proszę państwa nie yaoi ale Enjoy~
Dawno temu w krainie zwanej Ziemniakolandią, lub Yonggukolandią od imienia króla, żyli sobie szczęśliwi małżonkowie. Mieli córke jedynaczkę, Xianmei, którą oboje kochali nad życie. Przez długie lata wiodło im się doskonale, a ich dom stale rozbrzmiewał radością. Niestety, pewnej jesieni, kiedy dziewczynka ukończyła szesnaście lat, jej matka zachorowała na AIDS i zmarła. Szczęśliwy dom z dnia na dzień zamienił się w siedlisko smutku, nędzy i rozpaczy. Minęły dwa lata. W tym czasie ojciec dziewczyny poznał wdowę, Tsuzuku, która miała dwie dorastające córki (podobno córki, ale kto ich tam wie) nazywały się Meto i Koichi. Wkrótce pojął wdowę za żonę i nawet nie przyszło mu do głowy, jak straszny los gotuje swojej kochanej Xianmei.
Macocha nienawidziła przybranej córki. Stale ją poszturchiwała:
- Rusz się, debilu, przynieś sake!
- Zamieć podłogę, ośle!
- Czego się gapisz, ziemniuchu, dołóż drewna do ognia!
Od ciągłego zamiatania, krzątania się wokół ognia i kopania ziemniaków miała twarz i ubrania brudne od kurzu, sadzy i ziemi. Wkrótce nawet ojciec zaczął nazywać ją Ziemniuszkiem, a ona sama zapomniała swojego imienia. Przybrane siostry Ziemniuszka niczym nie różniły się od swojej matki. Na każdym kroku popychały Ziemniuszka. Pewnego razu po okolicy rozniosła się wieść że młoda księżniczka Ziemniakolandii, znudzona samotnością postanawia wydawać codzienne bale.
- No chłopcy, macie szanse na podryw ~
- Mamoooo, ale my wolimy chłopców...
- ALE MNIE TO NIE OBCHODZI!
- Zaraz, to one są facetami? - wtrącił Ziemniuszek
- Przeszkadza ci to?!
- No gdzieżbym śmiała...
- No ja myślę...
I właśnie tak Ziemniuszek dowiedziała się że przez tyle czasu mieszkała pod jednym dachem z transwestytami.
W dzień balu obie...oboje? Nie odchodzili od lustra. Pudrując swoje śliczne mordki, dobierając stroje i ćwicząc zalotne miny. Wreszcie, pod wieczór, wystrojeni i wymalowani, wsiedli do swojego audi A4 i odjechali w stronę pałacu. Przedtem jednak macocha powiedziała do Ziemniuszka:
- Nie myśl że będziesz się tu lenić gdy nas nie będzie. Zaraz znajdę ci jakąś robotę.
Rozejrzała się po pokoju. Na stole obok miski z czipsami stały dwa talerze, jeden z ryżem a drugi z makiem. Macocha przesypała ryż do talerza z makiem.
- Kiedy wrócimy ryż i mak mają być osobno. Papatki ~
- Na razie.
Ziemniuszek po chwili namysłu wpadła na genialny pomysł. Pobiegła do kuchni, wzięła sitko i miskę. Przesypała mieszankę ryżu z makiem przez sitko i miała wolne. Chwyciła miskę z czipsami i położyła się na kanapie włączając tv. Przełączała programy, jednak wszedzie było to samo. Mianowicie relacja na żywo z balu księżniczki. Na widok tego jak wszyscy świetnie się bawią, dziewczyna rozpłakała się. Zaczęła użalać się nad swoim losem. Drobna, biedna dziewczynka, która wiecznie usługuje innym. Ojciec ciągle w delegacjach żeby banda transwestytów miała za co upudrować mordę. Przecież nie ruszą byle jakiego pudru za dyche z rossmana. O ciuchach nie wspominając. A sam Ziemniuszek gdyby nawet mogła iść na bal, nie poszłaby bo ciuchy od coco szmatel się nie nadają. I właśnie dlatego siedzi tutaj teraz sama i roni łzy do miski po czipsach. Nagle w pokoju pojaśniało. Przez głowę Ziemniuszka przewinęły się różne myśli 'powikłania po nałogu' 'zwidy od bólu głowy' 'początki schizofrenii'. Jednak to co zobaczyła nie było fikcją.
- Witaj! Jestem Kim Taehyung i będę twoją ziemniakową wróżką! - wróżka zrobiła w powietrzu obrót. Ubrana była w obcisłe jeansy, hajtopki i bluzę z ziemniaczanym nadrukiem. Na piersi widniała przypinka z imieniem. A na plecach miała skrzydla stonki (ziemniaczanej ofc)
- Że kim ty jesteś? Wróżką?
- Nie byle jaką wróżką! Jestem ziemniaczaną wróżką! - zatrzepotała wesoło skrzydełkami.
- A tak właściwie jakiej ty jesteś płci?
- A kto by to wiedział~
- Spoczix, jestem przyzwyczajona.
- No wiem.
- Skąd?!
- Ja wiem o tobie wszystko!
- Nawet to co robię wieczorami w wannie...?
- Wszystko.
- Oh, czuje się naga i obdarta z sekretów.
- Ale wiem to tylko ja, no i ty oczywiście.
- Nikomu nie powiedziałaś?
- Nie mogłabym.
- Wtedy byłabyś martwa...
- Więc do rzeczy. Siedzisz tu teraz i płaczesz bo nie możesz iść na bal bo masz ciuchy ze szmatexu?
- Między innymi..ale ty znasz resztę powodów.
- No tak. Wiec zrobimy Pimp my potato i pojedziesz jeszcze dziś~
- Serio?!
- Ye
- Yaaay! Uściskałabym cie gdyby nie..twoje rozmiary.
- Bardzo śmieszne.
- No, wybacz.
Wróżka Taehyung wypowiedziała jakieś magiczne słówka, które brzmiały jak traktor i przed domem pojawiło się piękne Lamborghini. Sam Ziemniuszek zaś miała na sobie uroczą, czarną sukienkę a na szyi białe perły. Krwistoczerwone szpilki były niczym wisienka na torcie.
- Dobra, masz tu kluczyki do Lambo, tylko nie przekraczaj prędkości i nie schlej się żebyś mogła wrocić i nie wyszła na ostatniego żula. Trzymaj fason i nie rzygaj po kątach.
- Jasne! - podskoczyła do wróżki i wyrwała z jej małych dłoni kluczyki- dzięki za wszystko!
Ziemniuszek sunął autostradą prosto do zamku. Przed pałacem wysiadła i z uniesioną głową wkroczyła do ogromnej sali. Pełno bawiących się ludzi. Nikt nie zwrócił jednak na nią uwagi. Więc usiadła z boku przy stole z przekąskami. Już chciała sięgnąć po coś do jedzenia gdy nagle jakaś postać pojawiła się przed nią.
- Witaj! Mogę się przysiąść?
- Um, cześć, jasne że możesz.
- Jestem Mayu.
- A ja Zi... poczekaj chwilę, muszę gdzieś pilnie zadzwonić.
- Okei
Ziemniuszek wyszła do toalety i szybko wystukała numer do taty na swoim iphonie.
- Halo, tato? Pomóż mi!
- Co się stało?
- Bo zapomniałam jak mam na imię. Weź sprawdź w papierach, bo dam sobie głowę uciąć że też zapomniałeś...
- Poczekaj
Chwila ciszy.
- Xianmei.
- Dzięki tato, luv ya.
- Papa!
Wróciła szybko do nowo poznanej dziewczyny.
- A więc na czym my...aaa tak, jestem Xianmei.
- Xianmei, ładnie~
- Dziękuje
- Idziemy potańczyć?
- Jasne!
Xianmei złapała Mayu za rękę, wyciągnęła na środek i obie zaczęły tańczyć do jakiejś wesołej piosenki. Bawiły się świetnie. A także bardzo dobrze się dogadywały. Po jakimś czasie wpadły na Koichiego i Meto. Tsuzuku nie było w pobliżu.
- Oh, witaj księżniczko! - pokłonili się a potem popatrzyli na Xianmei z pogardą.
- Witajcie.
- Zechciałabyś spędzić z nami trochę czasu?
- Wybaczcie, nie gustuje w facetach. - oczy przybranych 'sióstr' znowu skierowały się w stronę Xianmei, tym razem pełne złości. Jednak księżniczka po chwili sprostowała wszystko.
- Znam was z grupy LGBT na facebooku.
- Cooo?
- Pstro! Na razie, bawcię sie dobrze. - Mayu i Xianmei wyszły na dwór i usiadły na ławce.
- Tak w ogóle, to znasz ich? Skąd?
- To moje przybrane 'siostry'
Księżniczka wybuchła śmiechem.
- Serio?
- Nooo, są okropni.
- Ale przynajmniej ma ci kto robić paznokcie.
- Błagam cię, on byłby ostatnią osobą której bym pozwoliła to zrobić.
- Czemu? Przecież jego paznokcie były na prawdę ładne.
- Przyznaje, ale nie chodzi o to jak by je zrobił, tylko ile by mnie za to skasował.
- Aaa, to już inna bajka.
- No.
- Ugh, jestem zmęczona. - powiedziała Mayu i położyła się na ławce, kładąc głowę na kolanach Xianmei. Dziewczyna zaczęła głaskać ją delikatnie po włosach co wywołało uroczy uśmiech na twarzy księżniczki. Po dłuższej chwili Mayu spojrzała na zegarek, stwierdzając że 4 rano jest idealną porą aby zakończyć bal.
- Wiesz, chyba już pójdę, zaraz zasnę. Czas skończyć ten bal.
Obie wstały z ławki i przytuliły się na pożegnanie.
- Miło było cie poznać! - powiedziała szybko księżniczka i jeszcze szybciej cmoknęła Xianmei w usta i zanim ona zdążyła coś powiedzieć, dziewczyny już nie było. Chwilę stała zszokowana, jednakże gest ze strony księżniczki bardzo jej się spodobał. Miała ochotę na więcej. Postanowiła że wróci tu też jutro. Szczęśliwa powędrowała na parking i wśród zwykłych samochodów znalazła swoje nowe, błyszczące Lamborghini. Sięgnęła do torebki w poszukiwaniu kluczyków, jednak ich nie znalazła. Przeszukała torebkę drugi raz. Nadal nic. Wysypała wszystko na ziemie. Nadal ich nie było. Musiała je zgubić. Bliska płaczu postanowiła że złapie stopa. Tak też zrobiła.
Tymczasem w zamku Mayu stała rozmawiając ze swoim ojcem, Yonggukiem.
- Tato, poznałam dziewczynę.
- Czyli wnuków nie będzie?
- Nie to jest teraz najważniejsze.
- A co?
- Bo zgubiła kluczyki od samochodu, myślisz że dzięki temu będę mogła ją znaleźć?
- No...o ile nie jeździ jakimś maluchem.
- To Lambo.
- Mówisz poważnie?!
Pomachała ojcu kluczykami przed twarzą.
- No patrz!
- W tym królestwie tylko ja mam Lamborghini, więc będzie łatwo ją znaleźć. Noo, widzę córeczko że laski z górnej półki wyrywasz!
- Tato!
- Tylko żartowałem!
- No wiem
- Dobra, więc jutro odwołujemy bal i szukamy twojej dziewczyny?
- Jeszcze nie mojej...
- Prawie!
- Prawie...
- Dobra, idź już spać.
- Jasne, dobranoc tato.
- Dobranoc córeczko.
Po ciężkim powrocie do domu Xianmei położyła się spać. Rano zanim wydano jej pierwszy rozkaz, Meto zaciągnął ją do pokoju
- O co chodzi?
Chwilę milczał a potem spoglądając spod swojej niebieskiej grzywki, wygladając jak słodkie siedem nieszczęść, wydukał cicho
- Bo..wczoraj mama cię nie zauważyła...no i jakoś namówiłem Koichiego żeby jej nie wygadał...
- Jezu, Meto! serio?
- Mhm
- Dzięki ci! Na prawdę! - dziewczyna przytuliła go mocno, dziękując jeszcze kilka razy.
- A no i jeszcze coś
- Tak?
- Bo księżniczka szuka dziewczyny która zgubiła kluczyki od samochodu... to chyba ważne skoro odwołała dzisiejszy bal.
- A nie wiesz od jakiego samochodu?
- Plotki mówią że to Lamborghini
- To moje auto!
- Skąd je wzięłaś?
- I tak mi mię uwierzysz.
- Ale musisz udowodnić królowi że to twoje auto.
- Niee, mówisz poważnie?
Pokiwał tylko głową. Dziewczyna, jeszcze raz dziękując, wybiegła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać. Wtedy znowu pojawiła się wróżka Taehyung.
- To ty wróżko?
- A kto inny ma takie supi skrzydełka i papiery ma twoje Lambo? Sieroto...
- Teraz potrzebuje tyl... czekaj że co masz?!
- No supi skrzydełka, patrz!
- To drugie!
- O tym mówisz? - pomachał mi plikiem kartek przed nosem.
- Tak tak tak tak!
- Najpierw masz wielbić moje skrzydełka!
- Serio?
- Serio, serio~
- Okei, a więc...twoje skrzydełka są supi, cudowne i w ogóle.
- Mało!
- Uhh...oddałabym moje Lambo za takie!
- Okei, to mnie satysfakcjonuje. Łap mała!
- Ja jestem mała?
- Bo zmienię zdanie...
- Dobra, tylko żartuje. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna!
- Wiem, wiem. A teraz śmigaj na dół bo twoja księżniczka przyjechała. I ma Lambo na lawecie...
- Mayu!
- Xianmei! Tato, to ona!
- Na pewno? Nie wygląda jak posiadaczka takiego auta.
Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na nią. Rzeczywiście, król Yongguk miał racje. Nie wyglądała nawet na posiadacza marnego malucha.
- Ale to na pewno ona!
- Mogę udowodnić!
- Jak? - powiedzieli jednocześnie król, macocha i Koichi. Meto jak zwykle stał z boku nie udzielając się tylko tuląc misia.
- Tadah! - z triumfalnym uśmiechem wręczyła królowi dokumenty.
- Mówiłam!
- Rzeczywiście...
Macocha z Koichim mało co nie zeszły na zawał. Stojący obok Meto tylko uśmiechnął się do przybranej siostry. Ona odwzajemniła uśmiech.
Xianmei odzyskała swoje Lamborghini, zamieszkała razem z Mayu w pałacu i adoptując pudla żyły długo i szczęśliwie~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz