Mingyu wstał jak zawsze punktualnie o 6 rano. Był to jego pierwszy dzień ostatniej już klasy liceum. Założył swój schludny mundurek, zjadł śniadanie i wyszedł do szkoły. Gdy stał na przystanku zaczął padać deszcz. Nie była to wielka ulewa ale mimo to Mingyu schował się pod dachem bo nie chciał żeby jego idealna fryzura się popsuła.
Wszedł do szkoły. Grzecznie przywitał się z nauczycielami których spotykał po drodze do klasy. Lubili go bo był jednym z najlepszych uczniów. Poza tym, był naprawdę popularny. Większość dziewczyn przez cały czas starała się o jego względy. Przynosiły mu prezenty, próbowały dotykać gdy on pomagał im w nauce a raz nawet któraś zaciągnęła go do toalety i zmusiła do pocałunku. Miała szczęście że Mingyu był na tyle rozsądny że nie rozpowiedział tego całej szkole i po prostu o tym zapomniał. Mimo tego że spaliła się ze wstydu miała szczęście. Była prawdopodobnie jedyną dziewczyną która go pocałowała. I chociaż przysięgała mu że nikomu o tym nie powie, dowiedziała się o tym cała szkoła. Przez cały tydzień musiał wszystkim udowadniać że nie są razem.
Życie Mingyu w szkole bardzo się różniło od tego co było w domu. W szkole wszyscy go podziwiali, myśleli że jest idealny. W domu mieszkał praktycznie sam a jedyne jego zajęcie to uczenie się. Jego matka dużo pracowała by utrzymać siebie i jego. Kilka lat temu jego ojciec zginął w wypadku. Od tamtego czasu jego matka nikogo sobie nie znalazła. A przynajmniej wydawało jej się, że Mingyu tak myśli. On jednak doskonale wiedział że od roku spotyka się z jakimś facetem. Może i siedział całymi dniami z nosem w książkach ale nie był ślepy. Widział jak prawie codziennie odwozi ją do domu. Nigdy jednak nie miał odwagi żeby o tym z nią pogadać. Dzisiaj znowu wróciła później tłumacząc się tym że musiała dłużej zostać w pracy. Mingyu zastanawiało tylko kiedy w końcu się przyzna.
Trzecia klasa liceum wydawała mu się najgorsza ze wszystkiego co do tej pory przeżył. Niby był przyzwyczajony do uczenia się i nawet zarywania przez to nocy jednak w tym roku już od pierwszych dni miał o wiele więcej nauki. Zaczęło go to trochę przerażać. Nie miał jednak nawet z kim o tym pogadać. Zresztą, nawet gdyby miał, pewnie by tego nie zrobił. Nie z jego charakterem. Był strasznie uparty i wszystkie uczucia i przemyślenia zazwyczaj zatrzymywał dla siebie. Może dlatego nie miał przyjaciół? Kto wie. On sam uważał że to przez ilość nauki. A tak naprawdę skrywał przez to coś jeszcze. Nigdy nie był jak inni chłopacy.
Po około miesiącu nauki w życiu Mingyu pojawił się pewien problem, a zaraz po nim wiele innych. Zaczęło się to pewno piątku. Chłopak nie spodziewał się niczego nadzwyczajnego. Po kilku lekcjach został wezwany do swojego wychowawcy. Pewna dziewczyna posądziła go o kradzież telefonu. Była to Yoon Hyerim. Mingyu od razu wiedział o co chodzi. Hyerim była jego rywalką. Cały czas w klasowym rankingu była druga i próbowała za wszelką cenę wybić się na pierwsze miejsce. To z kolei od zawsze należało do Mingyu. Chłopak starał się grzecznie wyjaśnić to nieporozumienie tym, że ona zrobiła to specjalnie. Nauczyciel powiedział że to nie jest żaden dowód i postanowił przeszukać jego torbę. Oczywiście telefon tam był. Mingyu chyba nigdy nie czuł się tak upokorzony. Nadal szedł w zaparte że on tego nie zrobił. Ustalił z nauczycielem że jeśli nie wyjaśni tego do poniedziałku dopiero wtedy będzie mógł go ukarać. Jako że Mingyu był jego ulubionym uczniem, zgodził się.
Chłopak wrócił wkurzony do domu. O dziwo jego mama była w domu i coś gotowała. Pachniało pięknie domowym jedzeniem jednak on nawet nie miał ochoty na swoje ulubione pierożki które właśnie się gotowały. Był tak bardzo zły przez Hyerim że jedyne czego chciał w tej chwili to prysznic przy jego ulubionej muzyce.
- Mingyu kochanie, musze ci coś powiedzieć.
- Nie mam ochoty z tobą o niczym rozmawiać. Idę się umyć.
- Ale kochanie...
Nie zdążyła nawet dokończyć bo Mingyu zniknął za drzwiami łazienki. Zaczął cicho płakać. Musiał jakoś rozładować napięcie spowodowane całą sytuacją. Gdy trochę mu przeszło włączył na telefonie swój ulubiony kawałek Deana i wszedł pod prysznic. Jak tylko gorąca woda zaczęła spływać po jego ciele poczuł ulgę. Zdołał się trochę odprężyć gdy nagle ktoś otworzył drzwi. Spojrzał w ich stronę. Stał tam chłopak którego widział pierwszy raz na oczy. A przynajmniej tak mu się wydawało.
- J-ja przepraszam. Po-pomyliłem drzwi - chłopak w ułamku sekundy zrobił się czerwony na twarzy.
Szybko zamknął drzwi i wyszedł. Do Mingyu dotarło to dopiero po kilku sekundach. Poczuł się dziwnie przez to że jakiś facet zobaczył go nago. Wyszedł spod prysznica i szybko się ubrał. Poszedł do kuchni. Przy stole siedział ten sam chłopak i jakiś nieznajomy mężczyzna. Chłopak był ubrany cały na czarno.
- Chciałam ci powiedzieć wcześniej ale uciekłeś.
- Kim oni są?
- A może byś się najpierw grzecznie przywitał? Nie tak cię wychowałam.
- Bardzo przepraszam. Miałem dziś ciężki dzień.
Mingyu ukłonił i przedstawił się znajomym swojej mamy. Oni również się przedstawili. Młody chłopak którego grzywka prawie zasłaniała oczy nazywał się Jeon Wonwoo i był od Mingyu zaledwie rok starszy. Drugi mężczyzna przedstawił się jako Jeon Wonki. Był on 3 lata starszy od jego mamy. Mingyu jednak nadal nie rozumiał co oni tu robią. Może to jacyś krewni których nie znał? Pomyślał.
- Mingyu. Uznałam że nie mogę dłużej tego ukrywać. Wonki to mój narzeczony.
Mingyu nie skomentował tego tylko spojrzał pytająco na Wonwoo.
- Ah, no tak. Wonwoo to mój syn - wyjaśnił Wonki.
- Siadaj, zjesz z nami.
Mingyu usiadł niepewnie. Wcale nie chciał z nimi siedzieć ale postanowił że nie może zawieść matki.
- Opowiadaj jak było w szkole. Co się stało?
- Nic.
- Jak to nic? Przecież widzę. Mingyu, znam cię lepiej niż ktokolwiek. Nawet lepiej niż ty sam.
Mingyu trochę wątpił w słowa swojej matki ale mimo to zaczął opowiadać o tym co się stało.
- Hm, do którego liceum chodzisz? - spytał Wonki.
Mama Mingyu dumna z syna szybko rzuciła nazwę najlepszego liceum w mieście.
- Naprawdę? No to masz szczęście.
- O czym pan mówi?
- Pracuje w firmie monitoringowej i mam dostęp do kamer w twojej szkole.
- Naprawdę? - Mingyu był podekscytowany.
- Tak. Możesz jutro pojechać ze mną do pracy to zobaczymy nagrania.
- Dziękuję bardzo - Mingyu poczuł ulgę i uśmiechnął się do mężczyzny.
Od razu nabrał apetytu. Zaczął jeść nie mówiąc wiele. Co jakiś czas tylko spoglądał na chłopaka po jego lewej stronie. Wyglądał jakby nie chciał w ogóle jeść i się do tego zmuszał. Wonwoo nadal był zawstydzony. Próbował nie patrzeć na Mingyu jednak mu to nie wychodziło. Chociaż chłopak go nie poznał, Wonwoo doskonale wiedział kim jest. Wbrew pozorom kiedyś znali się całkiem dobrze. Chłopak bał się porozmawiać z Mingyu. Bał się że go nie pamięta, że go odrzuci albo co gorsza wyśmieje. Jedyne co do niego powiedział tego wieczora to kolejne 'przepraszam'.
Po kolacji mama Mingyu usiadła z nim na kanapie w salonie. Miała mu do powiedzenia coś bardzo ważnego.
- Kochanie - złapała go za rękę. - Mam nadzieję że ich polubiłeś.
Czy tak było? On sam do końca nie wiedział.
- Są bardzo mili.
- Bo jest jeszcze coś, o czym ci nie powiedziałam.
- Słucham.
- Zanim się pobierzemy... Wonki i jego syn z nami zamieszkają.
Mingyu był zaskoczony.
- Ja wiem że to wszystko może ci się wydawać zbyt gwałtowne, ale to nie był mój pomysł. Twoja babcia stwierdziła że najlepiej poznam mężczyznę mieszkając z nim... i w sumie ma rację.
- Rzeczywiście - zgodził się z nią.
- Czyli nie jesteś zły?
- Skąd. Dobrze że jesteś z nim szczęśliwa.
- Oh - przytuliła go. - Kocham cię synu.
- Ja ciebie też mamo.
Poszedł do swojego pokoju i od razu zasnął. Jako że był piątek nie musiał się uczyć.
Kolejnego dnia pojechał do firmy w której pracował Wonki. Dostał od niego nagranie jak jedna z uczennic podrzuca mu do plecaka telefon Hyerim. Podziękował mu i zadowolony wrócił do domu. W poniedziałek okazało się że Hyerim namówiła dziewczynę do zrobienia tego. Obie dostały karę.
Jakiś czas później Mingyu zaczął powtarzać materiał do testów próbnych. Był tym bardzo przejęty. Mimo że to tylko próba przed prawdziwym egzaminem on brał to na poważnie. Jak każdy inny test czy nawet kartkówkę.
Pewnego dnia gdy przyszedł do domu zauważył, że łóżko w jego pokoju, które zawsze stało złożone, jest zaścielone. Kompletnie zapomniał o tym że Wonwoo i jego ojciec mieli się dziś wprowadzić. Nagle podbiegł do niego mały, pomarszczony piesek. Mingyu nigdy nie miał żadnych zwierząt. Uśmiechnął się na jego widok, ukucnął i go pogłaskał.
- Cześć, jak masz na imię? - spytał tak jakby pies potrafił mu odpowiedzieć.
- To Frank - usłyszał niski głos Wonwoo.
- Bardzo ładnie - wziął go na ręce. - Jesteś bardzo uroczy ale musze się uczyć więc idź już sobie - postawił go przed drzwiami do pokoju.
Wonwoo wziął psa i wyszedł z nim na spacer. Ciągle myślał o Mingyu. Nie wierzył w to że znowu go spotkał i to w takich okolicznościach. Przez chwilę pomyślał że to przeznaczenie a później sam siebie wyśmiał. Był przekonany że musi kogoś mieć skoro o nim zapomniał.
Gdy wrócił, Mingyu uczył się słuchając po cichu muzyki. Wonwoo zaczął nucić piosenkę która właśnie leciała.
- Cicho - prawie krzyknął a on od razu przestał nucić.
Wyszedł z pokoju do kuchni. Pomyślał że zrobi dla niego herbatę.
- Jaką Mingyu lubi herbatę? - spytał mamy chłopaka która akurat była w kuchni.
- Zieloną. Tu stoi - wskazała palcem na niewielką puszkę. - Pamiętaj, bez cukru.
Pokiwał głową i zabrał się za robienie herbaty.
- Nie musiałeś - Mingyu uniósł głowę znad książki gdy Wonwoo postawił mu na biurku kubek.
Nic nie odpowiedział. Usiadł na swoim łóżku i zaczął powoli pić swoją, czarną herbatę. Frank podszedł do jego łóżka i próbował na nie wskoczyć. Nie udało mu się i spadł. Wonwoo zaczął się z niego śmiać.
- Chodź tu - złapał go i położył na łóżku.
Piesek przytulił się do niego i zasnął.
Mingyu miał ochotę znowu go uciszyć ale w tym samym momencie Wonwoo zamilkł.
- Zawsze tyle się uczysz?
Spytał, chociaż dobrze wiedział. Po prostu nie miał pomysłu jak zacząć rozmowę.
- Tak. Mam niedługo ważne testy.
- Teraz? Chyba próbne.
- Dokładnie. Też mógłbyś się trochę pouczyć.
On nie miał na to ochoty. I tak nie był w szkole po której mógłby się dostać na dobre studia. Nie miał wielkich ambicji.
- Ja nie muszę.
- Nie musisz? Myślałem że to ważne na studiach.
- Ja jeszcze nie studiuję. Nadal jestem w liceum - przyznał lekko zawstydzony.
- W takim razie z takim nastawieniem nie dostaniesz się na żadne studia.
Zaczął go odrobinę irytować. Nigdy nie lubił gdy ktoś go pouczał. Kiedyś taki nie byłeś, pomyślał Wonwoo.
- Pójdę wziąć prysznic. Baw się dobrze ze swoją książką od historii.
- Bawię się z nią lepiej niż z tobą - mruknął cicho Mingyu ale Wonwoo tego nie usłyszał.
Tak było prawie codziennie. Starszy zawsze próbował nawiązać z nim rozmowę ale Mingyu nigdy się to nie podobało. Wolał swoje podręczniki od niego.
Wonwoo siedział wpatrzony w Mingyu. Ten zauważył to dopiero po chwili.
- Coś się stało? Mam coś na twarzy?
- Huh? - chłopak nawet nie zauważył że gapi się na niego od dobrych dziesięciu minut.
- Patrzysz na mnie bez przerwy.
- Oh, wybacz - zarumienił się i szybko wstał odchodząc w stronę swojego łóżka - Po prostu mi kogoś przypominasz.
- Przypominam?
- Tak.
- Ten ktoś musiał naprawdę dobrze wyglądać~
- Zgadza się.
Wonwoo uśmiechnął się do siebie przypominając sobie czasy gdy mógł patrzyć na jego twarz z takiej odległości o której inni mogą tylko pomarzyć. Był wtedy taki nieśmiały i spokojny.
Życie Wonwoo było właściwie nudne. A przynajmniej do czasu gdy znowu pojawił się w nim Mingyu. Nigdy o nim nie zapomniał i cały czas miał nadzieję że go znowu spotka. Był teraz jeszcze wyższy, przystojniejszy i bardziej pociągający. Wydawał się taki dojrzały. Nawet mu to imponowało. Był naprawdę szczęśliwy przez to że znowu ma okazję chociaż się z nim zaprzyjaźnić. Tyle w zupełności by mu wystarczyło.
Czas mijał a jemu nadal nie udało się zaprzyjaźnić z Mingyu. Był zawiedziony. Coraz bardziej się załamywał bo on nawet nie zwracał na niego uwagi. A jeśli już to robił to albo był dla niego wredny albo go pouczał. Mingyu wcale nie chciał być aż tak bardzo niemiły. Po prostu był bardzo zestresowany. To był ostatni rok w liceum i musiał się bardzo postarać żeby dostać się na swoje wymarzone studia. Zaczął się przepracowywać aż dostawał częstych krwotoków z nosa. Wiedział o tym tylko Wonwoo który wtedy mu pomagał je zatamować. Mingyu nie chciał żeby ktoś się o tym dowiedział bo nie chciał nikogo martwić. Nie wiedział jednak że osobą która martwi się o niego najbardziej był właśnie Wonwoo. Czasami nie mógł zasnąć gdy on siedział do późna nad książkami. Raz nawet Mingyu zasnął na biurku i Wonwoo musiał go zanieść do łóżka.
Dwa miesiące przed testami na koniec liceum Mingyu potrafił nie pójść spać przez dwa dni z rzędu. Ciągle się uczył i wyglądał na strasznie zmęczonego. Wonwoo nie mógł na to patrzeć. Bał się że coś mu się stanie. Mógł przez to naprawdę poważnie zachorować. Kilka razy nawet zemdlał w szkole i Wonwoo zwalniał się lub uciekał z lekcji żeby go odebrać i zaprowadzić do domu. Pilnował go wtedy żeby porządnie się wyspał.
- Wonwoo, ja muszę być w szkole.
- Nie musisz.
- Muszę - podniósł się i chciał wyjść z łóżka.
Wonwoo złapał go za rękę i przytrzymał.
- Masz tu zostać. Jestem starszy i powinieneś się mnie słuchać.
- Nie będziesz mi rozkazywał - wyrwał rękę z jego uścisku.
- W takim razie proszę cię żebyś tu został i się wyspał. Jutro pójdziesz do szkoły. Nie chcę żeby coś ci się stało.
- Od kiedy się tak o kogoś martwisz? Nie obchodzi cię nic poza sobą i twoim głupim psem.
- Obchodzi mnie naprawdę wiele rzeczy. Nie jak ciebie. Dla ciebie liczy się tylko szkoła.
- Nie szkoła tylko moja przyszłość.
- Nie zapominaj o teraźniejszości Mingyu. A tym bardziej o przeszłości.
- Co masz na myśli?
- Może kiedyś sobie przypomnisz - Wonwoo znowu posmutniał. Chciało mu się płakać.
- Wszystko w porządku? - spytał Mingyu.
- Jasne. Zrobić ci herbaty? - wstał i podszedł do drzwi.
- Poproszę.
- Nie ruszaj się z łóżka.
- No dobra - zrezygnowany położył głowę na poduszce.
Gdy tylko Wonwoo wyszedł z pokoju po jego policzkach pociekły łzy. Nie mógł znieść faktu że Mingyu o nim zapomniał. Albo gorzej, udaje że go nie pamięta. Czuł się z tym naprawdę coraz gorzej.
Mingyu ostatnimi czasy bardzo się zmienił. Nawet jego matka to zauważyła. Rozmowy z nią nic nie dawały. Przejmował się szkołą bardziej niż swoim zdrowiem. Uczył się nawet w piątki. Wcześniej zawsze w każdy piątek robił sobie wolne od nauki. Wonwoo pomyślał że zrobi dla niego niespodziankę. Znalazł ich ulubiony film. Kupił trochę jedzenia i nawet ustawił na stole trzy świeczki o zapachu jaśminu. Uwielbiał ten zapach. Usiadł na kanapie i czekał aż Mingyu wróci ze swoich zajęć dodatkowych. Bardzo się denerwował. Miał cichą nadzieje że ten film mu o nim przypomni. Gdy Mingyu wrócił, nawet nie zwrócił uwagi na Wonwoo siedzącego w salonie. Od razu poszedł do pokoju który dzielił teraz z Wonwoo. Chłopak wstał, zapalił świeczki, zgasił światło i zapalił jedynie niewielką lampkę stojącą obok kanapy. Podekscytowany poszedł do Mingyu który nawet nie przebrał się ze swojego mundurka. Siedział w nim ucząc się. Był piątek.
- Przyjdziesz do salonu?
- Po co?
- No wiesz... tata dziś nie wraca na noc, twoja mama też więc pomyślałem że może chciałbyś...
- Nie.
- Nawet nie dałeś mi dokończyć.
- Bo nawet nie mam czasu ciebie słuchać. Weź Franka na spacer czy coś.
- Egoista - powiedział starszy cicho.
- Co powiedziałeś?
Wonwoo na chwile zamilkł. Zacisnął dłonie w pięści.
- Że jesteś pieprzonym egoistą - chciał to wykrzyczeć jednak zanim to wypowiedział, zaczął płakać. - Myślisz tylko i wyłącznie o sobie. Nie widzisz tego jak się dla ciebie staram - wybiegł do łazienki.
Zamknął drzwi na klucz. Zssunął się po drzwiach w dół siadając na zimnej podłodze. Skulił się pod drzwiami i zaczął głośno płakać. Mingyu nawet nie pomyślał żeby za nim pójść i spytać o co chodzi. Szczerze niezbyt go to obchodziło. Miał ważniejsze rzeczy do roboty.
Wonwoo siedział w łazience dość długo. Czuł się okropnie. Naprawdę bolało go zachowanie Mingyu. Starał się udawać obojętnego ale miał już tego dość. Miał dość wszystkiego. Jedyne o czym myślał to samobójstwo. Nie chciał żyć. Życie bez Mingyu i tak nie miało dla niego sensu. Myślał o tym już wcześniej przez te trzy lata ale zawsze myśl o tym że może go znowu spotkać go powstrzymywała. Teraz gdy znowu się spotkali nie było tak, jak on to sobie wyobrażał. Był naiwny. Naiwny jak dziecko. Myślał o tym jak może skończyć ze swoim życiem. Przypomniał sobie o scyzoryku który trzymał w pokoju. Podcięcie żył nie było zbyt oryginalne ale nie widział w tej chwili innej opcji. Poczekał aż Mingyu zaśnie. Wziął kartkę i napisał dla niego list. Pożegnalny list w którym pisał o tym czego nie potrafił mu powiedzieć.
Mingyu tej nocy miał dziwny sen. Był w ogromnej bibliotece. Gubił się wśród półek z książkami. Oglądał wszystko po kolei gdy nagle na kogoś wpadł. Chciał go przeprosić i iść dalej ale zauważył że był to ktoś znajomy. Ktoś kto był mu bardzo bliski. Obudził się krzycząc imię chłopaka który właśnie żegnał się z życiem w jego łazience. Nagle wszystko sobie przypomniał. Przypomniał sobie kim jest Wonwoo, dlaczego cały czas wydawał mu się dziwnie znajomy i co najważniejsze z tego wszystkiego, przypomniał sobie co do niego czuje. Wstał i po omacku znalazł w ciemności łóżko Wonwoo. Był w nim tylko Frank i kartka A4. Zapalił światło. Owa kartka była listem. Na wierzchu było zapisane dużymi literami 'Mingyu'. Otworzył go i zaczął czytać.
'Mój ukochany,
Pewnie gdy znajdziesz ten list, mnie już tu nie będzie. Nie chciałem tak żyć. Nie chciałem żyć ze świadomością że mnie nie pamiętasz. Chciałem zrobić to już dawno jednak nie traciłem nadzieji na to że jeszcze się spotkamy. Pewnie uznasz mnie za tchórza który nawet nie potrafił powiedzieć ci prosto w oczy co czuje. Bałem się że mnie odrzucisz, wyśmiejesz lub uznasz że oszalałem bo przecież się nie znamy. A ja znam cie bardzo dobrze. Może ty o mnie nie pamiętasz ale ja pamiętam o tobie wszystko. Pamiętam każdą chwilę którą z tobą spędziłem. Nawet to jak wtedy pachniałeś. Pamiętam jak to wszystko się zaczęło. Byliśmy razem w gimnazjum, w trzeciej klasie bo raz nie zdałem. Znowu miałem problem żeby zdać z fizyki a nasza wychowawczyni poprosiła cię żebyś mi pomógł. Z każdym spotkaniem byliśmy ze sobą coraz bliżej aż w końcu olaliśmy naukę zajmując się sobą. Myślałem wtedy że to tylko chwilowe, że za jakiś czas o tobie zapomnę. Myliłem się. Do tej pory nie zapomniałem o chociażby minucie spędzonej z tobą. Nawet regułki z fizyki nadal pamiętam.
Mingyu, naprawdę nadal cię kocham. Zawsze będę cię kochał. Nawet po śmierci. Pewnie teraz się ze mnie śmiejesz ale musiałem ci to jakoś powiedzieć.
Żegnaj Mingyu'
Chłopak wpadł w panikę. Ręce mu się trzęsły a z oczu płynęły łzy. Zaczął się zastanawiać gdzie może być. W jego głowie pojawiały się tysiące miejsc na minutę. Nie potrafił się opanować. Nie chciał go stracić. Wybiegł z pokoju i zaczął wołać Wonwoo. Próbował otworzyć drzwi które znajdowały się naprzeciwko tych do jego pokoju. Były zamknięte co znaczyło że Wonwoo jest w środku. Zaczął w nie walić. Nic to nie dawało. W końcu zaczął uderzać w nie całym ciałem aż je wybił. Wonwoo leżał z zakrwawioną ręką pod prysznicem. Jeszcze żył. Spojrzał na niego przymkniętymi oczami. Nie zostało mu dużo czasu. Mingyu tylko modlił się w myślach żeby przeżył. Szybko zadzwonił po pogotowie. W międzyczasie próbował zatamować jego krwotok. Zdjął swoją bluzkę od piżamy i zacisnął ją mocno na jego nadgarstku. Złapał go za drugą dłoń która była coraz bardziej zimna i prosił go. Prosił żeby nie umierał, żeby go nie zostawiał. Mówił mu że go kocha, że wszystko pamięta. Powtarzał to w kółko aż przyjechała karetka. Zabrali Wonwoo szybko do szpitala. Mingyu pojechał z nimi. W szpitalu usiadł na korytarzu i schował twarz w dłonie. Nadal nie mógł przestać płakać. Obwiniał się o to co się stało. Zadzwoniła do niego jego mama. Chłopak nawet nie mógł powiedzieć co się stało. Nie potrafił się wysłowić przez płacz. Mama powiedziała mu że przyjedzie tam najszybciej jak to możliwe. Lekarz który zajął się Wonwoo podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, nie płacz już. Twój brat żyje.
Zdziwił się nieco gdy usłyszał słowo brat ale nagle się uśmiechnął i ze szczęścia aż przytulił lekarza stojącego przed nim.
- Dziękuję panu. Naprawdę dziękuję - jego płacz przerodził się w płacz ze szczęścia.
- Czy ja mogę go zobaczyć?
- Nie teraz. Poczekaj aż się obudzi.
- Dobrze. Będę tu cierpliwie czekać.
- Naprawdę masz zamiar tu zostać nawet przez cały dzień?
- Tak. Nie mogę ominąć momentu gdy się obudzi.
- Skoro tak...
Gdy zaczynało już świtać do szpitala przybiegł ojciec Wonwoo.
- Co się stało? - był przerażony.
Mingyu złapał go za rękę.
- Wonwoo chciał się zabić.
- Że co?
- Ale żyje. Tamten lekarz go uratował - kiwnął głową w jego stronę.
- Dzięki Bogu.
- Usiądź - zaproponował Mingyu.
Wonki puścił dłoń chłopaka i usiadł kolo niego. Widział że Mingyu nadal płacze. Wyciągnął chusteczkę i mu podał.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - starał się go pocieszyć.
- Ja wiem ale to wszystko moja wina. Pewnie mnie za to teraz znienawidzisz.
- Skąd - objął Mingyu ramieniem. - Nie możesz się o to obwiniać. On sam tego chciał. Zresztą, powinieneś się cieszyć że nic mu nie jest.
- On chciał to zrobić przeze mnie.
- Słuchaj, nie wiem o co chodzi i może lepiej żebym nie wiedział ale naprawdę nie możesz się o to obwiniać. Przecież nic się nie stało.
- Ale mogło mu się coś stać.
- I co byś wtedy zrobił?
- To samo.
- Musicie być naprawdę dobrymi przyjaciółmi ale nawet to nie jest powód by przez niego zginąć.
Mingyu chciał mu powiedzieć wszystko, ale nie mógł. Uznał że będzie lepiej gdy się nie dowie. W końcu niedługo będą rodziną i to będzie wyglądało jeszcze dziwniej. Zaczął się zastanawiać co będzie gdy Wonwoo już do siebie dojdzie. Czy będzie chciał do niego wrócić? Nie miał pojęcia.
Wonwoo obudził się około 12. Mingyu był już strasznie zmęczony ale poczuł przypływ energii gdy lekarz powiedział że może już go zobaczyć.
- Mogę z nim porozmawiać pierwszy? - spytał Wonkiego.
- No pewnie. Poczekam tutaj.
Mingyu uśmiechnął się do niego i wszedł do sali. Wonwoo leżał w niej sam. Młodszy usiadł obok jego łóżka na taborecie i złapał go za rękę. Uśmiechnął się do niego.
- Mingyu? Jak się tu znalazłem?
- Dzięki mnie.
- Aaa, już pamiętam - powiedział powoli i spojrzał na Mingyu. - To ty mnie uratowałeś.
- To lekarz nie ja.
- Ale gdyby nie ty nadal bym tam leżał. Już martwy.
Do chłopaka dopiero dotarło to że naprawdę uratował mu życie.
Mingyu zaczął głaskać Wonwoo po głowie.
- Jak się czujesz?
- Słabo ale mogło być gorzej - uśmiechnął się do niego lekko.
Wonwoo czuł się przyjemnie gdy Mingyu go dotykał.
- Jak już stąd wyjdziesz to musimy porozmawiać.
Przez chwilę przestraszył się że może chodzić o jego list. Potem jednak przypomniał sobie jak Mingyu płakał, jak próbował go ratować i ciągle powtarzał mu że go kocha. Był szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy.
- Zawołam twojego ojca.
Wonwoo pokiwał głową a Mingyu wyszedł. Usiadł na korytarzu gdy Wonki wszedł do środka. Po chwili przyszła mama Mingyu. Chłopak od razu wstał i ją przytulił.
- Czy coś się stało Wonwoo? - mówiła z przerażeniem.
- Już wszystko dobrze.
- To dlaczego tak nagle mnie przytulasz? Nigdy tego nie robisz.
- Bo tak. Przytuliłem dziś nawet lekarza ze szczęścia.
- Oh, Mingyu. Musiałeś się naprawdę martwić o Wonwoo.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Mogę go zobaczyć?
- Wonki jest teraz u niego.
- Jak myślisz, powinnam poczekać czy wejść do środka?
- Wejdź. Wonwoo się ucieszy.
- Poczekaj tu na mnie.
Mingyu usiadł na ławce i czekał na matkę i swojego prawie ojczyma. Później wrócili razem do domu.
- Mamo, zanim się zdenerwujesz, pamiętaj że cię kocham.
- Mingyu, co żeś znowu zrobił?
Chłopak wskazał palcem w stronę łazienki. Jego matka popatrzyła na to z przerażeniem.
- To wygląda jak po jakiejś bitwie. Nie pobiłeś go, prawda?
- Nigdy w życiu bym tego nie zrobił.
- No ja mam nadzieję.
Nie okazywała tego ale syn widział że jest zła. Oszczędzała przecież pieniądze na swój ślub.
Mingyu codziennie po szkole przychodził do Wonwoo.
- Znowu uciekłeś z zajęć dodatkowych? Nieładnie Mingyu, nieładnie.
Chłopak się zaśmiał.
- Wiesz już kiedy wyjdziesz do domu?
- Jeśli nadal będę czuł się tak dobrze to chyba w piątek.
- Nie mogę się doczekać.
- Czemu? - uśmiechnął się do niego.
- Dobrze wiesz czemu.
W piątek Mingyu nawet nie poszedł do szkoły. Wstał wcześnie i tylko czekał na telefon od Wonwoo że może już po niego przyjechać. Strasznie się niecierpliwił.
Wrócili razem do domu. Mingyu nosił wszystkie rzeczy za niego chociaż Wonwoo powtarzał że nie musi tego robić. Ale on nie słuchał.
Usiadł na łóżku Mingyu i czekał aż on wróci z kuchni. Postawił dwie szklanki soku na biurku i od razu podszedł do Wonwoo. Usiadł obok niego i złapał go za rękę.
- To o czym chciałeś porozmawiać?
- Chciałem cię przeprosić. Byłem dla ciebie okropny i tak bardzo nie zwracałem na ciebie uwagi myśląc tylko o sobie że nawet nie mogłem sobie przypomnieć skąd cię kojarzę.
Wonwoo oparł głowę o jego ramię.
- Najważniejsze że w końcu sobie przypomniałeś... bo teraz już wszystko pamiętasz, prawda?
- Oczywiście. Jeon Wonwoo, moja pierwsza miłość. Niższy o kilka centymetrów mimo że jesteś starszy. Pomagałem ci z fizyką w trzeciej klasie gimnazjum. Na początku się mnie bałeś i wstydziłeś się zakładać przy mnie swoich okularów. A dla mnie wyglądałeś przeuroczo. Często wychodziliśmy razem na spacery. Miałeś wtedy innego psa, pudla. A gdy twoich rodziców nie było w domu...
- Stop. Tyle wystarczy - Wonwoo się zarumienił.
- Oh, Wonwoo - przytulił go i przewrócił na łóżko.
Leżeli blisko siebie patrząc sobie w oczy. Mingyu uśmiechnął się i go pocałował. Całowali się powoli i niezdarnie tak jakby robili to pierwszy raz. Mingyu pomyślał że jego usta nadal smakują tak samo.
- Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem - powiedział Wonwoo.
Mingyu poczuł się winny tego że o nim zapomniał. Chłopak jednak mu wybaczył. Wiedział przecież ile czasu poświęca jedynie nauce. Też nie miałby czasu na myślenie o kimkolwiek. Wonwoo położył się na Mingyu i go przytulił.
- Wonwoo.
- Tak?
- Co my teraz zrobimy?
- O czym ty mówisz? - podniósł się.
- No bo niedługo będziemy tak jakby rodziną...
- Tak jakby. Nigdy nie będziemy prawdziwą rodziną więc ja nie widzę problemu.
- A co jak rodzice to odkryją?
- Nie martw się. Będę się starał jak najlepiej żeby się nie wydało.
- Mój mały Wonwoo - Mingyu przytulił mocno chłopaka.
- Tylko nie mały.
- Przecież to prawda.
- Czy ty wykorzystujesz to że jestem słaby i nie mogę się bronić?
- Hm, może trochę - cmoknął go w policzek.
- Odejdź i nie wracaj - Wonwoo chciał się podnieść ale Mingyu go przytrzymał tuląc do siebie.
- Kocham cię Wonwoo.
- Ja ciebie też - wyszeptał po chwili w odpowiedzi.
Nigdy w życiu nie czuł się lepiej. Pierwszy raz w życiu pomyślał, że jednak ma szczęście. Wystarczyło tylko trochę na to poczekać.
niedziela, 19 czerwca 2016
niedziela, 5 czerwca 2016
Don’t be afraid, hold my hand, I’ll protect you (Ricsung, Shinhwa)
Junghyuk usiadł obok mnie na kanapie. Automatycznie się odsunąłem.
- Nadal jesteś zły? - przysunął się i złapał mnie za rękę.
- Nie widać? - zabrałem swoją rękę i odsunąłem się jeszcze dalej.
Znajdowałem się już na samym końcu kanapy.
- Kochanie, nie bądź na mnie zły. Przecież nic nie zrobiłem.
- Jak to nie?! A kto zrobił dziecko fance? G-dragon?
- Powtarzam ci, że nic nie zrobiłem.
- Jasne.
- Przecież nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił.
- Dziecka też byś mi nie zrobił więc wolałeś fankę, super. Masz 37 lat a zachowujesz się jak gówniarz.
- Hyesung, kotku, dlaczego wierzysz jej i jakimś mediom a nie mi?
- Bo ty nie masz nic na swoją obronę.
- Mówiłem ci już, że miałem dużo pracy.
- Jasne.
- Oh Hyesung - pogłaskał mnie po głowie. - Idę zrobić kolację. Co byś zjadł?
- Cokolwiek.
Wróciłem do oglądania telewizji. Po chwili jednak wyłączyłem telewizor. Miałem też ogromną chęć rozwalenia go. Wszędzie pokazywali wiadomości o tym że szanowny Eric Mun zmajstrował fance dziecko. Byłem na niego strasznie zły. Chciałem się od niego wyprowadzić gdy tylko o tym wczoraj usłyszałem. Zatrzymał mnie jednak i powiedział że będę mógł się od niego wyprowadzić gdy testy DNA wykażą że rzeczywiście nie jest ojcem. Zgodziłem się. Czekałem na ten dzień z niecierpliwością.
Junghyuk zrobił kolację. Wziąłem swoją porcję i poszedłem zjeść do salonu. Gdy to zauważył usiadł obok mnie.
- Nie będziesz jadł sam.
- A może ja wolę jeść sam?
- Nie obchodzi mnie to.
Gdy skończył przysunął się i mnie przytulił.
- Kocham cię Hyesung. Wiesz o tym prawda?
Nie odpowiedziałem mu.
- Idę spać.
Wyszedł do sypialni. Stwierdziłem że będę dziś znowu spać na kanapie. Boli mnie od tego szyja ale nie chciałem spać z nim.
Leżałem i cały czas myślałem o Junghyuku. Nadal bardzo go kocham i nie potrafię tak po prostu przestać mimo tego co zrobił. Przypomniałem sobie sytuację przez którą jesteśmy razem.
Był 2003 rok. Dwa miesiące po odejściu z wytwórni. Wtedy Eric traktował mnie tylko, że tak powiem, służbowo. Nigdy do tej pory nie rozmawiałem z nim o swoim życiu prywatnym lub o czymkolwiek poza sprawami zespołu. Ciekawiło mnie dlaczego. Zwłaszcza że on mi się wtedy podobał. Mimo wszystko był przystojny, miły i był dla nas naprawdę dobrym liderem. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie rozmawiał tylko ze mną.
Jechałem do domu po odwiedzinach u mojej rodziny. Mieszkali dość daleko a ja poprzedniego dnia trochę wypiłem. Jadąc przez las, na zakręcie wpadłem z drogi. Mój samochód spadł w dół i dosłownie leżał do góry nogami. Czułem straszny ból w nodze. Potworny. Jakby miała mi zaraz odpaść. Próbowałem odpiąć pasy i wydostać się na zewnątrz. Gdy tylko wychyliłem się z samochodu, zemdlałem. Dziwnym trafem obudziłem się w łóżku. W pokoju było cicho, dopóki nie pojawiła się ona.
- Cześć Hyesung. Wiesz kim jestem? - zabrzmiało to psychopatycznie. Dużo się nie pomyliłem.
- Nie.
- Jestem twoją największą fanką.
- Co ja tu robię? Porwałaś mnie?!
- Ja tylko się tobą opiekuję.
- Co to ma być za opieka? Gdzie ja w ogóle jestem?
- Nigdy się nie dowiesz.
Pięknie. Jakaś wariatka wywiozła mnie Bóg wie gdzie.
W ręku miałem igłę podłączoną do kroplówki.
- Co to ma być?
- Spokojnie. To tylko kroplówka. Moja mama jest lekarzem więc dużo się od niej nauczyłam.
- I ja mam ci zaufać?
- Lepiej dla ciebie bo trochę tu zostaniesz.
- Ile?
- Zobaczysz.
Wyszła z pokoju i zamknęła drzwi. Ja wtedy zasnąłem. Gdy się obudziłem ona siedziała obok łóżka.
- Proszę - podała mi tabletkę.
- Co to?
- Przeciwbólowa.
To nie tak że jej zaufałem. Wziąłem wtedy tą tabletkę tylko dlatego, że noga strasznie mnie bolała i zrobiłbym wszystko żeby pozbyć się tego bólu.
- Mogę zadzwonić?
- Gdzie?
- Czy to ważne?
- Tak.
- Do Junghyuka - był pierwszą osobą o której wtedy pomyślałem.
- Odmawiam.
- Gdzie ja w ogóle jestem?
- Nieważne. Nie zadawaj tylu pytań.
- A mogę chociaż wiedzieć jak się nazywasz?
- Jiyeon.
Wyszła z pokoju. Oczywiście znowu zamknęła drzwi. Tak jakbym potrafił wtedy wstać z łóżka...
Kolejnego dnia czytała mi jakąś książkę. Ogólnie starała się zająć mnie czymś. Ja siedziałem cicho.
Przez noc obmyśliłem plan, który polegał na tym żeby mi zaufała a ja jakoś postaram się uciec lub skontaktować z kimkolwiek. W dodatku gdybym się jej stawiał mogłaby mi coś zrobić. Taki udawany syndrom sztokholmski.
Z rana przyszła i pierwszy raz podała mi coś do jedzenia. Był to tylko kleik ryżowy ale od dwóch dni żyłem jedynie na kroplówce. Ona chyba mało się nauczyła od tej swojej matki.
- Dziękuję. Jesteś miła.
- Ty też. To aż dziwne.
- Dlaczego?
- Wcześniej taki nie byłeś - brzmiało to jakby coś podejrzewała.
- Skoro mam tu zostać przez długi czas to nie chce się z tobą kłócić.
- Rzeczywiście. Jesteś naprawdę fajny. Fajniejszy niż myślałam - oparła łokcie o moje łóżko. - Opowiesz mi coś o byciu idolem?
- Chciałabyś zostać gwiazdą?
- Ja? Nie - zawstydziła się lekko. - Ja nawet nie umiem śpiewać.
- Uwierz mi, nie wszyscy w tej branży potrafią.
- Nie interesują mnie inni. Kocham tylko Shinhwa.
- To dobrze.
- A zwłaszcza ciebie Hyesung. Ciebie lubię najbardziej - pogłaskała mnie po głowie.
Później wcisnąłem jej kilka zmyślonych rzeczy. Nie mogłem przecież mówić byle komu szczerze o tym co dzieje się w zespole.
Nie wiem nawet ile dni mnie u siebie trzymała. Byłem jedynie ciekaw czy ktoś mnie szuka. Miałem nadzieję że tak bo czas tutaj płynął bardzo wolno. Niczym w szpitalu tylko z gorszą opieką medyczną. Jedyne co dla mnie zrobiła w kwestii zdrowia to usztywnienie złamanej nogi, podawanie leków przeciwbólowych i wcześniejsza kroplówka. Ale poza tym że przecież było to porwanie, opiekowała się mną nawet dobrze. Gotowała dobre obiady i często ze mną rozmawiała.
- Zaśpiewasz mi coś? - spytała.
- Jaką piosenkę?
- Cokolwiek. Nawet wlazł kotek na płotek brzmiało by w twoim wykonaniu genialnie.
Siedziała wsłuchana w to jak śpiewałem mimo że wtedy trochę wpadłem z formy.
- Świetnie! Więcej, więcej.
Zaśpiewałem jeszcze dwie piosenki. Była zachwycona.
- Już nie mogę, zmęczyłem się.
- Że co?! - chyba się wkurzyła. - I ty siebie nazywasz piosenkarzem? Jesteś beznadziejny!
- Spokojnie, daj mi tylko chwilę i będę mógł śpiewać dalej. Mogłabyś mi przynieść trochę wody?
Jej złość powoli opadała.
- Dobrze.
Wróciła po chwili i dała mi wodę.
- Ja przepraszam. Wcale nie chciałam mówić ci takich rzeczy. Przecież cię kocham. Jestem twoją największą fanką.
Ciągle powtarzała ostatnie zdanie. Nawet jeśli rozmawialiśmy o pogodzie. Zawsze wtedy miałem ochotę odpowiedzieć jej, że nigdy by mi tego nie zrobiła gdyby naprawdę nią była.
- A co z moją nogą? - spytałem następnego dnia.
- Spokojnie. Dobrze się nią zajęłam.
- Dziękuję.
- Oh, nie ma za co.
Miałem już dosyć udawania miłego dla niej. Wkurzała mnie niesamowicie.
- Co to ma być? - Pokazała mi gazetę gdy przyjechała rano.
- Gazeta.
- Gazeta? Gazeta?! A wiesz co w niej jest?!
- Nie, zaraz zobaczę.
Było w niej napisane plotki o rozpadzie Shinhwa. Nie planowaliśmy tego ale widocznie niektórzy tak.
- Jesteś okropny - zaczęła płakać. - A najgorszy jest wasz durny lider. Nie potrafi nawet utrzymać was razem! Frajer! - zaczęła obrażać Junghyuka na wszelkie możliwe sposoby.
Już chciałem coś powiedzieć bo w tym momencie zdenerwowała mnie najbardziej. Ona jednak wzięła pierwszą rzecz którą miała pod ręką, czyli parasol, i zaczęła mnie nim bić. Głównie po nogach. Bolało strasznie. Dosłownie krzyczałem z bólu aż zdarłem sobie gardło. Po jakimś czasie po prostu odjechała gdzieś samochodem. Wróciła rano gdy jeszcze spałem.
- Przepraszam - znowu tylko to potrafiła mi powiedzieć. Durna kobieta.
- Rozumiem że się zezłościłaś ale nie bierz każdej plotki do siebie. Nie wszystko jest prawdą.
Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi. W końcu pojawiła się nadzieja że ktoś mnie znalazł.
- Mamy gości? - spytałem.
Zaniemówiła.
- Jak mnie tu znaleźli? - powiedziała z przerażeniem. - To twoja wina! Musiałeś komuś powiedzieć! Zabije cię! - Zaczęła się na mnie wydzierać. Byłem przerażony.
W momencie gdy wzięła do ręki pogrzebacz i zamachnęła się nade mną, ktoś wyważył drzwi. Zdziwiłem się. Był to Eric. Za nim weszła policja. Szybko się nią zajęli. Junghyuk zaś podszedł do mojego łóżka i mocno mnie przytulił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem - usłyszałem że zaczął płakać.
- Czemu płaczesz? Przecież żyję.
- Właśnie dlatego. Nic ci się nie stało?
- Oprócz złamanej nogi i tego że mnie prawie zabiła to nie.
- Jak to się stało?
- Miałem wypadek, zemdlałem i obudziłem się tutaj.
- Musimy jechać do szpitala.
Zaniósł mnie do samochodu. Porozmawiał chwilę z policjantami i wsiadł do auta. Starał się jechać ostrożnie żeby nic mi się nie stało.
- Dziękuję Junghyuk.
- To tamci policjanci cię znaleźli.
- Ale to ty mi teraz pomagasz.
Dotarliśmy do szpitala. Kazał mi poczekać chwilę. Wrócił z noszami i pielęgniarką.
Zrobili mi prześwietlenie nogi. Jednak Jiyeon dobrze mi ją usztywniła. Po tym jak założyli mi gips zostałem w szpitalu. Junghyuk był cały czas ze mną.
Kolejnego dnia przyjechała policja by zebrać zeznania i podpisać parę rzeczy. Opowiedziałem im wszystko. Z tego co dowiedziałem się później, Jiyeon trafiła do szpitala psychiatrycznego. Czułem wtedy ulgę.
- Hyesung, jesteś głodny?
- Nie, jadłem niedawno. Dziękuję.
- To pójdę kupić ci coś do picia.
- Nie musisz.
- Sam przecież nie pójdziesz.
Wrócił i znowu usiadł obok mojego łóżka.
- Junghyuk, robisz to bo jest ci mnie szkoda?
- Nie rozumiem czemu tak uważasz.
- Nigdy taki nie byłeś.
Nie odpowiedział mi tylko pogłaskał mnie po głowie i się uśmiechnął.
- Kiedy stąd wyjdziesz?
- Jutro. Zawiózłbyś mnie do domu?
- Nie.
- No dobra... zamówię taksówkę.
- Zawiozę cię ale do mnie.
- Czemu? - zaskoczył mnie.
- A kto będzie się tobą opiekował? Chyba nie będziesz kłopotał swojej mamy która mieszka tak daleko.
- Poradzę sobie.
- Wątpię. Hyesung, naprawdę chcę ci pomóc.
- Nie jestem kaleką.
- Wiem o tym ale wolałbym żebyś został u mnie. Naprawdę dobrze się tobą zaopiekuję.
- Skoro tak mówisz.
- Czyli się zgadzasz? - uśmiechnął się szeroko.
- Tak.
Jego zachowanie odkąd wróciłem było naprawdę dziwne. Nie ukrywam jednak że mi się to podobało.
Kolejnego dnia czekałem już na niego siedząc na wózku. Przyjechał po mnie z kwiatami w ręku.
- Co ty robisz?
- Pomyślałem że to będzie miłe...
- Dziękuję - wziąłem od niego bukiet.
- Chodź już.
- Czekaj.
- Coś się stało?
- Ja tylko... nie mam portfela. Jak zapłacę za szpital?
- Ja zapłacę.
- Dzięki. Oddam ci gdy będę mógł.
- Nie. Powiedziałem że zapłacę a nie ci pożyczę.
- Ale ja nie chcę cię wykorzystywać. I tak dużo dla mnie robisz.
- Bo sprawia mi to przyjemność. Chodźmy.
Zawiózł mnie do samochodu, pomógł mi wejść do środka i wrócił by zapłacić.
Pojechaliśmy najpierw do mnie po rzeczy. Później do niego. Zaniósł mnie do mieszkania i posadził na kanapie. Włączył mi telewizor i poszedł do sklepu. Gdy wrócił zaczął robić obiad. Patrzyłem na niego z zaciekawieniem jak tańczył i śpiewał gotując. Było to o wiele ciekawsze niż telewizja. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
Wieczorem siedzieliśmy razem oglądając film.
- Junghyuk, odkąd wróciłem jesteś całkiem inny. Nie że mi to przeszkadza... po prostu jestem ciekaw czemu.
Dotknął dłonią mojego policzka i delikatnie zaczął przesuwać po nim palcem.
- Posłuchaj. Gdy tak nagle zniknąłeś zrozumiałem, że jeśli coś by ci się stało, żałowałbym że nie spędziłem z tobą więcej czasu. Że rozmawiałem z tobą tylko o pracy. Że nigdy nawet nie wyszliśmy razem czegoś zjeść czy się napić. Ja naprawdę chciałbym wiedzieć o tobie więcej.
Na chwilę oboje zamilkliśmy.
- Oh, jestem beznadziejny... To już zabrzmiało jak wyznanie miłości, prawda?
- T-trochę - byłem zaskoczony.
Junghyuk nie zastanawiając się długo, przysunął się do mnie i mnie pocałował.
- Naprawdę cię lubię Hyesung. Nawet jeśli ty mnie teraz znienawidzisz.
- Dlaczego miałbym? - uśmiechnąłem się do niego.
- Sądziłem że zareagujesz inaczej.
Przytuliłem go.
- Ja też chciałbym wiedzieć o tobie więcej.
Od tamtego czasu dużo się nie zmieniło. Nadal myśli tylko o mnie, nigdy o sobie. Czasami mnie to irytuje ale przecież go kocham.
Wstałem i poszedłem do Junghyuka. Już prawie spał. Położyłem się obok niego i go przytuliłem.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to że ci nie wierzyłem. Wiesz, - odsunąłem się i oparłem głowę o rękę - przypomniałem sobie jak zostaliśmy parą.
- Tak?
Pocałowałem go w policzek.
- Kocham cię Junghyuk. Jesteś najlepszym facetem jakiego mogłem mieć.
- Oh, Hyesung - przytulił mnie. - Ja też cię bardzo kocham.
- Ale pamiętaj, że wiem o tobie wszystko. Jeśli mnie okłamałeś i to jest twoje dziecko to będziesz skończony.
- Czyli mogę spać spokojnie - pogłaskał mnie po głowie. - Mówiłem ci już że to wariatka.
- Dobranoc - przytuliłem go i zasnąłem.
- Nadal jesteś zły? - przysunął się i złapał mnie za rękę.
- Nie widać? - zabrałem swoją rękę i odsunąłem się jeszcze dalej.
Znajdowałem się już na samym końcu kanapy.
- Kochanie, nie bądź na mnie zły. Przecież nic nie zrobiłem.
- Jak to nie?! A kto zrobił dziecko fance? G-dragon?
- Powtarzam ci, że nic nie zrobiłem.
- Jasne.
- Przecież nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił.
- Dziecka też byś mi nie zrobił więc wolałeś fankę, super. Masz 37 lat a zachowujesz się jak gówniarz.
- Hyesung, kotku, dlaczego wierzysz jej i jakimś mediom a nie mi?
- Bo ty nie masz nic na swoją obronę.
- Mówiłem ci już, że miałem dużo pracy.
- Jasne.
- Oh Hyesung - pogłaskał mnie po głowie. - Idę zrobić kolację. Co byś zjadł?
- Cokolwiek.
Wróciłem do oglądania telewizji. Po chwili jednak wyłączyłem telewizor. Miałem też ogromną chęć rozwalenia go. Wszędzie pokazywali wiadomości o tym że szanowny Eric Mun zmajstrował fance dziecko. Byłem na niego strasznie zły. Chciałem się od niego wyprowadzić gdy tylko o tym wczoraj usłyszałem. Zatrzymał mnie jednak i powiedział że będę mógł się od niego wyprowadzić gdy testy DNA wykażą że rzeczywiście nie jest ojcem. Zgodziłem się. Czekałem na ten dzień z niecierpliwością.
Junghyuk zrobił kolację. Wziąłem swoją porcję i poszedłem zjeść do salonu. Gdy to zauważył usiadł obok mnie.
- Nie będziesz jadł sam.
- A może ja wolę jeść sam?
- Nie obchodzi mnie to.
Gdy skończył przysunął się i mnie przytulił.
- Kocham cię Hyesung. Wiesz o tym prawda?
Nie odpowiedziałem mu.
- Idę spać.
Wyszedł do sypialni. Stwierdziłem że będę dziś znowu spać na kanapie. Boli mnie od tego szyja ale nie chciałem spać z nim.
Leżałem i cały czas myślałem o Junghyuku. Nadal bardzo go kocham i nie potrafię tak po prostu przestać mimo tego co zrobił. Przypomniałem sobie sytuację przez którą jesteśmy razem.
Był 2003 rok. Dwa miesiące po odejściu z wytwórni. Wtedy Eric traktował mnie tylko, że tak powiem, służbowo. Nigdy do tej pory nie rozmawiałem z nim o swoim życiu prywatnym lub o czymkolwiek poza sprawami zespołu. Ciekawiło mnie dlaczego. Zwłaszcza że on mi się wtedy podobał. Mimo wszystko był przystojny, miły i był dla nas naprawdę dobrym liderem. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie rozmawiał tylko ze mną.
Jechałem do domu po odwiedzinach u mojej rodziny. Mieszkali dość daleko a ja poprzedniego dnia trochę wypiłem. Jadąc przez las, na zakręcie wpadłem z drogi. Mój samochód spadł w dół i dosłownie leżał do góry nogami. Czułem straszny ból w nodze. Potworny. Jakby miała mi zaraz odpaść. Próbowałem odpiąć pasy i wydostać się na zewnątrz. Gdy tylko wychyliłem się z samochodu, zemdlałem. Dziwnym trafem obudziłem się w łóżku. W pokoju było cicho, dopóki nie pojawiła się ona.
- Cześć Hyesung. Wiesz kim jestem? - zabrzmiało to psychopatycznie. Dużo się nie pomyliłem.
- Nie.
- Jestem twoją największą fanką.
- Co ja tu robię? Porwałaś mnie?!
- Ja tylko się tobą opiekuję.
- Co to ma być za opieka? Gdzie ja w ogóle jestem?
- Nigdy się nie dowiesz.
Pięknie. Jakaś wariatka wywiozła mnie Bóg wie gdzie.
W ręku miałem igłę podłączoną do kroplówki.
- Co to ma być?
- Spokojnie. To tylko kroplówka. Moja mama jest lekarzem więc dużo się od niej nauczyłam.
- I ja mam ci zaufać?
- Lepiej dla ciebie bo trochę tu zostaniesz.
- Ile?
- Zobaczysz.
Wyszła z pokoju i zamknęła drzwi. Ja wtedy zasnąłem. Gdy się obudziłem ona siedziała obok łóżka.
- Proszę - podała mi tabletkę.
- Co to?
- Przeciwbólowa.
To nie tak że jej zaufałem. Wziąłem wtedy tą tabletkę tylko dlatego, że noga strasznie mnie bolała i zrobiłbym wszystko żeby pozbyć się tego bólu.
- Mogę zadzwonić?
- Gdzie?
- Czy to ważne?
- Tak.
- Do Junghyuka - był pierwszą osobą o której wtedy pomyślałem.
- Odmawiam.
- Gdzie ja w ogóle jestem?
- Nieważne. Nie zadawaj tylu pytań.
- A mogę chociaż wiedzieć jak się nazywasz?
- Jiyeon.
Wyszła z pokoju. Oczywiście znowu zamknęła drzwi. Tak jakbym potrafił wtedy wstać z łóżka...
Kolejnego dnia czytała mi jakąś książkę. Ogólnie starała się zająć mnie czymś. Ja siedziałem cicho.
Przez noc obmyśliłem plan, który polegał na tym żeby mi zaufała a ja jakoś postaram się uciec lub skontaktować z kimkolwiek. W dodatku gdybym się jej stawiał mogłaby mi coś zrobić. Taki udawany syndrom sztokholmski.
Z rana przyszła i pierwszy raz podała mi coś do jedzenia. Był to tylko kleik ryżowy ale od dwóch dni żyłem jedynie na kroplówce. Ona chyba mało się nauczyła od tej swojej matki.
- Dziękuję. Jesteś miła.
- Ty też. To aż dziwne.
- Dlaczego?
- Wcześniej taki nie byłeś - brzmiało to jakby coś podejrzewała.
- Skoro mam tu zostać przez długi czas to nie chce się z tobą kłócić.
- Rzeczywiście. Jesteś naprawdę fajny. Fajniejszy niż myślałam - oparła łokcie o moje łóżko. - Opowiesz mi coś o byciu idolem?
- Chciałabyś zostać gwiazdą?
- Ja? Nie - zawstydziła się lekko. - Ja nawet nie umiem śpiewać.
- Uwierz mi, nie wszyscy w tej branży potrafią.
- Nie interesują mnie inni. Kocham tylko Shinhwa.
- To dobrze.
- A zwłaszcza ciebie Hyesung. Ciebie lubię najbardziej - pogłaskała mnie po głowie.
Później wcisnąłem jej kilka zmyślonych rzeczy. Nie mogłem przecież mówić byle komu szczerze o tym co dzieje się w zespole.
Nie wiem nawet ile dni mnie u siebie trzymała. Byłem jedynie ciekaw czy ktoś mnie szuka. Miałem nadzieję że tak bo czas tutaj płynął bardzo wolno. Niczym w szpitalu tylko z gorszą opieką medyczną. Jedyne co dla mnie zrobiła w kwestii zdrowia to usztywnienie złamanej nogi, podawanie leków przeciwbólowych i wcześniejsza kroplówka. Ale poza tym że przecież było to porwanie, opiekowała się mną nawet dobrze. Gotowała dobre obiady i często ze mną rozmawiała.
- Zaśpiewasz mi coś? - spytała.
- Jaką piosenkę?
- Cokolwiek. Nawet wlazł kotek na płotek brzmiało by w twoim wykonaniu genialnie.
Siedziała wsłuchana w to jak śpiewałem mimo że wtedy trochę wpadłem z formy.
- Świetnie! Więcej, więcej.
Zaśpiewałem jeszcze dwie piosenki. Była zachwycona.
- Już nie mogę, zmęczyłem się.
- Że co?! - chyba się wkurzyła. - I ty siebie nazywasz piosenkarzem? Jesteś beznadziejny!
- Spokojnie, daj mi tylko chwilę i będę mógł śpiewać dalej. Mogłabyś mi przynieść trochę wody?
Jej złość powoli opadała.
- Dobrze.
Wróciła po chwili i dała mi wodę.
- Ja przepraszam. Wcale nie chciałam mówić ci takich rzeczy. Przecież cię kocham. Jestem twoją największą fanką.
Ciągle powtarzała ostatnie zdanie. Nawet jeśli rozmawialiśmy o pogodzie. Zawsze wtedy miałem ochotę odpowiedzieć jej, że nigdy by mi tego nie zrobiła gdyby naprawdę nią była.
- A co z moją nogą? - spytałem następnego dnia.
- Spokojnie. Dobrze się nią zajęłam.
- Dziękuję.
- Oh, nie ma za co.
Miałem już dosyć udawania miłego dla niej. Wkurzała mnie niesamowicie.
- Co to ma być? - Pokazała mi gazetę gdy przyjechała rano.
- Gazeta.
- Gazeta? Gazeta?! A wiesz co w niej jest?!
- Nie, zaraz zobaczę.
Było w niej napisane plotki o rozpadzie Shinhwa. Nie planowaliśmy tego ale widocznie niektórzy tak.
- Jesteś okropny - zaczęła płakać. - A najgorszy jest wasz durny lider. Nie potrafi nawet utrzymać was razem! Frajer! - zaczęła obrażać Junghyuka na wszelkie możliwe sposoby.
Już chciałem coś powiedzieć bo w tym momencie zdenerwowała mnie najbardziej. Ona jednak wzięła pierwszą rzecz którą miała pod ręką, czyli parasol, i zaczęła mnie nim bić. Głównie po nogach. Bolało strasznie. Dosłownie krzyczałem z bólu aż zdarłem sobie gardło. Po jakimś czasie po prostu odjechała gdzieś samochodem. Wróciła rano gdy jeszcze spałem.
- Przepraszam - znowu tylko to potrafiła mi powiedzieć. Durna kobieta.
- Rozumiem że się zezłościłaś ale nie bierz każdej plotki do siebie. Nie wszystko jest prawdą.
Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi. W końcu pojawiła się nadzieja że ktoś mnie znalazł.
- Mamy gości? - spytałem.
Zaniemówiła.
- Jak mnie tu znaleźli? - powiedziała z przerażeniem. - To twoja wina! Musiałeś komuś powiedzieć! Zabije cię! - Zaczęła się na mnie wydzierać. Byłem przerażony.
W momencie gdy wzięła do ręki pogrzebacz i zamachnęła się nade mną, ktoś wyważył drzwi. Zdziwiłem się. Był to Eric. Za nim weszła policja. Szybko się nią zajęli. Junghyuk zaś podszedł do mojego łóżka i mocno mnie przytulił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem - usłyszałem że zaczął płakać.
- Czemu płaczesz? Przecież żyję.
- Właśnie dlatego. Nic ci się nie stało?
- Oprócz złamanej nogi i tego że mnie prawie zabiła to nie.
- Jak to się stało?
- Miałem wypadek, zemdlałem i obudziłem się tutaj.
- Musimy jechać do szpitala.
Zaniósł mnie do samochodu. Porozmawiał chwilę z policjantami i wsiadł do auta. Starał się jechać ostrożnie żeby nic mi się nie stało.
- Dziękuję Junghyuk.
- To tamci policjanci cię znaleźli.
- Ale to ty mi teraz pomagasz.
Dotarliśmy do szpitala. Kazał mi poczekać chwilę. Wrócił z noszami i pielęgniarką.
Zrobili mi prześwietlenie nogi. Jednak Jiyeon dobrze mi ją usztywniła. Po tym jak założyli mi gips zostałem w szpitalu. Junghyuk był cały czas ze mną.
Kolejnego dnia przyjechała policja by zebrać zeznania i podpisać parę rzeczy. Opowiedziałem im wszystko. Z tego co dowiedziałem się później, Jiyeon trafiła do szpitala psychiatrycznego. Czułem wtedy ulgę.
- Hyesung, jesteś głodny?
- Nie, jadłem niedawno. Dziękuję.
- To pójdę kupić ci coś do picia.
- Nie musisz.
- Sam przecież nie pójdziesz.
Wrócił i znowu usiadł obok mojego łóżka.
- Junghyuk, robisz to bo jest ci mnie szkoda?
- Nie rozumiem czemu tak uważasz.
- Nigdy taki nie byłeś.
Nie odpowiedział mi tylko pogłaskał mnie po głowie i się uśmiechnął.
- Kiedy stąd wyjdziesz?
- Jutro. Zawiózłbyś mnie do domu?
- Nie.
- No dobra... zamówię taksówkę.
- Zawiozę cię ale do mnie.
- Czemu? - zaskoczył mnie.
- A kto będzie się tobą opiekował? Chyba nie będziesz kłopotał swojej mamy która mieszka tak daleko.
- Poradzę sobie.
- Wątpię. Hyesung, naprawdę chcę ci pomóc.
- Nie jestem kaleką.
- Wiem o tym ale wolałbym żebyś został u mnie. Naprawdę dobrze się tobą zaopiekuję.
- Skoro tak mówisz.
- Czyli się zgadzasz? - uśmiechnął się szeroko.
- Tak.
Jego zachowanie odkąd wróciłem było naprawdę dziwne. Nie ukrywam jednak że mi się to podobało.
Kolejnego dnia czekałem już na niego siedząc na wózku. Przyjechał po mnie z kwiatami w ręku.
- Co ty robisz?
- Pomyślałem że to będzie miłe...
- Dziękuję - wziąłem od niego bukiet.
- Chodź już.
- Czekaj.
- Coś się stało?
- Ja tylko... nie mam portfela. Jak zapłacę za szpital?
- Ja zapłacę.
- Dzięki. Oddam ci gdy będę mógł.
- Nie. Powiedziałem że zapłacę a nie ci pożyczę.
- Ale ja nie chcę cię wykorzystywać. I tak dużo dla mnie robisz.
- Bo sprawia mi to przyjemność. Chodźmy.
Zawiózł mnie do samochodu, pomógł mi wejść do środka i wrócił by zapłacić.
Pojechaliśmy najpierw do mnie po rzeczy. Później do niego. Zaniósł mnie do mieszkania i posadził na kanapie. Włączył mi telewizor i poszedł do sklepu. Gdy wrócił zaczął robić obiad. Patrzyłem na niego z zaciekawieniem jak tańczył i śpiewał gotując. Było to o wiele ciekawsze niż telewizja. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
Wieczorem siedzieliśmy razem oglądając film.
- Junghyuk, odkąd wróciłem jesteś całkiem inny. Nie że mi to przeszkadza... po prostu jestem ciekaw czemu.
Dotknął dłonią mojego policzka i delikatnie zaczął przesuwać po nim palcem.
- Posłuchaj. Gdy tak nagle zniknąłeś zrozumiałem, że jeśli coś by ci się stało, żałowałbym że nie spędziłem z tobą więcej czasu. Że rozmawiałem z tobą tylko o pracy. Że nigdy nawet nie wyszliśmy razem czegoś zjeść czy się napić. Ja naprawdę chciałbym wiedzieć o tobie więcej.
Na chwilę oboje zamilkliśmy.
- Oh, jestem beznadziejny... To już zabrzmiało jak wyznanie miłości, prawda?
- T-trochę - byłem zaskoczony.
Junghyuk nie zastanawiając się długo, przysunął się do mnie i mnie pocałował.
- Naprawdę cię lubię Hyesung. Nawet jeśli ty mnie teraz znienawidzisz.
- Dlaczego miałbym? - uśmiechnąłem się do niego.
- Sądziłem że zareagujesz inaczej.
Przytuliłem go.
- Ja też chciałbym wiedzieć o tobie więcej.
Od tamtego czasu dużo się nie zmieniło. Nadal myśli tylko o mnie, nigdy o sobie. Czasami mnie to irytuje ale przecież go kocham.
Wstałem i poszedłem do Junghyuka. Już prawie spał. Położyłem się obok niego i go przytuliłem.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to że ci nie wierzyłem. Wiesz, - odsunąłem się i oparłem głowę o rękę - przypomniałem sobie jak zostaliśmy parą.
- Tak?
Pocałowałem go w policzek.
- Kocham cię Junghyuk. Jesteś najlepszym facetem jakiego mogłem mieć.
- Oh, Hyesung - przytulił mnie. - Ja też cię bardzo kocham.
- Ale pamiętaj, że wiem o tobie wszystko. Jeśli mnie okłamałeś i to jest twoje dziecko to będziesz skończony.
- Czyli mogę spać spokojnie - pogłaskał mnie po głowie. - Mówiłem ci już że to wariatka.
- Dobranoc - przytuliłem go i zasnąłem.
Wait for me who will love only you (P.o x Taeil, Block B)
- Ej chłopaki? - zza futryny wychylił się Kyung i przerwał nam oglądanie telewizji.
- Co? - spojrzałem w jego stronę.
- Jedziemy na wakacje?
- Na pewno nie w tym roku - odpowiedział mu Jiho.
- To czemu Taeil się pakuje? Wyjeżdża?
- Że co? Ja nic o tym nie wiem.
- A co jak on chce odejść?
Nagle się wystraszyłem że serio mógłby to zrobić. Nie chciałem żeby do tego doszło. Bez słowa poszedłem do pokoju który Taeil dzielił z Kyungiem.
- Co robisz?
- Nic.
- Wyjeżdżasz gdzieś?
- Nie. Zejdź mi z drogi.
- Jeśli powiesz mi gdzie idziesz.
- Odchodzę - wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Nie możesz odejść.
- Mogę.
- Nie.
- Mogę i właśnie to robię - próbował przecisnąć swoje drobne ciało i wyjść.
- Zico!
- Nie wołaj go.
- Zico chodź tu.
- Co jest? Jedziesz gdzieś?
Taeil mu nie odpowiedział.
- Chyba musimy pogadać. Przepuść mnie Jihoon.
Odsunąłem się a Jiho wszedł do pokoju ciągnąc Taeila za ramię i zamknął drzwi.
Wróciłem do U-kwona który siedział teraz z Kyungiem przed telewizorem.
- Co z Taeilem?
- Chciał odejść.
- Że co? - odpowiedzieli oboje na raz.
- No chciał odejść z block b. Zico teraz z nim rozmawia.
- Mam nadzieje że go przekona żeby został. No chyba że ma jakiś poważny powód.
Zacząłem się teraz zastanawiać nad tym powodem. Dlaczego Taeil chciał odejść? Może jest chory? Albo coś ukrywa... Powodów dla których mógłby odejść było wiele ale nadal nie wiedziałem który to ten właściwy.
- I co? - spytałem gdy tylko Zico wrócił.
- Zostaje.
- Jak dobrze - poczułem ogromną ulgę. - Ale... czemu chciał odejść?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Właśnie że możesz. Zresztą, obiecaliśmy sobie zawsze mówić prawdę.
- Ale ja cię nie okłamuję. Jeśli chcesz wiedzieć spytaj Taeila chociaż wątpię że cokolwiek ci powie.
- Powie mi.
- Jesteś pewien?
Zwątpiłem lecz mimo to i tak poszedłem do jego pokoju. Siedział na łóżku trzymając okulary w ręku. Płakał. Ukucnąłem przed nim i złapałem go za rękę.
- Taeil, co się stało? - spytałem spokojnym głosem.
- Nic. Idź stąd. Proszę.
- Ale Taeil...
- Idź - przerwał mi.
Wyciągnąłem z kieszeni chusteczki i mu podałem.
- Chcesz ze mną później pogadać?
Nie odpowiedział. Wyszedłem z pokoju.
Strasznie się o niego martwiłem. Do tego nie dawało mi spokoju to, że nie wiem co się stało. Postanowiłem wyjść na dwór. Poczułem ochotę na papierosa. Nie paliłem często bo nie mogłem. Zico mi zabronił a reszta bardzo mnie pilnowała bo byłem najmłodszy i się martwili. Zico twierdził że mogę mieć przez to problemy z głosem i tak dalej. Ale ja i tak już od okresu dojrzewania brzmiałem jakbym palił 30 lat mając zaledwie 17.
Wróciłem do mojego pokoju. Był w nim Jaehyo. Leżał na górnym piętrze łóżka z maseczką na twarzy i plasterkami ogórka na oczach. Miałem szczęście. Mogłem spokojnie zabrać z mojej super tajnej skrytki paczkę papierosów.
- Idę do sklepu, chcesz coś? - spytałem.
- Mógłbyś kupić mi coś słodkiego?
- Jasne.
- Dzięki. Pieniądze oddam ci później bo teraz nie mam jak.
- Spoko.
Założyłem na głowę czapkę i ubrałem ciemną kurtkę. Nie mogłem pozwolić na to żeby mnie ktoś rozpoznał z papierosem w ręku.
Postanowiłem że zapalę od razu po wyjściu z dormu. Nie mogłem wytrzymać. Gdy już to zrobiłem zobaczyłem że Taeil siedział w ogródku. Cholera, zobaczył mnie. Wstał z ławki i szedł w moją stronę. Próbowałem zgasić papierosa ale mi się nie udało. Rzuciłem go na ziemię.
- Daj.
- Ale co?
- Papierosa.
- Po co ci?
- Chcę jednego.
- Ty palisz?
- Nie ale chyba zacznę.
- Nie możesz.
- Mogę. Daj mi albo powiem Jiho że paliłeś.
Nie miałem wyjścia. Nie chciałem znowu słuchać przez półtorej godziny jak bardzo niszczę sobie zdrowie od takiego hipokryty. On sam nałogowo jadł ramen z paczki. I to ja jestem ten zły...
- Trzymaj.
Taeil odpalił papierosa. Próbował udawać że idzie mu z tym dobrze ale po chwili zaczął się dusić. Zabrałem mu papierosa i rzuciłem na ziemię.
- Lepiej więcej nie próbuj. Jeszcze sobie coś zrobisz.
- Masz mnie za aż taką sierotę?
- To nie tak. Po prostu gdybyś zaczął palić mógłbyś stracić głos czy coś... ja i tak brzmię jak palacz ale ty nie.
- Ta... Idziesz gdzieś?
- Do sklepu. Chcesz iść ze mną?
- Jasne.
Szedł w ciszy. Wyraźnie było widać że nadal jest smutny. Lub zły. Albo jeszcze gorzej. Najgorsze było to że nic nie wiedziałem.
Widziałem jak w sklepie brał jakieś papierosy. Dzień później oddał mi zaczętą paczkę stwierdzając że to nie dla niego. I dobrze. Martwiłbym się o niego jeszcze bardziej. Dodał tylko że nie powie nic Zico i wyszedł do siebie.
Ostatnio nie mogłem w nocy spać zastanawiając się co się z nim dzieje. Raz wyszedłem do łazienki żeby tam zapalić. W tym samym czasie Kyungowi akurat się zachciało. Zaczął się na mnie drzeć aż obudził Jaehyo.
- Chłopaki, nie że chcę wam przeszkadzać ale nie wpadliście na to, że wszyscy śpią?
- Wybacz - powiedział Kyung. Widać że było mu głupio.
Jaehyo wyszedł.
- Pogadamy rano.
- Ta, dobranoc.
Nie odpowiedział mi tylko wyszedł z łazienki. Ja zaś dokończyłem mojego papierosa. Później otworzyłem okno żeby się wywietrzyło i też wróciłem do siebie. Jakoś udało mi się zasnąć.
Z samego rana obudził mnie Zico i Kyung.
- Oddawaj - rozkazał Jiho.
- Ale co?
- Myślisz że mu nie powiedziałem? - odpowiedział Kyung.
- Eh.
Papierosy trzymałem w jednym z pluszaków leżących w moim łóżku. Będę musiał znaleźć teraz inne miejsce żeby he chować.
- Jeszcze raz i będziesz przez tydzień mył całą łazienkę własną szczoteczką do zębów. Oczywiście po tym gdy wszyscy już wezmą prysznic.
- A było słuchać ojca i iść do wojska... - mruknąłem cicho.
- Coś mówiłeś?
- Skąd.
- No. Czyli się rozumiemy. A teraz wstawaj.
- Oczywiście - położyłem się z powrotem.
Zico zabrał mi kołdrę. Byłem zmuszony wstać. Po drodze do łazienki zobaczyłem Taeila. Uśmiechnąłem się do niego ale on tylko przez chwilę na mnie popatrzył i odwrócił się w drugą stronę.
Obecnie można powiedzieć że mieliśmy małą przerwę bo Zico miał promować się solo. Mimo tego że czasami był wkurzający to i tak wszyscy go wspieraliśmy. Przecież to on potrafił nie spać nawet przez kilka dni żeby tylko napisać dla nas piosenki.
Dziś miał nagrywać mv. Konkretnie do 'Eureka'. Taeil poprosił mnie żebym pojechał z nim na plan. Powiedział też, że gdyby ktoś pytał to ja poprosiłem jego. Nie wiedziałem czemu to ma służyć ale zgodziłem się. Weszliśmy po cichu. Jiho radził sobie świetnie. Nie mogliśmy oderwać od niego wzroku.
- Przerwa - usłyszałem głos dyrektora.
Pomachaliśmy w stronę Jiho. Powiedział tylko coś do Zion.t i do nas przyszedł.
- Nie spodziewałem się was tu.
'Ja też nie' było moją pierwszą myślą.
- Pomyślałem że miło będzie cię odwiedzić.
- Jasne...
- No... I chciałem poznać zion.t - dodałem.
- Od kiedy jesteś jego fanem?
- No... to nie tak że ja...
- Dobra, dobra. Zaraz po niego pójdę - zaśmiał się, spojrzał na Taeila i poszedł po swojego kolegę.
- Dzięki Jihoon.
- Nie ma za co - uśmiechnąłem się do niego.
Po chwili wrócił Zico.
- Haesol, to mój najmłodszy syn, Pyo Jihoon.
- A, kojarzę cię. Masz fajny głos.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i lekko ukłoniłem.
- Moglibyśmy kiedyś coś razem nagrać.
- Chętnie - uśmiechnąłem się do niego.
- A to Taeil.
Chłopak tylko lekko się zaczerwienił i próbował się uśmiechnąć.
- Więc to ty jesteś ten Taeil... - nie dokończył. Przerwał mu dyrektor krzycząc że zaczynają dalej kręcić.
- Było miło was poznać. Do zobaczenia - Zion.t pożegnał się i z Zico chcieli już wracać.
- Czekajcie - Taeil pierwszy raz się do nich odezwał. Wyciągnął z torby różne przekąski i coś do picia. Podał je Zico, pożegnał się szybko i wyszedł na zewnątrz.
- Miło było poznać ale my już pójdziemy. Do zobaczenia - wyszedłem machając im przez chwilę.
- Taeil? Gdzie jesteś?
Był już dość daleko. Pobiegłem w jego stronę.
- Jak ty na tych swoich krótkich nóżkach tak szybko chodzisz?
Nie odpowiedział.
- Ej no. Żartowałem, nie wkurzaj się.
- Przepraszam, mówiłeś coś? Zamyśliłem się.
- Nie, nic - poczułem ulgę.
Gdy wróciliśmy nikogo nie było. Zostawili tylko karteczkę że wychodzą na imprezę.
- Taeil!
- Tak? - przyszedł do kuchni gdzie właśnie się znajdowałem.
- No bo - objąłem go ramieniem. - Wiesz że jesteś moim ulubionym hyungiem?
- Czego chcesz?
- Nikogo nie ma więc... może się czegoś napijemy?
Ujrzałem błysk w jego oku. Nawet się lekko uśmiechnął.
- Wiesz co? Myślę że właśnie tego mi teraz potrzeba. Idziemy do spożywczego.
Ruszył i to o wiele szybciej ode mnie.
- Gdzie ci się tak spieszy? Mamy całą noc. Chłopaki pewnie wrócą nad ranem a Zico zostaje na noc.
- Im szybciej tym lepiej.
Kupiliśmy chyba z cztery butelki soju na głowę i do tego kilka puszek piwa.
Zaczęliśmy od piwa. Na Taeila działało to rozweselająco. Śmiał się nawet z moich nie śmiesznych dowcipów. Nawet mnie one nie śmieszyły. Gorzej było gdy zaczęliśmy soju. Wtedy to wyglądał jak chodząca depresja. Ciągle powtarzał też że nie ma po co żyć.
- Taeil - położyłem głowę na stoliku naprzeciwko jego twarzy. - Dlaczego ostatnio taki jesteś?
- Ale że jaki?
- Przygnębiony.
- Jihoon - dotknął dłonią mojej głowy i zaczął niezdarnie gładzić mnie po włosach. - Pewnych problemów nie da się rozwiązać. O innych lepiej nie wiedzieć. A o moim lepiej żebyś nie wiedział a tym bardziej nie da się go rozwiązać.
- Zgubiłem się.
- Po prostu nie przejmuj się mną. Dam sobie radę.
- Ale chcę ci pomóc.
- Nie musisz. Zresztą, nawet nie masz jak mi pomóc.
- Taeil - przesunąłem się do niego i go przytuliłem. - Nie chcę żebyś był smutny.
Siedziałem tak dłuższą chwilę. Poczułem jak Taeil zaczyna się przechylać. Zasnął. Przytrzymałem go i delikatnie położyłem na podłogę. Pod głowę włożyłem mu poduszkę na której siedział. Dokończyłem sam swoją butelkę soju i położyłem się obok niego.
Rano powitał nas Zico.
- No pięknie.
- Czemu ja tu śpię? - spytałem.
- Też się zastanawiam.
- O matko jak mnie wszystko boli. Idę do swojego łóżka - próbowałem wstać ale upadłem na Taeila. Rozległ się pisk. Taeil nie krzyczał. Taeil piszczał.
- Jihoon co ty robisz? Bolało.
- Przepraszam. Straciłam równowagę.
- Nic dziwnego po tym ile wypiliście. Chodź - Zico podszedł i pomógł mi dotrzeć do łóżka.
- Dzięki Jiho.
- Spoko - wyszedł z pokoju po drodze zasłonił mi roletę w oknie. Co ja bym bez niego zrobił.
Obudziłem się koło 15. Nadal wszystko mnie bolało ale tak jakby mniej. Wstałem żeby coś zjeść. Miałem ochotę zjeść wszystko co mieliśmy w lodówce. Nawet surową cebulę. Zanim zacząłem jeść poszedłem zobaczyć czy Taeil jeszcze śpi.
- Taeil jest u siebie? - spytałem Kyunga.
- Tak, a co?
- Śpi?
- Chyba już nie.
- Okej. Dzięki.
Gdy otworzyłem drzwi w pokoju było ciemno.
- Zabierz to światło!
- Już, już - zamknąłem drzwi.
- Coś się stało?
- Um... przyszedłem spytać czy jesteś głodny.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- To ja coś zrobię i ci przyniosę.
- Nie musisz.
- Ale chcę - wyszedłem do kuchni.
Zrobiłem coś na szybko i poszedłem zjeść z Taeilem.
Przez cały dzień z łóżka wychodziłem tylko do łazienki. Właściwie tylko Zico, Jaehyo i menadżer nie byli na kacu. Prawie wszyscy więc leżeli w łóżkach a menadżer przynosił nam picie. Nic innego nie miał dziś do roboty więc też mógł nieco odpocząć.
Jakiś czas później Taeil zaczął zachowywać się trochę dziwnie. Większość czasu spędzał na słuchaniu muzyki albo oglądaniu telewizję. Zwykle miewał ciekawsze zajęcia.
- Czego słuchasz? - usiadłem obok niego.
- Mówiłeś coś? - wyciągnął słuchawki z uszu.
Usłyszałem jedną z piosenek Zico.
- Od kiedy słuchasz hiphopu?
- Co? Nie... ja tylko chciałem raz posłuchać.
- A, czaje. Chcesz iść ze mną na lody?
- Nie sądzisz że jest za zimno na lody?
- To zjedzmy je tutaj. Tu jest ciepło.
- No dobra.
Gdy wróciliśmy ze sklepu usiedliśmy na podłodze w pokoju Taeila i Kyunga.
- Ostatnio dużo czasu spędzamy razem - powiedział po chwilowej ciszy.
- Jakoś tak... czuje że będzie ci lepiej.
- Dziękuję. Chyba tylko ty się o mnie martwisz.
Nawet nie wiesz jak bardzo. Szkoda że nie miałem odwagi żeby mu o tym powiedzieć.
- Może pójdziemy gdzieś jutro? - spytałem.
- Na randkę?
- Czemu nie?
- To co, kino i kolacja? Super, przyjedź o piątej.
- Jasne~
Byłem szczęśliwy patrząc na to jak żartuje i się śmieje. Po jakimś czasie przyszedł jeszcze Minhyuk i Kyung.
- Co tam gołąbeczki?
- Świetnie, idziemy jutro na randkę.
- To może pójdziemy na podwójną randkę? - Kyung złapał Minhyuka za rękę.
- Co ty na to kochanie? - spytałem.
- No nie wiem...
- Zgódź się no - Minhyuk złapał Taeila za rękaw i zaczął za niego ciągnąć.
- No dobra, dobra.
- To gdzie idziemy?
- Myśleliśmy o kinie i kolacji.
- Trochę przereklamowane ale może być.
Nasza 'podwójna randka' okazała się genialnym pomysłem. Stwierdziliśmy że trzeba będzie to powtórzyć.
Chciałbym pójść kiedyś z Taeilem na prawdziwą randkę.
Gdy Zico miał trochę wolnego czasu przyszedł do dormu ze swoją dziewczyną, Soonkyu. Powszechnie znaną jako Sunny. Nadal nie wiem jakim cudem udało im się ukryć ich związek przez tak długi czas. Mimo to dogadywali się dobrze i w sumie się cieszyłem że znalazł kogoś, kogo kocha.
Soonkyu była naprawdę zabawna. Zawsze gdy nas odwiedzała siedzieliśmy wszyscy razem w salonie jedząc coś, oglądając film lub po prostu rozmawiając. Dziś jednak nie było tylko Taeila. Poszedłem zobaczyć co robi. Leżał w łóżku i słuchał muzyki. Podszedłem do niego i wyjąłem mu słuchawkę z ucha.
- Czemu siedzisz tu sam? - usiadłem obok niego na łóżku.
Taeil się podniósł.
- Po prostu nie mam ochoty z wami siedzieć. Przepraszam.
- Źle się czujesz?
- Trochę.
- Zrobię ci herbaty - wstałem z łóżka.
Wróciłem po jakimś czasie. Gdy tylko wszedłem do pokoju Taeila i zamknąłem drzwi usłyszałem jak ktoś powiedział że ostatnio 'dziwnie się zachowujemy'.
- Słyszałeś ich?
- Ta, nie przejmuj się - uspokoił mnie. - Przecież oboje dobrze wiemy jak jest.
- No nie do końca.
- Jak to?
- Nadal nie wiem co cie trapi.
- Kiedyś ci powiem.
- Ale czemu nie teraz?
Nie odpowiedział mi. Chciałem wyjść z jego pokoju ale mnie zatrzymał.
- To nie tak że ci nie ufam. Ja... oh, nie wiem jak ci to wyjaśnić. To jest po prostu dla mnie trudne.
Chciałem wyjść z pokoju ale złapał mnie za rękę.
- Przepraszam. Naprawdę przepraszam.
Chciałem się na niego wkurzyć. Chciałem ale nie potrafiłem. Nie wiedziałem jednak co zrobić. Stałem tak chwilę a później wyszedłem z jego pokoju i wróciłem do siebie ignorując resztę która nadal siedziała w salonie. Położyłem się do łóżka i po jakimś czasie zasnąłem. Miałem bardzo realistyczny sen. Przez cały czas myślałem że dzieje się naprawdę i gdy się obudziłem od razu pobiegłem wręcz do pokoju Taeila. Zacząłem po ciemku szukać jego łóżka. Nie zapalałem światła bo Kyung by się obudził. Obudziłem za to Taeila na którego właśnie trafiłem.
- Kto to? - powiedział dość głośno.
- Cii, to ja, Jihoon.
- Coś się stało?
- Chodź na chwile do kuchni.
Rozejrzałem się mimo że wszyscy dawno spali. Taeil przyszedł po chwili ubrany w szlafrok.
- Wiesz która jest godzina? - ustał opierając się o ścianę.
Podszedłem do niego i go przytuliłem.
- Taeil?
- Tak?
- Nie jesteś chory, prawda?
- O czym ty mówisz?
- Śniło mi się że byłeś chory. Bardzo chory i mogłeś w każdej chwili umrzeć.
Taeil objął mnie.
- Spokojnie. Nic mi nie jest.
- Na pewno?
- Na pewno. Nie martw się.
Mimo to i tak zawsze będę się o niego martwić.
- Jihoon idź już spać.
Ja jednak chwilę jeszcze stałem przytulając go.
- Jihoon - odepchnął mnie lekko a ja go puściłem.
- Wybacz. Przepraszam też że cię obudziłem.
- W porządku.
- Śpij dobrze.
- Ty też.
Wróciłem do siebie. Od razu zasnąłem.
Kilka dni później, dzień przed tym gdy mieliśmy wrócić do ćwiczeń ktoś wpadł na genialny pomysł by zrobić 'małą' imprezę. U nas tylko w nazwie było to małą imprezą. Tak naprawdę każdy kończył schlany i to mocno.
Tego akurat wieczora wszyscy chyba zapomnieli że niektórzy mieli dziewczyny. Przytulali się, czasem nawet całowali. Po jakimś czasie bałem się że zaraz ktoś skończy pieprząc się na podłodze.
Tylko ja i Taeil siedzieliśmy spokojnie. Nawet nie wypiliśmy tak dużo.
Taeil rozejrzał się po pokoju. Po chwili oparł głowę o moje ramię.
- Wiesz gdzie jest Kyung i Jiho? - spytał.
- Byli tu przed chwilą.
Taeil wstał.
- Gdzie idziesz?
- Poszukać ich.
- Po co ci oni?
- Nieważne.
Złapałem go za rękę.
- Zostań ze mną. Oni wszyscy nawet nie zwracają na mnie uwagi - spojrzałem na Jaehyo, Minhyuka i Yukwona którzy bawili się w najlepsze sprawdzając czy uda im się na raz pocałować.
- No dobra.
Chciał usiąść ale wylądował na moich kolanach. Próbował wrócić na swoje miejsce ale go przytrzymałem.
- Co robisz?
- Nic - przytuliłem go.
- Udziela ci się od nich.
- Chyba tak.
- Eh, Jihoon.
Taeil zaczął dalej pić a ja siedziałem nadal go przytulając. Trochę wytrzeźwiałem przez ten czas. Za to Taeil już zaczynał lekko się kiwać na moich kolanach. Po chwili na mnie upadł i powoli zasypiał.
- Taeil, zanieść cię do łóżka?
- Spokojnie, ja dam rade.
Podniósł się i próbował utrzymać równowagę. Niezbyt mu to wychodziło. Pomogłem mu jakoś dojść do pokoju. Zanim jeszcze zdążyłem otworzyć drzwi dało się usłyszeć... dość dziwne odgłosy.
- Taeil, może chcesz spać u mnie?
- Nie! Ja chce u siebie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Pewnie że dobry! Odsuń się.
Otworzył drzwi i zapalił światło. Wtedy oboje zobaczyliśmy coś, czego lepiej żebyśmy nie widzieli. Mianowicie, był to Zico z Kyungiem razem w łóżku. Nawet nie chciałem wiedzieć jak się teraz czuli.
Taeil stanął jak wryty patrząc na nich. Patrzyłem jak po woli zaczyna płakać a po chwili wybiega. Teraz to ja czułem się niezręcznie. Zgasiłem światło i pobiegłem za Taeilem. Ubrałem szybko buty i kurtkę. Wyszedłem z domu. Taeil nie odszedł daleko. Stał i chował twarz w dłoniach. Podszedłem do niego bliżej i położyłem mu rękę na ramieniu.
- Taeil co się stało?
Cały trząsł się z zimna więc okryłem go swoją kurtką.
- Nie płacz.
- Jak mam nie płakać? Jak ty byś się czuł widząc kogoś kogo kochasz z innym facetem w łóżku?
- Czekaj... że ty... Kyunga?
- Że Jiho.
Tego się nie spodziewałem. Byłem zaskoczony.
- Więc dlatego cały czas taki byłeś?
Kiwnął głową. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Nawet nie wiesz jakie to trudne żyć z nim pod jednym dachem.
- Wiem.
- Miałem na myśli to, że dla mnie to trudne.
- Wiem.
- Wiesz? Skąd ty możesz wiedzieć o miłości? Jesteś młody i...
- Tak, jestem - przerwałem mu. - Ale nie mów mi, że nie wiem nic o miłości.
Podszedłem do niego bliżej.
- Bo tak się składa że jesteśmy w podobnej sytuacji.
- Ty też kochasz Zico? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie, nie. Chodziło mi bardziej o to że tak jak ty kocham kogoś, kto tego nie odwzajemnia.
- Kogo?
- Hm, jest ode mnie starszy, mieszka ze mną...
- No to się dużo dowiedziałem - nie dał mi dokończyć.
- Nie jest zbyt wysoki, nosi okulary - spojrzał na mnie jakby się w końcu domyślił. - I kocha takiego jednego dupka.
- Nie nazywaj go tak.
- Ale to prawda. Nawet jeśli jest pijany to i tak zachował się jak dupek.
- Wiesz, ostatnio nawet zacząłem cię o to podejrzewać ale głupio mi było spytać.
- Chodź już do dormu.
- Nie chce tam iść.
- Możesz spać ze mną.
- Nie zmieścimy się.
- Jak cię przytulę to się zmieścimy.
Złapałem go za ramię i wręcz zaciągnąłem do środka.
Usiadł na łóżku a ja po chwili usiadłem obok niego.
- Jihoon.
- Tak?
- A ty nie czujesz się z tym źle?
- Szczerze mówiąc nie. Ja nigdy nie straciłem nadziei na to że kiedyś odwzajemnisz moje uczucia.
- Naprawdę? Jesteś głupi.
- Może i tak ale będę się starał.
- Po co? - spytał zrezygnowany.
- Bo chcę żebyś był szczęśliwy.
- Jihoon, to nie jest takie proste.
- Wiem o tym. Doskonale o tym wiem. Mimo to będę się starał.
- Ale ja... ja nie mogę ci nic obiecać.
- Nie musisz. Tylko daj mi szansę.
Spojrzał mi prosto w oczy. Po chwili lekko się uśmiechnął i kiwnął głową. Przytuliłem go.
- Dziękuję.
Byłem szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Tak jakby mi co najmniej wyznał przed chwilą miłość.
- Idziemy spać? - spytałem.
- Okej. Tylko... nie mam się w co przebrać. A nie chcę wracać do pokoju.
- Jak dla mnie możesz spać bez niczego~
- Bo zmienię zdanie.
- Dobra, dobra. Żartowałem. Zaraz ci coś pożyczę.
Znalazłem koszulkę która nawet na mnie była trochę za duża. Zrobiłem to specjalnie. Lubiłem patrzeć na jego tatuaże. Sprawiały że nie wyglądał tak dziecinnie.
- Zrobiłeś to specjalnie - powiedział gdy wrócił z łazienki.
- Ja tylko wziąłem pierwszą z wierzchu...
- Jasne.
- Przecież będziesz w tym tylko spał a nie szedł na fanmeeting.
Położył się do łóżka nie mówiąc już nic. Ja wyszedłem na chwilę do łazienki. Gdy wróciłem zauważyłem że Jaehyo jakoś doszedł do pokoju tylko do łóżka nie trafił. Pomogłem mu się położyć, przykryłem go i wróciłem do Taeila. Leżałem naprawdę blisko niego bo moje łóżko nie było duże.
- Niewygodnie mi trochę.
Przytuliłem go.
- Lepiej?
- Może...
- To dobrze. Dobranoc.
- Dobranoc.
Rano obudził nas krzyk Kyunga.
- Co to było? - krzyknął Jaehyo.
- Chyba właśnie Kyung sobie uświadomił co wczoraj zrobił.
- A co się stało?
- Jak się pospieszysz to zdążysz zobaczyć.
Szybko wybiegł z łóżka. Uwielbiał wszelkie plotki i skandale.
Taeil leżał patrząc na mnie.
- No co?
- Nie idziemy zobaczyć co się stało?
- A po co? - położyłem się znowu go przytulając. - Wczoraj widziałem wystarczająco dużo.
Chwilę później Zico i tak wyciągnął nas z łóżka.
- Czemu spaliście razem? - spytał zdziwiony i lekko się zarumienił.
- Bo ty spałeś z Kyungiem... - odpowiedziałem mu a Taeil wbił wzrok w podłogę.
- Nie mów o tym więcej. Nigdy. Jeśli ktoś się dowie... nawet nie macie pojęcia co wam wtedy zrobię.
Nigdy nie brzmiał tak groźnie.
- Jasne, jasne. Tylko na drugi raz postaraj się ciszej.
- To było pierwszy i ostatni raz - brzmiał poważnie ale mimo to niezbyt mu wierzyłem...
Zaczęliśmy trenować do comebacku. Było trochę ciężko po takim czasie ale dawaliśmy radę.
Mimo braku czasu starałem się jak najwięcej czasu spędzać z Taeilem. Dawałem mu często różne prezenty. Starałem się jak tylko mogłem. Aż pewnego dnia się na mnie obraził.
- Taeil, o co chodzi? - spytałem gdy w końcu go dogoniłem. - Dlaczego ciągle mnie olewasz?
- Ja... przepraszam, nie chcę cię zranić ale nie uważasz że starasz się trochę za bardzo? To po prostu trochę męczące.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć.
- Masz rację. Przepraszam. Myślałem że ci się to podoba.
- To nie tak, że tego nie lubię. Po prostu niedługo tak utyję od twoich prezentów że mi nawet taniec nie pomoże - zaśmiał się.
- Zawsze możesz to komuś podrzucić żeby on tył.
- Rzeczywiście. Żyję z Kyungiem w pokoju i na to nie wpadłem.
Kolejnego dnia wieczorem, po tym gdy wróciliśmy wyjątkowo wcześnie, Taeil oglądał sam film leżąc na kanapie. Usiadłem na oparciu kanapy bo on zajmował całą. Po chwili się podniósł żebym mógł usiąść. Gdy to zrobiłem położył głowę na moich kolanach i leżał dalej. Przez chwilę udawałem że film mnie interesuje. Później zacząłem bawić się jego włosami. Odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Chciałbym cię pocałować.
- Co? - od razu usiadł obok mnie.
- Czy ja powiedziałem to na głos?
- Tak.
- Jestem beznadziejny - oparłem głowę o jego ramię.
- Zrób to.
Podniosłem głowę i spojrzałem na niego zdziwiony.
- Tutaj?
- Nikogo tu nie ma.
Przez chwilę się wahałem.
- Ja... ja nie mogę.
- Jihoon... ty to jednak głupi jesteś. Może to by pomogło... - położył się znowu na moje kolana.
- Czekaj, cofam to!
- Za późno.
Byłem na siebie zły. Następnym razem to zrobię.
Taeil po chwili zasnął. Wstałem tak żeby go nie obudzić i zaniosłem do łóżka. Jego drobne ciało nie było zbyt ciężkie. Rozejrzałem się po pokoju. Nie było w nim nikogo. Nachyliłem się więc i pocałowałem Taeila w czoło.
- Dobranoc.
Dopiero kilka dni później powiedział mi że wtedy udawał że śpi. Już prawie się na niego wściekłem gdy nagle powiedział że to było urocze i mi podziękował.
Zaczęliśmy promocje i nie mieliśmy czasu prawie na nic. Mieliśmy też w zwyczaju świętować każdą pierwszą wygraną. Zresztą każdą kolejną też. Leżałem na podłodze a Taeil siedział obok. Oboje piliśmy wino.
- Nudzę się - powiedział i oparł głowę o rękę.
- To może gdzieś wyjdziemy?
- O tej godzinie?
- Czemu nie? O mam pomysł.
Wstałem, zabrałem butelkę wina i łapiąc Taeila za rękę zaprowadziłem go na dach naszego dormu.
- Czemu akurat tu? A jak spadnę?
- Nie spadniesz. Chodź tutaj.
Dach był praktycznie płaski. Usiadłem na samej krawędzi i rozejrzałem się. Był stąd niezły widok na miasto. Księżyc akurat był w pełni więc było dość jasno. Jedynie chmury zakrywały gwiazdy.
Taeil niepewnie usiadł obok mnie.
- Jihoon boję się trochę.
- Spokojnie - złapałem go za rękę.
- Mogę? - wskazał na butelkę.
Podałem mu ją. Wziął spory łyk.
- To chyba na dziś wystarczy. Jutro nie będę mógł śpiewać - oddał mi wino.
- Dasz radę. Zawsze dobrze śpiewasz.
Uśmiechnął się.
- A ty już nie palisz?
- Wiesz, otatnio nawet nie mam na to ochoty.
- To dobrze. Nie lubię tego zapachu.
Oparł lekko głowę o moje ramię. Ja zaś wziąłem ostatni, duży łyk wina. Postawiłem pustą butelkę obok siebie.
- Tylko nie zaśnij.
- A jak zasnę to zaniesiesz mnie do łóżka?
- Nie. Ciężki jesteś. Jeszcze bym spadł.
- I zginęlibyśmy razem. Jak romantycznie.
Zaśmiałem się.
- Taeil?
- Tak?
- Lubisz mnie chociaż trochę bardziej?
- Przecież zawsze cię lubiłem.
- Wiesz że nie o to mi chodzi.
- Hm - spojrzał na mnie. - Może.
Przytuliłem go. Chciałem mu powiedzieć że go kocham ale czułem, że mógłbym wszystko zepsuć. Postanowiłem poczekać aż on mi to powie.
Ten dzień był dziwny. Mieliśmy wolne a ja od samego rana nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Miałem dziś w planach jedynie wyjście gdzieś z Taeilem. On jednak tego dnia postanowił odwiedzić rodziców. Siedziałem oglądając telewizję i nudząc się niesamowicie aż przyszedł do mnie Jaehyo.
- Masz zamiar siedzieć i marnować tak ładną pogodę?
- I tak nie mam co robić bo nie ma Taeila.
- Nie mieszkasz tylko z nim. Chodź, pójdziemy gdzieś.
- No dobra.
Nie zbyt miałem na to ochotę ale z drugiej strony wolałem to niż bezsensowne gapienie się w telewizor. Poszliśmy na długi spacer po drodze kupując lody.
- Czemu ostatnio spędzacie tyle czasu razem?
- Ale kto?
- Ty i Taeil.
- Naprawdę aż tyle? Myślałem że wcześniej też tak było.
- Może i tak ale nie aż tak bardzo jak ostatnio. Teraz nawet jeśli mieszkamy w jednym pokoju rzadko ze mną rozmawiasz.
- Przepraszam.
- Nie musisz mnie przepraszać - objął mnie ramieniem. - Po prostu rozmawiaj tez czasami ze mną.
- Jasne - uśmiechnąłem się do niego.
Po południu wrócił Taeil. Grałem wtedy z resztą. Oprócz Zico bo gdzieś wyszedł. Pewnie do Soonkyu.
Nie myliłem się. Wrócił z nią wieczorem i kazał nam wszystkim przyjść do salonu.
- Musimy wam coś powiedzieć - zaczął gdy wszyscy już się zgromadzili.
Stałem na końcu z Taeilem.
- Pobieramy się - powiedziała Sunny i pokazała nam swój pierścionek zaręczynowy.
Przez chwilę nawet mnie to ucieszyło. Później spojrzałem na Taeila. Miał łzy w oczach. Po chwili pobiegł do swojego pokoju. Poszedłem za nim. Drzwi były zamknięte.
- Taeil - zapukałem. - Mogę wejść?
Przez chwilę nie odpowiadał później jednak usłyszałem jak przekręca klucz w drzwiach. Gdy wszedłem do środka zamknął je z powrotem.
- Jihoon. Dlaczego jestem taki beznadziejny? - stał przede mną i ledwo mówił przez to jak bardzo płakał.
- Nie mów tak. Nie jesteś beznadziejny - zacząłem gładzić go po głowie.
- Jestem. Powinienem się cieszyć, a ja czuję się przez to tylko gorzej.
- Ja też nie skakał bym ze szczęścia gdybyś brał ślub.
Taeil nagle mnie przytulił i rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Co mam teraz zrobić?
- Po prostu o tym nie myśl.
- To nie jest takie proste.
- Chodź - złapałem go za rękę i usiadłem z nim na jego łóżku. - Porozmawiajmy o czymś innym.
- O czym?
- Jak było u twoich rodziców?
- Jak zwykle. Większość rozmowy była o tym że powinienem się w końcu ożenić - pociągnął nosem.
Wstałem żeby podać mu chusteczki.
- I co im powiedziałeś? - podałem mu jedną a on wytarł sobie twarz.
- To co zawsze czyli "nie mam czasu na szukanie dziewczyny"
- Robię to samo. A u nich wszystko w porządku?
- Tak.
- To dobrze.
- A jak tam twoi?
- Tata jak zwykle nie ma na nic czasu a mama jak zwykle, mówi że musi w końcu mnie odwiedzić a i tak tego nie robi.
- Może to i dobrze.
- Czemu?
- Wiesz, gdyby tak weszła a my byśmy spali razem...
- No tak. Chociaż z drugiej strony ciekawi mnie jakby zareagowała.
- Pewnie nie za dobrze.
- Mam nadzieję że nie. A jak myślisz, co by zrobili twoi?
- Wydziedziczyli by mnie - zaśmiał się.
- Skąd ta pewność?
- Matka chyba od urodzenia planuje mój ślub a ojciec... nadal pamiętam jak reagował na mojego przyjaciela z gimnazjum.
- Opowiadaj.
- Był dość... oryginalny. Sam jego sposób bycia wręcz krzyczał że jest gejem.
- Byliście razem?
- Nie. Twierdził że nie jestem w jego typie. Zresztą mi też się nie podobał. Ale wszyscy w gimnazjum twierdzili inaczej...
- Dokuczali wam?
- Ta, ale nie trwało to długo bo zrozumieli że nas to nie obchodzi.
- To dobrze. A co z twoim tatą?
- Raz zobaczył go gdy mnie odprowadzał po szkole do domu. Powiedział że jak jeszcze raz zobaczy mnie z nim to z domu będę wychodził tylko do szkoły i z powrotem. Nie wpadł chyba na to że byliśmy w jednej klasie...
Rozmawialiśmy o tym jeszcze jakiś czas. Dowiedziałem się też o kilku jego krótkotrwałych związkach. Taeil położył się później do łóżka.
- Mogę tu jeszcze zostać? - spytałem.
- Jeśli chcesz. Ja idę spać. Dobranoc.
- Dobranoc - położyłem się obok niego.
Nie planowałem tego ale po chwili zasnąłem. Obudziło mnie pukanie do drzwi.
Wstałem i je otworzyłem.
- Co wy tu razem robiliście? - spytał zdziwiony Kyung.
- Rozmawialiśmy.
- To czemu zamknęliście drzwi? - milczałem nie wiedząc co odpowiedzieć. - No dobra, nieważne. Ja idę się umyć, przyszedłem tylko po piżamę.
- Okej.
Zabrał piżamę, kilka innych rzeczy i wyszedł.
Wróciłem do Taeila. Nie spał i znowu płakał. Położyłem się obok i go przytuliłem.
- Nie płacz, proszę. Idź już spać.
- Ale... ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Przez chwilę dzięki tobie o tym nie myślałem ale teraz znowu zacząłem. Dlaczego to takie trudne?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem ale wolałbym żebyś przestał o nim w końcu myśleć.
- Ja też. Ale niestety, to nie jest takie proste... - westchnął.
- Jak myślisz, za ile Kyung może wrócić?
- No nie wiem, niedawno wyszedł więc... - pocałowałem go, tym samym przerywając mu w połowie zdania.
- Przepraszam, pójdę już - wstałem ale Taeil złapał mnie za rękę.
- Mógłbyś zostać tu aż zasnę?
Usiadłem bez słowa z powrotem na łóżko.
- Nachyl się, chce ci coś powiedzieć - zaczął machać ręką.
Zrobiłem to o co prosił po czym uderzył mnie lekko w głowę.
- Ej, za co to?
- Nigdy więcej nie przepraszaj mnie, gdy mnie pocałujesz. No chyba że zrobisz to w miejscu publicznym...
- Nie zrobię - położyłem się obok niego i objąłem go ramieniem.
- Oby.
Taeil odwrócił się twarzą w moją stronę i zamknął oczy. Zacząłem głaskać go po głowie. Był taki uroczy. Leżałem tam dość długo. Nie wiedziałem czy aby na pewno śpi więc patrzyłem na niego dalej aż w końcu sam zasnąłem. Obudziłem się gdy Kyung wrócił. Właściwie to on mnie obudził.
- Nie wiem o co chodzi ale postanowiłem cię obudzić bo tak jakby zaraz spadniesz z łóżka - powiedział cicho.
Rzeczywiście. Gdy się odwróciłem spadłem na podłogę.
- Dobranoc - powiedziałem i wyszedłem z ich pokoju. Bylem lekko zażenowany tą sytuacją.
Później pilnowałem go aż zaśnie przez kilka kolejnych dni. Często przed tym dużo z nim rozmawiałem. Stopniowo odnosiłem wrażenie że coraz mniej przejmuje się zaręczynami Jiho. Nadal jednak był smutny. To było widać.
Gdy znaleźliśmy trochę wolnego czasu postanowiłem pójść gdzieś z Taeilem.
- Hej - wskoczyłem na jego łóżko z samego rana. - Wstawaj i ubieraj się. Mam nadzieje że nie masz planów na dziś.
- No nie mam, coś się stało?
- Chce cię zabrać na randkę.
- Na randkę? - spytał zdziwiony.
- Żartowałem. Po prostu pomyślałem że fajnie by było gdzieś razem wyjść. Odpoczniesz trochę, przestaniesz o tym wszystkim myśleć. Będzie fajnie.
- Dobra - uśmiechnął się do mnie. Było to tak niewiele ale cieszyło mnie niezmiernie.
Postanowiłem zabrać go do zoo.
- Zoo? Ile ty masz lat? - zażartował.
- Jestem najmłodszy, mogę.
- Ale ja jestem najstarszy.
- Trudno. Dawno nie byłem w zoo.
- Ja w sumie też nie. Chodźmy zobaczyć słonie - złapał mnie za ramię podbiegł w stronę wybiegu ze słoniami.
- Jesteś pewien tego, że jesteś najstarszy?
- Tak. Ja tylko lubię słonie.
- A ja wolę hipopotamy.
- W sumie wyglądasz trochę jak jeden.
- Czy ty mi sugerujesz, że jestem gruby?
- Żartowałem - dotknął mojego policzka i się uśmiechnął.
Dobrze że miałem na twarzy maskę i nikt nie zauważył jak się rumienię. Staraliśmy się nie wyróżniać za bardzo ale zawsze znajdą się różne fanki. Na szczęście spotkaliśmy dziś tylko kilka. Przywitały się i odeszły mówiąc kilka miłych słów.
Taeilowi chyba spodobała się nasza 'randka'. Jedliśmy lody i karmelowy popcorn oglądając zwierzęta.
W zoo znajdowało się też spore akwarium. Było w nim pełno ryb, różnych roślin i małych skorupiaków. Bardzo mi się podobało. Część 'podwodnego' korytarza była całkowicie ciemna. Widać było tylko małe światła przy podłodze. Były tam ryby które świeciły w ciemności. Nigdy wcześniej takich nie widziałem.
- Jihoon. Gdzie jesteś? - w tym samym momencie na mnie wpadł.
- Tutaj - zaśmiałem się.
Złapał mnie za rękę i poszliśmy dalej. Gdy wyszliśmy na zewnątrz on nadal trzymał mnie za rękę. Nie protestowałem. Podobało mi się to. Po drodze z zoo poszliśmy jeszcze na obiad.
Wróciliśmy po południu. Było dość cicho więc uznałem że wszyscy grają, nie ma ich albo śpią.
- Dziękuję - powiedział Taeil stając przede mną. - Było naprawdę fajnie - uśmiechnął się do mnie.
Czułem że to był dobry moment żeby go znowu pocałować. Wyglądało na to że przez chwilę nawet mu się podobało. Później jednak szybko uciekł do swojego pokoju. Czułem się lekko zawiedziony. Poszedłem do siebie. Jaehyo nie było w pokoju. Położyłem się na łóżku i włączyłem sobie muzykę.
Widocznie leżałem tak, nie robiąc nic, dość długo bo nagle obok łóżka stanął Taeil. Spodziewałem się tego, że przyjdzie pogadać o tym co zrobił. On jednak tylko powiedział że się nudzi. Usiadł obok mnie na łóżku.
- Połóż się jak chcesz.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie.
- Wiem że jesteś. Przepraszam.
- Naprawdę nie jestem zły.
- Kłamiesz. A teraz zróbmy coś razem bo się zanudzę - położył się obok.
- Może pooglądamy zdjęcia?
- Czyje?
- Nasze.
- Przecież nie mamy aż tylu wspólnych zdjęć.
- Wydaje ci się. Czasami jak się nudzę oglądam zdjęcia robione przez fanów. Nieraz są całkiem zabawne.
- Pokaż.
Leżeliśmy oglądając zdjęcia. Prawie każde z nich musiał skomentować.
- Wyglądam tu strasznie.
- Wcale nie. Jest urocze.
- Chyba dla ciebie.
- Dla mnie zawsze jesteś uroczy.
- Przestań - widziałem jak się lekko rumieni. Nie skomentowałem tego.
Później oglądaliśmy zdjęcia reszty. Z nich mogliśmy się nabijać.
Gdy trafiliśmy na moje zdjęcia, Taeil zabrał mi telefon z ręki.
- Co robisz?
- Patrz, wyglądasz tu jak elf.
- Elf? Mogę to uznać za komplement?
Uśmiechnął się do mojego zdjęcia a później odwrócił się w moją stronę. Dotknął dłonią mojej twarzy.
- Lubię twoje oczy.
- Naprawdę? - zarumieniłem się.
- Tak - patrzył mi prosto w oczy i uśmiechał się. - Jesteś uroczy.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Zarumieniłem się jeszcze bardziej.
- I wiesz co Jihoon? - Taeil głaskał mnie po policzku. - Dzisiaj nawet przez chwilę nie myślałem o Jiho.
Przysunął się powoli bliżej i mnie pocałował. Teraz to jego twarz była cała czerwona.
- Chyba naprawdę się w tobie zakochałem. Gdy wcześniej mnie pocałowałeś j-ja spanikowałem. Moje serce biło tak szybko i... - przytulił mnie. - Oh, Jihoon. Ja naprawdę cię lubię.
- Nie wierzę...
- Co? Nie wierzysz mi?
- Nie wierzę w to co słyszę.
- To co mam zrobić żebyś uwierzył? Iść i powiedzieć to wszystkim?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Dobra - wstał z łóżka i już chciał wyjść z pokoju gdy złapałem go za rękę.
Przysunąłem Taeila do siebie i go pocałowałem.
- O mój Boże - usłyszałem krzyk Jaehyo.
Odsunąłem się od Taeila i spojrzałem w stronę Jaehyo. Wybiegł szybko z pokoju.
- Chyba i tak się dowiedzą - powiedziałem.
- Trudno - Taeil mnie przytulił. - Prędzej czy później i tak by się domyślili.
- Racja.
- Co? - spojrzałem w jego stronę.
- Jedziemy na wakacje?
- Na pewno nie w tym roku - odpowiedział mu Jiho.
- To czemu Taeil się pakuje? Wyjeżdża?
- Że co? Ja nic o tym nie wiem.
- A co jak on chce odejść?
Nagle się wystraszyłem że serio mógłby to zrobić. Nie chciałem żeby do tego doszło. Bez słowa poszedłem do pokoju który Taeil dzielił z Kyungiem.
- Co robisz?
- Nic.
- Wyjeżdżasz gdzieś?
- Nie. Zejdź mi z drogi.
- Jeśli powiesz mi gdzie idziesz.
- Odchodzę - wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Nie możesz odejść.
- Mogę.
- Nie.
- Mogę i właśnie to robię - próbował przecisnąć swoje drobne ciało i wyjść.
- Zico!
- Nie wołaj go.
- Zico chodź tu.
- Co jest? Jedziesz gdzieś?
Taeil mu nie odpowiedział.
- Chyba musimy pogadać. Przepuść mnie Jihoon.
Odsunąłem się a Jiho wszedł do pokoju ciągnąc Taeila za ramię i zamknął drzwi.
Wróciłem do U-kwona który siedział teraz z Kyungiem przed telewizorem.
- Co z Taeilem?
- Chciał odejść.
- Że co? - odpowiedzieli oboje na raz.
- No chciał odejść z block b. Zico teraz z nim rozmawia.
- Mam nadzieje że go przekona żeby został. No chyba że ma jakiś poważny powód.
Zacząłem się teraz zastanawiać nad tym powodem. Dlaczego Taeil chciał odejść? Może jest chory? Albo coś ukrywa... Powodów dla których mógłby odejść było wiele ale nadal nie wiedziałem który to ten właściwy.
- I co? - spytałem gdy tylko Zico wrócił.
- Zostaje.
- Jak dobrze - poczułem ogromną ulgę. - Ale... czemu chciał odejść?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Właśnie że możesz. Zresztą, obiecaliśmy sobie zawsze mówić prawdę.
- Ale ja cię nie okłamuję. Jeśli chcesz wiedzieć spytaj Taeila chociaż wątpię że cokolwiek ci powie.
- Powie mi.
- Jesteś pewien?
Zwątpiłem lecz mimo to i tak poszedłem do jego pokoju. Siedział na łóżku trzymając okulary w ręku. Płakał. Ukucnąłem przed nim i złapałem go za rękę.
- Taeil, co się stało? - spytałem spokojnym głosem.
- Nic. Idź stąd. Proszę.
- Ale Taeil...
- Idź - przerwał mi.
Wyciągnąłem z kieszeni chusteczki i mu podałem.
- Chcesz ze mną później pogadać?
Nie odpowiedział. Wyszedłem z pokoju.
Strasznie się o niego martwiłem. Do tego nie dawało mi spokoju to, że nie wiem co się stało. Postanowiłem wyjść na dwór. Poczułem ochotę na papierosa. Nie paliłem często bo nie mogłem. Zico mi zabronił a reszta bardzo mnie pilnowała bo byłem najmłodszy i się martwili. Zico twierdził że mogę mieć przez to problemy z głosem i tak dalej. Ale ja i tak już od okresu dojrzewania brzmiałem jakbym palił 30 lat mając zaledwie 17.
Wróciłem do mojego pokoju. Był w nim Jaehyo. Leżał na górnym piętrze łóżka z maseczką na twarzy i plasterkami ogórka na oczach. Miałem szczęście. Mogłem spokojnie zabrać z mojej super tajnej skrytki paczkę papierosów.
- Idę do sklepu, chcesz coś? - spytałem.
- Mógłbyś kupić mi coś słodkiego?
- Jasne.
- Dzięki. Pieniądze oddam ci później bo teraz nie mam jak.
- Spoko.
Założyłem na głowę czapkę i ubrałem ciemną kurtkę. Nie mogłem pozwolić na to żeby mnie ktoś rozpoznał z papierosem w ręku.
Postanowiłem że zapalę od razu po wyjściu z dormu. Nie mogłem wytrzymać. Gdy już to zrobiłem zobaczyłem że Taeil siedział w ogródku. Cholera, zobaczył mnie. Wstał z ławki i szedł w moją stronę. Próbowałem zgasić papierosa ale mi się nie udało. Rzuciłem go na ziemię.
- Daj.
- Ale co?
- Papierosa.
- Po co ci?
- Chcę jednego.
- Ty palisz?
- Nie ale chyba zacznę.
- Nie możesz.
- Mogę. Daj mi albo powiem Jiho że paliłeś.
Nie miałem wyjścia. Nie chciałem znowu słuchać przez półtorej godziny jak bardzo niszczę sobie zdrowie od takiego hipokryty. On sam nałogowo jadł ramen z paczki. I to ja jestem ten zły...
- Trzymaj.
Taeil odpalił papierosa. Próbował udawać że idzie mu z tym dobrze ale po chwili zaczął się dusić. Zabrałem mu papierosa i rzuciłem na ziemię.
- Lepiej więcej nie próbuj. Jeszcze sobie coś zrobisz.
- Masz mnie za aż taką sierotę?
- To nie tak. Po prostu gdybyś zaczął palić mógłbyś stracić głos czy coś... ja i tak brzmię jak palacz ale ty nie.
- Ta... Idziesz gdzieś?
- Do sklepu. Chcesz iść ze mną?
- Jasne.
Szedł w ciszy. Wyraźnie było widać że nadal jest smutny. Lub zły. Albo jeszcze gorzej. Najgorsze było to że nic nie wiedziałem.
Widziałem jak w sklepie brał jakieś papierosy. Dzień później oddał mi zaczętą paczkę stwierdzając że to nie dla niego. I dobrze. Martwiłbym się o niego jeszcze bardziej. Dodał tylko że nie powie nic Zico i wyszedł do siebie.
Ostatnio nie mogłem w nocy spać zastanawiając się co się z nim dzieje. Raz wyszedłem do łazienki żeby tam zapalić. W tym samym czasie Kyungowi akurat się zachciało. Zaczął się na mnie drzeć aż obudził Jaehyo.
- Chłopaki, nie że chcę wam przeszkadzać ale nie wpadliście na to, że wszyscy śpią?
- Wybacz - powiedział Kyung. Widać że było mu głupio.
Jaehyo wyszedł.
- Pogadamy rano.
- Ta, dobranoc.
Nie odpowiedział mi tylko wyszedł z łazienki. Ja zaś dokończyłem mojego papierosa. Później otworzyłem okno żeby się wywietrzyło i też wróciłem do siebie. Jakoś udało mi się zasnąć.
Z samego rana obudził mnie Zico i Kyung.
- Oddawaj - rozkazał Jiho.
- Ale co?
- Myślisz że mu nie powiedziałem? - odpowiedział Kyung.
- Eh.
Papierosy trzymałem w jednym z pluszaków leżących w moim łóżku. Będę musiał znaleźć teraz inne miejsce żeby he chować.
- Jeszcze raz i będziesz przez tydzień mył całą łazienkę własną szczoteczką do zębów. Oczywiście po tym gdy wszyscy już wezmą prysznic.
- A było słuchać ojca i iść do wojska... - mruknąłem cicho.
- Coś mówiłeś?
- Skąd.
- No. Czyli się rozumiemy. A teraz wstawaj.
- Oczywiście - położyłem się z powrotem.
Zico zabrał mi kołdrę. Byłem zmuszony wstać. Po drodze do łazienki zobaczyłem Taeila. Uśmiechnąłem się do niego ale on tylko przez chwilę na mnie popatrzył i odwrócił się w drugą stronę.
Obecnie można powiedzieć że mieliśmy małą przerwę bo Zico miał promować się solo. Mimo tego że czasami był wkurzający to i tak wszyscy go wspieraliśmy. Przecież to on potrafił nie spać nawet przez kilka dni żeby tylko napisać dla nas piosenki.
Dziś miał nagrywać mv. Konkretnie do 'Eureka'. Taeil poprosił mnie żebym pojechał z nim na plan. Powiedział też, że gdyby ktoś pytał to ja poprosiłem jego. Nie wiedziałem czemu to ma służyć ale zgodziłem się. Weszliśmy po cichu. Jiho radził sobie świetnie. Nie mogliśmy oderwać od niego wzroku.
- Przerwa - usłyszałem głos dyrektora.
Pomachaliśmy w stronę Jiho. Powiedział tylko coś do Zion.t i do nas przyszedł.
- Nie spodziewałem się was tu.
'Ja też nie' było moją pierwszą myślą.
- Pomyślałem że miło będzie cię odwiedzić.
- Jasne...
- No... I chciałem poznać zion.t - dodałem.
- Od kiedy jesteś jego fanem?
- No... to nie tak że ja...
- Dobra, dobra. Zaraz po niego pójdę - zaśmiał się, spojrzał na Taeila i poszedł po swojego kolegę.
- Dzięki Jihoon.
- Nie ma za co - uśmiechnąłem się do niego.
Po chwili wrócił Zico.
- Haesol, to mój najmłodszy syn, Pyo Jihoon.
- A, kojarzę cię. Masz fajny głos.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i lekko ukłoniłem.
- Moglibyśmy kiedyś coś razem nagrać.
- Chętnie - uśmiechnąłem się do niego.
- A to Taeil.
Chłopak tylko lekko się zaczerwienił i próbował się uśmiechnąć.
- Więc to ty jesteś ten Taeil... - nie dokończył. Przerwał mu dyrektor krzycząc że zaczynają dalej kręcić.
- Było miło was poznać. Do zobaczenia - Zion.t pożegnał się i z Zico chcieli już wracać.
- Czekajcie - Taeil pierwszy raz się do nich odezwał. Wyciągnął z torby różne przekąski i coś do picia. Podał je Zico, pożegnał się szybko i wyszedł na zewnątrz.
- Miło było poznać ale my już pójdziemy. Do zobaczenia - wyszedłem machając im przez chwilę.
- Taeil? Gdzie jesteś?
Był już dość daleko. Pobiegłem w jego stronę.
- Jak ty na tych swoich krótkich nóżkach tak szybko chodzisz?
Nie odpowiedział.
- Ej no. Żartowałem, nie wkurzaj się.
- Przepraszam, mówiłeś coś? Zamyśliłem się.
- Nie, nic - poczułem ulgę.
Gdy wróciliśmy nikogo nie było. Zostawili tylko karteczkę że wychodzą na imprezę.
- Taeil!
- Tak? - przyszedł do kuchni gdzie właśnie się znajdowałem.
- No bo - objąłem go ramieniem. - Wiesz że jesteś moim ulubionym hyungiem?
- Czego chcesz?
- Nikogo nie ma więc... może się czegoś napijemy?
Ujrzałem błysk w jego oku. Nawet się lekko uśmiechnął.
- Wiesz co? Myślę że właśnie tego mi teraz potrzeba. Idziemy do spożywczego.
Ruszył i to o wiele szybciej ode mnie.
- Gdzie ci się tak spieszy? Mamy całą noc. Chłopaki pewnie wrócą nad ranem a Zico zostaje na noc.
- Im szybciej tym lepiej.
Kupiliśmy chyba z cztery butelki soju na głowę i do tego kilka puszek piwa.
Zaczęliśmy od piwa. Na Taeila działało to rozweselająco. Śmiał się nawet z moich nie śmiesznych dowcipów. Nawet mnie one nie śmieszyły. Gorzej było gdy zaczęliśmy soju. Wtedy to wyglądał jak chodząca depresja. Ciągle powtarzał też że nie ma po co żyć.
- Taeil - położyłem głowę na stoliku naprzeciwko jego twarzy. - Dlaczego ostatnio taki jesteś?
- Ale że jaki?
- Przygnębiony.
- Jihoon - dotknął dłonią mojej głowy i zaczął niezdarnie gładzić mnie po włosach. - Pewnych problemów nie da się rozwiązać. O innych lepiej nie wiedzieć. A o moim lepiej żebyś nie wiedział a tym bardziej nie da się go rozwiązać.
- Zgubiłem się.
- Po prostu nie przejmuj się mną. Dam sobie radę.
- Ale chcę ci pomóc.
- Nie musisz. Zresztą, nawet nie masz jak mi pomóc.
- Taeil - przesunąłem się do niego i go przytuliłem. - Nie chcę żebyś był smutny.
Siedziałem tak dłuższą chwilę. Poczułem jak Taeil zaczyna się przechylać. Zasnął. Przytrzymałem go i delikatnie położyłem na podłogę. Pod głowę włożyłem mu poduszkę na której siedział. Dokończyłem sam swoją butelkę soju i położyłem się obok niego.
Rano powitał nas Zico.
- No pięknie.
- Czemu ja tu śpię? - spytałem.
- Też się zastanawiam.
- O matko jak mnie wszystko boli. Idę do swojego łóżka - próbowałem wstać ale upadłem na Taeila. Rozległ się pisk. Taeil nie krzyczał. Taeil piszczał.
- Jihoon co ty robisz? Bolało.
- Przepraszam. Straciłam równowagę.
- Nic dziwnego po tym ile wypiliście. Chodź - Zico podszedł i pomógł mi dotrzeć do łóżka.
- Dzięki Jiho.
- Spoko - wyszedł z pokoju po drodze zasłonił mi roletę w oknie. Co ja bym bez niego zrobił.
Obudziłem się koło 15. Nadal wszystko mnie bolało ale tak jakby mniej. Wstałem żeby coś zjeść. Miałem ochotę zjeść wszystko co mieliśmy w lodówce. Nawet surową cebulę. Zanim zacząłem jeść poszedłem zobaczyć czy Taeil jeszcze śpi.
- Taeil jest u siebie? - spytałem Kyunga.
- Tak, a co?
- Śpi?
- Chyba już nie.
- Okej. Dzięki.
Gdy otworzyłem drzwi w pokoju było ciemno.
- Zabierz to światło!
- Już, już - zamknąłem drzwi.
- Coś się stało?
- Um... przyszedłem spytać czy jesteś głodny.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- To ja coś zrobię i ci przyniosę.
- Nie musisz.
- Ale chcę - wyszedłem do kuchni.
Zrobiłem coś na szybko i poszedłem zjeść z Taeilem.
Przez cały dzień z łóżka wychodziłem tylko do łazienki. Właściwie tylko Zico, Jaehyo i menadżer nie byli na kacu. Prawie wszyscy więc leżeli w łóżkach a menadżer przynosił nam picie. Nic innego nie miał dziś do roboty więc też mógł nieco odpocząć.
Jakiś czas później Taeil zaczął zachowywać się trochę dziwnie. Większość czasu spędzał na słuchaniu muzyki albo oglądaniu telewizję. Zwykle miewał ciekawsze zajęcia.
- Czego słuchasz? - usiadłem obok niego.
- Mówiłeś coś? - wyciągnął słuchawki z uszu.
Usłyszałem jedną z piosenek Zico.
- Od kiedy słuchasz hiphopu?
- Co? Nie... ja tylko chciałem raz posłuchać.
- A, czaje. Chcesz iść ze mną na lody?
- Nie sądzisz że jest za zimno na lody?
- To zjedzmy je tutaj. Tu jest ciepło.
- No dobra.
Gdy wróciliśmy ze sklepu usiedliśmy na podłodze w pokoju Taeila i Kyunga.
- Ostatnio dużo czasu spędzamy razem - powiedział po chwilowej ciszy.
- Jakoś tak... czuje że będzie ci lepiej.
- Dziękuję. Chyba tylko ty się o mnie martwisz.
Nawet nie wiesz jak bardzo. Szkoda że nie miałem odwagi żeby mu o tym powiedzieć.
- Może pójdziemy gdzieś jutro? - spytałem.
- Na randkę?
- Czemu nie?
- To co, kino i kolacja? Super, przyjedź o piątej.
- Jasne~
Byłem szczęśliwy patrząc na to jak żartuje i się śmieje. Po jakimś czasie przyszedł jeszcze Minhyuk i Kyung.
- Co tam gołąbeczki?
- Świetnie, idziemy jutro na randkę.
- To może pójdziemy na podwójną randkę? - Kyung złapał Minhyuka za rękę.
- Co ty na to kochanie? - spytałem.
- No nie wiem...
- Zgódź się no - Minhyuk złapał Taeila za rękaw i zaczął za niego ciągnąć.
- No dobra, dobra.
- To gdzie idziemy?
- Myśleliśmy o kinie i kolacji.
- Trochę przereklamowane ale może być.
Nasza 'podwójna randka' okazała się genialnym pomysłem. Stwierdziliśmy że trzeba będzie to powtórzyć.
Chciałbym pójść kiedyś z Taeilem na prawdziwą randkę.
Gdy Zico miał trochę wolnego czasu przyszedł do dormu ze swoją dziewczyną, Soonkyu. Powszechnie znaną jako Sunny. Nadal nie wiem jakim cudem udało im się ukryć ich związek przez tak długi czas. Mimo to dogadywali się dobrze i w sumie się cieszyłem że znalazł kogoś, kogo kocha.
Soonkyu była naprawdę zabawna. Zawsze gdy nas odwiedzała siedzieliśmy wszyscy razem w salonie jedząc coś, oglądając film lub po prostu rozmawiając. Dziś jednak nie było tylko Taeila. Poszedłem zobaczyć co robi. Leżał w łóżku i słuchał muzyki. Podszedłem do niego i wyjąłem mu słuchawkę z ucha.
- Czemu siedzisz tu sam? - usiadłem obok niego na łóżku.
Taeil się podniósł.
- Po prostu nie mam ochoty z wami siedzieć. Przepraszam.
- Źle się czujesz?
- Trochę.
- Zrobię ci herbaty - wstałem z łóżka.
Wróciłem po jakimś czasie. Gdy tylko wszedłem do pokoju Taeila i zamknąłem drzwi usłyszałem jak ktoś powiedział że ostatnio 'dziwnie się zachowujemy'.
- Słyszałeś ich?
- Ta, nie przejmuj się - uspokoił mnie. - Przecież oboje dobrze wiemy jak jest.
- No nie do końca.
- Jak to?
- Nadal nie wiem co cie trapi.
- Kiedyś ci powiem.
- Ale czemu nie teraz?
Nie odpowiedział mi. Chciałem wyjść z jego pokoju ale mnie zatrzymał.
- To nie tak że ci nie ufam. Ja... oh, nie wiem jak ci to wyjaśnić. To jest po prostu dla mnie trudne.
Chciałem wyjść z pokoju ale złapał mnie za rękę.
- Przepraszam. Naprawdę przepraszam.
Chciałem się na niego wkurzyć. Chciałem ale nie potrafiłem. Nie wiedziałem jednak co zrobić. Stałem tak chwilę a później wyszedłem z jego pokoju i wróciłem do siebie ignorując resztę która nadal siedziała w salonie. Położyłem się do łóżka i po jakimś czasie zasnąłem. Miałem bardzo realistyczny sen. Przez cały czas myślałem że dzieje się naprawdę i gdy się obudziłem od razu pobiegłem wręcz do pokoju Taeila. Zacząłem po ciemku szukać jego łóżka. Nie zapalałem światła bo Kyung by się obudził. Obudziłem za to Taeila na którego właśnie trafiłem.
- Kto to? - powiedział dość głośno.
- Cii, to ja, Jihoon.
- Coś się stało?
- Chodź na chwile do kuchni.
Rozejrzałem się mimo że wszyscy dawno spali. Taeil przyszedł po chwili ubrany w szlafrok.
- Wiesz która jest godzina? - ustał opierając się o ścianę.
Podszedłem do niego i go przytuliłem.
- Taeil?
- Tak?
- Nie jesteś chory, prawda?
- O czym ty mówisz?
- Śniło mi się że byłeś chory. Bardzo chory i mogłeś w każdej chwili umrzeć.
Taeil objął mnie.
- Spokojnie. Nic mi nie jest.
- Na pewno?
- Na pewno. Nie martw się.
Mimo to i tak zawsze będę się o niego martwić.
- Jihoon idź już spać.
Ja jednak chwilę jeszcze stałem przytulając go.
- Jihoon - odepchnął mnie lekko a ja go puściłem.
- Wybacz. Przepraszam też że cię obudziłem.
- W porządku.
- Śpij dobrze.
- Ty też.
Wróciłem do siebie. Od razu zasnąłem.
Kilka dni później, dzień przed tym gdy mieliśmy wrócić do ćwiczeń ktoś wpadł na genialny pomysł by zrobić 'małą' imprezę. U nas tylko w nazwie było to małą imprezą. Tak naprawdę każdy kończył schlany i to mocno.
Tego akurat wieczora wszyscy chyba zapomnieli że niektórzy mieli dziewczyny. Przytulali się, czasem nawet całowali. Po jakimś czasie bałem się że zaraz ktoś skończy pieprząc się na podłodze.
Tylko ja i Taeil siedzieliśmy spokojnie. Nawet nie wypiliśmy tak dużo.
Taeil rozejrzał się po pokoju. Po chwili oparł głowę o moje ramię.
- Wiesz gdzie jest Kyung i Jiho? - spytał.
- Byli tu przed chwilą.
Taeil wstał.
- Gdzie idziesz?
- Poszukać ich.
- Po co ci oni?
- Nieważne.
Złapałem go za rękę.
- Zostań ze mną. Oni wszyscy nawet nie zwracają na mnie uwagi - spojrzałem na Jaehyo, Minhyuka i Yukwona którzy bawili się w najlepsze sprawdzając czy uda im się na raz pocałować.
- No dobra.
Chciał usiąść ale wylądował na moich kolanach. Próbował wrócić na swoje miejsce ale go przytrzymałem.
- Co robisz?
- Nic - przytuliłem go.
- Udziela ci się od nich.
- Chyba tak.
- Eh, Jihoon.
Taeil zaczął dalej pić a ja siedziałem nadal go przytulając. Trochę wytrzeźwiałem przez ten czas. Za to Taeil już zaczynał lekko się kiwać na moich kolanach. Po chwili na mnie upadł i powoli zasypiał.
- Taeil, zanieść cię do łóżka?
- Spokojnie, ja dam rade.
Podniósł się i próbował utrzymać równowagę. Niezbyt mu to wychodziło. Pomogłem mu jakoś dojść do pokoju. Zanim jeszcze zdążyłem otworzyć drzwi dało się usłyszeć... dość dziwne odgłosy.
- Taeil, może chcesz spać u mnie?
- Nie! Ja chce u siebie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Pewnie że dobry! Odsuń się.
Otworzył drzwi i zapalił światło. Wtedy oboje zobaczyliśmy coś, czego lepiej żebyśmy nie widzieli. Mianowicie, był to Zico z Kyungiem razem w łóżku. Nawet nie chciałem wiedzieć jak się teraz czuli.
Taeil stanął jak wryty patrząc na nich. Patrzyłem jak po woli zaczyna płakać a po chwili wybiega. Teraz to ja czułem się niezręcznie. Zgasiłem światło i pobiegłem za Taeilem. Ubrałem szybko buty i kurtkę. Wyszedłem z domu. Taeil nie odszedł daleko. Stał i chował twarz w dłoniach. Podszedłem do niego bliżej i położyłem mu rękę na ramieniu.
- Taeil co się stało?
Cały trząsł się z zimna więc okryłem go swoją kurtką.
- Nie płacz.
- Jak mam nie płakać? Jak ty byś się czuł widząc kogoś kogo kochasz z innym facetem w łóżku?
- Czekaj... że ty... Kyunga?
- Że Jiho.
Tego się nie spodziewałem. Byłem zaskoczony.
- Więc dlatego cały czas taki byłeś?
Kiwnął głową. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Nawet nie wiesz jakie to trudne żyć z nim pod jednym dachem.
- Wiem.
- Miałem na myśli to, że dla mnie to trudne.
- Wiem.
- Wiesz? Skąd ty możesz wiedzieć o miłości? Jesteś młody i...
- Tak, jestem - przerwałem mu. - Ale nie mów mi, że nie wiem nic o miłości.
Podszedłem do niego bliżej.
- Bo tak się składa że jesteśmy w podobnej sytuacji.
- Ty też kochasz Zico? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie, nie. Chodziło mi bardziej o to że tak jak ty kocham kogoś, kto tego nie odwzajemnia.
- Kogo?
- Hm, jest ode mnie starszy, mieszka ze mną...
- No to się dużo dowiedziałem - nie dał mi dokończyć.
- Nie jest zbyt wysoki, nosi okulary - spojrzał na mnie jakby się w końcu domyślił. - I kocha takiego jednego dupka.
- Nie nazywaj go tak.
- Ale to prawda. Nawet jeśli jest pijany to i tak zachował się jak dupek.
- Wiesz, ostatnio nawet zacząłem cię o to podejrzewać ale głupio mi było spytać.
- Chodź już do dormu.
- Nie chce tam iść.
- Możesz spać ze mną.
- Nie zmieścimy się.
- Jak cię przytulę to się zmieścimy.
Złapałem go za ramię i wręcz zaciągnąłem do środka.
Usiadł na łóżku a ja po chwili usiadłem obok niego.
- Jihoon.
- Tak?
- A ty nie czujesz się z tym źle?
- Szczerze mówiąc nie. Ja nigdy nie straciłem nadziei na to że kiedyś odwzajemnisz moje uczucia.
- Naprawdę? Jesteś głupi.
- Może i tak ale będę się starał.
- Po co? - spytał zrezygnowany.
- Bo chcę żebyś był szczęśliwy.
- Jihoon, to nie jest takie proste.
- Wiem o tym. Doskonale o tym wiem. Mimo to będę się starał.
- Ale ja... ja nie mogę ci nic obiecać.
- Nie musisz. Tylko daj mi szansę.
Spojrzał mi prosto w oczy. Po chwili lekko się uśmiechnął i kiwnął głową. Przytuliłem go.
- Dziękuję.
Byłem szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Tak jakby mi co najmniej wyznał przed chwilą miłość.
- Idziemy spać? - spytałem.
- Okej. Tylko... nie mam się w co przebrać. A nie chcę wracać do pokoju.
- Jak dla mnie możesz spać bez niczego~
- Bo zmienię zdanie.
- Dobra, dobra. Żartowałem. Zaraz ci coś pożyczę.
Znalazłem koszulkę która nawet na mnie była trochę za duża. Zrobiłem to specjalnie. Lubiłem patrzeć na jego tatuaże. Sprawiały że nie wyglądał tak dziecinnie.
- Zrobiłeś to specjalnie - powiedział gdy wrócił z łazienki.
- Ja tylko wziąłem pierwszą z wierzchu...
- Jasne.
- Przecież będziesz w tym tylko spał a nie szedł na fanmeeting.
Położył się do łóżka nie mówiąc już nic. Ja wyszedłem na chwilę do łazienki. Gdy wróciłem zauważyłem że Jaehyo jakoś doszedł do pokoju tylko do łóżka nie trafił. Pomogłem mu się położyć, przykryłem go i wróciłem do Taeila. Leżałem naprawdę blisko niego bo moje łóżko nie było duże.
- Niewygodnie mi trochę.
Przytuliłem go.
- Lepiej?
- Może...
- To dobrze. Dobranoc.
- Dobranoc.
Rano obudził nas krzyk Kyunga.
- Co to było? - krzyknął Jaehyo.
- Chyba właśnie Kyung sobie uświadomił co wczoraj zrobił.
- A co się stało?
- Jak się pospieszysz to zdążysz zobaczyć.
Szybko wybiegł z łóżka. Uwielbiał wszelkie plotki i skandale.
Taeil leżał patrząc na mnie.
- No co?
- Nie idziemy zobaczyć co się stało?
- A po co? - położyłem się znowu go przytulając. - Wczoraj widziałem wystarczająco dużo.
Chwilę później Zico i tak wyciągnął nas z łóżka.
- Czemu spaliście razem? - spytał zdziwiony i lekko się zarumienił.
- Bo ty spałeś z Kyungiem... - odpowiedziałem mu a Taeil wbił wzrok w podłogę.
- Nie mów o tym więcej. Nigdy. Jeśli ktoś się dowie... nawet nie macie pojęcia co wam wtedy zrobię.
Nigdy nie brzmiał tak groźnie.
- Jasne, jasne. Tylko na drugi raz postaraj się ciszej.
- To było pierwszy i ostatni raz - brzmiał poważnie ale mimo to niezbyt mu wierzyłem...
Zaczęliśmy trenować do comebacku. Było trochę ciężko po takim czasie ale dawaliśmy radę.
Mimo braku czasu starałem się jak najwięcej czasu spędzać z Taeilem. Dawałem mu często różne prezenty. Starałem się jak tylko mogłem. Aż pewnego dnia się na mnie obraził.
- Taeil, o co chodzi? - spytałem gdy w końcu go dogoniłem. - Dlaczego ciągle mnie olewasz?
- Ja... przepraszam, nie chcę cię zranić ale nie uważasz że starasz się trochę za bardzo? To po prostu trochę męczące.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć.
- Masz rację. Przepraszam. Myślałem że ci się to podoba.
- To nie tak, że tego nie lubię. Po prostu niedługo tak utyję od twoich prezentów że mi nawet taniec nie pomoże - zaśmiał się.
- Zawsze możesz to komuś podrzucić żeby on tył.
- Rzeczywiście. Żyję z Kyungiem w pokoju i na to nie wpadłem.
Kolejnego dnia wieczorem, po tym gdy wróciliśmy wyjątkowo wcześnie, Taeil oglądał sam film leżąc na kanapie. Usiadłem na oparciu kanapy bo on zajmował całą. Po chwili się podniósł żebym mógł usiąść. Gdy to zrobiłem położył głowę na moich kolanach i leżał dalej. Przez chwilę udawałem że film mnie interesuje. Później zacząłem bawić się jego włosami. Odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Chciałbym cię pocałować.
- Co? - od razu usiadł obok mnie.
- Czy ja powiedziałem to na głos?
- Tak.
- Jestem beznadziejny - oparłem głowę o jego ramię.
- Zrób to.
Podniosłem głowę i spojrzałem na niego zdziwiony.
- Tutaj?
- Nikogo tu nie ma.
Przez chwilę się wahałem.
- Ja... ja nie mogę.
- Jihoon... ty to jednak głupi jesteś. Może to by pomogło... - położył się znowu na moje kolana.
- Czekaj, cofam to!
- Za późno.
Byłem na siebie zły. Następnym razem to zrobię.
Taeil po chwili zasnął. Wstałem tak żeby go nie obudzić i zaniosłem do łóżka. Jego drobne ciało nie było zbyt ciężkie. Rozejrzałem się po pokoju. Nie było w nim nikogo. Nachyliłem się więc i pocałowałem Taeila w czoło.
- Dobranoc.
Dopiero kilka dni później powiedział mi że wtedy udawał że śpi. Już prawie się na niego wściekłem gdy nagle powiedział że to było urocze i mi podziękował.
Zaczęliśmy promocje i nie mieliśmy czasu prawie na nic. Mieliśmy też w zwyczaju świętować każdą pierwszą wygraną. Zresztą każdą kolejną też. Leżałem na podłodze a Taeil siedział obok. Oboje piliśmy wino.
- Nudzę się - powiedział i oparł głowę o rękę.
- To może gdzieś wyjdziemy?
- O tej godzinie?
- Czemu nie? O mam pomysł.
Wstałem, zabrałem butelkę wina i łapiąc Taeila za rękę zaprowadziłem go na dach naszego dormu.
- Czemu akurat tu? A jak spadnę?
- Nie spadniesz. Chodź tutaj.
Dach był praktycznie płaski. Usiadłem na samej krawędzi i rozejrzałem się. Był stąd niezły widok na miasto. Księżyc akurat był w pełni więc było dość jasno. Jedynie chmury zakrywały gwiazdy.
Taeil niepewnie usiadł obok mnie.
- Jihoon boję się trochę.
- Spokojnie - złapałem go za rękę.
- Mogę? - wskazał na butelkę.
Podałem mu ją. Wziął spory łyk.
- To chyba na dziś wystarczy. Jutro nie będę mógł śpiewać - oddał mi wino.
- Dasz radę. Zawsze dobrze śpiewasz.
Uśmiechnął się.
- A ty już nie palisz?
- Wiesz, otatnio nawet nie mam na to ochoty.
- To dobrze. Nie lubię tego zapachu.
Oparł lekko głowę o moje ramię. Ja zaś wziąłem ostatni, duży łyk wina. Postawiłem pustą butelkę obok siebie.
- Tylko nie zaśnij.
- A jak zasnę to zaniesiesz mnie do łóżka?
- Nie. Ciężki jesteś. Jeszcze bym spadł.
- I zginęlibyśmy razem. Jak romantycznie.
Zaśmiałem się.
- Taeil?
- Tak?
- Lubisz mnie chociaż trochę bardziej?
- Przecież zawsze cię lubiłem.
- Wiesz że nie o to mi chodzi.
- Hm - spojrzał na mnie. - Może.
Przytuliłem go. Chciałem mu powiedzieć że go kocham ale czułem, że mógłbym wszystko zepsuć. Postanowiłem poczekać aż on mi to powie.
Ten dzień był dziwny. Mieliśmy wolne a ja od samego rana nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Miałem dziś w planach jedynie wyjście gdzieś z Taeilem. On jednak tego dnia postanowił odwiedzić rodziców. Siedziałem oglądając telewizję i nudząc się niesamowicie aż przyszedł do mnie Jaehyo.
- Masz zamiar siedzieć i marnować tak ładną pogodę?
- I tak nie mam co robić bo nie ma Taeila.
- Nie mieszkasz tylko z nim. Chodź, pójdziemy gdzieś.
- No dobra.
Nie zbyt miałem na to ochotę ale z drugiej strony wolałem to niż bezsensowne gapienie się w telewizor. Poszliśmy na długi spacer po drodze kupując lody.
- Czemu ostatnio spędzacie tyle czasu razem?
- Ale kto?
- Ty i Taeil.
- Naprawdę aż tyle? Myślałem że wcześniej też tak było.
- Może i tak ale nie aż tak bardzo jak ostatnio. Teraz nawet jeśli mieszkamy w jednym pokoju rzadko ze mną rozmawiasz.
- Przepraszam.
- Nie musisz mnie przepraszać - objął mnie ramieniem. - Po prostu rozmawiaj tez czasami ze mną.
- Jasne - uśmiechnąłem się do niego.
Po południu wrócił Taeil. Grałem wtedy z resztą. Oprócz Zico bo gdzieś wyszedł. Pewnie do Soonkyu.
Nie myliłem się. Wrócił z nią wieczorem i kazał nam wszystkim przyjść do salonu.
- Musimy wam coś powiedzieć - zaczął gdy wszyscy już się zgromadzili.
Stałem na końcu z Taeilem.
- Pobieramy się - powiedziała Sunny i pokazała nam swój pierścionek zaręczynowy.
Przez chwilę nawet mnie to ucieszyło. Później spojrzałem na Taeila. Miał łzy w oczach. Po chwili pobiegł do swojego pokoju. Poszedłem za nim. Drzwi były zamknięte.
- Taeil - zapukałem. - Mogę wejść?
Przez chwilę nie odpowiadał później jednak usłyszałem jak przekręca klucz w drzwiach. Gdy wszedłem do środka zamknął je z powrotem.
- Jihoon. Dlaczego jestem taki beznadziejny? - stał przede mną i ledwo mówił przez to jak bardzo płakał.
- Nie mów tak. Nie jesteś beznadziejny - zacząłem gładzić go po głowie.
- Jestem. Powinienem się cieszyć, a ja czuję się przez to tylko gorzej.
- Ja też nie skakał bym ze szczęścia gdybyś brał ślub.
Taeil nagle mnie przytulił i rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Co mam teraz zrobić?
- Po prostu o tym nie myśl.
- To nie jest takie proste.
- Chodź - złapałem go za rękę i usiadłem z nim na jego łóżku. - Porozmawiajmy o czymś innym.
- O czym?
- Jak było u twoich rodziców?
- Jak zwykle. Większość rozmowy była o tym że powinienem się w końcu ożenić - pociągnął nosem.
Wstałem żeby podać mu chusteczki.
- I co im powiedziałeś? - podałem mu jedną a on wytarł sobie twarz.
- To co zawsze czyli "nie mam czasu na szukanie dziewczyny"
- Robię to samo. A u nich wszystko w porządku?
- Tak.
- To dobrze.
- A jak tam twoi?
- Tata jak zwykle nie ma na nic czasu a mama jak zwykle, mówi że musi w końcu mnie odwiedzić a i tak tego nie robi.
- Może to i dobrze.
- Czemu?
- Wiesz, gdyby tak weszła a my byśmy spali razem...
- No tak. Chociaż z drugiej strony ciekawi mnie jakby zareagowała.
- Pewnie nie za dobrze.
- Mam nadzieję że nie. A jak myślisz, co by zrobili twoi?
- Wydziedziczyli by mnie - zaśmiał się.
- Skąd ta pewność?
- Matka chyba od urodzenia planuje mój ślub a ojciec... nadal pamiętam jak reagował na mojego przyjaciela z gimnazjum.
- Opowiadaj.
- Był dość... oryginalny. Sam jego sposób bycia wręcz krzyczał że jest gejem.
- Byliście razem?
- Nie. Twierdził że nie jestem w jego typie. Zresztą mi też się nie podobał. Ale wszyscy w gimnazjum twierdzili inaczej...
- Dokuczali wam?
- Ta, ale nie trwało to długo bo zrozumieli że nas to nie obchodzi.
- To dobrze. A co z twoim tatą?
- Raz zobaczył go gdy mnie odprowadzał po szkole do domu. Powiedział że jak jeszcze raz zobaczy mnie z nim to z domu będę wychodził tylko do szkoły i z powrotem. Nie wpadł chyba na to że byliśmy w jednej klasie...
Rozmawialiśmy o tym jeszcze jakiś czas. Dowiedziałem się też o kilku jego krótkotrwałych związkach. Taeil położył się później do łóżka.
- Mogę tu jeszcze zostać? - spytałem.
- Jeśli chcesz. Ja idę spać. Dobranoc.
- Dobranoc - położyłem się obok niego.
Nie planowałem tego ale po chwili zasnąłem. Obudziło mnie pukanie do drzwi.
Wstałem i je otworzyłem.
- Co wy tu razem robiliście? - spytał zdziwiony Kyung.
- Rozmawialiśmy.
- To czemu zamknęliście drzwi? - milczałem nie wiedząc co odpowiedzieć. - No dobra, nieważne. Ja idę się umyć, przyszedłem tylko po piżamę.
- Okej.
Zabrał piżamę, kilka innych rzeczy i wyszedł.
Wróciłem do Taeila. Nie spał i znowu płakał. Położyłem się obok i go przytuliłem.
- Nie płacz, proszę. Idź już spać.
- Ale... ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Przez chwilę dzięki tobie o tym nie myślałem ale teraz znowu zacząłem. Dlaczego to takie trudne?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem ale wolałbym żebyś przestał o nim w końcu myśleć.
- Ja też. Ale niestety, to nie jest takie proste... - westchnął.
- Jak myślisz, za ile Kyung może wrócić?
- No nie wiem, niedawno wyszedł więc... - pocałowałem go, tym samym przerywając mu w połowie zdania.
- Przepraszam, pójdę już - wstałem ale Taeil złapał mnie za rękę.
- Mógłbyś zostać tu aż zasnę?
Usiadłem bez słowa z powrotem na łóżko.
- Nachyl się, chce ci coś powiedzieć - zaczął machać ręką.
Zrobiłem to o co prosił po czym uderzył mnie lekko w głowę.
- Ej, za co to?
- Nigdy więcej nie przepraszaj mnie, gdy mnie pocałujesz. No chyba że zrobisz to w miejscu publicznym...
- Nie zrobię - położyłem się obok niego i objąłem go ramieniem.
- Oby.
Taeil odwrócił się twarzą w moją stronę i zamknął oczy. Zacząłem głaskać go po głowie. Był taki uroczy. Leżałem tam dość długo. Nie wiedziałem czy aby na pewno śpi więc patrzyłem na niego dalej aż w końcu sam zasnąłem. Obudziłem się gdy Kyung wrócił. Właściwie to on mnie obudził.
- Nie wiem o co chodzi ale postanowiłem cię obudzić bo tak jakby zaraz spadniesz z łóżka - powiedział cicho.
Rzeczywiście. Gdy się odwróciłem spadłem na podłogę.
- Dobranoc - powiedziałem i wyszedłem z ich pokoju. Bylem lekko zażenowany tą sytuacją.
Później pilnowałem go aż zaśnie przez kilka kolejnych dni. Często przed tym dużo z nim rozmawiałem. Stopniowo odnosiłem wrażenie że coraz mniej przejmuje się zaręczynami Jiho. Nadal jednak był smutny. To było widać.
Gdy znaleźliśmy trochę wolnego czasu postanowiłem pójść gdzieś z Taeilem.
- Hej - wskoczyłem na jego łóżko z samego rana. - Wstawaj i ubieraj się. Mam nadzieje że nie masz planów na dziś.
- No nie mam, coś się stało?
- Chce cię zabrać na randkę.
- Na randkę? - spytał zdziwiony.
- Żartowałem. Po prostu pomyślałem że fajnie by było gdzieś razem wyjść. Odpoczniesz trochę, przestaniesz o tym wszystkim myśleć. Będzie fajnie.
- Dobra - uśmiechnął się do mnie. Było to tak niewiele ale cieszyło mnie niezmiernie.
Postanowiłem zabrać go do zoo.
- Zoo? Ile ty masz lat? - zażartował.
- Jestem najmłodszy, mogę.
- Ale ja jestem najstarszy.
- Trudno. Dawno nie byłem w zoo.
- Ja w sumie też nie. Chodźmy zobaczyć słonie - złapał mnie za ramię podbiegł w stronę wybiegu ze słoniami.
- Jesteś pewien tego, że jesteś najstarszy?
- Tak. Ja tylko lubię słonie.
- A ja wolę hipopotamy.
- W sumie wyglądasz trochę jak jeden.
- Czy ty mi sugerujesz, że jestem gruby?
- Żartowałem - dotknął mojego policzka i się uśmiechnął.
Dobrze że miałem na twarzy maskę i nikt nie zauważył jak się rumienię. Staraliśmy się nie wyróżniać za bardzo ale zawsze znajdą się różne fanki. Na szczęście spotkaliśmy dziś tylko kilka. Przywitały się i odeszły mówiąc kilka miłych słów.
Taeilowi chyba spodobała się nasza 'randka'. Jedliśmy lody i karmelowy popcorn oglądając zwierzęta.
W zoo znajdowało się też spore akwarium. Było w nim pełno ryb, różnych roślin i małych skorupiaków. Bardzo mi się podobało. Część 'podwodnego' korytarza była całkowicie ciemna. Widać było tylko małe światła przy podłodze. Były tam ryby które świeciły w ciemności. Nigdy wcześniej takich nie widziałem.
- Jihoon. Gdzie jesteś? - w tym samym momencie na mnie wpadł.
- Tutaj - zaśmiałem się.
Złapał mnie za rękę i poszliśmy dalej. Gdy wyszliśmy na zewnątrz on nadal trzymał mnie za rękę. Nie protestowałem. Podobało mi się to. Po drodze z zoo poszliśmy jeszcze na obiad.
Wróciliśmy po południu. Było dość cicho więc uznałem że wszyscy grają, nie ma ich albo śpią.
- Dziękuję - powiedział Taeil stając przede mną. - Było naprawdę fajnie - uśmiechnął się do mnie.
Czułem że to był dobry moment żeby go znowu pocałować. Wyglądało na to że przez chwilę nawet mu się podobało. Później jednak szybko uciekł do swojego pokoju. Czułem się lekko zawiedziony. Poszedłem do siebie. Jaehyo nie było w pokoju. Położyłem się na łóżku i włączyłem sobie muzykę.
Widocznie leżałem tak, nie robiąc nic, dość długo bo nagle obok łóżka stanął Taeil. Spodziewałem się tego, że przyjdzie pogadać o tym co zrobił. On jednak tylko powiedział że się nudzi. Usiadł obok mnie na łóżku.
- Połóż się jak chcesz.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie.
- Wiem że jesteś. Przepraszam.
- Naprawdę nie jestem zły.
- Kłamiesz. A teraz zróbmy coś razem bo się zanudzę - położył się obok.
- Może pooglądamy zdjęcia?
- Czyje?
- Nasze.
- Przecież nie mamy aż tylu wspólnych zdjęć.
- Wydaje ci się. Czasami jak się nudzę oglądam zdjęcia robione przez fanów. Nieraz są całkiem zabawne.
- Pokaż.
Leżeliśmy oglądając zdjęcia. Prawie każde z nich musiał skomentować.
- Wyglądam tu strasznie.
- Wcale nie. Jest urocze.
- Chyba dla ciebie.
- Dla mnie zawsze jesteś uroczy.
- Przestań - widziałem jak się lekko rumieni. Nie skomentowałem tego.
Później oglądaliśmy zdjęcia reszty. Z nich mogliśmy się nabijać.
Gdy trafiliśmy na moje zdjęcia, Taeil zabrał mi telefon z ręki.
- Co robisz?
- Patrz, wyglądasz tu jak elf.
- Elf? Mogę to uznać za komplement?
Uśmiechnął się do mojego zdjęcia a później odwrócił się w moją stronę. Dotknął dłonią mojej twarzy.
- Lubię twoje oczy.
- Naprawdę? - zarumieniłem się.
- Tak - patrzył mi prosto w oczy i uśmiechał się. - Jesteś uroczy.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Zarumieniłem się jeszcze bardziej.
- I wiesz co Jihoon? - Taeil głaskał mnie po policzku. - Dzisiaj nawet przez chwilę nie myślałem o Jiho.
Przysunął się powoli bliżej i mnie pocałował. Teraz to jego twarz była cała czerwona.
- Chyba naprawdę się w tobie zakochałem. Gdy wcześniej mnie pocałowałeś j-ja spanikowałem. Moje serce biło tak szybko i... - przytulił mnie. - Oh, Jihoon. Ja naprawdę cię lubię.
- Nie wierzę...
- Co? Nie wierzysz mi?
- Nie wierzę w to co słyszę.
- To co mam zrobić żebyś uwierzył? Iść i powiedzieć to wszystkim?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Dobra - wstał z łóżka i już chciał wyjść z pokoju gdy złapałem go za rękę.
Przysunąłem Taeila do siebie i go pocałowałem.
- O mój Boże - usłyszałem krzyk Jaehyo.
Odsunąłem się od Taeila i spojrzałem w stronę Jaehyo. Wybiegł szybko z pokoju.
- Chyba i tak się dowiedzą - powiedziałem.
- Trudno - Taeil mnie przytulił. - Prędzej czy później i tak by się domyślili.
- Racja.
Right now, I’m almost at paradise I’m here. I’m yours. (Junghwa x LE, EXID)
Hyojin pchnęła mnie na łóżko. Usiadła na mnie i zdjęła moją koszulkę. Nachyliła się nade mną i mnie pocałowała. Wszystko do tej pory było dość niewinne jak na nią.
Zaczęła całować mnie po szyi. Robiła też spore malinki. W tym samym czasie włożyła jedną dłoń do mojego stanika i delikatnie pieściła moje sutki.
- Junghwa, moja piękna - wyszeptała swoim seksownym głosem wprost do mojego ucha. - Pamiętasz co ostatnio ci proponowałam?
- Tak - powiedziałam nadal dość niepewna.
- Co ty na to żeby dziś spróbować? - zaczęła gładzić mnie po włosach i delikatnie przeczesywać je palcami.
- O-okej.
- Jesteś tego pewna?
- Tak - przełknęłam ślinę i odpowiedziałam jej z większą śmiałością.
Hyojin wstała i podeszła do szafy. Wyjęła z niej karton. Miała w nim długą linę w jaskrawo różowym kolorze i kilka innych rzeczy.
Wróciła do mnie i położyła linę na łóżku. Zdjęła ze mnie niezbyt delikatnie spodnie i majtki. Po chwili dosłownie zdarła ze mnie stanik.
- Jesteś taka piękna - powiedziała i mnie pocałowała.
Później zaczęła obsypywać pocałunkami całą moją klatkę piersiową łaskocząc mnie przy tym włosami. Sprawiało to że byłam coraz bardziej rozpalona.
Przejechała dłońmi po moich ramionach. Złapała moje oba nadgarstki jedną ręką i wzięła kawałek liny. Przywiązała nią moje ręce do ramy łóżka.
Złapała za dłuższy kawałek liny. Uniosła moją głowę lekko do góry i przeciągnęła dookoła szyi sznur. Zawiązała go na wysokości moich obojczyków. Później pociągnęła go przez środek mojego ciała. Zrobiła supeł na samym środku w miejscu gdzie sznur przechodził przez moją waginę. Później związała dość ciasno moje piersi. Wszystko szło jej tak sprawnie że aż wprawiało mnie to w zdumienie.
Z każdym nawet delikatnym ruchem czułam jak supełek na dole się przesuwa. Nigdy w życiu nie byłam bardziej podniecona.
Hyojin rozebrała się przede mną. Usiadła na mnie rozstawiając nogi po obu stronach mojego ciała. Uklęknęła, złapała mnie za brodę i uniosła moją głowę do góry. Uśmiechnęła się. Wsunęła mi dwa palce do buzi. Zaczęłam je bardzo intensywnie ssać. Hyojin wyjęła je po chwili.
- Dobra dziewczynka - pogłaskała mnie po policzku.
Przejechała palcami po moim ciele wzdłuż liny aż do małego supełka na dole. Wyjęła go i włożyła we mnie palce. Nie trwało to długo.
- Jeszcze - jęknęłam.
- Nie ma tak dobrze.
Przesunęła linę tak że supełek znowu był na środku.
Dotknęła moich piersi. Zaczęła je mocno ściskać. Wygięłam lekko swoje plecy. Nawet przy takim ruchu sznur drażnił moją waginę. Nawet przez mój przyspieszony oddech lina się poruszała. Jedyne czego wtedy pragnęłam było to żeby Hyojin w końcu mnie zaspokoiła. Ona jednak bawiła się ze mną dalej.
Złapała moje sutki i zaczęła najpierw lekko je ciągnąć, później coraz mniej delikatnie ściskając wykręcała je. Z mojego gardła wydał się niezbyt głośny krzyk.
Hyojin na mnie spojrzała. Nie wyglądała na zadowoloną. Zamachnęła się i uderzyła mnie w twarz.
- Zamknij się - rozkazała.
Mój policzek bolał, Hyojin była silna. Jednak nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Chciałam więcej. Przygryzłam wargę i uśmiechając się spojrzałam na nią.
- Hm? Podobało ci się?
Pokiwałam głową.
- Kto by pomyślał? Nasza mała, niewinna Junghwa... - pogłaskała mnie po policzku i po chwili znowu mnie uderzyła.
- Mam coś lepszego.
Wyciągnęła ze swojego kartonika pejcz.
- Odwróć się.
Wykonałam jej polecenie od razu. Podpierałam się na łokciach wypinając się w jej stronę. Przeszła dookoła łóżka. Delikatnie dotykając mnie końcówkami pejcza. Zatrzymała się i uderzyła mnie nim mocno w plecy. Jęknęłam dość głośno.
- Miałaś się zamknąć - uderzyła mnie mocniej tym razem w tyłek.
Musiałam się bardzo powstrzymać żeby nie wydać z siebie żadnego odgłosu.
- Grzeczna - pogłaskała mnie po głowie.
Przesunęła pejczem po moich plecach i na końcu mnie nim uderzyła. Wygięłam aż plecy.
Hyojin odwróciła mnie z powrotem na plecy. Rzuciła pejcz na podłogę. Ukłęknęła nade mną i złapała za linę. Pociągnęła za nią mocno.
- Ah... - westchnęłam cicho.
Hyojin odwiązała mi ręce i ułożyła mnie inaczej na łóżku. Uklęknęła nad moją twarzą. Wsunęła palce w moje włosy i pociągnęła za nie mocno do tyłu.
- Teraz, zrobisz mi dobrze tak jakby zależało od tego twoje życie, jasne?
Pokiwałam głową. Hyojin zabrała dłoń z moich włosów i złapała się za metalową ramę łóżka. Ja wsunęłam w nią język. Była tak bardzo rozgrzana. Lizałam, całowałam a nawet lekko przygryzałam jej wargi. Hyojin jęczała z przyjemności. Brzmiało to dla mnie naprawdę pięknie.
- Junghwa, oh... Junghwa, jesteś najlepsza. Moja mała dziwka.
Nawet to, że mnie tak nazwała było podniecające.
Hyojin podniosła się, przeszła na koniec łóżka i nachyliła się nade mną.
- Moja kolej.
Już prawie przestawałam czuć linę w tym miejscu bo była tam tak długo. Dopiero poczułam ją ponownie, gdy ją wyjęła. Hyojin przysunęła się i włożyła we mnie palec. Przygryzłam wargę żeby nie jęknąć. Po chwili wsunęła jeszcze dwa palce. Wystarczyło mi kilka ruchów jej dłoni. Nigdy w życiu nie czułam się tak jak teraz. Było to naprawdę genialne uczucie
Gdy Hyojin mnie rozwiązała, wzięłyśmy razem prysznic. Nie obyło się bez powtórki. Tym razem było to bardziej delikatne. Gdy skończyłyśmy ubrałyśmy jedynie koszulki i poszłyśmy spać. Wtuliłam się w Hyojin a ona mnie objęła. W jej ramionach czułam się cudownie. Czułam się kochana i bezpieczna. Ona naprawdę jest dla mnie wszystkim.
Zaczęła całować mnie po szyi. Robiła też spore malinki. W tym samym czasie włożyła jedną dłoń do mojego stanika i delikatnie pieściła moje sutki.
- Junghwa, moja piękna - wyszeptała swoim seksownym głosem wprost do mojego ucha. - Pamiętasz co ostatnio ci proponowałam?
- Tak - powiedziałam nadal dość niepewna.
- Co ty na to żeby dziś spróbować? - zaczęła gładzić mnie po włosach i delikatnie przeczesywać je palcami.
- O-okej.
- Jesteś tego pewna?
- Tak - przełknęłam ślinę i odpowiedziałam jej z większą śmiałością.
Hyojin wstała i podeszła do szafy. Wyjęła z niej karton. Miała w nim długą linę w jaskrawo różowym kolorze i kilka innych rzeczy.
Wróciła do mnie i położyła linę na łóżku. Zdjęła ze mnie niezbyt delikatnie spodnie i majtki. Po chwili dosłownie zdarła ze mnie stanik.
- Jesteś taka piękna - powiedziała i mnie pocałowała.
Później zaczęła obsypywać pocałunkami całą moją klatkę piersiową łaskocząc mnie przy tym włosami. Sprawiało to że byłam coraz bardziej rozpalona.
Przejechała dłońmi po moich ramionach. Złapała moje oba nadgarstki jedną ręką i wzięła kawałek liny. Przywiązała nią moje ręce do ramy łóżka.
Złapała za dłuższy kawałek liny. Uniosła moją głowę lekko do góry i przeciągnęła dookoła szyi sznur. Zawiązała go na wysokości moich obojczyków. Później pociągnęła go przez środek mojego ciała. Zrobiła supeł na samym środku w miejscu gdzie sznur przechodził przez moją waginę. Później związała dość ciasno moje piersi. Wszystko szło jej tak sprawnie że aż wprawiało mnie to w zdumienie.
Z każdym nawet delikatnym ruchem czułam jak supełek na dole się przesuwa. Nigdy w życiu nie byłam bardziej podniecona.
Hyojin rozebrała się przede mną. Usiadła na mnie rozstawiając nogi po obu stronach mojego ciała. Uklęknęła, złapała mnie za brodę i uniosła moją głowę do góry. Uśmiechnęła się. Wsunęła mi dwa palce do buzi. Zaczęłam je bardzo intensywnie ssać. Hyojin wyjęła je po chwili.
- Dobra dziewczynka - pogłaskała mnie po policzku.
Przejechała palcami po moim ciele wzdłuż liny aż do małego supełka na dole. Wyjęła go i włożyła we mnie palce. Nie trwało to długo.
- Jeszcze - jęknęłam.
- Nie ma tak dobrze.
Przesunęła linę tak że supełek znowu był na środku.
Dotknęła moich piersi. Zaczęła je mocno ściskać. Wygięłam lekko swoje plecy. Nawet przy takim ruchu sznur drażnił moją waginę. Nawet przez mój przyspieszony oddech lina się poruszała. Jedyne czego wtedy pragnęłam było to żeby Hyojin w końcu mnie zaspokoiła. Ona jednak bawiła się ze mną dalej.
Złapała moje sutki i zaczęła najpierw lekko je ciągnąć, później coraz mniej delikatnie ściskając wykręcała je. Z mojego gardła wydał się niezbyt głośny krzyk.
Hyojin na mnie spojrzała. Nie wyglądała na zadowoloną. Zamachnęła się i uderzyła mnie w twarz.
- Zamknij się - rozkazała.
Mój policzek bolał, Hyojin była silna. Jednak nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Chciałam więcej. Przygryzłam wargę i uśmiechając się spojrzałam na nią.
- Hm? Podobało ci się?
Pokiwałam głową.
- Kto by pomyślał? Nasza mała, niewinna Junghwa... - pogłaskała mnie po policzku i po chwili znowu mnie uderzyła.
- Mam coś lepszego.
Wyciągnęła ze swojego kartonika pejcz.
- Odwróć się.
Wykonałam jej polecenie od razu. Podpierałam się na łokciach wypinając się w jej stronę. Przeszła dookoła łóżka. Delikatnie dotykając mnie końcówkami pejcza. Zatrzymała się i uderzyła mnie nim mocno w plecy. Jęknęłam dość głośno.
- Miałaś się zamknąć - uderzyła mnie mocniej tym razem w tyłek.
Musiałam się bardzo powstrzymać żeby nie wydać z siebie żadnego odgłosu.
- Grzeczna - pogłaskała mnie po głowie.
Przesunęła pejczem po moich plecach i na końcu mnie nim uderzyła. Wygięłam aż plecy.
Hyojin odwróciła mnie z powrotem na plecy. Rzuciła pejcz na podłogę. Ukłęknęła nade mną i złapała za linę. Pociągnęła za nią mocno.
- Ah... - westchnęłam cicho.
Hyojin odwiązała mi ręce i ułożyła mnie inaczej na łóżku. Uklęknęła nad moją twarzą. Wsunęła palce w moje włosy i pociągnęła za nie mocno do tyłu.
- Teraz, zrobisz mi dobrze tak jakby zależało od tego twoje życie, jasne?
Pokiwałam głową. Hyojin zabrała dłoń z moich włosów i złapała się za metalową ramę łóżka. Ja wsunęłam w nią język. Była tak bardzo rozgrzana. Lizałam, całowałam a nawet lekko przygryzałam jej wargi. Hyojin jęczała z przyjemności. Brzmiało to dla mnie naprawdę pięknie.
- Junghwa, oh... Junghwa, jesteś najlepsza. Moja mała dziwka.
Nawet to, że mnie tak nazwała było podniecające.
Hyojin podniosła się, przeszła na koniec łóżka i nachyliła się nade mną.
- Moja kolej.
Już prawie przestawałam czuć linę w tym miejscu bo była tam tak długo. Dopiero poczułam ją ponownie, gdy ją wyjęła. Hyojin przysunęła się i włożyła we mnie palec. Przygryzłam wargę żeby nie jęknąć. Po chwili wsunęła jeszcze dwa palce. Wystarczyło mi kilka ruchów jej dłoni. Nigdy w życiu nie czułam się tak jak teraz. Było to naprawdę genialne uczucie
Gdy Hyojin mnie rozwiązała, wzięłyśmy razem prysznic. Nie obyło się bez powtórki. Tym razem było to bardziej delikatne. Gdy skończyłyśmy ubrałyśmy jedynie koszulki i poszłyśmy spać. Wtuliłam się w Hyojin a ona mnie objęła. W jej ramionach czułam się cudownie. Czułam się kochana i bezpieczna. Ona naprawdę jest dla mnie wszystkim.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)