wtorek, 25 listopada 2014

Biblia wg pyeonghwa & sarang & kongryong B) #1

Pewnego pięknego i spokojnego dnia...
No dobra może nie takiego normalnego i nie takiego spokojnego. Żył sobie król ziemniaków Yongguk. Który rządził mądrze (może nie do końca ) swoim krolestwem, Ziemniakolandią. Miał wielu synów ale ich nie znał. Niektórzy pochodzili z związków kazirodczych, ale on i tak był gejem. I lubił w dupe. Do tego był pedofilem i miał żonę o imieniu Himchan. I kochanka Junhonga. Z którym się nie ukrywał bo Himchan i tak miał Upka. Ale to i tak nie ma z tym nic wspólnego.
*fajna muzyka w tle*
The invisible wall przedstawia
'Peace&love&dinosaurs'(kor.평화&사랑&공룡)
Podziękowania dla wszystkim którzy nam pomogli, w szczególności kpopowym suhorom.
Miłego czytania~~

1.Dzieje Superjuniorskie

A więc od nowa. Pewnego pięknego dnia. W malutkim ale wielkim dormie. Zamieszkiwanym przez zwykłych ale niezwykłych idoli. Mieszkał  stary ale wciąż młody chlopiec. A raczej chłopcy. Chociaż kto ich tam wie. No dobra już nie chłopcy jeszcze nie mężczyźni.
- Ty debilu zostaw moje majtki!
- Bo co? Pasuja mi do oczu!
- Ale to są moje majtki!  Są nawet podpisane!
- Spierze się.
- Chłopcy nie bijcie się!  Pan bóg wszystko...ał za co to było?!
- Bo gadasz głupoty.
- Jakie głupoty? Pójdziesz do piekła!
*ktoś w tle śpiewał 'coraz bliżej święta~' chociaż był lipiec*
- Piekło mam w nocy.
- Dupa piecze?
- No trochę, ale da się przeżyć.
- Było poprosić, przecież pożyczył bym ci lubrykant.
- Moi drodzy, po co kłótnie, po co wasze swary głupie, wnet i tak zginiemy w zupie!
-Ty a może on jest jak ruski telewizor? Wystarczy mocniej pierdolnąć i sam się naprawi?
-Przestan obrażać mój telewizor! To prezent od babci
- Skąd ona do cholery wzięła ruski telewizor?!
- Z Rosji?
- Może i wyglądam jak kobieta, ale nie zwracaj się do mnie 'ona'! Pedale...
- Chrześcijanin tańczy, tańczy tańczy tańczy....
- Od kiedy ty jesteś jego babcią?!
- A co? Nie mogę?! Przecież kocham jak swoje....
- A święta coraz bliżej ~
- Jest. Kurwa. Lipiec. LIPIEC.
- No to później grudzień nie?
- Ale już puszczają reklamy z mikołajem!
- To że wyskoczyłeś w gaciach z Mikołajem na plaże i pokazują cie w wiadomościach nic nie znaczy.
- Nie będziesz mi życia układać
- Zgwałciłem Yesunga.
- Nic nowego.
- A co jak on sie o tym dowie?
- To co zawsze
- Ja to słyszę
- Celibat
- Yesung przepraszam!
- Nie ma tak
- Ale pamiętaj to nie ja, to moja shauma
- A nie timotei?
- Nie to chyba jednak head&shoulders
- Już myślałem..
- Oppa... znaczy hyung
- Próbujesz mi lizać dupę, mówiąc do mnie oppa?
- I tak liże ci dupe co noc, i to dosłownie.
- Powiedziałeś mu?
- Nic mi mię powiedział
- To co śledzisz nas? A może jesteś szpiegiem?
- A jak tu są kamery?
- Ja widzę wszystko ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Mówiłem ci ze w tej szafie jest potwór!
- Rap monster?
- Who knows... weź to pogoń!
- Jeszcze wszy dostaniemy
- A co?  Nie pozwalają mu się myć?
- Chyba
- Może Jungkook ma jakieś fetysze?
- Lubi wąchać pachy?
- Może
- A teraz panie i panowie wyciszamy się, lecą opowiesci biblijne
- To ja wyjde z psem...
- Idę z tobą!
- Okeeei
Tak oto wyszli z psem którego nie mieli.

2. Pierwszy list do exo-l

W innym dormie również było wesoło.
- Zróbmy orgię!
- Na kim?
- Świetny pomysł!
- Ale nie ma tak. Ja sie tak nie bawie!
- Ja tam jestem za~
- Jest! Przegłosowany!  Chyba że…… hej Luhan!
- Co ja? To nie moja wina. Ja byłem grzeczny.
- Luhan hyung, wiesz jak my Cię kochamy?
- No tak, mnie nie da się nie kochać~~
- Ściągaj spodnie
- Ale...no dobra...
- Ja pierwszy!
- Rób co chcesz.
Tak oto Luhan ruchnięty został po raz pierwszy.
- Nakręcimy pornola!
- Ale nie pokazujcie mamusi! Ani babci.
- Jak będziesz niegrzeczny to pokażemy
- No dobrze będę grzeczny
- A potem chodźmy pobić bezdomnego!
- Nie
- A może on też ma marzenia?
- Co mnie to obchodzi?
- No dobra, bijemy
- Rekord we wkładaniu Luhanowi?
- Dobra!
- Ale ostrożnie, bo dupa mi pęknie a ja tak o nią dbam
- Nie pęknie
- Ale jest nas jedenastu, a to poniżej jego poprzedniego... idź po SuJu!
- Aż tylu na jedną dupe? No nie!
- Lusiu, my i tak wiemy, że to nic takiego dla twojego ślicznego tyłka
- Ślicznegooo?  Ohhhh!  Róbcie co chcecie
- Keke~
I takim oto sposobem polecieli po Super Junior. Pomyśleli o tym żeby iść jeszcze po Shinee, ale z ich dormu nikt zgwałcony nie wraca.
- Dawać nam go!
- No dobra, jestem gotowy
Całe exo i Super Junior próbowało włożyć Luhanowi. Ale nadal nie był zaspokojony. Seksoholik jebany.
Więc włożyli mu ogórka. I banana. I winogrona. Ale nic. Więc musieli udać się po króla chujow. Wielkiego King size.
*le kłótnia autorów *
-Jakiegoś murzyna?
-Otóż nie!
-Może jednak?
-No ale białego
-Igora?
-Igor będzie później XD
-A nie Czekaj Jina
-Więc właśnie 
Tak oto stanął w drzwiach wielki Jin. Pogromca prostat. I dziewic.
Kiedy Jin pakował chuja w dupe Luhanowi, ktoś wbiegł do dormu exo.
- Szalom moi bracia!
- Jakim szalom?
Był to żyd Igor. Wielbiciel polskich rapsów, hebrajskiego disco i religijnych piosenek.
- Też chcesz mi włożyć?
- Ło ło! Moje dziecko... toż Jahwe mi tego nie wybaczy.
- Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal
- Kto to? Jakaś zacna dziewica? Mogę jej pomoc się z tym rozstać...
- Jahwe jest moim wszechmogącym panem!
- Więc jesteś uległym?
- To nie tak!
- Jasne
- Nie próbuj oszukać zboczonej ekipy sprzątającej
- Bo wy mnie nie rozumiecie!  Jezus idziemy!
- A to kto?
- Jezus? OH PANIE! *Siwon rzuca sie na kolana*
- Siwonie grzeszysz...
- Zdradzasz mnie?! Jesteś uległym jakiegoś bezdomnego?
- Yesung, to nie tak! To Jezus! opowiadałem ci o nim! On umarł za nas na krzyżu!
- Czyli jest jakimś pierdolonym palestyńskim masochistą ze schizofrenią?
- W sumie to tak
- KAŚKAA CHODŹ TU ZROBIĆ PORZĄDEK
- Ale patrz, ma palestyńskie cichobiegi!
- Moje nowe buciki od Prady lepsze
- Wymienimy się?
- Ojejkuuu motylek!
- Za takie rozjebane lacze zrobione z starych opon? I don't think so
- Chodź tu motylku, pobawimy się
- Człowieku są tyle warte że kupisz za nie z 29 takich jak twoje
- Pff, muszę dbać o swój image
*płacz* *placz* *i więcej płaczu*
- Taemin, motyle nie gryzą
Lepiej pójdziemy z dormu exo... chcemy zachować jeszcze resztki rozumu
- Jak to nie gryzą?
 Jakiego rozumu?
- Czekaj, co tu robi Taemin?
- Przybieglem za motylkiem
Serio? Tu stoi żydowskie zombie a ty się pytasz o Taemina?
- To wszystko tłumaczy, to może chcesz spróbować tyłka Luhana?
- Pewnie! I chcę motylka! Nowego. Takiego żeby nie gryzł
- Trzymaj, ten nie żyje
- Ohhhh motylku, może i nie żyjesz ale ja cię kocham!
Zapisze ci w testamencie moja kolekcje skarpetek Zgredka
- I nigdy cie nie opuści c: jak nas wiara w to że Luhan będzie zaspokojony
- Będzie, będzie... zadzwonić po appe?
- ofc
- I'm a little butterfly~
I tak oto do dormu exo przyszli Shinee
- Halo? Doktorze? Mój motylek umiera. A może zamienia się w żabe?
- Taemin twój motylek nie żyje
- Wiem ale chciałem zrobić dramat. Takie napięcie.
- Chyba przedmiesiączkowe.
- EJJJJJ CHŁOPCY! LECI KRAINA LODU!
- Masz tu krainę lodów na żywo
- Ejjj shhhh nie takie rzeczy przy motylku
- A wiedziałeś że motyl to znak geja?
- Gdzie jest Minho? Bo wiecie, nie wiemy czy Taemin może oglądać takie rzeczy
- To straszne
*znowu płacz * *płacz* *płacz*
- Pod naszym oknem stoją SM rookies, a ty sie Taeminem przejmujesz?
- SM rookies nas nie zabiją Minho i Jonghyun już tak
- A może ktoś jest zamknięty na balkonie?
- Gdzie jest kuchnia?  Zrobię jedzenie motylkowi
- On nie żyje
- Bo jest głodny
- Halo, kto umar ten nie żyje (cr.KS)
- Kris zaprowadz go
- Cześć Kris, patrz jaki fajny motylek, ale nie ma imienia, chyba jest w ciąży
- Z tobą?
- NIE, nie wiem jak się to robi. Jakaś magia czy co?
- Minho cię jeszcze nauczy
 I tak bez skutku....
- Ja chcę do Minho, niech mnie nauczy teraz. A ja naucze motylka
- Zaraz tu przyjdzie
- Minho chodź tu!
- Spokojnie mały
- A na czym to polega? Wy umiecie?
- Nie
- Mogę Cię nauczyć
- Dobrze!
- Kris! Jak możesz? Mówiłeś że mnie kochasz!
- Spokojnie Tao, kocham. Ale wyjdź na chwile a ja go nauczę
- Ale...no dobrze. Tylko! Mnie też potem naucz!
- Ojej będę umiał!  Minho będzie dumny
- Jeżeli dowie się w jaki sposób się nauczyłeś, to nie bardzo
- Ale ja chcę umieć teraz, on zrozumie
- Na pewno zrozumie, ściagnij spodnie
- Dobrze, już!
- Jak będzie bolało to mów
- A czemu ma bolec?
- Zobaczysz
Kiedy Kris posuwał Taemina na blacie, Shinee,  exo, Super Junior i Jezus z żydem posuwali Luhana w salonie.
- Trochę boli!
- Zaraz przestanie
- Dziwne to trochę
- Trochę
- O już nie boli!

3. Dzieje bangtanowe.

Przejdziemy do kolejnego dormu tym razem Bangtan boys którzy robili coś hmmmm ciekawego.
- I kto tu jest królem? JA!
- Nie, nie jesteś
- Jak to nie?!
- Może i king size ale i tak jesteś księżniczką
- Jak ty jesteś królem to ja mam pairing
- No to jestem księżniczką
- Czekaj...czemu  sam po sobie pojechałem?
- Bo lubisz w dupę
- #bojesteśdebilemhalo
- Jak używać hasztagów w rozmowie?
- Magia
- Magiczna?
- Tak
- Się nie znasz
To nowy trend
Z Grenlandii
- Brudno tu, umm Kookie ~ sprzątaj!
- Może i w nocy mnie wykorzystujesz, ale nie będę robił za sprzątaczke!
- Nooo  kochanie,  zrób to dla mnie
- Nie ma mowy
- Zobaczymy czy po dzisiejszej nocy też będziesz się tak sprzeciwiać...
- No jeszcze zobaczymy...
Rapmon nie spodziewał się tego że Kookie chciał być dziś na górze i gdy zaczynał delikatnie go uwodzić, ten ruchnął go  znienacka.
- Jak ty tak?
- Normalnie
Mam prawo spełniać marzenia
Nawet marzenia uke.
- A ja mam prawo do wykorzystywania ciebie, więc nie zabieraj mi zabawy
- Nie masz prawa! Jak ja mogę być z kimś takim jak ty?!
- Ej panowie!  Wy macie moją kołdrę
- A chuj ci w dupę, teraz pogoda (cr. KS)
- Normalnie, kochasz mnie to jesteś
- I czasami się zastanawiam czemu, przecież jesteś okrutny. I nie dbasz o to jak się czuje. Chujowy z ciebie lider. Ale tyłek masz fajny. Ciasny ~
- Bo jestem wspaniały Rapmonster~~ Maknae wie co dobre ~
- Bi priperd (cr. KS)
To nie był pierwszy i ostatni raz~
- Postaram się to zaakceptować
- Idziemy na bajki do babci Suho?
- Taaak!
- To zakładaj czyste majtki i idziemy
- A po co mi majtki~? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- No racja, idź bez, ale jak będzie zimno to mów, potrzymam
- Ogrzejesz? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Oczywiście, po to jestem
- I want ya, i need ya, i love ya boy~~
- No wiem, ale na pewno nie jest ci już zimno? nie mam co zrobić z rękoma
- Odrobinę
- To chodź tu, poprzytulam ręką
- Keke *przysuwa się *
-*ogrzewa XD* tak możemy iść
- W końcu
- Zazdrość ~
- Wcale ze nie
- To zazdrość, że tak wspaniały lider grzeje tylko jedne jąderka kekeke
- Weź spierdalaj mam swoje komórki
- Ani mi się waż złapać kogoś innego. Bo zabije jak psa
- Spokojnie, tylko ty masz wystarczającego do moich rączek
- Przemilczę to, inaczej dostałbyś po mordzie
- Dobra to idziemy?
- Tak chodźmy!
- Okei...
Tymczasem u babci Suho
- O mój borze, różowe kucyki!
- Ananasy!
- Placek ziemniaczany!
- Nie....kucyki
- Ja tam widzę placek
- Sam jesteś placek
- Pierdolicie ananasy
- Kucyki!
- Zoofil
- Ja tam wolę pierdolić placek
- KUCYKI SĄ POTRZEBNE DO SZCZĘŚCIA
-..twojego
- Naszego
- Ale to ty je pierdolisz jak mnie nie ma
- No bo... nie musisz tego widzieć
- Nawet bym nie chciał
- Tak wiem. To dla ciebie zbyt magiczne?
- Ta, na pewno magiczne
- Nie wierzysz
- No jakoś nie za bardzo
- Just, koń dojebany za bardzo mnie śmieszy
- A jak nie dojebany?
- Jak niedojebany to Rapemonster się nie postarał
- Ugh, to  gadaj z pantoflem~~
- Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek

no to co

milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
- Nie przeklinaj w moim towarzystwie
- To tylko cytat...
- Ale są przekleństwa
- TO TYLKO CYTAT
I nie jesteś moją matką
- WIERSZ
- Nie krzycz
- Będę. Ty możesz to ja też
Jestem dorosły a to wolny kraj
- Do czasu... Mam zamiar go pojmać i uwięzić
- Kogo?
- Kraj?
- Tak, kraj. I ludzi w nim.
- No to powodzenia
- Dziękuje!
- Gdybym ja wiedział w co się pakuje wiążąc się z tobą...o Yesungu dopomóż
- Ale i tak mnie kochasz, prawda?
-... z przykrością muszę stwierdzić, że tak :I
- Czemu z przykrością? To ma być szczęśliwe!
- Ja na jego miejscu też bym się nie cieszył
- Ranicie
- Szory not szory
- No wybacz, to tylko twoja wina. Ja się staram jak mogę
- To co mam robić?
- No nie wiem
Może tak
Postarać się odrobinę?
- No dobrze...ale ja nie umiem
- Zmień pairing
- Nie nie nie! Ja się bę starać ale stay with me
- Chce to zobaczyć... ciekawe czy dożyję do tego momentu c:
- Nie dożyjesz
- Wiedziałem
- Tooo chodź ze mną teraz do zoo? Albo gdziekolwiek ale chodź, pokaże ci że się staram
- Debilu idziemy do Suho. SUHO
- Ah no dobra!
- Daleko jeszcze?
- Nie
- To dobrze.
- Wiem
Doszli ( wiem jak to brzmi ) do Suho.
To może dotarli?
O dobra!
Więc dotarli do Suho wszyscy siedzieli tam szczęśliwi (beatus qui tenet) i w ogóle bo zaraz miały zacząć się bajki.
- Alohaaa panowie! no i witaj Luhan
- Siemanko pedałki
- To co, zaczynamy?
*spoiler*hehehe pewnie mają nadzieje na przelecenie Luhana a tu bajki xDD
- Z miłą chęcią!
- No to co siadajcie w kółeczku i zacznamy

KRASNALE : (jak co dzień śpiewają piosenkę) - Hej ho, hej ho, do pracy by się szło...
KRASNAL WIĘKSZY : (przytomnie) - Ale dziś niedziela...
KRASNAL ZWYKŁY : (dostrzega drewniane szczątki rozrzucone po izbie) - Ktoś siedział na moim stołeczku!
KRASNAL WIĘKSZY : (zauważa pustą michę) - Ktoś mi wyżarł wszystko z mojej miseczki!
ŚNIEŻKA : (wpada do izby w złotych łachmanach) - Wspomóżcie biedną królewską sierotę, co chodzi w złotych łachmanach.
KRASNAL ZWYKŁY : - A kto ty jesteś i czym się zajmujesz?
(uwaga!)
ŚNIEŻKA : (przyjmuje pozę najpiękniejszej kobiety świata) - Nazywam się królewna Śnieżka ale prawda jest taka że jestem mężczyzną i nazywam się Jin ale mówcie do mnie jak do niewiasty. Interesuję się literaturą, lubię przyrodę i jestem najpiękniejsza na świecie.
(fiuuuu)
KRASNAL WIĘKSZY : - A my jesteśmy krasnoludki i jesteśmy najmniejsi na świecie.
ŚNIEŻKA : (taksuje wzrokiem krasnali) - Nie wyglądacie na najmniejszych.
KRASNAL ZWYKŁY : (taksuje wzrokiem Śnieżkę) - A ty nie wyglądasz na najpiękniejszą.
ŚNIEŻKA : (nie odpowiada na takie uwagi)
KRASNAL WIĘKSZY : - Co cię sprowadza w nasze progi?
ŚNIEŻKA : - Szukam schronienia przed macochą, co jestem ładniejsza od niej.
KRASNAL WIĘKSZY : - To przystań do nas. Będziesz nam kucharką.
ŚNIEŻKA : (oburzona) - Królewna nie może być kucharką!
KRASNAL ZWYKŁY : - To będziesz królową. Kuchnia będzie twoim królestwem.
ŚNIEŻKA : - Zgoda.
INKASENT : (nadchodzi znienacka) - Dzień dobry. Elektrownia.
ŚNIEŻKA : - O rany rety! To moja macocha, co się przebrała za inkasenta!
KRASNAL WIĘKSZY : - A po czym to poznałaś?
ŚNIEŻKA : - Po tym, że ten inkasent jest brzydszy ode mnie...
KRASNAL ZWYKŁY : - W takim razie zróbmy mu coś złego!
INKASENT : - Wstrzymajcie się! Śnieżka się myli. To nie ja! Tylko jakiś inkasent z elektrowni. Śnieżko, dotknij te dwa kabelki, a przekonasz się, że nie kłamię. (podaje kabelki)
ŚNIEŻKA : (dotyka kabelków i pada jak porażona na ziemię)
KRASNAL ZWYKŁY : - Wygląda na to, że nie kłamie.
INKASENT : (na stronie) - ha ha! Te kabelki były zatrute!
KSIĄŻE : (pojawia się wytwornie) - Szmaty zbieram, butelki, makulaturę!
INKASENT : (zaniepokojony) - O, to książę przebrany za żebraka...
KSIĄŻE : (zauważa Śnieżkę) - A cóż to za piękna nieznajoma leży tu w stanie nieżywym?
KRASNAL ZWYKŁY : - To królewna Śnieżka, co jest piękniejsza od inkasenta.
KSIĄŻE : - Ah, miłość we mnie wzbiera. Śnieżko, żyć bez ciebie nie mogę! ...Gdzie ja mam tę truciznę? (szuka po kieszeniach)
INKASENT : - Proszę... Arszenik domowej roboty. Sama robiłem.
KSIĄŻE : (bierze od inkasenta truciznę i spożywa ją wytwohrnie) - Dziękuję. (wytwohrnie umiera)
INKASENT : (na stronie) - ha ha, ten arszenik był zatruty!
KRASNAL WIĘKSZY : - Coś mi teraz nie pasuje... Kto pocałuje Śnieżkę żeby ożyła?
KRASNAL ZWYKŁY : - Inkasent winien, bo wykończył nam księcia.
INKASENT : - Aj... Przepraszam.
KRASNAL ZWYKŁY : - Nie ma przepraszam! Całuj!
INKASENT : (całuje pod presją, zwłoki Śnieżki i księcia ożywają)
KSIĄŻE : - O, co za szczęśliwe zakończenie. Śnieżko, czy zostaniesz moją żoną?
ŚNIEŻKA : - Nie.
KSIĄŻE : - No to nie...
*"już mi wlazło kilku do piwnicy i nalało a ten sobie poszedł inkasenta wynosić" tak mi się skojarzyło XD wygryw życia jak wiesz z czego to cytat~"*
- To było bardzo....hm interesujące, ale może przejdziemy już do rzeczy? *łapie Luhana za kolano*
- O nie nie nie
Oni tu gadu gadu, znowu chcą gwałcić luhana, a zaraz do pracy!
Rozerwie się chłopak trochę c: odpręży c:
- Nie nie nie
- Idziemy do pracy
- A chuj wam w dupę
-Nie kuś, to po pracy
-... poczekam
Jestem!
Łejt pomylilam konfy
- Jakiej pracy? Bo nie wiem co ubrać
- No pomyślmy jesteśmy EKIPĄ SPRZĄTAJĄCĄ
- Ojejku jejku, czyli seksi sprzątaczka?
ej jak bardzo mam się bać znalazłam zdjęcie Igora gwałcącego kubełek od kurczaka z kfc
Nie tu XD
Bierzemy i tak c:
A mnie boli dupa od pisania bo lubię
to już tu wyślę zdjęcie xD
Chyba od czego innego
Skąd wiesz?
Bo jesteś divą XD
*zdjęcie Igora*

Dawno nie stałam pod moja latarnia
Hahahhahahahhahahahha
Zmarłam
O kurwa zdechłam
Ej dobra może piszmy tego ficzka xDDD
Ogej
No jestem diva ale dupa boli od pisania
Dobra XD
- Seksi sprzątaczka może być
- To idę po rajty. A majty zdejme.
- Spoko spoko a ja idę poooo eeee lubrykant
znaczy ten płyn do okien
- No oczywiście
- To ja po kondonki, nie nie
Papier ścierny!
Dobra, po mopa
- Po cholere Ci papier ścierny?
- Nie wiem, ładnie pachnie
- Dobra
- A tu zakopię twoje zwłoki nikt nie będzie ich tu szukał
- Majteczki zdjęte, bamboszki są, mogę sprzątać he he he
- Że takie po gwałcie?
- Tak, ale obawiam się, że ciebie nie da się zgwałcić
- Dlaczego dziubek?
- Bo ty tego chcesz
- Chce czy nie...to i tak nie gwałt póki ci się podoba c:
- A to mi może sie nie podobać i mogę udawać ze nie chce
- My i tak wiemy lepiej c": żaden z ciebie cnotliwy klucznik Hogwartu
- Ooo to kochane, tak mi się wydaje
Bo kochane, nie?
I dont think so
- Dobra chodźmy
- Okiii
I koniec częsci pierwszej
Bumbumuuuuuuum
*Kibum*

~~~~~~~~~~~~

  Still Kawaii

~~~~~~~~~~~~

*btw. Dodam, wybaczcie mi błędy. Staram się je poprawiać ale jak to czytam...no po prostu czasami nie wychodzi ≧◇≦*
 Ciąg dalszy nastąpi~

sobota, 22 listopada 2014

Baśń o trzech braciach i królewiczu (BTS Jinmin!)

To samo w sobie było ficzkiem więc czemu by tego nie wykorzystać?


_________________________________________________
Mrok wieczorny, - babcia siwa
przy kominku głową kiwa.
Nos jak haczyk, - okulary,
Coś tam mruczy babsztyl stary.
Snuje bajdy niestworzone,
O królewiczu Jiminie
O trzech braciach jak niewielu,
O matuli ich z burdelu,
Opowiada stare dzieje...
A na dworze wicher wieje.

Siądźcie społem panny, smyki,
Młodojebce, stare pryki
I nadstawcie dobrze uszy!
Choć na polu śnieżek prószy.
W domu ciepło i wygodnie...
Zostaw pan w spokoju spodnie!
Bo zawołam zaraz Mamy!...
Sza! Uwaga! Zaczynamy!

Za morzami, za rzekami,
Za lasami, za górami,
Żył przed bardzo wielu laty,
Król Rap Monster potężny i bogaty,
Dobrotliwy, szczodrobliwy,
Ale bardzo nieszczęśliwy,
Ciągle smutny i zmartwiony
Z winy syna Jimina,
Co choć bardzo piękny, miły,
Lecz... nadmiernie się kurwiły.

A dawał bez wyboru
I rycerzom, panom dworu,
I kucharzom, i kuchcikom,
Giermkom, ciurom, pisarczykom,
Na leżąco, na stojaka,
W dupę i na raka.
Czy na dworze, czy w salonie,
Czy w klozecie, czy na tronie,
W każdej chwili, w każdym czasie
Wciąż myślał o kutasie.

Próżno mówił mu król stary,
Że we wszystkim trzeba miary,
Nie wypada bowiem panu
Dawać dupy bezustannie.

Na nic się to wszystko zdało,
Wciąż mu chuja było mało
I na całym króla dworze
Nikt chędożyć już nie może.
Wszyscy byli rozjebani.
Nawet księżą kapelani.
Raz go tak swędziała dupa.
Że zgwałcił aż biskupa,
A gdy ten go zdupczył marnie
- Poszedł dawać pod latarnię.

Aż do tego doszło wreszcie,
że z burdelów wszystkich w mieście
Od kurewskiej całej nacji
Przyszły kurwy w delegacji.
V ten najbardziej rozjebany,
Padłszy przed nim na kolana,
Z trudem tłumiąc rzewne łkanie
Rzekł: "Królu nasz i Panie!
Ty panując od lat wielu
Ojcem byłeś dla burdelu.
Burdelowy cech upada
Kurwom grozi dziś zagłada!
Upadają obyczaje!
Twój syn dupy daje!
Na ulicy bez pieniędzy,
Przez co wpycha nas do nędzy.
Nikt nas dziś już nie pierdoli,
Bo darmochę każdy woli!
A więc najjaśniejszy panie,
Sprawiedliwość niech się stanie!"

Król na łzy kurewskie czuły,
Kazał dać ze swej szkatuły
Każdej kurwie po dukacie...
Po czym zamknął się w komnacie
W nocy zaś przywołał swego
Astrologa nadwornego,
By ten patrząc w gwiezdne szlaki
Znalazł wreszcie sposób jaki,
By królewicza można było
Dobrowolnie, czy też siłą
Wrócić znów do cnoty granic,
A gdy to się nie zda na nic,
Niech przynajmniej w swojej sferze
Obłapników sobie bierze...

Więc astrolog wziąwszy lupę,
Zajrzał raz królewnie w dupę,
Dwakroć cyrklem dupe zmierzył,
Po czym zamknął się w swej wieży.
Tak był w pracy pogrążony,
Taki przy tym roztargniony,
że szukając prawdy na niebie
W roztargnieniu srał pod siebie.
Kręcił, wiercił teleskopem,
Wreszcie wrócił z horoskopem
I rzekł: "Smutną wieść, niestety
objawiły mi planety,
Że Jimina nic nie wstrzyma.
Na jego szał lekarstwa ni ma!
Chyba, że się znajdzie jaki,
Tęgi jebak nad jebaki,
Który go tak zerżnie pięknie,
Że Jiminowi dupa pęknie!
Żywym ogniem się zapali,
Na kawałki się rozwali.
Wtedy będzie Jimin
Z czaru swego wyzwolony!
I znów stanie się prawiczkiem
Z malusieńską, ciasną dupą."

Król, choć płakał ze zmartwienia,
Zamknął syna do więzienia,
By się więcej nie puszczał.
Tam codziennie dostawał,
Prócz świetnego utrzymania,
Tysiąc świec do brandzlowania,
Wazeliny beczkę całą...
Lecz mu tego było mało.
Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
To za mało dla mej piczy!
Wszystkim było ogłoszone
Że kto zbawi Jimina
Ten dostanie go za męża
I podzieli się królestwem
by raz skończyć z tym kurestwem...

Więc zjeżdżają się jebacze,
Czarodzieje, zaklinacze,
I rycerze, królewicze,
By królewnie zerżnąć dupe!
Każdy swoich sił próbuje,
Lecz choć tęgie mieli chuje
Na nic się to wszystko zdało,
Bo królewiczowi wciąż za mało.

Król gdy widział co się dzieje
Stracił całkiem już nadzieję,
Płakał, martwił się dzień cały
Aż mu jaja posiwiały
Bo już siwy był na głowie.

...A tymczasem heroldowie
Wieści dziwne rozgłaszali
Coraz dalej, dalej, dalej...
Aż dotarły hen daleko,
Gdzie za siódmą górą, rzeką,
Stała sobie mała chatka,
W niej mieszkała stary J-Hope
Wraz z synami swymi trzema,
Którym równych w świecie nie ma.

Każdy dzielny, tęgi, zwinny,
ale każdy z nich był inny
I w tym nie ma nic dziwnego:
Każdy z ojca był innego,
Bo w młodości swojej czasie
J-Hopr strasznie puszczał się.
Był stróżem przy burdelu
I kochanków miał wielu.

Syn najstarszy miał chuj długi
I gruby na kształt maczugi,
A po bokach jego były
jak postronki - grube żyły,
Jakieś sęki, jakieś guzy -
Jaja miał jak dwa arbuzy!
A że ciągle mu bez mała
ta ogromna pyta stała,
Jungkookiem go nazwano.

Suga nosił miano
Syn następny, bo lizanie
Stawiał wyżej nad jebanie,
I nie było mistrza w świecie,
Co by sprostał mu w minecie.

Cieszą matkę takie dzieci,
Lecz niestety - smuci trzeci,
Który rodu był zakałą,
Bo miał kuśkę całkiem małą,
A cieniutką na kształt glizdy
I nie palił się do pizdy.
Dobrze, gdy z matczynej woli
Raz na miesiąc popierdoli.
A że mało tak obłapia,
Bracia mieli go za gapia.
No i matka nawet czasem
Nazywała go Jinem.

Tak im słodko życie idzie,
Ani w zbytku, ani w biedzie.
Starsze bowiem dwa chłopaki
Zarabiali w sposób taki,
że pobożne, starsze panie
Brały ich na utrzymanie.
A i J-Hope, chociaż stary,
Też dawała za talara.
Tylko trzeci syn - Jin
Wypinał się na zarobek.
Że nie udał się niewiastom,
Dawał dupy pederastom
I ku wielkiej matki złości
Nie brał nic od swoich gości...

Tak im się więc dobrze żyło,
I wygodnie, dobrze, miło.
Aż dotarła i w ich strony
Wieść o losie Jimina.
Na zarobek więc łakoma
woła J-hope Jungkooka
I tak rzecze: "Ty, mój synu
Idź! Dokonaj tego czynu!
Gdy spierdolisz Jimina
To dostaniesz ją za żonę.
Pół królestwa twoim będzie!
Tak królewskie brzmi orędzie."

Syn usłuchał rady matki.
Zaraz włożył czyste gatki.
Wymył chuja - i bez zwłoki
Raźno ruszył w świat szeroki...
A gdy przybył do stolicy,
Zaraz poszedł do ciemnicy
Gdzie się świecą, rozkraczony,
brandzlował Jimin.

Pyta dębem mu stanęła,
Więc się ostro wziął do dzieła
I za pierwszym sztosem leci
Błyskawicznie drugi, trzeci,
Czwarty, piąty - aż nareszcie
Wyrżnął sztosów tysiąc dwieście
I utracił siłę całą -
Lecz królewiczowi wciąż za mało!
Tak był potem osłabiony,
Że zleźć nie mógł z Jimina,
Aż musiały dworskie ciury
Ściągnąć go za dupę z dziury,
I zanieśli omdlałego,
Do szpitala zamkowego.

A królewicz ciągle krzyczy,
Że to mało dla jego dupy!

Prędko, prędko baśń się baje,
Nie tak prędko kutas staje,
Baśń się baje, czas ucieka,
Jungkook J-hope czeka,
W końcu martwić się zaczyna -
Że nie widać skurwysyna...

Aż go doszły straszne wieści...
Powstrzymując łzy boleści,
Jimin do się wzywa
I w te słowa się odzywa:
- "Bratu, rzecz to nie do wiary,
Nie powiodły się zamiary.
Kutas zmarniał mu, niestety -
Idź więc ty, spróbuj loda!"

I Suga wnet bez zwłoki,
Ruszył prędko w świat szeroki.
W końcu zaszedł do stolicy.
Tam się udał do ciemnicy,
Gdzie się świecą, rozkraczony,
Brandzlował Jimin.

Zaraz go za chuja łapie
I loda tęgo chlapie
Język jego na kształt węża
To się spręża, to rozpręża,
To się wije jak sprężyna,
Chuja jego ssać zaczyna.
Kręci na kształt kołowrotka,
To się zwija znów jak fryga,
że gdy patrzeć - w oczach miga.
Doba tak za dobą mija,
On ustami wciąż zaciska.
Lecz z nim także to się stało
Że utracił siłę całą.
Więc i jego dworskie ciury
ściągnęły za dupę z dziury,
I wyniosły omdlałego,
Do szpitala zamkowego.
A królewicz ciągle krzyczy,
Że to mało dla jego dupy!

Prędko, prędko baśń się baje,
Nie tak prędko kutas staje,
Baśń się baje, czas ucieka,
Sugi J-hope czeka,
I już martwić się zaczyna -
Bo nie widać skurwysyna...

W końcu widząc, że nie wraca
Myśli: "Na nic moja praca...
Biedna dola jest matczyna.
Oto już drugiego syna
Losy wzięły mi zdradziecko!
Jedno mi zostało dziecko,
I do tego całkiem głupie".

...Jin miał to wszystko w dupie.
Raz spokojnie po jedzeniu
Chciał pochrapać sobie w cieniu.
Coś mu jednak spać nie daje,
Coś go ciągle gryzie w jaje.
Więc się prędko zrywa z trawy,
W portki patrzy się ciekawy
A tu się po jajach szwenda
Niby chrabąszcz - wielka menda!

Jin już rozpinał gacie,
By ją zgubić w sublimacie,
Gdy wtem menda nieszczęśliwa
Ludzkim głosem się odzywa:
"Nie zabijaj chłopcze luby!
Czemu pragniesz mojej zguby?
Menda też stworzenie boże,
Że inaczej żyć nie może
I że czasem w jajo utnie -
Nie gubże jej tak okrutnie!"
Jin to serca bierze,
Myśli sobie: "Biedne zwierzę,
Że mnie utniesz, cóż to złego?
Przecież nie zjesz mnie całego...
A pocierpieć czasem mogę
Idź więc dalej w swoją drogę!"

A tu nagle menda znika
I zmienia się w czarownika,
Czarownika - czarodzieja,
I do swego dobrodzieja,
Co się w strachu z miejsca zrywa,
W takie słowa się odzywa:
- "Że litości miałeś względy
Dla bezbronnej, słabej mendy
I żeś jej darował życie -
Wynagrodzę cię sowicie.
Dam ja ci wskazówki pewne
jak spierdolić masz królewicza.
Sił twych mało tu potrzeba
Jest kondona - samojeba,
Który ma tę dziwną siłę,
Że gdy włożysz na swą żyłę
I rozkażesz - on za ciebie
sztos za sztosem ciągle jebie
Czarodziejską mocą cudną!
Ale zdobyć go jest trudno...
Dupa strzeże go zaklęta,
Na przechodniów wciąż wypięta,
Z której mocą złego ducha
Ustawicznie ogień bucha.
I czy z bliska, czy z daleka,
Żarem swoim wszystko spieka.
I w tym mocnym, wielkim żarze
Dupa się całować każe,
Lecz gdy powiesz do niej słowa:
- "Niech się ogień w dupie schowa!
Sama się pocałuj właśnie!"
- Wtedy ogień w dupie zgaśnie.
I powoli, z dobrej woli,
Kondon zabrać ci pozwoli.
Za twą dobroć ja ci mogę
Do tej dupy wskazać drogę.
Weź ten kłębek z sobą razem,
On ci będzie drogowskazem!
Rzuć na ziemię i idź wszędzie,
Gdzie się kłębek toczyć będzie.
Lecz pamiętaj zawsze święcie
Czarodziejskie to zaklęcie!"

Tu czarownik, niby mara,
Zniknł i rozwiał się jak para.
Jin wstaje ucieszony,
Bierze kłębek, rozbawiony,
I nie mówiąc nic nikomu
Po kryjomu znika z domu.

Prędko, prędko baśń się baje,
Nie tak prędko kutas staje.
Jin idzie, nie ustaje,
Coraz nowe mija kraje.
Gdy stu granic minął słupy
Zaszedł wreszcie aż do dupy,
Z której ogień wieczny tryska.
A podszedłszy do niej z bliska,
Rozżarzonej nad pojęcie,
Czarodziejskie swe zaklęcie
Jin z całej siły wrzaśnie:
"Sama się pocałuj właśnie!..."
Wtedy dupa zawstydzona,
Puściła go do kondona.

Więc z kondonem, ucieszony,
Pędzi wnet do Jimina.
A gdy przybył do stolicy,
Zaraz poszedł do ciemnicy,
Gdzie się świecą, rozkraczony,
Brandzlował Jimin.

Wkłada kondon na kutasa
I... O dziwo! U Jina
Chuj, co zawsze był jak z ciasta,
Na olbrzyma się rozrasta!
Na sto chujów się rozdziela
Każdy gruby, jak ta bela,
Każdy twardy, jak ze stali,
Każdy długi na sto cali!
Wszystkie chuje z całej siły
Na królewicza się rzuciły,
Każdy się mu w dupe wwierca,
Każdy końcem sięga serca,
Każdy mu się w dupie grzebie,
Każdy jebie, jebie, jebie...
Głuptas leży bez wysiłku,
Czasem klepnie go po tyłku
Czasem w usta pocałuje,
A samojeb dupe pruje.
Aż królewicz Jimin
Zchędożony, spierdolony,
Ze zmęczenia ledwo żywy,
Krzyczy: - dupa się rozrywa!

Takie przy tym tarcie było,
Aż się w dupie zapaliło.
By ugasić pożar ciała,
Straż zamkowa przyjechała
Z toporami, z bosakami,
Sikawkami i kubłami,
Słowem - z całym inwentarzem
Używanym przy pożarze.
I po długiej, ciężkiej pracy
Ugasili go strażacy.

Tak został jimin
Z czaru swego wybawiony,
I znów stała się prawiczkiem
Z malusieńką, ciasną dupą.
Jin dostał zaś w podziękę
Pół królestwa i jego rękę.

Król był taki ucieszony,
Ze zbawienia Jimina,
Że pomimo swej starości
Kapucyna rżnął z radości,
Tak się znowu poczuł młody
Potem zaś wyprawił gody
Jinowi z Jiminem -
Mnie na gody zaproszono.
Więc jak mówię, też tam byłam.
Jadłam, piłam, pierdoliłam,
Bawiłam się z nimi społem,
Aż zasnęłam gdzieś pod stołem...

Tu bajka dobiega końca
Już za oknem patrzeć słońca
Przy kominku babcia siwa
Coś mamrocze, głową kiwa
Dając dziatwie pouczenia
O rozkoszach chędożenia.

Których i Wam czytelnicy
Autor tej powiastki życzy

czwartek, 20 listopada 2014

Ain’t it better later than never, baby?

- Mamo, Tato, odchodzę. - w końcu odważyłem się to zrobić. Był to zdecydowany krok w moim życiu. Myślałem nad tym długo i doszedłem do wniosku że to najlepsze rozwiązanie.
- A-ale jak to? Dlaczego?
-Nie wytrzymam dłużej. Przepraszam.
-Nie przepraszaj, wiemy że to nie twoja wina.
- Ale wybaczcie mi że was opuszczam.
- Jeżeli tak będzie lepiej, to w porządku. - Nie kryłem smutku. Płakałem juz od samego początku tej rozmowy, ale teraz wręcz wybuchłem. Zawsze dużo płakałem więc nie powinno to robić na nich większego wrażenia. Jednak było odwrotnie. Oni sami siedzieli przede mną roniąc łzy. Zanim jednak rzuciłem się na nich z objęciami powiedziałem ledwie słyszalnie przez łzy
- Tylko proszę was. Nie mówcie nic teraz chłopakom.
- Czemu?
- Nie chcę się z nimi teraz żegnać. Nie mógłbym wtedy odejść. Ale ja na prawdę muszę...
- Rozumiem.
Przytuliłem mocno Suho.
- Dziękuje ci, za wszystko, byłeś dobrym tatusiem. - poczułem jego łzy na moim odsłoniętym ramieniu. Jednak nie powiedział nic. Potem przytuliłem D.O.
- A ty Kyungsoo hyung, dbaj o siebie i nie zabij Chanyeola.
- Postaram się, ale niczego nie obiecuje...- uśmiechnąłem się mimowolnie a potem wypuściłem z objęć moją 'zespołową mamusię'.
Gdy już wyszli zacząłem pisać pożegnalny list. Przecież nie mogłem odejść tak zupełnie bez pożegnania.

"Kochani,
Wiem że teraz pewnie uznacie mnie za egoistę. Może słusznie. Ale wiem czego chcę i wiem że tak będzie lepiej. Chce także żebyście nie płakali za mną, nie odchodzę na wieczność. Obiecuje że jeszcze kiedyś się spotkamy. Na pewno. Mam nadzieje że będziemy dalej się kontaktować i przyjaźnić. Nie chcę was stracić. Jesteście dla mnie jak bracia. Jesteście moimi braćmi. I nigdy, przenigdy o was nie zapomnę. Wszystkie te lata spędzone razem były niezapomniane i najwspanialsze w moim życiu. I w sumie to trochę głupie że proszę was żebyście nie płakali, a sam siedzę nad tym listem płacząc. Żegnajcie, kocham was wszystkich.

                                                                                                                                      Tao ~"

Gdy wszyscy już spali wyszedłem z dormu. Strasznie ciężko było mi opuścić to miejsce. Przecież, było dla mnie wszystkim.
W samolocie do Chin postanowiłem się przespać. Byłem zmęczony. Od dwóch dni praktycznie tylko płakałem i pakowałem rzeczy. Lądując w Pekinie, czułem się wolny. W końcu. Co prawda będzie mi strasznie brakować dawnego życia, ale czuje że dam radę. Zatrzymałem się na jakiś czas u ciotki. Ale przecież nie mogłem tam siedzieć wieczność. Zacząłem poszukiwania mieszkania dla siebie. Na razie nie potrzebowałem pracy, miałem sporo oszczędności. Przerzucałem sterty gazet i internetowych ogłoszeń jednak nic nie znalazłem. Po kilku dniach miałem dosyć. Ale nie mogłem się poddać. Znalazłem jedno ładne mieszkanie blisko centrum. Umówiłem się z właścicielem żeby je obejrzeć. Na ustaloną godzinę przybyłem wprost pod jego drzwi. Zadzwoniłem do drzwi i zamarłem. Przede mną stał Kris. Kris który był moim przyjacielem, który zawsze mnie pocieszał, który zawsze był przy mnie, który pomagał mi we wszystkim, który odszedł bez słowa, który był moją pierwszą miłością. Poczułem ukłucie w żołądku. Miałem łzy w oczach. Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Jedyne co zrobiłem to nieśmiały krok do przodu po czym wtuliłem się mocno w niego. A gdy on objął mnie swoimi ramionami wybaczyłem mu wszystko. To że odszedł. Że nas zostawił. Opuścił bez jakiegokolwiek pożegnania. Liczyło się tu i teraz. Byłem taki szczęśliwy.
- Cześć gege, tęskniłem.
- Oh, Tao. - przytulił mnie mocniej.- Co ty tu robisz?
- Chciałem obejrzeć mieszkanie.
- Ale jak to? Też odszedłeś?
- Eh, no tak.
- Ja..nie wiedziałem. Wejdź do środka.
Mieszkanie Krisa było bardzo ładne. Usiadłem na kanapie a on obok mnie.
-Więc byłeś kolejny? Nie spodziewałem się tego. Nie spodziewałem sie nawet tego że Luhan odejdzie.
- Tak. - powiedziałem lekko przygnębiony.
- To trochę zabawne że znaleźliśmy się w taki sposób.
- No. A tak właściwie, zajmujesz się teraz wynajmowaniem mieszkań?
- Tak, kupiłem kilka i zarabiam na nich nie ruszając się z domu. Interes życia.-rozsiadł się na kanapie z wielkim uśmiechem, zadowolony z siebie.
- Genialne.
- A ty? Co będziesz robił?
- Jak na razie chce kupić mieszkanie.
- A właśnie, chcesz je obejrzeć?
- Jasne, po to tu przyszedłem. - usmiechnąłem się do niego słodko.
- To chodźmy. To mieszkanie jest akurat obok mojego, będziemy sąsiadami.
- Naprawdę?
- Tak.
Weszliśmy do mieszkania. Było spore i nowoczesne. Spodobało mi się.
- Okei, jak na razie mi się podoba, tylko jest jedna ważna rzecz.
- Jaka?
- Można trzymać tu zwierzęta?
- Jasne, o ile nie będzie zbyt głośno.
- A to dobrze, Candy nie jest głośna.
- Kim jest Candy?
- Moim pieskiem, patrz! - podekscytowany pokazałem mu moją tapetę na której był mój ukochany piesek.
- Jaka urocza.
- No wiem, do tego jest strasznie kochana. Na pewno cie polubi!
- Mam nadzieję.
- Ciebie nie da się nie lubić gege.
- Tak?
- Tak - przytuliłem go znowu. Oh, tak bardzo mi tego brakowało.
Wróciliśmy do mieszkania Krisa.
- Chcesz może herbaty?
- Jasne.
Wyszedł do kuchni i po chwili wrócił. Zaczęliśmy rozmawiać o mieszkaniu. Po chwili rozmowy byłem zdecydowany aby je kupić. Następnego dnia zapłaciłem Krisowi i podpisałem jakiś pliczek papierów. Jeszcze tego samego dnia przywiozłem trochę rzeczy.
- Kris?
- Tak?
- Bo jeszcze nie mam tu łóżka, mogę dziś spać u ciebie?
- Jasne.
Chciałem położyć się na kanapie w salonie jednak Kris nalegał abym spał w jego łóżku. Nie protestowałem~ Wtuliłem się w niego i zasnąłem. Rano po śniadaniu postanowiliśmy wybrać sie po jakieś meble do mojego mieszkania. Po mału urządzałem swoje mieszkanie. Było w nim bardzo przytulnie. Gdy po jakimś tygodniu było prawie gotowe postanowiliśmy z moim przyjacielem to uczcić. Udaliśmy się do pobliskiego marketu kupując sporo alkoholu i jakieś przekąski. Bałem się że schleje się i zrobię coś głupiego. Przecież... ja nadal go kocham. Oh, w końcu przyznałem się przed samym sobą. Ale byłem dobrej myśli. Wracając ze sklepu wspominaliśmy jak to było gdy wszyscy byliśmy razem. Szkoda że brakiem zainteresowania nami ze strony wytwórni wszystko to zniszczyli. Byłem zły i smutny ale też szczęśliwy że jestem tu razem z Krisem.
Zaczęliśmy wypakowywać zakupy. Było tego sporo. Włączyłem jakąś muzykę i otworzyłem pierwsze piwo. Czułem się wspaniale. Po kolejnym jeszcze lepiej. Nie byłem zbyt odporny na alkohol. Po trzecim byłem nieźle wstawiony. Zacząłem tańczyć razem z Krisem. Po następnym zacząłem być senny. Może dlatego że zmeczyłem się tańcem? Nie wiem. Usiadłem na kanapie. Prawie zasypiałem ale jedna rzecz skutecznie mnie pobudziła.
- Hej Tao, patrz co mam~
Kris trzymał w ręku butelkę mojego ulubionego wina. Ucieszyłem się jak małe dziecko i zaklaskałem w dłonie. Chwiejnym krokiem dotarłem do kuchni po korkociąg. Po kilku kieliszkach już nic nie pamiętałem. Rano obudziłem się nagi i cały obolały. A coś, a raczej ktoś, przyklejony był do moich pleców. Oblałem się ogromnym rumieńcem. To był Kris. Odwróciłem się w jego stronę i czekałam aż się obudzi. Kompletnie nie wiedziałem co się stało. Po dłuższej chwili Kris zaczął mrugać oczami. Uśmiechnął się do mnie i pocałował w policzek.
- Czekaj...co? - kompletnie zbiło mnie to z tropu. A do tego zarumieniłem się jeszcze bardziej.
- O co ci chodzi? - popatrzał na mnie zdumiony.
- Bo ja... nie pamiętam co się wczoraj stało. Dlaczego jestem nagi?
- He, czy to nie oczywiste? - uśmiechnął się do mnie i znowu pocałował.
- Czekaj my...?
- Tak pando, przecież wyznałeś mi miłość.
- COOOO?! Ale... czekaj, ty tak po prostu to wykorzystałeś? Jesteś...- zatkał mi usta dłonią.
- To raczej było na odwrót kotku.
- Ale jak to?
- Może opowiem wszystko i odswieżę ci pamięć?
- Dobrze by było.-Usiadłem na łóżku okrywając się kołdrą.
- A więc, po tym jak osuszyłeś praktycznie sam całą butelkę wina, zacząłeś bawić się z Candy, a ja siedziałem obserwując was. Po chwili złapałeś mnie za rękę żebym do was dołączył. No i jakiś czas tak się z nią bawiliśmy, ale ona potem gdzieś poszła. Zaczęliśmy o czymś rozmawiać a ty cały czas patrzyłeś uważnie w moje oczy i gdy coś mówiłem, zgubiłem wątek patrząc z równą uwagą w twoje oczy. Nastała cisza. Jednak po chwili ty przybliżyłeś swoją twarz do mojej i nieśmiało mnie pocałowałeś. Szybko się odsunąłeś i zacząłeś przepraszać. Ale ja, nie widząc w tym twojej winy, uspokajałem cię bo przecież nic takiego się nie stało. Ty popatrzyłeś na mnie, bliski płaczu, ale jednak się uśmiechałeś. Wtedy to ja pocałowałem ciebie. Ale z większą śmiałością. Po dłuższej chwili gdy oderwałeś się ode mnie wydukałeś ciche 'kocham cię' i pocałowałeś namiętnie kładąc mnie na podłogę. Wsunąłeś mi rękę pod koszulkę. Opamiętując się, odsunąłem się od ciebie, wziąłem cię na ręce i zasniosłem do sypialni. No i wtedy my... no wiesz. Mam opowiadać dalej?
Siedziałem z otwartą buzią nie wierząc w to co właśnie usłyszałem. Moje najskrytsze marzenia się spełniły a ja nawet tego nie pamiętam. Moje zawstydzenie przewyższyć mogło jednynie to, jaki byłem szczęśliwy. Gdy się otrząsnąłem, bez namysłu rzuciłem się Krisowi na szyję.
- Gege?
- Tak?
- No bo wiesz...ja wyznałem ci miłośc, a czy ty...czy ty czujesz to samo?
- Oh, widzę że nadal nic nie pamiętasz.
- Jak to?
- Mówiłem ci to. Nawet więcej razy niż ty.
- A czy...mógłbyś powiedzieć to teraz? - nie wierzyłem w to co właśnie powiedziałem.
- Kocham cię, Tao.
I właśnie wtedy byłem bardziej szczęśliwy niż kiedykolwiek.
- Ja ciebie też.

środa, 19 listopada 2014

What is love (DaeJae)

Szedłem korytarzem i jak zwykle zobaczyłem tego pedała w towarzystwie ładnych dziewczyn. Jak zwykle przechwalał się jaki to on jest super, a tak naprawdę to zwykła ciota. Co one w nim takiego widzą? Pedalskie rureczki?! Nienawidzę go, gdybym był bardziej lubiany to bym mu przyjebał ale niestety nie mogę bo wtedy by mnie zabili. Dobrze chociaż że nie jesteśmy razem w klasie i muszę go widzieć tylko na przerwach, inaczej by dawno mnie tu nie było. W końcu dzwonek na pierwszą lekcje. Angielski, bardzo lubiłem ten przedmiot, chociaż czasem nauczycielka była nie do zniesienia. Wszedłem do klasy i siadłem na swoim miejscu, kiedy nagle przyszła nauczycielka, wyglądała na podekscytowaną. Nie wiedziałem o co chodzi i w sumie miałem to w dupie. Gdy nagle pojawił się on. No to są chyba jakieś żarty
-Posłuchajcie chciałabym coś ogłosić. Macie nowego kolegę w klasie- kolegę? Czy oni wszyscy są przeciwko mnie? Schowałem twarz w dłonie. Myślałem, że wybuchnę. To na pewno zły sen
-No dobrze mój drogi, usiądź  z  hmm... Youngjae!- ona chyba sobie jaja ze mnie robi!!
-Cześć -powiedziałem cicho i udawałem ze powtarzam słówka
-Ummm Youngjae?- czego on jeszcze chce
-Tak?- próbowałem nie dać po sobie poznać ze jestem wkurwiony
-Wiem to głupie ale czy mógłbyś mi pomóc? Nie jestem najlepszy z angielskiego- muszę coś szybko  wymyślić
-Właśnie ja tez dlatego sobie powtarzam -powiedziałem i wróciłem do udawania
-Ohh no dobrze...-błagam cie zamknij ryj. Może się odwali jak mu pomogę? Wytłumaczyłem mu i skupiłem się na lekcji. Po lekcji podszedł do mnie Jonghyun i wręczył mi zaproszenie na domówkę, ucieszyłem się nawet bo dawno nie wychodziłem z domu. Oczywiście już nie mogłem się doczekać. Pozostałe lekcje zleciały mi szybko, pewnie dlatego że ten debil się nie wtrącał. Wieczorem miała być domówka. Byłem już w domu i zacząłem się szykować. W sumie tylko przebrałem ciuchy bo zbytnio czasu nie miałem, w końcu szkoła do późna.. No i udałem się do domu mojego kolegi. Gdy już tam dotarłem wszędzie było pełno najebanych ludzi, widząc to od razu poszedłem się upić. Cały czas czułem na sobie czyjś wzrok, ale miałem na to wyjebane, teraz chciałem się tylko schlać. Po kilku piwach zaczynało mnie brać. Nagle poczułem czyjeś dłonie na moich biodrach. Odwróciłem się i zobaczyłem go
-Co ty wyprawiasz debilu?
-Nic kochanie -poczułem delikatny pocałunek na moich ustach
-Co ty kurwa robisz? Posrało cie? W ogóle jakie kochanie? Ile ty wypiłeś?- w tej chwili mam ochotę naprawdę mu wyjebać jedną ręką Złapał Moje ręce tak ze nie mogłem nimi ruszyć a drugą próbował rozpiąć mój pasek
-Chodź ze mną -powiedział i zaprowadził mnie do łazienki. Przyznam że najebany wygląda uroczo, stop co ja wygaduje? Zdjął mi pasek i zacisnął mi go na rękach potem zdjął mi spodnie
-Da...Daehyun..co ty robisz?
-Shhhh bo ktoś nas usłyszy - powiedział i rozpiął swoje spodnie po chwili zatkał mi usta i wszedł we mnie bez żadnego przygotowania bolało jak cholera. Poruszał się we mnie  tak szybko i agresywnie, mistrzem delikatności to on nie był, a ja płakałem. Z każdym pchnięciem robiło mi się słabiej, aż w końcu straciłem przytomność w jego ramionach. Kiedy się obudziłem leżałem najprawdopodobniej w pokoju organizatora tej domówki, a przy mnie leżał on
-Martwiłem się- Chciałem się podnieść ale byłem zbyt słaby
-Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś?!-zapytałem już ze łzami w oczach -Przepraszam -powiedział cicho i przytulił mnie
-Zostaw mnie-teraz to już ryczałem. Dae ocierał mi łzy i delikatnie mnie całował czy ten debil nie rozumie znaczenia słów zostaw mnie?
-Daehyun! Zostaw mnie! To przez ciebie!
-Wiem i naprawdę mi przykro ale ja się w Tobie zakochałem
-I dlatego mnie zgwałciłeś?!-on jest chyba jakiś chory
-To przez alkohol nigdy bym Ci tego nie zrobił
-Jesteś nienormalny
-Wiem -spuścił głowę. Zrobiło mi się go szkoda ale przecież to on mnie skrzywdził!
-Ja jeszcze raz przepraszam -złapał mnie za rękę -Od teraz nigdy nic Ci nie zrobię tylko będę bronił Cię przed innymi
-Dlaczego chcesz mnie bronić? Myślałem że ty tak jak reszta chcesz się na mnie wyzywać
-Ja nigdy tego nie chciałem....  tylko bałem się zagadać Więc siedziałem cicho i Cię obserwowałem -On? Bał się zagadać?
-Od kiedy to trwa?
-Od pierwszego dnia w tej szkole
-Dlaczego komuś takiemu jak ty spodobał się ktoś taki jak ja?
-Bo jesteś śliczny -położył swoją dłoń na moim policzku
-J...ja?- czułem jak się czerwienie
-Tak ty - znowu mnie pocałował -Możesz wstać?  Czy będę musiał Cię znieść?
-Chyba tam rade...-bolało mnie wszystko ale jakoś nie chciałem mu tego mówić. Jednak on to zauważył i zaniósł mnie na plecach do domu. Przed domem postawił mnie i pomógł mi dojść do schodów na których usiedliśmy
-Wiesz Daehyun...zawsze cie nienawidziłem, nie wiem czemu, może po prostu zazdrościłem ci popularności i teraz chodź mam powody, nie potrafię cie nienawidzić, jesteś uroczy. Chłopak się uśmiechnął i jeszcze raz przeprosił. Zapadła cisza lecz po chwili obserwacji jego ślicznych oczu, pocałowałem go. Dae oddawał pocałunki i nagle wyszedł mój ojciec
-Co tu się dzieje? Co wy robicie? Odsuń się od niego!- złapał Dae i z całej siły go popchnął na trawnik
-Zostaw go! -próbowałem bronić chłopaka
-Odsuń się-odepchnął mnie- Nie jesteś gejem rozumiesz? Ty masz być normalny, mieć normalną rodzinę! A ty, myślisz że możesz tak kontrolować mojego syn? Zmuszać go do takich rzeczy? Mylisz się- zaczął go kopać a ja nie byłem wystarczająco silny żeby go powstrzymać, ale musiałem coś zrobić więc rzuciłem się na niego i kazałem Dae uciekać. Ojciec pchnął mnie na ziemie, z całej siły uderzyłem w chodnik, powoli traciłem przytomność, jedyne co zobaczyłem to Dae który uderza mojego ojca jakimś przedmiotem. Dwa razy stracić przytomność w ciągu 24 h no tylko ja. Obudziłem się w swoim pokoju, zacząłem się rozglądać aż zobaczyłem Dae siedzącego w kącie.
-Dae -ciężko mi było mówić
-Ja...ja go...ja go chyba zabiłem. Ale musiałem! On cie skrzywdził. Przepraszam...-zaczął płakać Wstałem i podszedłem do chłopaka i przytuliłem  go
-Proszę nie płacz
-Ale to wszystko moja wina, to ja cie zgwałciłem! Gdyby nie to, nic by się nie stało. Mogłem wiecznie siedzieć cicho
-Dae proszę-próbowałem go pocieszyć -To nie twoja wina… ja Ci dziękuję naprawdę
-Za..za co? -za to ze mnie uratowałeś
-Ale najpierw cie skrzywdziłem- powoli zaczynał się uspokajać
-Ciii zapomnijmy o tym
-Naprawdę cie kocham-pocałował mnie i to jak namiętnie
-Ja.. ja Ciebie tez- Nie wierzyłem w to co powiedziałem ale to chyba była prawda. Uczucie które skrywalo się za nienawiścią. Ta chwila była wspaniała ale po czasie ktoś nagle wszedł do pokoju, to był mój ojciec... Zakryłem chłopaka swoimi ciałem żeby nic mu nie zrobił
-Ty mały skurwielu, Youngjae odsuń się od niego!
-Nie! Wole żebyś zrobił coś mi niż jemu … mnie zabij ale jego zostaw w spokoju!
-Youngjae! Jak możesz chronić takie bydle?-widać było jak bardzo się na mnie zawiódł
-Będę go bronił bo go kocham! -krzyknąłem do niego i mocniej przytuliłem chłopaka -Zrób mu coś a ja zrobię coś tobie
-Ale Jae...jak możesz?!
-Normalnie!  Wynos się z mojego pokoju!
-Nie! To ty i ten twój kochaś macie się wynosić z tego domu! I nigdy nie wracać!
-Chętnie!  -zacząłem się pakować. Ojciec wyszedł z pokoju a ja pełen złości i nienawiści chowałem do torby wszystkie potrzebne rzeczy. Gdy spakowałem wszystko co miałem wyszliśmy z domu
-Jae...jeśli chcesz...możesz zamieszkać u mnie, rodzice się na pewno zgodzą
-Nie chcę sprawiać kłopotu pójdę do babci -uśmiechnąłem się do chłopaka
-Nie sprawiałbyś!-zatrzymał się i złapał mnie za ręce- Ale jeśli wolisz u babci to dobrze, ważne żebym mógł się z tobą widywać! Znaczy...jeśli chcesz
-Oczywiście że chce, nawet nie myśl że nie!-chłopak uśmiechnął się do mnie pogodnie. Patrzyłem mu prosto w te jego śliczne oczka
-Jak ja mogłem cie kiedyś nienawidzić?
-Zdarza się-zaczął się śmiać, musiałem go pocałować, był taki słodki. Szybko z pocałunku przeniosłem się na jego szyje i zacząłem mu robić pojedyncze malinki
-Jae, na dziś to za dużo atrakcji, pobawimy się kiedy indziej-uśmiechnął się zalotnie
-A co jeśli ja chce teraz?
-No to cała dzielnica będzie miała porno za darmo -zaciągnąłem go w jakąś uliczkę. Patrzył mi prosto w oczy i mnie pocałował a ja w tym czasie wsadziłem mu ręce pod koszulkę zsuną moje spodnie po chwili poczułem tam jego palec. Patrzyłem w te jego oczka kiedy on zdejmował mi bokserki po chwili poczułem tam jego palec. Tym razem był bardzo delikatny. Po skończonym poszliśmy dalej. Był środek nocy a my nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić
-Zimno mi -usłyszałem
-Oh poczekaj- zdjąłem kurtkę i okryłem nią chłopaka po czym wtuliłem się do niego
-Tak lepiej? Pokiwał głową i poszliśmy dalej było naprawdę fajnie. Szliśmy cały czas wtuleni do siebie, uhh dawno nie czułem czegoś takiego... Powoli robiło się jasno, gdzie niegdzie było widać ludzi śpieszących się do wczesnej pracy. A my szliśmy przytuleni. Niektórzy patrzyli na nas z pogardą A my mieliśmy to w dupie
-Jae wyjedz ze mną
-Dlaczego? dokąd?
-Do Seulu tam byłoby życie
-Masz racje ale jak ty chcesz to zrobić? Nie jesteśmy jeszcze pełnoletni
-Znajdę pracę jak będziemy pełnoletni to wyjedziemy
-Uhhm no dobrze, z tobą wszędzie
-Chodź do mnie proszę
-Dobrze- uśmiechnąłem się i złapałem go za rękę. Szliśmy tak a po chwili zobaczyłem bardzo ładny duży dom
-Jaki uroczy dom!
-Od teraz tu mieszkasz -pocałował mnie
-A co na to twoi rodzice? -na pewno się zgodzą
-Kocham cię Dae..
-Ja Ciebie tez - otworzył mi drzwi. Wszedłem do środka, tu jest jak w zamku, Zaprowadził mnie na górę
-Tu będzie twój pokój
-Dziękuję, ładnie tu
-Cieszę się że Ci się podoba -poszedł gdzieś i po chwili przyniósł mi śliczną pościel
-Dziękuję Dae, tyle dla mnie robisz... Jak mam ci się odwdzięczyć?
-Nie musisz głuptasie dla mnie ważne jest to ze będziesz przy mnie tyle na to czekałem- Uśmiechnąłem się do niego i go pocałowałem
-Wyśpij się kochanie
-Dobrze- uśmiechnąłem się i położyłem do łóżka. Okrył mnie kołdra
-Słodkich snów- Zamknąłem oczy i szybko zasnąłem. Obudziłem mnie Dae
-Jae kochanie mama woła na obiad
-Oh dobrze, już idę -Poczekał aż się ubiorę i zaprowadził mnie do kuchni. Na stole było już przygotowane jedzenie, jego mama mnie przywitała a ja usiadłem przy stole
-Mamo to jest Jae mówiłem Ci o nim
-Ohh, miło mi cię poznać Youngjae -Dae uśmiechnął się Do mnie i zaczęliśmy jeść
-Wspaniale pani gotuje!-kobieta się na mnie spojrzała i podziękowała. Dae co chwilę się uśmiechał
-Więc jak wam wspominałem on będzie z nami mieszkał Kobieta się uśmiechnęła i spojrzała na mnie
-Jae jeśli mogę spytać, coś się stało? Jesteś strasznie blady
-Nie nic się nie stało
-To dobrze. Chłopcy dziś do wieczora będziecie sami ponieważ mam ważne zebranie
-Dobrze mamo- powiedział chłopak i zabrał mnie do salonu
-Dae? Powiedziałeś rodzicom o nas?
-Tak- powiedział cicho
-I co oni na to?
-Nic cieszyli się że nie jestem sam
-Jak dobrze że masz tolerancyjnych rodziców, moi mnie teraz pewnie nienawidzą- spuściłem głowę
-Na pewno nie... przejdzie im
-Mam nadzieje. Zależy mi tylko na mamie, a tata po tym co zrobił...nienawidzę go
-Może chcesz zadzwonić do mamy?-spytał się mnie
-Nie, na razie przeczekam aż ochłoną..-uśmiechnąłem się lekko
-Dobrze- włączył telewizje. Leciały jakieś głupie programy. I tak nie miałem co robić więc oglądałem to co włączył Dae. Po chwili usłyszeliśmy walenie do drzwi
-Pójdę sprawdzić kto to, poczekaj chwilkę
-Okej Poszedł otworzyć drzwi. Po chwili wrócił z jakąś osobą...to była moja matka..
-Co ty tu robisz?
-Przyszłam po ciebie
-Czemu? -on kazał mi się wyprowadzić
-Youngjae, ja kazałam mu się wynieść. Po tym wszystkim, po tym jak cie potraktował, nie chce go znać. Wróć do domu, ja akceptuje twoją orientacje
-Dobrze -uśmiechnąłem się
-To ja już pójdę chłopcy, do widzenia Daehyun-uśmiechnęła się i udała w stronę wyjścia Przytuliłem chłopaka
-Zostaniesz u mnie na noc?
-Z chęcią
-To chodź -zabrałem swoje rzeczy i poszliśmy do mnie. Weszliśmy do domu, mama nas przywitała a ja zaprowadziłem Dae do pokoju, po chwili mama przyniosła nam coś do jedzenia
-Nie wiedziałem że mama toleruje
-Może po prostu nie chce cie stracić i dlatego stara się nas tolerować -Może- nie to jest najważniejsze
-Jak mi się nie chcę wracać do szkoły
-Mi też, najchętniej siedziałbym cały czas w domu, z tobą..
-Dobrze że chodzimy do jednej klasy
-Tak, cieszę się z tego powodu, bardzo
-Ja też,  a właściwie to dlaczego się przepisałeś?
-Chciałem...chciałem być bliżej ciebie- uśmiechnął się do mnie
-I dziękuję Ci za to -Wtuliłem się do niego i tak siedzieliśmy w ciszy przez dłuższy czas. Niedługo potem poszliśmy spać. Kiedy się obudziłem, Dae jeszcze spał, postanowiłem go nie budzić i zrobić nam śniadanie. Zaniosłem mu śniadanie i obudziłem całusem
-Cześć kochanie, przygotowałem ci śniadanko
-Dziękuję -powiedział zaspany
-Dobrze spałeś?
-Bardzo a ty?
-Też- uśmiechnąłem się i pocałowałem go w skroń. Dae odstawił śniadanie i zaczął mnie całować. Odwzajemniałem jego pocałunki i się na niego położyłem
-Jae kochanie - mruknął mi do ucha
-Tak skarbie?- nie przestawałem go całować
-Pragnę Cię
-Ja ciebie też
-Mogę?
-T..tak -zdjął mi bokserki. Trochę się bałem od poprzedniej sytuacji ale mu ufałem. Był niezwykle delikatny. Było mi z nim tak niesamowicie i przyjemnie. Doszliśmy. Opadł na mnie i się do mnie przytulił
-Jesteś świetny
-Ty też kochanie- leżeliśmy i rozmawialiśmy, o wszystkim i o niczym. Jeszcze niedawno go nienawidziłem a teraz? Teraz ten chłopak jest miłością mojego życia i nie wyobrażam sobie przyszłości bez niego~

środa, 12 listopada 2014

Ziemniuszek

proszę państwa nie yaoi ale Enjoy~








 Dawno temu w krainie zwanej Ziemniakolandią, lub Yonggukolandią od imienia króla, żyli sobie szczęśliwi małżonkowie. Mieli córke jedynaczkę, Xianmei, którą oboje kochali nad życie. Przez długie lata wiodło im się doskonale, a ich dom stale rozbrzmiewał radością. Niestety, pewnej jesieni, kiedy dziewczynka ukończyła szesnaście lat, jej matka zachorowała na AIDS i zmarła. Szczęśliwy dom z dnia na dzień zamienił się w siedlisko smutku, nędzy i rozpaczy. Minęły dwa lata. W tym czasie ojciec dziewczyny poznał wdowę, Tsuzuku, która miała dwie dorastające córki (podobno córki, ale kto ich tam wie) nazywały się Meto i Koichi. Wkrótce pojął wdowę za żonę i nawet nie przyszło mu do głowy, jak straszny los gotuje swojej kochanej Xianmei.
Macocha nienawidziła przybranej córki. Stale ją poszturchiwała:
- Rusz się, debilu, przynieś sake!
- Zamieć podłogę, ośle!
- Czego się gapisz, ziemniuchu, dołóż drewna do ognia!
Od ciągłego zamiatania, krzątania się wokół ognia i kopania ziemniaków miała twarz i ubrania brudne od kurzu, sadzy i ziemi. Wkrótce nawet ojciec zaczął nazywać ją Ziemniuszkiem, a ona sama zapomniała swojego imienia. Przybrane siostry Ziemniuszka niczym nie różniły się od swojej matki. Na każdym kroku popychały Ziemniuszka. Pewnego razu po okolicy rozniosła się wieść że młoda księżniczka Ziemniakolandii, znudzona samotnością postanawia wydawać codzienne bale.
- No chłopcy, macie szanse na podryw ~
- Mamoooo, ale my wolimy chłopców...
- ALE MNIE TO NIE OBCHODZI! 
- Zaraz, to one są facetami? - wtrącił Ziemniuszek
- Przeszkadza ci to?!
- No gdzieżbym śmiała...
- No ja myślę...
I właśnie tak Ziemniuszek dowiedziała się że przez tyle czasu mieszkała pod jednym dachem z transwestytami. 
W dzień balu obie...oboje? Nie odchodzili od lustra. Pudrując swoje śliczne mordki, dobierając stroje i ćwicząc zalotne miny. Wreszcie, pod wieczór, wystrojeni i wymalowani, wsiedli do swojego audi A4 i odjechali w stronę pałacu. Przedtem jednak macocha powiedziała do Ziemniuszka:
- Nie myśl że będziesz się tu lenić gdy nas nie będzie. Zaraz znajdę ci jakąś robotę. 
Rozejrzała się po pokoju. Na stole obok miski z czipsami stały dwa talerze, jeden z ryżem a drugi z makiem. Macocha przesypała ryż do talerza z makiem. 
- Kiedy wrócimy ryż i mak mają być osobno. Papatki ~
- Na razie.
Ziemniuszek po chwili namysłu wpadła na genialny pomysł. Pobiegła do kuchni, wzięła sitko i miskę. Przesypała mieszankę ryżu z makiem przez sitko i miała wolne. Chwyciła miskę z czipsami i położyła się na kanapie włączając tv. Przełączała programy, jednak wszedzie było to samo. Mianowicie relacja na żywo z balu księżniczki. Na widok tego jak wszyscy świetnie się bawią, dziewczyna rozpłakała się. Zaczęła użalać się nad swoim losem. Drobna, biedna dziewczynka, która wiecznie usługuje innym. Ojciec ciągle w delegacjach żeby banda transwestytów miała za co upudrować mordę. Przecież nie ruszą byle jakiego pudru za dyche z rossmana. O ciuchach nie wspominając. A sam Ziemniuszek gdyby nawet mogła iść na bal, nie poszłaby bo ciuchy od coco szmatel się nie nadają. I właśnie dlatego siedzi tutaj teraz sama i roni łzy do miski po czipsach. Nagle w pokoju pojaśniało. Przez głowę Ziemniuszka przewinęły się różne myśli 'powikłania po nałogu' 'zwidy od bólu głowy' 'początki schizofrenii'. Jednak to co zobaczyła nie było fikcją.
- Witaj! Jestem Kim Taehyung i będę twoją ziemniakową wróżką! - wróżka zrobiła w powietrzu obrót. Ubrana była w obcisłe jeansy, hajtopki i bluzę z ziemniaczanym nadrukiem. Na piersi widniała przypinka z imieniem. A na plecach miała skrzydla stonki (ziemniaczanej ofc)
- Że kim ty jesteś? Wróżką?
- Nie byle jaką wróżką! Jestem ziemniaczaną wróżką! - zatrzepotała wesoło skrzydełkami.
- A tak właściwie jakiej ty jesteś płci?
- A kto by to wiedział~
- Spoczix, jestem przyzwyczajona.
- No wiem.
- Skąd?!
- Ja wiem o tobie wszystko!
- Nawet to co robię wieczorami w wannie...?
- Wszystko.
- Oh, czuje się naga i obdarta z sekretów.
- Ale wiem to tylko ja, no i ty oczywiście.
- Nikomu nie powiedziałaś?
- Nie mogłabym.
- Wtedy byłabyś martwa...
- Więc do rzeczy. Siedzisz tu teraz i płaczesz bo nie możesz iść na bal bo masz ciuchy ze szmatexu?
- Między innymi..ale ty znasz resztę powodów.
- No tak. Wiec zrobimy Pimp my potato i pojedziesz jeszcze dziś~
- Serio?!
- Ye
- Yaaay! Uściskałabym cie gdyby nie..twoje rozmiary.
- Bardzo śmieszne.
- No, wybacz.
Wróżka Taehyung wypowiedziała jakieś magiczne słówka, które brzmiały jak traktor i przed domem pojawiło się piękne Lamborghini. Sam Ziemniuszek zaś miała na sobie uroczą, czarną sukienkę a na szyi białe perły. Krwistoczerwone szpilki były niczym wisienka na torcie. 
- Dobra, masz tu kluczyki do Lambo, tylko nie przekraczaj prędkości i nie schlej się żebyś mogła wrocić i nie wyszła na ostatniego żula. Trzymaj fason i nie rzygaj po kątach.
- Jasne! - podskoczyła do wróżki i wyrwała z jej małych dłoni kluczyki- dzięki za wszystko!
Ziemniuszek sunął autostradą prosto do zamku. Przed pałacem wysiadła i z uniesioną głową wkroczyła do ogromnej sali. Pełno bawiących się ludzi. Nikt nie zwrócił jednak na nią uwagi. Więc usiadła z boku przy stole z przekąskami. Już chciała sięgnąć po coś do jedzenia gdy nagle jakaś postać pojawiła się przed nią. 
- Witaj! Mogę się przysiąść?
- Um, cześć, jasne że możesz.
- Jestem Mayu.
- A ja Zi... poczekaj chwilę, muszę gdzieś pilnie zadzwonić. 
- Okei
Ziemniuszek wyszła do toalety i szybko wystukała numer do taty na swoim iphonie. 
- Halo, tato? Pomóż mi!
- Co się stało?
- Bo zapomniałam jak mam na imię. Weź sprawdź w papierach, bo dam sobie głowę uciąć że też zapomniałeś...
- Poczekaj
Chwila ciszy.
- Xianmei.
- Dzięki tato, luv ya.
- Papa!
Wróciła szybko do nowo poznanej dziewczyny.
- A więc na czym my...aaa tak, jestem Xianmei.
- Xianmei, ładnie~
- Dziękuje
- Idziemy potańczyć?
- Jasne! 
Xianmei złapała Mayu za rękę, wyciągnęła na środek i obie zaczęły tańczyć do jakiejś wesołej piosenki. Bawiły się świetnie. A także bardzo dobrze się dogadywały. Po jakimś czasie wpadły na Koichiego i Meto. Tsuzuku nie było w pobliżu. 
- Oh, witaj księżniczko! - pokłonili się a potem popatrzyli na Xianmei z pogardą. 
- Witajcie.
- Zechciałabyś spędzić z nami trochę czasu?
- Wybaczcie, nie gustuje w facetach. - oczy przybranych 'sióstr' znowu skierowały się w stronę Xianmei, tym razem pełne złości. Jednak księżniczka po chwili sprostowała wszystko.
- Znam was z grupy LGBT na facebooku. 
- Cooo?
- Pstro! Na razie, bawcię sie dobrze. - Mayu i Xianmei wyszły na dwór i usiadły na ławce.
- Tak w ogóle, to znasz ich? Skąd?
- To moje przybrane 'siostry' 
Księżniczka wybuchła śmiechem. 
- Serio? 
- Nooo, są okropni.
- Ale przynajmniej ma ci kto robić paznokcie.
- Błagam cię, on byłby ostatnią osobą której bym pozwoliła to zrobić.
- Czemu? Przecież jego paznokcie były na prawdę ładne.
- Przyznaje, ale nie chodzi o to jak by je zrobił, tylko ile by mnie za to skasował.
- Aaa, to już inna bajka.
- No.
- Ugh, jestem zmęczona. - powiedziała Mayu i położyła się na ławce, kładąc głowę na kolanach Xianmei. Dziewczyna zaczęła głaskać ją delikatnie po włosach co wywołało uroczy uśmiech na twarzy księżniczki. Po dłuższej chwili Mayu spojrzała na zegarek, stwierdzając że 4 rano jest idealną porą aby zakończyć bal.
- Wiesz, chyba już pójdę, zaraz zasnę. Czas skończyć ten bal. 
Obie wstały z ławki i przytuliły się na pożegnanie.
- Miło było cie poznać! - powiedziała szybko księżniczka i jeszcze szybciej cmoknęła Xianmei w usta i zanim ona zdążyła coś powiedzieć, dziewczyny już nie było. Chwilę stała zszokowana, jednakże gest ze strony księżniczki bardzo jej się spodobał. Miała ochotę na więcej. Postanowiła że wróci tu też jutro. Szczęśliwa powędrowała na parking i wśród zwykłych samochodów znalazła swoje nowe, błyszczące Lamborghini. Sięgnęła do torebki w poszukiwaniu kluczyków, jednak ich nie znalazła. Przeszukała torebkę drugi raz. Nadal nic. Wysypała wszystko na ziemie. Nadal ich nie było. Musiała je zgubić. Bliska płaczu postanowiła że złapie stopa. Tak też zrobiła. 
Tymczasem w zamku Mayu stała rozmawiając ze swoim ojcem, Yonggukiem.
- Tato, poznałam dziewczynę.
- Czyli wnuków nie będzie?
- Nie to jest teraz najważniejsze.
- A co?
- Bo zgubiła kluczyki od samochodu, myślisz że dzięki temu będę mogła ją znaleźć?
- No...o ile nie jeździ jakimś maluchem.
- To Lambo.
- Mówisz poważnie?! 
Pomachała ojcu kluczykami przed twarzą. 
- No patrz!
- W tym królestwie tylko ja mam Lamborghini, więc będzie łatwo ją znaleźć. Noo, widzę córeczko że laski z górnej półki wyrywasz!
- Tato!
- Tylko żartowałem!
- No wiem
- Dobra, więc jutro odwołujemy bal i szukamy twojej dziewczyny?
- Jeszcze nie mojej...
- Prawie!
- Prawie... 
- Dobra, idź już spać.
- Jasne, dobranoc tato.
- Dobranoc córeczko.
Po ciężkim powrocie do domu Xianmei położyła się spać. Rano zanim wydano jej pierwszy rozkaz, Meto zaciągnął ją do pokoju 
- O co chodzi?
Chwilę milczał a potem spoglądając spod swojej niebieskiej grzywki, wygladając jak słodkie siedem nieszczęść, wydukał cicho
- Bo..wczoraj mama cię nie zauważyła...no i jakoś namówiłem Koichiego żeby jej nie wygadał...
- Jezu, Meto! serio?
- Mhm
- Dzięki ci! Na prawdę! - dziewczyna przytuliła go mocno, dziękując jeszcze kilka razy.
- A no i jeszcze coś
- Tak?
- Bo księżniczka szuka dziewczyny która zgubiła kluczyki od samochodu... to chyba ważne skoro odwołała dzisiejszy bal.
- A nie wiesz od jakiego samochodu?
- Plotki mówią że to Lamborghini
- To moje auto!
- Skąd je wzięłaś?
- I tak mi mię uwierzysz.
- Ale musisz udowodnić królowi że to twoje auto.
- Niee, mówisz poważnie?
Pokiwał tylko głową. Dziewczyna, jeszcze raz dziękując, wybiegła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać. Wtedy znowu pojawiła się wróżka Taehyung.
- To ty wróżko?
- A kto inny ma takie supi skrzydełka i papiery ma twoje Lambo? Sieroto...
- Teraz potrzebuje tyl... czekaj że co masz?!
- No supi skrzydełka, patrz! 
- To drugie!
- O tym mówisz? - pomachał mi plikiem kartek przed nosem.
- Tak tak tak tak!
- Najpierw masz wielbić moje skrzydełka!
- Serio?
- Serio, serio~
- Okei, a więc...twoje skrzydełka są supi, cudowne i w ogóle.
- Mało!
- Uhh...oddałabym moje Lambo za takie!
- Okei, to mnie satysfakcjonuje. Łap mała!
- Ja jestem mała?
- Bo zmienię zdanie...
- Dobra, tylko żartuje. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna!
- Wiem, wiem. A teraz śmigaj na dół bo twoja księżniczka przyjechała. I ma Lambo na lawecie...
- Mayu! 
- Xianmei! Tato, to ona!
- Na pewno? Nie wygląda jak posiadaczka takiego auta. 
Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na nią. Rzeczywiście, król Yongguk miał racje. Nie wyglądała nawet na posiadacza marnego malucha.
- Ale to na pewno ona!
- Mogę udowodnić!
- Jak? - powiedzieli jednocześnie król, macocha i Koichi. Meto jak zwykle stał z boku nie udzielając się tylko tuląc misia. 
- Tadah! - z triumfalnym uśmiechem wręczyła królowi dokumenty.
- Mówiłam!
- Rzeczywiście...
Macocha z Koichim mało co nie zeszły na zawał. Stojący obok Meto tylko uśmiechnął się do przybranej siostry. Ona odwzajemniła uśmiech. 
Xianmei odzyskała swoje Lamborghini, zamieszkała razem z Mayu w pałacu i adoptując pudla żyły długo i szczęśliwie~