środa, 25 lutego 2015

Love bites so do I (Kyumin/Kyuchul)

Heechul wrócił właśnie do ich wspólnego mieszkania. Wspólnego czyli jego i jego najlepszego przyjaciela Kyuhyuna. Mała, ciasna, zabałagniona klitka w starej kamienicy która dosłownie się sypała.
- Cześć - przywitał go Kyuhyun uśmiechając się.
- Hej młody~
- Nie mów tak do mnie - Heechul potargał jego grzywkę która i tak już odstawała na wszystkie strony. Pewnie znowu dopiero wstał.
- Już się nie wściekaj. Wychodzisz dziś?
- Tak, niedługo.
- Dobrze.
Jak powiedział tak zrobił. Wyszedł z domu po godzinie w czasie której rozmawiał ze swoim przyjacielem. Poszedł w miejsce w którym był umówiony. Dokładnie wiedział kogo ma się spodziewać. Był przecież jego zaufanym klientem, a ostatnio też jednym z nielicznych. Niemalże niezauważalnie wymienili się. Jeden przekazał pieniądze drugi woreczek z białym proszkiem z wiadomą substancją. Gdy Kyuhyun chciał już odchodzić podeszło do niego dwóch facetów. Zaczęli wydzierać się by oddał im pieniądze. Wyśmiał ich i biorąc dwójkę za podrzędnych pijaków chciał odejść. Tamci jednak złapali go i przewracając na ziemię zaczęli kopać tak że stracił resztki sił. Nie mógł się nawet podnieść. I tak leżał bez grosza w kieszeni dopóki nie podeszła pewna osoba w jasno różowym płaszczyku.
- O Jezu, nic ci nie jest? - klepał Kyuhyuna po policzku klęcząc obok niego.
Kyuhyun starał się powiedzieć cokolwiek jednak bezwzględnie wychodził mu jedynie jakiś mało zrozumiały bełkot. Owa osoba w różowym płaszczu nazywała się Sungmin. Myślał że Kyuhyun stracił przytomność, jednak on tylko zasnął z wycieńczenia. Nie wiedział co ma zrobić. Usiadł na ziemi i położył jego głowę na swoich kolanach. W pobliżu nie było żywej duszy a jego telefon rozładował się w idealnym momencie. Poczuł lekką ulgę zauważając że młodszy tylko spał. Obudził go najdelikatniej jak umiał. Pomógł mu wstać i zbierając w sobie wszystkie siły niósł go na plecach do swojego mieszkania. Posadził go na jasnej, skórzanej kanapie i zdjął mu kurtkę, kładąc ją gdzieś obok, a potem buty które ustawił pod ścianą. Położył go na poduszce by wygodnie się zdrzemnął i okrył go miękkim kocem. Siedział przy nim aż się obudził. Kyuhyun otworzył oczy i zdziwił się nie widząc szarego, popękanego sufitu do którego widoku był przyzwyczajony gdy się budził. Podniósł się tak gwałtownie że prawie zderzył się z Sungminem głowami.
- Witaj, nazywam się Lee Sungmin. Przyniosłem cię tu gdy tamci cie pobili.
Kyuhyun nic nie odpowiedział przyglądając się mu z uwagą. Żaden oczywisty powód dla którego nie mógł oderwać od niego wzroku nie przychodził mu do głowy. A czy nie było to aż nazbyt oczywiste?
- J-jestem Kyuhyun - wydusił po chwili.
- Dobrze - uśmiechnął się do niego - jak się czujesz?
- Bywało gorzej.
- Chcesz może coś do picia?
- Nie, dziękuję. Pójdę już - odkrył koc i usiadł rozglądając się za swoimi butami.
Sungmin złapał go za rękę.
- Zostań.
- Nie chcę przeszkadzać.
- Nie przeszkadasz mi. Dawno nikogo u mnie nie było...
- Czemu?
- Nie mam wielu przyjaciół... właściwie to nikogo.
- A rodzina?
- Nie mają zbytnio czasu.
- Rozumiem... ale ja naprawdę muszę już wracać. Mój przyjaciel będzie się martwił.
- Przyjaciel?
- Tak.
- Dobrze - wyraźnie posmutniał.
- Coś nie tak? - spytał Kyuhyun.
- Nie, nic. Wszystko w porządku.
- Okej... To do widzenia - powiedział gdy już się ubrał.
- Do widzenia.
Kyuhyun cały czas miał przed oczami jego twarz. Cały czas zastanawiał się dlaczego zabrał go z ulicy do domu widząc go pierwszy raz na oczy, w dodatku pobitego i okradzionego z kilkudniowego zarobku. Mówiąc o pieniądzach, wystarczyło kilka telefonów by mógł sobie pozwolić na dobrą imprezę. Wybrał się do baru kolejnego dnia. Osuszał kufle piwa jedno po drugim ślepo wierząc że uda mu się zapomnieć o Sungminie. Może byłoby prościej gdyby nie to że właśnie zjawił się obok niego znikąd.
- Co ty tu robisz? - wybełkotał.
- Często tu jestem. Nie wiedziałem że też tu przychodzisz...
- Jestem tu pierwszy raz.
- Chodźmy tam - wskazał palcem na wolną kanapę w rogu.
- Aaale pomóż mi... - wstał i zachwiał się prawie upadając, jednak starszy go złapał.
- Już, już - złapał go w pasie i prowadził prosto na kanapę.
Posadził Kyuhyuna którego głowa momentalnie przechyliła się na bok. Sungmin usiadł obok i uniósł ją.
- Nie śpij.
- J-ja wcale nie śpię...
- Jasne~
- Chodźmy zatańczyć! - wstał i równie szybko upadł na Sungmina.
- Chyba nie dasz rady.
- No chyba jednak nie...
- Zostań tu.
- Tu? Tak jak teraz? - poprawił się siadając na nim okrakiem.
- Jeżeli chcesz...
- Jasne że chcę.
Oboje jednocześnie uśmiechnęli się do siebie. Sungmin wyciągnął rękę w kierunku jego twarzy i zaczął gładzić go po policzku.
- Wiesz... chyba się zakochałem.
- T-tak? W kim?
- W kimś kogo poznałem niedawno, przypadkowo i całkiem niespodziewanie. W kimś kto jest najładniejszą osobą jaką w życiu widziałem i kimś kto właśnie siedzi schlany na moich kolanach.
Kyuhyun rozejrzał się dookoła jakby szukając osoby pasującej do opisu. Po chwili dopiero zrozumiał że chodzi o niego. Idiota. Wskazał nieśmiało palcem na siebie. Sungmin w odpowiedzi pocałował go. Jego usta smakowały tanim piwem jednak nie przeszkadzało mu to. Kyuhyun złapał go za krocze i zaczął je coraz mocniej uciskać i masować. Sungmin wiercił się nerwowo z podniecenia.
- Ch-chodźmy do mnie - zaproponował Sungmin odrywając się od Kyuhyuna.
- Dobrze.
Kyuhyun wstał i upadł na podłogę. Sungmin podniósł go i pomógł dotrzeć do samochodu. Otworzył tylne drzwi i posadził go. Kyuhyun złapał go za rękę.
- Ja chce teraz~
- Wytrzymaj jeszcze. To niedaleko.
Kilka minut później faktycznie byli już na miejscu. Gdy tylko Sungmin zamknął drzwi mieszkania Kyuhyun pocałował go przyciskając mocno do ściany. Sungmin złapał go za rękę prowadząc prosto do sypialni. Kyuhyun pocałował starszego, ściągnął mu koszulkę i popchnął na łóżko. Także pozbywając się górnej części ubrania po chwili leżał na nim. Całował go najpierw po szyi, przygryzając ją. Potem zjeżdżał coraz niżej by w końcu dotrzeć do spodni których po chwili się pozbył. Majtek także. Drocząc się z nim przejechał palcem po całej długości jego penisa. Po chwili jednak zaczął go masować dłonią przy czym całował go po brzuchu. Gdy prawie doszedł w jego rękę, Kyuhyun zabrał ją i odwrócił go na brzuch. W mgnieniu oka pozbył się swoich spodni.
- Czekaj.
- Hm?
Wysunął szufladę stolika który stał obok i wyjął małą butelkę żelu. Kyuhyun wylał go odrobinę na swojego penisa i wszedł w niego dostatecznie szybko by Sungmin wydał z siebie krzyk. Po dłuższym czasie jego krzyki i płacz zamieniły się w jęki z przyjemności.
Tej nocy powtarzali to jeszcze dużo razy aż oboje byli już tak zmęczeni że zasnęli.
Kyuhyun wstał rano wtulony w Sungmina. Początkowo czuł zadowolenie, jednak potem przypomniał sobie wszystko spostrzegając że jest kompletnie nagi. Odkrył się i chciał uciec jednakże leżał tak blisko krawędzi łóżka że podnosząc się upadł na podłogę przy okazji uderzając głową w półkę z której spadło kilka rzeczy. Obudził tym samym Sungmina.
- Nic ci nie jest?
- C-co ja tu robię?
- Ee - lekko się zarumienił - no wiesz...
- Jak?
- Spotkałem cię w barze no i... jakoś tak wyszło.
Kyuhyun siedział nadal na podłodze ze spuszczoną głową cały czerwony na twarzy. Wstał i chciał uciekać jednak Sungmin wstał szybko i złapał go za rękę. Kyuhyun odwrócił się w jego stronę. Starszy przyciągnął go do siebie i pocałował.
- Zostań. Nie zostawiaj mnie znowu samego.
- Dobrze.
Kyuhyun chciał wrócić do łóżka. Jednak był na tyle głupi by po drodze nadepnąć na ramkę ze zdjęciem które spadło z półki. Podniósł je siadając na łóżku. Na zdjęciu były 3 osoby, prawdopodobnie jego rodzina.
- Co się z nimi stało? - spytał przejeżdżając palcem po czarnej wstążce w rogu.
- O-oni wszyscy zginęli w wypadku.
- Oh... przykro mi.
- W porządku.
Kyuhyun przytulił go.
- Naprawdę wszystko jest już dobrze.
- A co z resztą rodziny?
- Od tamtego czasu nie spotkałem nikogo, nawet z nikim nie rozmawiałem.
- Oh..
Rozmawiali potem kilka godzin, opowiadając sobie różne historie. Po południu Kyuhyun chciał już wracać do domu. Sungmin odprowadził go pod jego kamienicę całując na pożegnanie.
- Heechul? Jesteś tu?
- Kyuhyun, pakuj się. Szybko.
- Co? Co się stało?
- Opowiem ci w samochodzie. Naprawdę, pospiesz się.
- O co chodzi?
- No rusz się. Nie mamy czasu.
Kyuhyun jak zwykle ufając przyjacielowi spakował najpotrzebniejsze rzeczy.
- Masz wszystko co ci potrzebne? Bo już tu nie wrócimy.
- Dlaczego?
- Zleciłem komuś zniszczenie mieszkania by nie znaleźli żadnych dowodów.
- Kto?
- Policja.
- Ktoś na nas doniósł?
- Nie do końca. Zaraz ci wszystko powiem. Na pewno wziąłeś wszystko?
- Tak, chodźmy.
Przeszli szybko do miejsca gdzie stał ich samochód i spakowali do niego wszystkie torby i walizki. Ruszyli.
- A do miasta wrócimy?
- Tak, ale jeszcze nie teraz.
- A gdzie jedziemy? W ogóle dlaczego się wynosimy?
- Pamiętasz jeszcze kim był Choi Hyosang?
- No tak... nasz szef.
- Złapali go i pewnie teraz próbują wyciągnąć od niego nazwiska wszystkich.
- O kurwa...
- Właśnie dlatego to idealny moment by zniknąć na trochę.
- Tak. A gdzie jedziemy?
- Do naszego domku.
- Tego w lesie?
- Tak.
- To ja się prześpię.
- Dobrze Kyuhyunnie.
Dotarli tam w nocy. Heechul obudził Kyuhyuna i wnieśli razem wszystkie bagaże. W domku było tylko jedno łóżko więc zmuszeni byli spać razem. Kyuhyun życząc Heechulowi dobrej nocy odwrócił się do niego plecami i gdy prawie zasnął Heechul przytulił go. Chciał się odsunąć jednak ten ściskał go zbyt mocno. Nie mając wyboru odwrócił się do niego i także wtulając się zasnął. Kolejnego dnia zaczęli rozpakowywać rzeczy.
- Ile tu zostaniemy?
- Obstawiam jakieś dwa miesiące. Chyba tyle wystarczy...
- Oh, dobrze...
- A co?
- Nie nic...
- Kyuhyun, mów - uśmiechnął się do niego.
- Bo... poznałem chłopaka.
- Aww! Opowiadaj~ - jak na Heechula przystało, brzmiało to i wyglądało gejowsko.
- Poznałem go trzy dni temu gdy ktoś mnie pobił.
- Awn, i pomógł ci? To urocze!
- Tak...
- To szczęścia życzę - pogłaskał go po głowie udając że się cieszy.
Dwa miesiące w kompletnej dziczy minęły im dość szybko. Kyuhyun był szczęśliwy wracając do miasta. Chciał w końcu zobaczyć Sungmina. Pojechali prosto do mieszkania które załatwił Heechul. Nie musieli się już kryć w jakiejś starej kamienicy więc ich nowe lokum było o wiele ładniejsze i bardziej zadbane. Kolejnego dnia Kyuhyun poszedł odwiedzić swojego chłopaka. A przynajmniej takim mianem go określał aż do momentu gdy otworzyła mu drzwi kobieta w samym szlafroku.
- Kochanie, to chyba ktoś do ciebie - odeszła na bok gdy Sungmin podszedł.
- Czego tu chcesz?
Dziewczyna uwiesiła się na ramieniu Sungmina.
- Kim ona jest?
- Kotku, zostawisz nas na chwilę samych?
- W porządku - odeszła w stronę łazienki.
Kyuhyun wszedł za Sungminem do kuchni.
- Słuchaj, zapomnij o wszystkim co się stało.
- Czemu? Mówiłeś że mnie ko...
Wyśmiał go.
- Kocham? Jak naiwny byłeś wierząc w to? Po prostu raz chciałem spróbować z chłopakiem gdy moja dziewczyna wyjechała...
- Ty świnio...
Chciał rzucić kilkoma innymi, należącymi mu się wyzwiskami jednak skończył na spoliczkowaniu go. Gdy prawie upadł złapał go za włosy i uderzył głową w szafkę na tyle mocno że stracił przytomność. Hałas którego narobił sprawił że jego laska wybiegła z łazienki. Zaczęła piszczeć i rzuciła się na Kyuhyuna okładając go pięściami. Jednak on był silniejszy i złapał ją za nadgarstki przyciskając ją do ściany.
- Siedź cicho, bo zabije jego i ciebie. Siadaj tam - wskazał na krzesło przy stole - i ani słowa.
Kyuhyun zadzwonił po Heechula prosząc o kilka potrzebnych mu rzeczy. Gdy przyjechał najpierw zakneblowali oboje najzwyklejszą taśmą izolacyjną i chusteczką wepchniętą do ust a potem związali i zanieśli do samochodu.
- Dziękuje.
- Nie ma za co. Zawsze ci pomogę. To co z nimi?
- A jak myślisz? - uśmiechnęli się do siebie po chwili przybijając piątkę.
Heechul rozumiał go bez słów. Od razu ruszył do ich domku w lesie po uprzednim wstrzyknięciu ofiarom silnych środków nasennych. Wnieśli ich do środka. Prosto do piwnicy. Rzucili ich na stosy poukładanych desek. Przy każdym rogu były powbijane pale podtrzymujące stos do których Heechul przywiązał kończyny Sungmina. Dziewczynę przywiązali razem do krzesła które przyniósł Kyuhyun. Patrzeli na to co zrobili z podziwem i dumą. Kyuhyun przytulił Heechula.
- Idziemy spać? Jutro się z nimi pobawimy jak się wyśpią.
- Jasne~
Kyuhyun wtulił się w swojego hyunga i zasnął, wyglądając przy tym uroczo. Jak niewinne dziecko. Heechul przyglądał mu się dłuższy czas. Zgasił lampkę, pocałował Kyuhyuna w czoło i także zasnął. Rano zjedli to co zostało im jeszcze po ostatnim pobycie tutaj i poszli odwiedzić swoich 'gości'. Oboje już się obudzili. Byli widocznie przerażeni. Trzęsli się z zimna i strachu. Słusznie.
- Dzień dobry, dzień dobry. Jak minęła noc? Wygodnie się spało? - spytał Heechul.
- Ha no oczywiście że mi nie odpowiecie. Biedactwa.
Według planu ułożonego przy śniadaniu, Kyuhyun ustał za dziewczyną kladąc ręce na jej ramionach, a Heechul podszedł do Sungmina. Szarpnął go za włosy tak by spojrzał na Kyuhyuna.
- Widzisz go? To mój najlepszy przyjaciel. Moim przyjaciołom nie łamie się serca. Inaczej... wiesz jak to się kończy?
Odrywając wzrok od Kyuhyuna popatrzył na Heechula z przerażeniem.
- Kończy się to właśnie tak.
Kyuhyun nachylił się nad jej uchem.
- Przepraszam. Nie pisnęłaś ani słowa a jednak ja i tak to zrobię. Wybacz, ale wyjścia nie mam...
Odgarnął włosy opadające wokół całej jej głowy. Złapał je i pociągnął na bok przechylając jej głowę. Wyjął ostry sztylet z tylnej kieszeni i najpierw przejechał lekko samym czubkiem po szyi. Przyłożył dłoń do niej próbując wyczuć gdzie znajduje się tętnica. Gdy już ją odnalazł, nie wahając się, szarpnął mocniej i szybkim, pewnym ruchem przejechał w poprzek szyi. Krew trysła na niego. Szybko odsunął się w stronę przyjaciela.
- Czyż to nie urocze? - uśmiechnął się do Heechula.
- Oh tak Kyuhyunnie~ jesteś najlepszy.
- To teraz ty - "skończona szmato" dokończył w myślach.
Z przerażenia machał głową na wszystkie strony. Heechul puścił jego włosy i wytarł rękę w koszulkę.
- Dla ciebie, mój słodki, mam coś specjalnego.
Wyszedł na chwilę i wrócił z samurajskim mieczem.
- Podoba ci się?
Spojrzał na zdobioną osłonę i rękojeść.
- Hm? Odpowiadaj! - dźgnął go mocno w brzuch samą osłoną.
- Ups... zapomniałem... mój biedny, bezbronny Minnie nie może mówić. Wielka szkoda. Chciałbym wiedzieć jakie będą twoje ostatnie słowa ale nie zniosę więcej twojego głosu. Papa~
Usiadł na nim i wyjął miecz. Uniósł go do góry i wbił prosto w jego serce. Przebił jego ciało na wylot. Czuł się jeszcze bardziej szczęśliwy niż podczas seksu z nim. Wyjął miecz i krew wytrysnęła na niego i Heechula. Zszedł na ziemię i jeszcze chwilę podziwiał to co zrobił.
- To co robimy z nimi teraz?
- Kyu, wiesz... mamy tu taki ładny piecyk. Duży piecyk.
- Jejku - przytulił Heechula - jesteś najlepszy!
- Tak wiem~
Szybko pozbyli się ciał spalając je. Ubrania brudne od krwi i wszystko czym sprzątali także poszło z dymem.
- Pójdziemy się umyć?
- Razem?
- Czemu nie?
- No dobrze~
Po wspólnej kąpieli jak gdyby nigdy nic usiedli w salonie popijając herbatę.
- Kyu, chyba jednak zostaniemy tu na dłużej.
- W porządku. Z tobą mogę tu siedzieć do końca życia.
- Tak?
- Tak - pocałował Heechula w policzek.
- Jesteś uroczy Kyuhyunnie~

niedziela, 22 lutego 2015

Guilty pleasure (Jongkey)

- To kiedy masz wolne?
- W tą sobotę, a co?
- Chciałabym żebyś kogoś poznał no i przecież dawno się nie widzieliśmy...
- No dobrze, o której mam być?
- Na 14.
- Dobrze. Ja muszę już kończyć. Papa~
- To do zobaczenia.
To była moja mama która pewnie kolejny raz będzie mi wmawiać że powinienem sobie kogoś znaleźć. Pierwszy raz jednak powiedziała że chce bym kogoś poznał. Jeżeli umówiła mnie na randkę w ciemno, lub co gorzej zaaranżowany ślub to mam, mówiąc wprost, przejebane. Nie chciałem się żenić. A przynajmniej nie z kobietą której nie znam. Jednak moje obawy okazały się słuszne. Już na wejściu przywitała mnie, na pierwszy rzut oka, urocza brunetka. Potem okazała się być zadufaną w sobie laską próbującą na siłę być słodką. Męczyła mnie myśl o tym że naprawdę to spotkanie przed zaaranżowanym ślubem. Niestety moje obawy znowu się potwierdziły. I gdy już chciałem odmówić i zacząć się kłócić przypomniałem sobie ostatnie rodzinne spotkanie. To wkurwienie i odraza wymalowane na twarzy mojego taty mówiącego że pewnie jestem gejem. W jakiś sposób powstrzymało mnie to. Zgodziłem się lecz skrycie myślałem jak sprawić by to wszystko nie wypaliło. Nic nie przychodziło mi do głowy. Jeszcze.
Po omówieniu szczegółów ślubu i innych rzeczy wróciłem do dormu. Do towarzystwa które zdecydowanie wolałem. Do zespołu. Opowiedziałem im o wszystkim. Na końcu wszyscy wybuchnęli śmiechem i zaczęli knuć plany jak popsuć ten ślub. Nagle Onew wyskoczył z jednym pomysłem. Wieczór kawalerski. Ta część ślubu akurat mi się podobała.
Kilka dni później moja 'narzeczona' chciała się ze mną spotkać. Chciała omówić razem z moją matką kilka dokładniejszych szczegółów ślubu, a gdy poszły wybierać suknię ślubną mogłem wrócić do dormu.
Ślub już za tydzień. Najważniejsze właśnie zaczęliśmy omawiać. Key załatwi miejsce, Onew gości a Minho, Taemin i ja 'zaopatrzenie'.
Idąc kolejnego dnia budynkiem naszej wytwórni spotkałem Kibuma rozmawiającego z Amber.
- Hej Jonghyun, mam pytanie.
- Tak?
- Amber może wpaść na twój wieczór kawalerski?
- Ale to raczej męski wieczór...
- Stary, jestem bardziej męska od całego waszego zespołu.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- No skoro tak to chyba muszę się zgodzić.
- Dzięki - poklepała mnie po plecach uśmiechając się w tak charakterystyczny dla niej sposób - to ja już idę, do zobaczenia~ - odeszła machając do nas.
Na szczęscie wszyscy lubili Amber więc raczej nikt się nie obrazi. Tak też było. Onew zaprosił także członków Exo i tutejszych pijaków zwanych potocznie Super Junior. Również kilku naszych przyjaciół.
Nadszedł tak wyczekiwany przeze mnie dzień. Wieczorem poszliśmy wszyscy do klubu który znalazł Key. Weszliśmy do sali jakimś bocznym wejściem. Było tam sporo miejsca. Na środku stały cztery duże, czerwone kanapy a pomiędzy nimi był stół. Wszyscy znaleźli sobie miejsce i zaczęliśmy oczywiście od alkoholu i jedzenia. Ktoś nagle włączył muzykę. Od razu rozpoznałem że były to piosenki z mojego solo. Wszystkie światła nagle zgasły. Oświetlone było tylko jedno miejsce gdzie właśnie pokazał się jakiś facet, który zaczął tańczyć. Powoli większość świateł została włączona a tancerz usiadł mi na kolanach ściągając koszulę. Zszedł i nadal poruszając się w rytm muzyki ściągał resztę ubrań. Gdy skończył, wyszedł natychmiast a Key siedział klaszcząc.
- Czy to nie było piękne? - spytał.
- Ta...
- Czy to nie było oczywiste że to klub dla geji? - wszyscy spojrzeli na Donghae który to powiedział.
- A skąd ktokolwiek, poza Key, miał wiedzieć że to gejowski klub?
Nie odezwał się a dodatkowo Eunhyuk siedzący obok niego walnął go w głowę. Ignorując akty przemocy wróciliśmy do picia. Po jakimś czasie wszyscy byli na tyle wstawieni że zaczynali tańczyć. Niektórzy razem a niektórzy tak jak właśnie Key na stole. Złapałem go za rękę i pociągnąłem w swoją stronę tak że zeskoczył na ziemię. Poszliśmy w stronę gdzie tańczyło razem kilka innych osób i zacząłem tańczyć z Kibumem który ledwo juz trzymał się na nogach. Ja w sumie podobnie. Utrzymanie równowagi było nie lada wyzwaniem. Po chwili upadłem na ziemię trącony czyimś ciałem, a że nadał trzymałem Kibuma upadł prosto na mnie.
- Może pójdziemy już spać? - spytał.
- Ta, to chyba dobry pomysł.
- Okej, to chodź.
Wstał i pomógł mi się podnieść. Trzymając nadal moją dłoń prowadził mnie jasnym korytarzem aż do jednego z pokoi. Od razu rzuciłem się do dużego, dwuosobowego łóżka. Key położył się obok. Odwróciłem się w jego stronę wlepiając w niego wzrok.
- Hm? Coś nie tak?
- Jesteś śliczny - przysunąłem się bliżej i pogłaskałem go po policzku.
- Oh, Jonghyun...
- Naprawdę - złapałem go za brodę przysuwając jego twarz bliżej aż w końcu go pocałowałem.
- Co robisz? 
- Nic - znowu go pocałowałem. Nie mogłem się powstrzymać, on jest taki uroczy. Uśmiechnął się do mnie i zaczął jeździć palcem po kącikach moich ust. Wpatrywał mi się w oczy. Sam nie wiem kiedy moja ręką znalazła się na jego kroczu. Zacząłem rozpinać jego spodnie. Szybko je z niego zsunąłem. Położyłem się na nim a on zdjął ze mnie ubrania.  Zrobiłem mu pare długotrwałych malinek i zabrałem się za lepszą część zabawy. Wbiłem się w jego usta  z wielkim pożądaniem i wszedłem w niego łagodnie. Jego wyraz twarzy zdradzał  wszystkie emocje jakie odczuwał. Nie musiał nawet nic mówić,  po jego minach wiedziałem kiedy zwolnić a kiedy przyśpieszyć. W sumie od początku moje tępo było takie samo. Paznokcie Kibuma wbijały się w moje plecy. Kiedy moje ruchy przyspieszyły zaczął wydawać z siebie głośne, a nawet bardzo głośne jęki. Kazał mi przyśpieszać. Oczywiście go słuchałem. Skończyło się. Opadłem na niego bezsilny. Złapał mnie za szyje i przyciągnął do swojej twarzy. Pocałował mnie a potem zaczął mi mruczeć do ucha. Urocze. Położyłem się obok niego i wsunąłem nogę pomiędzy jego. Wtuliłem się w jego ciepłe ciało. Może i to co się teraz wydarzyło jest spowodowane tym że jesteśmy mocno wstawieni, ale nie będe tego żałował. Pragnąłem go, od dawna.
Rano obudziłem się z bólem głowy. To było do przewidzenia. Obok spał jeszcze Kibum. Przysunąłem się bliżej całując go w policzek. Może nie do końca pamiętam co było na imprezie, ale pamiętam każdy szczegół odkąd weszliśmy do tego pokoju. Byłem szczęśliwy. Nawet bardzo, a przecież tylko leżałem obok śliniącego się, śpiącego Kibuma. Wyglądał tak uroczo. Objąłem go łapiąc za jego dłoń.
- Bummie, wstawaj~ - szeptałem do jego ucha.
Nadal nawet nie drgnął.
- Keeey - odsunąłem jego koszulkę w górę i zacząłem go łaskotać.
Obudził się tak gwałtownie że prawie spadł z łóżka, jednak udało mi się go złapać.
- C-co się stało? - wyglądał na przerażonego.
- Um...
Popatrzył na mnie, potem na podłogę gdzie leżały ubrania, na łóżko z pogniecioną pościelą. Wziął pierwsze lepsze ubrania, nałożył je i wybiegł z pokoju. Ubrałem szybko spodnie i wybiegłem na korytarz. Nie było go. Przeklnąłem w myślach i poszedłem do pokoju by ubrać się i wrócić do dormu. Spojrzałem na telefon wychodząc z budynku, była prawie 16. Powinienem się przygotowywać do ślubu a jedynie cały czas myślałem o Kibumie. Ignorowałem nawet telefony od mamy, myśląc że może on zadzwoni. Ale tego nie zrobił. Wieczorem wyszedłem z pokoju by poszukać Onew. Chciałem z nim pogadać o tym wszystkim. Miałem szczęście bo akurat przechodził korytarzem.
- Onew, chodź na chwilę.
- Coś się stało?
- Tak jakby. Chcę o czymś porozmawiać.
- W porządku.
Wszedł do pokoju i usiadł koło mnie na łóżku.
- A więc, w czym problem?
- Nie wiem czy chcę tego ślubu.
- Czemu?
- Bo ja... ja się zakochałem.
- No to chyba dobrze skoro masz z nią spędzić resztę życia.
- Nie w niej.
- To w kim?
Spojrzałem na niego a potem spuściłem głowę.
- W Kibumie - wymamrotałem cicho.
- Że co? - patrzył na mnie jakby z przerażeniem - ale jak?
- Na tym wieczorze kawalerskim my... - chwilę wahałem się czy aby na pewno chcę mu to powiedzieć - no wiesz...
Nic nie powiedział wyglądając jakby miał zaraz paść na zawał.
- Rozmawiałeś z nim? - powiedział po dłuższej chwili.
- Nie. Nie wiem gdzie jest.
- Tak czy siak... powinien być jutro na ślubie.
- Masz rację - trochę mnie to uspokoiło.
- To... ja już pójdę. Idź spać.
- Dobrze. Dziękuję.
Poszedłem wziąć prysznic a potem położyłem się do łóżka, ale nie moglem zasnąć. Cały czas bałem się tego co będzie jutro. Po dłuższym czasie wpadłem na tak genialny pomysł że chciałem by już był kolejny dzień, dzień ślubu. Rodzice mnie zabiją...
Rano wstsłem nawet wyspany. Wszedłem do kuchni gdzie czekała już na mnie mama.
- Tu masz garnitur. Zjedz coś i się ubierz.
- Jasne, mamo.
Zrobiłem tak jak powiedziała. Godzinę później jechaliśmy do kościoła, bo rodzice oczywiście uparli się na ślub kościelny. Wszedłem do środka czekając na moją narzeczoną. Zauważyłem Kibuma. Uśmiechnąłem się do niego jednak mnie nie zauważył. Nareszcie raczyła się pojawić. Szła środkiem ze swoim ojcem szczerząc się do wszystkich.
- Czy ty Soohyun bierzesz tego oto Jonghyuna za męża? - spytał ksiądz po części bezużytecznej przysięgi.
- Tak - odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
- A czy ty Jonghyun bierzesz tą Soohyun za żonę?
- Mogę się jeszcze zastanowić?
- To nie czas i miejsce...
- Ma ksiądz rację. Moja odpowiedź brzmi nie.
Ignorując wszystkich wyszedłem z kościoła po drodze łapiąc Kibuma za rękę. Poszedłem z nim za budynek. Wyrwał swoją rękę z mojego uścisku.
- Czemu to zrobiłeś? - spytał przerywając tą ciszę.
- Bo wolałbym być z kimś kogo kocham.
Uniósł wzrok na mnie. Dopiero teraz zauważyłem jak się rumienił. Podeszłem bliżej łapiąc go za rękę. Ścisnął ją mocniej jednak po chwili po prostu uciekł. Kompletnie nie miałem pomysłu co teraz zrobić. Gdybym wrócił wszyscy by mnie pozabijali a cmentarz niedaleko...
Obeszłem kilka budynków i dotarłem do jakiegoś parku. Pierwszy raz byłem w tym miejscu. Rozejrzałem się po okolicy. Poza jedną osobą siedzącą na ławce, oddalonej kilkanaście metrów dalej, nie było tu nikogo. Usiadłem na ławce i przyglądałem się tamtemu człowiekowi. Chwila, skąś kojarze ten kolor włosów...
- Bummie? - stałem przed chłopakiem chowającym twarz w dłoniach.
Podniósł wzrok na mnie.
- J-jonghyun? - chwilę mi się przyglądał zapłakanymi oczami, a potem wstał i znowu chciał uciec. Tym razem nie pozwoliłem mu na to.
- Nawet nie próbuj mi znowu uciekać. Muszę z tobą porozmawiać.
- D-dobrze - usiadł na ławce.
Nadal płakał ocierając twarz chusteczka którą mu podałem.
- Nie chciałem. Przepraszam.
- Za co?
- Chciałem żeby twoi rodzice nie mieli cię za...
- Za geja?
Kiwnął głową.
- Oh, Kibum - przytuliłem go - będą musieli się z tym pogodzić.
- Bo... myślałem że nie chcesz by tak myśleli. Dlatego uciekałem.
- Nie obchodzi mnie to. Jedyne czego chce to ty, Kibum.
- Naprawdę? - spojrzał na mnie.
Pokiwałem głową uśmiechając się. Od razu przestał płakać a po chwili niespodziewanie mnie pocałował. Jego usta nadal były słone od łez, ale jednak... jednak to nadal był mój słodki Kibum. Mój Kibum.
Wstałem z ławki i złapałem go za rękę.
- Wracamy?
Uśmiechnął się i wstał.
- Tak.

piątek, 13 lutego 2015

Nazywasz miłość rzeczą delikatną? (Banglo) cz. 3

W poniedziałek wróciliśmy do szpitala. Ordynator powiedział że ma dla mnie niespodziankę, ale dopiero gdy skończę szkołę powie mi o co chodzi. Byłem bardzo ciekawy. Dzień przed zakończeniem roku pracowałem krótko, ale zostałem do późna bo rozmawiałem z Junhongiem aż zasnął. Wychodziłem już gdy nagle zaczepił mnie ordynator.
- Yongguk, musimy porozmawiać.
- Jasne.
Poszliśmy do jego gabinetu.
- A więc... gdy już skończysz szkołę, jedziesz do Busan.
- Co? Ja nie... ja muszę tu zostać. Nie mogę jechać.
- Nie pytam cię czy chcesz. Masz jechać. Tamten szpital jest najlepszy, po stażu tam dostaniesz pracę wszędzie. Nie po to się tyle starałem byś odmawiał. Dostaniesz mieszkanie i tak dalej.
- A-ale... no dobrze.
- I świetnie. Wyjeżdżasz pojutrze z rana.
- Dobrze. - było mi szkoda. Bardzo lubiłem to miejsce. Ale nie powinienem odmawiać.
- Więc wszystko jasne, do widzenia.
- Do widzenia.
Jeszcze tego samego dnia zacząłem się pakować. Kolejnego zakończyłem szkołę. Następnego wyjechałem. Dopiero w pociągu przypomniałem sobie że nawet nie powiedziałem o tym Junhongowi. Czułem się strasznie bezradny bo nawet nie miałem jak mu to powiedzieć. Nie dawało mi to spokoju cały pobyt tutaj. Całe te dwa miesiące które były piekłem. Tak bardzo za nim tęskniłem. Mam nadzieję mnie zrozumie. Jeżeli nie, zrobiłbym naprawdę wszystko by mi wybaczył.
Byłem tak szczęśliwy gdy w końcu wracałem do domu. Do mojego ukochanego Junhonga. Gdy dotarłem do domu była już prawie noc, której z mojej ekscytacji prawie w ogóle nie przespałem. Nawet nie czułem się rano zmęczony. Lub byłem zbyt uszczęśliwiony by czuć się wyczerpanym. Rano poszedłem najpierw do ordynatora by załatwić wszystko, opowiedzieć jak było w Busan i tak dalej. Dopiero potem do Junhonga. Leżał na łóżku odwrócony w stronę ściany. Podszedłem bliżej i usiadłem za nim.
- Hej Junhongie~
- Wynoś się.
- Co... co się stało?
- Jeszcze głupio pytasz? - odwrócił się w moją stronę. Płakał.
- Ah... ja naprawdę przepraszam. Nie miałem kiedy ci o tym powiedzieć...
- Jasne. Tak tylko mówisz. Po prostu mnie wykorzystałeś a potem zostawiłeś... a teraz ci się pewnie przypomniało jak to fajnie ze mną było i wróciłeś.
- Nie. Na prawdę. To nie tak... proszę, uwierz mi. Nie chciałem wyjeżdżać ale musiałem. Przepraszam. Bardzo przepraszam. - przykucnąłem obok łóżka, wyjąłem chusteczkę i otarłem jego twarz. - przecież cię kocham. Bardzo cię kocham. Nie mógłbym cię zostawić. Zwłaszcza w takim miejscu. Wybacz mi.
Zaczął znowu płakać, jednak po chwili zszedł z łóżka, usiadł mi na kolanach i mocno przytulił.
- Ja-ja też cię kocham Yongguk - odsunął się ode mnie nadal obejmując moją szyję. - ale musisz mi to wynagrodzić.
- Oczywiście. Dla ciebie wszystko. To może... co powiesz na kolację? Tym razem w restauracji~
- Oh, tak! Tak! Bardzo chętnie - pocałował mnie w usta. - jesteś wspaniały. Dziękuję.
- Nie ma za co~
- Gukkie... tak bardzo tęskniłem. - znowu się we mnie wtulił.
- Oh, ja nawet bardziej. Teraz jestem tak strasznie szczęśliwy... brakowało mi ciebie. Bardzo.
- Mi też. Dobrze że wróciłeś bo bym tu zwariował bez ciebie.
- Uwierz mi, że ja bez ciebie też.
Odchylił lekko głowę i pocałował mnie w policzek. To było urocze. Tak jak on sam.
Postanowiłem wrócić do tego szpitala. Nie na długo. Jedynie na tyle ile wystarczyło by pomóc wydostać się stąd Junhongowi. Bardzo tego chciałem. W razie gdyby ktoś zauważył że fałszuje wyniki ustaliliśmy że po prostu zorganizuję coś by pomóc mu uciec. Na szczęście mój pierwszy plan zadziałał. Po miesiącu nikt nawet nie zauważył. Jedynie cieszyli się że z nim coraz lepiej.
- Hej młody, jak na razie wszystko wskazuje na to że uda ci się wyjść. I to szybko~
- Oh, świetnie. A nikt nic nie podejrzewa?
- Raczej nie.
- To dobrze. Wszystko musi nam się udać~
- Tak.
- Nie mogę się doczekać aż stąd wyjdę i będę cię miał tylko dla siebie~
Przytuliłem go.
- Ja też. Umm, Junhong?
- Tak?
- Bo tak ostatnio myślałem o tym... czy ty... jeżeli już stąd wyjdziesz, ty masz gdzie mieszkać? Bo myślałem że mógłbyś zamieszkać u mnie...
- Też o tym myślałem, bo widzisz, po tym jak zostałem tutaj zamknięty straciłem całą rodzinę, bo wierzyli że to ja zabiłem rodziców... Chce zamieszkać z tobą Yongguk, mam tylko ciebie.
- Oh, dobrze. Bardzo dobrze. Cieszę się.
- Ja też. Oh, jak dobrze że cię poznałem. Co ja bym bez ciebie zrobił...
- Nie wiem, ale ja bez ciebie na pewno bym zwariował...
- Kocham cię Yongguk.
- Ja ciebie też.
 Wtulił się mocno we mnie a potem pocałował. Nagle usłyszałem że drzwi się otwierają. To był jakiś nowy pracownik. Chwile stał zdziwiony a potem zaczął uciekać. Podniosłem Junhonga i posadziłem go na łóżku i szybko wybiegłem z pokoju. Zobaczyłem go na końcu korytarza. Widocznie biegł w stronę tylnego wyjścia. Miałem szczęście że to przewidziałem. Złapałem go tuż za drzwiami i przycisnąłem do ściany.
- Spróbuj komuś coś powiedzieć to cię osobiście zatłukę, rozumiesz?
Wystraszony zaczął kiwać twierdząco głową.
- Odpowiedz!
- T-tak.
- I świetnie. - już chciałem go puścić ale jedynie uśmiechnąłem się do niego. - boisz się mnie?
Nieśmiało kiwnął głową. Mój uśmiech poszerzył się.
- I dobrze. A teraz spadaj. Zresztą... i tak nikt by ci nie uwierzył.
Czułem się spokojny. Przecież był tutaj nowy. Chudy jak patyk do tego okularki i przetłuszczone wiecznie włosy. Mało wiarygodny typ.
- Hej, już załatwione. - podszedłem bliżej Junhonga który siedział na łóżku tuląc poduszkę. Pogłaskałem go po głowie a potem pocałowałem w czoło.
- To dobrze. Um, Gukkie, chcę już iść spać. Jestem zmęczony.
- Okej, to ja już pójdę. Śpij dobrze~
- Ty też.
Uśmiechnąłem się w jego stronę i poszedłem do domu. Było już dość późno.
Kolejnego dnia ordynator wezwał mnie do siebie.
- Yongguk, mam dobre wieści.
- Co takiego?
- Obstawiam że za jakieś dwa tygodnie Junhong będzie mógł już opuścić szpital. Jego wyniki są świetne.
- Naprawdę? - czułem się taki szczęśliwy.
- Tak.
- Oh to cudownie.
- Ale... ktoś z rodziny będzie musiał go odebrać.
- Nie mógłbym ja? Przecież jest już prawie dorosły.
- Prawie. Nadal jest niepełnoletni.
- Ah, dobrze. Postaram się skontaktować z kimś.
- Dziękuje.
- To do widzenia.
- Do zobaczenia.
Pobiegłem szybko do pokoju Junhonga. Przytuliłem go.
- Oh... Junhong~ mam dla ciebie świetne wieści.
- Ohh, jakie?
- Ordynator powiedział że może za dwa tygodnie będziesz mógł wyjść.
- Jejku naprawdę? To fantastycznie, ohh jak się cieszę. - przytulił mnie mocniej.
- Tylko... ktoś z rodziny będzie musiał cię odebrać. Ja nie mogę.
- Ohh ale... ja chyba już nikogo nie mam.
- Musisz kogoś znaleźć. Inaczej zostaniesz tu lub... wiesz, dom dziecka.
- Uhhh, nie chce! Przecież jestem prawie pełnoletni! - był bliski płaczu. - czekaj, wiem!  Ciocia może mnie zabrać, ale mieszka w Japonii.
- To świetnie. Masz jakiś kontakt z nią?
- Chyba mam jej numer telefonu.
Wstał i podszedł do szafki a ja usiadłem na łóżku.
- Proszę, tu masz numer telefonu i adres. - podał mi kartkę.
- Dobrze, postaram się zadzwonić lub ewentualnie napisać list.
- Oh dobrze. Ummm Yonggukie?
- Tak kotku?
- Bo jak ona mnie zabierze do Japonii, to jak się będę z tobą widywał?
- Właśnie o to się martwię...
- Nie chce się od ciebie oddalać...
- Ja też - czułem że zaraz się rozpłaczę - będę cię odwiedzał...
- Ale ja nie chce żebyś mnie odwiedzał, chce żebyś był przy mnie cały czas...
- Też bym chciał. Bardzo.... może tak, porozmawiaj z ciotką czy mógłbyś zostać ze mną.
- Chętnie! Zrobię wszystko żeby być przy tobie. - usiadł mi na kolana.
- Bardzo bym tego chciał. - popatrzyłem w jego śliczne oczy - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - pocałował mnie.
- Mój słodki. Wiesz, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
- A ja życia bez ciebie~  Oh Yonggukie,  jesteś wspaniały i gdyby nie to że ktoś nas może w każdej chwili przyłapać pobawiłbym się z tobą ~ - popatrzył na mnie tak uwodzicielskim wzrokiem że miałem ochotę wziąć go tu i teraz.
- Ohhh, dlaczego mi to robisz? - pocałowałem go.
- Tak mnie kusisz skarbie, czasem nie wiem jakim sposobem się powstrzymuje. Jak już stąd wyjde będziemy to długo świętować ~~ we dwójkę, w wygodnym łóżeczku.
- Nie mogę się doczekać. - uśmiechnąłem się patrząc na jego uroczą twarzyczkę.
- Oh no nie mogę, tak mnie kusisz. Chce cię teraz, oh tak ciężko mi się powstrzymać ~ - zaczął całować mnie po szyi robiąc też kilka, tak zwanych, malinek.
- Ohhh, Junhong~~ poczekaj chwilę. - wstałem z łóżka i biegiem popędziłem po klucz do jego pokoju.
- Dobrze ~
- No kochanie... teraz nikt nam nie przeszkodzi. - przekręciłem klucz w drzwiach.
- Ohh jak dobrze ~
Usiadłem na łóżku łapiąc Junhonga za rękę.
- Yonggukie jesteś taki podniecający.
- Oh, ty jeszcze bardziej~
Przysunąłem go bliżej siebie a on usiadł mi na kolanach. Po chwili siedziałem już bez koszulki a Junhong całował moją szyję. Potem zjeżdżał coraz niżej i niżej. Klęczał teraz na podłodze dobierając się do mojego krocza. Robił to tak zgrabnie a jednocześnie uroczo, wystarczyło bym na niego wtedy spojrzał i od razu robiło mi się gorąco w każdej części ciała. Zwłaszcza tej, którą teraz trzymał w dłoni. Poruszał ręką w górę i w dół. Co jakiś czas patrzył na mnie oblizując usta. Oh, robił to specjalnie. Potem jeszcze słodko się uśmiechał i wracał do tego nad czym był tak skupiony. Tak bardzo mnie w tej chwili podniecał. Jak nikt nigdy wcześniej. Podniósł się, usiadł mi na kolanach i zarzucając ramiona na moje barki, pocałował mnie.
- Wiesz czego teraz najbardziej pragnę?
- Chyba się domyślam - uśmiechnąłem się.
Złapałem go za uda, uniosłem do góry i położyłem na łóżku. Po chwili został bez spodni i majtek. Obróciłem go na brzuch i złapałem za biodra. Klęczał teraz przede mną podpierając się łokciami. Spojrzałem w dół, na swojego penisa, jedynie na niego naplułem i bez zastanowienia w niego wszedłem. Oh, tak cudownie. Moje ruchy stawały się coraz bardziej gwałtowne. Wsuwałem dłonie pod jego koszulkę i ciągnąłem za jego twarde sutki. Chciał krzyczeć, jednak widziałem jak się powstrzymywał. Prawie przegryzł swoją wargę. Potem już się przyzwyczaił i jedynie wydawał z siebie ciche jęki. Po tym gdy doprowadził mnie do najwspanialszego orgazmu w moim życiu, upadł na łóżko i odwrócił się w moją stronę. Nadal ciężko oddychał. Położyłem się obok niego i zacząłem głaskać go po głowie.
- Oh, kochanie. Jesteś niesamowity... - pocałowałem go czule.
- Nie tak jak ty skarbie~ - wtulił się we mnie.
- Ah, mój słodki...
Leżałem tak dłuższą chwilę aż do momentu gdy spostrzegłem że Junhong zasnął. Ubrałem go i okryłem kołdrą.
- Dobranoc, Junhong. - pocałowałem go w czoło.
Doprowadziłem się do ładu i wróciłem do domu. Cały czas po głowie chodziła mi myśl że Junhong wyjedzie. Że zostanę tu bez niego. Nie mogłem tego znieść. Nie zniósłbym życia bez niego. Tej nocy nie przespałem nawet godziny. Przez kilka kolejnych dni też mało spałem. Dręczyły mnie koszmary i myśli o tym że zostanę sam.
Nadszedł dzień w którym Junhong mógł już wyjść ze szpitala. Czekaliśmy siedząc w ciszy na jego ciotkę. Nie mogłem się odezwać, mimo że bardzo chciałem. Coś mnie po prostu powstrzymywało, aż do tego gdy Junhong wtulił się we mnie i zaczął płakać.
- Nie chce stąd wyjeżdżać.
- Też nie chcę byś wyjeżdżał.
- Chcę zostać z tobą.
Wszedł ordynator.
- Junhong, twoja ciocia przyjechała. Możesz już iść. Wszystko już załatwiła.
- Dobrze, już idę - otarł twarz - mogę jeszcze chwilę zostać tu z Yonggukiem?
- Jasne. Ale szybko.
Wyszedł. Junhong złapał w obie dłonie moja twarz i pocałował. Przytuliłem go. Miałem ochotę się rozpłakać. Z ogromnym trudem się powstrzymywałem.
Pomogłem mu z walizkami. Wyszliśmy przed budynek. Ujrzałem starszą kobietę, ubraną dość staromodnie i na wysokich szpilkach.
- Dzień dobry - przywitałem ją, kłaniając się.
- Witaj - spojrzała na Junhonga - wsiadaj do auta. Nie mam czasu.
- Dobrze.
Podszedł do mnie i przytulił klepiąc po plecach.
- Będę tęsknił - szepnąłem mu do ucha.
- No chodź już!
- Już idę. Do widzenia Yongguk.
- Do zobaczenia - uśmiechnąłem się do niego.
Zniknął za drzwiami samochodu. Czułem się tak okropnie.
- Um, przepraszam - zwróciłem się do ordynatora - czy mogę już wrócić do domu?
- Myślę że tak. Do zobaczenia, miłego weekendu.
- Dziękuje i nawzajem.
Poszedłem po swoje rzeczy i wróciłem do domu jak najszybciej mogłem. Chciałem już móc się wypłakać będąc sam na sam jedynie z pudlem. Położyłem się na kanapie i dając upust swoim emocjom rozpłakałem się. Po jakimś czasie usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie chciałem teraz nikogo widzieć więc nadal leżałem. Jednak ktoś nie przestawał dzwonić przez dobre 10 minut. Wstałem i powoli podeszłem do drzwi. Otworzyłem je, a za nimi stał Junhong uśmiechający się na mój widok. Może mam zwidy? Pewnie tak. Zamknąłem drzwi i wróciłem na kanapę. Usłyszałem że ktoś woła moje imię. Dzwonek nadal nie przestawał dzwonić.
- To mi się śni prawda? - powiedziałem sam do siebie ponownie otwierając drzwi.
- Zostaję z tobą i nie zamykaj mi drzwi przed nosem, to nie grzeczne - powiedział, a ja nadal nie mogłem uwierzyć w to że stoi przede mną.
- Czekaj...co... co ty tu robisz? To na pewno ty?
- Yongguk skarbie, dobrze się czujesz?
- Niezbyt.
- Ohhh, usiądź zrobię ci herbatę i się tobą zajmę - złapał mnie za rękę i posadził na kanapie. Czułem się jak obłąkany.
- Dobrze...
Wrócił po chwili.
- Proszę kochanie, napij się - usiadł obok mnie po tym gdy podał mi kubek.
- Dziękuje - postawiłem kubek na stoliczku i przytuliłem Junhonga - już mi lepiej. Jak się tu znalazłeś?
- Umm to długa historia połóż się a ja ci wszystko opowiem - położył moją głowę na swoich kolanach. Wpatrywałem się w niego uważnie.
- Okej, słucham.
- A więc, kiedy odjechaliśmy zaczęła wypytywać kim jesteś. Nie chciałem jej okłamywać więc powiedziałem jej wszystko, a ona zaczęła cię wyzywać. Chciała jechać na policje to zgłosić ale ja jej zabroniłem. Nie posłuchała mnie i ruszyła w kierunku policji. Przestraszyłem się, nie chciałem żeby coś ci groziło. Gdy się zatrzymała wysiadłem i zacząłem na nią krzyczeć i ją wyzywać, jeden z policjantów to zauważył więc powiedziałem mu że jej nie znam. Poprosił ją o dokumenty i dowód ze jesteśmy spokrewnieni, niestety coś tam miała. Policjant kazał jej mnie uspokoic więc kazała mi wsiąść do samochodu.  Zacząłem ją znowu wyzywać i kazałem jej mnie do ciebie zawieźć, zdenerwowała się i powiedziała że nie chce mieć takiego bachora jak ja na głowie i przywiozła mnie tu. A jak wysiadałem krzyknęła mi że ci współczuje bo jestem zwykłym gówniarzem.
- Boże, Junhong. Ja... nie wiem co powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić, ważne że jestem z tobą!
- Tak. To najważniejsze - przytuliłem go. W końcu nie czułem się jak świr. Wiedziałem że to nie jest iluzja. Junhong... mój ukochany Junhong naprawdę był przy mnie.
- Co będziemy dziś robić?
- A co chciałbyś robić?
- Co powiesz na wspólny prysznic? - szpenął mi do ucha. Czując jego oddech na mojej skórze przeszedł mnie dreszcz.
- Chętnie~
Wstałem i łapiąc Junhonga za rękę skierowałem się w stronę łazienki. W połowie drogi przycisnął mnie do ściany całując. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do łazienki.
Postawiłem go i odwróciłem się aby odkręcić ciepłą wodę. Nim się obejrzałem Junhong stał już nagi. Wszedł pod prysznic a ja w tym czasie sie rozebrałem i do niego dołączyłem. Nalał sobie na dłonie trochę płynu do kąpieli i kazał mi się odwrócić. Gdy już stałem plecami do niego zaczął masować moje plecy, wcierał w nie duże ilości mojego ulubionego płynu do kąpieli. W pewnym momencie zjechał aż do moich pośladków. Zaczął je masować, aż doprowadził mnie do cichych jęków, chyba mu się to podobało. Przesunął ręce na mojego penisa i masował mnie po pachwinie, nikt nigdy nie sparwił mi tyle przyjemności co on. Odwróciłem się twarzą do niego i go pocałowałem. Przycisnąłem go do ściany i zacząłem całować po plecach, uwielbiałem jego miekką skórę, była taka idealna. Rozłożył ręce a ja dłużej nie wytrzymując wszedłem w niego. Lekko pisknął ale po chwili zaczął wydawać z siebie ciche jęki. Prosił abym prześpieszył tak więc robiłem. Krzyczał i jęczał tak mocno że aż chciałem przestać jednak mi nie pozwolił. Po długim czasie w końcu jego krzyki z bólu zamieniły się w pełne rozkoszy. Ucieszyło mnie to że sprawiałem mu tyle przyjemności. Kiedy doszedłem odsunąłem się od niego. Odwrócił się do mnie i mnie pocałował. Wskoczył na mnie tak że upadłem a on razem ze mną, zaczęliśmy się śmiać. Spojrzał mi słodko w oczy i się uśmiechnął. Uwielbiałem jego uśmiech. Pocałowałem go w czoło a on oparł główkę o moją klatkę piersiową. Leżeliśmy tak przez dłuższy czas aż zrobiło nam się zimno. Wyszliśmy spod prysznica. Owinąłem wokół pasa ręcznik i poszedłem do siebie coś ubrać. Poszedłem do kuchni a w niej stał ubrany w moją koszulę Junhong. Wyglądał uroczo. Usiadłem przy stole i chciałem się czegoś napić jednak Junhong usiadł mi na kolana z kubkiem gorącej czekolady.
- Proszę to dla ciebie.
- Dziękuję kotku~
- Obejrzymy jakiś film?
- Jasne, znasz jakiś fajny?
- Hmmm, Seven days! 
- Dobrze.
Włączyłem film który chciał obejrzeć Junhong. Był o dziecku które porwano. Widząc to jak zrozpaczona była potem matka, chciało mi się płakać. Mogłem tak samo stracić Junhonga. Ale tak samo jak on, to dziecko wróciło i z tego byłem najbardziej szczęśliwy. Gdy film się skończył zaniosłem Junhonga do łóżka. Rozmawialiśmy chwilę a potem zasnął. Nawet nie wiedziałem kiedy. Przytuliłem go i też zasnąłem. Gdy rano się obudziłem nie było go w łóżku. Wstałem i poszedłem zobaczyć czy nie ma go w kuchni. Tam także go nie było. Znalazłem go w łazience. Stał odwrócony w stronę okna. Podeszłem bliżej chcąc go przytulić, jednak nie spodziewałem się tego co zrobi. Naprawdę. Odepchnął mnie na tyle mocno że uderzyłem plecami w ścianę. Podszedł do lustra i rozbił je pięścią. Krew zaczęła coraz szybciej rozlewać się najpierw do umywalki potem na podłogę. Wziął podłużny kawałek rozbitego lustra i podchodził powoli w moją stronę. Pierwszy raz bałem się go. Panicznie. Do tego stopnia że nie mogłem się ruszyć i powoli opadłem na zimną podłogę. Stał teraz przede mną z wielkim uśmiechem na twarzy. Patrzył na mnie takim wzrokiem... jakby to nie był on. Jakby patrzył na mnie ktoś całekiem inny a nie mój ukochany Junhong.
- Ju-Junhong? Co ty robisz?
- Oh Yongguk,  wyglądasz teraz bardzo uroczo~
- Uroczo? Junhong, proszę nie rób tego.
- Ależ kochanie,  ja chce się tylko z tobą pobawić~ 
- Pobawić? Wcześniej też się tylko ze mną bawiłeś?
- Wiesz?  Gdy cię poznałem próbowałem cię rozgryść ale kiedy doszedłem do wniosku że mi się to nie uda postanowiłem cię w sobie rozkochać, nie było trudno, jestem uroczy~ ale czasami sam odczuwałem coś dziwnego, coś co nie pozwalało mi ciebie skrzywdzić,  okazało się zę cię pokochałem i trudno jest mi to zrobić ale wiesz o mnie zbyt wiele, muszę cie zabić. To nie będzie bolało skarbie.
- Skoro mnie kochasz naprawdę będziesz potrafił mnie zabić?
- Ja… ja muszę to zrobić - zamachnął się by uderzyć mnie ostrzem ale po chwili upuścił je i uklęknął na podłodze - nie… co ty ze mną robisz?! Jeszcze nigdy nikt na mnie tak nie działał, chce cie nienawidzić ale nie mogę! Ja przepraszam, musiałem… - skulił się bardziej i schował twarz w zgiętym ramieniu.
- Przepraszam… nie wiem jak mogłem chciaż przez chwile chcieć cie zabić. Chyba nie powinienem jeszcze opuszczać szpitala… 
Nadal nic nie mówiłem.
- Kochanie wybacz mi, nie panowałem nad tym.
Nie mogłem nic powiedzieć.
- Ja… ja cie kocham,  bardzo.  Nie chciałem cię skrzywdzić,  nie byłem sobą,  obiecuje że to nigdy się nie powtórzy bo teraz wiem że jesteś dla mnie naprawdę ważny, proszę odezwij się do mnie… potrzebuje twojego głosu,  dotyku,  zapachu,  potrzebuje ciebie całego,  kochanie… 
Jakby coś blokowało mnie całego.
- Gdyby nie ty dalej siedziałbym w tym szpitalu, a to najgorsze miejsce na ziemii. Jestem ci za to... wdzięczny. Ah, nie wiem jak chociaz przez chwilę mogłem pomyśleć o tym. Yongguk, kocham cię… c-czy ty mnie też?
Nawet nie drgnąłem trwając w tej grobowej ciszy.
- Czemu nic nie mówisz? Nie kochasz mnie? Yongguk ja..  Ja nie mogę bez ciebie żyć rozumiesz? Jeżeli mnie nie kochasz ja nie mogę, nie potrafię… - wziął do ręki szkło - po co mam żyć skoro mnie nie kochasz? Jestem dla ciebie zwykłym chorym psychicznie dzieckiem. Nie chce być dla ciebie udręką.
Zadziałało to na mnie. Automatycznie moje ciało wybudziło się z tego chwilowego paraliżu. Myśl o stracie go podziałałaby na mnie bez względu na wszystko. Rzuciłem się w jego stronę i wyrwałem mu z ręki szkło które już prawie przebiło jego delikatną skórę.
- Nie rób tego.
- Dlaczego? Przecież mnie nie kochasz! Od początku sprawiam ci problemy.
- Nigdy tego nie powiedziałem. Nigdy też nie mógłbym przestać cię kochać, Junhong...
- Ale… Czyli kochasz mnie? Po tym co chciałem zrobić? 
- Może i jestem skończonym idiotą, ale tak. Pzecież nie mogę bez ciebie żyć.
- Oh Yongguk~! - rzucił mi się na szyję i zaczął płakać.
Zaskoczyłem sam siebie tym że potrafiłem mu wybaczyć coś takiego tak szybko.
- Po prostu o tym zapomnijmy, dobrze? - pokiwał głową i zaszlochał cicho - nie płacz już.
Wziąłem go na ręce i wyniosłem z łazienki uważając na szkła rozsypane po podłodze.
- Poczekaj tu chwilę, posprzątam a potem opatrzę ci ranę - spojrzał na swoją rękę a potem na mnie. Jego wzrok znowu był taki sam, a to sprawiało że ulegałem mu jeszcze bardziej.
Posprzątałem szybko szkło i krew z podłogi i wróciłem do Junhonga. Nadal stał w tej samej pozycji patrząc tępo w drzwi łazienki. Pomachałem mu ręką przed twarzą i wtedy się ocknął. Złapałem go za rękę i poprowadziłem prosto przed zlew który jeszcze chwilę temu cały był w malutkich kawałkach lustra i kroplach krwi. Odkręciłem kran i wsadziłem jego zakrwawioną dłoń pod strumień wody. Nawet nie zareagował. Gdy obmyłem rękę musiałem dokładnie obejrzeć jego ranę czy żaden kawałek szkła tam nie pozostał. Znalazłem jeden, mały który po prostu wjąłem palcami. Odkaziłem ranę i opatrzyłem ją. Popatrzyłem na niego. Całe jego ubranie było we krwi. Przebrałem go w moją koszulę. Kochałem patrzeć na niego gdy ją nosił.
- Chodź - złapałem go za rękę i udałem się do salonu prosto na kanapę - chcesz kakao?
Pokiwał głową uśmiechając się. Zrobiłem kakao i usiadłem obok niego. Wtulił się we mnie. Znowu wyglądał tak niewinnie. Tak słodko. Tak że mógłbym wybaczyć mu dosłownie wszystko. Ale to chyba normalne gdy kocha się kogoś tak bardzo, prawda?

~~ The end