Wracałem do domu po moim pierwszym dniu w pracy. Bałem się, że znowu zabłądzę. Dopiero się tu przeprowadziłem i ledwo co trafiłem do swojego mieszkania.
Szedłem z założonym kapturem, od którego futerko ograniczało mi lekko widoczność. Rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu znajomych miejsc, prawie się o coś potknąłem. Spojrzałem w dół. Był to kartonik. Chciałem przesunąć go nogą i iść dalej jednak z pudełka zaczęły wydobywać się ciche dźwięki. Rozejrzałem się dookoła. Prawie nikogo nie było. Otworzyłem karton. W środku był malutki kotek. Ktoś musiał go po prostu wyrzucić. Wziąłem go na ręce. Patrzył na mnie swoimi wielkimi oczkami, jakby prosił, by zabrać go z tego mrozu. Nie mogłem go tak po prostu zostawić. Zdjąłem swój szalik i owinąłem w niego kotka. Musiałem teraz znaleźć jakiś sklep spożywczy i kupić dla niego jedzenie.
- Przepraszam - zaczepiłem staruszkę, która szła w moją stronę. - Gdzie jest jakiś sklep spożywczy?
- Musisz iść tą ulicą i po prawej stronie będzie supermarket.
- Dziękuję pani bardzo.
Starsza pani uśmiechnęła się do mnie i poszła dalej.
Po kilku minutach znalazłem sklep.
- Mam cię wziąć ze sobą?
Kotek na mnie spojrzał.
- W sumie i tak nie mam cię gdzie zostawić.
Wszedłem do środka i wziąłem koszyk. Kompletnie nie wiedziałem gdzie szukać. Błąkałem się po sklepie, aż wpadłem na młodego chłopaka, który tam pracował.
- Przepraszam, gdzie znajdę jedzenie dla kota?
- Pomogę panu tylko - spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się na widok kota - tu nie można przyprowadzać zwierząt.
- Ale ja dopiero go znalazłem na ulicy.
- To bardzo miło z twojej strony. Chodź, zaprowadzę cię.
- Dziękuję.
Gdy dotarłem z nim do półki z artykułami dla zwierząt, zaczął polecać mi różne rzeczy. Co chwilę się uśmiechał, a ja zgubiłem się w połowie zapatrzony na jego urocze dołeczki.
- Słucha mnie pan?
- Przepraszam, zamyśliłem się.
- Rozumiem - znowu się do mnie uśmiechnął. - Potrzebuje pan czegoś jeszcze?
Rozejrzałem się po półce.
- Nie wiem. Nigdy nie miałem kota.
- Więc na pewno potrzebujesz jedzenia. Dla tak małego kota chyba lepsze będzie to - podał mi jedną puszkę. - Przyda ci się też żwirek.
- Który najlepiej wziąć?
- Dużo osób kupuje ten. Chyba jest całkiem dobry.
- Więc go wezmę. I miskę na jedzenie.
- Mleko też się przyda.
- Racja. Gdzie jest mleko?
- Za tą półką w lodówce.
- Dziękuję bardzo.
Wziąłem mleko z półki i podszedłem do kasy. Po drodze jeszcze raz spojrzałem na tamtego chłopaka. Wcale nie wyglądał na tak miłego. No chyba że się uśmiechał.
Wróciłem do domu. Odłożyłem zakupy na szafkę i usiadłem na podłodze. Kot od razu zszedł na podłogę.
- Przydałoby się ciebie wykąpać. Jesteś trochę brudny - podrapałem go za uchem.
Zabrałem go do łazienki i wykąpałem w umywalce. Raz prawie z niej wyskoczył.
Gdy był już całkiem suchy, jego śnieżno biała sierść wręcz błyszczała. Był naprawdę śliczny. Nie rozumiałem jak ktoś mógł go tak po prostu wyrzucić na ulicę.
- Jakby cię nazwać... - głaskałem go a on prawie zasypiał na moich kolanach. - Może Boo?
Spojrzał na mnie.
- Tak, Boo do ciebie pasuje.
Nakarmiłem kota, a później sam zrobiłem sobie kolację. Umyłem się i położyłem spać.
Kolejnego dnia po pracy znowu poszedłem do tamtego supermarketu. Kupiłem dla Boo więcej jedzenia i legowisko bo po tym jak w nocy mnie podrapał wolałem z nim nie spać w łóżku. Idąc do kasy spotkałem tamtego chłopaka. Na mój widok od razu się uśmiechnął.
- Dzień dobry. Pomóc w czymś?
- Dziękuję... właściwie wszystko już mam.
- Ah, rozumiem. A jak pana kot?
- Dobrze, tylko w nocy trochę podrapał mi nogę, więc postanowiłem, że będzie spał sam.
Rozmawiałem z nim jeszcze chwilę. Polecił mi weterynarza i dowiedziałem się, że ma na imię Jooheon.
Kilka dni później miałem dzień wolny, więc postanowiłem iść z Boo do weterynarza. Na szczęście nie był na nic chory, więc skończyło się na szczepieniach i wyrobieniu książeczki. Wracając, po drodze poszedłem jeszcze do tamtego supermarketu. Jakoś tak odruchowo. Oczywiście Jooheon jak zwykle chwilę ze mną porozmawiał.
Zaczęło mnie trochę martwić to, że podobał mi się coraz bardziej. Był miły, widocznie lubił zwierzęta, no i wyglądał dość nietypowo, ale uroczo. A przynajmniej dla mnie. To wszystko wina jego dołeczków, jestem tego pewien.
Co najmniej dwa tygodnie zajęło mi, żeby w końcu się ze mną umówił. Może i nie na romantyczną kolację, ale spacer jak na początek wystarczy.
- Cześć Boo - po wejściu do domu od razu go przywitałem. - Wiesz co? Umówiłem się z fajnym chłopakiem. Znaczy, on chyba tego randką nie nazwał, ale ja mogę, nie?
Wcale nie liczyłem na to, że mi odpowie, przecież był kotem. Mimo to mówiłem do niego dalej.
- Ej Boo, a co jak on chce się ze mną tylko zaprzyjaźnić? Przecież nie spotkam już nigdy kogoś z takimi dołeczkami. Nawet nie wiesz jakie one są super.
Leżałem nadal gadając do kota. Dopiero po kilkunastu minutach zrozumiałem, że to bez sensu, więc poszedłem spać.
Dwa dni później wracając z pracy byłem strasznie podekscytowany tym spacerem. Mimo to, starałem się, żeby wypaść jak najlepiej.
- Cześć - uśmiechnąłem się do niego.
- O hej. Jesteś wcześniej.
- Wyszedłem wcześniej z pracy.
- A, rozumiem. Ja za chwile kończę.
- Okej.
Nie czekałem na niego długo. Zdążyłem rozejrzeć się trochę po sklepie.
- Długo tu pracujesz? - spytałem jak wyszliśmy z supermarketu.
- Jakoś pół roku.
- Sporo. I nie nudzi cię to?
- Jak na razie nie. A nawet jest całkiem fajnie. Spotykam dużo ludzi i w ogóle. A ty gdzie pracujesz?
- W szpitalu.
- Jesteś lekarzem?
- Nie. Pracuje jako pielęgniarz.
- Naprawdę? To dość... nietypowe.
- Racja. Więcej pracuje tam kobiet. Ale nie narzekam.
Na początku czułem się trochę niezręcznie. Potem jednak zaczęliśmy rozmowę o kotach, co mnie znacznie rozluźniło, bo mógłbym godzinami gadać o Boo.
- Wiesz, miałem kiedyś aż siedem kotów na raz w domu. Zbierałem prawie każdego z ulicy.
- I twoi rodzice się na to zgadzali?
- Właściwie to nie za bardzo, dlatego później mama oddała wszystkie.
- Szkoda. Chyba fajnie byłoby mieć tyle kotów.
- Czy ja wiem. Trochę jest przy nich roboty.
- No tak. W sumie jeden na razie mi wystarczy.
- Zdecydowanie.
- A ty masz jakieś zwierzęta?
- Psa. Nie lubię zbytnio psów, ale nic nie poradzę, bo to pies mamy.
- Mieszkasz z rodzicami?
- Tak. A ty?
- Ja niedawno się wyprowadziłem od rodziców.
- Naprawdę? A gdzie mieszkałeś wcześniej?
- W Gwangju.
- To trochę daleko.
- No. Ale nie narzekam. Zawsze chciałem zamieszkać sam.
- Tak?
- Znaczy, kiedyś chciałem mieszkać sam, ale patrząc na to teraz, to przydałby się jakiś lokator poza kotem.
- A nie masz dziewczyny?
- Nie. Prawie nikogo tu nie znam.
- Myślałem że masz dużo znajomych.
- Nie... znaczy nie tu. W Seulu jak na razie znam tylko kilku sąsiadów, ludzi z pracy i ciebie.
- Na pewno poznasz jeszcze sporo osób.
- Mam nadzieję.
- Twoi rodzice cię tu odwiedzają?
- Byli tylko raz gdy pomagali mi z rzeczami przy przeprowadzce.
- A wcześniej byłeś w Seulu?
- Tylko kilka razy.
- Wybacz, że cię tak wypytuję, ale po prostu jestem ciekawy.
- W porządku. A ty byłeś kiedyś w Gwangju?
- Nigdy.
- To musisz kiedyś pojechać.
- Jak będę miał okazję.
Wtedy ktoś do niego zadzwonił. Nie rozmawiał długo.
- Muszę już wracać do domu. Mama martwi się o mnie jak o małe dziecko.
- Rozumiem. A pozwoliłaby ci wpaść do mnie w piątek? Moglibyśmy się razem napić czy coś.
- Aż tak mnie nie pilnuje. Jasne, że przyjdę.
Dał mi jeszcze swój numer i poszedł w drugą stronę. A ja oczywiście kilka razy się zgubiłem zanim trafiłem do domu. Norma.
- Boo, wróciłem.
Kot od razu do mnie przebiegł. Zdjąłem kurtkę, buty i wziąłem go na ręce.
- Udało mi się Boo. Nie spieprzyłem niczego... chyba.
Kota oczywiście to nie interesowało i rozglądał się po kuchni za jedzeniem. Nakarmiłem go, wziąłem prysznic i poszedłem spać.
Przez te kilka dni, które zostały do piątku spotkałem się z Jooheonem jeszcze raz. Do tego często ze sobą pisaliśmy. Bałem się, że jeszcze trochę i się w nim zakocham, naprawdę.
W piątek i sobotę miałem na szczęście wolne więc mogłem pić ile tylko chciałem. Gorzej tylko, jak zrobię albo powiem przy nim coś głupiego.
Przyszedł do mnie trochę wcześniej, niż powinien.
- Hej - jak zwykle się uśmiechał.
- Cześć. Wejdź.
Zdjął płaszcz i buty. Później rozejrzał się trochę po mieszkaniu.
- Ładnie tu.
- Dziękuję.
Akurat gdy znowu prawie zagapiłem się na jego dołeczki, Boo wbił mi pazury w nogę.
- Ała - podniosłem kota z podłogi. - To bolało.
- Jaki on uroczy.
- No, zwłaszcza jak się nade mną znęca.
- Oj tam zaraz znęca. Chce się tylko pobawić.
- To masz - wyciągnąłem kota w jego stronę - Ty się z nim pobaw.
Zabrał go ode mnie przy okazji dotykając moich rąk. Jego dłonie były strasznie zimne. Aż przeszedł mnie lekki dreszcz.
- W ogóle, przeniosłem trochę jedzenia. Trzymaj - podał mi reklamówkę w której były prawie same chipsy.
- O dzięki. Usiądź, ja zaraz przyjdę.
Wyszedłem do kuchni. Wziąłem z lodówki piwo i wyspałem chipsy do miski. Gdy wszedłem do pokoju Jooheon bawił się z Boo. Mógłbym patrzeć na to bez przerwy, ale wyszedł bym na psychopatę.
- Obejrzymy coś?
- Jasne. A leci teraz coś fajnego?
- Sprawdzę.
Z przyzwyczajenia włączyłem kanał z kreskówkami.
- O! Leci Epoka Lodowcowa. Lubisz?
- Jasne, że tak.
Otworzyłem po butelce piwa dla mnie i dla niego.
- Wiesz, chyba pierwszy raz będę pił przy filmach dla dzieci.
- Jakich tam dzieci... mam 22 lata.
- No tak.
Gdy skończył się film zdążyłem wypić 3 butelki piwa a Jooheon o jedną mniej.
- Wiesz co? Ja w sumie nie lubię piwa. Mam jeszcze wino, chcesz?
- A dasz radę je wypić?
- No pewnie.
Lekko chwiejnym krokiem dotarłem do kuchni.
- Pomożesz mi?
- W czym? - po chwili stał już obok mnie.
- Nie mogę tego otworzyć - wskazałem palcem na korek.
- Daj mi to.
O mało co nie rozbił butelki ale udało mu się je otworzyć.
- Chodźmy pić dalej - złapałem go za rękę i wróciliśmy na kanapę.
Gdy skończyło nam się wino mi nadal było mało. Zostało tylko kilka butelek piwa.
- Zawsze tyle pijesz?
- Okazjonalnie - otworzyłem po butelce.
Rano o dziwo obudziłem się w swoim łóżku. Zdziwiło mnie po pierwsze to, że byłem całkowicie nagi, a po drugie to że obok leżał Jooheon. Też nago. Chociaż kac był normalny. Właściwie nie przeszkadzało mi to, że spał obok. Przeszkadzała mi myśl o tym, że nie mam pojęcia co tu się odjebało.
- Minhyuk... Minhyuk... - Przytulił mnie.
- Tak?
- Czemu jestem goły?
- Nie wiem, ale mam ten sam problem.
Chyba dopiero teraz zrozumiał całą tą sytuację, bo z jego ust wydobyło się głośne "o kurwa" i prawie spadł z łóżka.
- Minhyuk. Co się stało?
- Nie wiem. Ja nic nie pamiętam. - Boże.
Rozejrzałem się po pokoju. Nigdzie nie było naszych ubrań.
- Wiesz może gdzie są nasze ubrania?
Spojrzałem na niego. Był cały czerwony na twarzy.
- N-nie mam pojęcia.
Wstałem z łóżka i owinąłem się kołdrą.
- Ej, czekaj.
- Co?
Odwróciłem się w jego stronę. Siedział na łóżku i zakrywał się rękoma.
- I tak pewnie już widziałem cię nago.
- Ale... ja lepiej już pójdę.
- Bez ubrań?
Spojrzał na siebie tak jakby zapomniał że siedzi teraz całkiem goły.
Wyszedłem do salonu. Po drodze spojrzałem na kalendarz.
- Cholera. Jooheon!
- Co się stało? - przyszedł do mnie owinięty w prześcieradło.
- Dziś przyjeżdża moja mama.
- O której?
Spojrzałem na zegarek.
- Za ponad dwie godziny.
Spojrzał na mnie jakby nie wiedział co ma teraz zrobić.
- Pomożesz mi? Proszę. Sam nie zdążę tu posprzątać do jej przyjazdu.
- Tylko... ja...
- Nie myśl już o tym co się stało, proszę.
- D-dobra.
Nasze ubrania były na kanapie.
- Umiesz gotować?
- W domu to ja gotuje i nikt nie narzeka, więc chyba tak.
- Świetnie! Mama na pewno będzie głodna. Ugotujesz coś? - uśmiechnąłem się do niego. - A ja to wszystko posprzątam.
- Dobra - też się uśmiechnął. - Tylko co mam zrobić?
- Zdaję się na ciebie.
- Okej.
Ubraliśmy się. Jooheon poszedł do kuchni, a ja zacząłem zbierać butelki do worka.
- Chyba będę musiał iść do sklepu.
- No tak.
Dopiero teraz przypomniałem sobie, że wczoraj połowę mojej niezbyt dużej lodówki wypełniał alkohol, a jedzenia i tak dużo nie miałem.
- Masz tu pieniądze - wcisnąłem mu kilka banknotów do ręki.
- Wrócę niedługo.
Ubrał się i wyszedł.
Usiadłem na kanapie. Boo przyszedł i położył mi się na kolanach.
- Boo. Ja chyba z nim to zrobiłem i tego nie pamiętam - podniosłem go do góry. - Co ja mam zrobić? Co jak on teraz nie będzie chciał się ze mną nawet przyjaźnić? Oh, kocie. Czasami szkoda, że nie potrafisz mówić. Ty pewnie to wszystko pamiętasz, prawda? Jak bardzo się ośmieszyłem?
Boo zeskoczył na stół i przewrócił butelkę.
- Uważaj kocie.
Podniosłem ją i zacząłem dalej sprzątać. Gdy posprzątałem ze stołu, nakarmiłem Boo.
Powoli zacząłem się martwić, że Jooheon nie wróci. Nie było go już prawie godzinę.
- Boo, a co jak on teraz ucieka z tego kraju za moje pieniądze? Przecież to nic złego, że się ze mną przespał, prawda? Zwłaszcza, że... - właśnie wtedy usłyszałem, że wrócił.
- Z kim rozmawiałeś?
- Ja? Ja tylko... mówiłem do Boo. Jak mieszkasz sam to normalne, że zaczynasz gadać do kota. Nie patrz tak na mnie!
- W sumie to urocze.
- Co?
- Nie, nic.
Zastanawiałem się teraz, czy usłyszałem to co usłyszałem, czy ja już naprawdę zwariowałem.
- To ja idę do kuchni.
- Okej.
Sprzątałem dalej. Myślałem, że mózg mi eksploduje przy odkurzaniu, ale jakoś to przeżyłem. Gdy pokój był już czysty, pościeliłem łóżko w sypialni i poszedłem do kuchni. Zacząłem zmywać naczynia. Moja kuchnia nie była jakoś specjalnie duża, więc co chwilę przypadkowo na siebie wpadliśmy. Raz nawet otarłem dłonią o jego tyłek. Ledwo się powstrzymałem, żeby go nie złapać za pośladek.
- Skończyłeś?
- Prawie.
- Bo ja musze jechać po mamę.
- Ile ci to zajmie?
- Z pół godziny.
- To zdążę. Jedź.
- Okej. Tylko uważaj na Boo, żeby ci nic nie zjadł.
- Jasne.
Pojechałem na dworzec. Mama już na mnie czekała. Przywitałem się z nią.
- Długo czekałaś?
- Nie. Jakieś 5 minut.
- Chodźmy.
Wziąłem jej torbę i pojechaliśmy do domu. O dziwo nie zabłądziłem.
Gdy weszliśmy do mieszkania Jooheon chciał wychodzić.
- Gdzie idziesz?
- Nie będę wam przeszkadzać.
- Zostań - złapałem go za bluzę.
Mama spojrzała na niego. Uśmiechnęła się. Dopiero teraz przypomniałem sobie, że mama wie o tym, że wolę chłopaków. Kiedyś znalazła mój pamiętnik, w którym były wszystkie moje fantazje o przyjacielu z liceum.
- Mamo, to jest mój przyjaciel, Jooheon. Zrobił dla ciebie obiad.
- Miło mi cię poznać - podała mu rękę. - Jestem pewna, że będzie pyszny - mama spojrzała na mnie znacząco.
Pokiwałem przecząco głową. Jooheon patrzył na to jakbyśmy byli nienormalni.
- Ja musze już wracać - próbował się wykręcić.
- Ależ zostań - mama złapała go za rękę i zaprowadziła do stołu, gdzie wszystko było już przygotowane. Naprawdę się postarał.
Usiedliśmy do stołu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to kimbap. Kocham kimbap. Włożyłem sobie kilka kawałków na talerz. Ugryzłem dosłownie mały fragment i od razu go wyplułem.
- Coś nie tak? Nie smakuje ci? - Jooheon wyglądał na zmartwionego.
- Nie, nie, nie, to nie tak. Ja po prostu nie cierpię ogórków.
- Wybacz, nie wiedziałem.
- Nie, to moja wina. Mogłem ci powiedzieć.
- Możesz go wyjąć. Raczej nadal będzie dobre.
- No tak.
Spojrzałem kątem oka na mamę. Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć śmiechem.
- Przepraszam - Jooheon wstał i poszedł do łazienki.
Mama kiwnęła palcem żebym się do niej przysunął.
- Wy na pewno nie jesteście razem?
- Nie mamo. Przecież bym cię nie okłamał.
- Ale ty się w nim kochasz.
- Że co?
- Kochanie, ja wszystko widzę.
- To nie tak.
- Spójrz w lustro. Jesteś cały czerwony na twarzy i jeszcze - wyciągnęła rękę i dotknęła mojej piersi - serce ci wali jak młot. Synku, nie oszukuj sam siebie. Nawet twój ojciec by zauważył. Ciesz się, że nie przyjechał ze mną. A i jeszcze jedno.
- Hm?
- Na pewno nie wraca?
Odwróciłem się i chwilę nasłuchiwałem.
- Chyba zaraz wróci.
- Bo on... on chyba też cię lubi. A przynajmniej mam takie wrażenie.
- Naprawdę?
- Tak. Powiem ci później. Muszę go jeszcze chwilę poobserwować.
- Dzięki mamo. Kocham cię.
- Ja ciebie też synku.
Usiadłem z powrotem na swoje miejsce i zacząłem dalej wyciągać ogórki z kawałków kimbapu. Akurat wtedy Jooheon wrócił. Jedliśmy obiad dalej. Jooheon był bardzo miły dla mojej mamy. Dla mnie jeszcze bardziej. Coraz bardziej przekonywałem się do tego, co mówiła moja mama. Gdy już prawie kończyliśmy jeść mama wstała od stołu.
- Było naprawdę pyszne. Masz talent młody chłopaku. A teraz wybaczcie, jestem zmęczona i idę spać.
- Śpij dobrze.
Mama spojrzała na mnie, pokiwała głową i uśmiechnęła się. To oznaczało, że miała rację. Zawsze mogłem ufać mojej mamie.
- Chodź Boo, będziesz spał ze mną - wzięła kota i poszła z nim do mojej sypialni.
- Pomogę ci sprzątać - Jooheon wstał od stołu i zaczął zbierać puste naczynia.
- Nie trzeba. I tak już dużo dla mnie zrobiłeś.
Nie przejął się tym co powiedziałem i zaniósł naczynia do kuchni. Podniosłem kilka ze stołu i zaniosłem do kuchni. Jooheon zaczął zmywać.
- Jooheon, nie musisz. Dam sobie radę.
Spojrzał tylko na mnie i się uśmiechnął.
- Przynieś resztę.
Posłusznie wykonałem to o co mnie prosił. Później zacząłem ustawiać na suszarce wszystkie umyte przez niego naczynia.
- Fajnie byłoby mieszkać razem -powiedziałem to tak nagle i bez namysłu.
- W sumie to tak - uśmiechnął się do mnie i zaczął wycierać mokre dłonie.
- Jooheon.
- Hm? - odwrócił się w moją stronę.
Zabrałem ścierkę z jego rąk i położyłem ją na blat.
- Bo ja... chciałem ci podziękować - pocałowałem go w policzek. - I chciałem cię też przeprosić. To wszystko co się stało, chociaż nie pamiętam nic, to pewnie była moja wina.
- Czemu tak myślisz?
- No bo... ty mi się już wcześniej podobałeś. Właściwie odkąd cię pierwszy raz spotkałem.
- Naprawdę?
Pokiwałem głową i spuściłem ją w dół. Zacząłem poważnie wątpić wątpić w to co mówiła mama. Byłem tak zdenerwowany, że ledwo zauważyłem, że złapał mnie za rękę. Podniosłem głowę, a on uśmiechnął się do mnie i po chwili mnie pocałował.
- Minhyuk, myślisz, że po tym co się stało zostałbym i robił to wszystko gdybym cię nie lubił?
- Myślałem, że po prostu jesteś miły, tak jak zawsze.
- Nie dla każdego jestem miły, uwierz mi. Właściwie to tylko w pracy i dla ciebie.
Myślałem że zaraz się rozpłaczę. Przytuliłem go mocno.
- Jooheon. Jest coś jeszcze.
- Co? - zaczął gładzić mnie po głowie.
- Bo jeżeli my dziś w nocy... no wiesz.
- No?
- Bo ja wcześniej tego nie robiłem.
- Naprawdę? - spojrzał na mnie zdziwiony. - Czyli byłem pierwszy?
Pokiwałem głową.
Jooheon znowu mnie pocałował.
- Wiesz co? Gdyby nie to, że jest tu teraz twoja mama...
- A co gdyby jej nie było?
- Zapewniłbym ci, że byłem pierwszy.
- Wiesz co?
- Hm?
- Czasami możesz przestać być dla mnie miły - Pocałowałem go. - Ale tylko czasami. To mi się podoba~
- Dla ciebie wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz