Był późny wieczór. Sobota. Oglądałem z Gunhee telewizję. Nudził mnie ten program niesamowicie.
- Gunhee - podniosłem głowę z jego ramienia.
- Tak?
- Nudzę się.
- Nudzisz się? - spojrzał na mnie.
Pokiwałem głową.
- Nie chcesz iść pograć czy coś?
- Jakoś nie mam ochoty.
- Mój biedny Heechul - przytulił mnie.
Po chwili popchnąłem go tak że leżał na plecach a ja na nim. Chciałem go pocałować ale zanim mi się to udało, Gunhee obrócił się tak że teraz ja leżałem na plecach a on nade mną.
- Nie ma tak dobrze. Mimo wszystko nadal pozostajesz kobietą w tym związku.
Później, prawie na mnie leżąc, pocałował mnie. Oczywiście musiał przy tym otrzeć swoje krocze o moje. Momentalnie mi stanął.
- Gunhee. Kobieta twojego życia chyba ma mały problem.
- Co się stało? Zaczął ci się okres?
- Gorzej - wskazałem palcem w stronę moich spodni.
- Rzeczywiście. Mamy problem.
- Zrób coś z tym.
- Ale ja nie potrafię.
- Dasz radę. Proszę.
Przez chwilę patrzył na mnie i nie wiedział co ma zrobić.
- To co widziałem w filmach wystarczy?
- Zależy jakie filmy widziałeś.
Powoli rozpiął moje spodnie i je ściągnął.
- Czekaj chwilę!
- Coś nie tak?
- Mam prośbę.
- Jaką?
- Zdejmij koszulkę.
Gunhee się zaśmiał i zrobił to o co prosiłem. Później zdjął mi majtki. Zaczął mnie dotykać jakby się bał. Po chwili jednak robił to coraz pewniej. Byłem tak strasznie podniecony. Odkąd go poznałem marzyłem o tej chwili.
Zaskoczył mnie gdy nagle zaczął go ssać. Nie był w tym aż taki zły jak na kogoś kto nigdy tego nie robił. Kilka jęków później doszłem gdy znowu robił to ręką.
- Całkiem niezłe te filmy widziałeś.
- Chociaż raz się na coś przydały.
Kilka dni później Gunhee przyszedł po pracy do mojego mieszkania.
- Chodź, muszę ci coś pokazać.
- Czyżby nowe filmy?
- Lepiej.
Wyciągnąłem z szafy papierową torbę i podałem mu ją.
- Heechul, oszalałeś.
- Trudno. Jakoś muszę przeżyć a nie chcę być jak Kyuhyun...
Gunhee wyciągnął z torby wibrator który kupiłem.
- Jesteś pewien że dasz radę? - zaśmiał się. - Jest spory.
- Nie aż tak.
- Chcesz mi powiedzieć że potrafisz z większym...
- No wiesz, całkiem miło wspominam wakacje w USA.
- Mój Boże, Heechul... - chciał złapać się za głowę ale zapomniał że trzyma w niej ten wibrator i uderzył się nim w czoło.
Zacząłem się tak śmiać że aż upadłem na łóżko.
- No pewnie. Teraz będziesz się ze mnie do końca życia nabijał bo walnąłem się sztucznym penisem w głowę.
Zacząłem się śmiać jeszcze bardziej.
- Nie że coś ale to ty chcesz go mieć w tyłku.
- Ja go chociaż będę używał we właściwy sposób.
- Bardzo śmieszne - usiadł koło mnie na łóżku.
- Gunhee~ - objąłem go od tyłu i dotknąłem palcem wibratora którego nadal trzymał w ręku. - Wypróbujmy go.
- Teraz?
- Nie, jutro o 14:35 - powiedziałem z ironią. - A kiedy jak nie teraz? Dziś kupiłem, jeszcze świeży.
- Skoro tak...
Gunhee odwrócił się, położył mnie na plecach i pocałował. Po chwili zdjął moją koszulkę a ja jego. Uwielbiałem na niego patrzeć gdy był wpół nagi.
Zaczął dotykać mnie po tyłku. Powoli zssuwał palce coraz niżej.
- Gunhee - wskazałem na torbę która stała na szafce. Był w niej lubrykant.
- Co to?
- Zgadnij.
Po chwili się domyślił i zaczął mnie nim smarować.
- To też? - spytał łapiąc wibrator.
- Oh, Gunhee... nie czas teraz na instrukcję obsługi. Rób co chcesz.
Dokładnie rozsmarował lubrykant na moim dzisiejszym partnerze. Włączył i powoli zaczął go we mnie wsuwać. Szczerze mówiąc używałem czegoś takiego tylko raz ale z Gunhee podobało mi się o wiele bardziej.
Gdy już prawie doszłem dałem wyraźnie do zrozumienia żeby przestał. Gunhee wyjął wibrator i chwycił mojego penisa. Później znowu zaczął go ssać. Nie mogłem się powstrzymać i doszłem mu prosto w usta.
czwartek, 5 maja 2016
You’re the one who makes my empty heart breathe (Gunheechul)
- Heechul wracajmy już.
- A gdzie ci się tak spieszy? Daj mi wybrać odżywkę. Moje włosy muszą być w idealnym stanie. Zawsze.
- Dobra, dobra ale się pospiesz. Już jestem zmęczony.
- Kyuhyun, nie narzekaj. Daj mi chwilę.
- Masz 5 minut.
- 10.
- Nie możesz po prostu wziąć tej co zawsze?
- Nigdy nie biorę tej samej.
- Jesteś taki skomplikowany.
- I tak mnie kochasz.
- Kto ci takich bzdur naopowiadał?
- Ty.
- Chyba musiałem być bardzo pijany.
- Wziąć tą czy tą? - pokazałem mu dwie buteleczki.
- Ta ma ładniejsze opakowanie.
- Nie oceniaj książki po okładce. Patrz - wziąłem opakowanie z półki. - Ta ma brzydkie opakowanie a jest świetna.
- To czemu jej nie weźmiesz?
- Bo kupiłem ją ostatnio.
- Stary bądź facetem i się w końcu zdecyduj.
- Jestem facetem. Uwierz że kobietom zajmuje to dłużej.
- Tak? - spojrzał na kobietę która podeszła do półki z odżywkami, wzięła jedną i odeszła do kasy. - Jesteś pewien?
- Tak. Może ona po prostu nie zmienia odżywki i zawsze tą bierze.
- Taa...
- Chyba wezmę tą.
- Pan wysłuchał moich modłów. To teraz do kasy.
Złapał mnie za rękę i pociągnął do lady sklepowej zanim zdążyłem się rozmyślić.
Później zaciągnął mnie do windy.
- Kyuhyun.
- Co?
- Mówiłem ci milion rady że boje się wind.
- Oh, naprawdę? - powiedział z wyraźnym sarkazmem.
- Udusze cię zaraz.
Winda zatrzymała się.
- Kyuhyun! - złapałem go za ramiona. - Czemu stoimy? Czy my tu utknęliśmy? Teraz oboje tu zginiemy!
- Heechul, zatrzymaliśmy się na parterze. Wysiadamy.
- No przecież wiem - zarzuciłem torebką tak, że Kyu prawie dostał w łeb i wyszedłem z windy.
Wróciłem do domu. Poukładałem rzeczy które kupiłem. Wszystko jak zawsze miałem uporządkowane.
Zrobiłem sobie ramyun i poszedłem grać. Zawsze tak mnie to wciągało że trafiłem poczucie czasu. Sprawdziłem godzinę. Była już prawie 23. Poszedłem szybko się umyć a później spać. Musiałem się wyspać.
Poniedziałek. Jak zwykle z samego rana miałem dostawę do mojego butiku. Posiadanie go od zawsze było moim marzeniem. Okazało się też moim sukcesem. Zarabiałem tyle że w planach miałem otworzenie drugiego.
Dużo osób otwarcie przyznawało że przychodzi tu tylko dla mnie. Nic dziwnego. W końcu byłem piękny~
- Dzień dobry - do środka weszła starsza kobieta.
- Witam. Pomóc pani w czymś?
- Może później. Na razie trochę się rozejrzę.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się do niej.
Jedyne czego nie lubiłem w tej pracy to bycie miłym. Na szczęście miałem od tego ludzi.
Skończyłem przyjmować towar i mogłem trochę odpocząć bo nie miałem chwilowo klientów. Gdy piłem kawę, do sklepu wpadł mój przyjaciel Kyuhyun.
- Cześć Heechul.
- Cześć.
- Robisz dziś coś wieczorem?
- Raczej nie.
- To świetnie. Co ty na to żeby iść do klubu?
- Dobra, tylko daj mi w ciszy i spokoju wypić kawę.
- To ja pójdę też sobie zrobić.
- Nie mam już.
- Jasne. Zawsze masz kawę.
- Ale nie mam jej dla ciebie.
- Sknera. Dobrze że nie zgodziłem się na pracę u ciebie.
- Również się cieszę. Tylko by mi popyt zmalał.
- Z taką twarzą raczej by ci wzrósł dwukrotnie.
- Chyba poziom cholesterolu.
- Czy ty sugerujesz mi że jestem gruby?
- Skąd, przyjacielu...
- Znam cię za dobrze. To ja spadam, wpadnę po ciebie wieczorem.
- Jasne.
Tego dnia miałem sporo klientów. Na szczęście na drugą zmianę przyszedł Jungsoo i mogłem wrócić do domu. Cieszyłem się że u mnie pracował. W przeciwieństwie do mnie nie musiał udawać miłego bo rzeczywiście taki był. Potrafił pomóc każdemu klientowi. No i był przystojny. Jedynym minusem było to że nadal go nie rozgryzłem i nie wiedziałem czy mogę liczyć na to że kiedyś się ze mną prześpi.
Kolejnego dnia obudziłem się śpiąc na Kyuhyunie. Na szczęście w swojej sypialni.
- Kyu. Wstawaj.
- Co się stało? Mama?
- Wytrzeźwiej człowieku. Właśnie dlatego nie powinno się pić w poniedziałek.
- Oj tak. Zaraz umrę. Daj mi pić.
- To ty mi przynieś wody.
- Jak ja ci przyniosę to to na pewno woda nie będzie.
- No tak. Nie można ci ufać w kwestii jedzenia i picia. Wstawaj i chodź do kuchni.
Kyuhyun wlał sobie wody i usiadł przy stole.
- Idiota.
- Mówisz o sobie?
- Nie. Ja nie jestem na tyle głupi żeby pić samą wodę na kaca.
- Masz lepszy pomysł? Albo cokolwiek innego do picia?
- Nie, ale mam moje cudowne tabletki.
- To ja poproszę - położył głowę na stole.
- Czy ty zawsze musisz tyle pić?
- A czy ty musisz zawsze mi to wypominać?
- Tak. Mogę ci też wypominać to z iloma chłopakami się przespałeś gdy twój ukochany jest w wojsku.
- Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal.
- Gorzej gdy kiedyś cię zaskoczy.
- Dlatego nigdy nie robię tego z innymi w naszym mieszkaniu.
- Jesteś okropny.
- A ty wcale nie lepszy.
- Ej, ja nie mam chłopaka. Mogę spać z kim chcę.
- Jeszcze nie masz chłopaka...
- Jak na razie nie planuje go mieć. Pasuje mi takie życie. Mam poczucie że leci na mnie tylu facetów~
- Ta, to raczej desperacja.
- Chyba w twoim przypadku.
- Dobra, to ilu było wczoraj?
- O ile dobrze pamiętam to trzech.
- Uuu, wypadłeś z formy. Pamiętam te czasy gdy potrafiłeś zaliczyć nawet ośmiu jednej nocy.
- To i tak mało. Mój rekord to 12.
- Nieźle~
Siedzieliśmy tak wspominając czasy gdy mieliśmy więcej czasu na imprezy aż nie poczuliśmy się lepiej. Wyszedłem wtedy do mojego butiku a Kyu poszedł do domu.
- Cześć Jungsoo.
- Dzień dobry.
- Jak ci idzie?
- Świetnie. Nie było na razie wielu klientów.
- No tak. Jest całkiem wcześnie.
- W dodatku środek tygodnia.
- Racja. Mógłbyś zapakować rzeczy do wysyłki?
- Oczywiście. Już się za to biorę.
- Świetnie. To ja zastąpię cię tutaj.
Jungsoo wyszedł na zaplecze. Obsługiwałem młodą kobietę gdy usłyszałem hałas dobiegający zza ściany. Nie miałem pojęcia co to było ale nie miałem też czasu żeby pójść i sprawdzić.
Godzinę temu do sklepu jak burza wleciał Kyuhyun.
- Coś się stało? Czyżby Siwon wrócił?
- Musze ci powiedzieć coś ważnego. Możesz wyjść na chwilę?
- Jungsoo, wychodzę na 10 minut.
- Jasne - odpowiedział.
Usiadłem z Kyu na ławce stojącej niedaleko mojego butiku.
- Więc co było takie ważne że musiałeś mnie wyciągnąć ze sklepu?
- Słyszałeś ten hałas wcześniej?
- Musiałbym być głuchy.
- Wiesz co tam robią? - powiedział uśmiechając się.
- Nie mam pojęcia.
- Salon fryzjerski.
- I co w związku z tym?
- To że podobno będą go prowadzić sami faceci. Fryzjerzy są przystojni i często są też gejami.
- Pierwsze słyszę.
- Co ty wiesz o świecie. Znam takie salony gdzie wszyscy fryzjerzy są homo.
- No i fajnie. To nie znaczy ze oni też tacy będą.
- Kto wie.
- Nie zapominaj też że masz chłopaka.
- Chwilowo nie mam. Chodźmy na kawę to może ich zobaczymy~
- Ale ja muszę zaraz wracać.
- To weźmiemy na wynos i wypijemy u ciebie.
- No niech ci będzie.
Przeszliśmy na drugą stronę budynku w którym znajdował się mój sklep. Dokładnie za jego ścianą trwał remont. Ustawiali meble, malowali, montowali różne rzeczy. Kyuhyun ich obserwował a ja poszedłem kupić kawę.
- To co zawsze. Trzy razy.
- Jasne.
Zapłaciłem i wyszedłem do Kyuhyuna który stał wpatrzony jak w obrazek.
- I co? Ilu już wyruchałeś wzrokiem?
- Co najmniej czterech.
- Nieźle~
- Nieźle będzie jak któregoś wyrwę.
- To życzę powodzenia ale jak masz zamiar tu zostać to ja biorę twoją latte - ruszyłem w stronę butiku.
- Już idę - podbiegł do mnie. - Czemu kupiłeś trzy?
- Dla Jungsoo.
- A rzeczywiście. Zapomniałem o nim.
- Przez tych fryzjerów to ty byś nawet o własnej matce zapomniał.
- Bez przesady. A tak przy okazji to ten Jungsoo też jest całkiem niezły~
- Oj tak.
- Nie wiesz czy on...
- Nie mam pojęcia. Nie mogę go rozgryźć. Nigdy nie wspominał o żadnej dziewczynie.
- A o chłopakach?
- Sądzisz że przyznałby się otwarcie?
- A no tak.
- Myśl czasami. I otwórz mi drzwi.
Weszliśmy do sklepu. Jungsoo uśmiechnął się do nas. Dałem mu kawę a sam usiadłem z Kyu na kanapie stojącej koło okna.
- Czy to nie wygląda mało profesjonalnie gdy sobie tu tak siedzisz a on stoi na kasie?
- Uznajmy że mam przerwę. Nie obrazisz się chyba, co Jungsoo?
- Skąd.
- I świetnie.
Dwa dni później ci zza ściany skończyli remont. Od razu milej mi się pracowało.
- Dzień dobry. Czy mógłby mi pan pomóc wybrać sukienkę?
- Oczywiście. Jakaś specjalna okazja?
- To na moją rocznicę ślubu. Chciałabym coś eleganckiego ale prostego.
- Mam kilka idealnych.
Gdy kończyłem ją obsługiwać ktoś wszedł do butiku. Zauważyłem tylko szerokie ramiona i to że trzymał w ręku koszyk z babeczkami.
- Dziękuję. Reszta dla pani i zapraszam ponownie.
- Dziękuję bardzo. Do widzenia.
Dopiero teraz przyjrzałem się mężczyźnie stojącemu przy drzwiach. Był tak cholernie przystojny że moje serce przez chwilę zaczęło bić szybciej. Uśmiechnął się do mnie.
- Dzień dobry. Nazywam się Gunhee. Przyszedłem się przywitać i przy okazji przeprosić.
- Za co?
- Za ten hałas przez ostatnie kilka dni. Założyłem salon fryzjerski i pomieszczenie potrzebowało przeróbki.
- Ah, rozumiem.
- Proszę - wyciągnął w moją stronę babeczki. - Poczęstuj się.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i wziąłem jedną.
- Um... a jak ci na imię?
- Oh, wybacz. Jestem Heechul - z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić na początku.
- Miło mi cię poznać.
- Mnie również.
- Masz bardzo ładne włosy.
- Dziękuję.
- Wpadnij do mnie gdybyś chciał coś z nimi zrobić.
- Oczywiście.
- Muszę już iść. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Gdy tylko oddalił się na bezpieczną odległość zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Stary, mam problem.
- Jaki? Nie wiesz które szpilki pasują ci do oczu?
- Nie, ja się chyba zakochałem.
- Będę za 15 minut.
Rzeczywiście był punktualnie.
- O co chodzi? Mówisz serio?
- No ja... nie wiem. Ale jak go zobaczyłem myślałem że mi stanie na miejscu.
- Jest źle. Też tak miałem z Siwonem.
- Co mam robić? On jest idealny.
- A kim jest ten twój książę z bajki?
- Fryzjerem stamtąd - kiwnąłem głową w stronę ściany. - To on założył salon i przyszedł się przywitać. Dał mi nawet babeczkę. Patrz jaka śliczna.
- O nie, naprawdę jest źle - dotknął mojego czoła. - Aż tak ci się podoba?
- Tak.
- Mógłbyś nawet przestać spać z kim popadnie dla niego?
- Tak.
- No to pięknie.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Może idź do jego salonu?
- Tak od razu? Przecież dopiero mnie zaprosił.
- Zaprosił cię?
- Tak. Myślisz że zapraszał też innych? Bo nie wiem czy mam się czuć wyróżniony.
- Hm... możemy spytać Shindonga z restauracji obok czy też go zaprosił.
- Świetny pomysł. Zapytajmy też tego Donghae z supermarketu z naprzeciwka.
- To ja pójdę do restauracji a ty do marketu.
- Ale kto zostanie w butiku?
- No dobra, to pójdę sam.
- Dzięki.
Niecierpliwiłem się. Kyuhyun wrócił po chwili.
- To twój szczęśliwy dzień. Z tamtymi tylko się przywitał.
- Tak! Już jest mój!
- Nawet nie śmiał bym ci go sprzątnąć sprzed nosa.
- Tylko byś spróbował a Siwon dowiedziałby się o każdej osobie z którą spałeś gdy go nie ma.
- I właśnie dlatego się przyjaźnimy.
- To teraz jak powinienem do niego zagadać?
- Pójdź za kilka dni do tego salonu, zbajeruj jak zawsze facetów i tyle.
- Ale ja nie potrafię. Potrafię tylko ich tak poderwać żeby się z nimi przespać i tyle.
- Oh, czyli planujesz coś więcej?
- Może.
- Zawsze możesz tam iść i czekać na cud.
- A co jak powiem coś głupiego? Albo tylko się ze mną prześpi?
- To drugie nie byłoby aż takie złe...
- A co jak w ogóle nie jest gejem, ma żonę, dwójkę dzieci i jamnika?
- Dramatyzujesz. Chociaż spróbuj.
- Okej, okej. Ale nie teraz.
- To kiedy?
- Nie mogę działać tak szybko. Pomyśli że jestem zdesperowany.
- Oj stary, co ci szkodzi.
- Dużo.
- Rób jak chcesz ale jak twój książę odjedzie rumakować z innym to nie przychodź z płaczem.
- Spokojnie.
Po prawie miesiącu w końcu wybrałem się do tego salonu. Przez ten czas zrozumiałem że ten koleś naprawdę mi się podoba.
- Dzień dobry.
- Witaj - Gunhee uśmiechnął się do mnie. - W końcu się zdecydowałeś żeby tu przyjść?
- Po prostu moja grzywka jest już za długa.
- Rozumiem. To siadaj.
Zrobiłem co mówił. Strasznie się denerwowałem. Zaczął dotykać moich włosów.
- Są bardzo miękkie.
- Słucham?
- Nie, nic. Chciałbyś coś może zmienić czy po prostu podciąć grzywkę?
- A mogę ci ufać?
- Oczywiście. Nie że się chwaląc się jestem naprawdę dobrym fryzjerem.
- Tak?
- A przynajmniej bardzo dużo osób mi to mówiło.
- Więc rób z nimi co chcesz tylko żebym nie skończył łysy ani z dziwnym kolorem na głowie bo klientów odstraszę.
- O to się nie martw. A co masz na myśli mówiąc dziwny kolor?
- Po prostu nie chcę skończyć wyglądając jak żarcie dla jednorożca.
- Jednorożce są urocze.
- Tak. I kolorowe włosy pozostawmy im.
- Hm... to może blond?
- Nigdy jeszcze nie miałem blond włosów.
- Pasowały by ci. Masz taką delikatną twarz.
- Tak myślisz?
Pokiwał głową.
- Więc niech będzie blond. Lubię próbować nowych rzeczy.
- To teraz się odpręż - dotknął moich ramion.
Nie wierzyłem że zgodziłem się na jakiekolwiek zmiany zaproponowane przez obcego mi faceta. Zawsze ufałem tylko mojemu fryzjerowi. Gunhee jednak też wyglądał na kogoś komu mogę ufać.
- Masz tu dużo klientów?
- Nie narzekam. A jak jest u ciebie?
- Nie chwaląc się to idzie mi świetnie. Mam w planach nawet założenie drugiego butiku.
- Chyba lubisz to robić, co?
- Szczerze mówiąc posiadanie butiku było moim marzeniem. Od zawsze lubiłem ubrania i tak dalej...
- Musi przychodzić tam dużo kobiet.
- Niektóre otwarcie przyznają się że przychodzą by na mnie popatrzeć.
- Nie dziwię się.
- Co takiego? - udawałem że nie usłyszałem.
- Nic, nic.
Gdy skończył byłem zaskoczony. Miałem piękne włosy. Wyglądałem tak niewinnie.
- O matko!
- Coś nie tak? Przecież wyglądasz pięknie.
- Dziękuję. Nigdy nie miałem tak dobrze zrobionych włosów.
- Naprawdę?
- Tak. Jestem pod wrażeniem. Chyba zmienię fryzjera.
Gunhee uśmiechnął się szeroko.
- To ile płacę?
Mężczyzna nachylił się nade mną.
- To zależy.
- Od czego?
- Od ciebie.
- Jak to?
- Jeżeli dasz się zaprosić na kawę to wszystko gratis.
- Hm, nie ukrywam, podoba mi się ten pomysł - uśmiechnąłem się.
- To świetnie. O której jutro kończysz?
- O 15.
- Idealnie. Poczekam na ciebie przed tą kawiarnią naprzeciwko.
- Okej. To ja już pójdę. Dzięki i do zobaczenia jutro~
- Do widzenia.
Starałem się zachowywać normalnie póki byłem w zasięgu jego wzroku. Gdy tylko wszedłem do butiku zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Kyu. Chyba zaraz umrę.
- Czyżby był jednak hetero?
- Chyba właśnie wręcz przeciwnie i dlatego zaraz umrę. Przyjadę do ciebie gdy tylko przyjdzie tu Hyukjae na swoją zmianę.
- Spoko.
- To pa.
Rozłączyłem się. Strasznie się niecierpliwiłem. Gdy Hyukjae wszedł wybiegłem ze sklepu natychmiast. Powiedziałem tylko że mam ważną sprawę i muszę spadać.
Niecałe pół godziny później byłem już pod drzwiami Kyuhyuna. Byłem tak podjarany tym wszystkim że aż go przytuliłem na powitanie. Weszliśmy do jego mieszkania.
- Co on ci zrobił?
- A co? Nie pasuje mi?
- Nie mówię o włosach. Chyba nigdy nie widziałem ciebie tak szczęśliwego - postawił na stole ciastka.
- Ja nie wiem od czego zacząć.
- Może tak od początku?
- Świetny pomysł. Więc przyszedłem tam i powiedziałem mu żeby robił co chce z moimi włosami.
- Naprawdę mu na to pozwoliłeś? Ja nawet samą ręką nie mogę ich dotknąć.
- No i on zaproponował blond. Zgodziłem się i gdy rozjaśniał mi włosy chwile z nim rozmawiałem. Powiedział wtedy że wcale nie dziwi go to, że niektóre kobiety przychodzą do butiku tylko żeby na mnie popatrzeć.
- Ooo to urocze.
- To nie wszystko. Gdy skończył zapytałem ile mu zapłacić a on wtedy że to zależy od tego czy dam się zaprosić na kawę.
- Serio? No to widzę że też mu się podobasz.
- Naprawdę?
- No tak. Jesteś ślepy czy głupi?
- Przy nim jedno i drugie.
- Nie mogę przywyknąć do rozmawiania z tobą w ten sposób...
- Ja sam nie wierzę w to że mówię takie rzeczy.
- Dobra. Więc kiedy się z nim umówiłeś?
- Jutro o 15 w kawiarni naprzeciwko salonu.
- To tak, przede wszystkim zachowuj się naturalnie.
- Jak mam być wredny jak zawsze to od razu ucieknie.
- Dobra, bądź sobą nie licząc bycia wrednym. Zaurocz go ale bez przesady. A no i nie strój się za bardzo. Jeszcze wyjdziesz na desperata.
- Jasne.
Kolejnego dnia czas w sklepie dłużył mi się w nieskończoność. Na szczęście przez kilka godzin towarzyszył mi Kyuhyun. Wkurzanie go skutecznie pomogło w zabiciu czasu.
- Jesteś gotowy? - Kyu spytał gdy już prawie dochodziła 15.
- Szczerze? Nie. Denerwuje się bardziej niż przed moim pierwszym razem. A Jungsoo nawet jeszcze nie przyszedł.
- Na pewno zaraz będzie.
Spóźnił się jednak 10 minut. Byłem zły ale nie miałem czasu nawet na niego nakrzyczeć. Zresztą nie miałbym serca, był zbyt uroczy.
- Cześć Gunhee. Przepraszam, spóźniłem się bo Jungsoo dopiero przyszedł do sklepu.
- W porządku to tylko 10 minut.
Weszliśmy do środka. Nie było tam dużo ludzi. Nic nowego. Stanęliśmy przy ladzie w kolejce.
- Czego się napijesz?
- Latte jak zawsze. Może wezmę jeszcze jakieś ciasto.
Gunhee zamówił espresso i ciasto czekoladowe. Na początku nie wiedziałem o czym rozmawiać. Cała moja pewność siebie nagle zniknęła.
- Lubisz zwierzęta?
- Lubię koty.
- Masz jakieś?
- Jednego. Nazywa się Heebum. Czekaj, pokażę ci go.
Wyjąłem telefon i szybko znalazłem zdjęcie mojego ukochanego kota.
- Jaki uroczy. Zawsze chciałem mieć kota ale szczerze mówiąc trochę się ich boję.
- Czemu?
- Kiedyś miałem kota który dosłownie rzucał się z pazurami na wszystko i wszystkich.
- Heebum nie jest taki. Gdybyś go poznał od razu byś pokochał koty.
- Mam nadzieję że będę miał kiedyś okazję.
Uśmiechnąłem się do niego.
- W sumie czemu nie? - zacząłem grzebać widelcem w moim cieście i zacząłem żałować tego co powiedziałem.
- Czy to znaczy że zapraszasz mnie do siebie?
Czułem jak zaczynam się czerwienić na twarzy. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Nie wiedziałem co robić.
- Jeśli chcesz. Wybacz, chyba mi nie dobrze. Zaraz wrócę.
Wyszedłem na dwór. Stałem tam jakieś 10 minut zastanawiając się czy uciec stąd czy nie. W końcu Gunhee przyszedł do mnie.
- Wszystko w porządku?
- Ja... nie wiem. Chyba wrócę już do domu. Tylko zapłacę.
- Już zapłaciłem. Dasz radę dojść sam czy ci pomóc?
Przez głowę przewinęło mi się nagle milion fantazji seksualnych z nim w roli głównej.
- Nie trzeba - uśmiechnąłem się do niego. - I dziękuję że za mnie zapłaciłeś. Następnym razem ja zapłacę - tym oto sposobem wkopałem się w kolejną randkę.
- Mnie pasuje.
Wymieniliśmy się jeszcze numerami i wróciłem do domu. Od razu zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Wróciłem już.
- Tak szybko?
- Przyjedź to opowiem ci jak beznadziejny jestem.
- Jasne.
Nie musiałem długo czekać. Usiadłem z Kyuhyunem na kanapie przed telewizorem.
- No to nawijaj bo trochę się spieszę.
- Ja się do tego nie nadaję.
- Mówisz o randkach?
- Tak. A właściwie o randkach z Gunhee. Wszystko popsułem.
- Co głupiego mu powiedziałeś?
- Przez przypadek zaprosiłem go do siebie a chwilę później myślałem że moja twarz spłonie więc wyszedłem na zewnątrz mówiąc że źle się czuję.
- I wtedy uciekłeś?
- Nie do końca. Po jakimś czasie Gunhee przyszedł sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku. W dodatku zapłacił za mnie i tu znowu przez przypadek się z nim umówiłem. Głupi powiedziałem że następnym razem ja stawiam.
- Jemu byś chętnie postawił coś innego...
- To byłoby o wiele prostsze. Co ja mam robić?
- Idź z nim na kolejną randkę i postaraj się opanować. Może po jakimś czasie przywykniesz.
- Mam nadzieję.
- Co ty na to żeby iść teraz do klubu i się odstresować?
- Nie mam ochoty.
- To ja w takim razie już pójdę bo jestem tak jakby umówiony.
- Spoko.
- Przyjdę jutro do butiku.
Gdy wyszedł położyłem się na kanapie i przykryłem kocem. Po chwili przyszedł Heebum i położył się na moim brzuchu.
- To wszystko twoja wina.
Kot spojrzał na mnie obojętnie.
- Ale w sumie, kto wie? Może jednak coś z tego będzie? - mój monolog przerwał dźwięk smsa.
To był Gunhee. Akurat gdy o nim mówiłem.
"Hej. Czujesz się już lepiej?"
Przez dłuższą chwilę po prostu patrzyłem w telefon i zastanawiałem się czy mu odpisać.
"Tak, dziękuję. I przepraszam że zepsułem nasze spotkanie. Obiecuję że niedługo ci to wynagrodzę. "
Zaczęliśmy rozmawiać przez smsy. Pisaliśmy ze sobą do późna. Dzięki temu na kolejnych spotkaniach z nim czułem się coraz pewniej.
W końcu nadszedł dzień gdy Gunhee odwiedził mnie w domu. Wszystko posprzątałem i nawet zrobiłem normalny obiad.
- Sam to zrobiłeś? - spytał gdy zaczęliśmy jeść.
- Tak. Ale nie jestem zbyt dobry w gotowaniu. Żywię się głównie gotowymi daniami lub jjajangmyeonem z pobliskiej restauracji.
- To nie dobrze. Powinieneś jeść normalne obiady.
- Nie mam na to zbytnio czasu.
- Rozumiem. Tak czy siak to wyszło ci świetnie.
- Dzięki. Chcesz obejrzeć jakiś film gdy skończymy jeść?
- Jasne. Lubisz horrory?
- Nawet.
- Ja niezbyt.
- Czyżbyś się bał?
- To nie tak.
- Jasne, jasne...
- A ty się nigdy nie bałeś takich filmów?
- Raczej nie. Zawsze miałem siebie za gorszego niż te wszystkie demony czy duchy.
- Wcale nie jesteś zły.
- Mój najlepszy przyjaciel powiedziałby coś innego...
- Aż tak go męczysz?
- Czasami. Mimo wszystko to dobry przyjaciel. W dodatku wiemy o sobie za dużo by się pokłócić.
- Rozumiem.
Po obiedzie specjalnie włączyłem najstraszniejszy horror który polecił mi Hyukjae. Ja miałbym problem z wybraniem najstraszniejszego bo wszystko mnie śmieszy. Kyuhyuna wolałem nie pytać bo ten psychopata śmieje się bardziej ode mnie na tego typu filmach.
Zgasiłem światło, usiadłem na kanapie i jak zwykle okryłem się moim ulubionym kocem.
- Kocyk z Olafem i Anną?
- Jeżeli masz coś do mojego kocyka to tam są drzwi.
- Skąd. Jest uroczy. Też chcę taki.
- Skończ się ze mnie śmiać i siadaj.
- Ale ja się z ciebie nie śmieję.
- Jasne.
Film się już zaczął więc nie chciałem dalej się z nim kłócić. Co jakiś czas dyskretnie spoglądałem na niego. Miałem ochotę zacząć się śmiać za każdym razem gdy na niego patrzyłem. Dorosły facet, ramiona takie ze mógłby grać Hulka a siedzi i trzęsie się ze strachu przy słabym horrorze. Zrobiło mi się go szkoda więc przesunąłem się bliżej niego i podzieliłem się moim kocem.
- Dziękuję - szepnął i uśmiechnął się do mnie.
W pewnym momencie coś nagle wyskoczyło na ekranie. Ja zacząłem się śmiać a Gunhee aż złapał mnie za rękę. Ścisnął ją dość mocno. Wysunąłem swoją dłoń z jego żelaznego uścisku i splotłem nasze dłonie. Poczułem jak moje serce zaczęło bić szybciej. Mimo wszystko było to przyjemne.
Gdy film się skończył Gunhee odetchnął z ulgą.
- Tak dla pewności, śmiałeś się ze mnie czy z filmu?
- Z filmu.
- Jasne.
- Czyżbyś mi nie wierzył?
W tym momencie Heebum wskoczył Gunhee na kolana. Podskoczył wystraszony a ja się zaśmiałem.
- Okej, tym razem to było z ciebie. Wybacz.
- Postaram się.
- Poznaj Heebuma, moje dziecko.
- W bólach rodzone?
- I to w jakich.
Zaczął go głaskać a Heebumowi się to spodobało. Położył się na plecach specjalnie żeby ten głaskał go po brzuchu.
- Sprytny jesteś.
- Ma to po mnie.
- Nie wątpię.
Gunhee bawił się przez chwilę z kotem aż zdał sobie sprawę z tego która jest godzina.
- Późno już. Lepiej pójdę do domu.
- Okej. Musimy jeszcze kiedyś obejrzeć coś razem.
- Tylko tym razem to ja wybiorę film.
- No dobra. Tylko bez żadnych komedii romantycznych.
- Spokojnie. Też ich nienawidzę.
- Chociaż z tym się zgadzamy.
Zaśmiał się i próbował ciągnąć temat dalej. Doskonale wiedziałem o co mu chodziło.
- Gunhee, wybacz że ci przerywam ale chcę o coś spytać.
- Tak?
- Czy ty boisz się wracać do domu sam?
- Nie, skąd - zaśmiał się a ja patrzyłem na niego z poważną miną. Skończył się śmiać i pełen zażenowania spuścił głowę w dół. - Eh, aż tak to po mnie widać?
- Niestety. Odprowadzę cię.
- Nie musisz. Pewnie jesteś zmęczony.
- Nie pytałem cię o zdanie. Co ja zrobię gdy jakiś duch zza rogu ci wyskoczy i padniesz na zawał?
- Bardzo śmieszne.
Wyszliśmy z mojego bloku. Było dość chłodno jak na letni wieczór.
- Daleko stąd mieszkasz?
- Nie. Tylko dwa przystanki dalej.
Gdy dojechaliśmy autobusem na miejsce było strasznie ciemno.
- Tu zawsze tak?
- Nie. Lampy musiały się zepsuć. Teraz boję się jeszcze bardziej. Jestem beznadziejny.
- Nie jesteś - zapałem go za rękę.
Gunhee włączył latarkę w telefonie i mocniej ścisnął moją dłoń. Odprowadziłem go aż pod sam blok.
- Dasz radę wrócić sam?
- Jasne. To do zobaczenia.
Puściłem jego dłoń i odwróciłem się by wrócić na przystanek. Nie minęło kilka sekund gdy Gunhee złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Objął mnie jedną ręką a drugą dotknął mojego policzka. Uśmiechnął się lekko i mnie pocałował. Myślałem że serce mi zaraz dosłownie wyskoczy.
- Szczerze mówiąc to tego bałem się najbardziej.
- Naprawdę? Czyli jednak jestem straszny? Spoko, przywykłem.
- Bałem się że mnie odrzucisz.
- Oh, Gunhee. Może i boisz się kotów i horrorów ale mimo to cię lubię. A teraz puść mnie i pozwól mi już iść do domu bo zaraz tu zamarznę.
Gunhee powoli zabrał swoje ramię z mojej talii. Gdy już to zrobił zdjął swoją bluzę i zarzucił mi ją na ramiona.
- Uważaj na siebie.
- Ty też. Nigdy nie wiadomo kiedy duchy pojawią się na twoich schodach.
- Skończ już, proszę. Czuje się zażenowany.
- Dobra, już idę. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Pomachałem mu i odeszłem w stronę przystanku. Cieszyłem się jak głupi. Gdy przyszedłem do domu od razu zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Zgadnij co się stało.
- Powiedział żebyście zostali przyjaciółmi?
- Nie, nigdy bym na to nie pozwolił.
- Więc co się stało?
- Pocałował mnie. I powiedział że mnie lubi.
- Naprawdę? W sumie po twoim tonie głosu od razu mogłem się domyślić.
- To ja brzmię jakoś inaczej?
- Jeszcze nigdy twój głos nie był taki. Brzmisz jakbyś był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- No bo jestem!
- No tak...
- Nie narzekaj, musiałem też przez to przechodzić gdy ty poznałeś Siwona.
- Wybacz.
- To ja kończę bo muszę iść się umyć.
- Spoko. Papa.
- Pa~
Gdy wychodziłem już z łazienki zabrałem ze sobą bluzę Gunhee mimo tego że odłożyłem ją do prania. Usiadłem na kanapie przed telewizorem i znowu ją na siebie założyłem. Pachniała tak przyjemnie nim. Zasnąłem tam przykryty jedynie kocem. Kolejnego dnia strasznie bolały mnie przez to plecy.
Zbliżał się koniec lipca. Pewnego dnia gdy siedziałem wieczorem z Gunhee jedząc kolację, do mojego domu wręcz wbiegł Kyuhyun.
- Heechul.
- Co się stało?
- Siwon.
- Zerwał z tobą?
- Nie. Wraca jutro na kilka dni.
- No to chyba dobrze, nie?
- Niby tak, ale...
- Ale co?
- Zadzwonił gdy byłem... no wiesz, z innym.
Gunhee spojrzał na niego zdziwiony.
- No i co mu nazmyślałeś?
- Że zacząłem biegać.
Myślałem że popłacze się ze śmiechu. Aż updałem na podłogę.
- Nic ci nie jest? - spytał Gunhee.
- Poza tym że zaraz umrę ze śmiechu to nie. Ty? Biegać? - nie mogłem powstrzymać śmiechu. - I co on na to?
- Że on w wojsku biega co rano i wieczorem więc żeby nie wypaść z formy będzie biegał ze mną.
- Boże jakim ty jesteś idiotą - otarłem łzy które zaczęły spływać z moich oczu.
- Ja nie chce biegać. Co mam zrobić?
- Musisz go tak w nocy wymęczyć żeby nie miał rano siły na bieganie a wieczorem zająć się nim wcześniej.
- Chyba żartujesz. On ma taką kondycję że po nieprzespanej nocy przebiegł by z 10 kilometrów jak nie więcej.
- No to masz, krótko mówiąc, przejebane.
- Wiem.
- Ostatnio przywieźli mi do butiku ładne dresy to może ci dam z litości jakiś rabat.
- Dzięki...
- Masz też całą noc żeby poprawić swoją kondycję. Może tamten pan z wcześniej ci w tym pomoże?
- Dlaczego ja się z tobą przyjaźnie?
- Bo mnie kochasz.
- Chciałbyś. Wracam do domu. Muszę jeszcze posprzątać bo znając jego przyjedzie z samego rana.
Kyu wyszedł.
- Nie chcę być wścibski ale... gdzie jest jego chłopak?
- W wojsku.
- I dlatego go zdradza?
- On tego tak nie nazywa. Po prostu czasami sypia z innymi facetami ale jak Siwon wraca jest całkiem inny. Nawet nie spojrzy na innego faceta. Kiedyś pewnie będzie żałował tego co zrobił ale skoro mu to pasuje...
- Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę z tego że już byłem w wojsku.
- Szkoda.
- Czemu?
- Wyglądałbyś seksownie w mundurze.
Gunhee się zaśmiał.
- A ty?
- Ja też już byłem. Ale nie wspominam tego za dobrze.
- Czemu?
- Nie dali mi się wyspać i wyglądałem jak panda.
- Mój biedny. Ale przyznaję, wstawanie rano było najgorsze.
- W dodatku często kończyłem na zmywaku za 'złośliwość wobec wyżej stojących żołnierzy'. Nie moja wina że oni byli wredniejsi ode mnie.
- Tak się da?
- Dzięki...
- Żartuję. Dla mnie nie jesteś taki wredny.
- To chyba oczywiste, nie?
Uśmiechnął się i jadł dalej.
Kolejnego dnia, pod wieczór Kyuhyun odwiedził mnie z Siwonem.
- Cześć Heechul - objął mnie na powitanie.
- Cześć. Dawno cię nie było - poklepałem go po plecach.
Już widziałem tą zazdrość w oczach Kyuhyuna...
- Opowiadaj. Jak tam służba wojskowa?
- Nie narzekam ale wolałbym już ją skończyć. Szczerze mówiąc martwię się o Kyuhyuna. Musi przez tyle czasu żyć sam.
- Spokojnie. Ja się nim dobrze... opiekuję - miałem ochotę się roześmiać. Ledwo się powstrzymałem.
- A jak u ciebie? Znalazłeś kogoś czy nic się nie zmieniło i nadal zaliczasz kilku dziennie?
- I tu cię zaskoczę. Mam chłopaka.
- Tak? Ile już z tobą wytrzymał?
- Niedługo będzie już miesiąc.
- Gunhee powinien dostać za to nagrodę Nobla. I to pokojową - wtrącił się Kyuhyun który do tej pory siedział cicho.
- Narzekasz więcej niż on sam.
- Ktoś musi.
- Czyli mówisz że dobrze wam razem?
- Świetnie.
Siwon i Kyuhyun siedzieli u mnie dość długo. Gdy wyszli zadzwonił do mnie Gunhee.
- Co robisz?
- Właściwie nic takiego. Kyuhyun i Siwon dopiero ode mnie wyszli więc mam chwilę czasu żeby pograć.
- A o której jutro idziesz do pracy?
- Dopiero na 15 bo Hyukjae będzie od rana.
- To może pójdziemy gdzieś razem?
- Jasne. Ostatnio byłem z Kyuhyunem w fajnej cukierni. Możemy tam pójść.
- Mi pasuje. To ja kończę. Dobranoc.
- Dobranoc.
Z rana zadzwoniłem jeszcze do Kyuhyuna żeby upewnić się czy pamiętam drogę do tej cukierni. Gunhee przyszedł po mnie aż do mieszkania.
- Cześć - pocałował mnie.
- Hej.
- To idziemy?
- Jasne. Tylko wezmę torbę.
Złapałem go za rękę i wyszliśmy z domu. Do pewnego momentu pamiętałem drogę idealnie jednak po jakimś czasie się zgubiłem.
- Jesteś pewien że to tutaj?
- Niezbyt.
Zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Kyu. Chyba się zgubiłem.
- Jak to się zgubiłeś?
- No skręciłem tak jak mówiłeś koło parku w lewo ale trafiłem na jakieś osiedle.
- Mówiłem w prawo. Idiota - rozłączył się.
- Wredna menda.
- Może mu przeszkodziłeś. W końcu musi się nacieszyć chłopakiem...
- Dobra. To teraz musimy stąd jakoś wrócić do tego parku.
- Może tędy?
- Czekaj, wiem gdzie jesteśmy. Tam jest... o kurde, chowaj się - ukucnąłem z nim za śmietnikiem.
- Co się stało?
- Tu mieszka Jungsoo.
- I co w związku z tym?
- Spójrz w jego okno.
Gunhee wychylił się na chwilę.
Przez okno Jungsoo było widać jak on całuje się z jakimś facetem.
- Czy każdy wokół mnie musi być homo?
- Najwidoczniej ich przyciągasz.
- Kim Heechul. Magnes na gejozę.
- Więc panie magnes na homo mężczyzn, masz zamiar tu tak siedzeć cały dzień?
- Nie. Chcę na ciasto. Chodźmy.
Szliśmy dalej jakby nic się nie wydarzyło. Po dłuższej chwili udało mi się znaleźć tą cukiernię.
- Mówiłem że wiem gdzie to jest.
- Ani trochę w ciebie nie zwątpiłem.
- Ta...
- To co bierzemy?
- Zjadłbym ciasto marchewkowe.
- A ja chcę to z kremem cytrynowym.
Gunhee poszedł kupić ciasto a ja zająłem miejsce. Siedzieliśmy tam około godziny. Później oboje poszliśmy do pracy.
Wieczory zwykle spędzałem sam siedząc tylko z Heebumem. Czasami Gunhee lub Kyuhyun mnie odwiedzali lub ja ich.
Tego wieczora dopiero zdałem sobie sprawę z tego że ja i Gunhee jeszcze tego nie robiliśmy. Wiedziałem że czegoś mi brakowało ale żebym zapomniał o takiej rzeczy? Postanowiłem że chcę to zmienić.
Niedziele prawie zawsze spędzaliśmy razem. Żaden z nas wtedy nie pracował. Zaproponowałem Gunhee żeby przyszedł już w sobotę i został na noc ale miał coś ważnego do zrobienia w pracy. Przyszedł za to w niedzielę. Siedzieliśmy razem na kanapie.
- Gunhee, mogę cię o coś spytać?
- Jasne.
- Ilu miałeś już facetów?
- Wliczając ciebie?
Pokiwałem głową.
- No to...hmm...aż jednego.
- Czekaj... mówisz serio?
- Tak. A ty ilu miałeś?
- Wliczając ciebie?
- Tak.
- O ile nie pomyliłem się z obliczeniami to jednego.
- Ty? Sądziłem że były ich miliony...
- Widocznie nikt do tej pory nie był dość dobry dla mnie. Jest też opcja że tylko ty znosisz mój charakter...
- Jak zwykle przesadzasz. Dla mnie jesteś idealny.
- Bo tylko dla ciebie potrafię być miły.
Gunhee mnie pocałował a później przytulił.
Przez jakieś dwa tygodnie próbowałem go jakoś uwieść by w końcu się z nim przespać. Nic nie pomogło. Nawet gdy otworzyłem mu drzwi stojąc jedynie w damskim szlafroku który kiedyś dostałem od Kyu. Nie chciałem jednak pytać go wprost o co chodzi. Może się boi bo nigdy tego nie robił? Mnie, szczerze mówiąc, też na początku stresował brak doświadczenia. A może ma jakiś głupi tatuaż i nie chce żebym go zobaczył? Mam nadzieję że kiedyś się dowiem.
Pewnej niedzieli gdy nudziłem się w domu napisał do mnie Gunhee.
"Masz jakieś plany na kolejny weekend?"
Zacząłem się zastanawiać co planuje.
"Poza spotkaniem z tobą raczej nie."
Po chwili do mnie zadzwonił.
- Tak sobie myślałem... moglibyśmy pojechać nad morze póki jeszcze jest ciepło.
- Hm, podoba mi się.
- Więc się zgadzasz?
- Oczywiście.
- To świetnie. Postaram się wszystko załatwić.
- Jasne.
- Dobranoc.
- Dobranoc Gunhee.
Nie wiem dlaczego tak nagle wpadł na ten pomysł ale bardzo mi się podobał.
W piątek po południu ruszyliśmy w drogę do Busan. Sklep zostawiłem pod opiekę Jungsoo.
- Nie mogę się doczekać. Nie byłem nad morzem już jakieś dwa lata - powiedział Gunhee.
- Ja jeszcze dawniej.
Dźwięk jadącego pociągu może i nie był zbyt relaksujący ale mimo to wtuliłem się w Gunhee i zasnąłem.
Gdy się obudziłem byliśmy już niedaleko.
- Wysłałeś się? - pogłaskał mnie po głowie.
- Nie. Jesteś niewygodny.
- Powinienem się za to obrazić czy raczej nie?
- Jak chcesz - mimo to nadal przytulałem jego ramię.
Dojechaliśmy na miejsce. Gunhee zabrał nasze bagaże a ja torby. Jakoś trafiliśmy do hotelu. W pokoju okazało się że mamy dwa osobne łóżka.
- Czyli nawet tu mamy spać osobno? - spytałem.
- Jutro coś wymyślimy. Dziś jestem wykończony. Wytrzymasz jedną noc, hm?
- Jasne.
Rozejrzałem się trochę po naszym pokoju. Był spory, mieliśmy w nim telewizor, kanapę. W łazience była duża wanna. Od razu poszedłem się w niej wykąpać. Siedziałem w niej dobre pół godziny.
Kolejnego dnia, gdy się obudziłem Gunhee już nie spał. Podszedłem do niego.
- Dzień dobry - ziewnąłem. - Już nie śpisz? - objąłem jego szyję ramionami.
- Jest już prawie 12. Nigdy tyle nie śpię.
- Mnie się zdarza...
- Zauważyłem. Ubieraj się. Idziemy na plażę.
- Daj mi pół godziny.
- Aż tyle?
- To i tak krótko bo potrzebuję mniej makijażu.
- I tak jesteś najpiękniejszy.
- Wiem.
- I skromny.
- Ja tylko stwierdzam fakty.
Udało mi się ogarnąć w mniej niż pół godziny. Gunhee był dumny.
- Chodźmy na lody!
- Okej.
Podbiegłem do budki z lodami znajdującej się w drodze na plażę. Chwilę mi zajęło wybranie czegokolwiek. W końcu zdecydowałam się na truskawkowy shake.
- Nie chciałeś lodów?
- Kobieta zmienną jest.
Dotarliśmy na plażę. Było strasznie gorąco jednak od morza wiała lekka bryza.
- Jak przyjemnie.
Patrzyłem przez chwilę na wodę popijając mojego shake'a a później spojrzałem na Gunhee. O mało co nie wyplułem wszystkiego co właśnie miałem w buzi. Pierwszy raz zobaczyłem mojego chłopaka bez koszulki. Wiedziałem że był całkiem nieźle zbudowany, ale że aż tak? Zatkało mnie.
- Wszystko w porządku?
Nadal stałem w niego wpatrzony. Aż zapomniałem mu odpowiedzieć.
- Heechul?
- Nigdy nie wspominałeś że masz tatuaże.
- Nie?
- Nie.
- Podobają ci się?
- Strasznie.
Gunhee uśmiechnął się do mnie.
- Wiesz co jest w tym miejscu najlepsze? - objął mnie w pasie.
- Ja?
- Też. A poza tym?
- Nie wiem.
- To że nikt nas tu nie zna - pocałował mnie a ja aż upuściłem moje picie.
- Zwariowałeś?
- Już dawno.
Znaleźliśmy miejsce gdzie rozłożyliśmy nasze rzeczy.
- To idziemy do wody? - spytał.
- Idź sam.
- Nie. Chcę iść z tobą.
- A co jak nas okradną?
- Są tu tylko dzieci i starsze panie. Kto ma cię okraść?
- Nigdy nic nie wiadomo...
- No chodź - złapał mnie za rękę.
- Nie.
- Boisz się?
- Nie.
- A już rozumiem. Nie umiesz pływać.
- Dlaczego miałbym umieć? Mieszkam przecież w Seulu.
- A nie chodziłeś nigdy na żaden basen czy coś?
- Nie.
- Przecież będę z tobą. Nic ci się nie stanie.
- No dobra. Poczekaj tylko chwilkę.
Podszedłem do starszej pani siedzącej blisko nas.
- Przepraszam, czy byłaby pani tak miła i popilnowała mi torby?
- Oczywiście dziecko.
- Dziękuję bardzo - położyłem torbę koło niej i wróciłem do Gunhee.
- Co takiego masz w tej torbie że potrzebujesz do niej opiekunki?
- Była droga.
- No tak, tylko mój wspaniały Heechul nosi najdroższe torebki na zwykłą plaże.
- Ta nie była najdroższa... to idziemy?
- Jasne.
Chciałem pójść do przodu ale zanim zdążyłem zrobić chociażby krok, Gunhee z łatwością mnie podniósł i poszedł w stronę morza.
- Co ty robisz?
- Uwalniam orkę.
- Nie odzywaj się do mnie.
- Żartowałem.
- Ts...
- Ja cie noszę jak księżniczkę żebyś nie musiał się męczyć z chodzeniem po piasku a ty się obrażasz.
- Okej, księżniczka bardziej mi się podoba od orki. Może ci wybaczę.
- Wiesz, zawsze możesz skończyć bez gruntu pod nogami. Nie zapominaj kto cię nie właśnie niesie.
- Dobra, nie było tematu.
Chwilę później staliśmy oboje w wodzie. Była zimna ale było to całkiem orzeźwiające. Gunhee próbował nauczyć mnie pływać. Nic mu z tego nie wyszło ale przynajmniej mnie trochę poobmacywał. Nie żebym narzekał...
- Gunhee!
- Tak?
- Jestem głodny. Chodźmy coś zjeść.
- Jasne.
Wyszliśmy z wody. Poszedłem jeszcze po moja torbę przy okazji dziękując grzecznie starszej kobiecie i poszliśmy szukać restauracji.
- Może pójdziemy najpierw się przebrać? Hotel jest niedaleko.
- Dobry pomysł.
Wychodząc spytaliśmy kobiety z recepcji o dobre restauracje. Na szczęście była na tyle miła by nam kilka polecić.
Wróciliśmy do hotelu pod wieczór.
- To co robimy? - spojrzałem na łóżka.
- Sądzisz że możemy je po prostu przestawić?
- I tak jutro wracamy. Rano ustawimy je z powrotem.
- No dobra.
Gunhee przestawił łóżka a ja później rozłożyłem na nich pościel.
Nie licząc tego gdy raz zasnął mi na kolanach przy nudnym filmie, to tej nocy mieliśmy spać pierwszy raz razem. Nie chciałem przegapić takiej okazji ale Gunhee tylko mnie przytulił, powiedział że mnie kocha i zasnął. Chociaż tyle.
Rano obudziłem się leżąc na jego klatce piersiowej. Zacząłem jeździć palcem po jego brzuchu.
- To łaskocze.
Zaśmiałem się ale wcale nie przestawałem.
- Heechul! Przestań.
- Nie.
W końcu to on zaczął łaskotać mnie. Wybiegłem z łóżka a Gunhee zaczął mnie gonić. Biegaliśmy jak dzieci aż wpadłem na Gunhee.
- Dobra, starczy. Idziemy na plażę?
- Jasne.
Zjedliśmy, ubraliśmy się i wyszliśmy.
- Gunhee, to o której dziś wracamy?
- O 17.
- Szkoda że już dziś musimy wracać.
- No.
- Może za rok przyjedziemy na dłużej?
- Byłoby fajnie.
- Moglibyśmy wziąć też Kyu i Siwona.
- No.
- Chyba że nie chcesz...
- O ile będą mieć pokój z dala od nas to się zgadzam.
- Czemu?
- Nie wiem czy byłbym w stanie się wyspać słysząc wszystko co robią w nocy...
- Rzeczywiście.
Tego dnia spędziliśmy na plaży mniej czasu. Musieliśmy się jeszcze spakować no i coś zjeść.
Do Seulu wróciliśmy dość późno. Gunhee doprowadził mnie do domu. Twierdził że sobie nie poradzę z bagażami.
- Dziękuję - objąłem go i pocałowałem w policzek.
- Nie ma za co. Śpij dobrze.
- Dobranoc.
Był już prawie koniec lata. Postanowiłem zrobić w moim butiku wyprzedaż. Codziennie było chyba dwa razy więcej ludzi niż zwykle.
Raz, gdy kolejka ciągnęła się aż na zewnątrz, przyszedł Gunhee.
- Bardzo przepraszam ale muszę z nim porozmawiać. To ważne.
Gunhee złapał mnie za rękę i zaciągnął na zaplecze sklepu.
- Czy ty oszalałeś? Będą na mnie wściekli. Co jest aż tak ważne że musisz mówić mi to teraz?
- Muszę wyjechać.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu mój przyjaciel poprosił mnie o pomoc przy kursie który organizuje. Najgorzej, że to aż w Daegu.
- I ile cię nie będzie?
- Miesiąc.
- Czemu tak długo?
- Nie mam pojęcia.
- Przecież ja nie dam rady bez ciebie.
Gunhee mnie przytulił.
- Dasz radę kochanie. To tylko miesiąc, nie cały rok.
- A kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro rano.
- Więc przyszedłeś się pożegnać?
- Tak. Później nie miałbym kiedy a nie chcę wyciągać cię o 4 rano z łóżka.
- Tylko!
- Tak?
- Masz do mnie dzwonić.
- Oczywiście.
Gunhee pocałował mnie tak, jakby żegnał się przed służbą wojskową. Albo jakby naprawdę wyjeżdżał na rok. Jeżeli to zrobi to chyba go zabiję.
- Swoją drogą, czemu mówisz mi to dopiero teraz?
- Ostatnio byłeś tak zajęty że nie miałem kiedy się z tobą spotkać. Nie chciałem też mówić ci tego przez telefon.
- Rozumiem.
- Do zobaczenia. Dbaj o siebie.
- Ty też. Do widzenia Gunhee. Będę za tobą tęsknić.
- Ja za tobą jeszcze bardziej.
Znowu mnie pocałował i wyszedł a ja wróciłem do sklepu.
Miesiąc bez niego był bardzo trudny. Przez pierwszy tydzień dzwonił codziennie. Później dzwonił coraz mniej a w końcu w ogóle. Nie wiedziałem nawet czy powinienem być o ty zły, smutny czy martwić się o niego. Kyuhyun cały czas mówił mi żebym to ja do niego zadzwonił jednak tego nie zrobiłem.
Nadszedł dzień w którym Gunhee miał wrócić. Postanowiłem że poczekam na niego na dworcu. Przyjechał pociąg którym miał wrócić ale jego tam nie było. Zacząłem się naprawdę martwić. Wróciłem do domu i zacząłem płakać. Nie chciałem nawet myśleć o tym że mogło mu się coś stać jednak tylko takie scenariusze pojawiały się w mojej głowie.
Pod wieczór ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłem a tam stał Gunhee. Myślałem przez chwilę że to tylko moja wyobraźnia. Zamknąłem mu drzwi przed nosem zanim zdążył się ze mną przywitać.
- Heechul, otwórz.
- Idź stąd i więcej nie wracaj.
- Będę tu siedział dopóki ze mną nie porozmawiasz.
Mimo to nie otworzyłem mu drzwi. Nie chciałem tego robić.
Była już prawie 12 w nocy a ja nie mogłem zasnąć. Nadal martwiłem się o tego idiotę bo ciągle tam siedział. W końcu nie wytrzymałem i poszedłem otworzyć drzwi. Gunhee wstał z podłogi na której przez cały czas siedział.
- Cześć Heechul.
Chciałem znowu zamknąć mu drzwi ale tym razem je przytrzymał.
- Chodź ze mną.
- Po co?
- Chodź. Muszę ci coś powiedzieć.
- Jest już późno.
- I co z tego?
Ubrałem się szybko i wyszedłem z nim na dwór. Szliśmy w ciszy wzdłuż rzeki.
- Czemu przyjechałeś później? - przerwałem niezręczną ciszę.
- Co? Skąd wiesz?
- Czekałem na ciebie.
- Spóźniłem się na pociąg bo musiałem jeszcze coś zrobić.
- A czemu nie dzwoniłeś? Martwiłem się.
- Przepraszam.
- Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?
Nagle się zatrzymał.
- Nie. Mam ci o wiele więcej do powiedzenia.
Stanął na przeciwko i najpierw mnie przytulił.
- Najpierw, nawet nie będę próbował kłamać że nie dzwoniłem przez to że nie miałem czasu. Przez pewien czas tak było. Później nie chciałem. Musiałem coś przemyśleć.
- I to było aż tak ważne?
- Tak.
Złapał mnie za ręce. Poczułem pierścionek na jego palcu. Spojrzałem na jego rękę. Wyglądało to jak ślubna obrączka.
- Heechul - oderwałem wzrok od jego dłoni i spojrzałem mu w oczy. - Oh... powinienem był ci to powiedzieć na samym początku. Byłoby prościej.
- Ja chyba wiem o co chodzi.
- O czym ty mówisz?
Podniosłem jego dłoń.
- Tak naprawdę miałeś od samego początku dziewczynę, ze mną byłeś dla zabawy a teraz się z nią ożeniłeś, hm?
- Nigdy nie zrobiłbym nikomu czegoś takiego. Wyglądam na aż tak złą osobę?
Popatrzyłem na niego i pokiwałem przecząco głową.
- No właśnie. Tak naprawdę chciałem powiedzieć ci coś całkiem innego i jeżeli mnie rzucisz raczej to zrozumiem.
Myślałem że wyzna mi teraz jakiś chory fetysz albo coś w tym stylu.
- Ja jestem aseksualny.
- Że jak?
- Oh... Heechul. Kocham cię. Bardzo cię kocham ale po prostu nie czuję potrzeby by się z tobą przespać.
Dłuższą chwilę zajęło mi ogarnięcie tego co właśnie powiedział. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Przecież ja mógłbym napisać książkę grubości Biblii o moim życiu seksualnym a Gunhee po prostu go nie miał. Powiedziałem tylko "przepraszam" i odszedłem w drugą stronę.
Zacząłem tego żałować. Przecież też bardzo go kocham i nie chciałbym go stracić. Odwróciłem się. Gunhee odszedł dość daleko. Musiałem go dogonić. Zacząłem biec w jego stronę. Gdy już byłem przy nim zwolniłem, podszedłem do niego i przytuliłem go od tyłu.
- Gunhee. To ty powinieneś zostawić mnie.
- Heechul? O czym ty mówisz? - Gunhee ustał przede mną.
- Jestem do niczego i myślę tylko o sobie. Gdy... gdy ty mi to wyznałeś... - ledwo mogłem złapać oddech.
- Spokojnie. Mów powoli.
- Ja sądziłem że do siebie nie pasujemy. Ale przecież... przecież nigdy nie znajdę nikogo takiego jak ty. Nie chcę nikogo innego - przytuliłem go. - Ja chcę być tylko z tobą - nie wiem dlaczego ale zacząłem płakać.
- Nie płacz - zaczął głaskać mnie po głowie.
- Gunhee, kocham cię i nie chcę wyjść na dupka który chce tylko jednego. Przecież w byciu razem nie chodzi tylko o jedno.
- Masz rację.
- Przepraszam za to co zrobiłem.
- Nie masz za co mnie przepraszać. Tylko... jesteś pewien że nadal chcesz ze mną być?
- Oczywiście. Nigdy nie byłem niczego tak bardzo pewny.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
Gunhee mnie pocałował. Kompletnie nie obchodziło go to że mimo późnej godziny było tu trochę osób. Ja tym bardziej się tym nie przejmowałem.
- A co do tej obrączki... - Gunhee zaczął szukać czegoś w kieszeniach swojej kurtki. - O znalazłem - podał mi pudełko. - To dla ciebie.
Otworzyłem je a w środku była obrączka.
- Dlaczego kupiłeś nam takie same? Czy ty mi się oświadczasz?
- Jeszcze nie. I nie są takie same. Patrz - zdjął pierścionek z palca i pokazał mi go od środka.
Było tam wygrawerowane moje imię. Spojrzałem na tą którą mi właśnie dał. Na Na tej był napis "Gunhee". Byłem szczerze wzruszony jednak udało mi się nie rozkleić kolejny raz.
- Dziękuję - założyłem obrączkę na swój palec. - Jest śliczna. Będę ją zawsze nosić.
- Mam nadzieję.
- Chodźmy już do domu - złapałem go za rękę. - Jestem wykończony.
- Ja też.
- A gdzie ci się tak spieszy? Daj mi wybrać odżywkę. Moje włosy muszą być w idealnym stanie. Zawsze.
- Dobra, dobra ale się pospiesz. Już jestem zmęczony.
- Kyuhyun, nie narzekaj. Daj mi chwilę.
- Masz 5 minut.
- 10.
- Nie możesz po prostu wziąć tej co zawsze?
- Nigdy nie biorę tej samej.
- Jesteś taki skomplikowany.
- I tak mnie kochasz.
- Kto ci takich bzdur naopowiadał?
- Ty.
- Chyba musiałem być bardzo pijany.
- Wziąć tą czy tą? - pokazałem mu dwie buteleczki.
- Ta ma ładniejsze opakowanie.
- Nie oceniaj książki po okładce. Patrz - wziąłem opakowanie z półki. - Ta ma brzydkie opakowanie a jest świetna.
- To czemu jej nie weźmiesz?
- Bo kupiłem ją ostatnio.
- Stary bądź facetem i się w końcu zdecyduj.
- Jestem facetem. Uwierz że kobietom zajmuje to dłużej.
- Tak? - spojrzał na kobietę która podeszła do półki z odżywkami, wzięła jedną i odeszła do kasy. - Jesteś pewien?
- Tak. Może ona po prostu nie zmienia odżywki i zawsze tą bierze.
- Taa...
- Chyba wezmę tą.
- Pan wysłuchał moich modłów. To teraz do kasy.
Złapał mnie za rękę i pociągnął do lady sklepowej zanim zdążyłem się rozmyślić.
Później zaciągnął mnie do windy.
- Kyuhyun.
- Co?
- Mówiłem ci milion rady że boje się wind.
- Oh, naprawdę? - powiedział z wyraźnym sarkazmem.
- Udusze cię zaraz.
Winda zatrzymała się.
- Kyuhyun! - złapałem go za ramiona. - Czemu stoimy? Czy my tu utknęliśmy? Teraz oboje tu zginiemy!
- Heechul, zatrzymaliśmy się na parterze. Wysiadamy.
- No przecież wiem - zarzuciłem torebką tak, że Kyu prawie dostał w łeb i wyszedłem z windy.
Wróciłem do domu. Poukładałem rzeczy które kupiłem. Wszystko jak zawsze miałem uporządkowane.
Zrobiłem sobie ramyun i poszedłem grać. Zawsze tak mnie to wciągało że trafiłem poczucie czasu. Sprawdziłem godzinę. Była już prawie 23. Poszedłem szybko się umyć a później spać. Musiałem się wyspać.
Poniedziałek. Jak zwykle z samego rana miałem dostawę do mojego butiku. Posiadanie go od zawsze było moim marzeniem. Okazało się też moim sukcesem. Zarabiałem tyle że w planach miałem otworzenie drugiego.
Dużo osób otwarcie przyznawało że przychodzi tu tylko dla mnie. Nic dziwnego. W końcu byłem piękny~
- Dzień dobry - do środka weszła starsza kobieta.
- Witam. Pomóc pani w czymś?
- Może później. Na razie trochę się rozejrzę.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się do niej.
Jedyne czego nie lubiłem w tej pracy to bycie miłym. Na szczęście miałem od tego ludzi.
Skończyłem przyjmować towar i mogłem trochę odpocząć bo nie miałem chwilowo klientów. Gdy piłem kawę, do sklepu wpadł mój przyjaciel Kyuhyun.
- Cześć Heechul.
- Cześć.
- Robisz dziś coś wieczorem?
- Raczej nie.
- To świetnie. Co ty na to żeby iść do klubu?
- Dobra, tylko daj mi w ciszy i spokoju wypić kawę.
- To ja pójdę też sobie zrobić.
- Nie mam już.
- Jasne. Zawsze masz kawę.
- Ale nie mam jej dla ciebie.
- Sknera. Dobrze że nie zgodziłem się na pracę u ciebie.
- Również się cieszę. Tylko by mi popyt zmalał.
- Z taką twarzą raczej by ci wzrósł dwukrotnie.
- Chyba poziom cholesterolu.
- Czy ty sugerujesz mi że jestem gruby?
- Skąd, przyjacielu...
- Znam cię za dobrze. To ja spadam, wpadnę po ciebie wieczorem.
- Jasne.
Tego dnia miałem sporo klientów. Na szczęście na drugą zmianę przyszedł Jungsoo i mogłem wrócić do domu. Cieszyłem się że u mnie pracował. W przeciwieństwie do mnie nie musiał udawać miłego bo rzeczywiście taki był. Potrafił pomóc każdemu klientowi. No i był przystojny. Jedynym minusem było to że nadal go nie rozgryzłem i nie wiedziałem czy mogę liczyć na to że kiedyś się ze mną prześpi.
Kolejnego dnia obudziłem się śpiąc na Kyuhyunie. Na szczęście w swojej sypialni.
- Kyu. Wstawaj.
- Co się stało? Mama?
- Wytrzeźwiej człowieku. Właśnie dlatego nie powinno się pić w poniedziałek.
- Oj tak. Zaraz umrę. Daj mi pić.
- To ty mi przynieś wody.
- Jak ja ci przyniosę to to na pewno woda nie będzie.
- No tak. Nie można ci ufać w kwestii jedzenia i picia. Wstawaj i chodź do kuchni.
Kyuhyun wlał sobie wody i usiadł przy stole.
- Idiota.
- Mówisz o sobie?
- Nie. Ja nie jestem na tyle głupi żeby pić samą wodę na kaca.
- Masz lepszy pomysł? Albo cokolwiek innego do picia?
- Nie, ale mam moje cudowne tabletki.
- To ja poproszę - położył głowę na stole.
- Czy ty zawsze musisz tyle pić?
- A czy ty musisz zawsze mi to wypominać?
- Tak. Mogę ci też wypominać to z iloma chłopakami się przespałeś gdy twój ukochany jest w wojsku.
- Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal.
- Gorzej gdy kiedyś cię zaskoczy.
- Dlatego nigdy nie robię tego z innymi w naszym mieszkaniu.
- Jesteś okropny.
- A ty wcale nie lepszy.
- Ej, ja nie mam chłopaka. Mogę spać z kim chcę.
- Jeszcze nie masz chłopaka...
- Jak na razie nie planuje go mieć. Pasuje mi takie życie. Mam poczucie że leci na mnie tylu facetów~
- Ta, to raczej desperacja.
- Chyba w twoim przypadku.
- Dobra, to ilu było wczoraj?
- O ile dobrze pamiętam to trzech.
- Uuu, wypadłeś z formy. Pamiętam te czasy gdy potrafiłeś zaliczyć nawet ośmiu jednej nocy.
- To i tak mało. Mój rekord to 12.
- Nieźle~
Siedzieliśmy tak wspominając czasy gdy mieliśmy więcej czasu na imprezy aż nie poczuliśmy się lepiej. Wyszedłem wtedy do mojego butiku a Kyu poszedł do domu.
- Cześć Jungsoo.
- Dzień dobry.
- Jak ci idzie?
- Świetnie. Nie było na razie wielu klientów.
- No tak. Jest całkiem wcześnie.
- W dodatku środek tygodnia.
- Racja. Mógłbyś zapakować rzeczy do wysyłki?
- Oczywiście. Już się za to biorę.
- Świetnie. To ja zastąpię cię tutaj.
Jungsoo wyszedł na zaplecze. Obsługiwałem młodą kobietę gdy usłyszałem hałas dobiegający zza ściany. Nie miałem pojęcia co to było ale nie miałem też czasu żeby pójść i sprawdzić.
Godzinę temu do sklepu jak burza wleciał Kyuhyun.
- Coś się stało? Czyżby Siwon wrócił?
- Musze ci powiedzieć coś ważnego. Możesz wyjść na chwilę?
- Jungsoo, wychodzę na 10 minut.
- Jasne - odpowiedział.
Usiadłem z Kyu na ławce stojącej niedaleko mojego butiku.
- Więc co było takie ważne że musiałeś mnie wyciągnąć ze sklepu?
- Słyszałeś ten hałas wcześniej?
- Musiałbym być głuchy.
- Wiesz co tam robią? - powiedział uśmiechając się.
- Nie mam pojęcia.
- Salon fryzjerski.
- I co w związku z tym?
- To że podobno będą go prowadzić sami faceci. Fryzjerzy są przystojni i często są też gejami.
- Pierwsze słyszę.
- Co ty wiesz o świecie. Znam takie salony gdzie wszyscy fryzjerzy są homo.
- No i fajnie. To nie znaczy ze oni też tacy będą.
- Kto wie.
- Nie zapominaj też że masz chłopaka.
- Chwilowo nie mam. Chodźmy na kawę to może ich zobaczymy~
- Ale ja muszę zaraz wracać.
- To weźmiemy na wynos i wypijemy u ciebie.
- No niech ci będzie.
Przeszliśmy na drugą stronę budynku w którym znajdował się mój sklep. Dokładnie za jego ścianą trwał remont. Ustawiali meble, malowali, montowali różne rzeczy. Kyuhyun ich obserwował a ja poszedłem kupić kawę.
- To co zawsze. Trzy razy.
- Jasne.
Zapłaciłem i wyszedłem do Kyuhyuna który stał wpatrzony jak w obrazek.
- I co? Ilu już wyruchałeś wzrokiem?
- Co najmniej czterech.
- Nieźle~
- Nieźle będzie jak któregoś wyrwę.
- To życzę powodzenia ale jak masz zamiar tu zostać to ja biorę twoją latte - ruszyłem w stronę butiku.
- Już idę - podbiegł do mnie. - Czemu kupiłeś trzy?
- Dla Jungsoo.
- A rzeczywiście. Zapomniałem o nim.
- Przez tych fryzjerów to ty byś nawet o własnej matce zapomniał.
- Bez przesady. A tak przy okazji to ten Jungsoo też jest całkiem niezły~
- Oj tak.
- Nie wiesz czy on...
- Nie mam pojęcia. Nie mogę go rozgryźć. Nigdy nie wspominał o żadnej dziewczynie.
- A o chłopakach?
- Sądzisz że przyznałby się otwarcie?
- A no tak.
- Myśl czasami. I otwórz mi drzwi.
Weszliśmy do sklepu. Jungsoo uśmiechnął się do nas. Dałem mu kawę a sam usiadłem z Kyu na kanapie stojącej koło okna.
- Czy to nie wygląda mało profesjonalnie gdy sobie tu tak siedzisz a on stoi na kasie?
- Uznajmy że mam przerwę. Nie obrazisz się chyba, co Jungsoo?
- Skąd.
- I świetnie.
Dwa dni później ci zza ściany skończyli remont. Od razu milej mi się pracowało.
- Dzień dobry. Czy mógłby mi pan pomóc wybrać sukienkę?
- Oczywiście. Jakaś specjalna okazja?
- To na moją rocznicę ślubu. Chciałabym coś eleganckiego ale prostego.
- Mam kilka idealnych.
Gdy kończyłem ją obsługiwać ktoś wszedł do butiku. Zauważyłem tylko szerokie ramiona i to że trzymał w ręku koszyk z babeczkami.
- Dziękuję. Reszta dla pani i zapraszam ponownie.
- Dziękuję bardzo. Do widzenia.
Dopiero teraz przyjrzałem się mężczyźnie stojącemu przy drzwiach. Był tak cholernie przystojny że moje serce przez chwilę zaczęło bić szybciej. Uśmiechnął się do mnie.
- Dzień dobry. Nazywam się Gunhee. Przyszedłem się przywitać i przy okazji przeprosić.
- Za co?
- Za ten hałas przez ostatnie kilka dni. Założyłem salon fryzjerski i pomieszczenie potrzebowało przeróbki.
- Ah, rozumiem.
- Proszę - wyciągnął w moją stronę babeczki. - Poczęstuj się.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i wziąłem jedną.
- Um... a jak ci na imię?
- Oh, wybacz. Jestem Heechul - z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić na początku.
- Miło mi cię poznać.
- Mnie również.
- Masz bardzo ładne włosy.
- Dziękuję.
- Wpadnij do mnie gdybyś chciał coś z nimi zrobić.
- Oczywiście.
- Muszę już iść. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Gdy tylko oddalił się na bezpieczną odległość zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Stary, mam problem.
- Jaki? Nie wiesz które szpilki pasują ci do oczu?
- Nie, ja się chyba zakochałem.
- Będę za 15 minut.
Rzeczywiście był punktualnie.
- O co chodzi? Mówisz serio?
- No ja... nie wiem. Ale jak go zobaczyłem myślałem że mi stanie na miejscu.
- Jest źle. Też tak miałem z Siwonem.
- Co mam robić? On jest idealny.
- A kim jest ten twój książę z bajki?
- Fryzjerem stamtąd - kiwnąłem głową w stronę ściany. - To on założył salon i przyszedł się przywitać. Dał mi nawet babeczkę. Patrz jaka śliczna.
- O nie, naprawdę jest źle - dotknął mojego czoła. - Aż tak ci się podoba?
- Tak.
- Mógłbyś nawet przestać spać z kim popadnie dla niego?
- Tak.
- No to pięknie.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Może idź do jego salonu?
- Tak od razu? Przecież dopiero mnie zaprosił.
- Zaprosił cię?
- Tak. Myślisz że zapraszał też innych? Bo nie wiem czy mam się czuć wyróżniony.
- Hm... możemy spytać Shindonga z restauracji obok czy też go zaprosił.
- Świetny pomysł. Zapytajmy też tego Donghae z supermarketu z naprzeciwka.
- To ja pójdę do restauracji a ty do marketu.
- Ale kto zostanie w butiku?
- No dobra, to pójdę sam.
- Dzięki.
Niecierpliwiłem się. Kyuhyun wrócił po chwili.
- To twój szczęśliwy dzień. Z tamtymi tylko się przywitał.
- Tak! Już jest mój!
- Nawet nie śmiał bym ci go sprzątnąć sprzed nosa.
- Tylko byś spróbował a Siwon dowiedziałby się o każdej osobie z którą spałeś gdy go nie ma.
- I właśnie dlatego się przyjaźnimy.
- To teraz jak powinienem do niego zagadać?
- Pójdź za kilka dni do tego salonu, zbajeruj jak zawsze facetów i tyle.
- Ale ja nie potrafię. Potrafię tylko ich tak poderwać żeby się z nimi przespać i tyle.
- Oh, czyli planujesz coś więcej?
- Może.
- Zawsze możesz tam iść i czekać na cud.
- A co jak powiem coś głupiego? Albo tylko się ze mną prześpi?
- To drugie nie byłoby aż takie złe...
- A co jak w ogóle nie jest gejem, ma żonę, dwójkę dzieci i jamnika?
- Dramatyzujesz. Chociaż spróbuj.
- Okej, okej. Ale nie teraz.
- To kiedy?
- Nie mogę działać tak szybko. Pomyśli że jestem zdesperowany.
- Oj stary, co ci szkodzi.
- Dużo.
- Rób jak chcesz ale jak twój książę odjedzie rumakować z innym to nie przychodź z płaczem.
- Spokojnie.
Po prawie miesiącu w końcu wybrałem się do tego salonu. Przez ten czas zrozumiałem że ten koleś naprawdę mi się podoba.
- Dzień dobry.
- Witaj - Gunhee uśmiechnął się do mnie. - W końcu się zdecydowałeś żeby tu przyjść?
- Po prostu moja grzywka jest już za długa.
- Rozumiem. To siadaj.
Zrobiłem co mówił. Strasznie się denerwowałem. Zaczął dotykać moich włosów.
- Są bardzo miękkie.
- Słucham?
- Nie, nic. Chciałbyś coś może zmienić czy po prostu podciąć grzywkę?
- A mogę ci ufać?
- Oczywiście. Nie że się chwaląc się jestem naprawdę dobrym fryzjerem.
- Tak?
- A przynajmniej bardzo dużo osób mi to mówiło.
- Więc rób z nimi co chcesz tylko żebym nie skończył łysy ani z dziwnym kolorem na głowie bo klientów odstraszę.
- O to się nie martw. A co masz na myśli mówiąc dziwny kolor?
- Po prostu nie chcę skończyć wyglądając jak żarcie dla jednorożca.
- Jednorożce są urocze.
- Tak. I kolorowe włosy pozostawmy im.
- Hm... to może blond?
- Nigdy jeszcze nie miałem blond włosów.
- Pasowały by ci. Masz taką delikatną twarz.
- Tak myślisz?
Pokiwał głową.
- Więc niech będzie blond. Lubię próbować nowych rzeczy.
- To teraz się odpręż - dotknął moich ramion.
Nie wierzyłem że zgodziłem się na jakiekolwiek zmiany zaproponowane przez obcego mi faceta. Zawsze ufałem tylko mojemu fryzjerowi. Gunhee jednak też wyglądał na kogoś komu mogę ufać.
- Masz tu dużo klientów?
- Nie narzekam. A jak jest u ciebie?
- Nie chwaląc się to idzie mi świetnie. Mam w planach nawet założenie drugiego butiku.
- Chyba lubisz to robić, co?
- Szczerze mówiąc posiadanie butiku było moim marzeniem. Od zawsze lubiłem ubrania i tak dalej...
- Musi przychodzić tam dużo kobiet.
- Niektóre otwarcie przyznają się że przychodzą by na mnie popatrzeć.
- Nie dziwię się.
- Co takiego? - udawałem że nie usłyszałem.
- Nic, nic.
Gdy skończył byłem zaskoczony. Miałem piękne włosy. Wyglądałem tak niewinnie.
- O matko!
- Coś nie tak? Przecież wyglądasz pięknie.
- Dziękuję. Nigdy nie miałem tak dobrze zrobionych włosów.
- Naprawdę?
- Tak. Jestem pod wrażeniem. Chyba zmienię fryzjera.
Gunhee uśmiechnął się szeroko.
- To ile płacę?
Mężczyzna nachylił się nade mną.
- To zależy.
- Od czego?
- Od ciebie.
- Jak to?
- Jeżeli dasz się zaprosić na kawę to wszystko gratis.
- Hm, nie ukrywam, podoba mi się ten pomysł - uśmiechnąłem się.
- To świetnie. O której jutro kończysz?
- O 15.
- Idealnie. Poczekam na ciebie przed tą kawiarnią naprzeciwko.
- Okej. To ja już pójdę. Dzięki i do zobaczenia jutro~
- Do widzenia.
Starałem się zachowywać normalnie póki byłem w zasięgu jego wzroku. Gdy tylko wszedłem do butiku zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Kyu. Chyba zaraz umrę.
- Czyżby był jednak hetero?
- Chyba właśnie wręcz przeciwnie i dlatego zaraz umrę. Przyjadę do ciebie gdy tylko przyjdzie tu Hyukjae na swoją zmianę.
- Spoko.
- To pa.
Rozłączyłem się. Strasznie się niecierpliwiłem. Gdy Hyukjae wszedł wybiegłem ze sklepu natychmiast. Powiedziałem tylko że mam ważną sprawę i muszę spadać.
Niecałe pół godziny później byłem już pod drzwiami Kyuhyuna. Byłem tak podjarany tym wszystkim że aż go przytuliłem na powitanie. Weszliśmy do jego mieszkania.
- Co on ci zrobił?
- A co? Nie pasuje mi?
- Nie mówię o włosach. Chyba nigdy nie widziałem ciebie tak szczęśliwego - postawił na stole ciastka.
- Ja nie wiem od czego zacząć.
- Może tak od początku?
- Świetny pomysł. Więc przyszedłem tam i powiedziałem mu żeby robił co chce z moimi włosami.
- Naprawdę mu na to pozwoliłeś? Ja nawet samą ręką nie mogę ich dotknąć.
- No i on zaproponował blond. Zgodziłem się i gdy rozjaśniał mi włosy chwile z nim rozmawiałem. Powiedział wtedy że wcale nie dziwi go to, że niektóre kobiety przychodzą do butiku tylko żeby na mnie popatrzeć.
- Ooo to urocze.
- To nie wszystko. Gdy skończył zapytałem ile mu zapłacić a on wtedy że to zależy od tego czy dam się zaprosić na kawę.
- Serio? No to widzę że też mu się podobasz.
- Naprawdę?
- No tak. Jesteś ślepy czy głupi?
- Przy nim jedno i drugie.
- Nie mogę przywyknąć do rozmawiania z tobą w ten sposób...
- Ja sam nie wierzę w to że mówię takie rzeczy.
- Dobra. Więc kiedy się z nim umówiłeś?
- Jutro o 15 w kawiarni naprzeciwko salonu.
- To tak, przede wszystkim zachowuj się naturalnie.
- Jak mam być wredny jak zawsze to od razu ucieknie.
- Dobra, bądź sobą nie licząc bycia wrednym. Zaurocz go ale bez przesady. A no i nie strój się za bardzo. Jeszcze wyjdziesz na desperata.
- Jasne.
Kolejnego dnia czas w sklepie dłużył mi się w nieskończoność. Na szczęście przez kilka godzin towarzyszył mi Kyuhyun. Wkurzanie go skutecznie pomogło w zabiciu czasu.
- Jesteś gotowy? - Kyu spytał gdy już prawie dochodziła 15.
- Szczerze? Nie. Denerwuje się bardziej niż przed moim pierwszym razem. A Jungsoo nawet jeszcze nie przyszedł.
- Na pewno zaraz będzie.
Spóźnił się jednak 10 minut. Byłem zły ale nie miałem czasu nawet na niego nakrzyczeć. Zresztą nie miałbym serca, był zbyt uroczy.
- Cześć Gunhee. Przepraszam, spóźniłem się bo Jungsoo dopiero przyszedł do sklepu.
- W porządku to tylko 10 minut.
Weszliśmy do środka. Nie było tam dużo ludzi. Nic nowego. Stanęliśmy przy ladzie w kolejce.
- Czego się napijesz?
- Latte jak zawsze. Może wezmę jeszcze jakieś ciasto.
Gunhee zamówił espresso i ciasto czekoladowe. Na początku nie wiedziałem o czym rozmawiać. Cała moja pewność siebie nagle zniknęła.
- Lubisz zwierzęta?
- Lubię koty.
- Masz jakieś?
- Jednego. Nazywa się Heebum. Czekaj, pokażę ci go.
Wyjąłem telefon i szybko znalazłem zdjęcie mojego ukochanego kota.
- Jaki uroczy. Zawsze chciałem mieć kota ale szczerze mówiąc trochę się ich boję.
- Czemu?
- Kiedyś miałem kota który dosłownie rzucał się z pazurami na wszystko i wszystkich.
- Heebum nie jest taki. Gdybyś go poznał od razu byś pokochał koty.
- Mam nadzieję że będę miał kiedyś okazję.
Uśmiechnąłem się do niego.
- W sumie czemu nie? - zacząłem grzebać widelcem w moim cieście i zacząłem żałować tego co powiedziałem.
- Czy to znaczy że zapraszasz mnie do siebie?
Czułem jak zaczynam się czerwienić na twarzy. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Nie wiedziałem co robić.
- Jeśli chcesz. Wybacz, chyba mi nie dobrze. Zaraz wrócę.
Wyszedłem na dwór. Stałem tam jakieś 10 minut zastanawiając się czy uciec stąd czy nie. W końcu Gunhee przyszedł do mnie.
- Wszystko w porządku?
- Ja... nie wiem. Chyba wrócę już do domu. Tylko zapłacę.
- Już zapłaciłem. Dasz radę dojść sam czy ci pomóc?
Przez głowę przewinęło mi się nagle milion fantazji seksualnych z nim w roli głównej.
- Nie trzeba - uśmiechnąłem się do niego. - I dziękuję że za mnie zapłaciłeś. Następnym razem ja zapłacę - tym oto sposobem wkopałem się w kolejną randkę.
- Mnie pasuje.
Wymieniliśmy się jeszcze numerami i wróciłem do domu. Od razu zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Wróciłem już.
- Tak szybko?
- Przyjedź to opowiem ci jak beznadziejny jestem.
- Jasne.
Nie musiałem długo czekać. Usiadłem z Kyuhyunem na kanapie przed telewizorem.
- No to nawijaj bo trochę się spieszę.
- Ja się do tego nie nadaję.
- Mówisz o randkach?
- Tak. A właściwie o randkach z Gunhee. Wszystko popsułem.
- Co głupiego mu powiedziałeś?
- Przez przypadek zaprosiłem go do siebie a chwilę później myślałem że moja twarz spłonie więc wyszedłem na zewnątrz mówiąc że źle się czuję.
- I wtedy uciekłeś?
- Nie do końca. Po jakimś czasie Gunhee przyszedł sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku. W dodatku zapłacił za mnie i tu znowu przez przypadek się z nim umówiłem. Głupi powiedziałem że następnym razem ja stawiam.
- Jemu byś chętnie postawił coś innego...
- To byłoby o wiele prostsze. Co ja mam robić?
- Idź z nim na kolejną randkę i postaraj się opanować. Może po jakimś czasie przywykniesz.
- Mam nadzieję.
- Co ty na to żeby iść teraz do klubu i się odstresować?
- Nie mam ochoty.
- To ja w takim razie już pójdę bo jestem tak jakby umówiony.
- Spoko.
- Przyjdę jutro do butiku.
Gdy wyszedł położyłem się na kanapie i przykryłem kocem. Po chwili przyszedł Heebum i położył się na moim brzuchu.
- To wszystko twoja wina.
Kot spojrzał na mnie obojętnie.
- Ale w sumie, kto wie? Może jednak coś z tego będzie? - mój monolog przerwał dźwięk smsa.
To był Gunhee. Akurat gdy o nim mówiłem.
"Hej. Czujesz się już lepiej?"
Przez dłuższą chwilę po prostu patrzyłem w telefon i zastanawiałem się czy mu odpisać.
"Tak, dziękuję. I przepraszam że zepsułem nasze spotkanie. Obiecuję że niedługo ci to wynagrodzę. "
Zaczęliśmy rozmawiać przez smsy. Pisaliśmy ze sobą do późna. Dzięki temu na kolejnych spotkaniach z nim czułem się coraz pewniej.
W końcu nadszedł dzień gdy Gunhee odwiedził mnie w domu. Wszystko posprzątałem i nawet zrobiłem normalny obiad.
- Sam to zrobiłeś? - spytał gdy zaczęliśmy jeść.
- Tak. Ale nie jestem zbyt dobry w gotowaniu. Żywię się głównie gotowymi daniami lub jjajangmyeonem z pobliskiej restauracji.
- To nie dobrze. Powinieneś jeść normalne obiady.
- Nie mam na to zbytnio czasu.
- Rozumiem. Tak czy siak to wyszło ci świetnie.
- Dzięki. Chcesz obejrzeć jakiś film gdy skończymy jeść?
- Jasne. Lubisz horrory?
- Nawet.
- Ja niezbyt.
- Czyżbyś się bał?
- To nie tak.
- Jasne, jasne...
- A ty się nigdy nie bałeś takich filmów?
- Raczej nie. Zawsze miałem siebie za gorszego niż te wszystkie demony czy duchy.
- Wcale nie jesteś zły.
- Mój najlepszy przyjaciel powiedziałby coś innego...
- Aż tak go męczysz?
- Czasami. Mimo wszystko to dobry przyjaciel. W dodatku wiemy o sobie za dużo by się pokłócić.
- Rozumiem.
Po obiedzie specjalnie włączyłem najstraszniejszy horror który polecił mi Hyukjae. Ja miałbym problem z wybraniem najstraszniejszego bo wszystko mnie śmieszy. Kyuhyuna wolałem nie pytać bo ten psychopata śmieje się bardziej ode mnie na tego typu filmach.
Zgasiłem światło, usiadłem na kanapie i jak zwykle okryłem się moim ulubionym kocem.
- Kocyk z Olafem i Anną?
- Jeżeli masz coś do mojego kocyka to tam są drzwi.
- Skąd. Jest uroczy. Też chcę taki.
- Skończ się ze mnie śmiać i siadaj.
- Ale ja się z ciebie nie śmieję.
- Jasne.
Film się już zaczął więc nie chciałem dalej się z nim kłócić. Co jakiś czas dyskretnie spoglądałem na niego. Miałem ochotę zacząć się śmiać za każdym razem gdy na niego patrzyłem. Dorosły facet, ramiona takie ze mógłby grać Hulka a siedzi i trzęsie się ze strachu przy słabym horrorze. Zrobiło mi się go szkoda więc przesunąłem się bliżej niego i podzieliłem się moim kocem.
- Dziękuję - szepnął i uśmiechnął się do mnie.
W pewnym momencie coś nagle wyskoczyło na ekranie. Ja zacząłem się śmiać a Gunhee aż złapał mnie za rękę. Ścisnął ją dość mocno. Wysunąłem swoją dłoń z jego żelaznego uścisku i splotłem nasze dłonie. Poczułem jak moje serce zaczęło bić szybciej. Mimo wszystko było to przyjemne.
Gdy film się skończył Gunhee odetchnął z ulgą.
- Tak dla pewności, śmiałeś się ze mnie czy z filmu?
- Z filmu.
- Jasne.
- Czyżbyś mi nie wierzył?
W tym momencie Heebum wskoczył Gunhee na kolana. Podskoczył wystraszony a ja się zaśmiałem.
- Okej, tym razem to było z ciebie. Wybacz.
- Postaram się.
- Poznaj Heebuma, moje dziecko.
- W bólach rodzone?
- I to w jakich.
Zaczął go głaskać a Heebumowi się to spodobało. Położył się na plecach specjalnie żeby ten głaskał go po brzuchu.
- Sprytny jesteś.
- Ma to po mnie.
- Nie wątpię.
Gunhee bawił się przez chwilę z kotem aż zdał sobie sprawę z tego która jest godzina.
- Późno już. Lepiej pójdę do domu.
- Okej. Musimy jeszcze kiedyś obejrzeć coś razem.
- Tylko tym razem to ja wybiorę film.
- No dobra. Tylko bez żadnych komedii romantycznych.
- Spokojnie. Też ich nienawidzę.
- Chociaż z tym się zgadzamy.
Zaśmiał się i próbował ciągnąć temat dalej. Doskonale wiedziałem o co mu chodziło.
- Gunhee, wybacz że ci przerywam ale chcę o coś spytać.
- Tak?
- Czy ty boisz się wracać do domu sam?
- Nie, skąd - zaśmiał się a ja patrzyłem na niego z poważną miną. Skończył się śmiać i pełen zażenowania spuścił głowę w dół. - Eh, aż tak to po mnie widać?
- Niestety. Odprowadzę cię.
- Nie musisz. Pewnie jesteś zmęczony.
- Nie pytałem cię o zdanie. Co ja zrobię gdy jakiś duch zza rogu ci wyskoczy i padniesz na zawał?
- Bardzo śmieszne.
Wyszliśmy z mojego bloku. Było dość chłodno jak na letni wieczór.
- Daleko stąd mieszkasz?
- Nie. Tylko dwa przystanki dalej.
Gdy dojechaliśmy autobusem na miejsce było strasznie ciemno.
- Tu zawsze tak?
- Nie. Lampy musiały się zepsuć. Teraz boję się jeszcze bardziej. Jestem beznadziejny.
- Nie jesteś - zapałem go za rękę.
Gunhee włączył latarkę w telefonie i mocniej ścisnął moją dłoń. Odprowadziłem go aż pod sam blok.
- Dasz radę wrócić sam?
- Jasne. To do zobaczenia.
Puściłem jego dłoń i odwróciłem się by wrócić na przystanek. Nie minęło kilka sekund gdy Gunhee złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Objął mnie jedną ręką a drugą dotknął mojego policzka. Uśmiechnął się lekko i mnie pocałował. Myślałem że serce mi zaraz dosłownie wyskoczy.
- Szczerze mówiąc to tego bałem się najbardziej.
- Naprawdę? Czyli jednak jestem straszny? Spoko, przywykłem.
- Bałem się że mnie odrzucisz.
- Oh, Gunhee. Może i boisz się kotów i horrorów ale mimo to cię lubię. A teraz puść mnie i pozwól mi już iść do domu bo zaraz tu zamarznę.
Gunhee powoli zabrał swoje ramię z mojej talii. Gdy już to zrobił zdjął swoją bluzę i zarzucił mi ją na ramiona.
- Uważaj na siebie.
- Ty też. Nigdy nie wiadomo kiedy duchy pojawią się na twoich schodach.
- Skończ już, proszę. Czuje się zażenowany.
- Dobra, już idę. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Pomachałem mu i odeszłem w stronę przystanku. Cieszyłem się jak głupi. Gdy przyszedłem do domu od razu zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Zgadnij co się stało.
- Powiedział żebyście zostali przyjaciółmi?
- Nie, nigdy bym na to nie pozwolił.
- Więc co się stało?
- Pocałował mnie. I powiedział że mnie lubi.
- Naprawdę? W sumie po twoim tonie głosu od razu mogłem się domyślić.
- To ja brzmię jakoś inaczej?
- Jeszcze nigdy twój głos nie był taki. Brzmisz jakbyś był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- No bo jestem!
- No tak...
- Nie narzekaj, musiałem też przez to przechodzić gdy ty poznałeś Siwona.
- Wybacz.
- To ja kończę bo muszę iść się umyć.
- Spoko. Papa.
- Pa~
Gdy wychodziłem już z łazienki zabrałem ze sobą bluzę Gunhee mimo tego że odłożyłem ją do prania. Usiadłem na kanapie przed telewizorem i znowu ją na siebie założyłem. Pachniała tak przyjemnie nim. Zasnąłem tam przykryty jedynie kocem. Kolejnego dnia strasznie bolały mnie przez to plecy.
Zbliżał się koniec lipca. Pewnego dnia gdy siedziałem wieczorem z Gunhee jedząc kolację, do mojego domu wręcz wbiegł Kyuhyun.
- Heechul.
- Co się stało?
- Siwon.
- Zerwał z tobą?
- Nie. Wraca jutro na kilka dni.
- No to chyba dobrze, nie?
- Niby tak, ale...
- Ale co?
- Zadzwonił gdy byłem... no wiesz, z innym.
Gunhee spojrzał na niego zdziwiony.
- No i co mu nazmyślałeś?
- Że zacząłem biegać.
Myślałem że popłacze się ze śmiechu. Aż updałem na podłogę.
- Nic ci nie jest? - spytał Gunhee.
- Poza tym że zaraz umrę ze śmiechu to nie. Ty? Biegać? - nie mogłem powstrzymać śmiechu. - I co on na to?
- Że on w wojsku biega co rano i wieczorem więc żeby nie wypaść z formy będzie biegał ze mną.
- Boże jakim ty jesteś idiotą - otarłem łzy które zaczęły spływać z moich oczu.
- Ja nie chce biegać. Co mam zrobić?
- Musisz go tak w nocy wymęczyć żeby nie miał rano siły na bieganie a wieczorem zająć się nim wcześniej.
- Chyba żartujesz. On ma taką kondycję że po nieprzespanej nocy przebiegł by z 10 kilometrów jak nie więcej.
- No to masz, krótko mówiąc, przejebane.
- Wiem.
- Ostatnio przywieźli mi do butiku ładne dresy to może ci dam z litości jakiś rabat.
- Dzięki...
- Masz też całą noc żeby poprawić swoją kondycję. Może tamten pan z wcześniej ci w tym pomoże?
- Dlaczego ja się z tobą przyjaźnie?
- Bo mnie kochasz.
- Chciałbyś. Wracam do domu. Muszę jeszcze posprzątać bo znając jego przyjedzie z samego rana.
Kyu wyszedł.
- Nie chcę być wścibski ale... gdzie jest jego chłopak?
- W wojsku.
- I dlatego go zdradza?
- On tego tak nie nazywa. Po prostu czasami sypia z innymi facetami ale jak Siwon wraca jest całkiem inny. Nawet nie spojrzy na innego faceta. Kiedyś pewnie będzie żałował tego co zrobił ale skoro mu to pasuje...
- Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę z tego że już byłem w wojsku.
- Szkoda.
- Czemu?
- Wyglądałbyś seksownie w mundurze.
Gunhee się zaśmiał.
- A ty?
- Ja też już byłem. Ale nie wspominam tego za dobrze.
- Czemu?
- Nie dali mi się wyspać i wyglądałem jak panda.
- Mój biedny. Ale przyznaję, wstawanie rano było najgorsze.
- W dodatku często kończyłem na zmywaku za 'złośliwość wobec wyżej stojących żołnierzy'. Nie moja wina że oni byli wredniejsi ode mnie.
- Tak się da?
- Dzięki...
- Żartuję. Dla mnie nie jesteś taki wredny.
- To chyba oczywiste, nie?
Uśmiechnął się i jadł dalej.
Kolejnego dnia, pod wieczór Kyuhyun odwiedził mnie z Siwonem.
- Cześć Heechul - objął mnie na powitanie.
- Cześć. Dawno cię nie było - poklepałem go po plecach.
Już widziałem tą zazdrość w oczach Kyuhyuna...
- Opowiadaj. Jak tam służba wojskowa?
- Nie narzekam ale wolałbym już ją skończyć. Szczerze mówiąc martwię się o Kyuhyuna. Musi przez tyle czasu żyć sam.
- Spokojnie. Ja się nim dobrze... opiekuję - miałem ochotę się roześmiać. Ledwo się powstrzymałem.
- A jak u ciebie? Znalazłeś kogoś czy nic się nie zmieniło i nadal zaliczasz kilku dziennie?
- I tu cię zaskoczę. Mam chłopaka.
- Tak? Ile już z tobą wytrzymał?
- Niedługo będzie już miesiąc.
- Gunhee powinien dostać za to nagrodę Nobla. I to pokojową - wtrącił się Kyuhyun który do tej pory siedział cicho.
- Narzekasz więcej niż on sam.
- Ktoś musi.
- Czyli mówisz że dobrze wam razem?
- Świetnie.
Siwon i Kyuhyun siedzieli u mnie dość długo. Gdy wyszli zadzwonił do mnie Gunhee.
- Co robisz?
- Właściwie nic takiego. Kyuhyun i Siwon dopiero ode mnie wyszli więc mam chwilę czasu żeby pograć.
- A o której jutro idziesz do pracy?
- Dopiero na 15 bo Hyukjae będzie od rana.
- To może pójdziemy gdzieś razem?
- Jasne. Ostatnio byłem z Kyuhyunem w fajnej cukierni. Możemy tam pójść.
- Mi pasuje. To ja kończę. Dobranoc.
- Dobranoc.
Z rana zadzwoniłem jeszcze do Kyuhyuna żeby upewnić się czy pamiętam drogę do tej cukierni. Gunhee przyszedł po mnie aż do mieszkania.
- Cześć - pocałował mnie.
- Hej.
- To idziemy?
- Jasne. Tylko wezmę torbę.
Złapałem go za rękę i wyszliśmy z domu. Do pewnego momentu pamiętałem drogę idealnie jednak po jakimś czasie się zgubiłem.
- Jesteś pewien że to tutaj?
- Niezbyt.
Zadzwoniłem do Kyuhyuna.
- Kyu. Chyba się zgubiłem.
- Jak to się zgubiłeś?
- No skręciłem tak jak mówiłeś koło parku w lewo ale trafiłem na jakieś osiedle.
- Mówiłem w prawo. Idiota - rozłączył się.
- Wredna menda.
- Może mu przeszkodziłeś. W końcu musi się nacieszyć chłopakiem...
- Dobra. To teraz musimy stąd jakoś wrócić do tego parku.
- Może tędy?
- Czekaj, wiem gdzie jesteśmy. Tam jest... o kurde, chowaj się - ukucnąłem z nim za śmietnikiem.
- Co się stało?
- Tu mieszka Jungsoo.
- I co w związku z tym?
- Spójrz w jego okno.
Gunhee wychylił się na chwilę.
Przez okno Jungsoo było widać jak on całuje się z jakimś facetem.
- Czy każdy wokół mnie musi być homo?
- Najwidoczniej ich przyciągasz.
- Kim Heechul. Magnes na gejozę.
- Więc panie magnes na homo mężczyzn, masz zamiar tu tak siedzeć cały dzień?
- Nie. Chcę na ciasto. Chodźmy.
Szliśmy dalej jakby nic się nie wydarzyło. Po dłuższej chwili udało mi się znaleźć tą cukiernię.
- Mówiłem że wiem gdzie to jest.
- Ani trochę w ciebie nie zwątpiłem.
- Ta...
- To co bierzemy?
- Zjadłbym ciasto marchewkowe.
- A ja chcę to z kremem cytrynowym.
Gunhee poszedł kupić ciasto a ja zająłem miejsce. Siedzieliśmy tam około godziny. Później oboje poszliśmy do pracy.
Wieczory zwykle spędzałem sam siedząc tylko z Heebumem. Czasami Gunhee lub Kyuhyun mnie odwiedzali lub ja ich.
Tego wieczora dopiero zdałem sobie sprawę z tego że ja i Gunhee jeszcze tego nie robiliśmy. Wiedziałem że czegoś mi brakowało ale żebym zapomniał o takiej rzeczy? Postanowiłem że chcę to zmienić.
Niedziele prawie zawsze spędzaliśmy razem. Żaden z nas wtedy nie pracował. Zaproponowałem Gunhee żeby przyszedł już w sobotę i został na noc ale miał coś ważnego do zrobienia w pracy. Przyszedł za to w niedzielę. Siedzieliśmy razem na kanapie.
- Gunhee, mogę cię o coś spytać?
- Jasne.
- Ilu miałeś już facetów?
- Wliczając ciebie?
Pokiwałem głową.
- No to...hmm...aż jednego.
- Czekaj... mówisz serio?
- Tak. A ty ilu miałeś?
- Wliczając ciebie?
- Tak.
- O ile nie pomyliłem się z obliczeniami to jednego.
- Ty? Sądziłem że były ich miliony...
- Widocznie nikt do tej pory nie był dość dobry dla mnie. Jest też opcja że tylko ty znosisz mój charakter...
- Jak zwykle przesadzasz. Dla mnie jesteś idealny.
- Bo tylko dla ciebie potrafię być miły.
Gunhee mnie pocałował a później przytulił.
Przez jakieś dwa tygodnie próbowałem go jakoś uwieść by w końcu się z nim przespać. Nic nie pomogło. Nawet gdy otworzyłem mu drzwi stojąc jedynie w damskim szlafroku który kiedyś dostałem od Kyu. Nie chciałem jednak pytać go wprost o co chodzi. Może się boi bo nigdy tego nie robił? Mnie, szczerze mówiąc, też na początku stresował brak doświadczenia. A może ma jakiś głupi tatuaż i nie chce żebym go zobaczył? Mam nadzieję że kiedyś się dowiem.
Pewnej niedzieli gdy nudziłem się w domu napisał do mnie Gunhee.
"Masz jakieś plany na kolejny weekend?"
Zacząłem się zastanawiać co planuje.
"Poza spotkaniem z tobą raczej nie."
Po chwili do mnie zadzwonił.
- Tak sobie myślałem... moglibyśmy pojechać nad morze póki jeszcze jest ciepło.
- Hm, podoba mi się.
- Więc się zgadzasz?
- Oczywiście.
- To świetnie. Postaram się wszystko załatwić.
- Jasne.
- Dobranoc.
- Dobranoc Gunhee.
Nie wiem dlaczego tak nagle wpadł na ten pomysł ale bardzo mi się podobał.
W piątek po południu ruszyliśmy w drogę do Busan. Sklep zostawiłem pod opiekę Jungsoo.
- Nie mogę się doczekać. Nie byłem nad morzem już jakieś dwa lata - powiedział Gunhee.
- Ja jeszcze dawniej.
Dźwięk jadącego pociągu może i nie był zbyt relaksujący ale mimo to wtuliłem się w Gunhee i zasnąłem.
Gdy się obudziłem byliśmy już niedaleko.
- Wysłałeś się? - pogłaskał mnie po głowie.
- Nie. Jesteś niewygodny.
- Powinienem się za to obrazić czy raczej nie?
- Jak chcesz - mimo to nadal przytulałem jego ramię.
Dojechaliśmy na miejsce. Gunhee zabrał nasze bagaże a ja torby. Jakoś trafiliśmy do hotelu. W pokoju okazało się że mamy dwa osobne łóżka.
- Czyli nawet tu mamy spać osobno? - spytałem.
- Jutro coś wymyślimy. Dziś jestem wykończony. Wytrzymasz jedną noc, hm?
- Jasne.
Rozejrzałem się trochę po naszym pokoju. Był spory, mieliśmy w nim telewizor, kanapę. W łazience była duża wanna. Od razu poszedłem się w niej wykąpać. Siedziałem w niej dobre pół godziny.
Kolejnego dnia, gdy się obudziłem Gunhee już nie spał. Podszedłem do niego.
- Dzień dobry - ziewnąłem. - Już nie śpisz? - objąłem jego szyję ramionami.
- Jest już prawie 12. Nigdy tyle nie śpię.
- Mnie się zdarza...
- Zauważyłem. Ubieraj się. Idziemy na plażę.
- Daj mi pół godziny.
- Aż tyle?
- To i tak krótko bo potrzebuję mniej makijażu.
- I tak jesteś najpiękniejszy.
- Wiem.
- I skromny.
- Ja tylko stwierdzam fakty.
Udało mi się ogarnąć w mniej niż pół godziny. Gunhee był dumny.
- Chodźmy na lody!
- Okej.
Podbiegłem do budki z lodami znajdującej się w drodze na plażę. Chwilę mi zajęło wybranie czegokolwiek. W końcu zdecydowałam się na truskawkowy shake.
- Nie chciałeś lodów?
- Kobieta zmienną jest.
Dotarliśmy na plażę. Było strasznie gorąco jednak od morza wiała lekka bryza.
- Jak przyjemnie.
Patrzyłem przez chwilę na wodę popijając mojego shake'a a później spojrzałem na Gunhee. O mało co nie wyplułem wszystkiego co właśnie miałem w buzi. Pierwszy raz zobaczyłem mojego chłopaka bez koszulki. Wiedziałem że był całkiem nieźle zbudowany, ale że aż tak? Zatkało mnie.
- Wszystko w porządku?
Nadal stałem w niego wpatrzony. Aż zapomniałem mu odpowiedzieć.
- Heechul?
- Nigdy nie wspominałeś że masz tatuaże.
- Nie?
- Nie.
- Podobają ci się?
- Strasznie.
Gunhee uśmiechnął się do mnie.
- Wiesz co jest w tym miejscu najlepsze? - objął mnie w pasie.
- Ja?
- Też. A poza tym?
- Nie wiem.
- To że nikt nas tu nie zna - pocałował mnie a ja aż upuściłem moje picie.
- Zwariowałeś?
- Już dawno.
Znaleźliśmy miejsce gdzie rozłożyliśmy nasze rzeczy.
- To idziemy do wody? - spytał.
- Idź sam.
- Nie. Chcę iść z tobą.
- A co jak nas okradną?
- Są tu tylko dzieci i starsze panie. Kto ma cię okraść?
- Nigdy nic nie wiadomo...
- No chodź - złapał mnie za rękę.
- Nie.
- Boisz się?
- Nie.
- A już rozumiem. Nie umiesz pływać.
- Dlaczego miałbym umieć? Mieszkam przecież w Seulu.
- A nie chodziłeś nigdy na żaden basen czy coś?
- Nie.
- Przecież będę z tobą. Nic ci się nie stanie.
- No dobra. Poczekaj tylko chwilkę.
Podszedłem do starszej pani siedzącej blisko nas.
- Przepraszam, czy byłaby pani tak miła i popilnowała mi torby?
- Oczywiście dziecko.
- Dziękuję bardzo - położyłem torbę koło niej i wróciłem do Gunhee.
- Co takiego masz w tej torbie że potrzebujesz do niej opiekunki?
- Była droga.
- No tak, tylko mój wspaniały Heechul nosi najdroższe torebki na zwykłą plaże.
- Ta nie była najdroższa... to idziemy?
- Jasne.
Chciałem pójść do przodu ale zanim zdążyłem zrobić chociażby krok, Gunhee z łatwością mnie podniósł i poszedł w stronę morza.
- Co ty robisz?
- Uwalniam orkę.
- Nie odzywaj się do mnie.
- Żartowałem.
- Ts...
- Ja cie noszę jak księżniczkę żebyś nie musiał się męczyć z chodzeniem po piasku a ty się obrażasz.
- Okej, księżniczka bardziej mi się podoba od orki. Może ci wybaczę.
- Wiesz, zawsze możesz skończyć bez gruntu pod nogami. Nie zapominaj kto cię nie właśnie niesie.
- Dobra, nie było tematu.
Chwilę później staliśmy oboje w wodzie. Była zimna ale było to całkiem orzeźwiające. Gunhee próbował nauczyć mnie pływać. Nic mu z tego nie wyszło ale przynajmniej mnie trochę poobmacywał. Nie żebym narzekał...
- Gunhee!
- Tak?
- Jestem głodny. Chodźmy coś zjeść.
- Jasne.
Wyszliśmy z wody. Poszedłem jeszcze po moja torbę przy okazji dziękując grzecznie starszej kobiecie i poszliśmy szukać restauracji.
- Może pójdziemy najpierw się przebrać? Hotel jest niedaleko.
- Dobry pomysł.
Wychodząc spytaliśmy kobiety z recepcji o dobre restauracje. Na szczęście była na tyle miła by nam kilka polecić.
Wróciliśmy do hotelu pod wieczór.
- To co robimy? - spojrzałem na łóżka.
- Sądzisz że możemy je po prostu przestawić?
- I tak jutro wracamy. Rano ustawimy je z powrotem.
- No dobra.
Gunhee przestawił łóżka a ja później rozłożyłem na nich pościel.
Nie licząc tego gdy raz zasnął mi na kolanach przy nudnym filmie, to tej nocy mieliśmy spać pierwszy raz razem. Nie chciałem przegapić takiej okazji ale Gunhee tylko mnie przytulił, powiedział że mnie kocha i zasnął. Chociaż tyle.
Rano obudziłem się leżąc na jego klatce piersiowej. Zacząłem jeździć palcem po jego brzuchu.
- To łaskocze.
Zaśmiałem się ale wcale nie przestawałem.
- Heechul! Przestań.
- Nie.
W końcu to on zaczął łaskotać mnie. Wybiegłem z łóżka a Gunhee zaczął mnie gonić. Biegaliśmy jak dzieci aż wpadłem na Gunhee.
- Dobra, starczy. Idziemy na plażę?
- Jasne.
Zjedliśmy, ubraliśmy się i wyszliśmy.
- Gunhee, to o której dziś wracamy?
- O 17.
- Szkoda że już dziś musimy wracać.
- No.
- Może za rok przyjedziemy na dłużej?
- Byłoby fajnie.
- Moglibyśmy wziąć też Kyu i Siwona.
- No.
- Chyba że nie chcesz...
- O ile będą mieć pokój z dala od nas to się zgadzam.
- Czemu?
- Nie wiem czy byłbym w stanie się wyspać słysząc wszystko co robią w nocy...
- Rzeczywiście.
Tego dnia spędziliśmy na plaży mniej czasu. Musieliśmy się jeszcze spakować no i coś zjeść.
Do Seulu wróciliśmy dość późno. Gunhee doprowadził mnie do domu. Twierdził że sobie nie poradzę z bagażami.
- Dziękuję - objąłem go i pocałowałem w policzek.
- Nie ma za co. Śpij dobrze.
- Dobranoc.
Był już prawie koniec lata. Postanowiłem zrobić w moim butiku wyprzedaż. Codziennie było chyba dwa razy więcej ludzi niż zwykle.
Raz, gdy kolejka ciągnęła się aż na zewnątrz, przyszedł Gunhee.
- Bardzo przepraszam ale muszę z nim porozmawiać. To ważne.
Gunhee złapał mnie za rękę i zaciągnął na zaplecze sklepu.
- Czy ty oszalałeś? Będą na mnie wściekli. Co jest aż tak ważne że musisz mówić mi to teraz?
- Muszę wyjechać.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu mój przyjaciel poprosił mnie o pomoc przy kursie który organizuje. Najgorzej, że to aż w Daegu.
- I ile cię nie będzie?
- Miesiąc.
- Czemu tak długo?
- Nie mam pojęcia.
- Przecież ja nie dam rady bez ciebie.
Gunhee mnie przytulił.
- Dasz radę kochanie. To tylko miesiąc, nie cały rok.
- A kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro rano.
- Więc przyszedłeś się pożegnać?
- Tak. Później nie miałbym kiedy a nie chcę wyciągać cię o 4 rano z łóżka.
- Tylko!
- Tak?
- Masz do mnie dzwonić.
- Oczywiście.
Gunhee pocałował mnie tak, jakby żegnał się przed służbą wojskową. Albo jakby naprawdę wyjeżdżał na rok. Jeżeli to zrobi to chyba go zabiję.
- Swoją drogą, czemu mówisz mi to dopiero teraz?
- Ostatnio byłeś tak zajęty że nie miałem kiedy się z tobą spotkać. Nie chciałem też mówić ci tego przez telefon.
- Rozumiem.
- Do zobaczenia. Dbaj o siebie.
- Ty też. Do widzenia Gunhee. Będę za tobą tęsknić.
- Ja za tobą jeszcze bardziej.
Znowu mnie pocałował i wyszedł a ja wróciłem do sklepu.
Miesiąc bez niego był bardzo trudny. Przez pierwszy tydzień dzwonił codziennie. Później dzwonił coraz mniej a w końcu w ogóle. Nie wiedziałem nawet czy powinienem być o ty zły, smutny czy martwić się o niego. Kyuhyun cały czas mówił mi żebym to ja do niego zadzwonił jednak tego nie zrobiłem.
Nadszedł dzień w którym Gunhee miał wrócić. Postanowiłem że poczekam na niego na dworcu. Przyjechał pociąg którym miał wrócić ale jego tam nie było. Zacząłem się naprawdę martwić. Wróciłem do domu i zacząłem płakać. Nie chciałem nawet myśleć o tym że mogło mu się coś stać jednak tylko takie scenariusze pojawiały się w mojej głowie.
Pod wieczór ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłem a tam stał Gunhee. Myślałem przez chwilę że to tylko moja wyobraźnia. Zamknąłem mu drzwi przed nosem zanim zdążył się ze mną przywitać.
- Heechul, otwórz.
- Idź stąd i więcej nie wracaj.
- Będę tu siedział dopóki ze mną nie porozmawiasz.
Mimo to nie otworzyłem mu drzwi. Nie chciałem tego robić.
Była już prawie 12 w nocy a ja nie mogłem zasnąć. Nadal martwiłem się o tego idiotę bo ciągle tam siedział. W końcu nie wytrzymałem i poszedłem otworzyć drzwi. Gunhee wstał z podłogi na której przez cały czas siedział.
- Cześć Heechul.
Chciałem znowu zamknąć mu drzwi ale tym razem je przytrzymał.
- Chodź ze mną.
- Po co?
- Chodź. Muszę ci coś powiedzieć.
- Jest już późno.
- I co z tego?
Ubrałem się szybko i wyszedłem z nim na dwór. Szliśmy w ciszy wzdłuż rzeki.
- Czemu przyjechałeś później? - przerwałem niezręczną ciszę.
- Co? Skąd wiesz?
- Czekałem na ciebie.
- Spóźniłem się na pociąg bo musiałem jeszcze coś zrobić.
- A czemu nie dzwoniłeś? Martwiłem się.
- Przepraszam.
- Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?
Nagle się zatrzymał.
- Nie. Mam ci o wiele więcej do powiedzenia.
Stanął na przeciwko i najpierw mnie przytulił.
- Najpierw, nawet nie będę próbował kłamać że nie dzwoniłem przez to że nie miałem czasu. Przez pewien czas tak było. Później nie chciałem. Musiałem coś przemyśleć.
- I to było aż tak ważne?
- Tak.
Złapał mnie za ręce. Poczułem pierścionek na jego palcu. Spojrzałem na jego rękę. Wyglądało to jak ślubna obrączka.
- Heechul - oderwałem wzrok od jego dłoni i spojrzałem mu w oczy. - Oh... powinienem był ci to powiedzieć na samym początku. Byłoby prościej.
- Ja chyba wiem o co chodzi.
- O czym ty mówisz?
Podniosłem jego dłoń.
- Tak naprawdę miałeś od samego początku dziewczynę, ze mną byłeś dla zabawy a teraz się z nią ożeniłeś, hm?
- Nigdy nie zrobiłbym nikomu czegoś takiego. Wyglądam na aż tak złą osobę?
Popatrzyłem na niego i pokiwałem przecząco głową.
- No właśnie. Tak naprawdę chciałem powiedzieć ci coś całkiem innego i jeżeli mnie rzucisz raczej to zrozumiem.
Myślałem że wyzna mi teraz jakiś chory fetysz albo coś w tym stylu.
- Ja jestem aseksualny.
- Że jak?
- Oh... Heechul. Kocham cię. Bardzo cię kocham ale po prostu nie czuję potrzeby by się z tobą przespać.
Dłuższą chwilę zajęło mi ogarnięcie tego co właśnie powiedział. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Przecież ja mógłbym napisać książkę grubości Biblii o moim życiu seksualnym a Gunhee po prostu go nie miał. Powiedziałem tylko "przepraszam" i odszedłem w drugą stronę.
Zacząłem tego żałować. Przecież też bardzo go kocham i nie chciałbym go stracić. Odwróciłem się. Gunhee odszedł dość daleko. Musiałem go dogonić. Zacząłem biec w jego stronę. Gdy już byłem przy nim zwolniłem, podszedłem do niego i przytuliłem go od tyłu.
- Gunhee. To ty powinieneś zostawić mnie.
- Heechul? O czym ty mówisz? - Gunhee ustał przede mną.
- Jestem do niczego i myślę tylko o sobie. Gdy... gdy ty mi to wyznałeś... - ledwo mogłem złapać oddech.
- Spokojnie. Mów powoli.
- Ja sądziłem że do siebie nie pasujemy. Ale przecież... przecież nigdy nie znajdę nikogo takiego jak ty. Nie chcę nikogo innego - przytuliłem go. - Ja chcę być tylko z tobą - nie wiem dlaczego ale zacząłem płakać.
- Nie płacz - zaczął głaskać mnie po głowie.
- Gunhee, kocham cię i nie chcę wyjść na dupka który chce tylko jednego. Przecież w byciu razem nie chodzi tylko o jedno.
- Masz rację.
- Przepraszam za to co zrobiłem.
- Nie masz za co mnie przepraszać. Tylko... jesteś pewien że nadal chcesz ze mną być?
- Oczywiście. Nigdy nie byłem niczego tak bardzo pewny.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
Gunhee mnie pocałował. Kompletnie nie obchodziło go to że mimo późnej godziny było tu trochę osób. Ja tym bardziej się tym nie przejmowałem.
- A co do tej obrączki... - Gunhee zaczął szukać czegoś w kieszeniach swojej kurtki. - O znalazłem - podał mi pudełko. - To dla ciebie.
Otworzyłem je a w środku była obrączka.
- Dlaczego kupiłeś nam takie same? Czy ty mi się oświadczasz?
- Jeszcze nie. I nie są takie same. Patrz - zdjął pierścionek z palca i pokazał mi go od środka.
Było tam wygrawerowane moje imię. Spojrzałem na tą którą mi właśnie dał. Na Na tej był napis "Gunhee". Byłem szczerze wzruszony jednak udało mi się nie rozkleić kolejny raz.
- Dziękuję - założyłem obrączkę na swój palec. - Jest śliczna. Będę ją zawsze nosić.
- Mam nadzieję.
- Chodźmy już do domu - złapałem go za rękę. - Jestem wykończony.
- Ja też.
O tym dlaczego Lee Minhyuk cieszy się z tego, że woli facetów (Joohyuk Monsta X) Me you 2
To miał być oneshot ale przypadkowo napisałam część drugą i przypadkowo piszę już trzecią, ale ja niezdarna.
***
- Więc, o co chodzi? - spytałem mojego kolegi z którym pracowałem.
Podczas przerwy zaprosił mnie do szpitalnego baru. Twierdził że ma do mnie ważną sprawę.
- No bo mam do ciebie prośbę.
- Słucham.
- Muszę na kilka dni wyjechać z moją żoną do jej rodziny, do Chin a nie mam z kim zostawić mojej córki. Wiem, że nie znamy się za długo ale wiem że mogę ci ufać.
- Chętnie ci pomogę tylko muszę spytać mojego wspólokatora - mało co nie powiedziałem czegoś innego...
- W porządku.
- A kiedy wyjeżdżasz?
- Za 3 dni.
- To ja napiszę do ciebie wieczorem.
- Jasne. Dziękuję.
Wracając z pracy zastanawiałem się czy Jooheon mówił kiedyś coś o dzieciach. Pamiętałem tylko opowieści o jego dzieciństwie i nic poza tym. Martwiłem się o to że mógł nie lubić dzieci.
Gdy wróciłem do domu, Jooheon oglądał telewizję. Usiadłem obok niego na kanapie.
- Cześć. Co oglądasz?
- Return of superman.
- O, to się świetnie składa.
- Tak? Czemu?
- No bo... muszę cię o coś spytać.
- Mów - objął mnie ramieniem.
- Czy ty... lubisz dzieci?
- Jasne że tak. Tylko... skąd to pytanie? Ty chyba nie chcesz...
- Nie, nie, to nie tak. Po prostu mój kolega pytał czy mógłbym zaopiekować się jego córką przez kilka dni bo musi coś załatwić. Chciałem najperw spytać czy tobie to pasuje.
- Oczywiście. Mogłeś od razu się zgodzić - uśmiechnął się do mnie.
- Myślałem że byłbyś zły gdybym nagle przyprowadził ci dziecko do domu.
- No gdybyś mnie nie uprzedził to mogłoby to wyglądać dość... dziwnie.
- Racja. A zrobiłeś coś na obiad?
- Tak. Jak ładnie poprosisz to mogę ci nawet przynieść~
- Proszę - przytuliłem go.
Spojrzał na mnie jakby chciał jeszcze więcej. Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek.
- Okej, powiedzmy że wystarczy - wstał z kanapy. - Albo i nie - usiadł z powrotem i się do mnie uśmiechnął.
W końcu mu odpuściłem. Złapałem go za policzek i przysunąłem się bliżej jego twarzy.
- A co ugotowałeś?
- Zupę z kalmarów.
Pocałowałem go.
- Mówiłem już że cię kocham?
- Tak, ale nie miałbym nic przeciwko gdybyś mówił mi to częściej~
- Lepiej nie bo by ci się w końcu znudziło.
- Wcale że nie - wstał z kanapy i poszedł do kuchni.
Wrócił po chwili z ciepłą zupą i miseczką ryżu. Postawił moje jedzenie na stole i wrócił do oglądania telewizji.
- A ty już jadłeś?
Pokiwał głową.
- Było pyszne. Dziękuję - powiedziałem gdy skończyłem.
- Nie ma za co - uśmiechnął się.
Przysunąłem się bliżej niego i położyłem głowę na jego ramieniu.
- Pójdę się umyć - powiedział gdy skończył się odcinek.
- Okej.
Nie czekałem na niego długo. Skończył w niecałe pół godziny, a później ja poszedłem się umyć. Gdy wszedłem do sypialni, myślałem że Jooheon już śpi. Wysłałem jeszcze smsa do Youngjuna i po cichu położyłem się obok. Wtedy okazało się że jednak nie spał. Przysunął się bliżej i mnie przytulił.
- Dobranoc - pocałował mnie w czoło.
- Dobranoc Jooheon - wtuliłem się w niego i zasnąłem.
Rano jak zwykle wstawałem wcześniej niż Jooheon bo on zaczynał pracę później. Mimo to obudził się chwilę po tym gdy ja wstałem.
- Idź jeszcze spać. Masz dużo czasu.
- Nie chce mi się juz spać. Zrobię ci śniadanie.
- Nie musisz.
Wstał z łóżka, ubrał szlafrok i poszedł do kuchni.
Ubrałem się i wyszedłem do łazienki. Później poszedłem do kuchni. Jooheon coś smażył. Położyłem mu brodę na ramieniu.
- Naleśniki? - objąłem go w pasie.
- Mhm.
- Oh, jesteś najlepszy.
Zaśmiał się cicho.
Stałem tak chwilę patrząc jak smaży naleśniki a później usiadłem do stołu i czekałem na Jooheona. W międzyczasie Boo przyszedł i położył mi się na kolanach.
- Proszę - postawił talerz przede mną.
- Dzięki.
Jooheon usiadł naprzeciwko mnie.
- To kiedy przywiozą to dziecko?
- Nie pytałem ale myślę że jutro.
- I wiesz już ile tu zostanie?
- Spytam dziś Youngjuna. Za dużo mi ostatnio nie powiedział.
- A, rozumiem.
- Mam nadzieję że damy sobie radę z tym dzieckiem.
- Ja też. Tylko...
- Hm?
- Jak będzie z pracą?
- To znaczy?
- Bo czasami pracujemy w tym samym czasie a ona nie może być sama.
- O tym nie pomyślałem. To może zróbmy tak. Ja dowiem się na ile dni dokładnie ma zostać u nas Minji i wtedy ty weźmiesz kilka dni wolnego a później ja.
- No dobra.
- O, ja już muszę iść. Było pyszne. Dziękuję - wstałem od stołu.
Podeszłem do Jooheona i go pocałowałem.
- Pa~
- Do zobaczenia - uśmiechnął się.
Wyszedłem do pracy.
Na przerwie Youngjun znowu zaprosił mnie do baru. Kupił mi i sobie kawę.
- Proszę - podał mi papierowy kubeczek.
- Dzięki.
Usiedliśmy przy stole.
- Minhyuk. Bo ja... ja mam pytanie.
- Tak?
- Mógłbym przywieźć moją małą Minji jutro rano?
- Jasne. Chyba nawet mam jutro dyżur na popołudnie.
- Tak? To świetnie.
- A wiesz już na ile dni wyjeżdżacie?
- Na cztery.
- Okej.
- Jak przywieziemy ci małą to żona powie ci wszystkie szczegóły.
- Jasne - uśmiechnąłem się. - Czyli możemy już wracać do pracy.
Dzień w pracy minął mi całkiem dobrze. Gdy wróciłem do domu Jooheon jak zwykle oglądał telewizję. Podeszłem do niego i usiadłem mu na kolanach.
- Hej~ co oglądasz?
- Jakąś nudną dramę. Nic w tej telewizji nie ma.
- Oh, mój biedny - przytuliłem go. - Ale spokojnie, twój kochany chłopak wrócił już do domu więc nie będziesz się nudził~
- Nie? A co masz w planach?
- Hm, no wiesz jakoś ci muszę wynagrodzić cztery dni celibatu.
- O czym ty mówisz?
- No wiesz, mała będzie u nas przez cztery dni i tak przy niej to raczej nie bardzo...
- Przecież to tylko dziecko.
- Ale rozumne dziecko. Jak powie coś rodzicom? Będę skończony. To nie tak że się wstydzę... no ale sam rozumiesz.
- No tak. Masz rację. Ale mogłeś mówić wcześniej... kupiłbym wino czy coś.
- A, spokojnie ja o wszystkim pomyślałem~
- Jesteś super.
- Naprawdę? - pocałowałem go.
- Oj tak.
Poszedłem po wino i kieliszki. Usiadłem obok niego.
- Otworzysz?
- Jasne.
- Dzięki - zacząłem nalewać wina.
Z rana pierwszą rzeczą jaką sobie przypomniałem to ile wypiłem. Później spojrzałem na śpiącego Jooheona i cieszyłem się że to nie było aż tak dużo bo przypomniał mi się cały wieczór. Wszystko od rozebrania mnie przez czułe pocałunki aż do skończenia w sypialni.
- Jooheon - szepnąłem mu do ucha. - Kochanie, wstawaj.
- Co się stało? - spytał zaspanym głosem.
- Jeszcze nic ale zaraz się stanie.
- Co takiego?
- Youngjun powinien tu niedługo być.
- I co?
- No przywiezie tu Minji.
- Aa.
Nagle usłyszałem jak ktoś po prostu otwiera drzwi do mieszkania. Od razu wiedziałem kto to. Changkyun, nasz durny sąsiad.
- Cześć sąsiady. Znowu się grzmociliście w nocy?
- A co? Chciałbyś kiedyś dołączyć?
- Chyba mnie nie ciągnie do trójkącików.
- No tak, jednego faceta nie potrafisz znaleźć a co dopiero dwóch.
- Miałem ich więcej niż ty i twój chłopak razem wziętych.
- Boże zawsze musicie mi od rana psuć humor? - Jooheon chyba się wściekł.
- Sorry stary - jak na gówniarza przystało odezwał się Changkyun.
- Nie martw się kochanie, on zaraz sobie stąd pójdzie.
- Wcale że nie. Przyszedłem z wami zjeść.
- Nie masz własnego mieszkania?
- Mam. Ale nie lubię jeść sam.
- To nie mój problem.
- Możesz zostać - powiedział Jooheon.
- Dzięki - wyszedł do salonu.
- Czemu zawsze jesteś dla niego taki?
- Bo byś go chyba zaraz pobił byleby tylko wyszedł z naszego domu.
- Wcale że nie. Ja mam poziom nie jak ten szczeniak.
- A co było tydzień temu?
- Raz z liścia się nie liczy...
- Oh, Minhyuk, Minhyuk - przytulił mnie. - Odpuść mu trochę. To tylko Changkyun.
- No tak, to tylko Changkyun.
- A teraz chodź. Trzeba posprzątać zanim przyjedzie twój kolega.
- Dobra.
Specjalnie ociągałem się ze sprzątaniem z nadzieją że nasz sąsiad sobie pójdzie bo nie będzie mu się chciało czekać. Myliłem się jednak.
- Ej sąsiady, co macie dziś na śniadanie?
- Minhyuk, co chcesz zjeść? - spytał Jooheon.
- Hmm, może ryż z kimchi?
- Okej. To ja idę do kuchni.
Czekając na jedzenie chciałem pooglądać telewizję ale Changkyun zabrał mi pilota. Żeby znowu się nie kłócić z tym dupkiem poszedłem do Jooheona.
- Pomóc ci w czymś?
- Hm... możesz pokroić mięso.
- Jasne.
Gdy skończyłem usiadłem na blacie.
- Czemu on zawsze musi tu tyle siedzieć?
- Nie mam pojęcia.
- Ciebie on nie irytuje?
- Irytuje.
- To czemu nigdy nie chcesz żeby sobie poszedł.
- Bo i tak by tu został. No i pracuje w sklepie bycie miłym i opanowanym mam wyuczone.
- No tak. Jooheon?
- Tak?
- Możesz dać dla niego trochę więcej chilli?
- Jesteś niemożliwy.
- No proszę~ - uśmiechnąłem się do niego.
- Okej, okej. Dla ciebie wszystko.
- Dziękuję - podeszłem do niego i pocałowałem go w policzek.
- Tyle wystarczy? - Wrzucił dwie łyżki stołowe.
- Idealnie.
Jooheon wymieszał wszystko a ja zadbałem o to żeby nie pomylić porcji.
- Changkyun, do nogi.
- Bardzo śmieszne - mimo wszystko od razu zjawił się w kuchni.
- Siadaj i jedz zanim przestanę być cierpliwy.
- Ta.
Zaczęliśmy jeść. Z trudem próbowałem opanować śmiech. Na początku jakoś dawał radę. Chwilę później zaczął płakać do talerza. Rzucił pałeczki na stół i pobiegł do łazienki.
- Widzisz Boo - zacząłem mówić do kota który akurat przyszedł żebrać o mięso. - On jest tak głupi i myśli że woda mu pomoże.
Kot tylko zamiałczał i sięgnął łapą do jego talerza.
- Zostaw. Bo skończysz jak ten o. Chodź, nakarmię cię.
Wziąłem kota do kuchni i dałem mu jeść.
- Changkyun, umarłeś już?
- Ja nie ale ty zaraz zginiesz.
- Czemu ja?
- To ty mi to zrobiłeś.
- Ale co?
- Nie udawaj.
- Nie wiem o co ci chodzi ale wyłaź zanim mi całą łazienkę uświnisz.
- Jak wyjdę to będziesz martwy.
- Ta, oczywiście.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Dopiero teraz przypomniałem sobie że Youngjun miał przyjechać ze swoją żoną i córką.
- Już idę - otworzyłem drzwi. - Cześć, wejdźcie do środka.
Pierwszy raz widziałem jego żonę i Minji. Wyglądały całkiem inaczej niż je sobie wyobrażałem. Żona była wysoka. Wyższa niż większość koreanek i miała długie włosy upięte w kucyk. Mała natomiast była bardzo urocza. Miała na sobie różowy płaszczyk a włosy splecione w warkocze.
- To jest Jiao - wskazał na swoją żonę która się do mnie uśmiechnęła.
- Bardzo mi miło. Jestem Minhyuk.
Po chwili rozmowy wszyscy przeszliśmy do salonu. Gdy Jiao zaczęła mówić o tym jak mam się zajmować Minji z łazienki wyszedł Changkyun.
- Minhyuk, normalnie ci zaraz... o dzień dobry - ukłonił się udając grzecznego.
- To twój współlokator? - spytał Youngjun.
- Nie, to tylko sąsiad z góry.
- To ja idę do Jooheona.
- Zawołaj go tu przy okazji. To na czym skończyliśmy?
- Dobrze by było gdyby zdrzemnęła się w dzień. Wtedy jest spokojna - kontynuowała żona Youngjuna.
- Jasne. A co lubi jeść?
- Właściwie wszystko byleby nie było za ostre.
Chciało mi się śmiać bo przypomniał mi się Changkyun.
- A i przed snem zawsze pije mleko.
Nie rozmawialiśmy długo o Minji. Gdy skończyliśmy poszedłem pomóc Youngjunowi przynieść jej rzeczy z samochodu. Nie wiedziałem że tego będzie aż tyle. Odprowadzając Youngjuna do samochodu powiedział coś w stylu że mi to wynagrodzi. Dowiedziałem się o co chodzi dopiero gdy wróciłem do mieszkania. Minji siedziała na Changkyunie i biła go plastikowym kucykiem krzycząc na niego po chińsku. Przez moment wydawała mi się urocza ale później pomyślałem że przecież może robić to samo (lub gorzej) nam.
- Minji, jesteś urocza ale jak chcesz go obrażać to rób to po koreańsku. Też chcę się pośmiać.
- Nauce cię.
- Czego?
- Chińskiego.
- Naprawdę?
- Tak - zeszła z Changkyuna po drodze uderzając go jeszcze raz kucykiem i usiadła na kanapie.
Dowiedziałem się że to co krzyczała przed chwilą to było "jedź koniu".
- A jak powiedzieć mu że jest głupi?
- Benjiahuo.
- Benjiahuo Changkyun?
Mała się zaśmiała. Była bardzo bystra jak na czterolatkę.
- Jooheon.
- Tak?
- Chcesz się z nami pouczyć chińskiego?
- Chińskiego?
- Mama Minji jest z Chin więc ona też trochę umie. Właśnie nauczyła mnie mówić głupi.
Nagle on zaczął mówić do niej po chińsku.
- Czekaj, to ty mówisz po chińsku?
- Trochę. Uczyłem się w liceum.
- Ja miałem japoński...
- I pamiętasz coś jeszcze?
- Poza tym jak się przedstawić i powiedzieć dzień dobry to nie bardzo.
- Słaby jesteś - odezwał się Changkyun.
- Ja tam tylko spałem.
- Dobra sąsiady. Przyjdę później. Opanujcie trochę to dziecko.
- Postaramy się.
- W końcu sobie poszedł. Minji chcesz coś słodkiego?
Pokiwała głową.
- To ja idę do sklepu. Tobie też coś kupić?
- Nie trzeba.
- A ty Boo?
Kot tylko na mnie spojrzał.
- Okej, zaraz wracam.
Kupiłem dla Minji kilka lizaków, ciastka i truskawkowe mleko. Z tego co pamiętam to je uwielbia. Wziąłem jeszcze trochę jedzenia, karmę dla kota i wróciłem do domu. Minji siedziała na kolanach Jooheona i ciągnęła go za włosy.
- Minji, zostaw Jooheona.
- On był niegrzeczny.
- Niegrzeczny?
- Zabrał mi lalkę.
- Ja tylko chciałem się z nią pobawić.
- Dobra, jak go puścisz to dam ci lizaka.
Od razu do mnie podbiegła.
- Proszę - otworzyłem jej lizaka.
- Dziękuję. Mogę pooglądać bajki?
- Jasne. Zaraz ci włączę.
Włączyłem kanał dla dzieci. Mała od razu wyglądała na szczęśliwszą.
- Minhyuk, chodź na chwilę do kuchni.
Pokiwałem głową i poszedłem za nim. Przy okazji zabrałem zakupy.
- Coś się stało?
- Właściwie to nie ale...
- Ale?
- Nie mówiłeś że jest taka.
- Bez przesady. Zawsze można zawołać Changkyuna żeby się na nim wyżyła.
- Ty go serio nie lubisz - zaśmiał się.
- Gdzie tam... ja go lubię.
- Chyba wkurzać.
- Co racja to racja...
- A o której wychodzisz do pracy?
- Za półtorej godziny.
- To zrobię obiad.
- Pomogę ci.
- Okej - uśmiechnął się do mnie.
Zanim skończyliśmy usłyszałem że coś się stłukło w pokoju. Od razu tam poszedłem. Oczywiście to była Minji. Rozbiła doniczkę z jednym z moich ulubionych kaktusów.
- Minji! Co ty zrobiłaś?
- To kotek.
- Ale kot śpi. Nie kłam.
Nie odpowiedziała nic. Usiadła na kanapie i po prostu oglądała dalej bajki. Wkurzyłem się i poszedłem do kuchni.
- Co się stało?
- Minji rozbiła doniczkę z moim kaktusem.
- Spokojnie. Pewnie da się go jeszcze uratować.
- A jak mam wsadzić taki duży kaktus z powrotem do ziemi? Przecież się ukłuję.
- Oh... Zjemy obiad i wtedy coś z tym zrobimy, okej?
Pokiwałem głową.
Gdy jedliśmy obiad do domu przyszedł Changkyun. Już odkąd otworzył drzwi dało się usłyszeć jego słynne "sąsiady". Minji od razu do niego podbiegła. Ustała naprzeciwko niego i popatrzyła na jego twarz.
- O, czyżbyś chciała się ze mną pobawić?
Pokiwała przecząco głową.
- Nie? To co takiego? - ukucnął obok dziewczynki.
Ta przewróciła go, usiadła na nim i znowu udawała że jest jej koniem.
- Zabierzcie ją! Proszę.
Oboje podeszliśmy do niego.
- Minji, dobrze się bawisz?
- Tak! Ale...
- Ale co?
- Muszę do łazienki.
- Pójdziesz z nią? - spojrzałem na Jooheona.
- Jasne. Chodź Minji - złapał ją za rękę i poszedł z nią do łazienki.
Ja wróciłem do stołu. Changkyun poszedł za mną. Po chwili wrócił Jooheon.
- Sąsiedzie mój kochany...
- Zaraz będziesz tak kochany że wylecisz przez balkon.
- Chciałem go tylko poprosić o obiad. Czemu od razu musisz być tak zazdrosny?
- Ja mogę ci przynieść.
- To świetnie.
Wstałem od stołu. Planowałem napluć mu do miski lub znowu dosypać mu chilli jednak Minji załatwiła to lepiej. Gdy wszedłem do kuchni stała na krześle obok kuchenki i wyspywała do garnka ziemię od kaktusów.
- Minji, jesteś świetna.
Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie i sobie poszła. Nałożyłem trochę zupy z "dodatkiem" dla Changkyuna i wróciłem do chłopaków.
- Smacznego.
- Dzięki.
- To ja pójdę do Minji - nie chciałem znowu powstrzymywać się od śmiechu.
- Okej.
Minji siedziała przed telewizorem.
- Chcesz się pobawić?
- Tak! - zaczęła podskakiwać na siedząco.
- To chodź.
Zanim jeszcze zaczęliśmy się bawić, do pokoju przyszedł Changkyun.
- Sąsiad! Ja już nic więcej u was nie zjem!
- To brzmi tak pięknie. Zaraz się wzruszę.
- Wy pewnie chcieliście mnie niedługo otruć... ha! Dobrze że was przechytrzyłem.
- Ta, to teraz możesz sobie już iść.
- A żebyś wiedział że tak zrobię.
Wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
- Oj Minji, chyba konik się wkurzył.
- Co mu się stało? - do pokoju przyszedł Jooheon.
- Nic takiego. Minji tylko przyprawiła mu zupę.
- Znowu chili?
- Lepiej. Ziemia od kaktusa.
Jooheon zaczął się śmiać.
- Teraz będzie że źle gotuje.
- Jak dla mnie jesteś najlepszy~
- Naprawdę?
Pokiwałem głową a on się do mnie uśmiechnął.
- Dobra, to teraz chyba trzeba to posprzątać.
- No tak. Na szczęście dzięki Minji i Changkyunowi mamy mniej roboty - pogłaskałem dziewczynkę po głowie.
Razem z Jooheonem udało nam się posprzątać i wsadzić mojego ulubionego kaktusa z powrotem do ziemi.
- Która godzina? - spytałem Jooheona myjąc ręce.
- Hm.. dochodzi 15.
- O to muszę już wychodzić.
- Okej.
- Poradzisz sobie czy zawołać po drodze Changkyuna?
- Raczej dam radę. Zresztą, on pewnie sam przyjdzie niedługo.
- No tak, przecież nie byłby sobą.
- No właśnie.
- To ja lecę, pa - pocałowałem go.
- Do zobaczenia.
- Cześć Minji - pomachałem jej stojąc przy drzwiach. - Nie zrób krzywdy Jooheonowi.
- Papa - odmachała mi klockiem którym akurat się bawiła.
Mimo wszystko polubiłem Minji. Potrafiła nabroić ale była urocza i miałem wrażenie że to mnie lubiła najbardziej.
Gdy wróciłem zmęczony do domu nawet nie miałem siły żeby wziąć prysznic a co dopiero zjeść cokolwiek. Przebrałem się tylko i poszedłem do sypialni. Jooheon spał przytulony do Minji. Wyglądało to strasznie słodko. Położyłem się obok Jooheona i go przytuliłem.
- Minhyuk? Śpisz? - szepnął Jooheon gdy już prawie zasnąłem.
- Jeszcze nie.
- Nie jesteś głodny?
- Nie.
- Na pewno?
- Tak. Śpij już.
- Mhm - pocałował mnie w czoło. - Dobranoc kochanie.
- Dobranoc.
Musiałem go okłamać że nie jestem głodny. On potrafił o każdej godzinie wstać i zrobić dla mnie coś do jedzenia.
Rano przy śniadaniu Jooheon opowiedział mi co zrobiła Minji gdy wyszedłem z domu. Jooheon poszedł z nią do sklepu a ona poprosiła go by kupił jej farbki. Oczywiście nie mógł odmówić małej, uroczej dziewczynce. W domu dał jej farbki i kartki. Minji siedziała sobie przy stole i malowała. Jooheon stwierdził że nie może sobie nic przy tym zrobić więc poszedł oglądać telewizję. I rzeczywiście sobie nic nie zrobiła ale Boo na tym ucierpiał. Wyglądał jakby go jednorożec zjadł i zwrócił.
Poza tym chciała zamurować Changkyuna klockami. Niestety nie starczyło jej klocków.
Po śniadaniu wykąpałem kota. Jooheon nie mógł go wczoraj złapać i dopiero mi się to udało.
Później standardowo przyszedł Changkyun. Był jeszcze w piżamie.
- Siemanko sąsiady. Ja z taką prośbą małą przychodzę.
- Co znowu?
- No bo mamusia od samego rana sprząta i żem się nie wyspał. Mogę się zdrzemnąć na kanapie?
- Było pomóc mamie a nie uciekać.
- Ona nawet nie chce mojej pomocy. To jak, mógłbym?
- Ta.
O dziwo Minji go nie zaatakowała. Widziałem jednak że coś kombinuje.
- Minji chcesz mleka?
- Tak!
Podbiegła i przytuliła się do moich nóg.
- To chodź - wziąłem ją na ręce.
Posadziłem ją na blacie w kuchni i sięgnąłem do lodówki po kartonik mleka.
- Proszę - powiedziałem po wbiciu słomki.
- Xiexie.
- Hm?
Mała tylko na mnie spojrzała i piła sobie dalej.
- Jooheon.
- Tak? - przyszedł od razu do kuchni.
- Jej się chyba języki mylą. Co znaczy xiexie?
- Dziękuję.
- Oh to dobrze. Już się bałem że mnie też zaczyna obrażać po chińsku.
- Wątpię.
- Cem iść do pokoju - powiedziała Minji.
Postawiłem ją na podłogę a ona rzucając pustym kartonikiem pobiegła do pokoju. Poszliśmy z Jooheonem za nią.
Changkyun smacznie sobie spał chrapiąc przy tym.
- Farbki - Minji pociągnęła Jooheona za koszulkę. - Cem farbki.
- Chcesz znowu pomalować kota?
Pokiwała przecząco głową.
- Cem zlobić obrazek dla Minhyuka.
- Jeżeli tak to mogę ci dać.
Minji uśmiechnęła się.
- Proszę - Jooheon położył jej na stolik koło kanapy farbki i kartki.
- Musicie iść. To będzie niespodzianka - powiedziała Minji otwierając pudełko.
- Chodźmy do sypialni. Przyjdź do nas gdy skończysz.
- Dobrze - odpowiedziała Minji.
Na wszelki wypadek zabraliśmy Boo z nami.
Jooheon usiadł na łóżku a ja położyłem się kładąc głowę na jego nogach.
- Jestem ciekawa co to będzie.
- Mam nadzieję że nie rysunek na cały stolik.
Jooheon zaczął bawić się moimi włosami.
- Lubie twoje włosy. Są miękkie.
- Zastanawiałem się czy nie pofarbować ich na blond.
- Na blond? Skąd ten pomysł?
- Nigdy nie farbowałem włosów a ostatnio sporo chłopaków to robi.
- No tak.
- A tobie by się podobało?
- We wszystkim wyglądałbyś ślicznie.
- Dziękuję - podniosłem się i go przytuliłem.
- Naprawdę. Zawsze będziesz mi się podobać. Nawet jakbyś się zgolił na łyso.
- I tak będę musiał.
- No tak.
- Nie chce iść do wojska. Gdy tylko pomyślę o tym że miałbym żyć bez ciebie przez dwa lata...
- Nawet mi o tym nie przypominaj.
- Ale będziesz na mnie czekał?
- Oczywiście. Choćbym miał czekać nawet 20 lat.
- Zaraz się rozpłaczę. Jesteś najlepszy i nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też - pocałował mnie.
I w takim pięknym momencie Minji zapukała lekko do drzwi.
- Już idziemy!
Wstałem z łóżka i otworzyłem drzwi. Minji stała w drzwiach z pędzelkiem w ręku. Miała całe rączki ubrudzone od farby.
- Ale się ubrudziłaś. Może pójdziemy najpierw umyć ci ręce, co?
- Nie. Chodź telaz.
- No dobrze.
Nie mogłem uwierzyć w to co zrobiła. Myślałem że popłaczę się ze śmiechu.
Changkyun spał odkryty. Z tyłu na koszulce miał namalowanego jednorożca i obok trochę krzywy napis Minji. Na spodenkach miał żółwia a na nogach różnokolorowe plamki.
- Minji, chyba cie kocham.
- Podoba ci się?
- To najładniejszy rysunek jaki dostałem. Dziękuję.
Nadal nie mogłem powstrzymać śmiechu. Jooheon dosłownie upadł na podłogę śmiejąc się.
Gdy w końcu trochę się uspokoiłem nie mogłem się powstrzymać i zrobiłem mu kilka zdjęć. Zanim zdążył się przekręcić i ubrudzić mi kanapę obudziłem go.
- Coś się stało?
- Dzwoniła twoja mama. Masz szybko iść do domu bo przyjechali do was goście.
- Goście?
- Tak. Biegnij bo się wkurzy.
- O nie, mamusia nie może się na mnie wkurzyć bo zginę. Dzięki sąsiady.
- Nie ma za co.
Założył byle jak swoje kapcie i wybiegł z naszego mieszkania. Nawet nie zauważył że był cały w farbie. Znowu zaczęliśmy się śmiać. Nawet Minji.
- Jak myślisz, za ile się zorientuje?
- Jak mu mama nie powie to pewnie jakieś 10 minut.
- To może pójdziemy na spacer?
- Świetny pomysł.
- Chodź Minji, ubierzemy się.
- Dobrze.
Wyszliśmy z domu zamykając drzwi. Przeszliśmy się parkiem. W połowie drogi Minji się zmęczyła i Jooheon musiał ją nosić. Nagle odzyskała energię gdy zobaczyła plac zabaw.
- Chcesz się tu pobawić? - spytał Jooheon.
- Tak!
Postawił ją na ziemi a mała od razu pobiegła na zjeżdżalnie. Pomógł wejść jej na górę a ja usiadłem i patrzyłem jak się bawią.
- Na huśtawkę! Cem na huśtawkę.
- Jasne, chodźmy - złapał ją za rękę i poszedł w stronę huśtawki.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Razem wyglądali tak uroczo. Jooheon byłby naprawdę dobrym ojcem.
- To może teraz piaskownica?
Minji pokiwała głową.
- Idę pobawić się z wami.
Razem zbudowaliśmy spory zamek z piasku. Dopiero gdy skończyliśmy zauważyłem że zakopaliśmy Jooheonowi nogę.
- No pięknie.
Minji zaczęła się śmiać.
- To wszystko twoja sprawka Minji!
- To on - wskazała na mnie.
- Ej, wcale że nie! On sam się zakopał.
- Kochanie za kogo ty mnie masz? Za Changkyuna?
- Aż tak nisko nie upadłem.
- Dobra, lepiej pomóż mi to odkopać.
Tak oto nasz zamek nie przeżył nawet pięciu minut. Jooheon wyczyścił buty i wróciliśmy do domu. Przed drzwiami na wycieraczce siedział Changkyun.
- A ty co tu robisz?
- Czekałem na was.
- Nie mogłeś poczekać u siebie?
- A... rzeczywiście.
- Idiota - mruknąłem cicho.
- Słyszałem!
- I dobrze.
- To może wejdziemy do środka? - zaproponował Jooheon.
- Racja. Złaź z wycieraczki zgredek.
- Sam jesteś zgredek!
Otworzyłem drzwi. Changkyun oczywiście wepchał się pierwszy.
- Minji, może chcesz się zdrzemnąć?
Ziewnęła i pokiwała głową. Zaniosłem ją do sypialni i położyłem do naszego łóżka.
- Dobra, chciałeś coś od nas czy przyszedłeś żeby nas powkurzać jak zwykle?
- Chciałem spytać czemu namalowaliście mi coś na plecach i nogach.
- To Minji.
- Jasne, zgoń na dziecko. Najlepiej.
- Pomyśl trochę. Jakbym ja ci coś namalował na plecach to nie byłoby to tak ładne i urocze.
Nie odpowiedział mi.
- To teraz możesz już sobie iść - powiedział Jooheon.
- Wyganiacie mnie?
- No gdzie tam... a czekaj, tak. Wyganiamy cię.
- Fajnie. Zapamiętam to sobie!
- Zamknij się. Właśnie dlatego chcę żebyś poszedł. Minji chce spać.
- Dobra, dobra. Ja wiem co ty kombinujesz.
- Niby co?
- Nie nic. Idę już. Nie będę przeszkadzać.
- Cześć.
- Papa~~
Gdy tylko zamknął drzwi odetchnąłem z ulgą. Usiadłem obok Jooheona i go przytuliłem.
- W końcu mamy chwilę spokoju.
- Tak - złapał mnie za rękę.
- Wiesz, chyba Minji też cię polubiła.
- Serio?
- No - położyłem mu brodę na ramieniu.
- Sądziłem że lubi tylko ciebie.
- Przecież ciebie nie da się nie lubić.
- Tak?
Pokiwałem głową uśmiechając się przy tym.
- Jooheon~
- Tak?
- Jak myślisz ile ona może spać?
- Hm, no nie wiem. Wczoraj gdy ciebie nie było spała z godzinę.
- To może się czegoś napijemy?
- Pilnując dziecka chyba nie wypada...
- E tam, nikt nie zauważy.
Zostało nam jeszcze trochę wina po ostatnim razie. Wypiliśmy resztę rozmawiając przy tym.
- Wiesz Jooheon, byłbyś dobrym ojcem.
- Chyba wypadłeś z formy. Po takiej odrobinie już cię wzięło?
- Nie jestem pijany. Mówię serio.
- Może i tak...
- Nie chciałbyś mieć dzieci?
- Sugerujesz coś?
- Nie, skąd. Zastanawiam się tylko czy kiedyś myślałeś o tym żeby założyć rodzinę i tak dalej...
- Jedno duże dziecko i kot stanowczo mi wystarczy.
- Czy ty właśnie nazwałeś mnie dzieckiem?
- Żartowałem - pocałował mnie.
- No ja mam nadzieję.
- Nie Minhyuk, nie myślałem o dzieciach. A wiesz czemu?
Pokiwałem przecząco głową.
- Bo i tak nie mógłbym ich mieć z tobą. A tylko z tobą chce spędzić resztę życia. No i z Boo.
Przytuliłem go.
- Nie zamienił bym cię na nikogo innego Minhyuk. Nigdy.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Wtuliłem się tylko w niego mocniej. Jooheon objął mnie i zaczął gładzić dłonią po włosach. Spojrzałem na niego. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Uśmiechnął się do mnie. Jak zwykle wtedy ledwo co było mu widać oczy. Poza dołeczkami chyba właśnie to było najbardziej urocze w jego wyglądzie. Także się uśmiechnąłem widząc to. Dotknąłem jego policzka, później ust a na końcu go pocałowałem. Odchyliłem się do tyłu i położyłem się na plecach. Jooheon który był teraz nade mną zaczął dotykać mnie pod koszulką swoją zimną dłonią. Na początku aż przeszedł mnie dreszcz.
- Joo... - Nie zdążyłem nawet dokończyć jego imienia bo znowu mnie pocałował.
- Tak? - odpowiedział po chwili odrywając nasze usta od siebie na taką odległość że czułem jego oddech.
- Co jak Minji się obudzi a my tu na kanapie...
- To musimy się spieszyć - znowu mnie pocałował.
Nie stawiałem oporu. Nie śmiał bym.
Dotknął mojego krocza przez spodnie i zaczął powoli je masować. Jooheon przerwał nasz długi pocałunek by zacząć całować mnie po szyi. Ja w tym czasie wsunąłem mu rękę w majtki. Zaczął oddychać coraz szybciej. Czułem to na swojej szyi. Każdy jego oddech.
- Minhyuk - szepnął mi prosto do ucha lekko dotykając go ustami. - Przestań.
- Ale co? - spytałem chociaż dobrze wiedziałem o co chodzi.
- Ręka.
- Która ręka? - ścisnąłem go mocniej dłonią.
- Właśnie tą.
- No dobra, dobra.
- Dziękuję - pocałował mnie w ucho. Ugryzł je delikatnie a później zaczął dotykać je językiem.
- Ała! - krzyknął nagle prosto do mojego ucha.
- Kochanie, co się stało?
- Zejdź! - usłyszałem jak Minji krzyczy. No pięknie. Znowu przerwała w najlepszym momencie.
- Zejdź z Minhyuka!
- Nie zejdę. On jest mój - Jooheon położył się na mnie.
Minji wdrapała mu się na plecy i nadal go biła.
- Minji. Zejdź na dół. Dam ci lizaka.
W mgnieniu oka znalazła się na podłodze. W międzyczasie zapiąłem swoje spodnie.
- A co robiliście?
- My? Nic takiego.
- Okej Jooheon możesz już ze mnie zejść.
- A może mi tu wygodnie?
- Minji lepiej się odsuń.
Posłusznie ustała z boku kanapy a ja zrzuciłem Jooheona na podłogę.
- Ała! Czy wy wszyscy chcecie mnie dziś zabić?
- Tak. Zwłaszcza ja - uśmiechnąłem się do niego.
- Może pomożesz mi wstać co?
- No dobra dobra. Minji, poczekaj na nas w kuchni.
Pokiwała głową i szybko sobie poszła. Pomogłem Jooheonowi wstać. Gdy tylko stanął przede mną przysunął się do mnie i mnie objął.
- Dziś ci odpuszczę, ale jak tylko ona wróci do domu to ty przez całą noc nie zaśniesz.
- Na to właśnie liczę - pocałowałem go. - A teraz chodź do Minji zanim coś sobie zrobi.
O dziwo stała sobie grzecznie w kuchni. Szczerze mówiąc byłem na nią trochę zły ale przecież to tylko dziecko.
- Trzymaj - podałem jej lizaka.
- Dziękuję - pobiegła z nim do pokoju.
- Może zrobimy obiad? - zaproponowałem.
- Okej.
- Oby tylko ten dureń... - w tym samym momencie załamałem się słysząc otwierane drzwi. - Za co? Co ja takiego zrobiłem?
- A może by go tak olać?
- Podoba mi się ten pomysł - oparłem się o blat a Jooheon zaczął mnie całować.
Kompletnie nie zwracaliśmy na niego uwagi zajmując się sobą. Chciałem zacząć się śmiać ale wszystko bym zniszczył. Gdy już sobie poszedł Jooheon oderwał się ode mnie. Spojrzałem na niego i zacząłem się śmiać.
- Jesteś najlepszy, wiesz? - objąłem ramionami jego szyję.
- Tak? W czym?
- We wszystkim - pocałowałem go.
- Oh, czyżby?
Pokiwałem głową uśmiechając się do niego.
- Mogę drugiego? - w drzwiach stanęła Minji.
- Drugiego? - podeszłem do niej. - Tak szybko zjadłaś?
Tylko pokiwała głową.
- To wydaje się podejrzane... ale okej.
Wyjąłem z szafki lizaka i jej dałem. Podziękowała i sobie poszła.
- Może weźmiemy się za ten obiad?
- Lepiej usiądź. Ja zrobię.
- Ale Jooheon, ja chcę ci pomóc.
- Lepiej nie bo jeszcze skończymy pieprząc się w kuchni przy czterolatce.
- No dobra, dobra. To ja pójdę do Minji.
W tym samym momencie przyszła do kuchni.
- Więcej.
- Ale zjadłaś już dwa.
- Proszę - spojrzała na mnie niczym kot ze Shreka. W wykonaniu małej dziewczynki wyglądało to jeszcze bardziej uroczo.
- Oh no dobra. Ale to już ostatni.
Dałem jej lizaka a ta z nim uciekła.
- Nie biegaj z lizakiem w buzi.
- Wiesz co Minhyuk? Ty za to byłbyś dobrą matką.
- Na szczęście dzięki niej mam dosyć dzieci.
- Wiesz że ja też?
- O i przez Changkyuna.
Znowu w tym samym momencie wlazł nam do mieszkania.
- Czy ty zawsze musisz tu wchodzić gdy tylko powiem twoje imię?
- Ale wcześniej nazwałeś go durniem.
- A to nie to samo?
- A no tak.
- Milej byłoby po prostu powiedzieć dzień dobry czy coś... - odezwał się Changkyun.
- Jaki tam dobry...
- Dobra sąsiady. Ja tylko przyszedłem do was z nowiną~
- Ale potem już sobie pójdziesz?
- A żebyś wiedział że tak. Umówiłem się.
- Oho, czyżby znowu napalony na ciebie czterdziestolatek przez którego cały miesiąc nawet nie chciałeś ruszyć się z domu?
- Nie no, on jest młodszy... chyba.
- Chyba?
- No nie wiem poznałem go w klubie.
- A i tak po prostu umówiłeś się z nim nawet nie znając jego imienia?
- No tak.
- Ty naprawdę tylko szukasz okazji żeby się z kimś przespać.
- No i co z tego? Jestem młody mogę się jeszcze pobawić.
- Pobawić to by się chciała Minji z tobą.
- Wolałbym nie. Dopiero ułożyłem włosy i...
- O mój Boże Boo! - wziąłem na ręce kota który miał do sierści przylepione trzy lizaki. - Nic ci nie jest? Chodź kochanie, umyję cię.
- Ej, do mnie tak nie mówisz.
- A co nie potrafisz sam?
- A co jeśli nie?
- No to już ja cię nauczę, spokojnie.
Wyszedłem do łazienki.
- Przepraszam Boo, muszę zmoczyć ci głowę.
Kot mało co mnie nie zaatakował.
- Jooheon! Pomóż mi.
- Już idę.
- Trzymaj go a ja mu odkleję lizaki.
Wyrwałem mu przy tym trochę sierści ale przynajmniej pozbyłem się wszystkiego. Wytarłem kota i wróciliśmy do pokoju. Bylem zdziwiony. Minji nie zabiła jeszcze Changkyuna. Ale chyba była blisko bo siedziała na nim i biła go klockami po głowie.
- Wam nie powinno się ała... dawać dzieci.
- Przecież jest grzeczna.
- Zabierz jej te klocki bo mi głowę rozwali.
- Minji, oddaj klocki.
Grzecznie mi je dała ale zaczęła teraz ciągnąć Changkyuna za włosy.
- Jooheon weź ją bo on to by jej pozwolił mnie nawet wypchnąć z balkonu.
- Oh, Changkyun... - wziął Minji na ręce. - Czasami to ja sam mam ochotę cię z tego balkonu zepchnąć.
- Idę sobie zanim mnie zabijecie. Przyjdę wieczorem albo jutro i opowiem wam jak było na randce~ na razie.
- Że też on nie potrafi się na nas wkurzać.
- No, to aż dziwne. Dobra wracam do kuchni. Pilnuj Minji.
- Jasne.
Oglądaliśmy razem bajki aż Jooheon skończył.
Kolejnego dnia z samego rana przyszedł podjarany Changkyun.
- Chłopaki! Ja chyba zaraz umrę.
- Czyżby tym razem hot50?
- Nie. Ma 27 lat i... w sumie i tak byście mi nie uwierzyli.
- Co?
- No bo... znacie Jokwona?
- Jasne. Uwielbiam go. Czyżby ten chłopak był jego psychofanem?
- Lepiej. To był on.
- Że co? - właśnie doznałem szoku. Siedziałem i nie wiedziałem co powiedzieć.
- To na pewno był on? Wiesz, na pewno znajdzie się ktoś kto wygląda jak on.
- To na pewno. Wątpię jednak że ktoś kto byłby tylko sobowtórem potrafiłby identycznie śpiewać.
- I jeszcze dla ciebie śpiewał?! Nie no, ja zawału dostanę.
- Tylko sąsiady, wy nic nie wiecie. On by się wkurzył gdyby wiedział że komukolwiek powiedziałem. Ale chyba mogę wam ufać, nie?
- Jasne. Mimo że cię nie lubię to was nie wydam.
- Dzięki sąsiad.
- Czyli mam rozumieć że planujesz z nim dłuższy związek niż jedna noc?
- Może. W sumie jest strasznie uroczy. Nawet dał mi kwiaty.
- Że co? Tobie?
- Tak. Mówił że bardzo mu się podobam.
- Nie no, ja w to nie mogę uwierzyć.
- Mówiłem. Może kiedyś mi uwierzysz.
- Chyba musiałbym was zobaczyć razem.
- Wątpię żeby on chciał się spotkać z wami choćbym go błagał na kolanach.
- No tak.
- A jak w ogóle ktoś taki jak Jokwon się z tobą umówił? - spytał Jooheon.
- Mówiąc w skrócie poznaliśmy się w klubie, dałem mu swój numer, rozmawialiśmy dość długo no i tak jakoś wyszło.
- A wtedy nie zauważyłeś kim jest?
- Było dość ciemno no i nawet jak go zobaczyłem ciężko było mi ogarnąć kim jest dopóki się nie przedstawił.
- Jak tak mogłeś? Przecież to Jokwon.
- Nie obwiniaj mnie. Ja wolę hip hop.
- Ta, a kto ostatnio bts słuchał?
- To była moja mama.
- Jasne.
- Ona kupiła nawet ich lightstick. Nie żartuje.
- Dobra, wracając do Jokwona. Czy on nie boi się umawiać z przypadkowym gościem z gejowskiego klubu?
- Dla niego nie jestem byle kim jak dla ciebie.
- Ty patrz, chyba pierwszy raz przyznam ci rację.
- A mówiłeś swojej mamie?
- Tak.
- I co ona na to?
- "Szkoda że to nie Jungkook no ale szczęścia synku"
- Dobra, chyba właśnie uwierzyłem ci w to że nie słuchałeś bts.
- Dziękuję?
- Ale w to że się umówiłeś z Jokwonem jakoś nie chce mi się wierzyć.
- Trudno. Ważne że nikomu nie powiesz.
- Nie boisz się że możesz zniszczyć mu karierę gdy wszystko się wyda?
- Nie zastanawiałem się nad tym.
- Ty to jednak głupi jesteś.
- Ale nie mogę przecież z nim zerwać.
- Czyli już jesteście razem?
- No tak...
- Szybki jesteś. Ja się musiałem starać żeby się z nim umówić tylko na spacer jakieś dwa tygodnie.
- Naprawdę? - zdziwił się Jooheon.
- N-no tak. Wydawało mi się że mówiłem ci wcześniej.
- Ahh, jesteście uroczy.
- Idź bądź uroczy ze swoim Jokwonem.
- Zazdrościsz mi?
- Niby czego? To tylko Jokwon. Jooheonowi nikt nie dorówna.
- Dobra sąsiady, ja spadam wy sobie słodźcie dalej.
- Cześć.
- Ugh jak ja go nie lubię.
- Wiem kochanie, ja też. A co myślisz o tym Jokwonie?
- Właściwie... o boże Minji!
Siedziała na podłodze obok szafki z butami. W ręku trzymała opakowanie pasty do butów. Zdążyła ubrudzić siebie i znowu kota.
- Mój biedny Boo - zabrałem jej kota.
- Jooheon, wolisz myć kota czy Minji?
- Kot drapie więc wybieram Minji.
- Ale ona może cię ugryźć - zabrałem szybko kota do łazienki żeby nie zdążył się wymienić.
- Ej!
Jooheon po chwili przyniósł Minji do łazienki.
- Ale pomożesz mi z nią zaraz?
- Oczywiście.
Nie udało mi się do końca wyczyścić Boo. W pewnych miejscach został czarny a w większości jego sierść stała się szara. Przynajmniej Minji udało się domyć.
Pod wieczór Jooheon wyszedł do sklepu. W tym czasie rysowałem sobie z Minji. Nie jestem dobry w rysowaniu ale uważam że Minji ma talent.
- Wycięłam ci serduszko.
- Ooo, dziękuję. Ja narysowałem ciebie.
- Mam też dla Jooheona.
- Czemu dla niego jest ładniejsze? Jego lubisz bardziej?
Pokiwała głową.
- Ale ciebie też lubię.
- Ja ciebie też Minji.
Chwilę później wrócił Jooheon.
- O, co robicie?
- Rysujemy. Minji ma coś dla ciebie.
- Tak? Zaraz do was przyjdę.
Zdjął buty, kurtkę i podszedł do stolika.
- Te jest dla ciebie. Dostałeś ładniejsze bo ciebie lubi bardziej.
- Naprawdę?
- Tak powiedziała.
- Dziękuję Minji - przytulił ją. - Pomożesz mi z zakupami?
- Jasne.
- A, tu jest reszta.
Położyłem pieniądze na stół i pomogłem Jooheonowi zanieść wszystkie torby do kuchni. Później razem wszystko poukładaliśmy.
- Mój Boże, Minji - nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem.
- Co tym razem?
- Sam zobacz. Ja zaraz zwariuje.
Minji powycinała z banknotów osoby na nich. Zaczęła nawet przyklejać je na kartkę.
- Robię obrazek. Dla was.
- Nie trzeba było.
Na szczęście nie było tam dużo pieniędzy.
- Chodź Jooheon, potrzebuję kawy.
- Kawy? Od kiedy pijesz kawę?
- Po prostu chodź do kuchni.
- Okej.
Przytuliłem go.
- Jestem już zmęczony opiekowaniem się Minji.
- Spokojnie, został jeszcze jeden dzień. Damy sobie radę - Jooheon pocałował mnie w czoło.
- Racja. Z tobą przeżyje wszystko. Nawet to destrukcyjne dziecko.
- No pewnie - przytulił mnie mocniej.
Razem posprzątaliśmy po Minji a po kolacji i kąpieli mała poszła spać. Pożegnałem się z Jooheonem który musiał iść na noc do pracy i położyłem się obok Minji. Gdy już prawie zasnąłem złapała mnie za ramię i przytuliła się do niego.
Wcześnie rano Jooheon wrócił do domu. Od razu przyszedł do sypialni. Wyglądał na strasznie zmęczonego.
- Wszystko w porządku?
- Tak tylko mnie wymęczyli dostawą.
- Zrobię ci herbaty.
Gdy wróciłem z kuchni, trzymając w ręku kubek, Jooheon już prawie zasypiał. Odstawiłem herbatę na stolik i usiadłem obok niego.
- Kochanie - dotknąłem jego policzka. - Masz. Wypij i wtedy idź spać.
- Oh, dziękuję.
- Nie ma za co - pocałowałem go w policzek.
Położyłem się po drugiej stronie tak, że oddzielała nas Minji. Gdy Jooheon skończył herbatę, przysunął się bliżej Minji żeby mógł mnie złapać za rękę i zasnął. Nie mogłem spać więc patrzyłem raz na Minji raz na Jooheona. Oboje wyglądali przeuroczo gdy spali. Jooheon w dodatku uśmiechał się przez sen. Wpatrywanie się w niego przerwała mi Minji budząc się. Jej włosy były rozczochrane. Popatrzyła na mnie zaspanym wzrokiem i powiedziała po cichu "cześć".
- Dzień dobry Minji. Wyspałaś się? - Mówiłem szeptem.
- Dlaczego mówisz tak cicho? - w połowie zdania ziewnęła.
- Jooheon śpi. Chodźmy stąd, on musi się wyspać.
- Jest zmęczony?
- I to bardzo. Dlatego musimy być cicho.
Mała pokiwała głową i wstała razem ze mną z łóżka. Posadziłem ją na kanapie w salonie i włączyłem jej bajki żebym mógł ją uczesać. Nie lubiła się czesać więc musiałem ją czymś zająć jak zwykle. Przy Minji nauczyłem się nawet zaplatać warkocze. Nie było to tak trudne jak sądziłem. Nawet nieźle mi to szło.
- Gotowe.
- Co?
- Uczesałem cię.
Minji dotknęła swojego warkoczyka.
- Nawet nie poczułam.
- No widzisz. Ze mną polubisz czesanie.
- Nie polubię - zaśmiała się.
- No trudno. Chcesz płatki?
- Tak!
Jedliśmy sobie na kanapie razem oglądając pororo. Podobało mi się to.
- Minji.
- Tak?
- Dziś chyba przyjadą po ciebie rodzice.
- A muszą?
- No tak. Musisz wrócić do domu.
- Ale w domu się nudzę.
- Też strasznie się nudziłem jak mieszkałem sam. Ale ty mieszkasz z rodzicami. Twoja mama się z tobą nie bawi?
- Tylko czasami.
- Ohh, może nie ma czasu.
Nie odpowiedziała mi.
- A może przyjadę kiedyś do ciebie, hm?
- Z Jooheonem?
- Jeśli będzie miał czas.
Ucieszyła się.
- To teraz jedz do końca i pójdziemy się ubrać.
Pokiwała głową. Jak zwykle jedzenie zajmowało jej wieki. Gdy skończyła najpierw ubrałem ją a później sam siebie.
Siedzieliśmy dalej na kanapie oglądając telewizję. Po jakimś czasie standardowo przyszedł Changkyun.
- Cześć sąsiady i sąsiadeczki. Co tam u was?
- Nic.
- Tak? A u mnie świetnie~~
- Kto tym razem? Bruno Mars?
- Nie. Jeszcze nie. Nadal Jokwon. On chyba się we mnie zakochał.
- Że co?
- No serio.
- Przy okazji, bądź proszę ciszej. Jooheon śpi.
- Jasne... Hm, to dziwne.
- Że śpi o tej godzinie?
- Nie. Jestem tu juz kilka minut a ty ani razu mnie nie obraziłeś ani nie wygoniłeś do domu.
- No i co?
- Czyżbyś był miły bo chcesz poznać Jokwona?
- Nie. W tej chwili chcę tylko żebyś był cicho.
- Jasne, jasne.
- Ale ty wiesz że ja ci nadal nie wierzę?
- Udowodnię ci to.
- Jak? Przekupisz mamę żeby mi to powiedziała? A może Minji?
- Jeszcze nie wiem jak ale ci to udowodnię.
- Zobaczymy. Możesz już iść o tym myśleć w swoim domu.
- Ale chciałem z wami posiedzieć bo się nudzę.
- Jooheon śpi a ja i Minji nie chcemy z tobą rozmawiać.
- Burak.
Minji wyzwała go po chińsku i wystawiła język.
- Jesteś urocza - pogłaskałem ją po głowie.
- Skoro mnie nie chcecie... to ja zostaje i poczekam aż Jooheon wstanie.
- Idź sobie robisz tylko niepotrzebnie hałas.
Minji poszła po swoje farbki, usiadła mu Changkyunowi na kolanach i spytała:
- Chcesz ze mną pomalować?
- Dobra, to ja jednak pójdę do domu. Papa Minji - posadził ją na kanapie i wyszedł.
- Dziękuję Minji. Mam go dosyć.
Mała uśmiechnęła się i spojrzała na mnie jakby doskonale rozumiała co czuję.
Jakiś czas później Jooheon się obudził.
- Wyspałeś się?
- Nawet.
- To dobrze.
- Jedliście już?
- Tak.
- To teraz ja pójdę coś zjeść.
- Okej. Umm... Jooheon.
- Tak?
- Wyjdziemy gdzieś później?
- Jasne. A o której przyjadą po Minji?
- Youngjun jeszcze nie dzwonił. Pewnie będą wieczorem.
- A okej.
Jooheon wyszedł do kuchni.
- Minji, lubisz pizzę?
- Lubię.
- A bubble tea?
- Tak!
- To świetnie.
Godzinę później wyszliśmy do galerii handlowej. Gdy jedliśmy pizzę zadzwonił Youngjun.
- Cześć Minhyuk. Przyjedziemy dzisiaj około 19 po Minji.
- Jasne. Właśnie wyszliśmy coś zjeść.
- To świetnie. Ja musze już kończyć, pa~
- Do zobaczenia.
- Youngjun? - spytał Jooheon.
- Tak. O 19 przyjadą.
Skończyliśmy jeść i poszliśmy na bubble tea. Wychodząc z galerii Jooheon kupił dla Minji małego pluszaka. Bardzo się cieszyła z tego prezentu.
Gdy przyjechali ją odebrać, pierwszą rzeczą którą zrobiła było pokazanie mamie misia. Posiedzieli chwilę u nas i wrócili do domu. W naszym mieszkaniu nagle zapadła cisza. Przyzwyczaiłem się do tego że była u nas Minji i bez niej było zbyt spokojnie.
Długo to nie trwało bo przyszedł Changkyun.
- Siemanko, gdzie te demoniczne dziecko?
- Tam stoi - wskazałem na niego.
- Gdzie? - odwrócił się myśląc że Minji jest za nim.
- Idiota. Coś chcesz czy tak przyszedłeś nas powkurzać?
- Ja tylko na chwilę zobaczyć co u was. Także, już pójdę. Dobranoc.
- Dobranoc - powiedziałem z niezbyt wielkim entuzjazmem.
- Jooheon!
- Tak? - przyszedł z kuchni do salonu.
- Pamiętasz co mi obiecałeś?
- Nie za bardzo...
- Nie? - podeszłem do Jooheona i go objąłem w talii przysuwając się najbliżej jak tylko mogłem. - Jesteś tego pewien?
- Chyba sobie przypominam - pocałował mnie. - Tylko poczekaj chwilę bo robie kolację.
- Wolałbym coś innego na kolację~
- W takim razie daj mi tylko wyłączyć zupę.
- Jasne.
Wrócił w mig. Zaniósł mnie jak księżniczkę do sypialni i sprawił że ta noc była niezapomniana~ ♡
***
- Więc, o co chodzi? - spytałem mojego kolegi z którym pracowałem.
Podczas przerwy zaprosił mnie do szpitalnego baru. Twierdził że ma do mnie ważną sprawę.
- No bo mam do ciebie prośbę.
- Słucham.
- Muszę na kilka dni wyjechać z moją żoną do jej rodziny, do Chin a nie mam z kim zostawić mojej córki. Wiem, że nie znamy się za długo ale wiem że mogę ci ufać.
- Chętnie ci pomogę tylko muszę spytać mojego wspólokatora - mało co nie powiedziałem czegoś innego...
- W porządku.
- A kiedy wyjeżdżasz?
- Za 3 dni.
- To ja napiszę do ciebie wieczorem.
- Jasne. Dziękuję.
Wracając z pracy zastanawiałem się czy Jooheon mówił kiedyś coś o dzieciach. Pamiętałem tylko opowieści o jego dzieciństwie i nic poza tym. Martwiłem się o to że mógł nie lubić dzieci.
Gdy wróciłem do domu, Jooheon oglądał telewizję. Usiadłem obok niego na kanapie.
- Cześć. Co oglądasz?
- Return of superman.
- O, to się świetnie składa.
- Tak? Czemu?
- No bo... muszę cię o coś spytać.
- Mów - objął mnie ramieniem.
- Czy ty... lubisz dzieci?
- Jasne że tak. Tylko... skąd to pytanie? Ty chyba nie chcesz...
- Nie, nie, to nie tak. Po prostu mój kolega pytał czy mógłbym zaopiekować się jego córką przez kilka dni bo musi coś załatwić. Chciałem najperw spytać czy tobie to pasuje.
- Oczywiście. Mogłeś od razu się zgodzić - uśmiechnął się do mnie.
- Myślałem że byłbyś zły gdybym nagle przyprowadził ci dziecko do domu.
- No gdybyś mnie nie uprzedził to mogłoby to wyglądać dość... dziwnie.
- Racja. A zrobiłeś coś na obiad?
- Tak. Jak ładnie poprosisz to mogę ci nawet przynieść~
- Proszę - przytuliłem go.
Spojrzał na mnie jakby chciał jeszcze więcej. Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek.
- Okej, powiedzmy że wystarczy - wstał z kanapy. - Albo i nie - usiadł z powrotem i się do mnie uśmiechnął.
W końcu mu odpuściłem. Złapałem go za policzek i przysunąłem się bliżej jego twarzy.
- A co ugotowałeś?
- Zupę z kalmarów.
Pocałowałem go.
- Mówiłem już że cię kocham?
- Tak, ale nie miałbym nic przeciwko gdybyś mówił mi to częściej~
- Lepiej nie bo by ci się w końcu znudziło.
- Wcale że nie - wstał z kanapy i poszedł do kuchni.
Wrócił po chwili z ciepłą zupą i miseczką ryżu. Postawił moje jedzenie na stole i wrócił do oglądania telewizji.
- A ty już jadłeś?
Pokiwał głową.
- Było pyszne. Dziękuję - powiedziałem gdy skończyłem.
- Nie ma za co - uśmiechnął się.
Przysunąłem się bliżej niego i położyłem głowę na jego ramieniu.
- Pójdę się umyć - powiedział gdy skończył się odcinek.
- Okej.
Nie czekałem na niego długo. Skończył w niecałe pół godziny, a później ja poszedłem się umyć. Gdy wszedłem do sypialni, myślałem że Jooheon już śpi. Wysłałem jeszcze smsa do Youngjuna i po cichu położyłem się obok. Wtedy okazało się że jednak nie spał. Przysunął się bliżej i mnie przytulił.
- Dobranoc - pocałował mnie w czoło.
- Dobranoc Jooheon - wtuliłem się w niego i zasnąłem.
Rano jak zwykle wstawałem wcześniej niż Jooheon bo on zaczynał pracę później. Mimo to obudził się chwilę po tym gdy ja wstałem.
- Idź jeszcze spać. Masz dużo czasu.
- Nie chce mi się juz spać. Zrobię ci śniadanie.
- Nie musisz.
Wstał z łóżka, ubrał szlafrok i poszedł do kuchni.
Ubrałem się i wyszedłem do łazienki. Później poszedłem do kuchni. Jooheon coś smażył. Położyłem mu brodę na ramieniu.
- Naleśniki? - objąłem go w pasie.
- Mhm.
- Oh, jesteś najlepszy.
Zaśmiał się cicho.
Stałem tak chwilę patrząc jak smaży naleśniki a później usiadłem do stołu i czekałem na Jooheona. W międzyczasie Boo przyszedł i położył mi się na kolanach.
- Proszę - postawił talerz przede mną.
- Dzięki.
Jooheon usiadł naprzeciwko mnie.
- To kiedy przywiozą to dziecko?
- Nie pytałem ale myślę że jutro.
- I wiesz już ile tu zostanie?
- Spytam dziś Youngjuna. Za dużo mi ostatnio nie powiedział.
- A, rozumiem.
- Mam nadzieję że damy sobie radę z tym dzieckiem.
- Ja też. Tylko...
- Hm?
- Jak będzie z pracą?
- To znaczy?
- Bo czasami pracujemy w tym samym czasie a ona nie może być sama.
- O tym nie pomyślałem. To może zróbmy tak. Ja dowiem się na ile dni dokładnie ma zostać u nas Minji i wtedy ty weźmiesz kilka dni wolnego a później ja.
- No dobra.
- O, ja już muszę iść. Było pyszne. Dziękuję - wstałem od stołu.
Podeszłem do Jooheona i go pocałowałem.
- Pa~
- Do zobaczenia - uśmiechnął się.
Wyszedłem do pracy.
Na przerwie Youngjun znowu zaprosił mnie do baru. Kupił mi i sobie kawę.
- Proszę - podał mi papierowy kubeczek.
- Dzięki.
Usiedliśmy przy stole.
- Minhyuk. Bo ja... ja mam pytanie.
- Tak?
- Mógłbym przywieźć moją małą Minji jutro rano?
- Jasne. Chyba nawet mam jutro dyżur na popołudnie.
- Tak? To świetnie.
- A wiesz już na ile dni wyjeżdżacie?
- Na cztery.
- Okej.
- Jak przywieziemy ci małą to żona powie ci wszystkie szczegóły.
- Jasne - uśmiechnąłem się. - Czyli możemy już wracać do pracy.
Dzień w pracy minął mi całkiem dobrze. Gdy wróciłem do domu Jooheon jak zwykle oglądał telewizję. Podeszłem do niego i usiadłem mu na kolanach.
- Hej~ co oglądasz?
- Jakąś nudną dramę. Nic w tej telewizji nie ma.
- Oh, mój biedny - przytuliłem go. - Ale spokojnie, twój kochany chłopak wrócił już do domu więc nie będziesz się nudził~
- Nie? A co masz w planach?
- Hm, no wiesz jakoś ci muszę wynagrodzić cztery dni celibatu.
- O czym ty mówisz?
- No wiesz, mała będzie u nas przez cztery dni i tak przy niej to raczej nie bardzo...
- Przecież to tylko dziecko.
- Ale rozumne dziecko. Jak powie coś rodzicom? Będę skończony. To nie tak że się wstydzę... no ale sam rozumiesz.
- No tak. Masz rację. Ale mogłeś mówić wcześniej... kupiłbym wino czy coś.
- A, spokojnie ja o wszystkim pomyślałem~
- Jesteś super.
- Naprawdę? - pocałowałem go.
- Oj tak.
Poszedłem po wino i kieliszki. Usiadłem obok niego.
- Otworzysz?
- Jasne.
- Dzięki - zacząłem nalewać wina.
Z rana pierwszą rzeczą jaką sobie przypomniałem to ile wypiłem. Później spojrzałem na śpiącego Jooheona i cieszyłem się że to nie było aż tak dużo bo przypomniał mi się cały wieczór. Wszystko od rozebrania mnie przez czułe pocałunki aż do skończenia w sypialni.
- Jooheon - szepnąłem mu do ucha. - Kochanie, wstawaj.
- Co się stało? - spytał zaspanym głosem.
- Jeszcze nic ale zaraz się stanie.
- Co takiego?
- Youngjun powinien tu niedługo być.
- I co?
- No przywiezie tu Minji.
- Aa.
Nagle usłyszałem jak ktoś po prostu otwiera drzwi do mieszkania. Od razu wiedziałem kto to. Changkyun, nasz durny sąsiad.
- Cześć sąsiady. Znowu się grzmociliście w nocy?
- A co? Chciałbyś kiedyś dołączyć?
- Chyba mnie nie ciągnie do trójkącików.
- No tak, jednego faceta nie potrafisz znaleźć a co dopiero dwóch.
- Miałem ich więcej niż ty i twój chłopak razem wziętych.
- Boże zawsze musicie mi od rana psuć humor? - Jooheon chyba się wściekł.
- Sorry stary - jak na gówniarza przystało odezwał się Changkyun.
- Nie martw się kochanie, on zaraz sobie stąd pójdzie.
- Wcale że nie. Przyszedłem z wami zjeść.
- Nie masz własnego mieszkania?
- Mam. Ale nie lubię jeść sam.
- To nie mój problem.
- Możesz zostać - powiedział Jooheon.
- Dzięki - wyszedł do salonu.
- Czemu zawsze jesteś dla niego taki?
- Bo byś go chyba zaraz pobił byleby tylko wyszedł z naszego domu.
- Wcale że nie. Ja mam poziom nie jak ten szczeniak.
- A co było tydzień temu?
- Raz z liścia się nie liczy...
- Oh, Minhyuk, Minhyuk - przytulił mnie. - Odpuść mu trochę. To tylko Changkyun.
- No tak, to tylko Changkyun.
- A teraz chodź. Trzeba posprzątać zanim przyjedzie twój kolega.
- Dobra.
Specjalnie ociągałem się ze sprzątaniem z nadzieją że nasz sąsiad sobie pójdzie bo nie będzie mu się chciało czekać. Myliłem się jednak.
- Ej sąsiady, co macie dziś na śniadanie?
- Minhyuk, co chcesz zjeść? - spytał Jooheon.
- Hmm, może ryż z kimchi?
- Okej. To ja idę do kuchni.
Czekając na jedzenie chciałem pooglądać telewizję ale Changkyun zabrał mi pilota. Żeby znowu się nie kłócić z tym dupkiem poszedłem do Jooheona.
- Pomóc ci w czymś?
- Hm... możesz pokroić mięso.
- Jasne.
Gdy skończyłem usiadłem na blacie.
- Czemu on zawsze musi tu tyle siedzieć?
- Nie mam pojęcia.
- Ciebie on nie irytuje?
- Irytuje.
- To czemu nigdy nie chcesz żeby sobie poszedł.
- Bo i tak by tu został. No i pracuje w sklepie bycie miłym i opanowanym mam wyuczone.
- No tak. Jooheon?
- Tak?
- Możesz dać dla niego trochę więcej chilli?
- Jesteś niemożliwy.
- No proszę~ - uśmiechnąłem się do niego.
- Okej, okej. Dla ciebie wszystko.
- Dziękuję - podeszłem do niego i pocałowałem go w policzek.
- Tyle wystarczy? - Wrzucił dwie łyżki stołowe.
- Idealnie.
Jooheon wymieszał wszystko a ja zadbałem o to żeby nie pomylić porcji.
- Changkyun, do nogi.
- Bardzo śmieszne - mimo wszystko od razu zjawił się w kuchni.
- Siadaj i jedz zanim przestanę być cierpliwy.
- Ta.
Zaczęliśmy jeść. Z trudem próbowałem opanować śmiech. Na początku jakoś dawał radę. Chwilę później zaczął płakać do talerza. Rzucił pałeczki na stół i pobiegł do łazienki.
- Widzisz Boo - zacząłem mówić do kota który akurat przyszedł żebrać o mięso. - On jest tak głupi i myśli że woda mu pomoże.
Kot tylko zamiałczał i sięgnął łapą do jego talerza.
- Zostaw. Bo skończysz jak ten o. Chodź, nakarmię cię.
Wziąłem kota do kuchni i dałem mu jeść.
- Changkyun, umarłeś już?
- Ja nie ale ty zaraz zginiesz.
- Czemu ja?
- To ty mi to zrobiłeś.
- Ale co?
- Nie udawaj.
- Nie wiem o co ci chodzi ale wyłaź zanim mi całą łazienkę uświnisz.
- Jak wyjdę to będziesz martwy.
- Ta, oczywiście.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Dopiero teraz przypomniałem sobie że Youngjun miał przyjechać ze swoją żoną i córką.
- Już idę - otworzyłem drzwi. - Cześć, wejdźcie do środka.
Pierwszy raz widziałem jego żonę i Minji. Wyglądały całkiem inaczej niż je sobie wyobrażałem. Żona była wysoka. Wyższa niż większość koreanek i miała długie włosy upięte w kucyk. Mała natomiast była bardzo urocza. Miała na sobie różowy płaszczyk a włosy splecione w warkocze.
- To jest Jiao - wskazał na swoją żonę która się do mnie uśmiechnęła.
- Bardzo mi miło. Jestem Minhyuk.
Po chwili rozmowy wszyscy przeszliśmy do salonu. Gdy Jiao zaczęła mówić o tym jak mam się zajmować Minji z łazienki wyszedł Changkyun.
- Minhyuk, normalnie ci zaraz... o dzień dobry - ukłonił się udając grzecznego.
- To twój współlokator? - spytał Youngjun.
- Nie, to tylko sąsiad z góry.
- To ja idę do Jooheona.
- Zawołaj go tu przy okazji. To na czym skończyliśmy?
- Dobrze by było gdyby zdrzemnęła się w dzień. Wtedy jest spokojna - kontynuowała żona Youngjuna.
- Jasne. A co lubi jeść?
- Właściwie wszystko byleby nie było za ostre.
Chciało mi się śmiać bo przypomniał mi się Changkyun.
- A i przed snem zawsze pije mleko.
Nie rozmawialiśmy długo o Minji. Gdy skończyliśmy poszedłem pomóc Youngjunowi przynieść jej rzeczy z samochodu. Nie wiedziałem że tego będzie aż tyle. Odprowadzając Youngjuna do samochodu powiedział coś w stylu że mi to wynagrodzi. Dowiedziałem się o co chodzi dopiero gdy wróciłem do mieszkania. Minji siedziała na Changkyunie i biła go plastikowym kucykiem krzycząc na niego po chińsku. Przez moment wydawała mi się urocza ale później pomyślałem że przecież może robić to samo (lub gorzej) nam.
- Minji, jesteś urocza ale jak chcesz go obrażać to rób to po koreańsku. Też chcę się pośmiać.
- Nauce cię.
- Czego?
- Chińskiego.
- Naprawdę?
- Tak - zeszła z Changkyuna po drodze uderzając go jeszcze raz kucykiem i usiadła na kanapie.
Dowiedziałem się że to co krzyczała przed chwilą to było "jedź koniu".
- A jak powiedzieć mu że jest głupi?
- Benjiahuo.
- Benjiahuo Changkyun?
Mała się zaśmiała. Była bardzo bystra jak na czterolatkę.
- Jooheon.
- Tak?
- Chcesz się z nami pouczyć chińskiego?
- Chińskiego?
- Mama Minji jest z Chin więc ona też trochę umie. Właśnie nauczyła mnie mówić głupi.
Nagle on zaczął mówić do niej po chińsku.
- Czekaj, to ty mówisz po chińsku?
- Trochę. Uczyłem się w liceum.
- Ja miałem japoński...
- I pamiętasz coś jeszcze?
- Poza tym jak się przedstawić i powiedzieć dzień dobry to nie bardzo.
- Słaby jesteś - odezwał się Changkyun.
- Ja tam tylko spałem.
- Dobra sąsiady. Przyjdę później. Opanujcie trochę to dziecko.
- Postaramy się.
- W końcu sobie poszedł. Minji chcesz coś słodkiego?
Pokiwała głową.
- To ja idę do sklepu. Tobie też coś kupić?
- Nie trzeba.
- A ty Boo?
Kot tylko na mnie spojrzał.
- Okej, zaraz wracam.
Kupiłem dla Minji kilka lizaków, ciastka i truskawkowe mleko. Z tego co pamiętam to je uwielbia. Wziąłem jeszcze trochę jedzenia, karmę dla kota i wróciłem do domu. Minji siedziała na kolanach Jooheona i ciągnęła go za włosy.
- Minji, zostaw Jooheona.
- On był niegrzeczny.
- Niegrzeczny?
- Zabrał mi lalkę.
- Ja tylko chciałem się z nią pobawić.
- Dobra, jak go puścisz to dam ci lizaka.
Od razu do mnie podbiegła.
- Proszę - otworzyłem jej lizaka.
- Dziękuję. Mogę pooglądać bajki?
- Jasne. Zaraz ci włączę.
Włączyłem kanał dla dzieci. Mała od razu wyglądała na szczęśliwszą.
- Minhyuk, chodź na chwilę do kuchni.
Pokiwałem głową i poszedłem za nim. Przy okazji zabrałem zakupy.
- Coś się stało?
- Właściwie to nie ale...
- Ale?
- Nie mówiłeś że jest taka.
- Bez przesady. Zawsze można zawołać Changkyuna żeby się na nim wyżyła.
- Ty go serio nie lubisz - zaśmiał się.
- Gdzie tam... ja go lubię.
- Chyba wkurzać.
- Co racja to racja...
- A o której wychodzisz do pracy?
- Za półtorej godziny.
- To zrobię obiad.
- Pomogę ci.
- Okej - uśmiechnął się do mnie.
Zanim skończyliśmy usłyszałem że coś się stłukło w pokoju. Od razu tam poszedłem. Oczywiście to była Minji. Rozbiła doniczkę z jednym z moich ulubionych kaktusów.
- Minji! Co ty zrobiłaś?
- To kotek.
- Ale kot śpi. Nie kłam.
Nie odpowiedziała nic. Usiadła na kanapie i po prostu oglądała dalej bajki. Wkurzyłem się i poszedłem do kuchni.
- Co się stało?
- Minji rozbiła doniczkę z moim kaktusem.
- Spokojnie. Pewnie da się go jeszcze uratować.
- A jak mam wsadzić taki duży kaktus z powrotem do ziemi? Przecież się ukłuję.
- Oh... Zjemy obiad i wtedy coś z tym zrobimy, okej?
Pokiwałem głową.
Gdy jedliśmy obiad do domu przyszedł Changkyun. Już odkąd otworzył drzwi dało się usłyszeć jego słynne "sąsiady". Minji od razu do niego podbiegła. Ustała naprzeciwko niego i popatrzyła na jego twarz.
- O, czyżbyś chciała się ze mną pobawić?
Pokiwała przecząco głową.
- Nie? To co takiego? - ukucnął obok dziewczynki.
Ta przewróciła go, usiadła na nim i znowu udawała że jest jej koniem.
- Zabierzcie ją! Proszę.
Oboje podeszliśmy do niego.
- Minji, dobrze się bawisz?
- Tak! Ale...
- Ale co?
- Muszę do łazienki.
- Pójdziesz z nią? - spojrzałem na Jooheona.
- Jasne. Chodź Minji - złapał ją za rękę i poszedł z nią do łazienki.
Ja wróciłem do stołu. Changkyun poszedł za mną. Po chwili wrócił Jooheon.
- Sąsiedzie mój kochany...
- Zaraz będziesz tak kochany że wylecisz przez balkon.
- Chciałem go tylko poprosić o obiad. Czemu od razu musisz być tak zazdrosny?
- Ja mogę ci przynieść.
- To świetnie.
Wstałem od stołu. Planowałem napluć mu do miski lub znowu dosypać mu chilli jednak Minji załatwiła to lepiej. Gdy wszedłem do kuchni stała na krześle obok kuchenki i wyspywała do garnka ziemię od kaktusów.
- Minji, jesteś świetna.
Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie i sobie poszła. Nałożyłem trochę zupy z "dodatkiem" dla Changkyuna i wróciłem do chłopaków.
- Smacznego.
- Dzięki.
- To ja pójdę do Minji - nie chciałem znowu powstrzymywać się od śmiechu.
- Okej.
Minji siedziała przed telewizorem.
- Chcesz się pobawić?
- Tak! - zaczęła podskakiwać na siedząco.
- To chodź.
Zanim jeszcze zaczęliśmy się bawić, do pokoju przyszedł Changkyun.
- Sąsiad! Ja już nic więcej u was nie zjem!
- To brzmi tak pięknie. Zaraz się wzruszę.
- Wy pewnie chcieliście mnie niedługo otruć... ha! Dobrze że was przechytrzyłem.
- Ta, to teraz możesz sobie już iść.
- A żebyś wiedział że tak zrobię.
Wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
- Oj Minji, chyba konik się wkurzył.
- Co mu się stało? - do pokoju przyszedł Jooheon.
- Nic takiego. Minji tylko przyprawiła mu zupę.
- Znowu chili?
- Lepiej. Ziemia od kaktusa.
Jooheon zaczął się śmiać.
- Teraz będzie że źle gotuje.
- Jak dla mnie jesteś najlepszy~
- Naprawdę?
Pokiwałem głową a on się do mnie uśmiechnął.
- Dobra, to teraz chyba trzeba to posprzątać.
- No tak. Na szczęście dzięki Minji i Changkyunowi mamy mniej roboty - pogłaskałem dziewczynkę po głowie.
Razem z Jooheonem udało nam się posprzątać i wsadzić mojego ulubionego kaktusa z powrotem do ziemi.
- Która godzina? - spytałem Jooheona myjąc ręce.
- Hm.. dochodzi 15.
- O to muszę już wychodzić.
- Okej.
- Poradzisz sobie czy zawołać po drodze Changkyuna?
- Raczej dam radę. Zresztą, on pewnie sam przyjdzie niedługo.
- No tak, przecież nie byłby sobą.
- No właśnie.
- To ja lecę, pa - pocałowałem go.
- Do zobaczenia.
- Cześć Minji - pomachałem jej stojąc przy drzwiach. - Nie zrób krzywdy Jooheonowi.
- Papa - odmachała mi klockiem którym akurat się bawiła.
Mimo wszystko polubiłem Minji. Potrafiła nabroić ale była urocza i miałem wrażenie że to mnie lubiła najbardziej.
Gdy wróciłem zmęczony do domu nawet nie miałem siły żeby wziąć prysznic a co dopiero zjeść cokolwiek. Przebrałem się tylko i poszedłem do sypialni. Jooheon spał przytulony do Minji. Wyglądało to strasznie słodko. Położyłem się obok Jooheona i go przytuliłem.
- Minhyuk? Śpisz? - szepnął Jooheon gdy już prawie zasnąłem.
- Jeszcze nie.
- Nie jesteś głodny?
- Nie.
- Na pewno?
- Tak. Śpij już.
- Mhm - pocałował mnie w czoło. - Dobranoc kochanie.
- Dobranoc.
Musiałem go okłamać że nie jestem głodny. On potrafił o każdej godzinie wstać i zrobić dla mnie coś do jedzenia.
Rano przy śniadaniu Jooheon opowiedział mi co zrobiła Minji gdy wyszedłem z domu. Jooheon poszedł z nią do sklepu a ona poprosiła go by kupił jej farbki. Oczywiście nie mógł odmówić małej, uroczej dziewczynce. W domu dał jej farbki i kartki. Minji siedziała sobie przy stole i malowała. Jooheon stwierdził że nie może sobie nic przy tym zrobić więc poszedł oglądać telewizję. I rzeczywiście sobie nic nie zrobiła ale Boo na tym ucierpiał. Wyglądał jakby go jednorożec zjadł i zwrócił.
Poza tym chciała zamurować Changkyuna klockami. Niestety nie starczyło jej klocków.
Po śniadaniu wykąpałem kota. Jooheon nie mógł go wczoraj złapać i dopiero mi się to udało.
Później standardowo przyszedł Changkyun. Był jeszcze w piżamie.
- Siemanko sąsiady. Ja z taką prośbą małą przychodzę.
- Co znowu?
- No bo mamusia od samego rana sprząta i żem się nie wyspał. Mogę się zdrzemnąć na kanapie?
- Było pomóc mamie a nie uciekać.
- Ona nawet nie chce mojej pomocy. To jak, mógłbym?
- Ta.
O dziwo Minji go nie zaatakowała. Widziałem jednak że coś kombinuje.
- Minji chcesz mleka?
- Tak!
Podbiegła i przytuliła się do moich nóg.
- To chodź - wziąłem ją na ręce.
Posadziłem ją na blacie w kuchni i sięgnąłem do lodówki po kartonik mleka.
- Proszę - powiedziałem po wbiciu słomki.
- Xiexie.
- Hm?
Mała tylko na mnie spojrzała i piła sobie dalej.
- Jooheon.
- Tak? - przyszedł od razu do kuchni.
- Jej się chyba języki mylą. Co znaczy xiexie?
- Dziękuję.
- Oh to dobrze. Już się bałem że mnie też zaczyna obrażać po chińsku.
- Wątpię.
- Cem iść do pokoju - powiedziała Minji.
Postawiłem ją na podłogę a ona rzucając pustym kartonikiem pobiegła do pokoju. Poszliśmy z Jooheonem za nią.
Changkyun smacznie sobie spał chrapiąc przy tym.
- Farbki - Minji pociągnęła Jooheona za koszulkę. - Cem farbki.
- Chcesz znowu pomalować kota?
Pokiwała przecząco głową.
- Cem zlobić obrazek dla Minhyuka.
- Jeżeli tak to mogę ci dać.
Minji uśmiechnęła się.
- Proszę - Jooheon położył jej na stolik koło kanapy farbki i kartki.
- Musicie iść. To będzie niespodzianka - powiedziała Minji otwierając pudełko.
- Chodźmy do sypialni. Przyjdź do nas gdy skończysz.
- Dobrze - odpowiedziała Minji.
Na wszelki wypadek zabraliśmy Boo z nami.
Jooheon usiadł na łóżku a ja położyłem się kładąc głowę na jego nogach.
- Jestem ciekawa co to będzie.
- Mam nadzieję że nie rysunek na cały stolik.
Jooheon zaczął bawić się moimi włosami.
- Lubie twoje włosy. Są miękkie.
- Zastanawiałem się czy nie pofarbować ich na blond.
- Na blond? Skąd ten pomysł?
- Nigdy nie farbowałem włosów a ostatnio sporo chłopaków to robi.
- No tak.
- A tobie by się podobało?
- We wszystkim wyglądałbyś ślicznie.
- Dziękuję - podniosłem się i go przytuliłem.
- Naprawdę. Zawsze będziesz mi się podobać. Nawet jakbyś się zgolił na łyso.
- I tak będę musiał.
- No tak.
- Nie chce iść do wojska. Gdy tylko pomyślę o tym że miałbym żyć bez ciebie przez dwa lata...
- Nawet mi o tym nie przypominaj.
- Ale będziesz na mnie czekał?
- Oczywiście. Choćbym miał czekać nawet 20 lat.
- Zaraz się rozpłaczę. Jesteś najlepszy i nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też - pocałował mnie.
I w takim pięknym momencie Minji zapukała lekko do drzwi.
- Już idziemy!
Wstałem z łóżka i otworzyłem drzwi. Minji stała w drzwiach z pędzelkiem w ręku. Miała całe rączki ubrudzone od farby.
- Ale się ubrudziłaś. Może pójdziemy najpierw umyć ci ręce, co?
- Nie. Chodź telaz.
- No dobrze.
Nie mogłem uwierzyć w to co zrobiła. Myślałem że popłaczę się ze śmiechu.
Changkyun spał odkryty. Z tyłu na koszulce miał namalowanego jednorożca i obok trochę krzywy napis Minji. Na spodenkach miał żółwia a na nogach różnokolorowe plamki.
- Minji, chyba cie kocham.
- Podoba ci się?
- To najładniejszy rysunek jaki dostałem. Dziękuję.
Nadal nie mogłem powstrzymać śmiechu. Jooheon dosłownie upadł na podłogę śmiejąc się.
Gdy w końcu trochę się uspokoiłem nie mogłem się powstrzymać i zrobiłem mu kilka zdjęć. Zanim zdążył się przekręcić i ubrudzić mi kanapę obudziłem go.
- Coś się stało?
- Dzwoniła twoja mama. Masz szybko iść do domu bo przyjechali do was goście.
- Goście?
- Tak. Biegnij bo się wkurzy.
- O nie, mamusia nie może się na mnie wkurzyć bo zginę. Dzięki sąsiady.
- Nie ma za co.
Założył byle jak swoje kapcie i wybiegł z naszego mieszkania. Nawet nie zauważył że był cały w farbie. Znowu zaczęliśmy się śmiać. Nawet Minji.
- Jak myślisz, za ile się zorientuje?
- Jak mu mama nie powie to pewnie jakieś 10 minut.
- To może pójdziemy na spacer?
- Świetny pomysł.
- Chodź Minji, ubierzemy się.
- Dobrze.
Wyszliśmy z domu zamykając drzwi. Przeszliśmy się parkiem. W połowie drogi Minji się zmęczyła i Jooheon musiał ją nosić. Nagle odzyskała energię gdy zobaczyła plac zabaw.
- Chcesz się tu pobawić? - spytał Jooheon.
- Tak!
Postawił ją na ziemi a mała od razu pobiegła na zjeżdżalnie. Pomógł wejść jej na górę a ja usiadłem i patrzyłem jak się bawią.
- Na huśtawkę! Cem na huśtawkę.
- Jasne, chodźmy - złapał ją za rękę i poszedł w stronę huśtawki.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Razem wyglądali tak uroczo. Jooheon byłby naprawdę dobrym ojcem.
- To może teraz piaskownica?
Minji pokiwała głową.
- Idę pobawić się z wami.
Razem zbudowaliśmy spory zamek z piasku. Dopiero gdy skończyliśmy zauważyłem że zakopaliśmy Jooheonowi nogę.
- No pięknie.
Minji zaczęła się śmiać.
- To wszystko twoja sprawka Minji!
- To on - wskazała na mnie.
- Ej, wcale że nie! On sam się zakopał.
- Kochanie za kogo ty mnie masz? Za Changkyuna?
- Aż tak nisko nie upadłem.
- Dobra, lepiej pomóż mi to odkopać.
Tak oto nasz zamek nie przeżył nawet pięciu minut. Jooheon wyczyścił buty i wróciliśmy do domu. Przed drzwiami na wycieraczce siedział Changkyun.
- A ty co tu robisz?
- Czekałem na was.
- Nie mogłeś poczekać u siebie?
- A... rzeczywiście.
- Idiota - mruknąłem cicho.
- Słyszałem!
- I dobrze.
- To może wejdziemy do środka? - zaproponował Jooheon.
- Racja. Złaź z wycieraczki zgredek.
- Sam jesteś zgredek!
Otworzyłem drzwi. Changkyun oczywiście wepchał się pierwszy.
- Minji, może chcesz się zdrzemnąć?
Ziewnęła i pokiwała głową. Zaniosłem ją do sypialni i położyłem do naszego łóżka.
- Dobra, chciałeś coś od nas czy przyszedłeś żeby nas powkurzać jak zwykle?
- Chciałem spytać czemu namalowaliście mi coś na plecach i nogach.
- To Minji.
- Jasne, zgoń na dziecko. Najlepiej.
- Pomyśl trochę. Jakbym ja ci coś namalował na plecach to nie byłoby to tak ładne i urocze.
Nie odpowiedział mi.
- To teraz możesz już sobie iść - powiedział Jooheon.
- Wyganiacie mnie?
- No gdzie tam... a czekaj, tak. Wyganiamy cię.
- Fajnie. Zapamiętam to sobie!
- Zamknij się. Właśnie dlatego chcę żebyś poszedł. Minji chce spać.
- Dobra, dobra. Ja wiem co ty kombinujesz.
- Niby co?
- Nie nic. Idę już. Nie będę przeszkadzać.
- Cześć.
- Papa~~
Gdy tylko zamknął drzwi odetchnąłem z ulgą. Usiadłem obok Jooheona i go przytuliłem.
- W końcu mamy chwilę spokoju.
- Tak - złapał mnie za rękę.
- Wiesz, chyba Minji też cię polubiła.
- Serio?
- No - położyłem mu brodę na ramieniu.
- Sądziłem że lubi tylko ciebie.
- Przecież ciebie nie da się nie lubić.
- Tak?
Pokiwałem głową uśmiechając się przy tym.
- Jooheon~
- Tak?
- Jak myślisz ile ona może spać?
- Hm, no nie wiem. Wczoraj gdy ciebie nie było spała z godzinę.
- To może się czegoś napijemy?
- Pilnując dziecka chyba nie wypada...
- E tam, nikt nie zauważy.
Zostało nam jeszcze trochę wina po ostatnim razie. Wypiliśmy resztę rozmawiając przy tym.
- Wiesz Jooheon, byłbyś dobrym ojcem.
- Chyba wypadłeś z formy. Po takiej odrobinie już cię wzięło?
- Nie jestem pijany. Mówię serio.
- Może i tak...
- Nie chciałbyś mieć dzieci?
- Sugerujesz coś?
- Nie, skąd. Zastanawiam się tylko czy kiedyś myślałeś o tym żeby założyć rodzinę i tak dalej...
- Jedno duże dziecko i kot stanowczo mi wystarczy.
- Czy ty właśnie nazwałeś mnie dzieckiem?
- Żartowałem - pocałował mnie.
- No ja mam nadzieję.
- Nie Minhyuk, nie myślałem o dzieciach. A wiesz czemu?
Pokiwałem przecząco głową.
- Bo i tak nie mógłbym ich mieć z tobą. A tylko z tobą chce spędzić resztę życia. No i z Boo.
Przytuliłem go.
- Nie zamienił bym cię na nikogo innego Minhyuk. Nigdy.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Wtuliłem się tylko w niego mocniej. Jooheon objął mnie i zaczął gładzić dłonią po włosach. Spojrzałem na niego. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Uśmiechnął się do mnie. Jak zwykle wtedy ledwo co było mu widać oczy. Poza dołeczkami chyba właśnie to było najbardziej urocze w jego wyglądzie. Także się uśmiechnąłem widząc to. Dotknąłem jego policzka, później ust a na końcu go pocałowałem. Odchyliłem się do tyłu i położyłem się na plecach. Jooheon który był teraz nade mną zaczął dotykać mnie pod koszulką swoją zimną dłonią. Na początku aż przeszedł mnie dreszcz.
- Joo... - Nie zdążyłem nawet dokończyć jego imienia bo znowu mnie pocałował.
- Tak? - odpowiedział po chwili odrywając nasze usta od siebie na taką odległość że czułem jego oddech.
- Co jak Minji się obudzi a my tu na kanapie...
- To musimy się spieszyć - znowu mnie pocałował.
Nie stawiałem oporu. Nie śmiał bym.
Dotknął mojego krocza przez spodnie i zaczął powoli je masować. Jooheon przerwał nasz długi pocałunek by zacząć całować mnie po szyi. Ja w tym czasie wsunąłem mu rękę w majtki. Zaczął oddychać coraz szybciej. Czułem to na swojej szyi. Każdy jego oddech.
- Minhyuk - szepnął mi prosto do ucha lekko dotykając go ustami. - Przestań.
- Ale co? - spytałem chociaż dobrze wiedziałem o co chodzi.
- Ręka.
- Która ręka? - ścisnąłem go mocniej dłonią.
- Właśnie tą.
- No dobra, dobra.
- Dziękuję - pocałował mnie w ucho. Ugryzł je delikatnie a później zaczął dotykać je językiem.
- Ała! - krzyknął nagle prosto do mojego ucha.
- Kochanie, co się stało?
- Zejdź! - usłyszałem jak Minji krzyczy. No pięknie. Znowu przerwała w najlepszym momencie.
- Zejdź z Minhyuka!
- Nie zejdę. On jest mój - Jooheon położył się na mnie.
Minji wdrapała mu się na plecy i nadal go biła.
- Minji. Zejdź na dół. Dam ci lizaka.
W mgnieniu oka znalazła się na podłodze. W międzyczasie zapiąłem swoje spodnie.
- A co robiliście?
- My? Nic takiego.
- Okej Jooheon możesz już ze mnie zejść.
- A może mi tu wygodnie?
- Minji lepiej się odsuń.
Posłusznie ustała z boku kanapy a ja zrzuciłem Jooheona na podłogę.
- Ała! Czy wy wszyscy chcecie mnie dziś zabić?
- Tak. Zwłaszcza ja - uśmiechnąłem się do niego.
- Może pomożesz mi wstać co?
- No dobra dobra. Minji, poczekaj na nas w kuchni.
Pokiwała głową i szybko sobie poszła. Pomogłem Jooheonowi wstać. Gdy tylko stanął przede mną przysunął się do mnie i mnie objął.
- Dziś ci odpuszczę, ale jak tylko ona wróci do domu to ty przez całą noc nie zaśniesz.
- Na to właśnie liczę - pocałowałem go. - A teraz chodź do Minji zanim coś sobie zrobi.
O dziwo stała sobie grzecznie w kuchni. Szczerze mówiąc byłem na nią trochę zły ale przecież to tylko dziecko.
- Trzymaj - podałem jej lizaka.
- Dziękuję - pobiegła z nim do pokoju.
- Może zrobimy obiad? - zaproponowałem.
- Okej.
- Oby tylko ten dureń... - w tym samym momencie załamałem się słysząc otwierane drzwi. - Za co? Co ja takiego zrobiłem?
- A może by go tak olać?
- Podoba mi się ten pomysł - oparłem się o blat a Jooheon zaczął mnie całować.
Kompletnie nie zwracaliśmy na niego uwagi zajmując się sobą. Chciałem zacząć się śmiać ale wszystko bym zniszczył. Gdy już sobie poszedł Jooheon oderwał się ode mnie. Spojrzałem na niego i zacząłem się śmiać.
- Jesteś najlepszy, wiesz? - objąłem ramionami jego szyję.
- Tak? W czym?
- We wszystkim - pocałowałem go.
- Oh, czyżby?
Pokiwałem głową uśmiechając się do niego.
- Mogę drugiego? - w drzwiach stanęła Minji.
- Drugiego? - podeszłem do niej. - Tak szybko zjadłaś?
Tylko pokiwała głową.
- To wydaje się podejrzane... ale okej.
Wyjąłem z szafki lizaka i jej dałem. Podziękowała i sobie poszła.
- Może weźmiemy się za ten obiad?
- Lepiej usiądź. Ja zrobię.
- Ale Jooheon, ja chcę ci pomóc.
- Lepiej nie bo jeszcze skończymy pieprząc się w kuchni przy czterolatce.
- No dobra, dobra. To ja pójdę do Minji.
W tym samym momencie przyszła do kuchni.
- Więcej.
- Ale zjadłaś już dwa.
- Proszę - spojrzała na mnie niczym kot ze Shreka. W wykonaniu małej dziewczynki wyglądało to jeszcze bardziej uroczo.
- Oh no dobra. Ale to już ostatni.
Dałem jej lizaka a ta z nim uciekła.
- Nie biegaj z lizakiem w buzi.
- Wiesz co Minhyuk? Ty za to byłbyś dobrą matką.
- Na szczęście dzięki niej mam dosyć dzieci.
- Wiesz że ja też?
- O i przez Changkyuna.
Znowu w tym samym momencie wlazł nam do mieszkania.
- Czy ty zawsze musisz tu wchodzić gdy tylko powiem twoje imię?
- Ale wcześniej nazwałeś go durniem.
- A to nie to samo?
- A no tak.
- Milej byłoby po prostu powiedzieć dzień dobry czy coś... - odezwał się Changkyun.
- Jaki tam dobry...
- Dobra sąsiady. Ja tylko przyszedłem do was z nowiną~
- Ale potem już sobie pójdziesz?
- A żebyś wiedział że tak. Umówiłem się.
- Oho, czyżby znowu napalony na ciebie czterdziestolatek przez którego cały miesiąc nawet nie chciałeś ruszyć się z domu?
- Nie no, on jest młodszy... chyba.
- Chyba?
- No nie wiem poznałem go w klubie.
- A i tak po prostu umówiłeś się z nim nawet nie znając jego imienia?
- No tak.
- Ty naprawdę tylko szukasz okazji żeby się z kimś przespać.
- No i co z tego? Jestem młody mogę się jeszcze pobawić.
- Pobawić to by się chciała Minji z tobą.
- Wolałbym nie. Dopiero ułożyłem włosy i...
- O mój Boże Boo! - wziąłem na ręce kota który miał do sierści przylepione trzy lizaki. - Nic ci nie jest? Chodź kochanie, umyję cię.
- Ej, do mnie tak nie mówisz.
- A co nie potrafisz sam?
- A co jeśli nie?
- No to już ja cię nauczę, spokojnie.
Wyszedłem do łazienki.
- Przepraszam Boo, muszę zmoczyć ci głowę.
Kot mało co mnie nie zaatakował.
- Jooheon! Pomóż mi.
- Już idę.
- Trzymaj go a ja mu odkleję lizaki.
Wyrwałem mu przy tym trochę sierści ale przynajmniej pozbyłem się wszystkiego. Wytarłem kota i wróciliśmy do pokoju. Bylem zdziwiony. Minji nie zabiła jeszcze Changkyuna. Ale chyba była blisko bo siedziała na nim i biła go klockami po głowie.
- Wam nie powinno się ała... dawać dzieci.
- Przecież jest grzeczna.
- Zabierz jej te klocki bo mi głowę rozwali.
- Minji, oddaj klocki.
Grzecznie mi je dała ale zaczęła teraz ciągnąć Changkyuna za włosy.
- Jooheon weź ją bo on to by jej pozwolił mnie nawet wypchnąć z balkonu.
- Oh, Changkyun... - wziął Minji na ręce. - Czasami to ja sam mam ochotę cię z tego balkonu zepchnąć.
- Idę sobie zanim mnie zabijecie. Przyjdę wieczorem albo jutro i opowiem wam jak było na randce~ na razie.
- Że też on nie potrafi się na nas wkurzać.
- No, to aż dziwne. Dobra wracam do kuchni. Pilnuj Minji.
- Jasne.
Oglądaliśmy razem bajki aż Jooheon skończył.
Kolejnego dnia z samego rana przyszedł podjarany Changkyun.
- Chłopaki! Ja chyba zaraz umrę.
- Czyżby tym razem hot50?
- Nie. Ma 27 lat i... w sumie i tak byście mi nie uwierzyli.
- Co?
- No bo... znacie Jokwona?
- Jasne. Uwielbiam go. Czyżby ten chłopak był jego psychofanem?
- Lepiej. To był on.
- Że co? - właśnie doznałem szoku. Siedziałem i nie wiedziałem co powiedzieć.
- To na pewno był on? Wiesz, na pewno znajdzie się ktoś kto wygląda jak on.
- To na pewno. Wątpię jednak że ktoś kto byłby tylko sobowtórem potrafiłby identycznie śpiewać.
- I jeszcze dla ciebie śpiewał?! Nie no, ja zawału dostanę.
- Tylko sąsiady, wy nic nie wiecie. On by się wkurzył gdyby wiedział że komukolwiek powiedziałem. Ale chyba mogę wam ufać, nie?
- Jasne. Mimo że cię nie lubię to was nie wydam.
- Dzięki sąsiad.
- Czyli mam rozumieć że planujesz z nim dłuższy związek niż jedna noc?
- Może. W sumie jest strasznie uroczy. Nawet dał mi kwiaty.
- Że co? Tobie?
- Tak. Mówił że bardzo mu się podobam.
- Nie no, ja w to nie mogę uwierzyć.
- Mówiłem. Może kiedyś mi uwierzysz.
- Chyba musiałbym was zobaczyć razem.
- Wątpię żeby on chciał się spotkać z wami choćbym go błagał na kolanach.
- No tak.
- A jak w ogóle ktoś taki jak Jokwon się z tobą umówił? - spytał Jooheon.
- Mówiąc w skrócie poznaliśmy się w klubie, dałem mu swój numer, rozmawialiśmy dość długo no i tak jakoś wyszło.
- A wtedy nie zauważyłeś kim jest?
- Było dość ciemno no i nawet jak go zobaczyłem ciężko było mi ogarnąć kim jest dopóki się nie przedstawił.
- Jak tak mogłeś? Przecież to Jokwon.
- Nie obwiniaj mnie. Ja wolę hip hop.
- Ta, a kto ostatnio bts słuchał?
- To była moja mama.
- Jasne.
- Ona kupiła nawet ich lightstick. Nie żartuje.
- Dobra, wracając do Jokwona. Czy on nie boi się umawiać z przypadkowym gościem z gejowskiego klubu?
- Dla niego nie jestem byle kim jak dla ciebie.
- Ty patrz, chyba pierwszy raz przyznam ci rację.
- A mówiłeś swojej mamie?
- Tak.
- I co ona na to?
- "Szkoda że to nie Jungkook no ale szczęścia synku"
- Dobra, chyba właśnie uwierzyłem ci w to że nie słuchałeś bts.
- Dziękuję?
- Ale w to że się umówiłeś z Jokwonem jakoś nie chce mi się wierzyć.
- Trudno. Ważne że nikomu nie powiesz.
- Nie boisz się że możesz zniszczyć mu karierę gdy wszystko się wyda?
- Nie zastanawiałem się nad tym.
- Ty to jednak głupi jesteś.
- Ale nie mogę przecież z nim zerwać.
- Czyli już jesteście razem?
- No tak...
- Szybki jesteś. Ja się musiałem starać żeby się z nim umówić tylko na spacer jakieś dwa tygodnie.
- Naprawdę? - zdziwił się Jooheon.
- N-no tak. Wydawało mi się że mówiłem ci wcześniej.
- Ahh, jesteście uroczy.
- Idź bądź uroczy ze swoim Jokwonem.
- Zazdrościsz mi?
- Niby czego? To tylko Jokwon. Jooheonowi nikt nie dorówna.
- Dobra sąsiady, ja spadam wy sobie słodźcie dalej.
- Cześć.
- Ugh jak ja go nie lubię.
- Wiem kochanie, ja też. A co myślisz o tym Jokwonie?
- Właściwie... o boże Minji!
Siedziała na podłodze obok szafki z butami. W ręku trzymała opakowanie pasty do butów. Zdążyła ubrudzić siebie i znowu kota.
- Mój biedny Boo - zabrałem jej kota.
- Jooheon, wolisz myć kota czy Minji?
- Kot drapie więc wybieram Minji.
- Ale ona może cię ugryźć - zabrałem szybko kota do łazienki żeby nie zdążył się wymienić.
- Ej!
Jooheon po chwili przyniósł Minji do łazienki.
- Ale pomożesz mi z nią zaraz?
- Oczywiście.
Nie udało mi się do końca wyczyścić Boo. W pewnych miejscach został czarny a w większości jego sierść stała się szara. Przynajmniej Minji udało się domyć.
Pod wieczór Jooheon wyszedł do sklepu. W tym czasie rysowałem sobie z Minji. Nie jestem dobry w rysowaniu ale uważam że Minji ma talent.
- Wycięłam ci serduszko.
- Ooo, dziękuję. Ja narysowałem ciebie.
- Mam też dla Jooheona.
- Czemu dla niego jest ładniejsze? Jego lubisz bardziej?
Pokiwała głową.
- Ale ciebie też lubię.
- Ja ciebie też Minji.
Chwilę później wrócił Jooheon.
- O, co robicie?
- Rysujemy. Minji ma coś dla ciebie.
- Tak? Zaraz do was przyjdę.
Zdjął buty, kurtkę i podszedł do stolika.
- Te jest dla ciebie. Dostałeś ładniejsze bo ciebie lubi bardziej.
- Naprawdę?
- Tak powiedziała.
- Dziękuję Minji - przytulił ją. - Pomożesz mi z zakupami?
- Jasne.
- A, tu jest reszta.
Położyłem pieniądze na stół i pomogłem Jooheonowi zanieść wszystkie torby do kuchni. Później razem wszystko poukładaliśmy.
- Mój Boże, Minji - nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem.
- Co tym razem?
- Sam zobacz. Ja zaraz zwariuje.
Minji powycinała z banknotów osoby na nich. Zaczęła nawet przyklejać je na kartkę.
- Robię obrazek. Dla was.
- Nie trzeba było.
Na szczęście nie było tam dużo pieniędzy.
- Chodź Jooheon, potrzebuję kawy.
- Kawy? Od kiedy pijesz kawę?
- Po prostu chodź do kuchni.
- Okej.
Przytuliłem go.
- Jestem już zmęczony opiekowaniem się Minji.
- Spokojnie, został jeszcze jeden dzień. Damy sobie radę - Jooheon pocałował mnie w czoło.
- Racja. Z tobą przeżyje wszystko. Nawet to destrukcyjne dziecko.
- No pewnie - przytulił mnie mocniej.
Razem posprzątaliśmy po Minji a po kolacji i kąpieli mała poszła spać. Pożegnałem się z Jooheonem który musiał iść na noc do pracy i położyłem się obok Minji. Gdy już prawie zasnąłem złapała mnie za ramię i przytuliła się do niego.
Wcześnie rano Jooheon wrócił do domu. Od razu przyszedł do sypialni. Wyglądał na strasznie zmęczonego.
- Wszystko w porządku?
- Tak tylko mnie wymęczyli dostawą.
- Zrobię ci herbaty.
Gdy wróciłem z kuchni, trzymając w ręku kubek, Jooheon już prawie zasypiał. Odstawiłem herbatę na stolik i usiadłem obok niego.
- Kochanie - dotknąłem jego policzka. - Masz. Wypij i wtedy idź spać.
- Oh, dziękuję.
- Nie ma za co - pocałowałem go w policzek.
Położyłem się po drugiej stronie tak, że oddzielała nas Minji. Gdy Jooheon skończył herbatę, przysunął się bliżej Minji żeby mógł mnie złapać za rękę i zasnął. Nie mogłem spać więc patrzyłem raz na Minji raz na Jooheona. Oboje wyglądali przeuroczo gdy spali. Jooheon w dodatku uśmiechał się przez sen. Wpatrywanie się w niego przerwała mi Minji budząc się. Jej włosy były rozczochrane. Popatrzyła na mnie zaspanym wzrokiem i powiedziała po cichu "cześć".
- Dzień dobry Minji. Wyspałaś się? - Mówiłem szeptem.
- Dlaczego mówisz tak cicho? - w połowie zdania ziewnęła.
- Jooheon śpi. Chodźmy stąd, on musi się wyspać.
- Jest zmęczony?
- I to bardzo. Dlatego musimy być cicho.
Mała pokiwała głową i wstała razem ze mną z łóżka. Posadziłem ją na kanapie w salonie i włączyłem jej bajki żebym mógł ją uczesać. Nie lubiła się czesać więc musiałem ją czymś zająć jak zwykle. Przy Minji nauczyłem się nawet zaplatać warkocze. Nie było to tak trudne jak sądziłem. Nawet nieźle mi to szło.
- Gotowe.
- Co?
- Uczesałem cię.
Minji dotknęła swojego warkoczyka.
- Nawet nie poczułam.
- No widzisz. Ze mną polubisz czesanie.
- Nie polubię - zaśmiała się.
- No trudno. Chcesz płatki?
- Tak!
Jedliśmy sobie na kanapie razem oglądając pororo. Podobało mi się to.
- Minji.
- Tak?
- Dziś chyba przyjadą po ciebie rodzice.
- A muszą?
- No tak. Musisz wrócić do domu.
- Ale w domu się nudzę.
- Też strasznie się nudziłem jak mieszkałem sam. Ale ty mieszkasz z rodzicami. Twoja mama się z tobą nie bawi?
- Tylko czasami.
- Ohh, może nie ma czasu.
Nie odpowiedziała mi.
- A może przyjadę kiedyś do ciebie, hm?
- Z Jooheonem?
- Jeśli będzie miał czas.
Ucieszyła się.
- To teraz jedz do końca i pójdziemy się ubrać.
Pokiwała głową. Jak zwykle jedzenie zajmowało jej wieki. Gdy skończyła najpierw ubrałem ją a później sam siebie.
Siedzieliśmy dalej na kanapie oglądając telewizję. Po jakimś czasie standardowo przyszedł Changkyun.
- Cześć sąsiady i sąsiadeczki. Co tam u was?
- Nic.
- Tak? A u mnie świetnie~~
- Kto tym razem? Bruno Mars?
- Nie. Jeszcze nie. Nadal Jokwon. On chyba się we mnie zakochał.
- Że co?
- No serio.
- Przy okazji, bądź proszę ciszej. Jooheon śpi.
- Jasne... Hm, to dziwne.
- Że śpi o tej godzinie?
- Nie. Jestem tu juz kilka minut a ty ani razu mnie nie obraziłeś ani nie wygoniłeś do domu.
- No i co?
- Czyżbyś był miły bo chcesz poznać Jokwona?
- Nie. W tej chwili chcę tylko żebyś był cicho.
- Jasne, jasne.
- Ale ty wiesz że ja ci nadal nie wierzę?
- Udowodnię ci to.
- Jak? Przekupisz mamę żeby mi to powiedziała? A może Minji?
- Jeszcze nie wiem jak ale ci to udowodnię.
- Zobaczymy. Możesz już iść o tym myśleć w swoim domu.
- Ale chciałem z wami posiedzieć bo się nudzę.
- Jooheon śpi a ja i Minji nie chcemy z tobą rozmawiać.
- Burak.
Minji wyzwała go po chińsku i wystawiła język.
- Jesteś urocza - pogłaskałem ją po głowie.
- Skoro mnie nie chcecie... to ja zostaje i poczekam aż Jooheon wstanie.
- Idź sobie robisz tylko niepotrzebnie hałas.
Minji poszła po swoje farbki, usiadła mu Changkyunowi na kolanach i spytała:
- Chcesz ze mną pomalować?
- Dobra, to ja jednak pójdę do domu. Papa Minji - posadził ją na kanapie i wyszedł.
- Dziękuję Minji. Mam go dosyć.
Mała uśmiechnęła się i spojrzała na mnie jakby doskonale rozumiała co czuję.
Jakiś czas później Jooheon się obudził.
- Wyspałeś się?
- Nawet.
- To dobrze.
- Jedliście już?
- Tak.
- To teraz ja pójdę coś zjeść.
- Okej. Umm... Jooheon.
- Tak?
- Wyjdziemy gdzieś później?
- Jasne. A o której przyjadą po Minji?
- Youngjun jeszcze nie dzwonił. Pewnie będą wieczorem.
- A okej.
Jooheon wyszedł do kuchni.
- Minji, lubisz pizzę?
- Lubię.
- A bubble tea?
- Tak!
- To świetnie.
Godzinę później wyszliśmy do galerii handlowej. Gdy jedliśmy pizzę zadzwonił Youngjun.
- Cześć Minhyuk. Przyjedziemy dzisiaj około 19 po Minji.
- Jasne. Właśnie wyszliśmy coś zjeść.
- To świetnie. Ja musze już kończyć, pa~
- Do zobaczenia.
- Youngjun? - spytał Jooheon.
- Tak. O 19 przyjadą.
Skończyliśmy jeść i poszliśmy na bubble tea. Wychodząc z galerii Jooheon kupił dla Minji małego pluszaka. Bardzo się cieszyła z tego prezentu.
Gdy przyjechali ją odebrać, pierwszą rzeczą którą zrobiła było pokazanie mamie misia. Posiedzieli chwilę u nas i wrócili do domu. W naszym mieszkaniu nagle zapadła cisza. Przyzwyczaiłem się do tego że była u nas Minji i bez niej było zbyt spokojnie.
Długo to nie trwało bo przyszedł Changkyun.
- Siemanko, gdzie te demoniczne dziecko?
- Tam stoi - wskazałem na niego.
- Gdzie? - odwrócił się myśląc że Minji jest za nim.
- Idiota. Coś chcesz czy tak przyszedłeś nas powkurzać?
- Ja tylko na chwilę zobaczyć co u was. Także, już pójdę. Dobranoc.
- Dobranoc - powiedziałem z niezbyt wielkim entuzjazmem.
- Jooheon!
- Tak? - przyszedł z kuchni do salonu.
- Pamiętasz co mi obiecałeś?
- Nie za bardzo...
- Nie? - podeszłem do Jooheona i go objąłem w talii przysuwając się najbliżej jak tylko mogłem. - Jesteś tego pewien?
- Chyba sobie przypominam - pocałował mnie. - Tylko poczekaj chwilę bo robie kolację.
- Wolałbym coś innego na kolację~
- W takim razie daj mi tylko wyłączyć zupę.
- Jasne.
Wrócił w mig. Zaniósł mnie jak księżniczkę do sypialni i sprawił że ta noc była niezapomniana~ ♡
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)