niedziela, 6 września 2015

The Possibility Of Happiness (Taeny)

Nigdy nie byłam jak inne dziewczyny. Już od małego wolałam samochody od lalek. Nie cierpiłam gdy mama ubierała mnie w sukienki. Zawsze wolałam bawić się z chłopakami, niezbyt lubiłam inne dziewczyny a moim najlepszym przyjacielem od zawsze był chłopak. Dopiero gdy trochę podrosłam zaczęłam wyglądać bardziej dziewczęco. Jednak nadal jedną rzeczą różniłam się od innych dziewczyn. Nigdy nie podobał mi się żaden chłopak, nigdy nie miałam chłopaka i myślałam o nich tylko jak o dobrych kolegach. Tak naprawdę zawsze podobały mi się dziewczyny. Już odkąd byłam dzieckiem zachwycałam się tym, jak piękne kobiety widzę w telewizji lub na ulicy. Dopiero w wieku 13 lat uświadomiłam sobie że nigdy nie pokocham żadnego mężczyzny, nigdy nie będę mieć rodziny a moja rodzina nie będzie bawić się do rana na moim ślubie. Na początku nie mogłam się z tym pogodzić. Od zawsze wiedziałam że się różnię ale gdy uświadomiłam sobie jak bardzo, przeraziłam się. Gdyby nie mój przyjaciel popadłabym chyba w depresję. Przez niego zaczęłam marzyć o znalezieniu tej jedynej. Dziewczyny, którą pokocham i będę kochać już zawsze. Czułam się szczęśliwa na samą myśl o tym.
Przez czas trwania gimnazjum podobało mi się kilka dziewczyn. Jednak o żadnej z nich nie myślałam poważnie. Dopiero gdy poszłam do liceum naprawdę zaczęła mi się podobać jedna z dziewczyn w mojej klasie. Mieszkała prawie całe dotąd życie w Ameryce i jej koreański był dość zabawny. Miała na imię Miyoung jednak prosiła każdego by używał jej amerykańskiego imienia, Tiffany. Była do niego przyzwyczajona więc nawet nauczyciele nie mieli nic przeciwko by nazywać ją Tiffany. Miałam wrażenie że zawsze była smutna. Rzadko się uśmiechała, jednak gdy już to robiła wyglądała przeuroczo. Ogólnie była bardzo ładna, miała idealne ciało, zawsze wyglądała ślicznie i każdy ją lubił. Po prostu idealna. Raz, gdy na nią spojrzałam uśmiechnęła się do mnie. Przez cały dzień to przeżywałam. Byłam naprawdę szczęśliwa.
Nie rozmawiałam z nią za często. Zawsze się przy niej denerwowałam i czułam jakby wszystko co mówię było tak chaotyczne że mogłabym zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Przez całe liceum bałam się powiedzieć Tiffany o moich uczuciach. Bałam się. Przecież miała chłopaka i pewnie nigdy nie myślała o innych dziewczynach w ten sposób. Dopiero po skończeniu liceum uświadomiłam sobie że byłam w niej zakochana. Myślałam o niej bez przerwy. O tym co robi, gdzie jest, co dziś jadła, co ma na sobie. Nawet w moich snach była tylko ona. Załamałam się. Wręcz popadając w paranoję, szukałam jej wszędzie. Pytałam starych znajomych z klasy. Nikt nic nie wiedział. Gdy powoli traciłam nadzieję że ją odnajdę, odezwała się do mnie dawna koleżanka. Przyjazniła się od samego początku z Tiffany więc wiedziała gdzie jest. Niestety ta wiadomość była jeszcze bardziej dołująca. Tiffany wróciła do Ameryki. Całą noc przepłakałam. Gdyby było mnie stać na wyjazd do Ameryki nie zastanawiałabym się długo i po prostu kolejnego dnia poleciałabym do niej. Ale mieszkając nadal w rodzinnym domu, bez pracy i na utrzymaniu rodziców nie mogłam nic zrobić. Jednie załamać się bardziej.
Kilku moich przyjaciół próbowało umówić mnie z różnymi dziewczynami. Większość była naprawdę ładna i miła ale żadna nie dorównywała Tiffany.
Postanowiłam że znajdę pracę i uzbieram na wyjazd do usa. Gdy w końcu znalazłam pracę od razu przeliczyłam ile zajmie mi uzbieranie pożądanej kwoty pieniędzy. Dobiłam się tym jeszcze bardziej bo z moimi zarobkami zajęłoby mi to dobre dwa lata. Postanowiłam pracować ciężko dla niej. Zrobiłabym wszystko by móc ją znowu zobaczyć.
Dwa lata dobiegały końca jednak mnie jeszcze trochę brakowało przez różne, nagłe wydatki. Nadal starałam się jak mogłam, bo nadal kochałam ją tak samo i to dodawało mi zawsze siły.
Byłam taka szczęśliwa gdy już prawie mi się udało. Wtedy niespodziewanie odezwała się do mnie dawna przyjaciółka Tiffany. Napisała że organizuje spotkanie naszej dawnej klasy. Znając mnie pewnie bym się tym nawet nie przejęła. Ale ona napisała coś jeszcze. Coś, przez co czułam się tak bardzo szczęśliwa, że aż się popłakałam i miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia. Napisała mi ze Tiffany przyjedzie specjalnie z Ameryki na to spotkanie. Nagle zapomniałam ile czasu minęło, ile czasu się starałam by móc ją znowu spotkać.
Nie mogłam się doczekać. Odliczałam każdy dzień, a nawet godziny. Specjalnie kupiłam najładniejszą sukienkę jaką znalazłam. Nadal niezbyt lubiłam je nosić, jednak ubrałam ją dla niej.
W końcu nadszedł dzień spotkania naszej dawnej klasy z liceum. Byłam tak podekscytowana że nie potrafiłam usiedzieć spokojnie w miejscu. Idąc do kawiarni gdzie byliśmy wszyscy umówieni cała wręcz się trzęsłam z przejęcia. Nadal nie wierzyłam że znowu ją spotkam. Uwierzyłam dopiero gdy ją zobaczyłam. Bez namysłu podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.
- Tęskniłam za tobą Tiffany.
- Oh, Taeyeon... ja też tęskniłam.
Byłam taka szczęśliwa. Nie przejmowałam się innymi. Patrzyłam tylko na Tiffany i głównie z nią rozmawiałam. Było to dla mnie odrobinę dziwne bo zwykle w liceum unikałam rozmowy z nią. Tak dobrze mi się z nią rozmawiało, jak nigdy. Nawet nie zauważyłam kiedy na dworze było praktycznie ciemno a w kawiarni nie został prawie nikt.
- Tiffany, mogę cię odprowadzić?
- Oczywiście. Chodźmy.
Wyszłyśmy razem z kawiarni. Szłyśmy przez park nadal rozmawiając. Opowiadała mi mnóstwo historii które przytrafiły jej się w Ameryce.
- Hej, a może pójdziemy do mnie? Napijemy się czegoś, pogadamy i tak dalej...
- Hm... w sumie to dobry pomysł - uśmiechnęła się do mnie.
Jej uśmiech nadal był tak piękny jak wtedy. Zawsze gdy miałam gorszy dzień przypominałam go sobie. To zawsze poprawiło mi humor.
Dotarłyśmy do mojego domu. Po drodze kupiłyśmy trochę alkoholu. Gdy usiadłyśmy w moim pokoju zauważyłam że Tiffany ma bardzo ładny pierścionek. Dopiero po chwili przyszło mi do głowy że może się zaręczyła i dlatego jest teraz taka szczęśliwa. Nagle mój cały nastrój gdzieś wyparował i znowu byłam smutna. Wpatrywałam się w jej pierścionek prawie cały czas nic nie mówiąc.
- Taeyeon, coś się stało?
- Ah, nie... ja tylko... mogę o coś spytać?
- Jasne.
- Czy... czy ty jesteś zaręczona? - wskazałam na jej pierścionek.
- Oh... nie, skądże. To tylko prezent.
- Czyli nie masz nikogo?
- Nie. A jak u ciebie? Znalazłaś sobie kogoś?
- Jeszcze nie.
Otworzyłam kolejne soju. Już nawet nie wiedziałam które to ale sądząc po tym jak głupie rzeczy obie wygadywałyśmy nie było to jedno z pierwszych i obie byłyśmy już nieźle wstawione.
- Hej Tae, całowałaś się kiedyś z dziewczyną? - zaskoczyła mnie jednak była pijana więc wcale się nie zdziwiłam.
- Nie, a ty?
- Ja też nie. Spróbujemy?
- Jasne.
Gdy chciałam powoli się do niej przybliżyć by ją pocałować, ona usiadła na mnie i nagle pocałowała mnie w usta.
- Wiesz, to bardzo fajne - powiedziała i znowu mnie pocałowała.
Z nadmiaru uczuć które gromadziły się we mnie czułam się jakbym miała zaraz wybuchnąć. Przez tyle lat jedynie myślałam o tym że mogłabym ją pocałować a ona tak po prostu to zrobiła.
Dalszej części wieczoru, a raczej nocy, nie pamiętałam rano. A szkoda. Jestem ciekawa co później się stało. Dopiero po jakimś czasie dostrzegłam że obok śpi Tiffany. Wyglądała tak spokojnie uśmiechając się przez sen. Wpatrywałam się w nią cały czas. Gdy się obudziła nagle zbladła. Myślałam że jest zaskoczona przypominając sobie co stało się wczoraj i że spałyśmy razem, ale to było coś innego. Jak to na kacu, źle się poczuła. Jednak nie zdążyła wyjść nawet z łóżka i zwymiotowała prosto do niego. Szybko wyszła z łóżka, ubrała się i wybiegła z mojego domu. Gdy dotarło do mnie co właśnie się stało, zaczęłam sprzątać po naszej małej imprezie.
Tiffany nie odzywała się przez kilka kolejnych dni. Martwiłam się że wróciła do usa i więcej jej nie zobaczę.
Wzięłam sobie dzień wolnego w pracy by odpocząć i pomyśleć o tym wszystkim. Zaczęłam nawet myśleć o tym by dać w końcu spokój, odpuścić i o niej zapomnieć. Gdy już prawie się na to zdecydowałam ktoś zadzwonił do drzwi. Pobiegłam je otworzyć. To była Tiffany. Byłam szczęśliwa widząc ją.
- Dzień dobry Taeyeon. Przyszłam cię przeprosić - wcisnęła mi do rąk spory bukiet fioletowych kwiatów. - I się pożegnać. Jutro wracam do Ameryki i pomyślałam że skoro więcej cię nie zobaczę chciałam jeszcze coś zrobić.
Złapała mnie za koszulkę, przyciągnęła do siebie i czule pocałowała mnie w usta. Tym razem mnie to zdziwiło. Zanim się otrząsnęłam Tiffany chciała już wychodzić. Złapałam ją za rękę.
- Miyoung, czekaj - pierwszy raz ją tak nazwałam. Nawet nie wiem dlaczego.
Przyciągnęłam ją do siebie i przytuliłam.
- Miyoung. Nie myśl sobie że pozwolę ci znowu odejść.
- Taeyeon. Ja myślałam że ty...
- Że cię odrzucę i będę się cieszyć że więcej cię nie zobaczę?
Pokiwała głową.
- Oh, Tiffany. Nie mogłabym. Za bardzo cię kocham.
- K-kochasz? Naprawdę? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Najbardziej na świecie.
- Oh, Taeyeon... - pocałowała mnie.
Rzuciłam na podłogę kwiaty które przez cały czas trzymałam w ręku. Przycisnęłam Tiffany do ściany, ujęłam jej twarz w dłonie i złączyłam nasze usta w długim pocałunku.
- Miyoung, nie zostawiaj mnie więcej, proszę.
- Nigdy więcej tego nie zrobię Taeyeon, obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz