoraj. Byłem zajęty.
- Rozumiem.
- Jestem Cha Hakyeon, lub N, jak wolisz. I jestem liderem.
- Dobrze, miło cię poznać - uśmiechnął się jednak ja nie potrafiłem tego odwzajemnić. Nie mogłem się nawet odezwać.
Nagle straciłem pomysł na to jak mam zacząć to wszystko. Tylko porada Leo jakoś mi pomogła.
- Ravi, chodź ze mną.
- Gdzie?
- Pokażę ci mój pokój.
- Oh, okej.
Wszedł do środka i usiadł na łóżku.
- Ładnie tu.
- Dziękuje.
Rozglądał się wokół jeszcze chwilę.
- Widzisz tamto okno? - wskazałem na nie palcem.
- No.
- Przypominasz sobie może coś, co się przy nim stało?
- Hmm - zamknął oczy - raczej nie.
- Oh, w porządku...
Miałem jeszcze kilka rzeczy w zanadrzu.
- Chciałbym pokazać ci jeszcze jedno miejsce.
- Prowadź.
Zaprowadziłem go na dach naszego dormu. Miejsce naszej pierwszej, wspaniałej randki. Prawie się rozpłakałem przypominając sobie ten wieczór.
- A tu? Przypominasz sobie cokolwiek?
- Nie.
- Okej. To chodźmy do środka.
Czułem się zawiedziony. Postanowiłem znowu porozmawiać z Leo.
- A może robisz coś źle?
- Jak to?
- Może te miejsca nie przypominają jego wspomnień.
- Racja. Chyba mam już pomysł. Pomógłbyś mi?
- Okej. A co mam zrobić?
- Idź kup świeczki i różowe i białe baloniki napełnione helem.
- Skąd mam ci wziąć te balony?
- Nie wiem. Proszę, wymyśl coś. Ja poszukam tego ochydnego szampana.
- Dobrze.
Pojechaliśmy na zakupy. Po dwóch godzinach udało nam się znaleźć wszystko. Zapakowaliśmy to do samochodu. Rankiem kolejnego dnia poszedłem do Raviego.
- Hej, chciałbyś pojechać ze mną na wycieczkę?
- A gdzie?
- W góry.
- Um.. okej.
Znowu musiałem prowadzić. Ale tym razem mniej się gubiłem. Jakoś dotarliśmy na miejsce. Wyszedłem z samochodu i od razu pokazałem mu ten sam widok którym zachwycałem się kilka dni temu.
- Ładnie tu, prawda?
- Bardzo - uśmiechnął się do mnie.
Stał jeszcze chwilę przy barierce i wpatrywał się w widok.
- Idziemy po rzeczy?
- Okej.
Tak samo jak on wtedy otworzyłem bagażnik z którego wyleciały baloniki.
- Omo, fajne~
- Mamy jeszcze szampana.
- Ooo!
- Poczekaj tu.
Zrobiłem to samo co on wtedy. Nawet zacząłem śpiewać to samo. Podszedł do mnie.
- Hyung? O co chodzi? Dlaczego śpiewasz o tym że mnie kochasz? To jakiś żart?
- Nie Ravi. To prawda. Kocham cię i ty dobrze o tym wiesz - odwróciłem się do niego. - Kochanie, naprawdę nic sobie nie przypominasz? Zrobiłeś dokładnie to samo dla mnie kilka dni temu. Starałem się żeby wszystko było takie same nawet ten szampan... ale chyba coś zrobiłem nie tak.
Schowałem twarz w dłoniach i zacząłem płakać. Mój płacz przerwał huk otwieranego szampana.
- Hyung, przepraszam że nie jestem taki jak wcześniej...
- To nie twoja wina.
- Trzymaj - podał mi kieliszek - może poczujesz się lepiej.
Picie szampana było ostatnią rzeczą jaką robiliśmy. Napiłem się go tak jak wtedy i od razu wylałem na trawę. Obserwowałem Raviego. Napił się i zrobił to samo.
- Ugh, znowu ten sam okropny szampan. Kochanie, mogłeś kupić lepszy.
Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem. Po chwili dopiero dotarło do mnie że wróciła mu pamięć. Rzuciłem się na niego i zacząłem go całować.
- Ravi... kochanie... wróciłeś. W końcu. Tak się cieszę.
- To ja gdzieś byłem?
- Straciłeś pamięć.
- Naprawdę?
- Tak. Klapa od bagażnika uderzyła cię w głowę.
- Ah, to dlatego czuje sie jakbym przespał kilka dni...
- Chyba tak - zaśmiałem się. - Tęskniłem za tobą. Bardzo.
- Oh...
- Kocham cię Ravi.
- Ja ciebie też mój Hakyeonie~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz